19 y/o, 184 cm
cymbał, ale z talentem | quarterback Riverdale Rams
Awatar użytkownika
I suck at apologies, so unfuck you...

or whatever.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

004
traffic laws & other myths
   Wieczorny trening się przedłużył, ale to akurat nie było nic zaskakującego. Dość często tak się działo, tym bardziej w tym roku szkolnym, kiedy skład dość mocno się zmienił po odejściu chłopaków, którzy ukończyli naukę. Szczęściem w tym nieszczęściu, a dla trenera – wielkim szczęściem – było to, że Evander nie znalazł się wśród nich, choć technicznie powinien. Na dobrą sprawę entuzjazm mężczyzny był jedyną rzeczą, która poprawiała mu nastrój, wśród całego tego syfu związanego z zawaleniem szkoły. Przynajmniej ktoś się cieszył z tego, co się stało. I przynajmniej ktoś widział w tym wszystkim pozytywną stronę. I skupiał na niej uwagę Krossa – bo faktycznie: lubił grać. A po odejściu ze szkoły musiałby się rozglądać za nową drużyną, może w college’u, może już w lidze.
   Chociaż prawdę powiedziawszy – gdyby miał już grać w lidze, to zacząłby wcześniej. Teraz był już za stary, choć w wieku dziewiętnastu lat, aby stać się faktycznym, atrakcyjnym materiałem na wychowanka. No, ale kto wie… Może ten rok pokaże mu, że jest nieco inaczej. A jeśli nie, to chociaż osłodzi trudy związane ze szkołą poprzez mecze.
   Na boisku czuł się naprawdę dobrze i zapominał o tym wszystko, co zatruwało mu życie tak naprawdę.
   Po przejściu do szatni i wzięciu szybkiego prysznica – jednak te w szatniach dla drużyny były lepsze, niż te, które można było spotkać w szkole, spakował swoją torbę, a następnie podszedł jeszcze zamienić kilka słów z trenerem odnośnie zbliżającego się rozpoczęcia sezonu.
   Gdy wszystko mieli już ustalone, rozstał się z nim i przeszedł na parking pod szkołą, gdzie znalazł swoje auto. O tyle na plus, że jego ojciec uważał, że jego syn musi się jakoś prezentować, więc od początku nie pozwalał mu jeździć autobusem. Wiadomo, że był synem polityka, ministra edukacji w Ontario, a więc jakiś poziom musiał trzymać. Żałował pewnie, że za te pieniądze, nie może też wykupić mu poziomu edukacji, bo to, że Kross zawalił rok, to było jak drzazga w jego oku.
   Syn Ministra Edukacji, który oblał szkołę. Kiepski PR.
   Wrzucił torbę do tyłu, a potem zapakował się na fotel kierowcy i po odpaleniu silnika i zapięciu pasów, ruszył z parkingu, włączając się do ruchu. Nie odjechał tak daleko od szkoły, kiedy wśród zmroku coś mu dosłownie nie przebiegło przed maską, powodując że w reakcji dał po hamulcach, zatrzymując się praktycznie w miejscu. Ten sam cień, który przeciął mu drogę przed pojazdem, pomknął w stronę stojącego kawałek dalej autobusu i to tylko po to, aby zmierzyć się z brutalną rzeczywistością, a raczej – złośliwością kierowcy (lub jego zamiłowaniem do harmonogramu jazdy). Konkretniej – z drzwiami zamkniętymi przed nosem.
   Przejechał ten krótki dystans, zbliżając się do postaci, stojącej już samotnie na przystanku. Otworzył okno od jej strony, w głównej mierze po to, aby zwyczajnie osobę opierdolić, jak na prawdziwego kierowcę i samozwańczego szeryfa przystało.
   Gdy odwrócił spojrzenie w stronę osoby, coś zazgrzytało w jego obwodach i jego umysł rozpoznał twarz. Twarz osoby, która nie była jego ekipą, z którą nie trzymał się blisko, ale którą kojarzył nie tyle co z incydentu z Rzygciuszkiem, a początku roku szkolnego i wspaniałych zajęć chemii. I paru ich późniejszych wydań, w tym też z zajęć z WF-u, gdzie futboliści nękali Marvina.
   — Taka z ciebie kujonka, ale przepisów ruchu drogowego to już nie ogarniasz? — zagaił, jakże sympatycznie ze swojej strony. — Jak chcesz się zabić, to chociaż oszczędź mi kłopotu. — Bo on już trochę ich miał. Obejrzał się krótko w stronę odjeżdżającego autobusu, zerkając też odruchowo na godzinę. Gdyby znał rozkład jazdy autobusów, to wiedziałby, że to pewnie był ostatni, zanim zmienią się na nocne. Ale nie znał. Nawet nie wiedział, jak działały i że miały określone godziny.

