- 
				 lepiej strzela niż gotuje. lepiej strzela niż gotuje. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Na słowa boja odsunęła się niezadowolona, umieszczając dłonie na ramionach swojego tymczasowego partnera i obserwując uważnie, jak Galen rzuca mu kluczyki. Chłopak chociaż z początku mocno podekscytowany myślą, że chociaż na chwile wsiądzie do tak drogiego samochodu, po słowach Wyatta lekko się zestresował. Rzucił szybkie oczywiście i kinął głową, wbijając wzrok w podłogę. Galen miał racje — Pilar kompletnie nie znała tego świata bogactwa i czucia się lepszym od innych. Zecydowanie częściej w swoim życiu była po tej drugiej stronie, która wbijała wzrok w podłogę w geście poniżenia.
Poczuła delikatne szarpniecie i chwile później kroczyła już w stronę wejścia, czując na sobie mocny uścisk prezesa Northexu oraz oczy ochroniarzy. Przyglądali się im uważnie, z lekka nieufnością, chociaż na ustach malowali uśmiech. Znała to aż za dobrze. Wyglądał tak każdy, kto coś ukrywał.
— Zdecydowanie od drinka, wolałabym ciebie — cmoknęła, spoglądając na niego spod długich rzęs. Wolną dłonią odnalazła kieszeń męskich spodni, a następnie wplotła kilka pałcy w materiał i przyciągnęła go jeszcze bliżej, tak, że teraz szli nie tylko ramię w ramie, ale i biodro w biodro. I gdy już prawie byli u lady recepcji, a Pilar nawiązała kontakt wzrokowy z recepcjonistka, telefon Galena zadzwonił. Zabije go, ta myśl jako pierwsza przyszła jej do głowy. Jeszcze niech się zapomni i przez przypadek powie cos związanego z Northexem, a dopiero będzie tutaj burdel. Z nimi w roli głównej.
— Wracaj szybko — posłała mu delikatne spojrzenie pełne zrozumienia i udawanej tęsknoty, chociaż w środku aż wrzała. Kto kurwa nie wyciszał telefonu na tego typu akcji? Amator jakiś. Którym w sumie był. Co nie zmienia faktu, że mogla się chwile na niego powkurwiać.
— Dzień dobry — kobieta za pozłacanym blatem uśmiechnęła się szeroko. Miała może z czterdzieści lat, nie więcej, jej oczy zdobiły eleganckie, wąskie okulary, a na ciele miała dopasowany set z niewielką tabliczką Meghan na piersi. — W czym mogę pomóc?
— Mieliśmy rezerwację — gestem ręki wskazała na Galena, który stał gdzieś boku przy kanapach i rozmawiał przez telefon, skupiając na siobie oczy dwóch ochroniarzy. Pilar ponownie przeklnęła w myślach, żeby wszystko nie rozjebało się przez jeden telefon. — Gina Smith. Miał na nas czekać pokój z widokiem na Les Arts De Lucie — starała się wypowiedzieć to w sposób, jakby był to najzwyczajniejszy pokój, jaki mieli w ofercie, dodając do tego nutę znudzenia i zniecierpliwienia. Bo tak właśnie zachowywały się te wszystkie snoby, prawda? Oziębli dla drugiego człowieka, nie zważając na język. Podała jej dowód, a kobieta spojrzała na nią z uśmiechem, chociaż w oczach Pilar zobaczyła zaskoczenie. Czyli jednak nie należało to do norm, by z usług korzystały kobiety.
— Oczywiście, proszę mi dać chwilkę — dygnęła delikatnie i zaczęła wpisywać odpowiednie informacje do komputera, a po chwili znów spoglądała na Pilar tym nadprzeciętnie życzliwym wyrazem twarzy. I szczerze? Stewart chętnie zmyłaby go jej siarczystym uderzeniem. Za to, ze wiedziała, a jednak tu pracowała. — Tak, wszystko się zgadz—
Nie dokończyła, spoglądając na Galena, który wyrósł gdzieś za plecami Pilar, narzekając na swoich pracownikow. Gdyby faktycznie był jej facetem, a nie tylko podpuchą na jedną noc, przywaliłaby mu w ramię i kazała się zachowywać. Zamiast tego jednak zagryzła policzek od środka i spojrzała na niego maślanymi oczami.
— Wszystko dobrze, kochanie — przysunęła się w jego kierunku i wtuliła w męską klatkę, a woń jego perfum ponownie bezczelnie zaatakowała jej nozdrza bez ostrzeżenia. Uniosła dłoń i zatoczyła niewielkie kolo przy jego lewej piersi. — Pani właśnie kończyła nas meldować.
— Jak najbardziej, wszystko gotowe. Została już tylko kwestia wyboru pokoju — ponownie wystukała coś na klawiaturze, a Pilar na moment skupiła się na bijącym sercu Galena gdzieś pod materiałem koszulki, który czuła na dłoni. Stresował się? Czy jego serce po prostu naturalnie było tak szybko? — Mamy dostępne pokoje z wystrojem Francuskim, NIemieckim, Polskim, Holenderskim, Hiszpańsk—
— Hiszpański — wtrąciła się Pilar. Może nieco szybciej niż powinna, jednak właśnie tego potrzebowali. Nie mieli pewności, że którakolwiek z tych kobiet posługiwała się dobrym angielskim. Skoro łapali te najbiedniejsze i bez rodziny, mogły one również mieć jedynie podstawowe doświadczenie. Stewart nie wiedziała, jakimi językami mówił Galen, ale ona w swoim repertuarze miała jedynie Hiszpański. — Tam byliśmy na pierwszej randce — dodała po chwili, próbując na poczekaniu wymyśleć jakaś żałosną wymówkę dlaczego mogła tak szybko zareagować. Przeniosła dłoń na twarz Galena, ujmując delikatnie jego policzek, czując pod palcami ostry zarost. — Prywatnym samolotem — dorzuciła jeszcze tonem tak durnej i rozpieszczonej laski, że aż przez moment zrobiło się jej niedobrze. A potem jeszcze przeniosła głodne wrażeń spojrzenie na Wyatta, otulając wzrokiem jego niebieskie oczy, a kończąc na lekko uśmiechniętych ustach. Gdyby ktoś stał z boku i nie wiedział, co właśnie robili, spokojnie pomyślałby, że Pilar nie może się doczekać, by wpić się w tego faceta.
— Wspaniale. Świetny wybór — Meghan znowu wbiła coś na klawiaturze. — Pozostaje nam już tylko kwestia płatności, a następnie ochrona odeskortuje Państwa do apartamentu — wyjaśniła, a Pilar jedynie skinęła głowa i przycisnęła się mocniej do Galena. Niech płaci!
Galen L. Wyatt
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- Dobra whisky i gorąca kobieta, ten wieczór zapowiada się idealnie - powiedział zaglądając w jej ciemne oczy, długo, głęboko, jakby czytał w nich miedzy wierszami, ale prawda jest taka, że nie mógł wcale dojść do tego o czym myślała. Kiedy przyciągnęła go do siebie, to jego dłoń w naturalny sposób zjechała po jej ramieniu na talię, objął ją ciasno trzymając przy sobie. W zasadzie wyuzdane księżniczki zapewne wolały iść ze swoim mężczyzną biodro w biodro, niż ramię w ramię, mógł na to wpaść.
Kto nie wycisza telefonu na tego typu akcji?
