ODPOWIEDZ
23 y/o, 183 cm
You make me money I'll make you laugh
Awatar użytkownika
Too cool to hustle, too wild to give a damn.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

Burn it down
I'm dancing on these ashes now. I got my demons tapping out
Like, how come no one's laughing now
   Po kłótni z Jaysonem Bowie zdecydowanie nie był sobą. Pamiętał błyski fleszy, irytujące pytania dziennikarzy, a potem pełen złości głos Jaya, rozchodzący się po szatni. Pamiętał też swoje słowa, z których wcale nie był dumny, ale też trudno było mu się do tego przyznać. Więc się nie przyznawał, głównie skupiając się za zapominaniu, nawet jeżeli krótkotrwałym. Wszystko było lepsze, niż mielenie w głowie raz po raz scen z turnieju i myślenie o tym, co można byłoby zmienić, co powiedzieć inaczej i zastanawiać się nad tym, czego tak właściwie naprawdę chciał.
   Może niczego?
   Może tak było lepiej? Nigdy nie był w niczym specjalnie stały, nawet w muzyce, która towarzyszyła mu przecież od narodzin i płynęła w jego żyłach razem z krwią. Czasami sobie myślał, że zamiast niej. Jay był zaangażowany, pewny siebie, zakochany, a on? Nie miał nawet pojęcia czy dalej chce tkwić w tym pieprzonym mieście.
   A jednak coś się zmieniło i nie potrafił tego rozgryźć. Jay wytrzymał z nim zdecydowanie najdłużej ze wszystkich przygód w jego krótkim życiu. Nie tylko to jednak je różniło. Żadna inna relacja nie pozostawiła po sobie takich emocji i nie sprawiła, żeby zaszywał się w rezydencji matki, ukrywając się przed całym światem. Zsunął się nieco po dmuchanym fotelu, pływającym akurat na środku basenu i poprawił przeciwsłoneczne okulary na nosie. Odciął się, od kilku dni pijąc kolorowe drinki, żywiąc się zimnymi przekąskami i do nikogo się nie odzywając, nie licząc Marthy, która mu te driny i przekąski donosiła. Chyba się o niego zaczynała martwić, ale wolała nie prowokować kolejnych warknięć.
   Mimo wszystko nie zadzwoniła jeszcze do jego matki, która latała obecnie po Europie ze swoją sektą, robiąc zapewne to, co sekty robią najlepiej 一 nawracając. Telefon wibrował na mini barku, niedaleko basenu, ale Bowie nawet nie drgnął, żeby zobaczyć powiadomienia, odczytać wiadomości czy odebrać nadchodzące połączenia. Martha za to stanęła nieopodal, niezbyt przychylnie patrząc na prawie pustą szklankę w dłoni chłopaka. Oparła ręce na krągłych biodrach i zerknęła na wyświetlacz telefonu. Znała Bowiego odkąd skończył dziesięć lat i pozwalała sobie na zdecydowanie zbyt wiele, a on jej to zawsze wybaczał, bo w pewnym sensie była mu bliższa, niż matka (no i jeszcze go nie opuściła, tak jak wszyscy inni).
   一 Panienka Elena 一 powiedziała głośno, zerkając na Vance’a kątem oka.
   一 Odbierz 一 mruknął po dłuższej chwili i cmoknął jakby z niezadowoleniem, ale Martha wiedziała swoje i prawie się na to uśmiechnęła. Odebrała i nawet pozwoliła sobie zaprosić Elenę do posiadłości (Bowie ani razu się nie sprzeciwił, siorbiąc drinka przez słomkę). Kiedy dziewczyna pojawiła się pod bramą, kobieta wpuściła ją i nawet zamieniła z nią kilka słów, tłumacząc sytuację, chociaż pobieżnie, bo sama też nie miała pojęcia czemu Bowie tu przesiaduje tak długo i zachowuje, jakby coś go bardzo mocno w tyłek ugryzło.
   一 Nigdy tak wcześniej nie miał. Panienka coś wie? Bo ja z niego nie mogę nic wyciągnąć, a próbowałam wszystkiego, nawet mu zrobiłam torcik kokosowy, to nie tknął 一 mówiła, z miną wyrażającą głębokie zmartwienie i bezsilność. Poprawiła skromnym ruchem pasmo siwiejących włosów i skrzętnie upleciony z warkocza kok. Pochodziła z Portugalii, przeniosła się do Kanady jak miała piętnaście lat, a dla rodziny Vance pracowała od ponad dziesięciu. Dostawała dużą pensję i była całkiem zadowolona, bo wystarczało, żeby utrzymać ją i dwójkę jej dzieci.