Zoe Avery
17 y/o, 163 cm
uczennica w Riverdale Collegiate Institute
Awatar użytkownika
Sometimes you think that you want to disappear, but all you really want is to be found.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Chcąc nie chcąc, często wracała do domu po godzinach. Później niż inni uczniowie. Zostawała w szkole, aby robić dodatkowe projekty, siedzieć w bibliotece czy… prowadzić korepetycje dla mniej zaawansowanych uczniów. Nie miała ich wielu, ale kilku osobom pomagała jak mogła - zwykle za dobre słowo, albo za drobną opłatą. W szkole też ogarniała swoje zadania domowe i projekty, bo jak wracała do domu, zwykle ogarniała swojego młodszego brata, bo ojciec do późnych godzin siedział w pracy. Od śmierci matki wydawało się, że żył przede wszystkim tym i właśnie tak radził sobie z żałobą - pogrążając się w swoim rosnącym pracoholizmie.
Dlatego to Zoe ogarniała swojego brata rano i po powrocie do domu. Była jego siostrą i matką przy okazji. I teraz wychodziło, że się spóźni, aby odebrać młodego od jego kolegi, do którego zwykle chodził po swoich zajęciach. Tam też czekał na siostrę, która go odbierze i wróci z nim do domu. Ciekawe czy pani mama tego kolegi już się zastanawiała czy zadzwonić po jakąś opiekę społeczną, chociaż patrząc na nich, wszyscy byli zadbani, najedzeni, a w domu pieniądze były.
Tylko nie było rodzica.
Zasiedziała się. Zdecydowanie za długo. I zanim się zorientowała, musiała wybiegać na ostatni autobus, aby zdążyć ze wszystkim. Musiała odebrać brata od jego kolegi, gdzie siedział zbyt długo i wrócić do domu. O tyle dobrze, że zapewne został nakarmiony i możliwe, że odrobili lekcje, chociaż pewności mieć nie mogła. Sama też musiała się przygotować na jutrzejszy dzień. Tyle rzeczy do zrobienia i tak mało czasu jak się okazuje.
Przeklinała pod nosem, kiedy zbierała niedbale swoje rzeczy do torby. Wybiegła ze szkolnej biblioteki w której się zasiedziała i popędziła przed siebie, w kierunku doskonale jej znanego przystanku. Zerkała na telefon, sprawdzając czas. Wyszła zdecydowanie za późno, ale może jeśli będzie mieć szczęście, to kierowca się spóźni, albo chociaż poczeka na nią, gdy zauważy, że biegnie.
Taki chuj.
Gdy zauważyła, że autobus stoi już na przystanku, nie myśląc zbyt wiele, przeleciała przez ulicę, prawie wpadając pod nadjeżdżające auto, aby dobiec na przystanek i… pocałować klamkę. Dokładnie jak stawiała nogę na chodniku, pojazd ruszył przed siebie. Zoe przeklęła pod nosem, zatrzymując się w miejscu. Spojrzenie miała utkwione w odjeżdżającym autobusie. Opuściła ręce bezsilnie, a torba upadła jej na ziemię. Znała rozkład jazdy autobusów na pamięć, bo głównie nimi się poruszała po całym Toronto. Przez to też wiedziała, że kolejny już nie przyjedzie. A na pewno nie w najbliższym czasie.
Zostawało jej pójście z buta do domu, a to… no, trochę kilometrów było.
Nie spodziewała się jednak, że ktoś ją zaczepi. A dokładniej kierowca auta, przed którym wcześniej wyleciała, spiesząc się na autobus. Odwróciła twarz w kierunku kierowcy, zaskoczona znajomym głosem. Ze wszystkich osób, Krossa najmniej się spodziewała.
Sorka, spieszyłam się — odpowiedziała i odetchnęła, wracając spojrzeniem na drogę. — Ale ten debil I TAK ODJECHAŁ — krzyknęła za nim, kiedy wielki pojazd oddalał się coraz dalej, kompletnie nie przejmując się porzuconą na przystanku nastolatką. I tak cię nie słyszał Zoe. I pewnie się nie przejął.
Przeczesała palcami blond włosy i spojrzała na rozkład, jakby nagle miała dodać na nim, swoim wzrokiem, dodatkowy autobus. Ale takich zdolności nie miała. Zostawało więc iść z buta, chyba, że…
Wróciła wzrokiem do kierowcy auta, które zatrzymało się obok niej.
Podwieziesz mnie? — spytała luźno, bo… no co miała do stracenia? I tak już miała iść z buta, a jak jej odmówi, to chociaż będzie mieć pewność, że czeka ją wieczorny spacer. — Nie mam już autobusu powrotnego, a nocny będzie za półtora godziny. — Zawsze mogłaś wezwać Ubera, Zoe.

Evander Kross
19 y/o, 184 cm
cymbał, ale z talentem | quarterback Riverdale Rams
Awatar użytkownika
I suck at apologies, so unfuck you...

or whatever.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

   Na przestrzeni tego czasu, który zdołał spędzić ze swoją nową klasą – nie było go jakoś szczególnie dużo – zdołał sobie wyrobić opinię o niektórych osobach. Nie to, żeby poddawał wszystkich szczegółowej psychoanalizie, ale kiedy ktoś się czymś wyróżniał, to zauważał to – chyba całkiem normalny proces. Pomagało to przyklejać pewne łatki, swego rodzaju etykietki, którymi miało być znacznie łatwiej opisywać konkretne osoby. Znacznie łatwiej – niż zapoznać się z nią z imienia i faktycznie jakoś lepiej poznać. Robił rozeznanie w środowisku, do którego trafił. I chociaż większość z osób z danego roku znała go i respektowała, niezależnie czy z obawy przed uprzykrzeniem życia czy był to faktyczny szacunek wywołany osiągnięciami w sporcie – to zdarzały się takie osoby, które reagowały na niego inaczej.
   Jak taki Rzygciuszek. Ten sam, któremu najwyraźniej się wydawało, że Kross nie widział tych krzywych spojrzeń wymierzonych w niego czy choćby tego głupiego uśmieszku, który miał na gębie, kiedy stary Wolfgang gnębił Evandera już na pierwszej lekcji.
   Ale kto Rzygciuszkowi uratował gębę nie jeden i nie dwa razy podczas zajęć ze sportu, zatrzymując piłkę w czasie zajęć zbijaka? Naturalnie Kross robił to wyłącznie dla wygranej, ale że pomagał przy tym nerdowi to nieco inna kwestia.
   A przy Rzygciuszku zawsze była taka Zoe. Chociaż nie operował jej nazwiskiem. Jeśli miał się do niej zwracać, to chyba częściej określeniem Smarty-Pants. I to było znaczące, bo takie określenie nie było aż tak naznaczone negatywnie jak Egghead czy Kujon. Niemniej nie dało się nie zauważyć, że miała sporo oleju w głowie i ogarniała na zajęciach, czego nie mógł teraz powiedzieć o sobie.
   Korki mu nawet proponowała, ale ta propozycja rozpłynęła się w powietrzu wraz z przybyciem Maldity, jeszcze zanim zdołał w ogóle ją wziąć pod uwagę.
   A teraz ta sama mądrala prawie rozpłaszczyła mu się na masce samochodu.
   Przez moment obserwował jak dziewczyna toczy, już i tak przegraną, wojnę z kierowca autobusu, nie odzywając się przy tym. Spojrzał jedynie odruchowo w lusterko wsteczne, sprawdzając czy nie blokuje ruchu, ale nikogo za nim nie było. A już na pewno nie nadjeżdżał kolejny autobus do dziewczyny.
   Zanim zdołał cokolwiek zrobić lub powiedzieć, usłyszał pytanie zadane przez dziewczynę i ono wystarczyło, aby się zgodził. Nie musiała się tłumaczyć, nie musiała usprawiedliwiać zapytania, ale gdy to robiła – on wychylił się w stronę drzwi pasażera z przodu, aby je otworzyć. Nie to, żeby ona nie mogła zrobić tego sama, ale może to było jakieś nowoczesne dżentelmeństwo.
   O które i tak by go nie podejrzewała.
   — Wsiadaj, nie gadaj — odpowiedział, tym jednym tekstem chcąc ją uciszyć i zamknąć temat samej podwózki. A raczej powodu dla niej. — To gdzie cię podrzucić? — Toronto było potężnym miastem, a coś mu podpowiadało, że raczej do centrum się nie wybierała. Mieszkania tam były przerażająco drogie, a on… Nie to, żeby oceniał po okładce, ale oceniał. Więc owszem – stwierdził, że nie była z odpowiednio dzianej rodziny, aby mieszkać w Downtown. A skoro nie kierowała się do Downtown, to by znaczyło, że zgodził się zrobić tzw. detour.
   Nie, żeby mu to miało przeszkadzać. Miał do wyboru zalegać na kanapie w domu lub przejechać się po zmierzchu po mieście. Wiecznie zakorkowanym mieście. Ale to zawsze jakaś rozrywka.
   — Nie masz ciekawszych hobby na wieczory niż siedzenie w budzie? — spytał, unosząc lekko brew, w trakcie gdy kierowali się w podaną przez nią stronę, po wcześniejszym wprowadzeniu adresu do nawigacji w samochodzie. — Bo nie uwierzę, że wysłali cię do kozy i przetrzymali. — No to byłby absurd. A on wiedział, że siedziało się tam do późna, bo nie raz i nie dwa został tam odesłany za… rzeczy różne. I nie raz i nie dwa trener walczył o wypuszczenie go, bo kolidowało to z zaplanowanym treningiem drużyny.