Galen Wyatt, ale to pewnie dlatego, że pierwszy raz był na takiej akcji. A zresztą telefon miał nawet zostawić w samochodzie, żeby go nie rozpraszał, po prostu zapomniał. Rozmowa była krótka, a on w międzyczasie jeszcze zerknął na ten swój bajecznie drogi zegarek i odruchowo poprawił spinki od mankietów, które wyglądały jakby kosztowały krocie. Nie mógł być z policji, bo żadnego policjanta nie byłoby na to stać.
Kiedy znalazł się przy ladzie to wyjął też swój dowód, przesunął nim po blacie. Uśmiechnął się do... Meghan, której brew delikatnie drgnęła, gdy zobaczyła jego nazwisko.
- Meghan czy ktoś już Ci mówił, że nadawałabyś się idealnie do filmu? Tylko, że w moich filmach dziewczyny noszą trochę inne uniformy - skrzywił się delikatnie. Frank N. Stein - idealne nazwisko dla producenta filmów dla dorosłych. Chociaż w sumie mógł postawić na każdy inny sektor rozrywki, no ale skoro mieli tutaj specjalne zamówienie na hiszpańską noc we troje, to mógł udawać jakiegoś potentata pornolowego biznesu.
- Ale jakbyś szukała rozrywki... To możesz się do mnie zgłosić - trochę się pochylił w kierunku tej biednej recepcjonistki, która jednocześnie się skrzywiła i zaczerwieniła. Pewnie gdyby nie twarz Wyatta i te niebieskie oczy, to mógłby dostać z liścia, no ale nie dostał.
- Bo my z Gini lubimy rozrywkę - na potwierdzenie swoich słów poklepał Pilar po pupie. Serce rzeczywiście waliło w jego piersi nieco szybciej niż powinno, ale chyba Galen był do tego przyzwyczajony, właściwie wtedy myślało mu się najlepiej, kiedy biegał, kiedy dostarczał sobie adrenaliny, nawet szybką jazdą samochodem, albo kobietami.
Kiedy Stewart tak szybko wypaliła z tym hiszpańskim pokojem, jeden kącik jego ust uniósł się ku górze.
- Latynoski, gorąca krew - przyciągnął ją do siebie i posłał jej przeciągłe spojrzenie, takie, które mogło znaczyć tylko jedno, że ta kobieta zawróciła mu w głowie. Na te jej słowa o pierwszej randce uśmiechnął się i przytaknął.
- Yhm… Playa de Castell, bardzo urokliwa - uśmiechnął się delikatnie, jakby rzeczywiście się rozmarzył i może wspominał uroki tej plaży, albo tej kobiety, która obok niego stała? Kiedy dotknęła jego policzka, to odwrócił twarz w kierunku Pilar, tylko, że jego niebieskie tęczówki wcale nie były utkwione w jej oczach, a ustach, oblizał wargi i westchnął jakoś tak niecierpliwie, a gdy Meghan powiedziała, że pozostaje kwestia płatności, to przeniósł na nią spojrzenie wywracając tymi niebieskimi oczami dookoła.
- Oczywiście gotówka - porno biznes i gotówka to też do siebie pasowało. Sięgnął pod klapę marynarki i wyjął zwitek banknotów, odliczył odpowiednią ilość, wraz z napiwkiem, całkiem niezłym. Przesunął pieniądze po blacie, wyglądały jak dopiero co wydrukowane, idealne, nie pogniecione, same nowe egzemplarze, bo w zasadzie Wyatt wczoraj wyciągnął je z banku. Rzadko nosił przy sobie gotówkę. Meghan odliczyła, a widząc napiwek, to nawet już z większym entuzjazmem przywołała kogoś z ochrony, kto poprowadził ich do windy.
Winda jechała powoli, ale nie zatrzymywała się na żadnym z pięter, choć cyferki na wyświetlaczu sugerowały, że powinna, piętro pierwsze, drugie...
Galen w pewnym momencie zafiksował się trochę na tych liczbach i na ochroniarzu, który stał w rogu jak cień. Kurewsko wielki cień, na przykład takiej szafy dwudrzwiowej.
- Su perfume huele a pescado podrido - powiedział po hiszpańsku, co znaczyło, że gościu jedzie zdechłą rybą, ale Wyatt miał przy tym taką minę, jakby świntuszył właśnie do Pilar, a przy okazji jego ręka przesunęła się z jej talii wyżej, zatrzymał ją tuż pod linią piersi. Facet nawet nie drgnął, chyba nie rozumiał hiszpańskiego.
- Tiene pinta de retrasado - czyli wygląda jak upośledzony, odezwał się znowu, zbliżając twarz do szyi Pilar, ale tak, żeby ochroniarz wciąż to słyszał. Na sto procent nie znał hiszpańskiego, bo Wyatt już dostałby w łeb.
Pilar Stewart
- 
				 lepiej strzela niż gotuje. lepiej strzela niż gotuje. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Ponownie złapała się na tym, że za dużo o nim myśli. Nie powinna spędzać tyle czasu rozmyślając jaki był, co lubił i jaka była jego codzienność. Zdecydowanie powinien wystarczyć jej fakt, że Galen Wyatt był zadufanym w sobie dupkiem, który zapewne miał więcej pieniędzy w portfelu niż szarych komórek i pokazów empatii w głowie. Całe szczęście bardzo szybko umiała przyprowadzić się do porządku. I tak też zrobiła, a kiedy płatność była już dokonana i oczywiście zaksięgowana na pokój premium, Pilar była gotowa skierować się w stronę windy. Szkoda tylko, że on nie był. Bo przecież nie byłby sobą, gdyby nie zaczął kokietować recepcjonistki.
Walczyła z samą sobą z całych sił, by nie przewrócić oczami. Kurwa, jak ona bardzo miała ochotę przewrócić oczami. Zamiast tego postanowiła wyżyć się jak pięcioletnie dziecko i podczas gdy Galen proponował Meghan role w filmach, ona bezczelnie wsunęła mu dłoń pod marynarkę USZCZYPNĘŁA skórę. Oczywiście nie było to łatwe, bo na ciele Wyatta nie znajdowała się pojedyncza warstwa tłuszczu, ale coś tam w końcu znalazła, a kiedy ten delikatnie podskoczył, Pilar uśmiechnęła się do niego przelotnie.
— Chodźmy — rzuciła znudzona, próbując ukrócić tą niezręczną wymianę zdań. Bo chyba właśnie tak zrobiłaby zazdrosna o swojego partnera kobieta. Prawda? — Nudzę się — mruknęła, odwracając się w jego kierunku, nawet nie dając Meghan ułamka sekundy uwagi i naparła na
Opuściła jedną z dłoni niżej na marynarkę i delikatnie szarpnęła go w stronę ochroniarza, który jedynie skinął głową i z założonymi z przodu rękami zaprowadził ich do windy. Pilar wykorzystała te kilkanaście sekund na rozejrzenie się po pomieszczeniu. Ciekawe ile ludzi korzystało z normalnych usług hotelu? W holu wydawało się nie być nikogo oprócz nabitych facetów w czerni i jednego starszego mężczyzny, który wydawał się równie bogaty co Galen, jak nie bardziej. Ewidentnie na kogoś czekał, co chwile sprawdzając pozłacany zegarek.
Pilar weszła do windy jako pierwsza, prowadzona dłońmi Galena, a kiedy dotarli do ściany, naparła na
Su perfume huele a pescado podrido
Z początku myślała, że się przesłyszała. Zadarła głowę, spoglądając w niebieskie oczy Galena, podczas gdy brwi uniosły się w rozbawieniu w górę. Znał Hiszpański? Kurwa, czego jeszcze o nim nie wiedziała? A no na przykład to, że okazał się mieć całkiem znośne poczucie humoru, o które w życiu by go nie osądzała. Świntuszył jej prosto do ucha tonem głosu oraz dotykiem, chociaż słowa które wypowiadał, nijak miały się do zaistniałej sytuacji. Pilar po raz pierwszy tego wieczoru uśmiechnęła się szczerze.