Elena Santorini
Myre
nie lubię postów wygenerowanych przez ai, braku interpunkcji i inicjatywy
27 y/o, 164 cm
primabalerina | The National Ballet of Canada
Awatar użytkownika
i am the summer sinking through the cold december of your soul
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

love is for the birds
where things are complicated
outfit
Vance nigdy nie należał do osób, które były dla niej dostępne w każdym miejscu i czasie. Santorini już dawno przestała brać do siebie momenty, w których chłopak przestawał jej odpisać, bądź odczytywał wiadomości i nie tworzył własnych odpowiedzi. Wiedziała, że nie wiązało się to z okazywaniem jej jakiegokolwiek braku szacunku, a bardziej z jego stylu życia czy podejścia - niejednokrotnie pisała do niego gdy był w odmętach jakiegoś klubu, w którym nie było zasięgu, bądź gdy był pod wpływem zbyt wielu środków - lub ludzi - by sformułować swoją odpowiedź. Zawsze jednak oddzwaniał, prędzej czy później - oraz nigdy nie zignorował jej, gdy pisała do niego z czymś ważnym.
Coś się jednak zmieniło. Cisza, która zapadła między nimi pomimo jej SMSów czy połączeń trwała zbyt długo, połączenia były zbijane zbyt szybko. Wzbudziłoby to w niej zaniepokojenie znacznie szybciej gdyby nie chwila, w której dostrzegła jego rozmazane zdjęcie w artykule jakiegoś szmatławca plotkarskiego. O c z a r o w a n a przyglądała się jego podobiźnie w towarzystwie jakiegoś innego, przystojnego mężczyzny - i gdy wreszcie znalazła najbliższe krzesło, usiadła i przeczytała artykuł od deski do deski.
To właśnie na to zrzuciła winę za brak odzewu z jego strony - i, poniekąd, miała rację, choć nie w sposób, którego się spodziewała. Wysyłając mu wiele wiadomości, część bezwstydnie napisana capslockiem, życzyła mu dobrej zabawy. Nie spodziewała się, że Bowie znalazł sobie kogoś na stałe - bardziej, że odnalazł chwilową ucieczkę od codzienności i to właśnie z nią spędzał teraz czas, wylegując się przy basenie, sącząc wspólnie drinki i oddając się wszystkim uciechom, jakie życie mogło im zaoferować.
Przez myśl nawet nie przeszłoby jej, że w tym artykule chowała się choćby odrobina powagi.
Bo Bowie nie był poważny - nie w swoim podejściu do życia, do ludzi i do relacji.
Jego cisza osiągała jednak poziom, który wzbudzał w niej irytację. Irracjonalnie czuła się jak porzucona przez niego zabawka - porzucona na rzecz nowej, błyszczącej, która mogła zaoferować mu wszystkie te rzeczy, których Elena nie mogła robić. Tego dnia, wolnym od występów, których jej nawet nie p o g r a t u l o w a ł, wybierała jego numer pozbawiona cierpliwości, w pełni zamierzając na niego nawrzeszczeć. Nie spodziewała się, że odbierze - a tym bardziej nie mogła uwierzyć w damski głos, który wydostał się z drugiej strony. Martha, którą znała z widzenia i powierzchownych, uprzejmych konwersacji, brzmiała na zaniepokojoną - co z kolei wzbudziło jej własną nerwowość, zrodzoną z tego wszystkiego, co zostawiła za sobą.
- Zajmę się nim - uspokoiła kobietę miękko, rzucając słowami, które chciała usłyszeć. Uśmiechnęła się do niej, skinieniem głowy zapewniając, że była gotowa tę obietnicę spełnić i dopiero gdy Martha ruszyła do drzwi - zapewne by przynieść jej coś do picia - Santorini omiotła spojrzeniem basen, natrafiając na leżącego w blasku słońca chłopaka.
Wyglądał na całego i zdrowego, ale Martha znała go na tyle dobrze by wiedzieć, kiedy było z nim dobrze, a kiedy źle - dostrzegała zasady w tym chaosie. Skoro była zaniepokojona, musiała mieć powód.
- Ignorujesz moje wiadomości - rzuciła na wstępie, z przytykiem, który nie chował w sobie zbyt wiele złości. Podeszła do leżaka, rzucając na drugi swoją torbę, choć zamiast usiąść zatrzymała się przy nim na krótką chwilę, przyglądając mu się z góry. - Chamie.