Zoe Avery
17 y/o, 163 cm
uczennica w Riverdale Collegiate Institute
Awatar użytkownika
Sometimes you think that you want to disappear, but all you really want is to be found.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Nie lubiła jak pewne rzeczy nie szły po jej myśli, nawet jak chodziło o tak przyziemne i głupie rzeczy, jak dotarcie na autobus. Ostatni autobus, który miał ją zabrać do jednej z dzielnic. Zawsze była zorganizowana i odpowiedzialna, więc fakt, że przez jej nieuwagę miało się coś posypać, mocno jej nie pasowało. Na całe szczęście, los jej zesłał zastępstwo za niemiłego pana z autobusu… niemiłego chłopaka w drogim aucie. A przynajmniej taką miał opinię wśród niektórych. I to wcale nie taką zakłamaną patrząc po niektórych występkach za które nie raz był karany u dyrektora. I o których mówiono na korytarzach. Nie bez powodu niektórzy unikali z nim nawet kontaktu wzrokowego, w nadziei, że ich nie zauważy i się nie przyczepi.
Ale Zoe była inna. Wcześniej nawet nie zwracała na niego uwagi, chociaż słyszała o „Królu Szkoły”, bo nie dało się go nie znać. Nawet jeśli nie siedziało się w odpowiednich kręgach i nie słuchało plotek. To plotki prędzej czy później do ciebie docierały. Teraz jednak, gdy już znała go osobiście, to z jednej strony za nim nie do końca przepadała, bo był wszystkim czego nie lubiła i od czego stroniła, a z drugiej, po sytuacji na lekcjach chemii, po prostu było jej go szkoda. I chociaż Marvin mówił o tym jak o „karmie, która w końcu go dopadła”, to ona miała na to inne spojrzenie o którym jednak głośno nie mówiła. Zatrzymała to dla siebie.
Teraz jednak, kiedy pojawił się w momencie, w którym go potrzebowała, zamierzała to wykorzystać. I tak nie miała nic do stracenia, skoro autobus miał przyjechać dopiero za długi, długi czas.
Wsiadaj, nie gadaj.
Kącik ust jej drgnął w zadowoleniu, a ona sięgnęła po swoją torbę i weszła do auta od strony pasażera. Oby tylko Maldita nie przechodziła w tym czasie gdzieś w pobliżu, bo jakby zauważyła, że do, zapewne, doskonale znanego jej auta, wsiada jakaś blondynka, to pewnie włączyłaby się w niej zazdrosna kocica, która chciałaby Zoe wydrapać oczy. A ona nie umiała się bić. Wątpliwe jednak, aby dziewczyna o tej godzinie bywała w okolicy szkoły. W dodatku też przystanku na autobus.
Muszę odebrać brata więc do Junction — powiedziała, zapinając pasy. Zaraz też podała mu dokładny adres kolegi jej brata u którego często spędzał czas po szkole, kiedy Zoe musiała zostawać dłużej w szkole. Nie planowała wykorzystywać Krossa dłużej niż to konieczne, dlatego chciała po prostu, aby podrzucił ją po brata. Stamtąd mieli więcej opcji autobusów do dyspozycji.
I żeby nie było, zupełnie się nie wstydziła, że się nimi poruszała po mieście, chociaż zdawała sobie sprawę, że dla pewnych osobistości w szkole, byłoby to niesamowicie uwłaczające z jakiegoś powodu.
Zerknęła na niego, kiedy zadał pytanie, zaraz jednak wracając spojrzeniem do drogi, którą jechali.
Pracowałam nad projektem i się zasiedziałam w bibliotece — odpowiedziała. Nie było to raczej nic zaskakującego. Nie była nigdy karana, bo też nie popełniała żadnych głupot, ani nic, za co nauczyciele mieliby ją wsadzać do kozy. Można więc było uznać, że nie była zbyt rozrywkowa. A przynajmniej tak to wyglądało z boku. — Nudne sprawy nudnych ludzi — dodała. On, w przeciwieństwie do niej, często tam bywał i to też nie była tajemnica. Wiele lasek przecież uważało to za „mega pociągające” z jakiegoś powodu.
A ty co? Dywanik, trening, za karę czyściłeś składzik i się przeciągnęło? — spytała, z lekko podniesionym kącikiem ust, wracając do niego wzrokiem. — Czy może siedziałeś nad książkami, aby nauczyć się na jutrzejszy test? — dodała, unosząc nieco brew w zaciekawieniu. To było mało prawdopodobne, ale może jednak ją zaskoczy?