— ¿Pescado? — mruknęła, przysuwając się jeszcze bliżej, czując na sobie jego ciało. Jakby mówił jej właśnie najbardziej uwodzicielskie słowa, jakie mężczyzna mógł powiedzieć kobiecie. A Pilar, cóż, nie miała zamiaru zostać dłużna. — El tipo huele como si hubiera estado rebuscando en la basura todo el día, buscando su dignidad — głos miała niski, ociekający pożądaniem, podczas gdy mówiła mu o tym, że porównanie faceta do ryby było zdecydowanie za mało, bo facet śmierdział, jakby cały dzień urzędował w śmietniku, szukając swojej godności. W tym samym czasie jej dłoń wdarła się w miękkie włosy Galena, szarpiąc je delikatnie, a ciało uniosło się na palcach, by łatwiej było jej sięgnąć do jego szyi. — Y su nariz es más pequeña que la de aquel que no debe ser nombrado — praktycznie jęknęła mu do ucha z rozkoszy (mówiąc, że facet ma nos mniejszy niż ten którego imienia nie wolno wymawiać), kątem oka obserwując w lustrze jak ochroniarz robi się czerwony jak burak, co zapewne było spowodowane gorącą atmosferą widzie bardziej niż hiszpańskimi komentarzami na jego temat. Wróciła oczami do Galena, znajdując się niebezpiecznie blisko. — ¿Qué, te gustaría besarlo? — spytała wyzywająco, wodząc spojrzeniem po całej jego twarzy. Chuj, że właśnie się go spytała, czy Galen chciałby pocałować ochroniarza. Ale kto wiedział? Może lubił wszystkie strony tęczy i jarały go faceci z wielkimi barami i małym nosem? Wstrzymała na moment oddech, gdy tak przyglądała mu się z bliska, a facet w czerni w końcu odchrząknął.
— Zapraszam — burknął, ewidentnie zawstydzony świntuszeniem, którego był świadkiem w czasie gdy wina zadzwoniła, sygnalizując odpowiednie piętro.
Pilar opadła na ziemię, opuszczając pięty i ruszyła za fagasem. W międzyczasie pozwoliła, by Galen znalazł się tuż obok. Ujęła jego dłoń i splotła ich palce.
Korytarz ciągnął się w nieskończoność. Czerwone ściany z kanciastymi wzorkami przeplatane były brązowymi drzwiami, przy każdym z nich po złotej klamce i miejscu na kartę dostępu… której nawet nie dostali. Pewnie ochroniarz wpuści ich i wypuści przy wyjściu, by zachować wszelkie środki dyskrecji i bezpieczeństwa.
— Pokój trzysta osiem. Klimat Hiszpański — zatrzymał się przy jednych z drzwi, a z ukrytej kieszeni w marynarce wyciągnął ciała kartę. Zwinnym ruchem przestawił ją do czytnika, a kiedy klamka wydała dźwięk, Pilar poczuła jak serce zaczyna walić jak szalone.
To był ten moment.
Niepewnie ruszyła za mężczyzną, po cichu błagając w duchu, by pokój okazał się po prostu pusty. By to całe zwyrolstwo okazało się najzwyklejszym snem. Jej niedoczekanie.
Weszli go środka, a jej oczom ukazał się duży apartament. Wszystko tam było pozłacane; ściany, lampy, klamki, szafki i… łóżko. Spojrzenie Pilar nerwowo ruszyło wzdłuż stażu, by zaraz potem zawiesić się na drobnej, wychudzonej kobiecie siedzącej tuż na skaju. Ubrana była w najpiękniejsze, najbardziej seksowne koronki, chociaż jej oczy wykazywały jedynie czyste przerażenie. Pilar poczuła jak żółć podchodzi jej do gardła, a serce zaciska się z dziwnego bólu. Mimowolnie zacisnęła dłoń Galena. Mocno. Szczerze.
Galen L. Wyatt
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- Ach Gini… Latynoski... - westchnął ciężko i wywrócił tymi błękitnymi ślepiami, posłał Megan przepraszający uśmiech, taki, przez który mogłaby mu nawet wybaczyć to, że proponował jej rolę w pornolu, ale on już szedł do windy za
W windzie cofnął się na lustrzaną ścianę, chyba bardziej dlatego, żeby objąć wzrokiem tego wielkiego goryla przed nimi, ale kiedy Pilar na niego naparła to dotknął szklanej tafli plecami, aż stęknął, bo Stweart nie była delikatna. Gorzej, że nawet go to kręciło, a nie mu przeszkadzało.
Jego dłoń przesunęła się po nagiej skórze na jej plecach, wzdłuż kręgosłupa, powoli, ale zatrzymał ją w miejscu, gdzie ten dekolt się kończył i tylko jednym palcem zahaczył o materiał sukienki. Takie seksowne sukienki miały to do siebie, że potrafiły jeszcze bardziej podkręcić atmosferę niż nagość, odpowiednio dużo zakrywając, a resztę pozostawiając wyobraźni. Galen zastanawiał się czy ten małpolud przy drzwiach wyobraża sobie Pilar bez tej sukienki. Bo sam Wyatt naprawdę się starał tego nie robić.
- Desde mi perspectiva, parece que está durmiendo en un basurero o viviendo allí - odpowiedział patrząc jej głęboko w oczy, a znaczyło to tyle, że jak na jego oko to on wygląda jakby spał na śmietniku, albo nawet tam mieszkał. To wysypisko śmieci to wypowiedział takim tonem, jakby może nazwał ją właśnie najbardziej gorącą laską na tej planecie, z policzkiem zawieszonym tuż koło jej ucha. Kiedy powiedziała o tym jego nosie, to Galen się uśmiechnął, naprawdę, bo go rozbawiła, ale żeby wyglądało to bardziej naturalnie, to przesunął ręką w dół, marszcząc materiał sukienki, a później zacisnął palce na jej pośladku, chciał lekko, ale chyba zrobił to trochę mocniej.
- Y probablemente tiene los mismos pantalones que un muñeco Ken - chciał powiedzieć, że w spodniach ma pewnie to samo co Ken od Barbie, ale... równie dobrze mógł jej powiedzieć, że ma takie same spodnie jak Ken, bo jednak hiszpański Galena był na poziomie komunikatywnym, ale nie perfekcyjnym. Zdecydowanie lepiej znał francuski, czy włoski. Opuścił drugą rękę, żeby zacisnąć ją na jej drugim pośladku, przyciągnąć ją do siebie bliżej, bardzo blisko. Ochroniarz wyglądał trochę, jakby głowa miała mu eksplodować.
- ¿Quieres que vomite? - zapytał, a jego ciepły oddech był już zdecydowanie blisko jej ust, za blisko może nawet. A pytał ją o to, czy chciałaby, żeby się porzygał, w odpowiedzi na to, czy chciałby pocałować tego ochroniarza.
Dobrze, że winda zatrzymała się na górze, bo klimat był gorący, ciekawe czy za sprawą tych hiszpańskich rozmówek? Chyba tak.
Galen zrównał krok z Pilar, trzymał jej rękę, ale jego spojrzenie krążyło po tych ścianach, po drzwiach, ile ich było? Wszystkie te kobiety przypłynęły w kontenerach Northexu? Zrobiło mu się odrobinę niedobrze, ale nie dał tego po sobie poznać, bo kiedy zatrzymali się przy drzwiach, to objął Pilar w talii i przyciągnął do siebie. Pochylił się do jej ucha.
