-
zarobiona asystentka, która nie ma życia prywatnego bo ciągle zajmuje się swoim szefem, który kompletnie nie zna życia i przez niego chyba zaraz popadnie w alkoholizm albo skończy w więzieniu za zabicie gonieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
- Owszem, może, ale mając na myśli męski chodziło mi o faceta, który ma własne zdanie, potrafi postawić jakieś granice. Związek powinien działać na zasadzie równowagi, jeśli jedno jest szalone to potrzebne jest drugie, które czasem powie, że warto się zatrzymać. - odpowiedziała zgodnie ze swoimi myślami i przekonaniami, ona chciała mieć kogoś takiego w swoim życiu, a że ona jest tą bardziej odpowiedzialną to potrzebowała faceta, który czasem lubi zaszaleć, ma w sobie trochę z dziecka. Każdy głupi by się domyślił, że mniej więcej opisywała Galena, ale czy on to ogarnie? Nie wiedziała, cicho liczyła, że tak, ale dosadnie tego nie powie.
- A jak to sobie wyobrażasz? Że w windzie ktoś będzie Ci opowiadał jakie plotki usłyszał? Zaufaj mi, dla swojego własnego zdrowia psychicznego nie chcesz słyszeć tych plotek, nie mówię tylko o tych, które są o nas. Ludzie potrafią być zawistni i gadać takie głupoty, że psychiatryk jest im potrzebny. - wywróciła oczami, ona sama miała nieprzyjemność słuchać o kilku innych plotkach. Jak to mawiała jej mama, mądrym nie musisz tłumaczyć, a głupiemu nie przetłumaczysz, a najlepiej trzymać się z dala od takich akcji. I chodziło też o Galena, po cholerę ktoś w firmie ma gadać o tym, że zamiast zająć się swoimi obowiązkami to chodzi i słucha plotek? Gdyby tylko zapytał ją o zatrudienie donisiciela to od razu by mu ten pomysł z głowy wybiła, bo takie zagrania będą działać tylko i wyłącznie na jego niekorzyść, a jako jego asystentka dbała nie tylko o organizacje jego pracy, ale też jego dobre imię.
- Bo nie jesteś taki straszny jak Ci się wydaje, chociaż czasem lubię jak jesteś taki władczy. - tak, to była mała zaczepka w jego stronę. Fakt faktem naprawdę się go nie bała, czasem miał swoje gorsze momenty i niekontrolowane wybuchy, a nawet kilka razy zdarzyło mu się rzucić papierami, ale Meena spokojnie stała i czekała aż się uspokoi, a potem rzucała standardowy tekst pt "już? emocje opadły?" Mówiła mu wiele rzeczy, których nie powinna mówić do szefa, nie powinna komentować jego życia prywatnego i to z kim się umawia, takie komentarze miała trzymać dla siebie, ale nie potrafiła. Mówiła co jej ślina na język przynosiła. Zaczynając pracę z Galenem jako jego sekretarka długo milczała, ale skoro pewnego dnia dał jej zadanie, w którym miała spławić jedną z jego randek to Evans uznała, że tym samym ma pozwolenie na komentowanie. Potem jakoś poszło, może ich relacja nie należała do takich standardowych na płaszczyźnie szef = sekretarka, ale to była ich relacja i najważniejsze aby czuli się w niej dobrze, a ciemnowłosa właśnie dobrze się czuła.
Burza na ziemi nie była wcale taka straszna, przeciwnie było to naprawdę ładne zjawisko, które można było obserwować z podziwem, pioruny, które tworzyły krótkotrwałe obrazy na ciemnym niebie, dźwięki grzmotów niosące się echem między budynkami. Na niebie, będąc w samolocie nie bylow tym nic fajnego, a tym bardziej miłego i ładnego.
Nie zaprotestowała kiedy jedną ze swoich dłoni położył na jej policzku, przymknęła swoje oczy na kilka chwil i instynktownie przekręciła delikatnie głowę tym samym wtulając swój policzek w jego dotyk. Był ciepły i sprawiał, że przyjemne ciepło rozlało się po jej ciele.
Nie odezwała się też kiedy zdecydował się na przytulenie jej do swojego boku, oparła policzek o jego klatkę piersiową, słyszała bicie jego serca, które było tak spokojne, skupiła się na tym dźwięku tak bardzo jak tylko mogła.
Słyszała jego słowa, propozycja wydawała się kusząca, ale pamiętała co powiedział, droga powrotna autem była długa i oboje nie daliby rady pokonać tylu kilometrów. Nie mogła mu tego zrobić, nie chciała aby ze względu na jej paniczny strach zmieniał wszystkie plany.
Siedziała w ramionach swojego szefa łamiąc tym samym wszystkie możliwe zasady etyki pracy, wiedziała, że nie powinna, że takie coś nie powinno mieć miejsca, ale nie miała w sobie odwagi aby to przerwać, nawet nie chciała tego, bo w jego ramionach czuła się bezpieczna. Tak jakby weszła do bezpiecznej bańki, która chroni ją przed całym złem tego świata.
Jej modlitwy zostaly całkowicie wysłuchane, kilka minut później samolot już przestał się telepać, dźwięki burzy ucichły, a ona mogła odetchnąć z ulgą. Kiedy pojawiła się obok nich stewardessa Evans delikatnie odsunęła się od Galena.
- Przepraszam, ja.. - było jej głupio, naprawdę bo nie przywykła do tego, że ktoś się o nią martwi, że otwiera się przed kimś. Odkąd straciła ojca, a jej matka była w hospicjum to ona martwiła się o nią, martwiła się o to czy stać ją będzie na utrzymanie chorej kobiety w ośrodku, martwiła się o to czy sąsiadka nie zaleje jej mieszkania. Musiała troszczyć się sama o siebie, a więc troska płynąca z innej trony była dla niej czymś nowym, bo zapomniała jakie to uczucie.
- Jak będziemy wracać to po prostu walniesz mnie w głowę i prześpię cały lot, albo wpakujesz mnie do luku bagażowego. - uśmiechnęła się delikatnie, nie lubiła być problemem, nie lubiła być ciężarem.
- I nie przepraszaj mnie, to ja zachowałam się jak dziecko, powinnam postawić sprawę jasno, a nie obracać kota ogonem. Nie miałeś pojęcia o moim lęku, w całej tej sytuacji to ja wyszłam na idiotkę. - skrzywiła się delikatnie i uniosła dłoń aby ogarnąć roztrzepane włosy. Powoli odkleiła się od jego boku z widoczną niechęcią, którą starała się ukryć, powróciła na swój fotel.
Kobieta za chwilę przyniosła alkohol, który od razu podała Meenie, ta chwyciła szklankę w dłoń i upiła łyka. Skrzywiła się, a nawet lekko zakaszlała, smak był okropny, nie lubiła tak mocnego alkoholu.
- Jezu, i ty naprawdę takie coś pijesz? - przeszły ją ciarki i delikatnie potrząsnęła głową aby w jakikolwiek sposób odgonić to od siebie.
Galen L. Wyatt
- A jak to sobie wyobrażasz? Że w windzie ktoś będzie Ci opowiadał jakie plotki usłyszał? Zaufaj mi, dla swojego własnego zdrowia psychicznego nie chcesz słyszeć tych plotek, nie mówię tylko o tych, które są o nas. Ludzie potrafią być zawistni i gadać takie głupoty, że psychiatryk jest im potrzebny. - wywróciła oczami, ona sama miała nieprzyjemność słuchać o kilku innych plotkach. Jak to mawiała jej mama, mądrym nie musisz tłumaczyć, a głupiemu nie przetłumaczysz, a najlepiej trzymać się z dala od takich akcji. I chodziło też o Galena, po cholerę ktoś w firmie ma gadać o tym, że zamiast zająć się swoimi obowiązkami to chodzi i słucha plotek? Gdyby tylko zapytał ją o zatrudienie donisiciela to od razu by mu ten pomysł z głowy wybiła, bo takie zagrania będą działać tylko i wyłącznie na jego niekorzyść, a jako jego asystentka dbała nie tylko o organizacje jego pracy, ale też jego dobre imię.
- Bo nie jesteś taki straszny jak Ci się wydaje, chociaż czasem lubię jak jesteś taki władczy. - tak, to była mała zaczepka w jego stronę. Fakt faktem naprawdę się go nie bała, czasem miał swoje gorsze momenty i niekontrolowane wybuchy, a nawet kilka razy zdarzyło mu się rzucić papierami, ale Meena spokojnie stała i czekała aż się uspokoi, a potem rzucała standardowy tekst pt "już? emocje opadły?" Mówiła mu wiele rzeczy, których nie powinna mówić do szefa, nie powinna komentować jego życia prywatnego i to z kim się umawia, takie komentarze miała trzymać dla siebie, ale nie potrafiła. Mówiła co jej ślina na język przynosiła. Zaczynając pracę z Galenem jako jego sekretarka długo milczała, ale skoro pewnego dnia dał jej zadanie, w którym miała spławić jedną z jego randek to Evans uznała, że tym samym ma pozwolenie na komentowanie. Potem jakoś poszło, może ich relacja nie należała do takich standardowych na płaszczyźnie szef = sekretarka, ale to była ich relacja i najważniejsze aby czuli się w niej dobrze, a ciemnowłosa właśnie dobrze się czuła.
Burza na ziemi nie była wcale taka straszna, przeciwnie było to naprawdę ładne zjawisko, które można było obserwować z podziwem, pioruny, które tworzyły krótkotrwałe obrazy na ciemnym niebie, dźwięki grzmotów niosące się echem między budynkami. Na niebie, będąc w samolocie nie bylow tym nic fajnego, a tym bardziej miłego i ładnego.
Nie zaprotestowała kiedy jedną ze swoich dłoni położył na jej policzku, przymknęła swoje oczy na kilka chwil i instynktownie przekręciła delikatnie głowę tym samym wtulając swój policzek w jego dotyk. Był ciepły i sprawiał, że przyjemne ciepło rozlało się po jej ciele.
Nie odezwała się też kiedy zdecydował się na przytulenie jej do swojego boku, oparła policzek o jego klatkę piersiową, słyszała bicie jego serca, które było tak spokojne, skupiła się na tym dźwięku tak bardzo jak tylko mogła.
Słyszała jego słowa, propozycja wydawała się kusząca, ale pamiętała co powiedział, droga powrotna autem była długa i oboje nie daliby rady pokonać tylu kilometrów. Nie mogła mu tego zrobić, nie chciała aby ze względu na jej paniczny strach zmieniał wszystkie plany.
Siedziała w ramionach swojego szefa łamiąc tym samym wszystkie możliwe zasady etyki pracy, wiedziała, że nie powinna, że takie coś nie powinno mieć miejsca, ale nie miała w sobie odwagi aby to przerwać, nawet nie chciała tego, bo w jego ramionach czuła się bezpieczna. Tak jakby weszła do bezpiecznej bańki, która chroni ją przed całym złem tego świata.
Jej modlitwy zostaly całkowicie wysłuchane, kilka minut później samolot już przestał się telepać, dźwięki burzy ucichły, a ona mogła odetchnąć z ulgą. Kiedy pojawiła się obok nich stewardessa Evans delikatnie odsunęła się od Galena.
- Przepraszam, ja.. - było jej głupio, naprawdę bo nie przywykła do tego, że ktoś się o nią martwi, że otwiera się przed kimś. Odkąd straciła ojca, a jej matka była w hospicjum to ona martwiła się o nią, martwiła się o to czy stać ją będzie na utrzymanie chorej kobiety w ośrodku, martwiła się o to czy sąsiadka nie zaleje jej mieszkania. Musiała troszczyć się sama o siebie, a więc troska płynąca z innej trony była dla niej czymś nowym, bo zapomniała jakie to uczucie.
- Jak będziemy wracać to po prostu walniesz mnie w głowę i prześpię cały lot, albo wpakujesz mnie do luku bagażowego. - uśmiechnęła się delikatnie, nie lubiła być problemem, nie lubiła być ciężarem.
- I nie przepraszaj mnie, to ja zachowałam się jak dziecko, powinnam postawić sprawę jasno, a nie obracać kota ogonem. Nie miałeś pojęcia o moim lęku, w całej tej sytuacji to ja wyszłam na idiotkę. - skrzywiła się delikatnie i uniosła dłoń aby ogarnąć roztrzepane włosy. Powoli odkleiła się od jego boku z widoczną niechęcią, którą starała się ukryć, powróciła na swój fotel.
Kobieta za chwilę przyniosła alkohol, który od razu podała Meenie, ta chwyciła szklankę w dłoń i upiła łyka. Skrzywiła się, a nawet lekko zakaszlała, smak był okropny, nie lubiła tak mocnego alkoholu.
- Jezu, i ty naprawdę takie coś pijesz? - przeszły ją ciarki i delikatnie potrząsnęła głową aby w jakikolwiek sposób odgonić to od siebie.
Galen L. Wyatt
-
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- Czyli na zasadzie przyciągających się przeciwieństw? - zapytał, bo Galen wciąż się zastanawiał ile prawdy jest w stwierdzeniu, że iskry są tam gdzie różnice, ale prawdziwa siła to podobieństwa. Ostatnio się nad tym zastanawiał. Naprawdę Galen Wyatt zaczął się zastanawiać nad tym, czy potrzebuje kobiety takiej jak on, czy zupełnie innej. W ogóle zastanawiał się czy potrzebuje kobiety? Może jakieś klepki w głowie się wreszcie przestawiły?
A, że Meena mówił o nim to wcale tego nie wychwycił, no bo jednak wciąż miał w głowie pytanie, podobieństwa, czy przeciwności?
Ciężko to jednoznacznie stwierdzić.
- W windzie? A jakby założyć tam nie wiem... podsłuch? - Galen wiedział, że podsłuch nie jest legalny, ale gdyby wiedział tylko on i Meena? Nie to chyba nie był dobry pomysł. Zamyślił się nad jej słowami i teraz pewnie się będzie głowił, co jeszcze o nim mówią. Miał tylko nadzieję, że nie to, że źle się ubiera, albo, że pomysł z barem sushi w biurze jest kiepski.
Jej kolejne słowa sprawiły, że trochę się zmieszał, bo z jednej strony miło połechtała jego ego, mówiąc, że lubi jak jest władczy, ale z drugiej... jak to nie jest taki straszny?
Ściągnął usta w wąską kreskę i uniósł jedną brew.
- Poczekaj Meena, lubisz jak jestem władczy, to mi pasuje, nawet muszę się przyznać, że tak mogłabyś zacząć grę wstępną - powiedział, naprawdę by go tym sprowokowała, podkręciła atmosferę - ale jak to nie taki straszny? - zapytał jeszcze i pokręcił głową. To on się stara, nosi się w tym biurze jak jakiś groźny lew, a ona mu mówi, że nie jest taki straszny. Teraz to się poczuł jak jakieś lwiątko z bajki Disneya. Nie straszny, ale czasem władczy. Nie wiedział w tym momencie czy to na plus, czy jednak minus. Powinien się cieszyć, czy nie? Tyle wątpliwości w jednej małej głowie.
Może nawet drążył by ten temat i zapytał jej, co powinien zrobić, żeby jednak być trochę bardziej straszny, ale wtedy właśnie wydarzyło się coś... przerażającego - ta burza.
Burze były straszne, samoloty były straszne, a Galen Wyatt był niestraszny. Ta kobieta go rozbrajała.
Ale też działała na niego jakoś tak uspokajająco, myślał o tych plotkach, myślał o wielu rzeczach, ale kiedy głaskał włosy Meeny, kiedy ją tak do siebie przytulał, to najważniejsze pytanie w jego głowie, to było teraz co zrobić, żeby poczuła się lepiej, jak o nią zadbać? Lubił o nią dbać, nawet jeśli to już bardzo wykraczało poza granice zwykłej relacji z sekretarką. Jego serce biło spokojnym rytmem, to w głowie działo się więcej. Głowa Galena Wyatta zawsze była dziwnym siedliskiem myśli, często tak pokręconych, że sam nie umiał się w nich odnaleźć. Przy niej odrobinę spokojniejszych.
Kiedy burza na zewnątrz samolotu ucichła, to Wyatt z przykrością stwierdził, że ta w jego głowie to dopiero zaczynała szaleć. Bo kiedy trzymał w ramionach swoją sekretarkę, to było to całkiem przyjemne, głaskać tek jej włosy, czuć ciepło jej ciała obok swojego, jej delikatny ciężar na klatce piersiowej. Tylko właśnie słowo klucz - sekretarka. Meena Evans wciąż była jego sekretarką.
A jakby ją zwolnił?
Aż miał ochotę sam walnąć się za to w łeb, niedorzeczne. Nie dałby sobie bez niej rady.
Kiedy się odsunęła to jakoś tak westchnął ciężko, jakby zabrała mu coś... Coś ważnego?
Może zabrała?
- Nic nie zrobiłaś, to ja chyba... się zgalopowałem - stwierdził widząc jej zmieszanie. Kiedy ją przytulił, to czuł, że to było na miejscu, a teraz w tej chwili, to zastanawiał się czy może zwariował?
Może tak.
- I tak chciałem zatrzymać się w pewnym miejscu w drodze powrotnej, więc samochód to będzie nawet lepsze rozwiązanie - powiedział, ale kłamał, wymyślił to w tej chwili, żeby nie musiała się tym przejmować. Żeby nie zawracała sobie głowy, że przez nią zmienia plany.