Evander Kross
19 y/o, 184 cm
cymbał, ale z talentem | quarterback Riverdale Rams
Awatar użytkownika
I suck at apologies, so unfuck you...

or whatever.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

   Wolałby uniknąć przyłapania przez Malditę – nawet jeśli był świadom, że przecież nic takiego karygodnego nie robił. Ona z pewnością stwierdziłaby co innego, bo byłoby to rażące uchybienie na ich relacji, że wozi sobie jakieś „trzpiotki”. A to zwykła, nawet nie: przyjacielska, przysługa.
   Mało istotne, że ledwo znał tę dziewczynę. Na imprezach też się ledwo zna pewne dziewczyny, albo i wcale, a i tak dalej, hehe, idzie.
   Tyle tylko, że to nie była impreza!
   — Masz jeszcze mini siebie? — spytał, zasadniczo nie wiedząc czemu – pewnie z odruchu. Nie żeby był nią mocno zainteresowany, ale z drugiej strony: był on bardzo towarzyski i potrafił rozmawiać z każdym i o niczym. Na imprezach był duszą towarzystwa, bo też uwielbiał być w centrum uwagi. No i po prostu: lubił jak się coś działo.
   A nie planował jechać w absolutnej ciszy, więc zamierzał korzystać z każdej szansy do absolutnego dialogu. Jak nie wyjdzie, to po prostu zgłośni muzykę i będzie niczym idealny kierowca Ubera: w absolutnej ciszy dowiezie ją do celu, tylko „cześć” na pożegnanie powie, aby nie wyjść na absolutnego buca i aby dostać pięć gwiazdek i może napiwek w aplikacji.
   Jakoś go to nie zdziwiło jednak, że jego koleżanka przesiedziała w szkole dłużej, niż to absolutnie konieczne tylko po to, by popracować nad jakimś projektem. Z góry założył, że było to ściśle związane ze szkołą, czymś ponadprogramowym, ale związanym z nauką, a nie pasją przykładowo autora książki.
   Tak więc…
   Nudne sprawy nudnych ludzi
   — Dosłownie — prychnął, bez sarkazmu czy cienia zawahania, kiedy sama skwitowała to, co robiła. Faktycznie – było to nudne, jakby na to spojrzeć. Ambitne, owszem. Ale lepiej było przyjąć narrację, że po prostu: nudne. Łatwiej było wtedy przełknąć, że coś takiego jest daleko poza jego zasięgiem. Bycie zdolnym, pojętnym, ambitnym uczniem. Może kiedyś, może dawno temu, ale potem stało się, co się stało, a on nie do końca się z tym pogodził i teraz jego umysł po prostu odmawiał współpracy.
   Nie można mu zarzucić, że nie próbował się uczyć, tym bardziej teraz, kiedy jednocześnie najadł się wstydu i ojciec wywarł na nim jeszcze większą presję, robiąc z tego jego i swoje: być albo nie być. Problem jednak tkwił w tym, że nieważne jak wiele razy by nie przeczytał materiału czy nie przepisał go do notatnika – i tak zostawały szczątkowe ilości wiedzy. Na jednych przedmiotach miały wystarczyć, na innych – jak chemia, już niekoniecznie
   Zerknął na nią krótko, kiedy odbiła piłeczkę i zadała mu pytanie, a później wrócił spojrzeniem do drogi, którą pokonywali.
   — Nie no, trening. Zaraz zaczyna się co prawda sezon łyżwiarzy, ale my mamy prawie cały nowy skład, nie licząc kilku osób i — zawiesił głos, bo do jego umysłu dotarła druga część jej wypowiedzi, którą niby usłyszał, ale nie przyłożył większej uwagi, jako że już planował odpowiedź na zadane mu wcześniej pytanie. — Mamy jutro jakiś test? — spytał, marszcząc czoło, aż lwia zmarszczka zawitała pomiędzy jego brwiami. I nie naigrywał się. Na jego twarzy zawitała pełna konsternacja. Ale cóż się dziwić, skoro na tych konkretnych zajęciach, na których akurat nie był, padła zapowiedź tego testu. A może był, a po prostu zapomniał? To akurat się zdarzało – nie chodziło w tym wszystkim o jego problemy z pamięcią, a bardziej o zarządzanie własnym czasem, dniami tygodnia i tym, że niektóre rzeczy wydawały się dla niego mało istotne, a inne ignorował wiedząc, że i tak sobie nie da rady, więc po co próbować? Zwłaszcza, jak przykładowo była to taka chemia.
   Istniała przecież opcja, że dziewczyna go podpuszcza i robi sobie z niego żarty. Zerknął więc na nią krótko, jakby próbując ocenić jej reakcję i ewentualną jej autentyczność.
   Brawo, Kross. Kolejny test do oblania. Ale spoko, przecież to koniec roku i się zdążysz odkuć, nie?
   Hehe, nie.