Bowie Vance
meow
nuda
23 y/o, 183 cm
You make me money I'll make you laugh
Awatar użytkownika
Too cool to hustle, too wild to give a damn.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

   Nie ruszył się z dmuchanego fotela, dryfując od jednego brzegu basenu, do drugiego. W pewnym momencie odstawił tylko przy okazji wypitego do połowy drinka. Któregoś tam. Nie pamiętał nawet którego, ale nawet alkohol nie wchodził mu dzisiaj zbyt dobrze, a i tak wypił go tyle, żeby na jakiś czas mogło mu być wszystko jedno, ale nie tyle, żeby napisać do Jaydena. Nie miał takiego zamiaru.
   Skończył z nim i ze wszystkimi, ze wszystkim.
   Aktualnie próbował się przekonać, że i tak nic nie ma sensu i nikomu nic do tego co właśnie robi. Skoro chciał zapijać mordę w basenie na posiadłości swojej matki, to właśnie to będzie robił. Może ta wieczorem poczęstuje go swoimi prochami i urządzi jakieś skromne przyjęcie, na którym wyrucha go jakiś jej znajomy, jak za starych, dobrych czasów. Do dzisiaj nie miała pojęcia jak to się kończyło, bo już wtedy sama była zbyt naćpana, żeby wiedzieć co się wokół niej dzieje. A może skusi się jakaś jej znudzona życiem i własnym mężem koleżanka? Do wyboru, do koloru.
   Okręcił się wraz z fotelem, opuszczając dłoń i wodząc nią po wodzie, zamyślony, raczej nieobecny. Przez chwilę zapomniał nawet o telefonie od Eleny, tak jak zapominał o wszystkich jej wiadomościach, większości nawet uważnie nie czytając. Lubił ją, tak naprawdę, szczerze. Fajna z niej była laska. Był jednak pewien, że nie zrozumie, bo nikt nie mógł zrozumieć, skoro nawet sam Bowie nie rozumiał. To było w tym wszystkim najśmieszniejsze i najbardziej żałosne.
   Przekręcił głowę, słysząc znajomy głos i poprawił na nosie przeciwsłoneczne okulary z okrągłymi, czarnymi szkłami. Na jego twarzy zagościł lekki, trochę zuchwały uśmieszek, ale to była początkowo jedyna reakcja na pojawienie się Santorini.
   一 Wydzwoniłaś już wszystkie drobne? Nawet matka tyle do mnie nie pisze przy załamaniu nerwowym czy jakimś innym kryzysie wiary 一 mruknął i machnął niedbale dłonią, jakby odganiał natrętną muchę. Przesunął wilgotną od wody z basenu dłonią po swoim nagim brzuchu, jakby chciał się trochę ochłodzić, bo pogoda była dzisiaj całkiem ładna, a słońce grzało bez skrępowania. W pewnym momencie trochę spoważniał, jakby trudno mu było ten charakterystyczny dla siebie uśmiech utrzymać i odwrócił od niej spojrzenie, kierując je tam, gdzie patrzył prawie cały czas wcześniej 一 na jabłonkę przy bramie wjazdowej. To było jedyne drzewo owocowe na całym terenie zielonym. Drzewko było małe i wyglądało na słabe, a prawie co roku rodziło duże, czerwone jabłka. Posadził je w wieku trzynastu lat, razem z ojcem i to było jedno z niewielu szczęśliwych, rodzinnych wspomnień z którymś z rodziców.
   一 Po co przyszłaś? 一 zapytał w pewnym momencie, przełykając zaraz z trudem ślinę. Posmak słodkiego soku i alkoholu nie był przyjemny, a skronie zaczynały pulsować tępym bólem. Wiedział, że jeżeli teraz pójdzie spać, to obudzi się na paskudnym kacu, a dół, w którym właśnie tkwił, tylko się pogłębi. Chyba potrzebował czegoś, co odrobinę go pobudzi i podbije mu samopoczucie. Matka na pewno miała coś w łazience albo sypialni. Jej prywatna przestrzeń była jak apteka.