- Nie wyszłaś - zaczął, bo jemu przez myśl by nawet nie przeszło, że Meena wyszła na idiotkę, najmądrzejsza kobieta jaką znał. No nigdy. - To było... nawet słodkie - powiedział, ale uświadomił sobie, że źle to brzmi - ludzie mają różne lęki, ja to wszystko rozumiem - dodał. Ale właściwie to nie rozumiał nic, a najbardziej to nie rozumiał siebie i tego, że cały czas się teraz zastanawiał, czy to, że ją przytulił było odruchem, czy czymś więcej? Czy było na miejscu, czy teraz rzeczywiście powinien się zdystansować? Czy chciał się zdystansować?
Dopiero kiedy Meena zakasłała po spróbowaniu whisky, to wrócił do niej myślami, uśmiechnął się delikatnie.
- Nie smakuje Ci? - zapytał, bo on nawet lubił to whisky, które podawali w samolotach, nie tak wyborne, jak to z jego prywatnych zbiorów, ale nie najgorsze - ale koi nerwy, jak nic innego, możesz mi uwierzyć - dodał. Sam by się teraz napił, a mógł posłuchać Meeny i zatrudnić kierowcę, nie byłoby problemu.
Zanim się obejrzeli, zanim Meena pewnie wypiła to whisky, to podali komunikat, że zbliżają się do lądowania na lotnisku w Teksasie.
Teraz pozostało tylko pytanie, czy ten Teksas z Meeną to był dobry pomysł? Dobry, bo ona była genialna, musiał mieć ją tutaj obok siebie. Ale nie dobry, bo przekroczył znowu jakieś granice, cały czas je przekraczał, ale teraz to było takie jakby dobitne. Zmieszała się, a on wcale, on zrobił to odruchowo. Takie odruchy względem sekretarki chyba były nie za bardzo na miejscu?
Meena Evans
A, że Meena mówił o nim to wcale tego nie wychwycił, no bo jednak wciąż miał w głowie pytanie, podobieństwa, czy przeciwności?
Ciężko to jednoznacznie stwierdzić.
- W windzie? A jakby założyć tam nie wiem... podsłuch? - Galen wiedział, że podsłuch nie jest legalny, ale gdyby wiedział tylko on i Meena? Nie to chyba nie był dobry pomysł. Zamyślił się nad jej słowami i teraz pewnie się będzie głowił, co jeszcze o nim mówią. Miał tylko nadzieję, że nie to, że źle się ubiera, albo, że pomysł z barem sushi w biurze jest kiepski.
Jej kolejne słowa sprawiły, że trochę się zmieszał, bo z jednej strony miło połechtała jego ego, mówiąc, że lubi jak jest władczy, ale z drugiej... jak to nie jest taki straszny?
Ściągnął usta w wąską kreskę i uniósł jedną brew.
- Poczekaj Meena, lubisz jak jestem władczy, to mi pasuje, nawet muszę się przyznać, że tak mogłabyś zacząć grę wstępną - powiedział, naprawdę by go tym sprowokowała, podkręciła atmosferę - ale jak to nie taki straszny? - zapytał jeszcze i pokręcił głową. To on się stara, nosi się w tym biurze jak jakiś groźny lew, a ona mu mówi, że nie jest taki straszny. Teraz to się poczuł jak jakieś lwiątko z bajki Disneya. Nie straszny, ale czasem władczy. Nie wiedział w tym momencie czy to na plus, czy jednak minus. Powinien się cieszyć, czy nie? Tyle wątpliwości w jednej małej głowie.
Może nawet drążył by ten temat i zapytał jej, co powinien zrobić, żeby jednak być trochę bardziej straszny, ale wtedy właśnie wydarzyło się coś... przerażającego - ta burza.
Burze były straszne, samoloty były straszne, a Galen Wyatt był niestraszny. Ta kobieta go rozbrajała.
Ale też działała na niego jakoś tak uspokajająco, myślał o tych plotkach, myślał o wielu rzeczach, ale kiedy głaskał włosy Meeny, kiedy ją tak do siebie przytulał, to najważniejsze pytanie w jego głowie, to było teraz co zrobić, żeby poczuła się lepiej, jak o nią zadbać? Lubił o nią dbać, nawet jeśli to już bardzo wykraczało poza granice zwykłej relacji z sekretarką. Jego serce biło spokojnym rytmem, to w głowie działo się więcej. Głowa Galena Wyatta zawsze była dziwnym siedliskiem myśli, często tak pokręconych, że sam nie umiał się w nich odnaleźć. Przy niej odrobinę spokojniejszych.
Kiedy burza na zewnątrz samolotu ucichła, to Wyatt z przykrością stwierdził, że ta w jego głowie to dopiero zaczynała szaleć. Bo kiedy trzymał w ramionach swoją sekretarkę, to było to całkiem przyjemne, głaskać tek jej włosy, czuć ciepło jej ciała obok swojego, jej delikatny ciężar na klatce piersiowej. Tylko właśnie słowo klucz - sekretarka. Meena Evans wciąż była jego sekretarką.
A jakby ją zwolnił?
Aż miał ochotę sam walnąć się za to w łeb, niedorzeczne. Nie dałby sobie bez niej rady.
Kiedy się odsunęła to jakoś tak westchnął ciężko, jakby zabrała mu coś... Coś ważnego?
Może zabrała?
- Nic nie zrobiłaś, to ja chyba... się zgalopowałem - stwierdził widząc jej zmieszanie. Kiedy ją przytulił, to czuł, że to było na miejscu, a teraz w tej chwili, to zastanawiał się czy może zwariował?
Może tak.
- I tak chciałem zatrzymać się w pewnym miejscu w drodze powrotnej, więc samochód to będzie nawet lepsze rozwiązanie - powiedział, ale kłamał, wymyślił to w tej chwili, żeby nie musiała się tym przejmować. Żeby nie zawracała sobie głowy, że przez nią zmienia plany.
- Nie wyszłaś - zaczął, bo jemu przez myśl by nawet nie przeszło, że Meena wyszła na idiotkę, najmądrzejsza kobieta jaką znał. No nigdy. - To było... nawet słodkie - powiedział, ale uświadomił sobie, że źle to brzmi - ludzie mają różne lęki, ja to wszystko rozumiem - dodał. Ale właściwie to nie rozumiał nic, a najbardziej to nie rozumiał siebie i tego, że cały czas się teraz zastanawiał, czy to, że ją przytulił było odruchem, czy czymś więcej? Czy było na miejscu, czy teraz rzeczywiście powinien się zdystansować? Czy chciał się zdystansować?
Dopiero kiedy Meena zakasłała po spróbowaniu whisky, to wrócił do niej myślami, uśmiechnął się delikatnie.
- Nie smakuje Ci? - zapytał, bo on nawet lubił to whisky, które podawali w samolotach, nie tak wyborne, jak to z jego prywatnych zbiorów, ale nie najgorsze - ale koi nerwy, jak nic innego, możesz mi uwierzyć - dodał. Sam by się teraz napił, a mógł posłuchać Meeny i zatrudnić kierowcę, nie byłoby problemu.
Zanim się obejrzeli, zanim Meena pewnie wypiła to whisky, to podali komunikat, że zbliżają się do lądowania na lotnisku w Teksasie.
Teraz pozostało tylko pytanie, czy ten Teksas z Meeną to był dobry pomysł? Dobry, bo ona była genialna, musiał mieć ją tutaj obok siebie. Ale nie dobry, bo przekroczył znowu jakieś granice, cały czas je przekraczał, ale teraz to było takie jakby dobitne. Zmieszała się, a on wcale, on zrobił to odruchowo. Takie odruchy względem sekretarki chyba były nie za bardzo na miejscu?
Meena Evans
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
-
zarobiona asystentka, która nie ma życia prywatnego bo ciągle zajmuje się swoim szefem, który kompletnie nie zna życia i przez niego chyba zaraz popadnie w alkoholizm albo skończy w więzieniu za zabicie gonieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
- Nie znasz tego przysłowia? Przeciwieństwa ponoć się przyciągają. Równowaga w życiu jest potrzebna, a szczególnie jeśli chodzi o związek. - stwierdziła wzruszając delikatnie ramionami.
Ona uważała, że nie było to tylko bezsensowne i głupie gadanie, taka była prawda. Nie wyobrażała sobie być w związku z drugim pracocholikiem takim jak ona, Meena potrzebowała kogoś kto jest spontaniczny, nauczy ją, że najlepsze chwile w życiu to te których się nie planuje. Że czasem dobrze jest nie mieć planów i postawić wszystko na jedną kartę czy zdać się na los.
- Wtedy pewnie usłyszałbyś jakim chujowym szefem jestem albo usłyszałbyś, że windy w naszej firmie nie zatrzymują się między piętrami bez powodu. - przy otatnim zdaniu jej ton się zmienił, na taki rozbawiony. Dobrze wiedziała co mówi bo raz była świadkiem takiej niecodziennej sytuacji. 10 minut stała i z niecierpliwością czekała aż naprawią błąd, potem się okazało, że błędu nie było, a jak winda ruszyła i drzwi się otworzyły to stała tam Jane z księgowości i jakiś typ, którego kompletnie nie kojarzyła. Wystarczyło spojrzeć na ich pogniecione ubrania i dodać dwa do dwóch. W korporacjach czy takich wielkich firmach jak ta Galena nie pracują normalni ludzie. Niektórzy uwielbiają igrać z ogniem i poczuć dreszczyk adrenaliny w postaci seksu w miejscu publicznym.
- Dobrze wiedzieć. - rzuciła krótko uśmiechając się delikatnie, ale słuchała kolejnych słów jakie wypowiedział i widząc jego zdziwienie nie mogła nie parsknąć cichym śmiechem.
- No po prostu, Twoje krzyki czy rzucanie papierami nie robi na mnie wrażenia, tak samo jak Twój grożny wzrok. Znaczy...Nie boję się Ciebie tak samo jak inni pracownicy, nie drżę na dźwięk Twojego imienia czy nie wstrzymuję oddechu ze strachu jak przechodzisz obok. - wyznała chociaż nie powiedziała też całej prawdy, drżała kiedy wspólnie przeglądali w gabinecie jakieś dokumenty i stali zbyt blisko siebie, czasem wstrzymywała oddech kiedy jego dloń niechcący dotknie tej jej, ale cała reszta jej wypowiedzi była prawdą. Nigdy też chyba nie dał jej powodu do tego aby się go bała, ale to wszystko dlatego, że traktował ją inaczej niż całą resztę.
Niby dorośli ludzie, a było z nimi trochę jak z dziećmi i to był właśnie problem. Oboje traktowali się inaczej, zdawali sobie z tego sprawę, inni też zaczęli zauważać pewne rzeczy, a oni dalej trwardo stali przy tym, że łączy ich tylko relacja zawodowa. Żadne z nich nie pokazuje dojrzałości, żadne z nich nie potrafi zacząć tej rozmowy, bo co? Boją się? Bo może im się wydaje, że jedno ciągnie do drugiego? A może faktycznie nie chcą stracić tej dziwnej relacji, którą mają teraz? Wiele pytań, a jak zwykle mało sensownych odpowiedzi.
- Niee, nie o to chodzi, bardziej przepraszałam za swoją panikę. To co zrobiłeś...pomogło. - musiała się wytłumaczyć bo wyczuła, że źle odebrał jej słowa i reakcje, a nie o to jej chodziło. Jego bliskość naprawdę jej pomogła, jego spokojne bijące serce było jak jasne światło w tunelu, jak koło ratunkowe na środku szalonego sztormu. I była mu bardzo wdzęczna, że to zrobił, że jej pomógł.
- Tylko nie mów mi, że tym pewnym jestem jest Las Vegas czy innego kasyno albo jakiś pokaz burleski. - skoro twierdził, że ma na powrotną drogę jakieś plany i samochód będzie bardziej sensowny nie zamierzała protestować. Szkoda tylko, że nie pomyślała o tym, że interes, który ma do załatwienia tak naprawdę nie istnieje. Może nawet to dobrze, że to przemilczał bo Meena zrobiłaby mu awanturę o to, że specjalnie dla niej zmienia cały plan. Ona tego nie lubiła.
- Dobrze, że nie boję się jeździć windą, bo moja kondycja nie pozwala mi na wspinanie się po schodach. Wtedy musiałbyś biuro przenieść niżej. - dobra wszyscy wiemy, że Evans nie umie w żarty, tak, ale chciała ukryć to, że zrobiło się jej jakoś dziwnie kiedy znów powiedział o tym, że jest słodka. Bo powoli zaczynała to traktować jako komplement z jego ust i dopowiadała sobie do tego najpewniej nieistniejącą teorię o tym, że może ją lubi lubi.
- Jak mam być szczera jest okropna, nie dziwię się, że takie trunki piją tylko bogacze. I to tacy na poziomie. - wywróciła oczami spoglądając na trunek, który miała w szklance, delikatnie obróciła szkło w dłoni i patrzyła na płyn.
- Znam inny sposób jak ukoić nerwy. - i to było to zdanie, które rzuciła mimowolnie, bez zastanowienia, bez jakiekolowiek zachamowania, do tego wszystkie dorzuciła jeszcze ten seksowny ton, który aż krzyczał, że proponuje inne rozwiązanie na uspokojenie jej nerwów.
Upiła kolejnego łyka, tym razem większego i wyzrowała tą szklankę, odłożyła ją na stolik, może jak język jej zdrętwieje od tego smaku to już nic więcej głupiego nie jebnie.
Znów się skrzywiła, bardziej niż wcześniej, zrobiła chyba nawet śmieszną minę, jak dziecko, które pierwszy raz próbuje cytrynę.
- I co? Kiedy ma zacząć działać? - palnęła ni to z gruchy ni to z pietruchy i poprawiła się na fotelu. Nie lubowała się w takim alkoholu, czuła jak rozgrzewał ją od środka, czuła się też bardziej zrelaksowana.
Opuściła swoją głowę na własne dłonie i nagle ją olśniło, czegoś jej brakowało. Uniosła tą, która była blizej Galena.
- Halo, zapomniałeś o czym. - parsknęła i poruszała swoimi paluszkami przypominając mu o tym, że chyba coś jej obiecał, a w tym całym zamieszaniu związanym z burzą puścił jej rękę. Chyba szkocka działała szybciej niż tego potrzebowała, załączył jej się delikatnie głupi humorek, ale co najważniejsze, wyluzowała się.
- Długo jeszcze? Kompletnie straciłam poczucie czasu, o której mamy być na rancho? - olśniło ją, że gdzieś lecą, z konkretnym celem, biznesowym! Brawo!
Galen L. Wyatt
Ona uważała, że nie było to tylko bezsensowne i głupie gadanie, taka była prawda. Nie wyobrażała sobie być w związku z drugim pracocholikiem takim jak ona, Meena potrzebowała kogoś kto jest spontaniczny, nauczy ją, że najlepsze chwile w życiu to te których się nie planuje. Że czasem dobrze jest nie mieć planów i postawić wszystko na jedną kartę czy zdać się na los.
- Wtedy pewnie usłyszałbyś jakim chujowym szefem jestem albo usłyszałbyś, że windy w naszej firmie nie zatrzymują się między piętrami bez powodu. - przy otatnim zdaniu jej ton się zmienił, na taki rozbawiony. Dobrze wiedziała co mówi bo raz była świadkiem takiej niecodziennej sytuacji. 10 minut stała i z niecierpliwością czekała aż naprawią błąd, potem się okazało, że błędu nie było, a jak winda ruszyła i drzwi się otworzyły to stała tam Jane z księgowości i jakiś typ, którego kompletnie nie kojarzyła. Wystarczyło spojrzeć na ich pogniecione ubrania i dodać dwa do dwóch. W korporacjach czy takich wielkich firmach jak ta Galena nie pracują normalni ludzie. Niektórzy uwielbiają igrać z ogniem i poczuć dreszczyk adrenaliny w postaci seksu w miejscu publicznym.
- Dobrze wiedzieć. - rzuciła krótko uśmiechając się delikatnie, ale słuchała kolejnych słów jakie wypowiedział i widząc jego zdziwienie nie mogła nie parsknąć cichym śmiechem.
- No po prostu, Twoje krzyki czy rzucanie papierami nie robi na mnie wrażenia, tak samo jak Twój grożny wzrok. Znaczy...Nie boję się Ciebie tak samo jak inni pracownicy, nie drżę na dźwięk Twojego imienia czy nie wstrzymuję oddechu ze strachu jak przechodzisz obok. - wyznała chociaż nie powiedziała też całej prawdy, drżała kiedy wspólnie przeglądali w gabinecie jakieś dokumenty i stali zbyt blisko siebie, czasem wstrzymywała oddech kiedy jego dloń niechcący dotknie tej jej, ale cała reszta jej wypowiedzi była prawdą. Nigdy też chyba nie dał jej powodu do tego aby się go bała, ale to wszystko dlatego, że traktował ją inaczej niż całą resztę.
Niby dorośli ludzie, a było z nimi trochę jak z dziećmi i to był właśnie problem. Oboje traktowali się inaczej, zdawali sobie z tego sprawę, inni też zaczęli zauważać pewne rzeczy, a oni dalej trwardo stali przy tym, że łączy ich tylko relacja zawodowa. Żadne z nich nie pokazuje dojrzałości, żadne z nich nie potrafi zacząć tej rozmowy, bo co? Boją się? Bo może im się wydaje, że jedno ciągnie do drugiego? A może faktycznie nie chcą stracić tej dziwnej relacji, którą mają teraz? Wiele pytań, a jak zwykle mało sensownych odpowiedzi.