Zoe Avery
17 y/o, 163 cm
uczennica w Riverdale Collegiate Institute
Awatar użytkownika
Sometimes you think that you want to disappear, but all you really want is to be found.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Masz jeszcze mini siebie?
Nie nazwałabym go moją mini wersją. Nie jest aż tak podobny — odpowiedziała. Młody, mimo, że był jej młodszym bratem, którego w zasadzie po śmierci matki sama wychowywała, to nie był aż tak podobny do niej, jak można by się było spodziewać. — Bardziej podobny jest do mamy — dodała krótko, nie wiedząc w sumie czemu. Był otwarty i socjalny, no ale też był sporo młodszy. Charakterem był też łagodny i ratował wszystkie pająki z pokoju. Ona w jego wieku jeszcze też się cieszyła z życia i znajomych. Teraz po prostu miała za wiele na głowie, aby dalej to wszystko ciągnąć. A przynajmniej tak jej się wydawało.
Nie była tak rozrywkowa jak taka Maldita, którą wszędzie było widać i słychać. Nie zaliczała każdej imprezy, każdego wyjścia, meczu czy festiwali, które miały być popularne. I chociaż czasami się na jakichś wydarzeniach pojawiała, to nie była na tyle widoczna, aby ktokolwiek ją zauważył. Nie siedziała też do samego końca, bo musiała często wracać do domu, do brata lub po to, aby zająć się swoimi rzeczami, które nie zawsze obejmowały tylko naukę. Gdyby nie umiała znaleźć czasu dla siebie to by chyba zwariowała.
Nie skomentowała więc jego stwierdzenia. Pogodziła się już dawno temu z tym, że jej osobowość oraz życie nie były tak rozrywkowe jak innych jej rówieśników. Może podchodziła do przyszłości zbyt ambitnie, może będzie żałować, że nie „przeszalała” swojej młodości, ale w tym momencie nie kręciło jej upijanie się do nieprzytomności i bzykanie na pięterku. W tym czasie wolała chociażby siedzieć nad wodą.
Lub pójść z Marvinem do głupiego kina.
Zerknęła w jego kierunku, kiedy jej odpowiadał. Mogła postawić większość zaoszczędzonych pieniędzy na to, że siedział na treningu. W końcu był sportowcem, w dodatku kapitanem drużyny. Jak cheerleaderki większość czasu spędzały na swoich układach, tak oni na ćwiczeniu manewrów, strategii i czegoś tam jeszcze. Nie wiedziała do końca, bo z tym sportem nie była zbyt blisko.
Ale zdawała sobie sprawę, że w czym jak czym, ale w sporcie był naprawdę dobry.
Mamy jutro jakiś test?
Kąciki ust jej drgnęły wyżej w odpowiedzi, kiedy zobaczyła jego skonsternowanie wypisane na twarzy.
Nie mamy — odpowiedziała, nie zamierzając go dłużej wkręcać. Mogła to pociągnąć, ale nawet nie chciała, bo jeszcze biedny skończyłby wieczór w książkach, a rano dowiedziałby się, że nie musiał. Zoe, co nie było raczej zaskoczeniem, uczyła się na bieżąco, ale głównie przez słuchanie na lekcjach i robienie zadań domowych, niż przez faktyczne kucie, więc nawet niezapowiedziane sprawdziany nie powinny być dla niej większym wyzwaniem. Zdążyła już jednak zauważyć, że Kross miał nieco większe problemy z przyswajaniem wiedzy. — Ale jest w następnym tygodniu. — Nie wiedziała czy pamiętał, więc wolała mu przypomnieć. Miałby jeszcze siedem dni na przygotowania. — Z twojej ulubionej chemii. Pierwszy z serii, którą wymyślił sobie profesor — dodała, wracając spojrzeniem na drogę. Stary Wolfgang w tym roku podszedł bardzo ambitnie do swoich uczniów i powiedział, że w tym roku będzie cała seria sprawdzająca ich wiedzę. Miało to ich przygotować do końcowych egzaminów, a znając profesora, to na pewno nie będą to łatwe zadania.

Evander Kross
19 y/o, 184 cm
cymbał, ale z talentem | quarterback Riverdale Rams
Awatar użytkownika
I suck at apologies, so unfuck you...

or whatever.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

   — No w sumie — odpowiedział, zerkając na nią krótko — świat nie zniósłby dwóch takich mądrali. — I wbrew samej treści, i dobranego nazewnictwa, samo to określenie wypowiedział bardziej miękko, niż planował. Była w tym wszystkim drobna uszczypliwość, bo wystarczyło skupić się na sensie zdania i do czego piło, a jednak tę złośliwość złamał samym tonem. I to całkowicie nieplanowanie. Nie wymyślił sobie, że będzie ją określał teraz łagodnie i nagle staną się prawdziwymi kumplami. Byli raczej z przeciwnych biegunów, a jednocześnie on uważał, że w jego życiu potrzeba było jak najwięcej bodźców pełnych energii i adrenaliny. A nie tych, które wprowadzają coś mądrego i wartościowego, a przy tym zbyt statycznego.
   Tylko zamęt w jego życiu był raczej w stanie, by utkać coś na miarę materiału, który mógłby wypełnić tę pustkę, którą nosił w sercu, zdecydowanie zbyt długo.
   Ciężko powiedzieć, aby faktycznie przejął się informacją o teście i to w sposób taki, który miałby go mocno przejąć. Nie byłby to pierwszy polany test, a też był świadom, że z wielu przedmiotów i tak prześlizgiwał się przez nazwisko i pozycję ojca. Chociaż, jakby się zastanowić, może czekała go w tym jakaś rewolucja, skoro nauczyciele wyczaili, że Stary Wolfgang nie zginął za uwalenie go ocenami końcowymi.
   Oby jednak nie, bo raczej nie chcieliby go na kolejny rok u siebie. Chociaż prawda była taka, że gdyby znowu nie zdał i nie dopuszczono by go do egzaminów, to raczej sam by już tutaj nie wrócił. To byłoby zbyt upokarzające. Nie mówiąc już o tym, że ojciec to by go pewnie puścił w betonowych lakierkach na dno morza.
   — Ohoho, ależ ty zabawna — skomentował z przekąsem, kiedy przyznała, że nie mają jutro żadnego testu. Oczami nawet przewrócił teatralnie, ale na faktycznie rozbawionego nie wyglądał. Na obrażonego też nie.
   Niemniej dalsza część jej wypowiedzi spotkała się z kolejnym przewróceniem oczami.
  — Wspaniale, cieszę się ogromnie.
   Seria testów u Starego Wolfganga. Dla niej może nowy wymysł, a dla niego coś, co już przechodził, w zeszłym roku. Coś, czym gnębił ostatnie roczniki. I coś, na czym poległ Kross. Znaczy on tam poległ już po paru zajęciach, ale to szczegół. W każdym razie nie było to coś, co przyjemnie kojarzył. Zasadniczo nic, co było związane z chemią w szkole nie kojarzyło mu się dobrze, bo facet był po prostu… no, dla niego to kawałem chuja.
   — Kocham chemię, nawet sobie nie wyobrażasz — dodał, równie sarkastycznie, co chwilę wcześniej. — W zeszłym roku ta jego seria to był powód, dla którego w ogóle podnosiłem się z łóżka, aby przyjść na zajęcia.
   Zacisnął dłonie mocniej na kierownicy, zaraz jednak je rozluźniając. Jedną rękę odpuścił całkowicie i oparł o podłokietnik.
   — A ty, jako jego oblubienica, to pewnie już umiesz wszystko na to, co będzie i z tego, co się jeszcze nie zdarzyło? — zerknął na nią, balansując tonem głosu między przekąsem, a neutralnością. Nie miał oczywiście pretensji do niej, że Wolfgang tak ją stawiał na piedestale, ale kiedy już stali się przeciwnymi częściami jego porównań, to mógłby się nawet poczuć jakoś z nią związany. — Czy poza nauką robisz coś w ogóle innego? Na imprezy raczej nie chodzić, bo cię nie widziałem nigdy — nie to, że po pierwsze, to by nawet jej nie rozpoznał pewnie; nie mówiąc że na domówki to nie była zapraszana — poza tą jedną, gdzie twój kolega zrzygał mi się na buty. — A ona się podjęła czyszczenia tego syfu. No, trochę niezręcznie. Chociaż jemu to chyba akurat latało. — Na mecze też pewnie nie chodzisz. Więc co robi pupilka Wolfganga, kiedy nie siedzi w szkole? Śpi, bo już późno?
   Kross, nie bądź uszczypliwy.