Elena Santorini
Myre
nie lubię postów wygenerowanych przez ai, braku interpunkcji i inicjatywy
27 y/o, 164 cm
primabalerina | The National Ballet of Canada
Awatar użytkownika
i am the summer sinking through the cold december of your soul
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Odczytywanie Vance'a nie było rzeczą łatwą - głównie dlatego, że jego stany bywały bardzo do siebie podobne. Sięgał po alkohol wtedy, gdy był szczęśliwy, wtedy, gdy miał doła i nawet wtedy, gdy wszystko było mu żywcem obojętne. Nie potrzebował szczególnego powodu, by imprezować, a trudno było w tym imprezowaniu dostrzec granicę pomiędzy potrzebą rozerwania się, a zapomnienia o problemach, które zostawił w domu.
Nie była osobą, która dopytuje - ponieważ sama doceniała to samo w odwecie. Była jednak na tyle spostrzegawcza by z biegiem czasu dostrzec fluktuacje jego nastrojów, dostrzec napięcie, w którym wspominał - niby od niechcenia - o matce czy ojcu, czy wykryć odrobinę irytacji chowającej się w głębi obojętnego stwierdzenia.
Na pozór w tej chwili niczego nie mogło mu w życiu brakować. Dryfował sobie w basenie, w prywatnej posiadłości, w której jedyną osobą robiącą mu za towarzystwo była usługująca kobieta, która wiedziała gdy przynieść mu drinka, a kiedy usunąć się w cień. A mimo tego w jego ciele chowało się jakieś zmęczenie, a zwykle energiczne słowa brzmiały jednostajnie, miarowo - jakby ktoś pozbawił je iskry, która zawsze w nim tkwiła.
- Nie płacę za swój telefon - odrzuciła w reakcji na jego słowa i zmarszczyła brwi, nagle orientując się, że faktycznie, powinno się za takie rzeczy płacić. W zasadzie nigdy się nad tym nie zastanawiała. Salvatore wręczył jej telefon wraz z numerem gdy przybyła do Toronto i nigdy więcej nie poświęcała temu większej uwagi. Giovanni prawdopodobnie opłacał go z resztą innych, może wziął go na firmę - a może załatwił jej tylko pierwszy rok użytkowania i niedługo miała stanąć przed konkretnym wyzwaniem ogarnięcia tego, co z tym w ogóle powinno się zrobić.
Westchnęła lekko, niezrażona jego krótkim pytaniem,. Sięgnęła do krawędzi swojej bluzki, bez słowa przekładając ją przez głowę i ujawniając strój kąpielowy pod spodem. Skoro miała już przedzierać się przez pięćdziesiąt warstw muru, które Bowie Vance wznosił pomiędzy sobą a społeczeństwem, równie dobrze mogła korzystać też z przywilejów jego wielkiego basenu. Zdejmując z siebie spodnie, zignorowała bliznę szpecącą jej tułów - szramę, której pokazywania unikała w większości przypadków, ale którą Vance widział już wcześniej. W jego towarzystwie czuła się swobodnie bo wiedziała, że nie będzie dociekał, skąd się wzięła - nie tak naprawdę, w sposób, w który ludzie ignorowali podawane przez nią wymówki i drążyli tam, gdzie nie byli proszeni.
- Widziałam artykuły w gazetach - rzuciła beztrosko, odchodząc na moment od basenu by dotrzeć do jego służki, która zmaterializowała się na granicy z butelką wody i drinkiem z palemką - prawdopodobnie dedykując pierwsze Elenie, a drugie Bowiemu. Ona jednak chwyciła za obie te rzeczy, podziękowała uprzejmie i wracając do basenu, sączyła już przygotowany przez nią koktajl. - Związek dobrze ci robi, Bowie. Nic dziwnego, że świętujesz - dodała z ironią, wsuwając się do przyjemnej wody. Wyciągnęła butelkę z zimną wodą w jego stronę, złośliwie odkładając je na nagi, nagrzany brzuch chłopaka bo podejrzewała, że nie przyjąłby jej gdyby wyciągnęła ją w jego stronę.