- Niee, nie o to chodzi, bardziej przepraszałam za swoją panikę. To co zrobiłeś...pomogło. - musiała się wytłumaczyć bo wyczuła, że źle odebrał jej słowa i reakcje, a nie o to jej chodziło. Jego bliskość naprawdę jej pomogła, jego spokojne bijące serce było jak jasne światło w tunelu, jak koło ratunkowe na środku szalonego sztormu. I była mu bardzo wdzęczna, że to zrobił, że jej pomógł.
- Tylko nie mów mi, że tym pewnym jestem jest Las Vegas czy innego kasyno albo jakiś pokaz burleski. - skoro twierdził, że ma na powrotną drogę jakieś plany i samochód będzie bardziej sensowny nie zamierzała protestować. Szkoda tylko, że nie pomyślała o tym, że interes, który ma do załatwienia tak naprawdę nie istnieje. Może nawet to dobrze, że to przemilczał bo Meena zrobiłaby mu awanturę o to, że specjalnie dla niej zmienia cały plan. Ona tego nie lubiła.
- Dobrze, że nie boję się jeździć windą, bo moja kondycja nie pozwala mi na wspinanie się po schodach. Wtedy musiałbyś biuro przenieść niżej. - dobra wszyscy wiemy, że Evans nie umie w żarty, tak, ale chciała ukryć to, że zrobiło się jej jakoś dziwnie kiedy znów powiedział o tym, że jest słodka. Bo powoli zaczynała to traktować jako komplement z jego ust i dopowiadała sobie do tego najpewniej nieistniejącą teorię o tym, że może ją lubi lubi.
- Jak mam być szczera jest okropna, nie dziwię się, że takie trunki piją tylko bogacze. I to tacy na poziomie. - wywróciła oczami spoglądając na trunek, który miała w szklance, delikatnie obróciła szkło w dłoni i patrzyła na płyn.
- Znam inny sposób jak ukoić nerwy. - i to było to zdanie, które rzuciła mimowolnie, bez zastanowienia, bez jakiekolowiek zachamowania, do tego wszystkie dorzuciła jeszcze ten seksowny ton, który aż krzyczał, że proponuje inne rozwiązanie na uspokojenie jej nerwów.
Upiła kolejnego łyka, tym razem większego i wyzrowała tą szklankę, odłożyła ją na stolik, może jak język jej zdrętwieje od tego smaku to już nic więcej głupiego nie jebnie.
Znów się skrzywiła, bardziej niż wcześniej, zrobiła chyba nawet śmieszną minę, jak dziecko, które pierwszy raz próbuje cytrynę.
- I co? Kiedy ma zacząć działać? - palnęła ni to z gruchy ni to z pietruchy i poprawiła się na fotelu. Nie lubowała się w takim alkoholu, czuła jak rozgrzewał ją od środka, czuła się też bardziej zrelaksowana.
Opuściła swoją głowę na własne dłonie i nagle ją olśniło, czegoś jej brakowało. Uniosła tą, która była blizej Galena.
- Halo, zapomniałeś o czym. - parsknęła i poruszała swoimi paluszkami przypominając mu o tym, że chyba coś jej obiecał, a w tym całym zamieszaniu związanym z burzą puścił jej rękę. Chyba szkocka działała szybciej niż tego potrzebowała, załączył jej się delikatnie głupi humorek, ale co najważniejsze, wyluzowała się.
- Długo jeszcze? Kompletnie straciłam poczucie czasu, o której mamy być na rancho? - olśniło ją, że gdzieś lecą, z konkretnym celem, biznesowym! Brawo!
Galen L. Wyatt
-
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Galen znał to powiedzenie, ale znał też to inne o podobieństwach, właściwie to on był jak chodząca księga przysłów i znał pewnie takie na każdą okazję.
- Nie znam się na związkach - musiał to powiedzieć. A Meena znała go na tyle, że musiała zdawać sobie z tego sprawę. Z tego, że siedziała właśnie w samolocie obok kolesia, który chyba w tej kwestii to był najgorszy na świecie, co zresztą mówiła o nim jego wątpliwa reputacja.
Zaczął się zastanawiać w ogóle dlaczego poruszają kwestie związków i dlaczego on jest w ogóle tym zainteresowany. Bo trochę w zasadzie był.
- A jestem? - oczywiście Galen musiał się o to zapytać, skoro już tu poruszają takie tematy, na to wspomnienie o windzie uniósł jedną brew - co jest z naszą windą? - to też zaczęło go ciekawić, czasami te szyby były tam takie wypaprane, że musiał trzy razy dziennie prosić sprzątaczki, żeby je myły, więc może rzeczywiście tam było coś na rzeczy. Wyatt się nigdy nad tym za bardzo nie zastanawiał, najczęściej windą jeździł sam, bo nikt nie chciał się do niego dosiadać, albo z Meeną, ale wtedy też jakoś tak spokojnie. Chociaż oczywiście zdarzało mu się czasem zatrzymać na niej spojrzenie ciut dłużej niż powinien, ale to nie tylko w windzie.
Kiedy parsknęła śmiechem, to zmarszczył groźnie brwi. Chociaż on w zasadzie to wcale nie umiał spojrzeć na Meenę jakoś groźnie, nawet jak się starał.
- Chyba muszę się bardziej postarać, nie wiem zacznę rzucać segregatorami? Albo poćwiczę ten groźny wzrok - chciał jej posłać takie spojrzenie, ale zamiast tego się uśmiechnął. On się nie uśmiechał do swoich pracowników, nie licząc właśnie jej. Miała specjalne traktowanie w jego firmie, on nawet gdy zarząd go pytał o datę następnego spotkania, to odsyłał ich do niej. Czemu się dziwił, że ludzie insynuowali mu romans? Przecież sam do niej ciągnął, sam pochylał się bliżej niż powinien i częściej wołał ją do siebie niż kogokolwiek, nie licząc Cala od niszczarki.
Zawiesił się nad jej słowami, to co zrobiłeś pomogło - o to mu chodziło, tylko, że właśnie może mógł to zrobić w inny sposób? No i może nie powinien w ogóle tego odbierać jako coś miłego? Postukał palcami w podłokietnik, ale finalnie nic nie powiedział, bo nie wiedział co. Galenowi Wyattowi zabrakło języka w gębie, niesłychane. Ale tu właśnie leżał chyba ten największy problem, że on się bał określić w słowach to co czuł do swojej sekretarki.
- Nie, to jest ważna wizyta służbowa - powiedział i urwał tym samym temat. Wizyta służbowa, do tego ważna, z takimi rzeczami się nie dyskutuje. Wiedział, że Meena nie będzie z tym dyskutowała.
- No to dobrze, bo ja nie wyobrażam sobie nie widzieć z mojego biura panoramy Toronto... więc ja bym pewnie musiał pół życia spędzić w windzie, żeby jeździć do Ciebie na parter Meena - pokiwał głową, ale przez chwilę się zastanowił o co chodzi z tą windą. Znowu do niej wracali. Zastanawiał się nad winda, a nie zastanowił się nad tym, że mówi jej, że by do niej jeździł cały czas. Ale w zasadzie to na pewno by tak było. No bo jednak raporty i inne ważne rzeczy musiały być też doglądane przez nią. Wszystko w jego życiu musiało przejść jakąś kontrolę Meeny Evans. Nawet kawa, którą zamawiał do biura, pytał ją czy jest dobra.
Uśmiechnął się szerzej na jej słowa na temat whisky, może to nie było śmieszne, ale go rozbrajało. Okropna whisky, jedna z lepszych jakie pił w samolocie, a dla niej była okropna.
- Lepszy byłby szampan? - zapytał, a kiedy powiedziała, że zna inny sposób, to uniósł jedną brew. Aż westchnął, bo chyba Galen też znał ten sposób, ale ciężko było go wcielić w życie w samolocie, chociaż odruchowo obejrzał się do tyłu w stronę toalety. W zasadzie mogło by to być nawet bardziej ekscytujące niż winda.
Znowu jego myśli weszły na jakieś dziwne tory, ale to wszystko była jej wina.
Kiedy się skrzywiła, to znowu się uśmiechnął, bo to znowu wydało mu się słodkie, krzywić się na smak whisky. Ostatnio był na jakiejś kiepskiej randce, gdzie jakaś modelka to whisky piła jak wodę i jeszcze zagryzała lodem, aż się wzdrygnął na to wspomnienie.
- Pewnie za chwilę... - powiedział, a później pochylił się trochę w jej kierunku, żeby szepnąć jej ciszej prosto do ucha - czujesz jak grzeje cię... w żołądku? - chciał być poważny, żeby to brzmiało trochę bardziej tajemniczo, żeby miało jakiś erotyczny wydźwięk, ale Meena go po prostu rozbrajała na łopatki, a kiedy poruszała mu przed nosem palcami, to wywrócił tymi niebieskimi ślepiami, oparł się o oparcie odsuwając od niej, ale chwycił ją za rękę. Jakoś tak pewniej niż wcześniej.
- Jak dziecko, jak następnym razem mi powiesz, Galen nie będę Cię niańczyć to Ci to wypomnę Evans - rzucił kręcąc delikatnie głową. Oparł sobie ich splecione ręce na kolanie.
- Właściwie zaraz powinniśmy lądować - rzeczywiście, gdyby tylko mieli odsłonięte okno, a nie mieli, to widzieliby, że miasto nad nimi rośnie. Nawet usłyszeli komunikat, że zbliżają się do lądowania, znowu zapięcie pasów. A później samolot delikatnie dotknął kołami ziemi. Można było wysiadać.
- Mamy czas, może po drodze się gdzieś zatrzymamy, właściwie powiedziałem, że na ranczo przyjedziemy trochę później - czy Galen coś kombinował? Możliwe, albo po prostu źle policzył czas lotu i te sprawy, to też mogło się stać. Niby wszystko sprawdzał i był przygotowany, ale czasami to nie wszystko wychodziło tak jak chciał, chociaż w życiu by się do tego nie przyznał oczywiście.
Meena Evans
- Nie znam się na związkach - musiał to powiedzieć. A Meena znała go na tyle, że musiała zdawać sobie z tego sprawę. Z tego, że siedziała właśnie w samolocie obok kolesia, który chyba w tej kwestii to był najgorszy na świecie, co zresztą mówiła o nim jego wątpliwa reputacja.
Zaczął się zastanawiać w ogóle dlaczego poruszają kwestie związków i dlaczego on jest w ogóle tym zainteresowany. Bo trochę w zasadzie był.
- A jestem? - oczywiście Galen musiał się o to zapytać, skoro już tu poruszają takie tematy, na to wspomnienie o windzie uniósł jedną brew - co jest z naszą windą? - to też zaczęło go ciekawić, czasami te szyby były tam takie wypaprane, że musiał trzy razy dziennie prosić sprzątaczki, żeby je myły, więc może rzeczywiście tam było coś na rzeczy. Wyatt się nigdy nad tym za bardzo nie zastanawiał, najczęściej windą jeździł sam, bo nikt nie chciał się do niego dosiadać, albo z Meeną, ale wtedy też jakoś tak spokojnie. Chociaż oczywiście zdarzało mu się czasem zatrzymać na niej spojrzenie ciut dłużej niż powinien, ale to nie tylko w windzie.
Kiedy parsknęła śmiechem, to zmarszczył groźnie brwi. Chociaż on w zasadzie to wcale nie umiał spojrzeć na Meenę jakoś groźnie, nawet jak się starał.
- Chyba muszę się bardziej postarać, nie wiem zacznę rzucać segregatorami? Albo poćwiczę ten groźny wzrok - chciał jej posłać takie spojrzenie, ale zamiast tego się uśmiechnął. On się nie uśmiechał do swoich pracowników, nie licząc właśnie jej. Miała specjalne traktowanie w jego firmie, on nawet gdy zarząd go pytał o datę następnego spotkania, to odsyłał ich do niej. Czemu się dziwił, że ludzie insynuowali mu romans? Przecież sam do niej ciągnął, sam pochylał się bliżej niż powinien i częściej wołał ją do siebie niż kogokolwiek, nie licząc Cala od niszczarki.
Zawiesił się nad jej słowami, to co zrobiłeś pomogło - o to mu chodziło, tylko, że właśnie może mógł to zrobić w inny sposób? No i może nie powinien w ogóle tego odbierać jako coś miłego? Postukał palcami w podłokietnik, ale finalnie nic nie powiedział, bo nie wiedział co. Galenowi Wyattowi zabrakło języka w gębie, niesłychane. Ale tu właśnie leżał chyba ten największy problem, że on się bał określić w słowach to co czuł do swojej sekretarki.
- Nie, to jest ważna wizyta służbowa - powiedział i urwał tym samym temat. Wizyta służbowa, do tego ważna, z takimi rzeczami się nie dyskutuje. Wiedział, że Meena nie będzie z tym dyskutowała.
- No to dobrze, bo ja nie wyobrażam sobie nie widzieć z mojego biura panoramy Toronto... więc ja bym pewnie musiał pół życia spędzić w windzie, żeby jeździć do Ciebie na parter Meena - pokiwał głową, ale przez chwilę się zastanowił o co chodzi z tą windą. Znowu do niej wracali. Zastanawiał się nad winda, a nie zastanowił się nad tym, że mówi jej, że by do niej jeździł cały czas. Ale w zasadzie to na pewno by tak było. No bo jednak raporty i inne ważne rzeczy musiały być też doglądane przez nią. Wszystko w jego życiu musiało przejść jakąś kontrolę Meeny Evans. Nawet kawa, którą zamawiał do biura, pytał ją czy jest dobra.
Uśmiechnął się szerzej na jej słowa na temat whisky, może to nie było śmieszne, ale go rozbrajało. Okropna whisky, jedna z lepszych jakie pił w samolocie, a dla niej była okropna.
- Lepszy byłby szampan? - zapytał, a kiedy powiedziała, że zna inny sposób, to uniósł jedną brew. Aż westchnął, bo chyba Galen też znał ten sposób, ale ciężko było go wcielić w życie w samolocie, chociaż odruchowo obejrzał się do tyłu w stronę toalety. W zasadzie mogło by to być nawet bardziej ekscytujące niż winda.
Znowu jego myśli weszły na jakieś dziwne tory, ale to wszystko była jej wina.
Kiedy się skrzywiła, to znowu się uśmiechnął, bo to znowu wydało mu się słodkie, krzywić się na smak whisky. Ostatnio był na jakiejś kiepskiej randce, gdzie jakaś modelka to whisky piła jak wodę i jeszcze zagryzała lodem, aż się wzdrygnął na to wspomnienie.
- Pewnie za chwilę... - powiedział, a później pochylił się trochę w jej kierunku, żeby szepnąć jej ciszej prosto do ucha - czujesz jak grzeje cię... w żołądku? - chciał być poważny, żeby to brzmiało trochę bardziej tajemniczo, żeby miało jakiś erotyczny wydźwięk, ale Meena go po prostu rozbrajała na łopatki, a kiedy poruszała mu przed nosem palcami, to wywrócił tymi niebieskimi ślepiami, oparł się o oparcie odsuwając od niej, ale chwycił ją za rękę. Jakoś tak pewniej niż wcześniej.
- Jak dziecko, jak następnym razem mi powiesz, Galen nie będę Cię niańczyć to Ci to wypomnę Evans - rzucił kręcąc delikatnie głową. Oparł sobie ich splecione ręce na kolanie.
- Właściwie zaraz powinniśmy lądować - rzeczywiście, gdyby tylko mieli odsłonięte okno, a nie mieli, to widzieliby, że miasto nad nimi rośnie. Nawet usłyszeli komunikat, że zbliżają się do lądowania, znowu zapięcie pasów. A później samolot delikatnie dotknął kołami ziemi. Można było wysiadać.
- Mamy czas, może po drodze się gdzieś zatrzymamy, właściwie powiedziałem, że na ranczo przyjedziemy trochę później - czy Galen coś kombinował? Możliwe, albo po prostu źle policzył czas lotu i te sprawy, to też mogło się stać. Niby wszystko sprawdzał i był przygotowany, ale czasami to nie wszystko wychodziło tak jak chciał, chociaż w życiu by się do tego nie przyznał oczywiście.
Meena Evans
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
-
zarobiona asystentka, która nie ma życia prywatnego bo ciągle zajmuje się swoim szefem, który kompletnie nie zna życia i przez niego chyba zaraz popadnie w alkoholizm albo skończy w więzieniu za zabicie gonieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
- Ja też się nie znam, ostatni związek sto lat temu. - mruknęła i na chwilę myślami powróciła do tamtego okresu, który nie należał do najlepszych w jej życiu, a było to trzy lata wcześniej niż poznała Galena, zanim zaczęła pracę w jego firmie. Było to dziwne, jeden niewłaściwy facet potrafił złamać kobietę i sprawić, że całe życie będzie się zastanawiać czy coś z nią jest nie tak. Przestała poznawać facetów, chodzić na randki bo nie chciała znów poczuć odrzucenia i porzucenia, które zaserwował jej były facet kilka dni po śmierci jej ojca. Momentami doskwierała jej samotność, ale od dwóch lat jej całe życie wypełnia pewien prezes, który lada moment nie będzie umiał zasypiać bez wieczornej rozmowy ze swoją sekretarką (przez telefon oczywiście, tak, chociaż Meena preferuje rozmowy twarzą w twarz, haha)
Chwilę zastanowiła się nad jego pytaniem, nie chcąc znów palnąć jakiegoś głupiego tekstu.