Zoe Avery
17 y/o, 163 cm
uczennica w Riverdale Collegiate Institute
Awatar użytkownika
Sometimes you think that you want to disappear, but all you really want is to be found.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Takiej drugiej jak ja już nie ma. — Chociaż pewnie jakby się odpowiednio poszukało, to by coś znalazła. Tylko po co szukać, skoro ona była już wystarczająca! Niemniej mogła się z nim zgodzić, że raczej drugiego takiego świra w tej szkole na ten moment nie było. To ona głównie łaziła po nauczycielach, udzielając się w sporej ilości aktywnościach szkolnych tylko po to, aby zdobyć punkty. Każdy ze szkolnej świty wiedział, że ma ambicje na Harvard, bo raczej niezbyt wiele osób celowało tak wysoko. A jej się to przez lata nie zmieniało, aż w końcu była na ostatnim, najważniejszym dla niej roku.
Rekomendacje, zdobycie punktów przez aktywności i odpowiednia opinia. To teraz było najważniejsze - aby zrobić wrażenie, czyli trochę się podlizać. I odpowiednio wykazać.
I chociaż żart o teście by jej samej nie przestraszył, to widziała na jego twarzy tą charakterystyczną konsternację. Ona generalnie prawie zawsze była gotowa na zajęcia i trochę też wybiegała ze swoim zakresem umiejętności ponad program zajęć, ale to też dlatego, że z własnej, głupiej ambicji chciała wiedzieć więcej i się szkoliła na własną rękę. Chociażby przez obozy na które jeździła w trakcie wakacji. Jedni wybierali imprezy, a ona… no, ale żeby nie było, tam też były ogniska, jakieś podchody i inne rozrywki!
Mnie tam rozbawiło — powiedziała z uśmiechem, wzruszając ramionami, spojrzeniem wracając do drogi rozświetlanej reflektorami auta. Jego nie musiało to bawić, ale jej się kąciki ust uniosły. Gorzej jak zaraz stanie na poboczu i każe jej wypierdalać z auta. Wtedy będzie musiała iść z buta kawał drogi, ale hej, chociaż już część pokonała autem. Była bliżej niż dalej celu.
Oparła się łokciem o drzwi pasażera i podparła głowę o rękę. Zerknęła na niego z boku, gdy stwierdził ironicznie, że kocha chemię. To było przecież oczywiste stwierdzenie.
Tak myślałam — odpowiedziała mu, zanim jeszcze dodał, że już przeżył jedną serię testów, która pewnie go pogrążyła. Znaczy, nie żeby to podejrzewała, ale… no z jakiegoś powodu siedział tu kolejny rok. I z jakiegoś powodu obwiniał o to właśnie Wolfganga, prawda? — Widać to po twoim zapale i tym błysku w oku jak tylko wchodzisz do sali — dodała. Łatwo dało się zauważyć, jak uchodzi z niego życie, ledwo przekraczał próg. Nie żeby go obserwowała.
Powróciła do niego spojrzeniem, nie podnosząc opartej o rękę głowy.
Nie wiem czy umiem to, co się jeszcze nie zdarzyło, ale staram się uczyć na bieżąco jeśli o to pytasz — odpowiedziała spokojnie, dość luźno. Nie siedziała po nocach i nie kuła, bardziej po prostu zapamiętywała rzeczy z lekcji, a jak czegoś nie rozumiała, to po prostu chciała zrozumieć, bo to była podstawa jej pamiętania. Wtedy leciało już z górki.
Wróciła spojrzeniem na drogę, wysłuchując jego pytania i przy okazji też stwierdzenia.
Nawet jakbym chodziła, to nie znajdowałabym się w twoim wianuszku — powiedziała. W końcu trudno było zobaczyć Krossa bez jego świty - kolegów z drużyny czy spoza niej, a chcący się podlizać oraz Maldity i jej koleżanek, które dziwnie często się uśmiechały. Rzadko kiedy sam, zwykle z ludźmi, którzy mu przyklaskiwali. Tak więc nawet jeśli chodziłaby na imprezy, to nawet nie byłaby w jego otoczeniu. I nie chciałaby być. — Poza tym, byłam na… — szybkie rozliczenie — jakichś. — Może dwóch. Maksymalnie trzech w ciągu całego liceum. Kiepski wynik jak na licealistkę, Zoe. Ale hej, masz jeszcze ostatni rok na to, aby to naprawić, chociaż na to się nie zanosiło. Zwłaszcza jeśli miała z tyłu głowy, że wciąż należało zbierać punkty na studia, nawet jeśli medycyna Harvardu mogła ją czekać dopiero za kilka lat, po pierwszym kierunku… który też miał być na Harvardzie. — A spanie to dobre zajęcie. — Kto nie lubił się wysypiać? Położyć w łóżku po ciężkim dniu i zasnąć? On na pewno też to lubił. — Ale gdy wy chodzicie na domówki, ja w tym czasie zwykle siedzę na plaży, na desce. — Bo wolała popływać niż iść na domówkę czy do popularnego klubu. Tak więc jak nie siedziała w bibliotece ogarniając kolejny projekt lub starając się zrozumieć temat zajęć, to albo opiekowała się bratem, albo właśnie oczyszczała głowę poprzez sporty wodne. — Ostatnio nie ma pogody na surfing czy kitesurfing, bo nie ma wiatru, ale czasami się zdążają dobre fale i podmuchy. Na szczęście powoli zaczyna się sezon. — I wtedy wiatr staje się silniejszy, pogoda bardziej niestabilna, a dzięki temu fale są pokaźne. I tak do wiosny, a w lato zwykle jest przestój, bo nie ma tak dobrych warunków.
Zerknęła w jego kierunku.
Ale zaśnięcie na desce mi się jeszcze nie zdarzyło, nawet jeśli było późno. — Bo po nocach też zdarzało się pływać i to nie raz, nawet jeśli nie było to zbyt bezpieczne, bo jakby zniknęła pod wodą, to raczej nie byłoby tego od razu widać. I nikt o tych godzinach na plażę, poza nią, nie chodził, a jak przychodziła z Marvinem (bo czasami przychodził z nią, aby po prostu posiedzieć i popatrzeć), to zwykle za dnia, jak byli też inni ludzie.

