- 
				 know you won't hurt me, i'm about to detonate know you won't hurt me, i'm about to detonate
 pull you close and then i'll be gone nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/on, i don't mindpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/on, i don't mindpostaćautor
W zasadzie to nawet nie tak, że nie miała żadnej odpowiedzi; ta jedyna, prawdziwa, była po prostu... niewłaściwa, ale cisnęła się na usta tak mocno, że Indie nawet nie była w stanie ukrócić własnego milczenia jakimś mało potrzebnym wywodem o byle pierdole, tak, jak zrobiłaby to normalnie. Jedyną bezpośrednią reakcją z jej strony było niemrawe wzruszenie ramion, oczywiście całkowicie zbędne, bo nie trzeba było doktoratu z psychologii aby móc jednoznacznie stwierdzić, że po tej głowie ewidentnie nie chodziło jej tak zupełnie nic. Sytuacja była skomplikowana z jednego, bardzo prostego powodu: wymagała od Indie zdecydowania, czego chciała w tym momencie najbardziej. Sęk w tym, że sam ten wybór nie był nawet w połowie tak prosty, na jaki brzmiał. Nie chodziło przecież tylko o nią i jej własne, prywatne pragnienia i potrzeby, ale o nich — o wieloletnią znajomość, zbyt wyjątkową i ważną, aby niepotrzebnie narażać ją na ryzyko nieodwracalnych zmian. O to, że szczerość była jednoznaczna ze zburzeniem całego ich wybudowanego wspólnymi siłami bezpiecznego świata, bo bez względu na to, jak miałaby zostać odebrana, fundamentalnie zmieniłaby absolutnie wszystko. Postawiłaby znak zapytania nie tylko nad przyszłością, ale również — albo może właśnie przede wszystkim? — nad tym, co mieli do tej pory, poważnie kwestionując całą ich relację i jej czysto przyjacielski charakter. W tę dziwną panikę wprowadzała ją więc w zasadzie nie sama prawda, a raczej myśl o tym, co ze sobą niosła, oraz to, że świadomość potencjalnych konsekwencji powoli przestawała być wystarczającym powodem, aby zachować tę prawdę dla siebie.
Sam ten moralny dylemat i jego ciężar były wystarczająco trudne do udźwignięcia (zwłaszcza w stanie nietrzeźwości), aby skutecznie stopniowo odbierać Indie rozum, ale doszczętnie zgłupieć przyszło jej z chwilą, w której zarządzona przez przyjaciela zamiana miejsc sprawiła, że z plecami przypartymi do pnia znów znalazła się nadzwyczajnie blisko Lucasa. Jeszcze bliżej niż przedtem. Dotąd zawzięcie broniła się przed podniesieniem wzroku na dłużej, ale coś podkusiło ją, aby dać sobie ku temu okazję i był to błąd krytyczny — wszystkie, dosłownie wszystkie racjonalne wnioski i zamiary przepadły w zapomnienie wraz z sekundą, w której znów przecięły się ich spojrzenia.
— Nic — wypaliła wreszcie, ale zupełnie niepotrzebnie, bo nie dość, że było to raczej oczywiste kłamstwo (jak często zdarzało się, że chodziło jej po głowie nic? no właśnie), to jeszcze mocno nieudane. Lepiej wyszłaby na tym nie odzywając się już wcale, serio — zamiast pomóc, to jedno, krótkie słowo tylko podkopało ją bardziej, bo wypowiedziała je z zerowym przekonaniem, tak, jakby sama nie była w stanie sobie uwierzyć, w ten sposób jawnie i wyraźnie potwierdzając, jak bardzo ta odpowiedź mijała się z prawdą. Brawo, kurwa, świetnie. Klęska była tak sromotna, że zmusiła Indie do zadania sobie pytania o to, ile w tym wszystkim — w kiepskich półprawdach, niewypowiedzianych słowach i nieudolnych podchodach — było sensu? Nie potrzebowała czasu na namysł, bo konkluzja była prosta: nie było.
Nie było żadnego sensu.