- Błagam Cię, nie ciągnij mnie za język bo nie mam nautralnej odpowiedzi na Twoje pytanie, a kłamać nie chcę. - poddała się, to było dla niej zbyt trudne, wiadomo, że dla niej nie był złym szefem, trochę roztrzepanym i totalnie dawał jej zadania spoza zakresu obowiązków, ale złym by go nie nazwała. Jednak gdyby zapytać np takiego biednego Chrisa to na pewno by powiedział, że prezes Wyatt jest niemiły i wredny i patrzy jakby chciał zabić wszystkich wzrokiem, z kolei ta nowa blondynka, która pomaga w kadrach powiedziałaby, że Galen jest przystojny i z nutką niebezpieczeństwa, Pani sprzątająca określiłaby go jako rozpieszczonego gówniarza, a Pani z HR jako skandalistę i bałaganiarza - co człowiek to opinia, nie.
- Gdybyś chociaż raz w biurze został po godzinach jak ja, szczególnie w piątek wieczorem to wiedziałbyś co się dzieje. Określę to tak, że w windzie bywa gorąco, bo nie chcę być zbyt..bezpośrednia. - oczywiście mogła palnąć tekst, że ich firmowa winda jest jednym z ulubionych miejsc na uniesienia, ale dookoła byli ludzie, którzy najpewniej przysłuchują się ich ciekawej rozmowie. Cholera wie czy pośród pasażerów nie ma potencjalnego klienta firmy Galena, a o reputacje było trzeba dbać, a że jej szef o swoją nie koniecznie dba to musiała robic to Evans.
- Jak chcesz to mogę wpaść któregoś dnia i podnieść Ci ciśnienie, ale jak trafisz mnie takim segregatorem to będziesz płacił za uszczerbki mojego zdrowia. - a taka tam luźna propozycja, ona z wielką chęcią ciśnienie mu podniesie, każde ciśnienie jak zajdzie potrzeba. Taka pomocna z niej kobietka była.
Tak jak podejrzewał, wystarczyła informacja, że jest to ważna wizyta służbowa, a ona nie zamierzała ciągnąć tematu. Może i była jego sekretarką, ale to on był prezesem i mógł załatwiać slużbowe sprawy nie informując jej o tym. Problem pojawi się tylko jak w drodze powrotnej będzie go pytać czemu tego postoju na sprawę służbową nie było.
- Tego widoku to Ci zazdroszczę, nie myślałeś o tym aby przenieść biurko ulubionej sekretarki do swojego gabinetu? Masz tam fajną wnękę. Albo możesz wywalić kogoś obok i wcisnąć tam mnie, wieczory w pracy byłby przyjemniejsze z takim widokiem. - poruszała zabawnie brwiami, trochę żartowała z tym przeniesieniem jej biurka do jego gabinetu, bo wtedy plotki w firmie to by nie ucichły, a i ludzie zaczęli by czatować pod drzwiami gabinetu aby tylko coś usłyszeć lub zobaczyć. Ale widoku naprawdę mu zazdrościła, jego gabinet był tak wysoko, że stojąc przy wielkich oknach człowiek miał wrażenie, że całe miasto jest u jego stóp.
- Z bąbelkami. - przytoczyła dobrze im znany obojgu temat, a jak się kobiecie bąbelki obiecywało to halo, ciekawe czy na rancho mają takie fajne atrakcje.
Poczuła jego ciepły oddech tuż przy swoim uchu i nie wiedziała czy było jej gorąco faktycznie od tego alkoholu czy jego oddechu, ale na te kilka słów zagryzła delikatnie swoją dolną wargę.
- Grzeje mnie niżej. - i uj, rzuciła mu właśnie niewidzialną rękawice, i nie robiła tego wcale przez alkohol, to, że czuła się śmielej w jego towarzystwie to już wiedział, a skoro on z nią gra w grę to z wielką przyjemnością się dołączyła.
Na jej twarzy pojawił się zwycięski uśmiech kiedy chwycił znów jej dłoń, tym razem było to bardziej naturalne i bez żadnej krępacji tak jakby trzymali sie za rękę nie drugi raz, a setny.
- Wiecznie ja niańczę Ciebie to świat się nie skończy jak Ty raz będziesz niańczył mnie. - rzuciła rozbawiona, spojrzała na niego i zmarszczyła nos, przekomarzała się z nim, tak jakby robiła to z partnerem nie wielkim prezesem.
- Świetnie, tyłek już mnie boli od siedzenia, chcę już wyjść bo cholera wie czy nie będzie kolejnej burzy. - odetchnęła z ulgą, pasów zapinać nie musiała bo dla bezpieczeństwa nie odpinała ich wcale. I faktycznie lądowanie było miękkie, praktycznie go nie poczuła.
- Jestem za, potrzebuję kawy, dużo kawy i gumy do rzucia, nie chcę śmierdzieć tym...alkoholem. I muszę się przebrać, nie pojadę przecież w dresie. - zgodziła się z tą propozycją, ludzie zaczęli wstawać i kierować się do wyjścia.
Niespełna 30 minut później wyszli z lotniska, które nie było jakieś super i hiper, nie było czym się zachwycać, wszędzie dookoła można było tylko zobaczyć facetów w kapeluszach i kowbojkach.
- Gdzie ten samochód? - zapytała spoglądając na ciemnowłosego. Chciała jak najszybciej się przebrać i zadowoli ją nawet kibelek stacji benzynowej, w swojej walizce miała mokre chusteczki aby ewentualnie się odświerzyć, bo nie ma co ukrywać, przez ten strach trochę plecy jej się spoćiły. A jakiś poziom było trzeba zachować.
Galen L. Wyatt
Chwilę zastanowiła się nad jego pytaniem, nie chcąc znów palnąć jakiegoś głupiego tekstu.
- Błagam Cię, nie ciągnij mnie za język bo nie mam nautralnej odpowiedzi na Twoje pytanie, a kłamać nie chcę. - poddała się, to było dla niej zbyt trudne, wiadomo, że dla niej nie był złym szefem, trochę roztrzepanym i totalnie dawał jej zadania spoza zakresu obowiązków, ale złym by go nie nazwała. Jednak gdyby zapytać np takiego biednego Chrisa to na pewno by powiedział, że prezes Wyatt jest niemiły i wredny i patrzy jakby chciał zabić wszystkich wzrokiem, z kolei ta nowa blondynka, która pomaga w kadrach powiedziałaby, że Galen jest przystojny i z nutką niebezpieczeństwa, Pani sprzątająca określiłaby go jako rozpieszczonego gówniarza, a Pani z HR jako skandalistę i bałaganiarza - co człowiek to opinia, nie.
- Gdybyś chociaż raz w biurze został po godzinach jak ja, szczególnie w piątek wieczorem to wiedziałbyś co się dzieje. Określę to tak, że w windzie bywa gorąco, bo nie chcę być zbyt..bezpośrednia. - oczywiście mogła palnąć tekst, że ich firmowa winda jest jednym z ulubionych miejsc na uniesienia, ale dookoła byli ludzie, którzy najpewniej przysłuchują się ich ciekawej rozmowie. Cholera wie czy pośród pasażerów nie ma potencjalnego klienta firmy Galena, a o reputacje było trzeba dbać, a że jej szef o swoją nie koniecznie dba to musiała robic to Evans.
- Jak chcesz to mogę wpaść któregoś dnia i podnieść Ci ciśnienie, ale jak trafisz mnie takim segregatorem to będziesz płacił za uszczerbki mojego zdrowia. - a taka tam luźna propozycja, ona z wielką chęcią ciśnienie mu podniesie, każde ciśnienie jak zajdzie potrzeba. Taka pomocna z niej kobietka była.
Tak jak podejrzewał, wystarczyła informacja, że jest to ważna wizyta służbowa, a ona nie zamierzała ciągnąć tematu. Może i była jego sekretarką, ale to on był prezesem i mógł załatwiać slużbowe sprawy nie informując jej o tym. Problem pojawi się tylko jak w drodze powrotnej będzie go pytać czemu tego postoju na sprawę służbową nie było.
- Tego widoku to Ci zazdroszczę, nie myślałeś o tym aby przenieść biurko ulubionej sekretarki do swojego gabinetu? Masz tam fajną wnękę. Albo możesz wywalić kogoś obok i wcisnąć tam mnie, wieczory w pracy byłby przyjemniejsze z takim widokiem. - poruszała zabawnie brwiami, trochę żartowała z tym przeniesieniem jej biurka do jego gabinetu, bo wtedy plotki w firmie to by nie ucichły, a i ludzie zaczęli by czatować pod drzwiami gabinetu aby tylko coś usłyszeć lub zobaczyć. Ale widoku naprawdę mu zazdrościła, jego gabinet był tak wysoko, że stojąc przy wielkich oknach człowiek miał wrażenie, że całe miasto jest u jego stóp.
- Z bąbelkami. - przytoczyła dobrze im znany obojgu temat, a jak się kobiecie bąbelki obiecywało to halo, ciekawe czy na rancho mają takie fajne atrakcje.
Poczuła jego ciepły oddech tuż przy swoim uchu i nie wiedziała czy było jej gorąco faktycznie od tego alkoholu czy jego oddechu, ale na te kilka słów zagryzła delikatnie swoją dolną wargę.
- Grzeje mnie niżej. - i uj, rzuciła mu właśnie niewidzialną rękawice, i nie robiła tego wcale przez alkohol, to, że czuła się śmielej w jego towarzystwie to już wiedział, a skoro on z nią gra w grę to z wielką przyjemnością się dołączyła.
Na jej twarzy pojawił się zwycięski uśmiech kiedy chwycił znów jej dłoń, tym razem było to bardziej naturalne i bez żadnej krępacji tak jakby trzymali sie za rękę nie drugi raz, a setny.
- Wiecznie ja niańczę Ciebie to świat się nie skończy jak Ty raz będziesz niańczył mnie. - rzuciła rozbawiona, spojrzała na niego i zmarszczyła nos, przekomarzała się z nim, tak jakby robiła to z partnerem nie wielkim prezesem.
- Świetnie, tyłek już mnie boli od siedzenia, chcę już wyjść bo cholera wie czy nie będzie kolejnej burzy. - odetchnęła z ulgą, pasów zapinać nie musiała bo dla bezpieczeństwa nie odpinała ich wcale. I faktycznie lądowanie było miękkie, praktycznie go nie poczuła.
- Jestem za, potrzebuję kawy, dużo kawy i gumy do rzucia, nie chcę śmierdzieć tym...alkoholem. I muszę się przebrać, nie pojadę przecież w dresie. - zgodziła się z tą propozycją, ludzie zaczęli wstawać i kierować się do wyjścia.
Niespełna 30 minut później wyszli z lotniska, które nie było jakieś super i hiper, nie było czym się zachwycać, wszędzie dookoła można było tylko zobaczyć facetów w kapeluszach i kowbojkach.
- Gdzie ten samochód? - zapytała spoglądając na ciemnowłosego. Chciała jak najszybciej się przebrać i zadowoli ją nawet kibelek stacji benzynowej, w swojej walizce miała mokre chusteczki aby ewentualnie się odświerzyć, bo nie ma co ukrywać, przez ten strach trochę plecy jej się spoćiły. A jakiś poziom było trzeba zachować.
Galen L. Wyatt
-
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
No to nawet dobrze się dobrali, dwoje dorosłych ludzi, z pojęciem o związkach na poziomie... zero? U Galena może nawet minus jeden. Chociaż trzeba wspomnieć, ze ciut lepiej się z tym poczuł, że jednak nie jest w tym sam, bo może tu jednak nie chodzi o to, że Wyatt jest w związki beznadziejny, tylko, że to w ogóle nie jest takie proste?
Nie myślał jednak nad tym długo, bo wtedy Meena odpowiedziała na jego kolejne pytanie, a on zmarszczył znowu brwi. Czyli chyba rzeczywiście nie był najlepszym szefem. Tylko, że jemu to wcale nie zależało na opinii Chrisa na ten temat, a nawet tej nowej blondynki, tylko bardziej na Meeny, ale postanowił już skończyć ten temat. Będzie musiał się tym zająć po powrocie z Teksasu, może zrobi jakieś anonimowe ankiety, w których będzie pytał pracowników, co sądzą na jego temat. To mogłoby się nawet udać, pewnie wszyscy pisaliby, że jest świetny, bo baliby się inaczej, a on by sobie to później czytał i wszyscy byliby zadowoleni.
- W windzie? - trochę się nie mógł nadziwić, że w windzie odchodzą takie ekscesy, właściwie czemu Galen nigdy na to nie wpadł? Przecież winda to takie kameralne miejsce, leci tam jakaś muzyczka, a tylna ściana pokryta jest lustrem. No i rzeczywiście między tymi piętrami jechała dość wolno. To też będzie musiał sprawdzić po powrocie, najlepiej empirycznie. Uśmiechnął się delikatnie, gdy powiedziała, że może mu podnieść ciśnienie. Właściwie często to robiła, lepiej niż kawa.
- Będę rzucał obok, a najlepiej to za Chrisem, albo kimś tam - właściwie to pamiętał imię Chrisa, Meeny i Cala, i tak dobrze, że zapamiętał w końcu Chrisa, a nie mówił ten wiesz, dziwny koleś.
- Może tego dyrektora operacyjnego? Mam go już dość, a ma biuro z fajnym widokiem - powiedział to z dość poważną miną, bo prawda jest taka, że jakby Meena mu powiedziała, że chce tamto biuro, to by jej to na pewno załatwił, może tylko swojego by jej nie oddał, bo je lubił. Ten widok jakby miał miasto u stóp, skórzane fotele i dębowe biurko. Chociaż... może można by było wstawić tam jeszcze jedno? Ale wtedy to już w ogóle by plotkowali. To już lepiej jakby jednak oddał jej gabinet któregoś członka zarządu.
- Kiedyś się tego doczekasz, obiecuję - uśmiechnął się do niej delikatnie, nie zapomni mu chyba nigdy tego co jej naobiecywał, ale to nie tak, że Galen wcale nie chciał dotrzymać słowa, tylko jeszcze po prostu nie było okazji, ale kiedyś ją zaskoczy, jak znajdzie takie fajne miejsce z jacuzzi na dachu.
Na te jej słowa, że grzeje ją niżej, Galen się znowu zawiesił, chciał ją sprowokować, a to ona prowokowała jego, tylko, że już się od niej odsunął, ale wciąż się zastanawiał gdzie ją grzeje. To znaczy wiedział to, tak mu się wydawało. Dobrze, że te fotele w pierwszej klasie były tak rozstawione, bo jakby ktoś wychwycił te ich rozmowy, a potem miny Wyatta, to by mógł stwierdzić, że ma bardzo, bardzo brudne myśli.
- Ale ja nie mam chyba do tego kompetencji - powiedział, no te jej słowa o niańczeniu jej i pokręcił głową. A ona miała świetne, jakby kiedyś Galen miał syna, to na pewno z nią... To znaczy, to na pewno dałby go do niańczenia Meenie.
- Podobno w Teksasie mają coś gorszego, tornada, chociaż nigdy żadnego nie uświadczyłem - powiedział dość spokojnie, ale może nie powinien tego mówić, bo może Meena bała się też tornado? Spojrzał na nią badawczo z ukosa.
- Założysz kowbojki? - zapytał, ale się uśmiechnął więc chyba nie mówił tego poważnie. Galen to był ewenement, bo on po tej podróży wyglądał wciąż świeżo jak o poranku, poprawił tylko mankiety koszuli i założył marynarkę i mógłby iść dalej podbijać świat.
Kiedy wyszli z lotniska, to Wyatt rozejrzał się za autem, stało zaparkowane obok wejścia. Czarny, duży pickup Dodge, błyszczał, jakby wyjechał prosto z salonu, a Galenowi aż zabłyszczały oczy.
- Piękny - rzucił, chociaż wiadomo Porsche też było piękne, ale jednak w Teksasie lepiej było jeździć czymś bardziej przystosowanym do tych dróg. Jakiś boj zapakował im walizki, bo Galen oczywiście o takich rzeczach nie myśli, ale zawsze ma przygotowane drobne, żeby kogoś do tego wynająć, a samemu na przykład siedzieć w sekcji dla VIPów, ale już o tym, żeby pomóc wsiąść Meenie pamiętał, bo jednak próg był dość wysoko. Szybko zajął miejsce za kierownicą, a kiedy odpalił silnik, to poczuł się, jakby właśnie dostał gwiazdkowy prezent. Chyba musi sobie sprawić taki samochód w Toronto. Chociaż wtedy to już w ogóle mieli by go za dupka, który niektóre braki wynagradza sobie takim autem.
- Powiedz mi co myślisz o tym samochodzie? - zapytał, kiedy już jechali jakąś drogą, tam gdzie Galen sobie wymyślił. Bo on był zachwycony, zresztą było to widać, bo już przetestował klimę, nawigację, wszystkie szyby, wszystkie przyciski i w ogóle wszystko, co miał w zasięgu ręki.
Nie jechali długo, aż w końcu Galen zatrzymał auto na parkingu, ale nie na stacji benzynowej, tylko pod jakimś SPA, zerknął na swój drogi zegarek.