- Zapytaj ją o kamerę, może tam być kamera - mruknął jej do ucha tym swoim łamanym hiszpańskim. Był pewny, że Pilar też o tym myślała, ale kiedy tam wejdą może być dziwnie. W takim przybytkach zazwyczaj były kamery, niby ze względów bezpieczeństwa. Chociaż jak to lokal ekskluzywny... to może wcale ich nie ma, nie zależy im na bezpieczeństwie tych kobiet. Z drugiej strony Wyatt raz był w takim niby ekskluzywnym lokalu, a potem skończyło się tym, że szantażowali go pięknymi fotkami. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy korzystał z takiego przybytku. Jedyny. Zdecydowanie wolał podrywać laski w barze.
Kiedy przechodzili przez próg pokoju odruchowo przełknął ślinę.
Czy uderzył w niego widok tej biednej dziewczyny siedzącej na brzegu łóżka? Zdecydowanie.
Czy zastanawiał się ilu takim jak ona, sam zgotował ten los podpisując jakieś dokumenty? Tak, cały czas.
Wszedł do tego pokoju, oczywiście się po nim rozejrzał, imponujący, a potem jego spojrzenie zatrzymało się na tej dziewczynie. Czuł jak żołądek mu się ściska, a potem poczuł uściśnięcie dłoni Pilar. Teraz to rzeczywiście miał wrażenie, że zaraz się porzyga, bo o ile ta cała gra z detektyw Stewart przychodziła mu wyjątkowo łatwo i naturalnie, to w tym momencie, tej dziewczyny było mu po prostu po ludzku żal. Mimo to wyminął Pilar i do niej podszedł, podał jej rękę, żeby wstała, obrócił ją dookoła wokół własnej osi, wzrokiem prześlizgując się po jej sylwetce. Nawet najbardziej seksowne koronki nie sprawiłyby, żeby mu się podobała. A mimo to uśmiechnął się jakoś tak dwuznacznie i spojrzenie przeniósł na Pilar.
- Śliczna, Ty jednak wiesz co lubię skarbie - rzucił i zerknął wymownie na ochroniarza. Skoro dziewczyna została zaakceptowana, to chyba już mógł się wycofać?
Nie chciał tego wcale robić, ale zanim jeszcze ruszył w kierunku Pilar to przesunął opuszkami palców po plecach tej dziewczyny, delikatnie, tylko musnął, a i tak poczuł jej drżenie.
Pilar Stewart
- 
				 lepiej strzela niż gotuje. lepiej strzela niż gotuje. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Dłoń Wyatta wyślizgnęła się z uścisku, a nieprzyjemny chłód bardzo szybko przypomniał jej o roli, którą powinna grać. I chociaż na twarz cisnęły się same grymasy, wymalowała na ustach ponętny uśmiech, obserwując, jak Galen podchodzi do dziewczyny i mierzy ją od góry do dołu jak kawałek mięsa w sklepie. Niesamowite z jak wielką łatwością przychodziła mu obojętność, podczas gdy Pilar od tego udawania bolał już dosłownie każdy mięsień w ciele.
— Oczywiście, że wiem — mruknęła z udawanym zadowoleniem i poza raz pierwszy od jakiegoś czasu ruszyła się z miejsca. — Nie znam cię przecież od wczoraj — faktycznie. Bo znała go już może z dwa tygodnie, a to przecież była tak wielka różnica. Leniwym, kokieteryjnym krokiem podeszła do Galena i dotknęła jego klatki piersiowej, sunąc dłońmi przez ramiona aż do szyi, zaglądając mu głęboko w oczy jak wtedy w windzie. — Wiem jak lubisz latynoski — mruknęła zadowolona i skierowała ciało w stronę kobiety, chociaż jedną dłoń wciąż pozostawiła przy twarzy Galena. — Jak ci na imię? — zwróciła się do niej po raz pierwszy bezpośrednio, uśmiechając ciepło. Jakby chciała jakkolwiek dać jej do zrozumienia, że była bezpieczna, ale przecież jak ktokolwiek mógłby się czuć bezpieczny w takim miejscu?
Kobieta w pierwszej chwili spojrzała na mężczyznę w rogu pokoju, który wciąż stał jak kłoda i przyglądał im się bez jakiegokolwiek wyrazu twarzy, potem na Galena, a dopiero na końcu przeniosła wzrok na Pilar.
— Bel — odezwała się nieśmiało. Jej głos był delikatny i lekko zachrypnięty, jakby nie używało go przed ostatnie kilka godzin. Dopiero stojąc bliżej Stewart mogła zauważyć jej młodziutkie rysy twarzy i gadką cerę. Wyglądała jakby niedawno zaledwie osiągnęła pełnoletność. A to sprawiło, że w jej ciele na nowo wezbrała się ta niekontrolowana złość. Przycisnęła ciało mocniej do Galena, jakby jakimś cudem miał być jej kotwicą przed straceniem kontroli.
— Ładnie — skłamała. Bel brzmiało jak żałosny zlepek liter, byleby odebrać tej kobiecie resztki tożsamości. — Powiedz, Bel, byłaś kiedyś z kobietą? — to całe udawanie zainteresowania
Zanim jednak Bel zdążyła odpowiedzieć, Pilar przeniosła spojrzenie na ochroniarza. Wciąż stał tam jak słup, udając niewzruszonego.
— A przepraszam Pan tak będzie tutaj stał i nas obserwował? — z łagodnego, kokieteryjnego tonu przeszła na ten pełen niezadowolenia. Podeszła bliżej mężczyzny i od razu tego pożałowała, bo chęć przywaleniu mu prosto w twarz zastraszająco szybko nabierała na sile. — Mój facet zapłacił grube pieniądze za ten trójkąt i jestem przekonana, że oferta nie obejmowała widowni — powiedziała to w taki sposób, jakby Galen naprawdę był jej, a ona zaś była bardzo niezadowolona kochanką. Nawet rzuciła Wyattowi spojrzenie w stylu zabierz go stąd i chyba zadziałało, bo facet spiął się przez moment.
— Oczywiście. Najmocniej przepraszam — skinął głową i zaczął zbierać się do wyjścia, rzucając ostatnie spojrzenie w stronę Bel. — Będę na korytarzu, gdyby mnie Państwo potrzebowali.
— Nie będziemy — odpowiedziała szybciej niż by tego chciała, może trochę zbyt bezczelnie i odeszła do Galena, dając u znać spojrzeniem, by odprowadził tego zjeba za drzwi. I może gdyby dało się jeszcze jakoś powiedzieć OCZAMI, żeby nie zapomniał zamknąć drzwi na klucz, pewnie też by to zrobiła. Ale się nie dało. Musiała więc liczyć że na to, to akurat sam wpadnie.
Sama Pilar wykorzystała te kilkanaście sekund na rozejrzenie się po pokoju. Nie było w nim zbyt dużo mebli, na których można było zamontować kamery. Szybko sprawdziła lampy przy łóżku oraz niewielki stolik, na którym umieszczony był szampan w kuble lodu oraz dwa kieliszki. Nie było nic. A przynajmniej na to wyglądało.
Gdy Galen wrócił do głównego pomieszczenia, uniosła na niego intensywne spojrzenie.
— Poszedł? — spytała po hiszpańsku, w razie gdyby coś w ich drodze do drzwi się jednak wyjebało, a kiedy uzyska odpowiedź, przeszła w absolutny typ pracy.