Już nie. Bo swoje karty pokazała tak naprawdę już dawno temu, bo dyskrecję zgubiła na długo zanim znaleźli się pod klonem, bo z każdą minutą kryła się tylko gorzej i mniej skutecznie. Bo Lucas nie był głupi i jakaś jego część musiała wiedzieć. Bo nie była w stanie dłużej zachowywać się tak, jakby odpowiedź na jego pytanie nie była boleśnie oczywista, bo kończyła jej się cierpliwość do udawania, że nie miał o tym wszystkim najmniejszego pojęcia.
Okej. Znów podniosła wzrok, ale tym razem nie pozwoliła sobie odwrócić go po sekundzie czy dwóch, za wszelką cenę starając się ignorować fakt, że serce zdawało się rozwijać rekordowe prędkości, bijąc tak szybko, że gdyby nie miała teraz większych, ważniejszych zmartwień, nieironicznie zaczęłaby zastanawiać się, czy nie był to czasem pierwszy objaw zawału. No, ewentualnie może arytmii serca, bo mogłaby przysiąc, że to zatrzymało się na moment, gdy złapała krótki, nerwowy oddech przygotowując się do tego, aby odezwać się raz jeszcze.
— Wiesz co, Lu. — Wyduszone z wyraźnym trudem słowa były tak ciche, że omal nie zagłuszył ich deszcz, a chociaż głowa z obawy przed jego reakcją znów podpowiadała Indie ucieczkę, nie ruszyła się nawet o milimetr, zamierając w miejscu z mimowolnie wstrzymanym oddechem.
Lucas Miller
- 
				 it's complicated, dude. it's complicated, dude. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Lucas często miał wrażenie, że wariował. Potrafił zapętlić się we własnych myślach i pragnieniach, nie potrafiąc rozróżnić kiedy należało słuchać serca, kiedy rozumu, a nawet które z nich było które. Szczególnie kiedy ona był obok. Szczególnie, kiedy patrzyła się na niego tymi nieskazitelnie niebieskimi oczami o kolorze bezchmurnego nieba. No bo jak? Jak mógł się skupić w tym całym chaosie?
Uniósł wysoko brew, kiedy ponownie powiedziała, że nic się nie działo. Znowu.
— To wielka szkoda — rzucił powoli, przyglądając się jej uważnie. — Bo jakoś ci nie wierze — wodził spojrzeniem po jej oczach. Z jednego na drugie. Jakby nie potrafił się zdecydować, na które wolał patrzeć. Oba były ładne. Jedno ładniejsze od drugiego. A on powoli zaczynał się w nich zatracać.
Wiesz co, Lu.
Nie wiedział.
I właśnie w tym był problem. On nie widział. Nie wiedział, co czuła, co myśleć i jak właściwie nazwać to dziwne uczucie przyciągania, które narastało między nimi, kiedy zostawali sam na sam.
Poprawił dłoń, którą trzymał zaraz obok jej głowy i przysunął się delikatnie.
— Nie wiem co, Indie — odezwał się w końcu, czując jak alkohol kompletnie miesza mu w głowie i namawia do rzeczy, od których mogło nie być już powrotu. — Nie wiem, co tobie siedzi w głowie — uniósł wolną rękę do jej włosów i ponownie — zupełnie jak wtedy na plaży — zaczął bawić się jej kosmykami, zaplatając je na palce, podczas gdy deszcz rytmicznie obijał się o liście. A potem na nowo złapał jej spojrzenie. — Ale jeśli chcesz, bardzo chętnie powiem ci, co siedzi w mojej. A nawet pokaże — znowu się przysunął. Dzieliły ich już dosłownie centymetry, a serce Lucasa ponownie zabiło z taką silą, że miał wrażenie, jakby zaraz miało wyskoczyć mu z piersi i wskoczyć Indie na plecy. — No chyba, że znowu chcesz uciec — ostatnie zdanie wypowiedział już praktycznie w jej usta. Pozostawił tam jednak kilka żałosnych milimetrów. Tak dla bezpieczeństwa. W ramach koła ratunkowego, gdyby jednak chciała uciec. Karty były teraz w jej rękach.
Take it or leave it, Caldwell.
