Chociaż prawdę powiedziawszy – gdyby miał już grać w lidze, to zacząłby wcześniej. Teraz był już za stary, choć w wieku dziewiętnastu lat, aby stać się faktycznym, atrakcyjnym materiałem na wychowanka. No, ale kto wie… Może ten rok pokaże mu, że jest nieco inaczej. A jeśli nie, to chociaż osłodzi trudy związane ze szkołą poprzez mecze.
Na boisku czuł się naprawdę dobrze i zapominał o tym wszystko, co zatruwało mu życie tak naprawdę.
Po przejściu do szatni i wzięciu szybkiego prysznica – jednak te w szatniach dla drużyny były lepsze, niż te, które można było spotkać w szkole, spakował swoją torbę, a następnie podszedł jeszcze zamienić kilka słów z trenerem odnośnie zbliżającego się rozpoczęcia sezonu.
Gdy wszystko mieli już ustalone, rozstał się z nim i przeszedł na parking pod szkołą, gdzie znalazł swoje auto. O tyle na plus, że jego ojciec uważał, że jego syn musi się jakoś prezentować, więc od początku nie pozwalał mu jeździć autobusem. Wiadomo, że był synem polityka, ministra edukacji w Ontario, a więc jakiś poziom musiał trzymać. Żałował pewnie, że za te pieniądze, nie może też wykupić mu poziomu edukacji, bo to, że Kross zawalił rok, to było jak drzazga w jego oku.
Syn Ministra Edukacji, który oblał szkołę. Kiepski PR.
Wrzucił torbę do tyłu, a potem zapakował się na fotel kierowcy i po odpaleniu silnika i zapięciu pasów, ruszył z parkingu, włączając się do ruchu. Nie odjechał tak daleko od szkoły, kiedy wśród zmroku coś mu dosłownie nie przebiegło przed maską, powodując że w reakcji dał po hamulcach, zatrzymując się praktycznie w miejscu. Ten sam cień, który przeciął mu drogę przed pojazdem, pomknął w stronę stojącego kawałek dalej autobusu i to tylko po to, aby zmierzyć się z brutalną rzeczywistością, a raczej – złośliwością kierowcy (lub jego zamiłowaniem do harmonogramu jazdy). Konkretniej – z drzwiami zamkniętymi przed nosem.
Przejechał ten krótki dystans, zbliżając się do postaci, stojącej już samotnie na przystanku. Otworzył okno od jej strony, w głównej mierze po to, aby zwyczajnie osobę opierdolić, jak na prawdziwego kierowcę i samozwańczego szeryfa przystało.
Gdy odwrócił spojrzenie w stronę osoby, coś zazgrzytało w jego obwodach i jego umysł rozpoznał twarz. Twarz osoby, która nie była jego ekipą, z którą nie trzymał się blisko, ale którą kojarzył nie tyle co z incydentu z Rzygciuszkiem, a początku roku szkolnego i wspaniałych zajęć chemii. I paru ich późniejszych wydań, w tym też z zajęć z WF-u, gdzie futboliści nękali Marvina.
— Taka z ciebie kujonka, ale przepisów ruchu drogowego to już nie ogarniasz? — zagaił, jakże sympatycznie ze swojej strony. — Jak chcesz się zabić, to chociaż oszczędź mi kłopotu. — Bo on już trochę ich miał. Obejrzał się krótko w stronę odjeżdżającego autobusu, zerkając też odruchowo na godzinę. Gdyby znał rozkład jazdy autobusów, to wiedziałby, że to pewnie był ostatni, zanim zmienią się na nocne. Ale nie znał. Nawet nie wiedział, jak działały i że miały określone godziny.
Zoe Avery

 
				
 
									 
				