Evander Kross
19 y/o, 184 cm
cymbał, ale z talentem | quarterback Riverdale Rams
Awatar użytkownika
I suck at apologies, so unfuck you...

or whatever.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

  Nie pociągnął dalej tematu samego żartu, jako że temat jego autentycznie nie bawił. Temat szkoły, testów traktował sarkastycznie i jeśli żartował, to bez realnej chęci zaśmiania się. W głównej mierze przez to, że sprowadzało się to do, chcąc nie chcąc, kwestii jego położonego roku w szkole, a to było drzazgą w jego oku. Tyle samo jego, co i jego ojca. Chociaż miał wrażenie, że w jego ojca bardziej. I nie to, żeby miały go jakoś przejmować te ojcowskie odczucia – zapytany o to, odpowiedziałby bez zastanowienia, że absolutnie go nie obchodzą (choć prawda mogła być zgoła inna, a niewypowiedziana potrzeba aprobaty, gdzieś wciąż się w nim mieściła – ale pan Kross mocno dawał mu odczuć swoje niezadowolenie wywołane tą plamą na honorze.
  I robiło się to uciążliwie. A z dnia na dzień czy tygodnia na tydzień wcale to ciśnienie nie malało. Uszczypliwa uwaga czy kąśliwy komentarz stały się szarą codziennością, kiedy tylko znalazła się okazja, by wymienić parę słów.
  Całe szczęście, że nie rozmawiali codziennie. I całe szczęście, że ojca długo potrafiło nie być w mieszkaniu czy domu w Toronto.
  — Nie pytałem — odpowiedział na jej słowa, tonem głosu zdradzając znużenie. Prawda była jednak zgoła inna, bo Kross poczuł coś, co było ukłuciem zazdrości, które rozlewało się po jego żyłach palącym jadem. Podziwiał, że potrafiła się uczyć na bieżąco, bo on, nawet kiedy próbował, to po prostu dawał plamę. Jego umysł nie był w stanie przyswoić czytanej treści, nie dlatego, że jej nie rozumiał. Tak… po prostu. Jakby odrzucał przeczytane informacje, ostatecznie stwierdzając, że nie ma na nie miejsca.
  Bo całość zajmował żal wywołany śmiercią matki, a także rozczarowaniem, do którego nie chciał się przyznać, a które obejmowało ojca.
  Ale to nie jej problem. I nie jej wina. Mógł dziewczynie tylko pozazdrościć, chociaż też wcale tego nie chciał.
  Zerknął na nią krótko, słysząc jak odnosi się do jego, tak zwanego, wianuszka. Widział to w nieco innych barwach, bo tych ludzi widział jako swoją stałą, zintegrowaną ekipę. Zarówno dziewczyny, jak i chłopaków. Chociaż z drugiej strony – nie można było tego nazwać paczką przyjaciół, przynajmniej zgodnie z prawdziwą tego definicją. Byli przy sobie, ale rzadko dla siebie.
  — Zdecydowanie byś się nie znajdowała — odparł. W rzeczywistości nie planował, żeby było to tak uszczypliwe, jakim wyszło. Ale podskórnie wyczuł w jej zdaniu, być może niesłusznie, zaczepkę zamkniętą w określaniu jego znajomych „wianuszkiem”. Zresztą to była prawda – nie byłaby, bo raczej nie dzielili wspólnych zainteresowań: jak mecze, kolejne imprezy, wydawanie kasy czy wyjazdy na obozy.
  I kiedy zarzekała się, że jednak na jakichś była, przeniósł tylko na moment spojrzenie kątem oka z drogi na nią, zaraz wracając do obserwowania trasy.
  — Jaaasne.
  Nie wiedział, jak było naprawdę, bo pewnie by jej nie pamiętał, skoro mogła pojawić się tylko parę razy i nie wydawała się szczególnie rozrywkowa – oceniając po jej zachowaniu na tym całym pamiętnym festiwalu, kiedy to ostatecznie Maldita się z nią rozprawiła. Już nie mówiąc, że pewnie gdyby przyszła, to z tym swoim kolegą, Rzygciuszkiem. A on był wystarczająco memiczny i odklejony, żeby go jednak nie zapamiętać. Bo pewnie też puściłby niejednego pawia przez przedawkowanie alkoholu… jak ostatnim razem.
   Słuchał jej dalszych słów, bez przeszkadzania jej. Bez prychania, bez komentarzy, chociaż brew mu na chwilę podskoczyła, ale nie sposób było stwierdzić w jakim wyrazie – kpiny czy podziwu.
   — Łał, wychodzi na to, że na starość będziesz miała mnóstwo ciekawych wspomnień ze swojego życia. Porywające opowieści o tym, że siedziałaś w wodzie zamiast wyjść gdziekolwiek z ludźmi w swoim wieku. — Może nie miało to być aż tak uszczypliwe, ale na pewno zabrzmiało. — Chodzi o to, że jesteśmy za głupi na twoje towarzystwo, a nasza rozrywka mierna i niegodna kogoś mądrego, czy to coś innego? — Nie pytał na poważnie. A może? Może jego umysł snuł teorię – bo skoro okazywało się, że miała czas wolny, a poświęcała go jakiejś pasji, która nie angażowała za bardzo nikogo, to chyba nie za bardzo chciała się z nimi zadawać.
  I pewnie aż tak się nie mylił. Bo oni przecież byli bandą bully i głupków, z różnymi wynikami w nauce i ambicjami innymi niż najwyższe noty na testach.

Zoe Avery
17 y/o, 163 cm
uczennica w Riverdale Collegiate Institute
Awatar użytkownika
Sometimes you think that you want to disappear, but all you really want is to be found.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Szkoła nigdy nie była dla niej większym problemem, bo zwyczajnie potrafiła się uczyć na bierząco. Wiele wyciągała z zajęć, a jak czegoś nie rozumiała, to dopracowywała to jeszcze na zajęciach lub na krótko po nich. Była pojętnym człowiekiem, inteligentnym, takim, który w lot łapał nowe informacje. Może nie miała fotograficznej pamięci, ale nie potrzebowała tej umiejętności, aby dawać z siebie sto procent na zajęciach bez siedzenia po nocach z nosem w książkach. Miała system, który sprawdzał się od lat. System, w który wprowadziła ją mama.
Po jej śmierci, to był jej sposób na żałobę. Ojciec popadł w pracę, a ona w naukę.
Według niej miał swoją świtę. I nie tylko wobec niej, bo każdy w szkole widział ten wianuszek osób, który ciągnął się za Krossem, z Malditą na czele. Wszyscy, co się do niego nie zaliczali, schodzili im z drogi i nie chcieli w nią wchodzić, albo robili wszystko, aby się tam znaleźć. Zajmowali swoje stoliki w jadalni, byli najbardziej popularnymi osobami w szkole, byli zapraszani na wszystkie imprezy - zawsze w tym samym składzie, lub lekko zmienionym, ale z Evanderem na czele. I chociaż nigdy nie chciała wkręcać się w to towarzystwo, które kompletnie jej nie interesowało, to nie była aż tak zacofana w życiu szkolnym, aby nie być jego świadoma.
Każdy znał tą grupkę ludzi. Mniej lub bardziej.
A Marvin to bardziej niż chciał.
Nie skomentowała jego słów. Zgadzała się z tym, że by się nie odnalazła, bo była zupełnie inna niż jego towarzystwo. Dbała o swoje stopnie w nauce, była konsekwentna, ambitna i nie bawiło ją upijanie się do nieprzytomności, imprezowanie do samego rana i cała reszta. Nie było więc dla niej obrazą stwierdzenie, że by się tam nie odnalazła, bo była tego świadoma. I kompletnie tego nie chciała.
Mógł w to nie wierzyć, ale na kilku meczach była. Całych kilku w ciągu całego liceum, ale poszła na nie z czystej ciekawości, a potem ze dwa razy dla towarzystwa. I chociaż cała ta otoczka wspólnego kibicowania była całkiem fajna, bo wliczała wspólnotę szkoły i nawet jej się to udzieliło, tak potem, to co się działo po meczach było… kompletnie nie dla niej. Ludzie zachowywali się jak zwierzęta, a cheerleaderki wieszały się na swoich zawodnikach, aby razem skierować się na afterek, gdzie już działy się wiadome rzeczy.
Ale Marvin kiedyś się chciał wkręcić na jedną imprezę. Dalej nie rozumiała dlaczego.
Brew jej drgnęła wyżej, nie tyle w zaskoczeniu, co raczej dziwnym szoku, że miał takie podejście do tematu jej hobby.
Wychodzę z ludźmi w moim wieku. Nie wychodzę z wami — sprecyzowała. Miała znajomych, miała kolegów i przyjaciół, ale nie byli oni typem ludzi, którymi otaczał się Evander. Lubili inne rzeczy, robili dla zabawy inne rzeczy, raczej takie, które Król Szkoły uznałby za nudne i mało interesujące, bo nie wliczały one alkoholu i szybkich numerków. — No ale fakt, najlepsze wspomnienia to te z weekendowych imprez, na których ktoś kończy z rozwaloną głową, filmem urwanym w połowie i kacem moralnym, po przespaniu się na pięterku z przypadkową osobą. Faktycznie, aż żałuję, że mnie to omija — powiedziała sucho, zerkając na niego kątem oka. Zaraz jednak przeniosła wzrok z powrotem na mijaną przez nich trasę. — Po prostu nie bawią mnie wasze rozrywki, ani wy. Śmianie się z innych, robienie z kogoś pośmiewiska, udowadnianie sobie nawzajem, kto ma większe ego… nie, dzięki — rzuciła. I to nie były zarzuty, które wyssała sobie z palca, tylko prawdziwe przypadki ludzi, gdzie Marvin był jedną z ich ofiar. A było ich trochę. Zamykanie ludzi w szafkach szkolnych, spłukiwanie im głowy z toalecie, nękanie za śmietnikami, wykorzystywanie pierwszoroczniaków, aby byli ich sługusami, co było ulubionym zajęciem Maldity… to nie jej klimat. — I nie chodzi o to, że uważam się za mądrzejszą. Po prostu mam trochę inne poczucie humoru. Wolę śmiać się z czegoś, co faktycznie jest zabawne, a nie z tego, że komuś powinęła się noga czy jest na tyle zdesperowany, aby do was dołączyć. — Bo też nie było tajemnicą, że jeśli chciało się dołączyć oficjalnie do „ekipy” to należało przejść chrzest bojowy. — Może jak na chwilę oddalisz się od swoich znajomych, to znajdziesz ciekawsze hobby. — Niż imprezy z zachlaniem pały i nękanie słabszych.
Bo skąd miała wiedzieć, że reprezentował sobą więcej, niż to, co pokazywał na co dzień?
Uważaj, Zoe, bo zaraz będziesz jednak iść z buta.

Evander Kross
ODPOWIEDZ

Wróć do „Riverdale Collegiate Institute”