Indie Caldwell
- 
				 know you won't hurt me, i'm about to detonate know you won't hurt me, i'm about to detonate
 pull you close and then i'll be gone nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/on, i don't mindpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/on, i don't mindpostaćautor
Gówno prawda. Oprotestowałaby to stwierdzenie stanowczo, gdyby nie fakt, że myśli pochłaniała bliskość Lucasa, ostrożny dotyk i wypowiadane w jego rytm słowa, odbierając Indie zdolność zrobienia czegokolwiek innego, niż przypatrywania mu się w całkowitym milczeniu. Nie wiem, co tobie siedzi w głowie. Utkwione w jego twarzy spojrzenie uważnie śledziło każdy ruch i gest, czujne, aby nie przegapić żadnego ważnego szczegółu. Ale jeśli chcesz... Wyraźnie czuła moment, w którym serce znów zaczęło kołatać mocniej, dźwięcząc w uszach pędzącym rytmem i przeskakując o kilka uderzeń z każdym wypowiadanym przez Millera słowem.
Indie spędziła znaczną większość dzisiejszego wieczoru dwojąc się i trojąc, aby chociaż ten jeden raz nie zachować się jak kretynka i bezmyślnie zrobić coś, czego następnego dnia miałaby żałować, a mimo tego, że nie miała w tym najmniejszej wprawy, wychodziło jej to... w miarę znośnie? Biorąc pod uwagę, że na co dzień nie trudziła się takimi sprawami, w miarę znośnie było naprawdę przyzwoitym wynikiem, a fakt, że do tej pory nie chlapnęła ani zrobiła niczego godnego większego pożałowania — osiągnięciem tak wielkim, że kompletnie zrozumiałe byłoby, gdyby postanowiła odnotować to sobie w kalendarzu. Od początku wymagało to od niej ogromu determinacji i energii, więc naprawdę nie sądziła, aby trzymanie impulsów na wodzy mogło stać się wiele trudniejsze.
A potem Lucas przysunął się jeszcze bliżej.
Z dzielącego ich dystansu nie zostało już tak naprawdę nic i to właśnie wtedy okazało się, że trochę przeliczyła się myśląc, że miała to wszystko — siebie i własne kurewsko zdradliwe impulsy, znaczy się — pod względną kontrolą, bo jej kalkulacje nie uwzględniały dwóch ważnych rzeczy: tego, że była dużo mniej trzeźwa, niż jej się wydawało, oraz tego, że Lucas miał znaleźć się tak blisko, jak jeszcze nigdy dotąd. Bijące od jego ciała ciepło łagodnie łaskotało skórę, przyprawiając o dreszcze, a w sercu sprzeczały się najbardziej skrajne emocje i wprowadzały Indie w dziwny, niepowtarzalny stan, w którym granica pomiędzy nerwami a ekscytacją stała się zbyt niewyraźna, aby móc je rozróżnić.
No chyba, że znowu chcesz uciec. Nie zareagowała od razu, w kompletnym bezruchu rozważając tę i wszystkie inne możliwości, ostatkami sił próbując wymusić na sobie spokój, tak, aby mieć gwarancję, że podjęta decyzja nie była pochopna. Z drugiej strony naglił ją czas — w rzeczywistości jej namysł nie mógł trwać więcej niż trzy, może cztery sekundy, ale Indie była święcie przekonana, że w tym letargu tkwiła już całą małą wieczność i naprawdę kończyła jej się przestrzeń na podjęcie decyzji. Nie powinni, strasznie, kurwa, nie powinni. Do odplątania było już wszystko to, co zaszło do tego momentu i na samą myśl o konieczności zrobienia tego robiło jej się trochę gorzej, co w połączeniu z poczuciem odpowiedzialności za ich przyjaźń coraz mocniej skłaniało ją do tego, żeby zatrzymać się zanim było już za późno.
Tylko co jeśli rzeczywiście byłby to pierwszy i ostatni raz, kiedy miała taką okazję? Umysł Indie w mgnieniu oka wrzucił na kolejny bieg i coraz trudniej było jej nadążyć za filtrowaniem tego, co się w nim działo, no bo co gdyby te drzwi naprawdę zamknęłyby się przed nią na zawsze, co? Nie wybaczyłaby sobie przecież. Co gdyby dostała od Lucasa dokładnie to, co chciała? Gdyby jednak okazało się, że moglib...