- Mamy trzy godziny, dużo i nie dużo, w zasadzie - stwierdził, a później wysiadł z auta, oczywiście pomógł wysiąść też Meenie, bo może i to auto było piękne, ale trochę niepraktyczne. Jednak Porszak był lepszy pod względem wsiadania i wysiadania.
- Nie wiem czy zdążymy z masażem, ale na pewno można się odświeżyć, no i jest jacuzzi - zerknął na nią kątem oka, czyli wreszcie się doczekała tych bąbelków? Mógł to jednak zaplanować w drodze powrotnej, bo teraz jednak byli czasowo trochę ograniczeni.
Meena Evans
Nie myślał jednak nad tym długo, bo wtedy Meena odpowiedziała na jego kolejne pytanie, a on zmarszczył znowu brwi. Czyli chyba rzeczywiście nie był najlepszym szefem. Tylko, że jemu to wcale nie zależało na opinii Chrisa na ten temat, a nawet tej nowej blondynki, tylko bardziej na Meeny, ale postanowił już skończyć ten temat. Będzie musiał się tym zająć po powrocie z Teksasu, może zrobi jakieś anonimowe ankiety, w których będzie pytał pracowników, co sądzą na jego temat. To mogłoby się nawet udać, pewnie wszyscy pisaliby, że jest świetny, bo baliby się inaczej, a on by sobie to później czytał i wszyscy byliby zadowoleni.
- W windzie? - trochę się nie mógł nadziwić, że w windzie odchodzą takie ekscesy, właściwie czemu Galen nigdy na to nie wpadł? Przecież winda to takie kameralne miejsce, leci tam jakaś muzyczka, a tylna ściana pokryta jest lustrem. No i rzeczywiście między tymi piętrami jechała dość wolno. To też będzie musiał sprawdzić po powrocie, najlepiej empirycznie. Uśmiechnął się delikatnie, gdy powiedziała, że może mu podnieść ciśnienie. Właściwie często to robiła, lepiej niż kawa.
- Będę rzucał obok, a najlepiej to za Chrisem, albo kimś tam - właściwie to pamiętał imię Chrisa, Meeny i Cala, i tak dobrze, że zapamiętał w końcu Chrisa, a nie mówił ten wiesz, dziwny koleś.
- Może tego dyrektora operacyjnego? Mam go już dość, a ma biuro z fajnym widokiem - powiedział to z dość poważną miną, bo prawda jest taka, że jakby Meena mu powiedziała, że chce tamto biuro, to by jej to na pewno załatwił, może tylko swojego by jej nie oddał, bo je lubił. Ten widok jakby miał miasto u stóp, skórzane fotele i dębowe biurko. Chociaż... może można by było wstawić tam jeszcze jedno? Ale wtedy to już w ogóle by plotkowali. To już lepiej jakby jednak oddał jej gabinet któregoś członka zarządu.
- Kiedyś się tego doczekasz, obiecuję - uśmiechnął się do niej delikatnie, nie zapomni mu chyba nigdy tego co jej naobiecywał, ale to nie tak, że Galen wcale nie chciał dotrzymać słowa, tylko jeszcze po prostu nie było okazji, ale kiedyś ją zaskoczy, jak znajdzie takie fajne miejsce z jacuzzi na dachu.
Na te jej słowa, że grzeje ją niżej, Galen się znowu zawiesił, chciał ją sprowokować, a to ona prowokowała jego, tylko, że już się od niej odsunął, ale wciąż się zastanawiał gdzie ją grzeje. To znaczy wiedział to, tak mu się wydawało. Dobrze, że te fotele w pierwszej klasie były tak rozstawione, bo jakby ktoś wychwycił te ich rozmowy, a potem miny Wyatta, to by mógł stwierdzić, że ma bardzo, bardzo brudne myśli.
- Ale ja nie mam chyba do tego kompetencji - powiedział, no te jej słowa o niańczeniu jej i pokręcił głową. A ona miała świetne, jakby kiedyś Galen miał syna, to na pewno z nią... To znaczy, to na pewno dałby go do niańczenia Meenie.
- Podobno w Teksasie mają coś gorszego, tornada, chociaż nigdy żadnego nie uświadczyłem - powiedział dość spokojnie, ale może nie powinien tego mówić, bo może Meena bała się też tornado? Spojrzał na nią badawczo z ukosa.
- Założysz kowbojki? - zapytał, ale się uśmiechnął więc chyba nie mówił tego poważnie. Galen to był ewenement, bo on po tej podróży wyglądał wciąż świeżo jak o poranku, poprawił tylko mankiety koszuli i założył marynarkę i mógłby iść dalej podbijać świat.
Kiedy wyszli z lotniska, to Wyatt rozejrzał się za autem, stało zaparkowane obok wejścia. Czarny, duży pickup Dodge, błyszczał, jakby wyjechał prosto z salonu, a Galenowi aż zabłyszczały oczy.
- Piękny - rzucił, chociaż wiadomo Porsche też było piękne, ale jednak w Teksasie lepiej było jeździć czymś bardziej przystosowanym do tych dróg. Jakiś boj zapakował im walizki, bo Galen oczywiście o takich rzeczach nie myśli, ale zawsze ma przygotowane drobne, żeby kogoś do tego wynająć, a samemu na przykład siedzieć w sekcji dla VIPów, ale już o tym, żeby pomóc wsiąść Meenie pamiętał, bo jednak próg był dość wysoko. Szybko zajął miejsce za kierownicą, a kiedy odpalił silnik, to poczuł się, jakby właśnie dostał gwiazdkowy prezent. Chyba musi sobie sprawić taki samochód w Toronto. Chociaż wtedy to już w ogóle mieli by go za dupka, który niektóre braki wynagradza sobie takim autem.
- Powiedz mi co myślisz o tym samochodzie? - zapytał, kiedy już jechali jakąś drogą, tam gdzie Galen sobie wymyślił. Bo on był zachwycony, zresztą było to widać, bo już przetestował klimę, nawigację, wszystkie szyby, wszystkie przyciski i w ogóle wszystko, co miał w zasięgu ręki.
Nie jechali długo, aż w końcu Galen zatrzymał auto na parkingu, ale nie na stacji benzynowej, tylko pod jakimś SPA, zerknął na swój drogi zegarek.
- Mamy trzy godziny, dużo i nie dużo, w zasadzie - stwierdził, a później wysiadł z auta, oczywiście pomógł wysiąść też Meenie, bo może i to auto było piękne, ale trochę niepraktyczne. Jednak Porszak był lepszy pod względem wsiadania i wysiadania.
- Nie wiem czy zdążymy z masażem, ale na pewno można się odświeżyć, no i jest jacuzzi - zerknął na nią kątem oka, czyli wreszcie się doczekała tych bąbelków? Mógł to jednak zaplanować w drodze powrotnej, bo teraz jednak byli czasowo trochę ograniczeni.
Meena Evans
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
-
zarobiona asystentka, która nie ma życia prywatnego bo ciągle zajmuje się swoim szefem, który kompletnie nie zna życia i przez niego chyba zaraz popadnie w alkoholizm albo skończy w więzieniu za zabicie gonieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Może się też okazać, że to coś z nimi było nie tak i to oni są problemem, a nie to, że zwiazki są trudne. Ta dwójka chyba za bardzo wszystko rozkładała na czynniki pierwsze, za dużo myśleli i zakładali milion scenariuszy, które nie spełnią się nawet w połowie. Tak, to zdecydowanie był problem z nimi.
- Lepsza winda niż magazynek ze sprzętem biurowym, w windzie jest chociaż trochę miejsca i można poszaleć. Ponoć dreszczyku dodaje myśl, że w każdej chwili można być złapanym. Ludzie mają różne fantazje. A chyba nie ma lepszej windy niż ta w naszym biurze. - jej ton głosu był pełen luzu, jakby mówiła o czymś najbardziej normalnym na świecie, chociaż seks był normalny i nie było powodu do wstydu. Czasem żałowała, że miała uszy wszędzie, że była taka miła bo ludzie potrafili zwierzać jej się z wielu rzeczy, była też bardzo spostrzegawcza, a że ze swojego biurka miała idealny widok na windę to czasem zawieszała na niej wzrok i obserwowała jak miga światełko sygnalizujące stojącą windę między piętrami. Tak, szok nawet wiecznie zapracowana Meena ma czas na obserwacje. Ciekawska była, trudno.
- Będzie to podchodzić pod znęcanie się nad pracownikami, jak ja oberwę segregatorem to Cię nie zgłoszę, w ostateczności też nim rzucę w Ciebie. - ciemnowłosa była dobrą koleżanką, nie posłałaby Chrisa czy tego całego Cala na walkę z lwem, bo chociaż tego drugiego nie znała to pewna była, że Chris przeszedłby załamanie nerwowe, przecież już ustalili, że to biedny i pocieszny facet. Z resztą jakby Galen zaprosił go do swojego biura na rozmowę to tamten biedak umarłby na zawał przy biurku Meeny, a ona ominęła zajęcia z pierwszej pomocy.
Parsknęła cicho kręcąc głową z niedowierzaniem, szkoda, że tak łatwo nie przychodzi mu podarowanie jej podwyżki jak nowego gabinetu.
- Może i masz go dość, ale to jest odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Poza tym jakbym miała własne biuro to każdy by wchodził do Twojego jak do siebie, a tak siedzę trochę jak ten cerber i decyduje kto może wejść, a kto nie. - nawet chyba sobie sprawy nie zdawał z tego ile ludzi wiecznie przychodziło i chciało odbyć z nim spotkanie, większa część to pracownicy z pierdołami, albo jakieś inne sekretarki, które osobiście i koniecznie musiały wręczyć Galenowi kosztorys zakupy długopisów i notatników do firmy. Kolejki by tam były jak za komuny.
- Z resztą...chyba przekonam się do widoku z mojego własnego biurka. - rzuciła i delikatnie zagryzła policzek od środka. Bo widok miała naprawdę fajny, a i wiadomo na kogo ten widok był, jednak oszklona ściana do gabinetu Galena była fajnym rozwiązaniem. Nigdy się do tego nie przyznała, ale czasem lubiła obserwować jak siedzi zamyślony nad papierami, jak czegoś nie rozumiał albo nie ogarniał robił naprawdę śmieszną minę.
Kiwnęła tylko głową w odpowiedzi na to, że kiedyś się tego doczeka, nie podejrzewała jednak, że będzie to naprawdę szybko, cały on - szalony człowiek.
- Dobrze jest nabrać doświadczenia szybciej! - chciała coś jeszcze dodać ale zamilkła, bo temat dzieci był dziwny...sama nie myślała o swoich, a pytać go o to nie chciała bo nie wiedziała czy przypadkiem nie ma jakiegoś (co może być bardzo prawdobodobne) albo czy nie kryje się za tym jakaś inna, dość smutna historia.
- Tak i to właśnie tam są latające krowy, widziałam na jakimś kanale o Tornadach jak porwało taką krasulę łaciatą, ładna była, brązowa. Szkoda krowy. Ja też żadnego nie doświadczyłam, doświadczyć nie chcę bo ten lot samolotem wspominać będę przez najbliższe 5 lat. - aż tak źle z nią nie było! Nie bała się wszystkiego dookoła, nie chciała na żywo widzieć tornada, ale bać się go nie bała, przynajmniej siedząc na kanapie przed telewizorem, o.
- Może. - odparła krótko i puściła mu zaczepne oczko, mogła dodać, że tylko je ma w tej walizce, ale nie ma co odpalać wyobraźni.
No i w końcu zobaczyła te auto, które powinno się nazywać raczej potworem, było wielkie i błyszczące. Kątem oka spojrzała na Galena i nie mogła się nie uśmiechnąć widząc jego ekscytację na widok samochodu. Był jak mały chłopiec, który dostał ulubioną zabawkę i kurcze ten widok był rozczulający. Jak widać bogacza też może coś ucieszyć.
Skorzystała z jego pomocy przy wsiadaniu, rozsiadła się wygodnie na fotelu i zapięła pasy, nie odezwała się ani słowem chociaż na usta cisnęło jej się pare komentarzy. Co jakiś czas wywracała tylko oczami kiedy naciskał kolejne guzki i z ekscytacją patrzył co się dzieje. W czasie drogi patrzyła za okno i obserwowała zmieniający się z każdą chwilą krajobraz.
- Jest naprawdę fajny, nie to co Twoje porshe, które przy tym wygląda jak zabawkowe auto. I co najważniejsze jest tutaj zdecydowanie więcej miejsca, nie trzeba się cisnąć. - odpowiedziała na pytanie dopiero po chwili namysłu, nawet oczami zilustrowała wnętrze auta i tylną kanapę, która faktycznie była imponujących rozmiarów i wyglądała na dość wygodną.
Musiała zamrugać kilka razy oczami dostrzegając wielki napis SPA, który miała przed nosem.
- Żartujesz sobie, prawda? - nie potrafiła ukryć zaskoczenia, wysiadła z samochodu wspierając się na jego dłoni, uniosła dłoń i palcami przeczesała ciemne luźne kosmyki włosów gdzieś do tyłu, nie mogła ogarnąć tego co sie tutaj właśnie stało.
- Super, nie wiedziałam, że Twoje "kiedyś" to "10 minut", szkoda, że tak szybko nie przyznajesz mi podwyżki. - parsknęła śmiechem krecąc głową z niedowierzaniem.
- Co do jacuzzi to odpada, jest jeden problem, nie mam stroju...ale zakładam, że dla Ciebie to żaden problem. - czyżby wyprzedziła po raz kolejny jego myśli? Gdyby nie to, że mają trzy godziny to może faktycznie by z tego skorzystali, pytanie tylko czy te jacuzzi było gdzieś tam w obiekcie czy w pokoju.
- Wyrobimy się, bo jak rozumiem masz zamiar pozbyć się tego garnituru? - spojrzała na niego z uniesionymi brwiami w górę.
- Wyglądasz w nim cholernie dobrze, ale przypominam, że jedziemy do Braxtona na rancho, do miejsca gdzie mieszka, a nie pracuje. To jego dom, nie firma więc nie przywita nas w pełnym garniturze. Zabrałeś coś luźnego, prawda? - modliła się w duchu aby faktycznie w czasie pakowania się w Toronto wpadł na to, że owszem jest to sprawa biznesowa, ale jadą do gościa do domu, pewnie będą razem jeść śniadanie, przy jednym stole, już widziała Galena w pełnym eleganckim garniturze i Braxtona w bufistej koszuli i kapeluszu kowbojskim.
Ktoś z obsługi pojawił się na parkingu i zabrał ich walizki do środka, sami ruszyli tuż za gościem do wejścia.
- Jezu, sama nie wiem czy bardziej marzę o kawie czy ciepłym prysznicu. Kiedy właściwie zdążyłeś to zarezerwować? Bo nie przypominam sobie abym ja coś takiego robiła. - no jeszcze sklerozy nie miała, chyba. Spojrzała na niego zadzierając delikatnie głowę do góry i czekała na odpowiedź.
Galen L. Wyatt
- Lepsza winda niż magazynek ze sprzętem biurowym, w windzie jest chociaż trochę miejsca i można poszaleć. Ponoć dreszczyku dodaje myśl, że w każdej chwili można być złapanym. Ludzie mają różne fantazje. A chyba nie ma lepszej windy niż ta w naszym biurze. - jej ton głosu był pełen luzu, jakby mówiła o czymś najbardziej normalnym na świecie, chociaż seks był normalny i nie było powodu do wstydu. Czasem żałowała, że miała uszy wszędzie, że była taka miła bo ludzie potrafili zwierzać jej się z wielu rzeczy, była też bardzo spostrzegawcza, a że ze swojego biurka miała idealny widok na windę to czasem zawieszała na niej wzrok i obserwowała jak miga światełko sygnalizujące stojącą windę między piętrami. Tak, szok nawet wiecznie zapracowana Meena ma czas na obserwacje. Ciekawska była, trudno.
- Będzie to podchodzić pod znęcanie się nad pracownikami, jak ja oberwę segregatorem to Cię nie zgłoszę, w ostateczności też nim rzucę w Ciebie. - ciemnowłosa była dobrą koleżanką, nie posłałaby Chrisa czy tego całego Cala na walkę z lwem, bo chociaż tego drugiego nie znała to pewna była, że Chris przeszedłby załamanie nerwowe, przecież już ustalili, że to biedny i pocieszny facet. Z resztą jakby Galen zaprosił go do swojego biura na rozmowę to tamten biedak umarłby na zawał przy biurku Meeny, a ona ominęła zajęcia z pierwszej pomocy.
Parsknęła cicho kręcąc głową z niedowierzaniem, szkoda, że tak łatwo nie przychodzi mu podarowanie jej podwyżki jak nowego gabinetu.
- Może i masz go dość, ale to jest odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Poza tym jakbym miała własne biuro to każdy by wchodził do Twojego jak do siebie, a tak siedzę trochę jak ten cerber i decyduje kto może wejść, a kto nie. - nawet chyba sobie sprawy nie zdawał z tego ile ludzi wiecznie przychodziło i chciało odbyć z nim spotkanie, większa część to pracownicy z pierdołami, albo jakieś inne sekretarki, które osobiście i koniecznie musiały wręczyć Galenowi kosztorys zakupy długopisów i notatników do firmy. Kolejki by tam były jak za komuny.