Bowie Vance
meow
nuda
23 y/o, 183 cm
You make me money I'll make you laugh
Awatar użytkownika
Too cool to hustle, too wild to give a damn.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

  Właściwie Bowie sam nie wiedział czemu pił, nie tak ogólnie, ale w tej konkretnej chwili. Nie miał na to w zasadzie ochoty, tak jak nie miał ochoty na nic innego. Kiedy zapominał się i pozwalał myślom swobodnie krążyć, wracał do kłótni z Jaydenem. Znowu znajdował się w słabo oświetlonej szatni, sam na sam z młodym mężczyznom i słyszał wypowiadane przez siebie słowa, a potem zastanawiał się co mógł zrobić inaczej, czego mógł w ogóle nie mówić. Przypominał sobie jak Jay go zostawił, a cisza która nastała później była chyba najbardziej bolesna. Kłócili się już wiele razy i często awantury kończył trzask drzwi. Tym razem było inaczej, jakoś bardziej poważnie, bardziej złowroga. Jakby nie było już odwrotu i może właśnie to było takie niepokojące i zostawiło pustkę. A może chodziło o to, że okłamał wtedy i jego i siebie, ze strachu robiąc wszystko, żeby uciec, chociaż przecież zawsze uważał się za takiego odważnego.
  Zerknął na dziewczynę kątem oka i ciężko westchnął, bo przecież nie mówił dosłownie, nikt teraz nie płaci za wiadomości, mogła co najwyżej opłacać umowę, a jak widać nie robiła nawet tego. Z Bowiem było podobnie, nawet nie miał pojęcia ile miesięcznie wydawał, bo nigdy nie musiał martwić się rachunkami, nawet nie patrzył na ceny. Nie posądzał o to też innych, czasami zupełnie zapominał, że normalni ludzie zawracają sobie czymś takim głowę.
  Zauważył, że dziewczyna ma zamiar wejść do basenu, ale nie miał nic przeciwko. Nie był też za. Po prostu to ignorował, jakby było mu wszystko jedno, chociaż to nie do końca tak. Przecież pozwolił odebrać telefon od Eleny i wpuścić ją na posiadłość, ale ona przecież nie mogła wiedzieć w jakich okolicznościach się to stało. No, chyba że została o tym powiadomiona, tego nie wiedział.
  I nawet nie chciało mu się o tym myśleć.
  Powiódł spojrzeniem po jej bliźnie, ale bez większego celu. Widział ją wcześniej, ale nie pytał. Nie dlatego, że nie był ciekawy, bardziej dlatego, że się bał. To chyba była podobna sytuacji, co z Jaydenem. Był ciekawy za bardzo, za dużo by to dla niego znaczyło. Może i lepiej, że to woda wylądowała na jego brzuchu, a nie kolejny drink, bo chyba miał dosyć. Powinien się napić czegoś normalne, nawet jak nie miał na to ochoty.
  Skrzywił się nieznacznie, chociaż trudno powiedzieć czy na ostre promienie słońca, wyglądające zza chmury, na zimny dotyk butelki na rozgrzanym brzuchu, czy komentarz Eleny, który był jak długa, cienka igła wbijająca mu się między żebra.
  一 I tylko to mi chciałaś powiedzieć? Nikt nie umarł? Zajebiście 一 mruknął, zaciskając palce na zakrętce od butelki z wodą. Przez chwilę wyglądał, jakby w jego wnętrzu toczyła się jakaś walka. W końcu odkręcił wodę i faktycznie się napił, ale potem zakręcił ją i wrzucił do wody, pozwalając odpłynąć.
  一 Nie wiem czego się naczytałaś, nie ruszam plotek. Nie było i nie ma żadnego związku 一 mruknął po chwili, co znowu było kłamstwem. I to podwójnym, bo chociaż zazwyczaj faktycznie starał się nie czytać informacji związanych z jego rodziną, to tym razem było inaczej. Nie miał pojęcia co ze sobą zrobić i jak to wszystko wytłumaczyć, a chyba najprostszym było po prostu podtrzymanie tego, co nałgał Jaydenowi: nigdy nie było między nimi nic poważnego i chłopak był tylko jedną z wielu przygód, bo łatkę łatwego Bowie miał już od dawna i chyba wszyscy przywykli. Za tym krył się kolejny, dużo głębszy problem, który jednak nigdy nie powinien wyjść na jaw, bo to zniszczyłoby nie tylko jego, ale jego rodziców i ich mały świat.
  一 Jayden to tylko… 一 zaczął i nagle zdał sobie sprawę, że nie potrafi dokończyć tego zdania, chociaż próbował. Ostatecznie poddał się i zsunął z dmuchanego fotela, zanurzając się powoli w wodzie, a potem znikając pod nią, na chwilę opadając niżej, żeby się ochłodzić i odciąć na chwilę od rozmowy, która nawet nie rozpoczęła się na dobre.

Elena Santorini
Myre
nie lubię postów wygenerowanych przez ai, braku interpunkcji i inicjatywy
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Kanadzie”