Wszystkie te pytania sprawiły, że myśli zupełnie wymknęły się spod kontroli, pędząc z werwą tak ogromną, że przepadły wszystkie powody, dla których Indigo przez cały ten czas nie ważyła się nawet drgnąć, a wszechogarniający paraliż tak zwyczajnie ustąpił. Pół sekundy — dokładnie tyle wytrzymała, zanim puściły jej wszystkie hamulce i niewiele (a właściwie wcale) myśląc pozbyła się ostatnich kilku milimetrów dzielącego ich dystansu, bez ostrzeżenia niwelując je pocałunkiem dalekim od nieśmiałego czy niepewnego. Nawet nie zorientowała się, że jedna z jej dłoni od razu bezwstydnie znalazła sobie miejsce na ciele Lucasa, ostrożnie ułożona tam, gdzie szyja spotykała się z ramionami, jakby w ten sposób instynktownie próbowała jak najdłużej zatrzymać go najbliżej, jak tylko było to możliwe.
Do przerwania sobie tak szybko mogło zmusić ją teraz tylko to, że chwila, gdy w końcu zaczęły docierać do niej fakty tchnęła w nią nową falę obaw i niepewności, która zaraz nakazała zatrzymać się i odsunąć się o kilka centymetrów, aby dać Millerowi szansę na reakcję, protest, cokolwiek. O kurwa. Kurwa. Pilnie potrzebowała wiedzieć, co o tym wszystkim myślał, więc wzrokiem znów zaczęła niespokojnie błądziła po jego twarzy, usiłując doszukać się na niej jakichś wskazówek.
— No to wiesz już wreszcie, czy dalej Ci trzeba tłumaczyć? — spytała cicho, domagając się jasnego, konkretnego potwierdzenia, że zrozumiał, że tyle wystarczyło, żeby dodał dwa do dwóch; a chociaż posiliła się na ten przekorny, odrobinę żartobliwy ton i słaby uśmiech, to rozbiegane spojrzenie i drżący głos od razu zdradzały, jak wiele odwagi kosztowało ją to wszystko.
Lucas Miller
- 
				 it's complicated, dude. it's complicated, dude. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nie chciał być.
Ale ona ona była.
Więc zaczął być dla niej.
Indie przeszła z nim przez piekło. Słuchała jak płakał, przyjmowała słowne ciosy, gdy odbijał w nią rykoszetem, a potem wyprowadziła na prostą. Była pierwszą, przy której po tygodniach się zaśmiał. Była po prostu najlepszą przyjaciółką, o jaką człowiek w potrzebie mógł prosić. I Lucas cenił to nad wszystko. Zazwyczaj. Jednak w momentach jak ten, kiedy z mocnym biciem serca spoglądał w jej niebieskie oczy, nie potrafił tak po prostu się z nią przyjaźnić. Nie potrafił nie myśleć o tym, by sprawdzić, jak smakowały jej usta. Nie potrafił żyć w tej jednej, wielkiej niewiedzy, ciągle zapętlając się w odwieczne co by było gdyby.
Bo jego kontuzja kilka lat temu sama w sobie uświadomiła mu, że jutro wcale mogło nie istnieć. Że jednego dnia, podczas gdy miało się wszystko na wyciągniecie ręki, następnego mogłoby być to już nieosiągalne. I kiedy tak miał ją blisko siebie, podczas gdy ciepły oddech otulał jego szyję, nie mógł więcej ryzykować, że jutro jej nie będzie. Bo wtedy już chyba nigdy by sobie nie wybaczył, że nie spróbował.
A więc postanowił spróbować.
Nachylił się w jej stronę. Bliżej. W taki sposób, że ich usta dzieliły milimetry. Gdyby w tamtej chwili chociaż drgnął, mógłby nadziać się na jej górną wargę. Jego oddech przyśpieszył. Czuł, że jej również. Stali tak jeszcze krótką chwile, wymieniając się powietrzem, kiedy Indie w końcu podjęła decyzję.
Nie uciekła.