- Z resztą...chyba przekonam się do widoku z mojego własnego biurka. - rzuciła i delikatnie zagryzła policzek od środka. Bo widok miała naprawdę fajny, a i wiadomo na kogo ten widok był, jednak oszklona ściana do gabinetu Galena była fajnym rozwiązaniem. Nigdy się do tego nie przyznała, ale czasem lubiła obserwować jak siedzi zamyślony nad papierami, jak czegoś nie rozumiał albo nie ogarniał robił naprawdę śmieszną minę.
Kiwnęła tylko głową w odpowiedzi na to, że kiedyś się tego doczeka, nie podejrzewała jednak, że będzie to naprawdę szybko, cały on - szalony człowiek.
- Dobrze jest nabrać doświadczenia szybciej! - chciała coś jeszcze dodać ale zamilkła, bo temat dzieci był dziwny...sama nie myślała o swoich, a pytać go o to nie chciała bo nie wiedziała czy przypadkiem nie ma jakiegoś (co może być bardzo prawdobodobne) albo czy nie kryje się za tym jakaś inna, dość smutna historia.
- Tak i to właśnie tam są latające krowy, widziałam na jakimś kanale o Tornadach jak porwało taką krasulę łaciatą, ładna była, brązowa. Szkoda krowy. Ja też żadnego nie doświadczyłam, doświadczyć nie chcę bo ten lot samolotem wspominać będę przez najbliższe 5 lat. - aż tak źle z nią nie było! Nie bała się wszystkiego dookoła, nie chciała na żywo widzieć tornada, ale bać się go nie bała, przynajmniej siedząc na kanapie przed telewizorem, o.
- Może. - odparła krótko i puściła mu zaczepne oczko, mogła dodać, że tylko je ma w tej walizce, ale nie ma co odpalać wyobraźni.
No i w końcu zobaczyła te auto, które powinno się nazywać raczej potworem, było wielkie i błyszczące. Kątem oka spojrzała na Galena i nie mogła się nie uśmiechnąć widząc jego ekscytację na widok samochodu. Był jak mały chłopiec, który dostał ulubioną zabawkę i kurcze ten widok był rozczulający. Jak widać bogacza też może coś ucieszyć.
Skorzystała z jego pomocy przy wsiadaniu, rozsiadła się wygodnie na fotelu i zapięła pasy, nie odezwała się ani słowem chociaż na usta cisnęło jej się pare komentarzy. Co jakiś czas wywracała tylko oczami kiedy naciskał kolejne guzki i z ekscytacją patrzył co się dzieje. W czasie drogi patrzyła za okno i obserwowała zmieniający się z każdą chwilą krajobraz.
- Jest naprawdę fajny, nie to co Twoje porshe, które przy tym wygląda jak zabawkowe auto. I co najważniejsze jest tutaj zdecydowanie więcej miejsca, nie trzeba się cisnąć. - odpowiedziała na pytanie dopiero po chwili namysłu, nawet oczami zilustrowała wnętrze auta i tylną kanapę, która faktycznie była imponujących rozmiarów i wyglądała na dość wygodną.
Musiała zamrugać kilka razy oczami dostrzegając wielki napis SPA, który miała przed nosem.
- Żartujesz sobie, prawda? - nie potrafiła ukryć zaskoczenia, wysiadła z samochodu wspierając się na jego dłoni, uniosła dłoń i palcami przeczesała ciemne luźne kosmyki włosów gdzieś do tyłu, nie mogła ogarnąć tego co sie tutaj właśnie stało.
- Super, nie wiedziałam, że Twoje "kiedyś" to "10 minut", szkoda, że tak szybko nie przyznajesz mi podwyżki. - parsknęła śmiechem krecąc głową z niedowierzaniem.
- Co do jacuzzi to odpada, jest jeden problem, nie mam stroju...ale zakładam, że dla Ciebie to żaden problem. - czyżby wyprzedziła po raz kolejny jego myśli? Gdyby nie to, że mają trzy godziny to może faktycznie by z tego skorzystali, pytanie tylko czy te jacuzzi było gdzieś tam w obiekcie czy w pokoju.
- Wyrobimy się, bo jak rozumiem masz zamiar pozbyć się tego garnituru? - spojrzała na niego z uniesionymi brwiami w górę.
- Wyglądasz w nim cholernie dobrze, ale przypominam, że jedziemy do Braxtona na rancho, do miejsca gdzie mieszka, a nie pracuje. To jego dom, nie firma więc nie przywita nas w pełnym garniturze. Zabrałeś coś luźnego, prawda? - modliła się w duchu aby faktycznie w czasie pakowania się w Toronto wpadł na to, że owszem jest to sprawa biznesowa, ale jadą do gościa do domu, pewnie będą razem jeść śniadanie, przy jednym stole, już widziała Galena w pełnym eleganckim garniturze i Braxtona w bufistej koszuli i kapeluszu kowbojskim.
Ktoś z obsługi pojawił się na parkingu i zabrał ich walizki do środka, sami ruszyli tuż za gościem do wejścia.
- Jezu, sama nie wiem czy bardziej marzę o kawie czy ciepłym prysznicu. Kiedy właściwie zdążyłeś to zarezerwować? Bo nie przypominam sobie abym ja coś takiego robiła. - no jeszcze sklerozy nie miała, chyba. Spojrzała na niego zadzierając delikatnie głowę do góry i czekała na odpowiedź.
Galen L. Wyatt
-
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Galen zmarszczył brwi, bo Meena była najwidoczniej dość poinformowana w tych tematach.
- Evans, a skąd Ty to wszystko wiesz? - zapytał dość poważnie, bo on był szefem, w ogóle miewał różne fantazje, ale chyba by się w swojej firmie nie odważył. Chociaż teraz to myślał o tym, że może jednak? Można poszaleć i ten dreszczyk emocji, brzmiały dość kusząco. Będzie musiał sobie zapamiętać, że winda jest lepsza niż magazynek ze sprzętem biurowym. A nawet się zastanawiał jak to się dzieje, że tak często gubią do niego klucze, że on musi je wyrabiać średnio raz w tygodniu, to teraz było wiadomo, każdy takie klucze po prostu chciał mieć. Może lepiej wymienić zamki?
- A znęcanie się nad szefem podchodzi pod jakieś paragrafy? - zapytał, ale uśmiechnął się delikatnie. Niestety dwa lata studiowania prawa poszły w las, bo Wyatt bardziej skupiał się na prowadzącej niż na wykładach, a później wyleciał z hukiem. Ale do tej pory jak ma okazję, to chwali się tym, że studiował prawo. Tylko on bardziej studiował profesorkę... Mniejsza o to.
- Ty jesteś odpowiednią osobą na odpowiednim stanowisku - powiedział zanim zdążył ugryźć się w język, ale to była najszczersza prawda, Galen nie mógł mieć już lepszej sekretarki - a zawsze można zrobić tak, że Twój gabinet będzie przejściowym do mojego - pasowałoby mu to, bo mógłby do niej wpadać kiedy tylko chce, a tłumaczyłby się, że idzie do siebie. W zasadzie to i tak to robił, że czasami nawet z nudów kręcił się przy jej biurku i na przykład testował zszywacze, czy działają poprawnie.
Zastanowił się, kiedy powiedziała o widoku z jej biurka. No tak za plecami miała jego gabinet, ale z przodu miała... Chrisa? Uniósł jedną brew.
- Ostatnio czytałem trochę o Feng Shui, myślę, że Twoje biurko powinno być trochę inaczej ustawione - powiedział kiwając głowa. Tak, żeby była na wprost niego na przykład, wtedy wszystkie starożytne chińskie sztuki będą im służyć. Chociaż Wyatt myślał chyba bardziej o indyjskich...
Na nabierania doświadczenie nie powiedział nic, wiadome jest, że Galen Wyatt chciał mieć kiedyś syna, małego dziedzica fortuny, w małym zabawkowym porsche i garniturze. Yhym. Tylko, że to były odległe plany, może za sto lat?
- Ale to muszą być ciekawe widoki, te latające krowy - zastanowił się nad tym, chyba widział coś takiego w Internecie, tylko może wtedy pomyślał, że to jakiś fake. Jak to malowanie się Azjatek, naklejały jakieś taśmy i zamieniały się w anime lalki, Galen nie mógł w to uwierzyć.
Ścisnął nieco mocniej jej rękę, kiedy powiedziała, że ma dość latania na pięć lat, ale tak zaczepnie.
- To za pięć lat lecimy do Europy, szybko zleci - stwierdził, bo do Europy ciężej byłoby się dostać bez samolotu, chyba, że statkiem, ale to pewnie trwałoby wieki. Chociaż wieki z Meeną na statku, zadziałało to na jego wyobraźnię. Tak jak te kowbojki, prawie.
Kiedy już siedzieli w tym aucie, to Galen właściwie mało skupiał się na drodze, ale bardziej na samochodzie, na szczęście w pewnym momencie mu się znudziło. Więc wtedy musiał zapytać Meenę jak wrażenia. Wierzył, że była tak samo zachwycona, jak on, ale chyba nie do końca...
- Czyli bardziej podoba Ci się Porsche? - zapytał, a właściwie to stwierdził - mnie też - dodał po chwili, bo może i tylna kanapa była tutaj imponująca, mógłby tam wcisnąć ze cztery modelki, ale w Porsche jednak siedzieli bliżej siebie, z Meeną na przykład.
Utkwił w niej spojrzenie, gdy zapytała, czy żartuje. Nie podobało jej się? Przesadził? Podrapał się po karku. Może jednak powinien ją zabrać na stację? Może normalni ludzie tak robią, po podróży? Tylko, że Galen nie był normalny, on po podróży szedł sobie na masaż, albo do SPA właśnie.
- O podwyżce porozmawiamy po powrocie - naprawdę chciał jej dać podwyżkę, tylko... chciał też trochę z nią ponegocjować, na osobności, w biurze, albo może... windzie?
Już otworzył usta, żeby powiedzieć, że to żaden problem, że nie ma kostiumu, ale zrobiła to za niego, więc tylko się uśmiechnął. Za dobrze go znała. Kiedy wspomniała o jego garniturze, to od razu miał zapytać, a co jest źle, a ona wtedy mówi, że wygląda w nim cholernie dobrze. Znowu zamknął usta i podrapał się po skroni.
- Czuję się jakbyś siedziała w mojej głowie - stwierdził, ale nie do końca wyjaśnił o co mu chodzi, bo wtedy przyszedł jakiś chłopak z obsługi i Galen musiał mu pomóc w ogóle wyjąć te walizki, z tego auta. Ale po chwili wrócił do Meeny, przez chwilę to miał w głowie jakiś taki pomysł, żeby ją tak właśnie po LUZACKU objąć ramieniem, jako ten luzacki Galen, ale na szczęście skończyło się na tym, że tylko zrównał z nią krok, w sumie jeszcze był w garniturze.
- Mam jeszcze ten garnitur na bankiet... I jeszcze jeden w razie czego - zaczął patrząc na jej minę - ale mam też coś luźniejszego... szorty w hawajskie kwiaty - wbił w nią wzrok tych niebieskich tęczówek, bo był ciekawy jak zareaguje. Ale prawda jest taka, że nie miał w swojej garderobie czegoś takiego, a po prostu zabrał ze sobą jakieś ciemne spodnie i ciut mniej eleganckie, ale wciąż cholernie drogie koszule.
- A Ty masz coś luźniejszego Evans? - zerknął na nią z ukosa. Luźniejszego niż dres? Nie no, nie chodziło mu o dres, bo pewnie też sobie pomyślał, że na służbowy wyjazd spakowała same służbowe garsonki.
Weszli do tego hotelu, a później do windy, Galen nie byłby sobą, gdyby nie spojrzał wtedy na Meenę i nie zapytał.
- A co myślisz o tej windzie? Tu też mogłoby być gorąco? - aż ten biedny boi, który stał z przodu obejrzał się nerwowo przez ramię.
W końcu weszli do tego pokoju na ostatnim piętrze, gdzie było wielkie łoże, a na tarasie jacuzzi, obok był nawet specjalny pokoik do masażu, pełen luksus, dużo przestrzeni i otwartych wnętrz. Nawet prysznic był otwarty, na zdjęciach wyglądało to trochę inaczej...
- Jak zarezerwowałem loty, zawsze lubię się po podróży zrelaksować - powiedział i wszedł w głąb tego pokoju. Dla pary było to naprawdę świetne miejsce, ale zastanowił się czy Meena nie poczuje się nieswojo.
- Na zdjęciach wyglądało to trochę inaczej, a ja w sumie sprawdziłem tylko czy mają jacuzzi - wyjaśnił jej, kiedy już ten chłopak z obsługi się oddalił, a później usiadł na kanapie pod oknem, dużej skórzanej - ale... rozgość się i nie przejmuj, okej? - on za specjalnie nie zamierzał, nawet zdjął marynarkę i od razu poluzował krawat pod szyją - ja coś tylko sprawdzę - dodał i wyjął ze swojej walizki laptopa, rozłożył go sobie na kolanach. Pewnie sprawdzał jakieś ważne firmowe raporty... albo może czy na stronie tego SPA było napisane, że to jest pokój dla nowożeńców, po nim można się spodziewać wszystkiego.
Meena Evans
- Evans, a skąd Ty to wszystko wiesz? - zapytał dość poważnie, bo on był szefem, w ogóle miewał różne fantazje, ale chyba by się w swojej firmie nie odważył. Chociaż teraz to myślał o tym, że może jednak? Można poszaleć i ten dreszczyk emocji, brzmiały dość kusząco. Będzie musiał sobie zapamiętać, że winda jest lepsza niż magazynek ze sprzętem biurowym. A nawet się zastanawiał jak to się dzieje, że tak często gubią do niego klucze, że on musi je wyrabiać średnio raz w tygodniu, to teraz było wiadomo, każdy takie klucze po prostu chciał mieć. Może lepiej wymienić zamki?
- A znęcanie się nad szefem podchodzi pod jakieś paragrafy? - zapytał, ale uśmiechnął się delikatnie. Niestety dwa lata studiowania prawa poszły w las, bo Wyatt bardziej skupiał się na prowadzącej niż na wykładach, a później wyleciał z hukiem. Ale do tej pory jak ma okazję, to chwali się tym, że studiował prawo. Tylko on bardziej studiował profesorkę... Mniejsza o to.
- Ty jesteś odpowiednią osobą na odpowiednim stanowisku - powiedział zanim zdążył ugryźć się w język, ale to była najszczersza prawda, Galen nie mógł mieć już lepszej sekretarki - a zawsze można zrobić tak, że Twój gabinet będzie przejściowym do mojego - pasowałoby mu to, bo mógłby do niej wpadać kiedy tylko chce, a tłumaczyłby się, że idzie do siebie. W zasadzie to i tak to robił, że czasami nawet z nudów kręcił się przy jej biurku i na przykład testował zszywacze, czy działają poprawnie.
Zastanowił się, kiedy powiedziała o widoku z jej biurka. No tak za plecami miała jego gabinet, ale z przodu miała... Chrisa? Uniósł jedną brew.
- Ostatnio czytałem trochę o Feng Shui, myślę, że Twoje biurko powinno być trochę inaczej ustawione - powiedział kiwając głowa. Tak, żeby była na wprost niego na przykład, wtedy wszystkie starożytne chińskie sztuki będą im służyć. Chociaż Wyatt myślał chyba bardziej o indyjskich...
Na nabierania doświadczenie nie powiedział nic, wiadome jest, że Galen Wyatt chciał mieć kiedyś syna, małego dziedzica fortuny, w małym zabawkowym porsche i garniturze. Yhym. Tylko, że to były odległe plany, może za sto lat?
- Ale to muszą być ciekawe widoki, te latające krowy - zastanowił się nad tym, chyba widział coś takiego w Internecie, tylko może wtedy pomyślał, że to jakiś fake. Jak to malowanie się Azjatek, naklejały jakieś taśmy i zamieniały się w anime lalki, Galen nie mógł w to uwierzyć.
Ścisnął nieco mocniej jej rękę, kiedy powiedziała, że ma dość latania na pięć lat, ale tak zaczepnie.
- To za pięć lat lecimy do Europy, szybko zleci - stwierdził, bo do Europy ciężej byłoby się dostać bez samolotu, chyba, że statkiem, ale to pewnie trwałoby wieki. Chociaż wieki z Meeną na statku, zadziałało to na jego wyobraźnię. Tak jak te kowbojki, prawie.
Kiedy już siedzieli w tym aucie, to Galen właściwie mało skupiał się na drodze, ale bardziej na samochodzie, na szczęście w pewnym momencie mu się znudziło. Więc wtedy musiał zapytać Meenę jak wrażenia. Wierzył, że była tak samo zachwycona, jak on, ale chyba nie do końca...
- Czyli bardziej podoba Ci się Porsche? - zapytał, a właściwie to stwierdził - mnie też - dodał po chwili, bo może i tylna kanapa była tutaj imponująca, mógłby tam wcisnąć ze cztery modelki, ale w Porsche jednak siedzieli bliżej siebie, z Meeną na przykład.
Utkwił w niej spojrzenie, gdy zapytała, czy żartuje. Nie podobało jej się? Przesadził? Podrapał się po karku. Może jednak powinien ją zabrać na stację? Może normalni ludzie tak robią, po podróży? Tylko, że Galen nie był normalny, on po podróży szedł sobie na masaż, albo do SPA właśnie.