— Dobra, w pierwszej kolejności trzeba sprawdzić pokój — zdjęła torebkę i umieściła ją na stoliku tuż przy butelce szampana, której pewnie nie otworzą. A szkoda, bo z tych wszystkich emocji wyzerowałaby go pewnie z trzydzieści sekund. — Kamer nie ma na pewno, ale może być jeszcze podsłuch. Dlatego sprawdź proszę wszystkie meble i koniecznie łazienkę — z jej przesłodzonego, pełnego miłości i czułości tonu nie pozostało już absolutni nic. Teraz jej twarz była poważna, gotowa do działania i wydawania poleceń. Dlatego nawet nie spytała go, czy chciał pomoc. Po prostu oddelegowała mu zadanie, podczas gdy sama podeszła do kobiety, która przyglądała im się podejrzliwie z nutą przerażenia.
— Hej, Bel? — zajrzała jej w wielkie, zielone oczy. — Mówisz po Hiszpańsku, prawda? — spytała ją w ojczystym języku, widząc zaskoczenie na jej młodej buzi. — Są tu jakieś kamery? Jakiś podsłuch? — zadawała kolejne pytania, wpatrując się w nią z wyczekiwaniem, jednak ona tylko patrzyła. Z zamkniętymi na cztery spusty ustami. Jakby nie chciała. Jakby się bała. I wtedy Pilar uświadomiła sobie, że to wcale nie będzie takie proste. Kurwa.
Galen L. Wyatt
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- Bel? Ale to nie hiszpańskie... - mruknął, bo Galen miał bzika na punkcie imion i ich znaczenia, a ten ochroniarz zerknął na niego, Wyatt jednak poczuł łokieć Pilar wbijający mu się w brzuch - ale i tak ładnie, podniecająco, mogłabyś wystąpić moim filmie Bel - rzucił i znowu się uśmiechnął, dwuznacznie, poprawił na nosie okulary - takie dwie gorące kobiety w jednym filmie - dodał kręcąc z niedowierzaniem głową - to byłby hit - zerknął na tego ochroniarza, bo rzeczywiście, po co on tutaj cały czas stał? Może liczył na napiwek? No tak, w zasadzie mógł, tylko, że chyba jego zdanie nie dobiegło jeszcze końca. Kiedy Pilar ruszyła w kierunku ochroniarza, to Wyatt chciał ją przytrzymać, bo trochę się bał, że rzeczywiście go walnie, kopnie, albo coś w tym stylu. Utkwił w niej spojrzenie niebieskich tęczówek i odetchnął z jakąś taką ulgą, kiedy dalej grała swoją rolę. Zrobił krok w ich kierunku i parsknął śmiechem.
- Wiesz skarbie, czasem widownia podkręca tylko atmosferę - rzucił, a później ją wyminął i stanął na przeciwko tego ochroniarza - ale nie dzisiaj - wskazał dłonią drzwi, do których go odprowadził, jak prawdziwy gospodarz tego cudownego złotego pałacu rozpusty. Przekręcił w drzwiach klucz, na jeden moment oparł się o nie, żeby nabrać w płuca powietrza, albo może żeby je wypuścić, sam nie był do końca pewny. A później wrócił do dziewczyn.
- Si - odpowiedział jedynie, a później stanął gdzieś za plecami Pilar. Słuchał jej słów, ale jakby do końca ich nie rozumiał.
- Sprawdzę łazienkę, ale nie wiem jak wygląda podsłuch... - wciąż nie schodził z hiszpańskiego i chwilę się zastanawiał jak w tym języku brzmi to słowo podsłuch. Mimo to zrobił to co mu kazała, poszedł do łazienki, na szczęście oprócz wielkiej wanny, toalety i umywalki nie było tam żadnych innych mebli. Galen zajrzał za lustro, później przejechał palcami po krawędzi wanny, umywalki i kibla, a później umył ręce. Wrócił do pokoju poprawiając mankiety.
- Kurwa Pi... Gina przez ciebie musiałem dotknąć kibla - rzucił po hiszpańsku i się skrzywił, no tak, bo Galen Wyatt nigdy nie dotykał muszli klozetowej, bo robiła to za niego sprzątaczka. W pokoju sprawdził jakieś meble, ale nie chciał tego robić jakoś przesadnie, bo co jeśli ta kamera była? Chociaż płacił tyle, że mogli z tego zrezygnować. Oparł się o ten stolik, na którym stał szampan i spojrzał na dziewczynę, a później na Pilar. Tak, to zdecydowanie nie będzie proste, a Wyatt właściwie nie wiedział, co mógłby zrobić.
Przysunął do łóżka fotel, na którym usiadł, ale w takiej bezpiecznej odległości, żeby dziewczyna się nie wystraszyła. Pochylił się w jej kierunku opierając łokcie na kolanach.
- Nie bój się... - zaczął tym swoim trochę łamanym hiszpańskim - nie jesteśmy tutaj, żeby zrobić Ci krzywdę. Ona chce Ci pomóc - powiedział spokojnie, bo wiadomo czas czasem, grał ważną rolę, chociaż Galen mógłby się kłócić, że takie trójkąty mogłyby trwać wieki, najpierw jednak musieli wzbudzić jej zaufanie. Poprawił na nosie okulary, a później wskazał na siebie ręką, oparł ją w okolicy serca, pewnie liznął ten gest na jakimś kursie z negocjacji, mowa ciała i te sprawy, musiał trochę wiedzieć na ten temat. W końcu negocjował kontrakty na grube miliony.
- Ja jestem Frank - jednak nie użył prawdziwego imienia, bo nie był głupi, no nie aż tak, jak się wszystkim wydawało - a to jest Gina - znowu dotknął delikatnie Pilar - nie przyszliśmy tutaj... nosić Ciebie - trochę się rąbnął, bo chciał użyć innego słowa. Zmarszczył brwi i podrapał się po brodzie.
- To chyba nie to słowotok - specjalnie mieszał te słowa? Może, ale dziewczyna wydawał się ciut mniej spięta, nawet się delikatnie uśmiechnęła, na tyle, na ile może uśmiechać się ktoś, kto został przewieziony statkiem przez ocean i umieszczony w burdelu. Galen spojrzał na Pilar, bo chyba teraz ona powinna tutaj wkroczyć, ale łagodnie, bo inaczej się nie da. Ta dziewczyna była jak wystraszone zwierzątko, byle ruch mógł ją spłoszyć, widać to było w jej wielkich oczach, które wpatrzone były to w Stewart, to w Wyatta.
Pilar Stewart
- 
				 lepiej strzela niż gotuje. lepiej strzela niż gotuje. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Odchyliła głowę w tył, wysłuchując słów swojego tymczasowego partnera, chociaż wzrok wciąż miała wbity w dziewczynę na materacu.
— Cieszę się, że dzięki mnie możesz tak poszerzać horyzonty — rzuciła z lekkim sarkazmem. I pewnie w innych okolicznościach pławiłaby się w fakcie, że Galen Wyatt zmacał dla niej kibel. Ba, pewnie przez dobre dwadzieścia minut nabijałaby się z niego i tworzyła niekończące się aluzje o tym, że może odnalazł swoje prawdziwe powołanie i powinien zmienić profesje. Ale nie było na to czasu. — Nigdzie nic nie było? — upewniła się jeszcze, bo w sumie to nie była pewna, czy przeszukał wszystko, czy może jednak skończył swoje dobroduszne akcje na kiblu i się zniechęcił. Pokój jednak wydawał się czysty. Miałoby to sens biorąc pod uwagę klientelę tego miejsca. Nie był to pierwsze lepszy burdel, a taki dla klientów premium, pewnie ludzi znanych, mających swoje firmy lub ze świata polityki. Żadna z tych osób nie mogłaby sobie pozwolić na złą prasę, stąd też imitacja hotelu dla zamożnych.
Pilar wciąż klęczała tuż przed dziewczyną, a kiedy Galen zabrał fotel i się przysunął, wbiła w niego ciemne spojrzenie. Słuchała z niemałym podziwem jak spokojnie i z ociekającą troską w głosie mówił do Bel. Z takiej strony na pewno go nie znała (pomijając fakt, że praktycznie w ogóle go nie znała). Zazwyczaj kiedy już się odzywał rzucał dwuznaczne aluzje lub bezczelne uwagi. A tu proszę. Zerkała to na niego, to na nią i chociaż sama nawet lekko prychnęła na te błędy językowe Bel wydawała się nieugięta.
Pilar westchnęła głośno, przeczesując wolne kosmyki włosów na twarzy i niezdarnie zarzuciła je za uszy. Czego ona się tak bała? Czy obowiązywały je jakieś kary za nadrmiene odzywanie się? Czy istniała szansa, że dziewczyna myślała, że byli podstawieni?
Myśl, Pilar. Kurwa, myśl.
Kolejny wdech.
Nic im nie powie, jeśli nie zdobędą jej zaufania. A aby to zrobić były dwa sposoby: powiedzieć jej, że była z policji i wyjawić plan (opcja wysokiego ryzyka, raczej mało zalecana) albo zastosować metodę samoujawnienia. Pilar swoje z psychologi ludzkiej wiedziała i była to widza ogólna, że ludzie są istotami społecznymi i często działają zgodnie z regułą wzajemności: Jeśli ktoś dzieli się z tobą czymś osobistym, drugi człowiek czuje się bardziej zobowiązany, żeby też coś ujawnić.
Zerknęła na Galena. Jego intensywnie niebieskie oczy wpatrywały się w nią z wyczekaniem i pewnego rodzaju zmieszaniem.
Dobra. Chuj.
— Bel — zwróciła się do kobiety, łapiąc jej spojrzenie. — Mogę ci opowiedzieć cos o mnie? — zaczęła spokojnie, malując na twarzy pokrzepiający uśmiech, chociaż w środku aż cała wrzała z niecierpliwości. — Urodziłam się w Toronto. A przynajmniej tak mi się wydaje — dziewczyna ściągnęła brew, jakby ta część a przynajmniej tak mi się wydaje, wywołała u niej delikatne zainteresowanie. — Zaraz po urodzeniu moja mama podrzuciła mnie na wycieraczkę do sierocińca. Spędziłam tam całe osiemnaście lat. Wiesz czemu? Bo nikt nie chciał dziewczynki z ciemniejszą karnacją, wiec nigdy nie zostałam adoptowana — głos Pilar był spokojny, chociaż w środku wcale taka spokojna nie była. Rozmawianie o tych rzeczach, jeszcze w towarzystwie Galena zdecydowanie nie było niczym przyjemnym. Jednak Bel po raz pierwszy odkąd znaleźli się w pokoju, sprawiała wrażenie autentycznie zaangażowanej w to, co się do niej mówiło. Więc ciągnęła dalej. — Wiesz, nie było mi łatwo. Bardzo często dzieciaki się ze mnie naśmiewały, a nawet biły. Ale wiesz co? — Pilar nachyliła się minimalnie do przodu, a Bel zlustrowała ten gest. — Ja też nauczyłam się ich bić — puściła w jej stronę pokrzepiający uśmiech, próbując w tym samym czasie odciąć z głowy napływ nieprzyjemnych wspomnień. Skupiła się więc na dziewczynie na łóżku. Jej wzrok wciąż był nieufny, jednak Pilar miała wrażenie, że powoli przełamuję te wysoko ustawione mury nieufności. — Lubie lody czekoladowe, w środy chodzę grać w siatkówkę, jestem naprawdę dobra w gry video i niesamowicie okropnie gotuje — rzucała faktami o sobie jak z rękawa, czując, że to działa. Kurwa, na uwagę o gotowaniu miała nawet wrażenie, że kącik ust uniósł się ku górze. Miała ją.
Bel poprawiła się na materacu, tym razem unosząc spojrzenie na Galena.
Pilar podążyła za tym gestem, łapiąc jego błękitne spojrzenie, chociaż niechętnie, bo przez moment czuła się kompletnie ogołocona z własnych historii.
Twoja kolej, Wyatt. Daj jej cokolwiek.
Prawie ją mieli.
Galen L. Wyatt
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Patrzył na Pilar, jakby czekał, żeby teraz wypróbowała tych swoich tajniackich trików, jakiegoś serum prawdy, czy coś, bo on już wykorzystał to wszystko, co wiedział na temat rozładowywania napięcia na spotkaniu służbowym, zrobił z siebie głupka, przedstawił się i wyjaśnił swój cel, więcej do zaoferowania nie miał. Kiedy Stewart odezwała się do dziewczyny, to przeniósł spojrzenie na Bel, po prostu ciekawiło go, czy ona się złamie, jak zareaguje. Słuchał słów Pilar i nawet nie wiedział, w którym momencie jej opowieści, jego niebieskie tęczówki utkwione już były w jej profilu. Zmarszczył brwi słuchając jej historii, równie dobrze mogła blefować, tak jak on z tymi imionami, ale Wyatt czuł, że to cała prawda, zerknął przelotnie na Bel, ona chyba też to czuła. Dlatego jest twarda, bo musiała być, bo życie ją do tego zmusiło. Aż wstrzymał powietrze, kiedy Pilar skończyła, bo myślał, że teraz dziewczyna powie coś od siebie. Przeliczył się, obie utkwiły w nim wzrok, ale co on miał im powiedzieć? Kiedy urodził się w prywatnej klinice, a zanim nauczył się chodzić, to już był spadkobiercą ogromnego majątku i mógł się czuć jakby wygrał na loterii? Mógł się tak czuć, ale wcale się nie czuł.
Westchnął ciężko i przeniósł spojrzenie z Pilar na Bel.
- Ja... - zaczął ciszej - wychowałem się w domu, gdzie miałem wszystko, chociaż wszystko to jest bardzo złe słowo, bo nigdy dla nikogo nie byłem wystarczający, za słaby, za głupi... Wiem jak to jest, gdy wszyscy uważają, że jesteś nikim, że nic nie osiągniesz - spojrzał dziewczynie prosto w oczy, nie było mu łatwo o tym mówić, rozmawiał o takich rzeczach chyba tylko ze swoim terapeutom. A teraz musiał się otworzyć, ale to wszystko dla dobra misji.
- W dużym domu, wśród ludzi, ale sam, bez nikogo, bez odrobiny... ciepła. Wiem jak to jest Bel, kiedy wszyscy traktują Cię jak rzecz, cyrkowa małpka, którą możesz się pochwalić przed znajomymi, ale kiedy tylko jakaś sztuczka jej nie wyjdzie, to możesz się jej pozbyć, to ona jest wtedy niepotrzebna. I Ty teraz też możesz czuć się niepotrzebna, zepsuta, ale możesz nam pomóc, i pomóc tym innym dziewczynom, które są tutaj z Tobą - powiedział, a jego oczy, które miały barwę oceanu, jakby w jednej chwili stały się inne, zimne, jak lodowa pustynia, pozbawiona życia. Zerknął na Pilar, przesadził? Zbyt teatralnie, zbyt melodramatycznie? Tylko, że to była cała prawda o idealnym dzieciństwie Galena Wyatta, chociaż nie wiedział, czy Bel mu do końca uwierzyła, więc uśmiechnął się później delikatnie.
- Też lubię lody czekoladowe, nie umiem grać ani w siatkówkę, ani w gry video, ale podejrzewam, że gotuję lepiej od niej - wskazał na Pilar głową.
Bel zasłoniła twarz dłońmi, ale finalnie pochyliła się w ich kierunku zmartwiona.
- Jeśli oni się dowiedzą, to mnie zabiją... Dużo dziewczyn już nie wróciło, cały czas są nowe, a te stare, te... zepsute - spojrzała przelotnie na Galena -oni się ich pozbywają - znowu schowała twarz w dłoniach. Galena aż ścisnęło w dołku, jak rzecz, jak cyrkowa małpka. Wstał z tego fotela, aż szurnął nim po płytkach, Bel się odrobinę przestraszyła i spojrzała na niego z dołu.
- Musimy coś z tym zrobić, przecież to... - sam sięgnął po torebkę Pilar - zdjęcia - teraz on ją pośpieszał, dał ją Stewart - słyszałaś gdzieś takie nazwisko Seeley, jest nietypowe zastanów się dobrze, to bardzo ważne - mówił spokojnie pochylając się nad dziewczyną, ale wciąż za plecami Pilar.
Pilar Stewart
- 
				 lepiej strzela niż gotuje. lepiej strzela niż gotuje. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Spojrzała na niego przelotnie, trochę też błagalnie. Nie mogła go do niczego zmusić. Dobrze o tym wiedziała. Jednak gdzieś w środku czuła, że może na nim polegać. I tak, doskonale zdawała sobie sprawę jak popierdolone to było myślenie, w końcu mowa tutaj o Galenie Wyatt, panu zrób co ci mówię, albo możesz spierdalać. Może faktycznie była naiwna, że chwilami widziała w nim dobrego człowieka.
A do tego powoli kończył im się czas.
Poprawiła obolałe kolano i już miała ponownie się odezwać. Może opowiedzieć jeszcze historie o tym, jak jedna rodzina zastępcza zabrała ją kiedyś do zoo i był to najpiękniejszy dzień w jej dziecięcym życiu tylko po to, żeby na drugi dzień dowiedzieć się, że jednak zrezygnowali z niej na rzecz drobnej blondyneczki z porcelanową buzią. Była gotowa wypluć z siebie wszystkie traumy i smutki, byleby tylko skłonić tą kobietę do mówienia. Serio, jej desperacja sięgała zenitu kiedy—
Ja…
Głos Wyatta wypełnił pomieszczenie. Jego słowa były ledwie słyszalne, jednak z każdym kolejnym zdaniem, zdawały się nabierać na sile i autentyczności. Pilar przełknęła ślinę, wsłuchując się tym razem z jego historie. Nie miała pewności, że nie były to brednie wyssane z palca, jednak sposób, w jaki o tym wszystkim mówił… za bardzo przypominał ten jej sprzed chwili. Było w tym sporo bólu, który chociaż w jakimś stopniu przepracowany, zostawał z człowiekiem pod skórą i czasami wkradał się do żył bez zapowiedzi, przywołując nieprzyjemne wspomnienia.
Słuchała go uważnie, chociaż wzrok wbity miała w Bel. Obserwowała każde najdrobniejsze drgnięcie jej twarzy, każdy głębszy oddech, podczas gdy i ciało Pilar zaczęło mocniej oddychać. Bo chociaż chciała tylko i wyłącznie skupić się na dziewczynie, słowa Galena uderzały ją gdzieś personalnie. Gdyby się nad tym zastanowić, ich historie były bardzo podobne, chociaż tak bardzo inne. Ona nigdy niczego nie miała, nawet własnej rodziny, on zaś miał wszystkiego pod dostatkiem, a jednak oboje jako dzieci byli równie samotni. Zepchnięci mentalnie w najczarniejsze czeluścią, podważając swoją wartość na każdym kroku i zmuszeni do walki z samymi sobą, by w końcu się podnieść. Nawet nie zauważyła, kiedy jej dłoń naturalnie odszukała tą jego. Może ten dotyk był mało pokrzepiający w zaistniałej sytuacji, jednak z jakiegoś durnego powodu chciała mu dać znać, że była. I tym samym podziękować, że to zrobił.
Bo przecież nie musiał.
A jednak to zrobił.
— Na pewno gotuje lepiej ode mnie — wtrąciła się dopiero na jego ostatnie słowa, uśmiechając się delikatne w kierunku kobiety, a zaraz potem i Bel posłała jej nieśmiały uśmiech rozbawienia. Trwało to może ułamek sekundy, ale wciąż.
A potem w końcu się odezwała.
Kurwa.
Pilar wręcz odetchnęła z ulgą. Podparła się o materac i przysunęła nieco bliżej dziewczyny, wsłuchując się w te wszystkie obrzydliwe rzeczy, jakie spotykały tutejsze kobiety. I chyba nie musze znowu wspominać, że Piłat Stewart chciała kogoś zabić? Normanie niczym Poncjusz Piłat zarządzić śmierć wszystkim, którzy chociaż jednym palcem przyczynili się do tego przedsięwzięcia. I na krzyż z nimi wszystkimi.
— Bel, hej, hej, spójrz na mnie — ruszyła głową, by znaleźć się w obrębie jej spojrzenia, gdy ta zaczęła panikować. — Obiecuję ci, że nic ci się nie stanie — nie powinna tego robić. Nie powinna kurwa obiecywać tego typu rzeczy, szczególnie, że dzisiaj opuszczą to miejsce bez niej, jednak nie umiała inaczej. Potrzebowała dać tej kobiecie chociaż ziarno nadziei. Musiała. —…ale musisz tam teraz pomóc. Okej? Przysięgam ci, ze zrobie wszystko, żeby cię stąd wyciągnąć i te wszystkie inne kobiety, ale bez twojej pomocy nam się to nie uda. Pomożesz nam?
Bel skinęła głową, a Pilar zebrała się z ziemi idąc w ślady Galena, dziękując sobie w duchu, że był tu z nią i — o dziwo — mial głowę na karku. Zdjęcia. Odebrała od niego równie złożony plik zdjęć i podczas gdy Galen wypytał ją o nazwiska, których oczywiście nie znała, Pilar rozłożyła wszystkie fotografie na łóżku tuż obok dziewczyny.
— Popatrz na nie — wskazała dłonią kilku mężczyzn. — Kojarzysz któregoś z nich? Kogokolwiek? Ktokolwiek wygląda znajomo? — Bel przekręciła się na łóżku, powoli przebiegają spojrzeniem po zdjęciach. Kilka z nich musnęła palcami, jeszcze inne podniosła i przysunęła sobie pod nos. A oni tylko stali nad nią, zapewne oboje błagając w duchu, by w końcu kogoś wskazała albo chociaż się pośpieszyła.
— Wydaje mi się… — zaczęła niepewnie, wyciągając dłoń ponownie do przodu. — Że ten tut—
Pilar aż podskoczyła, kiedy do drzwi dobiegło pukanie i w ułamku sekundy spojrzała na Galena, podczas gdy Bel cofnęła się spanikowana pod samą ścianę, przerażona.
— Ja pierdole. Już minęło pół godziny? — czy naprawdę mogło zejść im tak długo, że nie zauważyli nawet, że skończył się ich czas rozpusty?
Ponowne stukniecie.
Bel jęknęła smutno.
No dalej, Pilar. Działaj.
Trybiki chodziły jej na najwyższych obrotach. Trzeba było coś zrobić. I to szybko. Ponownie wbiła spojrzenie w Wyatta.
— Rozbieraj się — rzuciła i czym prędzej podeszła do niego i sama zabrała się odpinanie guzików w jego koszuli. — Otworzysz mu drzwi i powiesz, że chcesz jeszcze drugie pół godziny, bo jest tak dobrze. Nie wiem kurwa sypnij mu całym plikiem gotówki albo weź też z mojej torebki to, co dałeś mi na parkingu, cokolwiek, żeby się odpierdolił — mówiła jak najęta, ściągając z niego marynarkę, a następnie koszulkę, po czym spojrzała na jego twarz. — Nie no, to też wygląda za dobrze — ściągnęła brwi i nawet nie czekając na jakakolwiek relacje wsadziła mu dłonie we włosy i rozpierdoliła cały ten artystyczny nieład, jakby ktoś ciągnął za nie w wysokim stanie podniecenia. Na koniec jeszcze podniosła się na palcach i wpiła się w jego szyje, pozostawiając na skórze rozmazane ślady szminki. — Dobra. Rozepnij jeszcze gacie i idź! — praktycznie pchnęła go w stronę drzwi, walcząc z przyspieszonym biegiem serca, które jeszcze trochę wyląduje na podłodze.
Odwróciła sie w stronę Bel i sama szybko zrzuciła z siebie sukienkę w razie gdyby jednak ktoś szedł do środka, pozostając w samej bieliźnie. Dziewczyna jakby doskonale rozumiała co się działo, sama roztrzęsioną dłonią spuściła ramiączka, wpatrując się przerażonymi oczami w te Pilar. Jeszcze nim Galen otworzył drzwi, Stewart przykryła zdjęcia poszewką i podeszła do Bel, błagając los o odrobinę szczęścia. Była gotowa zrobić wszystko, byleby nikt im nie przeszkodził. Kurwa, była nawet gotowa jęczeć za tą ścianą, byleby tylko spłoszyć tego cholernego ochroniarza.
Galen L. Wyatt
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- A Ace? Słyszałaś to przezwisko Bell? - wtrącił gdzieś między zdaniami, które wypowiadała Pilar, ale Bell w tej chwili zaaferowana była zdjęciami. Aż wstrzymał powietrze, kiedy zaczęła, otworzył usta czekając na to, ale wtedy usłyszał to pukanie do drzwi, momentalnie się spiął i wypuścił z płuc ciężko ten wstrzymany oddech.
Od razu zerknął na zegarek, minęło pół godziny, nie dało się z tym dyskutować. Zawahał się, ale przez chwilę wyglądał, jakby chciał ruszyć do drzwi, tylko, że właśnie tutaj jego gadka mogła nie wystarczyć. Jednak dobrze, że Pilar myślała trochę szybciej niż Wyatt.
- Uważaj na ma... - zaczął ale marynarka już leżała na podłodze, w ogóle czy Galen się powinien nią przejmować? Zerknął jeszcze raz na Bel i pomógł Pilar z tymi guzikami, rozpiął mankiety i już po chwili stał bez koszuli - załatwię to - rzucił, kiedy Stewart zaczęła nawijać o tej gotówce. Pozwolił jej potargać swoje włosy i pozwolił zostawić odcisk ze szminki na szyi, zdjął też okulary.
- Mam nadzieję, że kurwa w nic nie wejdę - bo on bez tych okularów był trochę ślepy, mógł jednak wziąć soczewki. Pchnięty w stronę drzwi schylił się tylko do marynarki, żeby wziąć z niej zwitek pieniędzy. Po drodze zdjął buty i skarpetki, potykając się, ale jednak utrzymał równowagę, no bo Frank N. Stein mimo, że siedział w porno biznesie, to był człowiekiem kulturalnym, nie wchodzi się do łóżka w butach i skarpetach prawda?
Odpiął pasek i zsunął rozporek, a kiedy otworzył drzwi i oparł się nonszalancko o framugę, zasunął suwak z powrotem i chwilę majstrował przy zapięciu paska, którego sprzączka błyszczała, jakby była ze szczerego złota, bo może była.
- To już? - zapytał i prawie wypadł z tego pokoju robiąc krok w kierunku ochroniarza - a my jeszcze nawet nie skończyliśmy gry wstępnej, Gina uwielbia to przeciągać... do bólu, wiesz o co mi chodzi - zerknął w kierunku pokoju, a później na faceta - a ta wasza dziewczyna... jeśli jej nie przelecę to mnie popierdoli, ale teraz one zabawiały się razem - ściszył trochę głos - potrzebuję jeszcze pół godziny, zapłacę dodatkowo i przynieś więcej szampana - wycisnął ochroniarzowi gotówkę do ręki, ale ten nie był zbyt zadowolony i zaczął coś gderać, że nie takie są zasady, a wtedy Galen, mimo, że ten ochroniarz pewnie miałby go na jeden cios, to zrobił krok w jego kierunku - jebać zasady, a ja muszę wyjebać tamtą dziewczynę, bo wciąż mi stoi. Nie rozumiesz tego stary? - ale chyba zrozumiał, a Galen za to zrozumienie dał mu jeszcze napiwek. Zamknął w końcu znowu drzwi na klucz i poprawił spodnie, zanim wrócił do dziewczyn. Podrapał się po potylicy.
- Chyba przyniesie nam szampana... - rzucił, nie chciał się gapić, ale jego wzrok odruchowo zatrzymał się na Pilar w tej koronkowej bieliźnie. Nic nie powiedział, nawet się odwrócił, kulturalnie, bo Galen Wyatt też był kulturalny. Sięgnął po tego szampana, odkorkował go, przez chwilę miał ochotę się go napić, naprawdę, bo po pierwsze to był zajebisty rocznik, więc to naturalne, że go wypili, a po drugie to zaschło mu w ustach, oblizał spierzchnięte wargi i finalnie rzeczywiście pociągnął łyk z gwinta, ale wtedy Bel odezwała się cichym głosem.
-Słyszałam gdzieś to Ace... - a Galen aż opluł się tym szampanem, siebie i stolik, na którym stało wiaderko z lodem i butelką. Wytarł brodę wierzchem dłoni, a kilka kropli spłynęło mu po klacie.
- Gdzie to słyszałaś? - zapytał i z tą butelką podszedł do łóżka, wbił spojrzenie niebieskich oczu w Pilar, chociaż odrobinę się mrużył bez tych okularów - to jest kurewsko ważne - no to jej wyjaśnił, spojrzał na Bel, ale ona pokręciła zrezygnowana głową.
-Nie wiem gdzie. Ale też widziałam jego - sięgnęła po jakieś zdjęcie i podała je Pilar, a Galen zerknął na nie przez jej ramię stając trochę bliżej.
- Kto to jest? - zapytał od razu. Na pewno nie Seeley. Galen nie kojarzył tej twarzy, ale... pochylił się nad Pilar opierając mokrą klatkę piersiową o jej plecy i wskazał palcem na tatuaż tego gościa na szyi. As Pik.
- To jest Ace - rzucił, chociaż nie wiedział kto to jest, kto to jest Ace też nie wiedział. Ale Seeley kiedyś proponował mu w Quebec, gdy byli tutaj razem, takie wyjście, klub, kokaina, tancerki i wtedy powiedział mu, że Ace się na tym zna, a Galen zaśmiał się z tej ksywki i zapytał dlaczego taka. Chodziło o tatuaż, As Pik - Ace, jak As. Nie rozumiał tylko, jak to wszystko się łączy, podrapał się po głowie znowu zerkając na Pilar.
Pilar Stewart

 
				