Świat zatrzymał się, kiedy złączyła ich usta w ciepłym pocałunku, a dłoń umieściła na jego karku. Smakowała dokładnie tak, jakby się tego spodziewał: papierosami, piwem i dziką tęsknotą. Nie był to delikatny pocałunek. Był równie wygłodniały i zachłanny, jak każde ich (prawie)zbliżenie przez ostatnie lata, które kończyło się odwróconym wzrokiem i ucieczką. I tak właśnie ją całował — jakby bał się, że zaraz ucieknie.
Jego dłonie mimowolnie powędrowały do jej twarzy, ujmując mokre od deszczu policzki. Przycisnął kciuki do skóry, podczas gdy usta pogłębiły pocałunek. Wszystko w nim wrzało. Gdyby nie przyciskał jej właśnie do drzewa, pewnie musiałby się czegoś przytrzymać.
Przez te krótkie chwile kompletnie nie myślał o konsekwencjach. Bo co złego mogło się stać, kiedy całowało się swoją najlepszą przyjaciółkę? Jego mózg ani przez sekundę nie pomyślał, że od tego nie było już powrotu. Że z chwilą, w której ich usta złączyły się w desperackim tańcu, została im odebrana niewinność przyjaźni. Wszystko było wyłożone na stole. Każde, najszczersze pragnienie,
Pozwolił jej się odsunąć, przenosząc dłoń na drzewo, a oczy wbijając w błękitne oczy. Oddech miał nierówny, jakby właśnie przebiegł maraton, a spojrzenie ciemne, jakby przez jego głowę błądziły same niepoprawne myśli. Uśmiechnął się bezczelnie na jej słowa.
— A mogłabyś tak jeszcze.. — przeciągnął, nachylając się ponownie do jej twarzy, podczas gdy wolną dłoń wplótł w jej włosy i leniwie zaczął się nimi bawić. — ...nie wiem, jakoś lepiej wytłumaczyć? — musnął przelotnie jej usta, przesuwając delikatne pocałunki na jej policzek aż do płatka ucha. — Bo chyba nie załapałem — wyszeptał, czując jak adrenalina rozsadza jego żyły, a serce wyrywa z desperacją do jej ust. Dosłownie jakby było gotowe zrobić wszystko, by mieć ją jeszcze bliżej.
Indie Caldwell
- 
				 know you won't hurt me, i'm about to detonate know you won't hurt me, i'm about to detonate
 pull you close and then i'll be gone nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/on, i don't mindpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/on, i don't mindpostaćautor
Ich przyjaźń zawsze była więc wyjątkowa, trochę inna niż wszystkie te, które przyszło jej w swoim życiu nawiązać i nigdy na tej niepowtarzalności nie straciła; wręcz przeciwnie, mijający czas tylko utwierdzał jej osobliwy charakter. Kiedy w latach nastoletnich zaczęły się żarty o tym, jak nierozłączny był ich duet, nikt nie śmiał się głośniej od nich gdy regularnie padał zarzut, że w sekrecie byli parą i tak naprawdę cięli wszystkich w chuja dla zabawy. Nie bardzo wiedziała kiedy ten sam dowcip zaczął bawić ją trochę mniej, a trochę częściej nawiedzał w chwilach, w których zostawali sami i mimowolnie zaczynała zastanawiać się, ile było w tych zarzutach sensu. Niewykluczone, że był to ten sam moment, w którym coraz trudniej zaczęło przychodzić jej słuchanie od Lucasa o innych dziewczynach, bo chociaż życzyła mu najlepiej i z całego serca chciała zobaczyć go szczęśliwego, nie potrafiła zignorować tego dziwnego uczucia, które po jakimś czasie — ku swojemu wielkiemu niepocieszeniu — zidentyfikowała jako nic innego, jak po prostu ukłucie zazdrości. Nie było jej z tym wszystkim po drodze, więc bardzo szybko nauczyła się to poczucie ignorować, w zamian powtarzając sobie, że był to objaw troski, tego, że chciała dla niego najlepiej, a nie własnych, samolubnych pragnień.
I to właśnie dlatego w tym momencie nie obchodziło ją nic poza Lucasem. Świat mógłby kończyć się tuż obok niej i nawet nie zwróciłaby na to uwagi, bo liczyło się tylko jedno: że po raz pierwszy w życiu miała go tylko dla siebie.
Otrzymany w reakcji na pytanie uśmiech w zupełności wystarczył, aby ulżyć nerwom Indie, więc natychmiast odpowiedziała tym samym — uśmiech sam pojawił się na twarzy, kiedy spojrzenie niezmiennie śledziło każdy jego ruch i gest, oczarowane tym widokiem i nową perspektywą, z której przyszło jej go podziwiać.
— Mhm, bardzo chętnie Ci wyjaśnię — odpowiedziała, ujmując delikatnie brodę Lucasa aby przysunąć jego usta z powrotem do swoich. Łagodny uśmiech nie znikał z jej twarzy, zupełnie jakby z ramion właśnie spadł jej ciężar całego świata i w niepamięć natychmiast odeszły wszystkie troski, trudności i zmartwienia które miała minutę temu. — A nawet pokażę — powtórzyła, naśladując jego ton sprzed chwili, w trakcie gdy wolna dłoń znalazła się na jego ramieniu, niespiesznie przesuwając się w górę, na szyję, tam gdzie swoje miejsce miała ta druga. Palce wreszcie splotły się na karku Lucasa i nie był to przypadek, bo z pomocą tego objęcia bezczelnie przyciągnęła go z powrotem do siebie żeby bez jakichkolwiek skrupułów znów złączyć ich usta pocałunkiem. Wciąż cechowała go ta charakterystyczna zachłanność, ale tym razem był dużo delikatniejszy, ostrożniejszy, choć nie miało to akurat żadnego związku z jakimikolwiek obawami czy pohamowaniami. Po prostu potrzebowała się z nim podroczyć, więc zaraz znów przerwała im na sekundę, odsuwając się nieznacznie żeby spojrzeć na niego ze skonsternowaną miną. — Albo nie, może jednak lepiej zrozumiesz jak Ci to po prostu rozpiszę, co? — zaproponowała jakże troskliwie, znów skracając dystans tak, żeby mówiąc raz po raz zahaczać wargami o jego usta, jakby próbowała sprawdzić, ile samokontroli ostało się w jego organizmie i czy była w stanie ją mu odebrać.
Lucas Miller
- 
				 it's complicated, dude. it's complicated, dude. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Przysuwała, odsuwała, muskała delikatnie skórę dookoła jego warg i dotykała po nagiej skórze — a to wszystko doprowadzało Lucasa do szału. Jednak nie takiego, który denerwuje i przyprawia o zmarszczone brwi, a bardziej taki, który rozbudzał w nim emocje, o których istnieniu zapomniał albo w ogóle nie wiedział. Wszystko w nim wrzało. Serce wyrywało się do przodu. A czas, w jakim się zatrzymali był taki… właściwy. Czuł, że jest w dobrym miejscu, z dobrą osobą.
Należał do niej już do dłuższego czasu, jednak przez te wszystkie dni/miesiące/lata (skreślić niepotrzebne) za bardzo bał się prawdy, by mówić o niej głośno. I dopiero teraz, kiedy usta Indie zachłannie łaknęły tych jego, Lucas zrozumiał, jak wiele tracił. Nie dbał o jutro, ani o konsekwencje. Przyjmował ją taką, jaka była, odwzajemniając co to kolejne zaczepki.
— Pokaż mi, Indie — mruknął, przymykając oczy, gdy swoją dłonią sunęła po jego karku w górę głowy. Czuł dokładnie tę trasę, którą podążała. Jej dotyk pozostawiał przyjemne deszcze na każdym milimetrze, a na plecach rozpościerały się ciarki. — Najlepiej strzel mi całą rozprawkę — uśmiechnął się pomiędzy tymi przelotnymi pocałunkami. — Taką z rozpoczęciem… — przysunął się jeszcze bliżej, łącząc ich ciała w jedno, podczas gdy głowa znalazła sobie nowe miejsce tuż przy jej szyi. Muskał jej skórę w leniwych pocałunkach, zostawiając po sobie mokre ślady.
- Ukrywanie treści: włączone
- Hidebb Message Hidden Description

 
				