- O podwyżce porozmawiamy po powrocie - naprawdę chciał jej dać podwyżkę, tylko... chciał też trochę z nią ponegocjować, na osobności, w biurze, albo może... windzie?
Już otworzył usta, żeby powiedzieć, że to żaden problem, że nie ma kostiumu, ale zrobiła to za niego, więc tylko się uśmiechnął. Za dobrze go znała. Kiedy wspomniała o jego garniturze, to od razu miał zapytać, a co jest źle, a ona wtedy mówi, że wygląda w nim cholernie dobrze. Znowu zamknął usta i podrapał się po skroni.
- Czuję się jakbyś siedziała w mojej głowie - stwierdził, ale nie do końca wyjaśnił o co mu chodzi, bo wtedy przyszedł jakiś chłopak z obsługi i Galen musiał mu pomóc w ogóle wyjąć te walizki, z tego auta. Ale po chwili wrócił do Meeny, przez chwilę to miał w głowie jakiś taki pomysł, żeby ją tak właśnie po LUZACKU objąć ramieniem, jako ten luzacki Galen, ale na szczęście skończyło się na tym, że tylko zrównał z nią krok, w sumie jeszcze był w garniturze.
- Mam jeszcze ten garnitur na bankiet... I jeszcze jeden w razie czego - zaczął patrząc na jej minę - ale mam też coś luźniejszego... szorty w hawajskie kwiaty - wbił w nią wzrok tych niebieskich tęczówek, bo był ciekawy jak zareaguje. Ale prawda jest taka, że nie miał w swojej garderobie czegoś takiego, a po prostu zabrał ze sobą jakieś ciemne spodnie i ciut mniej eleganckie, ale wciąż cholernie drogie koszule.
- A Ty masz coś luźniejszego Evans? - zerknął na nią z ukosa. Luźniejszego niż dres? Nie no, nie chodziło mu o dres, bo pewnie też sobie pomyślał, że na służbowy wyjazd spakowała same służbowe garsonki.
Weszli do tego hotelu, a później do windy, Galen nie byłby sobą, gdyby nie spojrzał wtedy na Meenę i nie zapytał.
- A co myślisz o tej windzie? Tu też mogłoby być gorąco? - aż ten biedny boi, który stał z przodu obejrzał się nerwowo przez ramię.
W końcu weszli do tego pokoju na ostatnim piętrze, gdzie było wielkie łoże, a na tarasie jacuzzi, obok był nawet specjalny pokoik do masażu, pełen luksus, dużo przestrzeni i otwartych wnętrz. Nawet prysznic był otwarty, na zdjęciach wyglądało to trochę inaczej...
- Jak zarezerwowałem loty, zawsze lubię się po podróży zrelaksować - powiedział i wszedł w głąb tego pokoju. Dla pary było to naprawdę świetne miejsce, ale zastanowił się czy Meena nie poczuje się nieswojo.
- Na zdjęciach wyglądało to trochę inaczej, a ja w sumie sprawdziłem tylko czy mają jacuzzi - wyjaśnił jej, kiedy już ten chłopak z obsługi się oddalił, a później usiadł na kanapie pod oknem, dużej skórzanej - ale... rozgość się i nie przejmuj, okej? - on za specjalnie nie zamierzał, nawet zdjął marynarkę i od razu poluzował krawat pod szyją - ja coś tylko sprawdzę - dodał i wyjął ze swojej walizki laptopa, rozłożył go sobie na kolanach. Pewnie sprawdzał jakieś ważne firmowe raporty... albo może czy na stronie tego SPA było napisane, że to jest pokój dla nowożeńców, po nim można się spodziewać wszystkiego.
Meena Evans
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
-
zarobiona asystentka, która nie ma życia prywatnego bo ciągle zajmuje się swoim szefem, który kompletnie nie zna życia i przez niego chyba zaraz popadnie w alkoholizm albo skończy w więzieniu za zabicie gonieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nie rozumiała czemu był tak zdziwiony, przecież rola sekretarki polegała też na tym aby była dobrze poinformowana w sprawach związanych z pracą, a winda i taki magazynek to chyba części pracy, nie?
- Mam oczy, jestem spostrzegawcza, i chyba jestem zbyt miła bo ludzie mówią mi rzeczy, które nie koniecznie chcę słuchać. Poza tym nie wiem czy zauważyłeś, ale jestem kobietą, lubimy mieć rękę na pulsie. - no tak jakby bycie kobietą było najlepszym argumentem na świecie, ale taka była prawda, Meena miała bardziej przyjacielski wyraz twarzy, ludzie lubili z nią rozmawiać i tak jakoś wyszło, że wiedziała dużo niemal o wszystkich, gdyby Galen wiedział jak dużo ma informacji to by się biedak załamał. Nie bez powodu Evans zna prawie każdego w firmie z imienia, nie raz i nie dwa czasem mu podpowiadała kto jest kim.
- Nie, to pracownicy są bardziej chronieni przez prawo pracy. Zawsze będę mogła sie wytłumaczyć tym, że działałam w samoobronie. Czy te oczy mogą kłamać? - zapytała spoglądając na niego, zatrzepała długimi rzęsami i nawet zrobiła minę słodkiego niewinnego kociaka.
Zmarszczyła brwii na jego kolejne słowa, odpowiednia osoba na odpowiednim stanowisku no cóż, myślała, że urodziła się do wielkich rzeczy, a jednak się okazuje, że była idealną sekretarką, która świetnie organizuje spotkania, segreguje dokumenty i parzy kawę, zajebiście, nie miała sobie równych w tej dziedzinie.
- Mam to traktować jako komplement? - zapytała z autentyczną ciekawością wymalowaną na twarzy, bo trzeba przyznać, że Galen jako facet potrafił słowami oczarować kobietę i sprawić, że czuła się wyjątkowo, ale jako szef kompletnie nie umiał komplementować pracowników czy przyznać, że świetną robotę zrobili. Ale brała to co jej dawał bo zawsze mogła trafić na gorszego szefa, może nawet na takiego starego z brzuchem, który śliniłby całe biurko za każdym razem jakby Meena nachylała się nad blatem aby położyć przed nim dokumenty. Tak, nie ma co narzekać, lepiej trafić nie mogła, docenia.
Opcja przejściowego gabinetu nie była taka zła, tylko najpewniej skończyłoby się na tym, że Meena nie wiele by zrobiła bo albo ona przychodziłaby ciągle do Galena albo on do niej, a tak skoro siedzi przed jego gabinetem to często nie znikała na długo bo jak na cerbera przystało musiała pilnować miejsca.
- Mam jeszcze lepszy pomysł, wyślij mnie na Hawaje albo jakieś inne Malediwy, jakaś urocza wyspa w Tajlandi? Będę pracować zdalnie, to się chyba nazwya sekretarka online, nie? Wtedy nie będę potrzebować żadnego biura, podwyżki czy innego feng shui. - aż na myśl o takiej wyspie oczy jej się zaświeciły, codziennie siedziałaby na plaży z laptopem, w bikini i pracowała, a o stresie by mowy nie było, ponoc morskie fale działają uspokajająco!
Jezu, wizja małego Galena w garniturze była jak cudowny obrazek, taki mały bobas w krawacie i lakierowanych butkach.
Z malinowaych warg Evans wydostał się krótki śmiech kiedy tak sobie pomyślała o tych krowach, dla niego to ciekawy widok, a ciemnowłosej szkoda było tych krówek. Ciekawe czy po przejściu takiego tornada dawałaby spienione mleko? Bo w takim tornadzie to jak w wirówce.
Odwzajemniła mu takim samym uściskiem dłoni, a na słowa o kolejnej wycieczce za pięć lat ścisnęła usta w dziubek i zamyślona zacmokała nim dwa razy.
- Okej, ale wtedy wymagam wycieczki prywatnym samolotem, wiesz...bez tych wścibskich oczu, nikt nam nie będzie przeszkadzał. - i jeszcze kilka innych słów cisnęło jej się na usta, ale zdradzać wszystkiego nie zamierzała, a niech sobie pomyśli, może wytrzyma te pięć lat, haha. Taka niegrzeczna z niej dziewczynka.
- Tylko się droczę. - rzuciła i machnęła ręką, ale gdyby tylko wiedziała, że te negocjacje będą prywatne to najchętniej już by wracała.
Tym razem to ona miała wrażenie, że czytał jej w myślach, bo faktycznie porshe może i było zabawkowym samochodem, ale tam było zdecydowanie ciaśniej i można było być bliżej siebie, bardzo blisko siebie.
Jego reakcja na jej słowa była rozbrajająca, czekała jeszcze na to aż finalnie zrobi przerażoną minę, ale jakoś to nie nastąpiło. I z chęcią pociągnęłaby temat dalej bo chciała wiedzieć co kryło się za tymi słowami, czy siedziała mu w głowie tylko pod względem pracy czy może jeszcze coś innego? Ale jak zwykle, nastrój szybko zepsuł boy hotelowy, oni to zawsze mają wyczucie.
- Nie załamuj mnie, hawajskie spodenki? Jesteśmy w teksasie. - tak tylko przypomniała jakby mu się kierunki pomyliły, wokoło nie było palm tylko piach i kowbojskie kapelusze.
- A mam, nawet wzięłam ze sobą krótką spódniczkę, która raczej powinna robic za top, tak aby pasowała do tych kowbojek, ale to raczej nie na spotkanie z Twoim partnerem biznesowym. - jej głos był poważny i szczery, pakując swoją walizkę tak mimowolnie wrzuciła tą cześć garderoby do walizki, była typem kobiety, która wolała mieć za dużo niż za mało.
I tutaj go zaskoczy, nie wzięła żadnej garsonki, może miała jeden elegancki strój i tą sukienkę z wycieciem, a reszta to były trampki, kowbojki i jakieś dźinsy. Bo jak sama wspominała, jechali do kogoś rodzinnego domu, nie miała zamiaru do żeberek z grilla ubierać garsonki. I liczyła, że Galen w garniturze i w tych swoich drogich butach po błocie łazić nie będzie.
Wywróciła oczami na jego pytanie i chyba nawet spaliła rumieńca, a kiedy spojrzenie boya padło na nich Evans łokciem lekko uderzyła Galena w brzuch aby tym samym dać mu znak aby trzymał język za zębami, bo sobie biedny chłopak pomyśli coś nie na miejscu.
Do pokoju weszła jako pierwsza i trochę szczęka jej odpadła, był luksusowy, to jacuzzi i prysznic podbił jej serce, a dopiero potem zobaczyła jedo wielkie łóżko.
- Właśnie widze, że to Ty rezerwowałeś. - pokręciła głową, dlatego to on był szefem, a Meena ogarniała wszystko inne, ona nigdy nie kierowała się zdjęciami, czytała opinie, opisy, a jak nie była pewna to dzwoniła.
- I nie pomyslałeś o tym, że skoro w pokoju jest jacuzzi to nie jest to zwykły pokój? - zapytała spoglądając na niego, nie była zła, nie była też o dziwo zawstydzona czy skrępowana, bardziej rozbawiona całą sytuacją, ale to chyba wina tego alkoholu co wypiła w samolocie i jeszcze nie do końca z niej zszedł.
- Czy wyglądam jakbym się przejmowała? Jest okej, chciałam jacuzzi to mam, nie? - teraz to już się roześmiała i uniosła dłonie w górę w celu poddania się. Kiedy on grzebał w laptopie ciemnowłosa pozbyła się swojej bluzy zostając w dresowych spodniach i czarnej opinającej ciało koszulce. I dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie ubrała stanika bo w samolocie nie chciała aby było jej ciasno, z resztą duża bluza idealnie maskowała brak tej części garderoby.
Evans jednak stanęła na wysokości zadania, zachowała się jak rasowa aktorka i udawała, że wszystko jest tak jak ma być, że niby ten stanik jest na miejscu. Zakładała, że Galen już nie jedne piersi widział, swoje miała niezłe i chyba powodu do wstydu nie było, prawda?
Zgarnęła swoją walizkę i ciągnęła ją na łóżko, rozpięła zamek błyskawiczny i szukała pewnie jakiś kosmetyków aby udać się pod ten prysznic.
- Co Ty tak właściwie sprawdzasz? Zapomniałeś czegoś? - no nie mogła nie zapytać, na chwilę przerwała grzebanie w walizce aby spojrzeć na niego i zobaczyć czy nie potrzebuje jakiejś pomocy. Po to tutaj była nie, aby sekretarkować i asystować.
Galen L. Wyatt
- Mam oczy, jestem spostrzegawcza, i chyba jestem zbyt miła bo ludzie mówią mi rzeczy, które nie koniecznie chcę słuchać. Poza tym nie wiem czy zauważyłeś, ale jestem kobietą, lubimy mieć rękę na pulsie. - no tak jakby bycie kobietą było najlepszym argumentem na świecie, ale taka była prawda, Meena miała bardziej przyjacielski wyraz twarzy, ludzie lubili z nią rozmawiać i tak jakoś wyszło, że wiedziała dużo niemal o wszystkich, gdyby Galen wiedział jak dużo ma informacji to by się biedak załamał. Nie bez powodu Evans zna prawie każdego w firmie z imienia, nie raz i nie dwa czasem mu podpowiadała kto jest kim.
- Nie, to pracownicy są bardziej chronieni przez prawo pracy. Zawsze będę mogła sie wytłumaczyć tym, że działałam w samoobronie. Czy te oczy mogą kłamać? - zapytała spoglądając na niego, zatrzepała długimi rzęsami i nawet zrobiła minę słodkiego niewinnego kociaka.
Zmarszczyła brwii na jego kolejne słowa, odpowiednia osoba na odpowiednim stanowisku no cóż, myślała, że urodziła się do wielkich rzeczy, a jednak się okazuje, że była idealną sekretarką, która świetnie organizuje spotkania, segreguje dokumenty i parzy kawę, zajebiście, nie miała sobie równych w tej dziedzinie.
- Mam to traktować jako komplement? - zapytała z autentyczną ciekawością wymalowaną na twarzy, bo trzeba przyznać, że Galen jako facet potrafił słowami oczarować kobietę i sprawić, że czuła się wyjątkowo, ale jako szef kompletnie nie umiał komplementować pracowników czy przyznać, że świetną robotę zrobili. Ale brała to co jej dawał bo zawsze mogła trafić na gorszego szefa, może nawet na takiego starego z brzuchem, który śliniłby całe biurko za każdym razem jakby Meena nachylała się nad blatem aby położyć przed nim dokumenty. Tak, nie ma co narzekać, lepiej trafić nie mogła, docenia.
Opcja przejściowego gabinetu nie była taka zła, tylko najpewniej skończyłoby się na tym, że Meena nie wiele by zrobiła bo albo ona przychodziłaby ciągle do Galena albo on do niej, a tak skoro siedzi przed jego gabinetem to często nie znikała na długo bo jak na cerbera przystało musiała pilnować miejsca.
- Mam jeszcze lepszy pomysł, wyślij mnie na Hawaje albo jakieś inne Malediwy, jakaś urocza wyspa w Tajlandi? Będę pracować zdalnie, to się chyba nazwya sekretarka online, nie? Wtedy nie będę potrzebować żadnego biura, podwyżki czy innego feng shui. - aż na myśl o takiej wyspie oczy jej się zaświeciły, codziennie siedziałaby na plaży z laptopem, w bikini i pracowała, a o stresie by mowy nie było, ponoc morskie fale działają uspokajająco!
Jezu, wizja małego Galena w garniturze była jak cudowny obrazek, taki mały bobas w krawacie i lakierowanych butkach.
Z malinowaych warg Evans wydostał się krótki śmiech kiedy tak sobie pomyślała o tych krowach, dla niego to ciekawy widok, a ciemnowłosej szkoda było tych krówek. Ciekawe czy po przejściu takiego tornada dawałaby spienione mleko? Bo w takim tornadzie to jak w wirówce.
Odwzajemniła mu takim samym uściskiem dłoni, a na słowa o kolejnej wycieczce za pięć lat ścisnęła usta w dziubek i zamyślona zacmokała nim dwa razy.
- Okej, ale wtedy wymagam wycieczki prywatnym samolotem, wiesz...bez tych wścibskich oczu, nikt nam nie będzie przeszkadzał. - i jeszcze kilka innych słów cisnęło jej się na usta, ale zdradzać wszystkiego nie zamierzała, a niech sobie pomyśli, może wytrzyma te pięć lat, haha. Taka niegrzeczna z niej dziewczynka.
- Tylko się droczę. - rzuciła i machnęła ręką, ale gdyby tylko wiedziała, że te negocjacje będą prywatne to najchętniej już by wracała.
Tym razem to ona miała wrażenie, że czytał jej w myślach, bo faktycznie porshe może i było zabawkowym samochodem, ale tam było zdecydowanie ciaśniej i można było być bliżej siebie, bardzo blisko siebie.
Jego reakcja na jej słowa była rozbrajająca, czekała jeszcze na to aż finalnie zrobi przerażoną minę, ale jakoś to nie nastąpiło. I z chęcią pociągnęłaby temat dalej bo chciała wiedzieć co kryło się za tymi słowami, czy siedziała mu w głowie tylko pod względem pracy czy może jeszcze coś innego? Ale jak zwykle, nastrój szybko zepsuł boy hotelowy, oni to zawsze mają wyczucie.
- Nie załamuj mnie, hawajskie spodenki? Jesteśmy w teksasie. - tak tylko przypomniała jakby mu się kierunki pomyliły, wokoło nie było palm tylko piach i kowbojskie kapelusze.
- A mam, nawet wzięłam ze sobą krótką spódniczkę, która raczej powinna robic za top, tak aby pasowała do tych kowbojek, ale to raczej nie na spotkanie z Twoim partnerem biznesowym. - jej głos był poważny i szczery, pakując swoją walizkę tak mimowolnie wrzuciła tą cześć garderoby do walizki, była typem kobiety, która wolała mieć za dużo niż za mało.
I tutaj go zaskoczy, nie wzięła żadnej garsonki, może miała jeden elegancki strój i tą sukienkę z wycieciem, a reszta to były trampki, kowbojki i jakieś dźinsy. Bo jak sama wspominała, jechali do kogoś rodzinnego domu, nie miała zamiaru do żeberek z grilla ubierać garsonki. I liczyła, że Galen w garniturze i w tych swoich drogich butach po błocie łazić nie będzie.
Wywróciła oczami na jego pytanie i chyba nawet spaliła rumieńca, a kiedy spojrzenie boya padło na nich Evans łokciem lekko uderzyła Galena w brzuch aby tym samym dać mu znak aby trzymał język za zębami, bo sobie biedny chłopak pomyśli coś nie na miejscu.
Do pokoju weszła jako pierwsza i trochę szczęka jej odpadła, był luksusowy, to jacuzzi i prysznic podbił jej serce, a dopiero potem zobaczyła jedo wielkie łóżko.
- Właśnie widze, że to Ty rezerwowałeś. - pokręciła głową, dlatego to on był szefem, a Meena ogarniała wszystko inne, ona nigdy nie kierowała się zdjęciami, czytała opinie, opisy, a jak nie była pewna to dzwoniła.
- I nie pomyslałeś o tym, że skoro w pokoju jest jacuzzi to nie jest to zwykły pokój? - zapytała spoglądając na niego, nie była zła, nie była też o dziwo zawstydzona czy skrępowana, bardziej rozbawiona całą sytuacją, ale to chyba wina tego alkoholu co wypiła w samolocie i jeszcze nie do końca z niej zszedł.
- Czy wyglądam jakbym się przejmowała? Jest okej, chciałam jacuzzi to mam, nie? - teraz to już się roześmiała i uniosła dłonie w górę w celu poddania się. Kiedy on grzebał w laptopie ciemnowłosa pozbyła się swojej bluzy zostając w dresowych spodniach i czarnej opinającej ciało koszulce. I dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie ubrała stanika bo w samolocie nie chciała aby było jej ciasno, z resztą duża bluza idealnie maskowała brak tej części garderoby.
Evans jednak stanęła na wysokości zadania, zachowała się jak rasowa aktorka i udawała, że wszystko jest tak jak ma być, że niby ten stanik jest na miejscu. Zakładała, że Galen już nie jedne piersi widział, swoje miała niezłe i chyba powodu do wstydu nie było, prawda?
Zgarnęła swoją walizkę i ciągnęła ją na łóżko, rozpięła zamek błyskawiczny i szukała pewnie jakiś kosmetyków aby udać się pod ten prysznic.
- Co Ty tak właściwie sprawdzasz? Zapomniałeś czegoś? - no nie mogła nie zapytać, na chwilę przerwała grzebanie w walizce aby spojrzeć na niego i zobaczyć czy nie potrzebuje jakiejś pomocy. Po to tutaj była nie, aby sekretarkować i asystować.
Galen L. Wyatt
-
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Raczej na pewno Galen zauważył, że Meena jest kobietą, może tylko nie docierało do niego do końca, jakie ona ma zadania jako sekretarka. Bo ta lista ewoluowała z dnia na dzień. Codziennie dorzucał jej coś nowego, a później coś wykreślał. Chociaż właściwie... to lista istniała tylko w jego głowie. Bo na prawdziwej umowie pewnie miała tylko odbierać telefony i umawiać mu spotkania.
- Myślę, że jakby przysięgli zobaczyli te oczy, to od razu by mnie wsadzili na dziesięć lat - stwierdził wzdychając ciężko, bo Galen na pewno uważał, że one nie mogą kłamać, a do tego są wyjątkowo piękne. Chyba nie mógłby w ich kierunku rzucić żadnym segregatorem, no i nie do końca tylko dlatego, że bał się kolejnych pozwów.
Patrzył na nią jak tak trawiła jego słowa, no bo Wyatt uważał to za komplement naprawdę i to taki niepodważalny. Meena była najlepsza, nawet jeśli robiła czasem te błahe sprawy, ale robiła też przecież te ważne. Właściwie to była dla niego równie ważna, co jego zastępca, może nawet ważniejsza? Wiedziała o nim rzeczy, których nikt nie wiedział i pomagała mu w momentach prawdziwego zwątpienia. Nie było ważniejszej osoby w całej firmie od niej, dla niego była odpowiednią osobą na odpowiednim stanowisku.
- A nie? - uniósł jedną brew, bo to przecież był najlepszy komplement, jaki on kiedykolwiek powiedział komukolwiek w biurze - nie zamieniłbym cię na żadną inną sekretarkę - to chyba wciąż nie brzmiało dobrze. Ale dla Galena było ważne, tylko jakoś nie potrafił tego lepiej określić. Może powinien po prostu jej powiedzieć, że jest niezastąpiona, że jest ważna, że bez niej nie dałby sobie rady. Może kiedyś jej to powie?
Zmarszczył brwi, kiedy powiedziała, żeby wysłał ją na Hawaje, albo gdzieś tam.
- No ale przecież Ty się boisz latać Meena, niedorzeczny pomysł, zanim dopłynęłabyś tam jakąś łódką, bez wifi, to firma by upadła - powiedział i pokręcił głową, ale aż sam się uśmiechnął na tę myśl. Chociaż może to nawet nie była taka abstrakcja, że Northex bez nie by mógł upaść.
Pewnie te krowy po tornado to od razu zamiast mleka dawały shejki i dlatego właśnie w Teksasie tak lubili fast foody.
- Myślę, że za pięć lat dorobię się swojego prywatnego samolotu - powiedział z jakimś błyskiem w oku, bo tak, Galen o tym myślał, o tym prywatnym odrzutowcu. Chociaż miałby nim latać z Meeną raz na pięć lat, to i tak ten pomysł mu się podobał.
- A ja nie, naprawdę chcę z Tobą o tym porozmawiać - bo może i Galen nie umiał jej prawic komplementów na temat tego, że jej praca była niezastąpiona, ale naprawdę ją doceniał i chciał jej to udowodnić. Skoro mógł dać podwyżkę Calowi od niszczarki, to Meenie należała się ona sto razy bardziej. No i może nawet to wolne, chociaż z tym mogło być odrobinę gorzej. Ciekawe czy Galen mógł zatrudnić sobie zastępczą sekretarkę? Albo jej zadania oddelegować do kogoś, ale do kogo, jak on pamiętał tylko imię Chrisa i Cala?
- Ale może jak będziemy wracać, to uda się zahaczyć o jakąś plażę - rzucił i uśmiechnął się do niej, ale żartował, chociaż teraz sobie pomyślał, że jak im się uda to pożałuje, że jednak nie wziął takich spodenek. Chciał coś jeszcze dodać, ale padło słowo krótka spódniczka, więc Galen od razu zaczął oscylować wokół niej myślami.
- A na jakie spotkanie jest ta spódniczka? - zapytał od razu, bo to było ważne pytanie, nie z partnerem biznesowym, to z kim? Może z Galenem Wyattem na przykład?
Chyba jednak Galen będzie łazić w drogich butach po błocie, ale to dlatego, że jego wszystkie buty były drogie, nawet te które wyglądały, jakby ukradł je bezdomnemu i pasowały do chodzenia po błocie, a w środku miały wszyte takie metki, że pewnie taki bezdomny kupiłby sobie za nie minimieszkanie.
Kiedy dostał w brzuch w tej windzie, to tylko się na moment skrzywił, ale za bardzo nie przejął, chłopak właśnie ich prowadził do apartamentu dla nowożeńców, więc pewnie nie takie rzeczy widział i słyszał.
Tym się różnili, że Galen pewnie zobaczył jedną fotkę, z tym jacuzzi na przykład i do razu klikał w przycisk z napisem zarezerwuj i robił przelew. Tak, w tym temacie mogliby się uzupełniać, jak mało kto.
Otworzył usta, kiedy powiedziała, że widać, że to jego rezerwacja, ale zaraz je zamknął. Jedna jego brew uniosła się ku górze, gdy powiedziała o tym, że to nie jest zwykły pokój.
- Ale co z nim jest nie tak? - zapytał, i chyba dopiero się rozejrzał, dopiero dotarło do niego, że rzeczywiście trochę różnił się od typowych pokoi hotelowych. Może ten dodatkowy pokój do masażu, to jednak był jakiś do podwieszania, czy innych zabaw erotycznych, aż Galen tam zajrzał, ale zobaczył tylko łóżka do masażu.
- No to dobrze - rzucił, miał nadzieję, że naprawdę nie będzie się tym przejmowała, bo on trochę się przejął, napisze pewnie opinie temu całemu SPA na google, żeby te pokoje nazywali jakoś lepiej, a nie tak, że trzeba się wszystkiego domyślać. Pokój dla dwojga, zwykła nazwa przecież... Było ich dwoje.
Zawiesił się nad tym komputerem, chociaż kątem oka zerkał za Meeną. Dopiero kiedy zapytała, czy czegoś zapomniał, to zamknął laptop i wbił w nią spojrzenie. Oparł się na tej kanapie i odchylił głowę do tyłu.
- Nie. To znaczy tak... ale musisz mi obiecać, że nie będziesz się wściekać - zaczął i poprawił się tak, żeby na nią spojrzeć i oprzeć łokcie na kolanach pochylając się do przodu. Czuł, że będzie, ale teraz to już i tak nic z tym nie zrobią.
- Pisałem z Braxtonem maile, no i tydzień temu napisał, że będzie musiał przełożyć ten bankiet... - zaczął. Mógł od razu o tym powiedzieć Meenie, ona by to zanotowała w tym swoim kalendarzyku, ale Galen zapomniał. Potem zabukował bilety, a dzisiaj rano mu wpadło do głowy, że tego wszystkiego nie poskładał do kupy, że będą na miejscu za wcześnie, ale już siedzieli w samolocie, już powiedział jej, że by się spóźnili, gdyby pojechali autem, więc jak miał to odwołać? Liczył, że może jednak się pomylił, ale teraz już wszystko sprawdził.
- Bo ten bankiet to jest dopiero za dwa dni - wydusił z siebie to w końcu. No i czekał na jej reakcję.
Meena Evans
- Myślę, że jakby przysięgli zobaczyli te oczy, to od razu by mnie wsadzili na dziesięć lat - stwierdził wzdychając ciężko, bo Galen na pewno uważał, że one nie mogą kłamać, a do tego są wyjątkowo piękne. Chyba nie mógłby w ich kierunku rzucić żadnym segregatorem, no i nie do końca tylko dlatego, że bał się kolejnych pozwów.
Patrzył na nią jak tak trawiła jego słowa, no bo Wyatt uważał to za komplement naprawdę i to taki niepodważalny. Meena była najlepsza, nawet jeśli robiła czasem te błahe sprawy, ale robiła też przecież te ważne. Właściwie to była dla niego równie ważna, co jego zastępca, może nawet ważniejsza? Wiedziała o nim rzeczy, których nikt nie wiedział i pomagała mu w momentach prawdziwego zwątpienia. Nie było ważniejszej osoby w całej firmie od niej, dla niego była odpowiednią osobą na odpowiednim stanowisku.
- A nie? - uniósł jedną brew, bo to przecież był najlepszy komplement, jaki on kiedykolwiek powiedział komukolwiek w biurze - nie zamieniłbym cię na żadną inną sekretarkę - to chyba wciąż nie brzmiało dobrze. Ale dla Galena było ważne, tylko jakoś nie potrafił tego lepiej określić. Może powinien po prostu jej powiedzieć, że jest niezastąpiona, że jest ważna, że bez niej nie dałby sobie rady. Może kiedyś jej to powie?
Zmarszczył brwi, kiedy powiedziała, żeby wysłał ją na Hawaje, albo gdzieś tam.
- No ale przecież Ty się boisz latać Meena, niedorzeczny pomysł, zanim dopłynęłabyś tam jakąś łódką, bez wifi, to firma by upadła - powiedział i pokręcił głową, ale aż sam się uśmiechnął na tę myśl. Chociaż może to nawet nie była taka abstrakcja, że Northex bez nie by mógł upaść.
Pewnie te krowy po tornado to od razu zamiast mleka dawały shejki i dlatego właśnie w Teksasie tak lubili fast foody.
- Myślę, że za pięć lat dorobię się swojego prywatnego samolotu - powiedział z jakimś błyskiem w oku, bo tak, Galen o tym myślał, o tym prywatnym odrzutowcu. Chociaż miałby nim latać z Meeną raz na pięć lat, to i tak ten pomysł mu się podobał.
- A ja nie, naprawdę chcę z Tobą o tym porozmawiać - bo może i Galen nie umiał jej prawic komplementów na temat tego, że jej praca była niezastąpiona, ale naprawdę ją doceniał i chciał jej to udowodnić. Skoro mógł dać podwyżkę Calowi od niszczarki, to Meenie należała się ona sto razy bardziej. No i może nawet to wolne, chociaż z tym mogło być odrobinę gorzej. Ciekawe czy Galen mógł zatrudnić sobie zastępczą sekretarkę? Albo jej zadania oddelegować do kogoś, ale do kogo, jak on pamiętał tylko imię Chrisa i Cala?
- Ale może jak będziemy wracać, to uda się zahaczyć o jakąś plażę - rzucił i uśmiechnął się do niej, ale żartował, chociaż teraz sobie pomyślał, że jak im się uda to pożałuje, że jednak nie wziął takich spodenek. Chciał coś jeszcze dodać, ale padło słowo krótka spódniczka, więc Galen od razu zaczął oscylować wokół niej myślami.
- A na jakie spotkanie jest ta spódniczka? - zapytał od razu, bo to było ważne pytanie, nie z partnerem biznesowym, to z kim? Może z Galenem Wyattem na przykład?
Chyba jednak Galen będzie łazić w drogich butach po błocie, ale to dlatego, że jego wszystkie buty były drogie, nawet te które wyglądały, jakby ukradł je bezdomnemu i pasowały do chodzenia po błocie, a w środku miały wszyte takie metki, że pewnie taki bezdomny kupiłby sobie za nie minimieszkanie.
Kiedy dostał w brzuch w tej windzie, to tylko się na moment skrzywił, ale za bardzo nie przejął, chłopak właśnie ich prowadził do apartamentu dla nowożeńców, więc pewnie nie takie rzeczy widział i słyszał.
Tym się różnili, że Galen pewnie zobaczył jedną fotkę, z tym jacuzzi na przykład i do razu klikał w przycisk z napisem zarezerwuj i robił przelew. Tak, w tym temacie mogliby się uzupełniać, jak mało kto.
Otworzył usta, kiedy powiedziała, że widać, że to jego rezerwacja, ale zaraz je zamknął. Jedna jego brew uniosła się ku górze, gdy powiedziała o tym, że to nie jest zwykły pokój.
- Ale co z nim jest nie tak? - zapytał, i chyba dopiero się rozejrzał, dopiero dotarło do niego, że rzeczywiście trochę różnił się od typowych pokoi hotelowych. Może ten dodatkowy pokój do masażu, to jednak był jakiś do podwieszania, czy innych zabaw erotycznych, aż Galen tam zajrzał, ale zobaczył tylko łóżka do masażu.
- No to dobrze - rzucił, miał nadzieję, że naprawdę nie będzie się tym przejmowała, bo on trochę się przejął, napisze pewnie opinie temu całemu SPA na google, żeby te pokoje nazywali jakoś lepiej, a nie tak, że trzeba się wszystkiego domyślać. Pokój dla dwojga, zwykła nazwa przecież... Było ich dwoje.
Zawiesił się nad tym komputerem, chociaż kątem oka zerkał za Meeną. Dopiero kiedy zapytała, czy czegoś zapomniał, to zamknął laptop i wbił w nią spojrzenie. Oparł się na tej kanapie i odchylił głowę do tyłu.
- Nie. To znaczy tak... ale musisz mi obiecać, że nie będziesz się wściekać - zaczął i poprawił się tak, żeby na nią spojrzeć i oprzeć łokcie na kolanach pochylając się do przodu. Czuł, że będzie, ale teraz to już i tak nic z tym nie zrobią.
- Pisałem z Braxtonem maile, no i tydzień temu napisał, że będzie musiał przełożyć ten bankiet... - zaczął. Mógł od razu o tym powiedzieć Meenie, ona by to zanotowała w tym swoim kalendarzyku, ale Galen zapomniał. Potem zabukował bilety, a dzisiaj rano mu wpadło do głowy, że tego wszystkiego nie poskładał do kupy, że będą na miejscu za wcześnie, ale już siedzieli w samolocie, już powiedział jej, że by się spóźnili, gdyby pojechali autem, więc jak miał to odwołać? Liczył, że może jednak się pomylił, ale teraz już wszystko sprawdził.
- Bo ten bankiet to jest dopiero za dwa dni - wydusił z siebie to w końcu. No i czekał na jej reakcję.
Meena Evans
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia