34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

- trzydzieści jeden -





Seeley napisał do niego chyba od razu po tym jak wylądował, Galen się tego spodziewał. Odpisał też od razu, zapytał czy Borabora rzeczywiście jest tak zjawiskowe, bo sam jeszcze tam nie był. Prawda jest taka, że był, ale się tym nie chwalił, w przeciwieństwie do swojego dyrektora logistycznego, który to uwielbiał, chwalić się przed Wyattem tym, jaki jest światowy. Nie był. Galen już wyobrażał sobie te jego zdjęcia z wakacji w za ciasnych slipkach z żoną, która wcale nie wyglądała, jakby cieszyła się tymi rajskimi plażami.
Przy okazji wymiany wiadomości z Seeleyem, wymienił też kilka... z Pilar. Finalnie wysłał do niej kuriera z sukienką z najnowszej kolekcji Prady. Skoro miała grać modelkę, to musiała mieć na sobie coś, co krzyczało, właśnie zeszłam z wybiegu i kosztowałam krocie, chociaż wizja projektanta, nie jest do końca jasna. Wyatt postarał się jednak znaleźć coś, co nie było zbyt awangardowe. Chociaż od razu przypomniała mu się modelką, którą zabrał do Seeleya, a ona przyszła w czymś, co wyglądało jak worek na śmieci, po kolacji zamówił jej taksówkę. Galen miał swoje standardy i chociaż Stewart wyglądała pięknie na tej wizycie w burdelu, chociaż była w ogóle piękną kobietą, to jednak dzisiaj musieli przekonać Selleya i jego żonę, która na pewno widziała ostatnią kolekcję Prady, że nie jest tutaj przez przypadek.
Sam Wyatt postawił na klasykę, czarny garnitur od Armaniego, nie tak wystawny jak ostatnio, nie tak przesadzony, klasyczny, ale drogi, widać to było w każdym szwie. Do tego dzisiaj wybrał niebieską koszulę, taką w kolorze jego oczu. Pod mieszkanie Pilar podjechał swoim Porsche, które wyglądało, jakby właśnie wyjechało z salonu. Czy on za każdym razem jak siedział w biurze, to kazał je sprzątać i woskować? Może. Tak wyglądało.
Dźwięk silnika był bardziej koci, drapieżny, ale nie tak nachalny jak Lambo, miał w sobie więcej klasy, dlatego Galen go uwielbiał. Przyjechał wcześniej, zaparkował na krawężniku. Pewnie na miejscu dla inwalidów, jak zwykle.
Wysiadł z samochodu i podszedł pod drzwi, w których miała pojawić się Pilar. Chwilę tam stał, ale w końcu stwierdził, że to głupie, że to nie na miejscu, że po żadne swoje modelki nie wychodzi pod drzwi, że po Pilar też nie powinien. A może zwłaszcza nie powinien, bo przecież to miała być kolejna akcja, dzięki której oczyści swoje nazwisko, a nie jakaś randka. Udawana randka, ale też taka z serii tych, na których nie do końca mu zależy, które są, a za chwilę ich nie ma. Po prostu bądź sobą Galen - pomyślał i wrócił do auta. Zerknął na swój bajecznie drogi zegarek, dzisiaj taki z niebieskim akcentem, który miał pasować do tej koszuli, ale przede wszystkim to do jego oczu. Sięgnął do klamki i miał na nią poczekać w środku, ale wtedy pojawiła się Stewart. A Galena trochę... zamurowało. Sam wybrał jej tę sukienkę, więc w sumie nie powinien być... zdziwiony. Ale był, wyglądała w niej piekielnie dobrze, za dobrze.
Westchnął ciężko, a w głowie tłukły mu się tylko dwa słowa SKUP SIĘ, powinien się skupić na zadaniu i tyle, tak jak było z tą ich eskapadą do Quebec, jasne cele. Cele, które miały sprawić, że nie pójdzie siedzieć. Zrobił krok w jej kierunku, ale zatrzymał się przy samochodzie. Poprawił marynarkę, a usta same ułożyły się w ten typowy nonszalancki uśmiech Galena Wyatta.
- Wiedziałem, że ta sukienka będzie wyglądać na Tobie obłędnie. Jednak... moja wyobraźnia rzadko się myli - rzucił i zmierzył ją spojrzeniem, od dołu do góry, żeby zatrzymać je na jej twarzy.

Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

006.
Nie powinna tego robić. 
Od pierwszych chwil w akademii policyjnej, praktycznie na każdym kroku uczyli cię, by na każdą misję — szczególnie te pod przykrywką — mieć jakieś wsparcie. Plany wysokiego ryzyka charakteryzowały się tym, że często mogły się kolokwialnie mówiąc wypierdolić i wtedy do akcji wrażało się plan B. Pilar Stewart nie dość, że nie miała wsparcia ani żadnego planu B, jej plan A miał w sobie więcej dziur niż drogi na obrzeżach Toronto, przez które żadne auto z niskim podwoziem nigdy nie było w stanie przejechać. Pierwszy taktyczny błąd: nikomu o niczym nie powiedziała. Nikomu. Nawet swojemu partnerowi w sprawie, który niezależnie od kodeksu, czy ich relacji powinien wiedzieć. Zasługiwał na to, by wiedzieć. Tylko jeśli chciałaby mu powiedzieć o wizycie u Seeleya, musiałaby też przyznać się do tego, że pojechała za jego plecami do burdelu w Quebec i to w towarzystwie głównego podejrzanego (to według kodeksu byłby karygodny błąd numer dwa), któremu nie dość, że powiedziała wszystko o sprawie i jej postępach (błąd trzeci), to jeszcze wplątała go w to wszystko na tyle, że brał czynny udział w śledztwie (tutaj czwóreczka) i naraziła go na niebezpieczeństwo (pięć), tym samym wystawiając całą sprawę na porażkę (i sześć). Takie zachowanie było na tyle niedopuszczalne — szczególnie biorąc pod uwagę ilość wykroczeń — że Pilar mogłaby spokojnie wylecieć i stracić odznakę. Dlatego nie mogła mu powiedzieć. Nie było już odwrotu. Weszła na chwiejny most, w którym każda z belek była na tyle krucha, że po każdym kroku łamała się w pół i opadała bezwiednie w przepaść. W tym momencie Pilar stała na środku tego mostu, a za plecami miała jedynie odchłań. Nie było innej drogi — musiała kroczyć dalej przed siebie, niesamowicie ostrożnie, bo jeden niewłaściwy krok mógł ściągnąć ją w dół w ułamku sekundy. Była w tym sama i nie było nawet opcji, by nagle wprowadzić na niego Milesa, czy kogokolwiek innego. No po prostu się nie dało.
Wiedziała, że nie powinna była tego robić.
A jednak zrobiła.
I jakimś pieprzonym cudem ponownie zbierała się do wyjścia, w obrzydliwie drogiej sukience, z twarzą zrobioną na bóstwo i starannie ułożonymi włosami, by zjeść kolację z szefem pierdolonego burdelu, który najprawdopodobniej stał za handlem tych wszystkich kobiet. Ponownie miała przybrać nową tożsamość i stanąć u boku prezesa Northexu, zdając się na to pełne naiwności przeczucie, że faktycznie był niewinny. Że nie chciał jej oszukać. Dokładnie pamiętała wyraz jego zmartwionej twarzy, kiedy Marie opowiadała o tych wszystkich rzeczach, które Seeley im robił. Takich emocji nie dało się oszukać tak prosto jak uścisk dłoni czy zalotne spojrzenia. Z jakiegoś powodu widziała w nim prawdę i nie miała innego wyjścia, jak tylko zaufać intuicji.
Wiec odebrała tą cholerną paczkę przyniesioną przez kuriera i odziała się w obcisłą, długą sukienkę, której materiał przylegał do niej jakby była mokra i uwydatniała każdą linię jej ciała. Starała nie zastanawiać się ile kosztowała, chociaż wiedziała, że sam materiał z którego była zrobiona, był droższy od jej całego mieszkania i zapewne każdego kawałka ubrania w jej szafie razem wzięte. Do torebki standardowo wrzuciła naładowany pistolet oraz zestaw do podsłuchu. Trzy sztuki drobnych kabelków, zakończonych niewielką słuchaweczką. Skoro już mieli pojawić się w paszczy lwa, Pilar musiała podłożyć gdzieś chociaż jeden z nich. Chociaż gdyby udało się wszystkie trzy z pewnością byliby w stanie dowiedzieć się o szczegółach następnej transakcji.
Po schodach zeszła powoli, patrząc pod nogi, by przypadkiem nie wypierdolić się na cholernie stromych stopniach, a kiedy wyszła na zewnątrz, jej twarz uderzył przyjemny podmuch wiatru. Złapała trochę z tego świeżego powietrza w płuca, dając sobie jeszcze kilka sekund na zebranie myśli, nim spojrzała w jego stronę.
Gałan Wyatt stał zaraz przy samochodzie. Jak zawsze nonszalancki z idealnie wyprasowaną koszulą na ciele i marynarce szytej na miarę. Jedynie jego oczy były o wiele bardziej żywsze niż ostatnim razem, kiedy się żegnali. Na twarzy znowu miał ten niezdradzający za wiele uśmiech, który powodował, że Pilar momentalnie chciała przewrócić oczami. Ruszyła w jego stronę, przelotnie wracając wspomnieniami do wiadomości, które wymieniali przez ostatnie dni i może gdyby nie starannie nałożony makijaż, na jej policzkach pokazałyby się delikatne rumieńce.
A jednak trafiłeś z rozmiarem — zauważyła w odpowiedzi na komplement z jego strony. Doskonale zdawała sobie sprawę, że wtedy temat dotyczył bielizny, ale przecież grali w te słowne gierki nie od tego wieczoru. — Leży jak uszyta na mnie — wzruszyła ramionami, siląc się na pozyskanie chociaż jednego procentu tej nonszalancji, którą on nosił w sobie z tak wielką łatwością. Potrzebowała wejść w swoją rolę już od samego początku, bo ten wieczór wcale nie zapowiadał się tak łatwo jak krótkie przejście przez recepcję i korytarz z durnym gorylem. Tutaj była mowa o kilku godzinach udawania. A z Pilar była taka modelka jak z Gałana sprzątacz kibli — niby widział i wiedział, jak to się powinno zrobić, a jednak… no wiadomo.
Ładnie ci w niebieskim — tym razem to ona zlustrowała go spojrzeniem, kończąc na twarzy. — Komplementuje ci oczy — chociaż w rzeczywistości były one tak niebieskie, że nie trzeba ich było niczym podbijać, by rzucały się w oczy. Pewnie o tym wiedział. Na pewno na porządku dziennym nasłuchiwał się komplementów na ich temat.
Mogę wsiąść sama jak duża dziewczynka, czy będziesz się bawić w gentlemana i otworzysz dla mnie drzwi? — dopytała, wbijając w niego spojrzenie, podczas gdy gestem ręki wskazała na samochód.
A i zapomniałam wspomnieć — włosy miała oczywiście rozpuszczone. Zawinięte w lekkie fale, opadające na nagie ramiona,

Galen L. Wyatt
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Galen wsiadając do czarnego Porsche też czuł, że jest z tym wszystkim sam, nie mógł na nikogo liczyć, nikomu o tym powiedzieć. Czuł się niepewnie jak to dziecko, jak ten mały chłopiec, który lata temu siedział w swoim pokoju z tym gwieździstym sklepieniem, który wpatrywał się w te migoczące punkciki. Sam, bo nie miał z kim dzielić trosk, bo nie mógł pokazywać, że jest słaby, niewystarczający. Teraz też nie mógł, bo przecież był lwem, szczytowym drapieżnikiem, a lwy polują w pojedynkę...
Tylko, że kiedy wyszedł z tego samochodu, to uderzyło w niego to, że jednak nie jest w tym sam. Jakby nagle ktoś, ona, Pilar, wyciągnęła rękę do tego chłopca, ale przecież ona stała sama na tym zapadającym się moście... Może nie sama? Bo może z tym zagubionym dzieciakiem?
Siedzieli w tym razem, bo teraz, w tej chwili oboje mogli za dużo stracić, nie było odwrotu. Jej kariera, firma Wyatta, jego dobre imię, jej odznaka. Za dużo rzeczy na szali, żeby się poddać, żeby cofnąć, teraz trzeba było walczyć, nawet jeśli rzeczywiście dzisiaj mieli wkroczyć w paszczę... lwa? Dla Wyatta Seeley nigdy nie był lwem, może i chciał nim być nosząc te drogie garnitury, udając oczytanego, ale tak naprawdę, gdyby nie Northex byłby nikim. Tak się odwdzięczył firmie, dzięki której jeździł sobie na te pierdolone wakacje. Tak się odwdzięczał naiwnemu Galenowi za to, że zrobił go dyrektorem logistycznym. Bo trzeba wspomnieć, że Seeleya awansował Galen, już po tym jak z zarządu odszedł jego ojciec. On nigdy nie miał do niego zaufania, najwidoczniej stary Wyatt miał nosa, a młody po prostu musiał się na tym przejechać, żeby to dostrzec.
- Zawsze trafiam, z bielizną też bym trafił - rzucił, trochę jak od niechcenia, ale posłał jej jeszcze raz przeciągłe spojrzenie, a później w końcu zrobił krok w jej kierunku. Na jej kolejne słowa kącik jego ust uniósł się ku górze nieznacznie.
- Więc chyba masz figurę modelki Pilar, bo ściągnąłem ją prosto z wybiegu, będzie w świątecznej kolekcji Prady, możesz powiedzieć to Chloe, będzie zachwycona, to żona Seeleya - powiedział, cały czas zastanawiał się jakie informacje musi jej przekazać, żeby nie spaliła przykrywki przed tą żoną Seeleya, kiedy zostaną same, a na pewno zostaną, bo Seeley przywiózł podobno z Borabora jakieś cygara. Chociaż Chloe jak na modelkę przystało nie grzeszyła inteligencją, pewnie gdyby Pilar pokazała jej odznakę to zastanawiałaby się czy to blacha policyjna, czy jakaś nowoczesna karta rowerowa.
Na jej komplement na temat jego oczu to ich spojrzenie zawiesił na tych jej, ciemnych otoczonych kurtyną gęstych rzęs.
- A właśnie, zapomniałem o tym. Miałem Ci to dołożyć do paczki - przeszedł do drzwi samochodu, żeby sięgnąć do schowka i wyjąć z niego pudełko na biżuterię, a właściwie na kolię. Otworzył ją, naszyjnik nie był bardzo ozdobny, ale na pewno z prawdziwych diamentów, do tego niebieskich, pięknie mienił się w świetle latarni.
- Na drugiej randce te moje modelki zawsze zakładają coś niebieskiego, żeby wiesz... pasować do Galena Wyatta, ten jeden raz - spojrzał na nią i przez chwilę się zawahał, bo może powinien jej go zapiąć, na nagiej szyi, zgarnąć włosy z ramion. Finalnie podał jej pudełko, tylko muskając palcami jej dłoń.
Chciał jej otworzyć drzwi, bo jednak Galen miał to w zwyczaju, otworzyć drzwi, pomóc jej wsiąść, a dopiero potem za kierownicę, ale tym razem ruszył w kierunku drzwi kierowcy odpinając guzik tej swojej dobrze skrojonej marynarki.
- Jesteś dużą dziewczynką Pilar, dasz sobie radę. A może już powinienem mówić Anita? - zatrzymał się opierając o dachu Porsche i zerkając ponad nim w jej kierunku.
Zauważył jej rozpuszczone włosy, ale nie skomentował tego, chociaż czuł, że nie upięła ich dzisiaj specjalnie dla niego.
Kiedy już siedzieli w samochodzie to Galen przekręcił kluczyk a Porsche zamruczało jak jakiś dziki kot. Jednak o wiele ładniej niż lambo.
- Musisz mi powiedzieć co będziesz chciała tam zrobić... No wiesz, pogadasz z nim? A jak nic nie powie? - zerknął na nią wyjeżdżając z tego miejsca dla inwalidów. Może nie zauważyła? A jeśli tak, to chyba będzie musiała zakuć go w kajdanki, byle tylko w te futerkowe.
- A ja Ci powiem jak przebiega taka kolacja, bo schemat jest zawsze ten sam. Najpierw niezjadliwe dania, które Chloe znalazła na tik toku i kazała ugotować swojej kucharce, ale modelki są zachwycone, bo to wiesz... jakieś bezglutenowe, bezcukrowe, bezsmakowe - zerknął na nią tylko kątem oka, bo jednak w mieście musiał się trochę skupić na jeździe - później Seeley będzie pokazywał nam zdjęcia... Na rzutniku, wysuwanym z sufitu, nad stołem - Galen wywrócił oczami. Bo dla niego było to jakieś pozbawione klasy, pokazywanie zdjęć z wakacji na ogromnym rzutniku, przy kolacji. Tylko buc pokroju Seeleya mógł coś takiego wymyślić. No ale dzięki temu, ze facet nie miał za grosz klasy, to może będą mogli coś tam dzisiaj zdziałać. Więc zawsze to jakieś plusy.
- A na koniec on na pewno zaprosi mnie na cygaro, żeby porozmawiać o interesach, a Ty zostaniesz z Chloe - odwrócił się do niej na chwilę, bo już właściwie wyjechali za miasto. Willa Seeleya znajdowała się na obrzeżach, według Wyatt za blisko miasta, ale Seeley to sobie chwalił, tak blisko miasta, wspaniała okolica. Tylko okolica była przeciętna, za widno, żeby zachwycać się gwiazdami, za blisko miasta, żeby oddychać świeżym powietrzem.

Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie miała wątpliwości, że z bielizną również by trafił. Galan Wyatt sprawiał wrażenie eksperta od kobiecej garderoby, kształtów i wszystkiego co miało dziurę między nogami. Zresztą nigdy też tego nie krył. Pamiętała dokładnie jego oceniające spojrzenie, kiedy pierwszy raz weszła do sali przesłuchań, w której był już Miles, a prezes Northexu siedział przy surowym, drewnianym stole. Żaden facet w tak szybkim tempie wcześniej nie zlustrował jej wzrokiem, dokonał oceny i wystawił opinii, doprawiając wszystko cwaniackim uśmieszkiem. Trwało to niecałe pół minuty, a wszystko działo się na jego twarzy. Chociaż do dziś nie wiedziała, jaki był finalny werdykt.
Teraz stojąc w obcisłej sukience z dziurą na środku brzucha, jakby ktoś zapomniał przyszyć tam resztek materiału i wysłuchując słów Galena, znowu poczuła się oceniana. Chociaż tym razem potrafiła o wiele lepiej czytać jego oczy i nie miała wątpliwości, że podobało mu się to, co widział. I dobrze. Bo chyba nie po to wysyłał jej tą sukienkę, by teraz opiewać się niezadowoleniem. Uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę, natomiast kiedy wyciągnął z samochodu kolejny prezent, jej brwi ściągnęły się w zamyśleniu.
Nie sądzisz, że to lekka.. — zaczęła ostrożnie, uważnie przyglądając się, jak zgrabnie otwiera wieczko pudełka, ukazując niebieską kolię. Niby domyślała się, że w środku będzie znajdować się biżuteria, a jednak kiedy drobne diamenty zaświeciły w blasku nocy, Pilar na moment wstrzymała oddech. Były piękne. Najpiękniejsze, jakie w życiu widziała. A jednak coś w tym całym podarunku wydawało się niewłaściwe. — …przesada? — uniosła na niego ciemne spojrzenie. Z jednej strony zdawała sobie sprawę, że to wszystko było na pokaz, a te jego wydatki pewnie nawet nie robiły większej różnicy na wielocyfrowych rachunkach bankowych, a z drugiej, czy naprawdę powinna przyjmować takie podarunki? Nigdy nie była łapczywa na luksus. Ale przecież w tej roli nie miała być sobą.
Pilar pewnie wolałaby dobrze usmażonego burgera i frytki — uniosła spokojnie dłoń i delikatnie przejechała po kryształkach, jakby były najbardziej kruchą rzeczą na całym świecie. — Ale Anita zapewne pławi się w takich diamentach. A więc.. — westchnęła, ujmując w palce brzegi kolii. Kurwa. Była o wiele cięższa, niż wyglądała. — Dziękuję — przez krótką chwile wpatrywała się w niego z niepewnością i wyczekiwaniem. Powinna poczekać aż jej to założy? Powinna go o to poprosić? Kurwa, no właśnie taka była z niej dama. A wraz z tą sytuacją nasuwało się pytanie: czy będzie w stanie ją udawać przez kilka następnych godzin? Cóż, teraz już i tak nie było odwrotu.
Westchnęła zmieszana i ruszyła do drzwi. Skoro mogła być dzielną, dużą dziewczynką, złapała po prostu za klamkę samochodu i sama otworzyła sobie drzwi, a następnie wsiadła do środka. Całe szczęście w przeciwieństwie do lambo, auto którym dzisiaj przyjechał miało siedzenia na znośnym poziomie i Pilar nie musiała wyginać się jak guma, by z resztkami godności znaleźć się na siedzeniu. Spokojnie zapięła pas, wciąż trzymając kolię między palcami. Pewnie nie powinna traktować jej jak kawałka sznurka, ale akurat bezpieczeństwo jazdy dostawało pierwszeństwo nawet przed diamentami.
Nic nam nie powie — to akurat było chyba oczywiste. Seeley może i był świetnym kumplem Galena, ale z pewnością nie byliby w stanie wyciągnąć od niego istotnych informacji na temat burdelu, który prowadził. Raczej nie był to temat do kolacji, a nawet do najlepszego na świecie cygara. A to zostawiało tylko jedną opcję. — Założymy mu podsłuch — rzuciła w końcu, spoglądając na niego kątem oka. Domyślał się? Chyba nie, bo jego brwi drgnęły delikatnie w górę, a to zaś wywołało uśmiech na twarzy Pilar. Odstawiła kolię na kolana i zabrała się za torebkę. Tym razem nie miała w niej aż tylu rzeczy jak podczas ostatniej podróży, dlatego znalezienie jednego z urządzeń do podsłuchu, zajęło jej dosłownie ułamek sekundy. — Target to trzy takie, najlepiej w miejscach, w których bywa najczęściej — proszę bardzo jak umiała używać korpo-żargonu, żeby ją jak najlepiej zrozumiał. — Sypialnia… gabinet, jeśli taki ma i może salon? Wszystko zależy od tego, jak pójdzie — czy powinna mu to wszystko mówić? Pewnie nie. Ale Pilar już dawno przestała przestrzegać zasad, więc w tym momencie, nie było już chyba większej różnicy. Umieściła kabelek na otwartej dłoni i wysunęła w stronę Galena. Maszyna była obrzydliwie mała. Kiedy Stewart pierwszy raz zobaczyła te perełki, oczy zaświeciły jej się tak mocno, że przestały świecić dopiero po kilku godzinach. Nie oczekiwała, że jego reakcja będzie chociaż trochę podobna na do tej jej, ale może chociaż raz to ona mogła go czymś zaskoczyć. Pewnie nie często mógł widzieć taki specjalistyczny podsłuch.
Gdy mówił o przebiegu sytuacji, Pilar słuchała z uwagą. Tego typu informacje były dobre, ważne. Wszystko, co mogła wiedzieć z wyprzedzeniem, pozwalało jej się nieco lepiej przygotować, a przede wszystkim nie zostać zaskoczona, kiedy na przykład Seeley zaprosi galena na cygaro, a Pilar w kompletnej konsternacji będzie zachodzić w głowę o czym tu rozmawiać z Chloe. Chociaż na wzmiankę z bezglutenowych sałatkach jęknęła z niezadowolenia.
Chcesz mi powiedzieć, że nie będzie nawet żadnego tłuściutkiego mięsa dla bogaczy? — no akurat w tym przypadku nie miała zamiaru ukrywać zawodu. Pilar Stewart kochała jeść. Uważała, że dobrze przyrządzony makaron mógł wywołać lepsze doznania niż nie jedno zbliżenie. A w tym wszystkim sama nie umiała gotować, wiec kiedyś ktoś robił to za nią (lub dla niej), doceniała to jeszcze bardziej. No i trochę liczyła, że skoro jadą na fikuśną kolację, będzie mogła chociaż zajeść te wszystkie zmartwienia. — Może staniemy po drodze na stacji po hot-doga? — rzuciła mu ukradkowe spojrzenie w towarzystwie gardłowego prychnięcia. Tak szczerze to nawet nie liczyła, że chociażby rozważyłby jej propozycje. Galen Wyatt pewnie nawet sam nie tankował swoich szybkich samochodów. Pewnie miał od tego jakiegoś ciecia, któremu płacił marny hajs. A co dopiero jeśli chodziło o zajadanie się tłustym hot-dogiem.
Ponownie złapała w dłonie błyszczącą kolię i przyjrzała się niebieskim diamentom. Były piękne. I faktycznie pasowały mu do oczu. Do tych niebieskich, o kolorze bezchmurnego nieba. Skąd w ogóle brały się takie oczy? Trzeba było stanąć w jakiejś specjalnej kolejce w drodze do jajowodów jako plemnik, czy po prostu liczyć na cud? Ciekawe ile razy dostawał coś na ładne oczy. Bo Pilar to swoimi tylko przewracała. Tak jak zrobiła to teraz, biorąc pod uwagę to, czym zajmowała swoje myśli.
Uniosła biżuterię do szyi, a ta w ułamku sekundy przyległa do jej nagiej skóry, dając Pilar poczuć swój ciężar. Przeniosła dłonie do tyłu, wdzierając się pod bujne loki i zabrała się za zamek… który nie chciał się zapiąć. No kurwa naprawdę się starała. Gdyby był to długi, zwykły naszyjnik, pewnie przerzuciłaby zawieszę do tyłu i używając odbicia w szybie raz dwa sobie poradziła. Ale to było za duże i zbyt delikatne. I ten przeklęty zamek.
Westchnęła ponownie, przymykając na moment oczy i opierając głowę o oparcie fotela. Brawo, Pilar, dama jak ta lala.

Galen L. Wyatt
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Ściągnął brwi, kiedy stwierdziła, że to lekka przesada. Może? Może przegiął, ale z drugiej strony, skoro on nawet swoim modelkom na drugiej randce czasem dawał jakieś błyskotki, to Pilar, która prowadziła jego śledztwo tak namiętnie, która obiecała mu, że się postara, żeby jednak nie wsadzili go do paki, też mógł coś dać. Najwyżej kiedyś kupi sobie za to dom z ogródkiem na przedmieściach. Może by mogła, bo jednak niebieskie diamenty to był unikat, ale Galen na te swoje piękne błękitne oczy miał do nich dobre dojście. Po prostu musiał takie znaleźć, bo jednak on lubił takie niuanse, jak taka modelka patrzy mu w oczy i mówi, ach, ta kolia zawsze będzie mi przypominać o Tobie. Tylko, czy powinien zawsze o sobie przypominać akurat Stewart?
- Lubię jak wszystko jest... dopieszczone - powiedział, chociaż też mógł użyć trochę innego słowa. Ale typowo dla siebie użył dwuznacznego. Chociaż czuł, że te dwuznaczności akurat z nią były już odrobinę na pewnej granicy, której jednak Wyatt nie chciał przekroczyć.
Uśmiechnął się kiedy powiedziała, co wolałaby Pilar.
- Burger i frytki po akcji - na kolejne jej słowa wywrócił znowu oczami - myślisz, że Anita pławi się... w diamentach? Bo Anita może mieć... trochę inne potrzeby niż diamenty - parsknął śmiechem, bo ta Anita szczerze go bawiła. Czyli wychodzi na to, że wielki pan prezes Northexu ma raczej... pospolite poczucie humoru.
Patrzył na tę kolię w jej palcach i zastanawiał się czy ją założy, żeby tylko jej nie zgubiła, bo kosztowała małą fortunę. A może jednak powinien jej zaproponować pomoc? Widać było na twarzy Wyatta, że też w tej chwili ma jakieś różne myśli. Typowy Galen, na typowej... randce, wyjąłby ją z pudełka i jej założył, ale oni przecież nie byli na randce. Na udawanej. Ale jeszcze nie mieli przed kim udawać. Więc może jednak obejdzie się bez jego pomocy.
Wsiadł do samochodu i zapiął pas, i znowu zerknął na tę kolię, miał jej powiedzieć, że to się nosi na szyi? Kiedy Pilar zaczęła mówić, to przeniósł na nią spojrzenie. Może jakby go odpowiednio upili i jakby Pilar zadziałała urokiem osobistym, to coś by powiedział? Na ten podsłuch uniósł do góry obie brwi.
- Podsłuch? - powtórzył po niej, ale musiał przyznać, że to genialne, odwrócił się, żeby spojrzeć na jej rękę, na te urządzenia, trochę inaczej to sobie wyobrażał, więc po prostu musiał sięgnąć po ten podsłuch i spojrzeć na niego z bliska, aż pewnie zrobił zeza - tak to wygląda? - zdziwił się trochę - a gdzie to potem odsłuchujesz? - zainteresowała go ta sprawa. Oddał jej kabelek opierając rękę na jej dłoni trochę dłużej, ale to dlatego, że prowadził, słuchał jej, patrzył na nią, a teraz jeszcze się zaaferował tym podsłuchem. Galen był dobry w multitasking, ale chyba nie aż do tego stopnia. Na szczęście wyjechali już za miasto i Porsche na drodze było jedynym autem, więc ta jazda to były tylko skupianie się, żeby nie zjechać z drogi.
Kiedy zapytała o to mięso, to Galen podrapał się po brodzie.
- Raz podali z krokodyla, ale było okropne - stwierdził z krzywą miną - chyba już wolę, żeby podali coś wege - pokiwał głową. Seeley lubił "błyszczeć", a nawet... napierdalać po oczach swoim niby bogactwem, które przecież na Wyattcie nie robiło wrażenia. Taki po prostu typ człowieka.
- Znam takie miejsce, gdzie dają naprawdę dobre hot-dogi... - zaczął, bo rzeczywiście ostatnio był w takiej knajpie z Ryanem, ale według jego obliczeń nie mieli na to już czasu. Zerknął na zegarek jeszcze chwilę o tym myśląc, ale musieli by się wrócić do miasta. No nie, niewykonalne.
- Ale to może kiedyś - dodał w końcu. Myślał, że mogłoby się tam Pilar spodobać, faceci w zbrojach naparzający się mieczami, dla Galena była to bajka, do tego piwo i hot-dog, nawet w swoim garniturku za kilka tysięcy bawił się znakomicie.
Zerkał na nią kątem oka, kiedy oglądała kolię.
- Nie podoba Ci się? - zapytał w końcu, bo to pytanie jakoś go gniotło. Może nie trafił w jej gust? Albo może rzeczywiście przesadził? Chociaż był pewny, że ta biżuteria idealnie podkreśli jej długą, łabędzią szyję.
Kiedy zobaczył jak Pilar męczy się z tą kolia, to przyhamował, ale właściwie byli już na tej drodze dojazdowej do willi Seeleya, więc bez problemu mógł na niej stanąć.
- Poczekaj - rzucił, a potem pochylił się w jej kierunku i poczekał aż się odwróci, dotknął jej karku palcami, żeby odgarnąć z niego włosy, przełożyć je do przodu przez jej ramię - dobrze wyglądają rozpuszczone, ale teraz nic nie widzę - westchnął i na pewno mogła poczuć jego oddech na szyi. W końcu jednak dopatrzył się tego zapięcia, które Pilar trzymała w palcach, oparł na nich swoje i zapiął kolię z wprawą, nie odsunął się od razu, bo jeszcze przejechał opuszkami palców po zapięciu i po jej karku, jakby sprawdzając czy jest dobrze zapięta, bo szkoda by było gdyby ją zgubiła. Ale... czy na pewno o to chodziło?
Poczuł zapach jej perfum i przez chwilę patrzył na jej szyję, ale w końcu się odsunął. I w końcu nacisnął na pedał gazu, żeby pogonić Porsche tą żwirową drogą, której maleńkie kamyczki odpryskiwały pod kołami.
Zaparkował auto na podjeździe przed oświetloną willą, z jednej strony wyglądała okazale, z drugiej trochę tandetnie. Takie wrażenie miał Galen, ale on po prostu dobrze znał Seeleya. Odwrócił spojrzenie do Pilar.
- To co? Gotowa? Anita? - zapytał jeszcze, kiedy już zgasił silnik. Wysiadł z auta, okrążył je zapinając marynarkę i tym razem otworzył jej drzwi, wyciągnął rękę w jej kierunku. W drzwiach wejściowych już stał gospodarz domu, który przyglądał im się z zainteresowaniem. A najpewniej to przyglądał się właśnie Pilar. Sam powiedział Galenowi, że jest ciekawy z kim przyjdzie, a kiedy usłyszał o latynoskiej piękności, to Wyatt był pewny, że oślinił sobie telefon.
Spojrzał Stewart w oczy, kiedy ujmował w palce jej rękę, zamknął za nią drzwi, a później wystawił w jej kierunku ramię, żeby poprowadzić ją po tych wysokich schodach. Prosto w paszczę lwa, który nie spuszczał z niej wzroku, więc Wyatt chyba, żeby ustalić pewne granice, albo zaznaczyć swoją własność oparł palce drugiej ręki na jej dłoni.
- Proszę Cię... nie walnij go, ale jeśli będzie się tak gapił, to ja to zrobię - rzucił do niej szeptem, kiedy wchodzili po tych schodach, a kiedy już stanęli przed nim Galen przywitał go uściśnięciem dłoni - Seeley, dobrze, że już wróciłeś - powiedział z uśmiechem, jak do kumpla, a później zwrócił się w kierunku Pilar - mój dyrektor logistyczny Arthur Seeley - przedstawił go - a to Anita, moja bliska... przyjaciółka - przedostatnie słowo podkreślił. Galen nie używał określeń pokroju dziewczyna, kobieta, partnerka, towarzyszka, a przyjaciółka, a bliska to już musiało coś znaczyć.

Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Burger i frytki po akcji brzmiały prawie tak dobrze, jak plan, żeby podłożyć Seeleyowi podsłuch. I chociaż jedno nie wykluczało drugiego, gdyby Pilar już musiała wybrać, zdecydowanie wolałaby, żeby udało się zainstalować trzy urządzenia w mieszkaniu dyrektora logistyki niż dostać pod nos soczystego burgera.
Obserwowała lekko rozbawiona z jak wielką uwagą Galen przygląda się urządzeniu. Tak, zdecydowanie był to pierwszy raz, kiedy widział taki sprzęt na oczy. A może nie? Może znalazł to kiedyś w swoim biurze i wyrzucił niczym zdechłego robaka prosto do kosza? Bo wcale nie było trudno tego pomylić z insektem — były to dosłownie dwa cieniutkie kabelki na długość dwóch centymetrów, połączone z prostokątną słuchaweczką wielkości karty sim do telefonu. Bardzo łatwe do przeoczenia i bardzo sprawne w swoim działaniu. Pilar kochała tego typu sprzęt. Kiedyś przy zainstalowanym podsłuchu funkcjonariusz, który zajmował się odsłuchem musiał znajdować się nie dalej niż dwieście metrów od urządzenia, by cokolwiek usłyszeć, nie mówiąc już o tym, że trzeba było to robić na bieżąco. Teraz takie cudeńka wysyłały sygnał prosto do satelity i wszystko samo się nagrywało, a odsłuchać można było to potem z każdego miejsca na świecie, o każdej porze dnia i nocy.
Tak naprawdę jest tego masa, różnego rodzaju, do różnych potrzeb i wiadomo, ż różnym zasięgiem — pozwoliła, by zabrał sobie jeden do ręki i obejrzał z bliska, podczas gdy w niej włączył się freak technologii, gdy tak odpowiadała na jego pytania. — Cóż, normalnie zajmują się tym odpowiedni technicy. Pierwsze trzeba taką zabawkę ustawić na odpowiednią częstotliwość, by zbierała odpowiedni sygnał i mogła zapisywać nagrania w chmurze. A jeśli chodzi o odsłuch, to mają oni jakieś specjalne programy, teraz napędzone sztuczną inteligencją, które same analizują i wypluwają najważniejsze informacje — zawiesiła się na moment, bo jednak w ich przypadku sytuacja była nieco inna. — …ale że nasza misja odbywa się bez wiedzy kogokolwiek — obserwowała jak odstawia urządzenie do jej dłoni, a następnie pozostawia swoje ciepłe place na jej nadgarstku. Przez moment zatrzymała spojrzenie na tym widoku. — …to wcale nie ma tak lekko. Podsłuch jest pożyczony, a nie wydany oficjalnie, więc jedyne co i tak udało mi się załatwić, to ustawienie częstotliwości przez zaufanego technika. Cała reszta zabawy zostaje dla mnie — westchnęła na myśli o tych niekończących się godzinach, które czekały ją w słuchawkach przy laptopie. Zerknęła na moment w stronę Galena, a przez myśl przeszła ją przelotna ochota, by rzucić jakimś komentarzem o wspólnym odsłuchiwaniu kryminalisty zamiast standardowego Netflix and Chill, jednak w ostatniej chwili ugryzła się za język. Nie powinna.
I teraz tak — zabrała w końcu swoją dłoń spod jego dotyku i wyjęła jeszcze dwa pozostałe urządzenia z torebki. — Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, kiedy natrafi się dobra okazja, by to podłożyć. To może być tylko krótka szansa albo chwila nieuwagi, dlatego nie mogą być w torebce. Po pierwsze nie będę z nią wszędzie chodzić, a po drugie wyciąganie z tak dużego przedmiotu może przyciągać uwagę — oczywiście Pilar była przygotowana. Może trochę nawet za bardzo niż powinna. Rozsunęła materiał sukienki w miejscu przy rozcięciu, ukazując tym samym koronkową podwiązkę. Materiał był w miarę szeroki i idealnie przylegał do skóry. Doskonałe miejsce do schowania trzech drobnych urządzeń. — Ogólnie wolałabym zrobić to sama, żebyś nie ryzykował, ale gdyby nadarzyła się jakąś okazja, nie wiem, zabrałby cie do swojego gabinetu, to.. wyjmij sobie jeden — na jej twarz nasunął się uśmiech. Trochę taki z serii tych bezczelnych i wyzywających, chociaż nie uważała, by Galen miał jakikolwiek problem ze zwinnym wyciągnięciem posłuchu, biorąc pod uwagę jak dobrze poszło mu podczas wizyty w Quebec. — Ta część prostokątna działa jak magnes, wiec wystarczy, że przyłożysz to do czegoś metalowego — poinstruowała go pokrótce w użytku. W końcu skoro brali pod uwagę scenariusz, w którym to od ustawia podsłuch, musiał też wiedzieć, jak oraz do czego go przyczepić.
Kiedy podjechali pod dom Seeleya, serce Pilar wciąż biło lekko nierówno, jakby na krótki moment zgubiło swój rytm, podczas gdy Galen zapinał na jej szyi kolię. Sama nie wiedziała, czy było to spowodowane pięknem niebieskich diamentów, które po raz pierwszy w życiu miała na skórze, czy może jednak chodziło ten przedłużony, kompletnie niepotrzebny dotyk. Którekolwiek by to nie było, Pilar nie miała teraz na to czasu.
Pozwoliła z otworzyć przed sobą drzwi i z wielką gracją ujęła jego dłoń, posyłając mu przy tym ciepły uśmiech. Tą czynność akurat mieli już przećwiczoną, bo była wręcz odbiciem lustrzanym sceny sprzed hotelu. Oczywiście minus moment, w którym musiał docisnąć ją do samochodu i złapać za tyłek, bo dzisiejszego wieczoru nie było takiej potrzeby. A szkoda.
Zaśmiała się zalotnie na jego komentarz do nie uderzeniu Seelaya. W normalnych okolicznościach pewnie przypominałoby to bardziej prychniecie.
Nie mogę ci tego obiecać — szepnęła, gdy dochodzili do schodów. Jasne, Pilar mogła się postarać trzymać nerwy na wodzy i taki właśnie miała plan, jednak gdy tylko jej myśli odpływały chociaż w jednym stopniu do tego burdelu i Marie… miała ochotę udusić go już tu i teraz na tej pieprzonej werandzie. Przycisnęła jego ramię mocniej do siebie, a kiedy w końcu jej spojrzenie skrzyżowało się z tym Seeleya, poczuła jak coś zaciska się jej w żołądku.
Weź się w garść.
Obserwowała jak Galen wita się ze swoim przyjacielem (hatfuu), grzecznie czekając, aż ją przedstawi. Bo tak pewnie robiły te jego fikuśne modelki. Gdy wymówił tylko jej imię, na twarzy Pilar spięły się wszystkie mięśnie, a głowa w sekundę chciała zasabotować cały plan, wybuchając śmiechem i przeqrwacajać oczami. Spojrzała na niego przelotnie. Słabeusz.
Całe szczęście ona słaba nie była. Wyprostowała się, mocno wypychając klatkę piersiową do przodu, podczas gdy dłoń uniosła się w stronę Seeleya, a ciemne oczy Pilar podarowały mu intensywne, głębokie spojrzenie.
Anita P. Ness — wypowiedziała to głosem niskim, sensualnym, nawet na ułamek sekundy nie odwracając od niego wzroku. A szkoda, bo dałaby teraz wiele, by móc na podzielonym ekranie oglądać reakcje ich obojga. Ujęła jego dłoń w mocnym uścisku, podczas gdy twarz Seeleya zrobiła się cała biała, a potem czerwona. Oczy miał jak pięciozłotówki, chociaż dało się w nich wypatrzeć jakąś dzikość na jej słowa.
Co? — tylko tyle był z siebie w stanie wydyszeć, na co Pilar tylko uśmiechnęła się jeszcze piękniej.
Ness. N-e-s-s — przeliterowała mu całe nazwisko wyraźnie, a Arthur chyba sam do końca nie wiedział, czy po jej słowach poczuł ulgę, czy może jednak zawód. Jedno było jedno pewne — Pilar z pewnością złapała jego uwagę. Patrzył na nią zaciekawieniem, gdy delikatnie nachylił się do jej dłoni i złożył na niej przelotny pocałunek. Miała ochotę zapytać Galena, czy zawsze tak robił, ale nie miała jak. Zamiast tego uśmiechnęła się do dyrektora logistycznego.
Anita. Piękne imię — wysyczał, wciąż trzymając jej dłoń między swoimi palcami. Jego dotyk ją parzył. Sprawiał, że Pilar chciała w ułamku sekundy odwinąć się tą samą ręką i stłuc go na kwaśne jabłko. Ale jednak trwała tam dzielnie, udając zainteresowanie. — Jednak mało Kanadyjskie. Skąd jesteś, Anito?
Hiszpania — odpowiedziała szybko, wwiercając się w niego spojrzeniem. — Byłeś kiedyś w Europie?czy tylko pieprzysz te, które przypłynęły do ciebie kontenerem.
Ah Anito, nawet nie masz pojęcia jak wiele świata zwiedziłem. Oczywiście, że byłem w Europie — jego głos był nonszalancki i tak bardzo obojętny na słowa, jakie wypowiadał. — To właśnie tam zamieszkują najpiękniejsze kobiety, jakie w życiu widziałem — posłał Galenowi porozumiewawcze spojrzenie, a Pilar poczuła jak coś ściska jej żebra. Kurwa, nawet nie weszli jeszcze do środka, a ona już chciała go zabić.

Galen L. Wyatt
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Słuchał z zaciekawieniem, gdy Pilar opowiadała o tym sprzęcie, bo Galen też miał małego bzika na punkcie nowinek technologicznych i często kupował po prostu niepotrzebne gadżety, tylko dlatego, że były modne, nowe i po prostu gadżeciarskie. Jak na przykład robotyczna ręka, która miała mu podawać filiżankę, albo szklankę wody na starość, ale wiecznie rozlewała ją na dywan z kaszmiru i jego gosposia się denerwowała.
- Czyli będziesz musiała słuchać godzin dyszenia i pierdzenia w fotel tego dupka w nadziei, że na coś trafisz? - zapytał zerkając na nią z ukosa - brzmi jak... słaba zabawa - stwierdził, a później przymknął na moment oczy - mogę Ci z tym jakoś pomóc? - bo jednak czuł się też za to odpowiedzialny, za tę sprawę, w końcu to jego dupę ratowali. No i naprawdę bardzo, bardzo chciał już znaleźć coś na Seeleya, bo na samą myśl o nim robiło mu się niedobrze, a dzisiaj będzie musiał udawać jego przyjaciela. Straszne.
Kiedy Stewart zaczęła mówić o tym, że jeden taki podsłuch może wziąć Wyatt i go podłożyć, to... oczy aż mu się zaświeciły. Bo to było jak spełnienie marzeń o byciu tajnym agentem. Aż Porsche zjechało delikatnie w stronę jednego pobocza, ale je odbił i wyrównał, a później pokiwał energicznie głową, aż ten idealnie ułożony "artystyczny nieład" trochę mu się popsuł i jakiś kosmyk włosów opadł na czoło.
- Zostaw mi gabinet, na pewno będę miał okazję, żeby go tam zostawić - bo jednak zawsze po kolacji szli do tego gabinetu i Seeley otwierał ten tandetny barek w kształcie globusa i chwalił się whisky, dla Galena zbyt drogą i wcale nie smaczną, taką raczej pokazową, a nie do picia. Jego wzrok spadł na podwiązkę Pilar, gdzie pod materiałem odznaczały się te podsłuchy. To była chwila zawahania, ale tylko moment, taki w którym zastanowił się czy ona go kusi, i czy powinien się jej dać. Ale z drugiej strony i tak pewnie dzisiaj będzie musiał jej troszeczkę... podotykać. Sięgnął ręką do jej uda, tylko, że akurat... na drogę wyszedł jeż, albo liść, ciężko było to stwierdzić, w nocy, ale tak czy siak Galen nie chciał go przejechać i w tym momencie, w którym się tym zajął, to jego dłoń opadła na udo Pilar, wyżej niż zamierzał, nad podwiązką. Przesunął ją w dół, bez jakiegoś skrępowania, i pod czarny materiał, spod którego wziął ten jeden podsłuch i włożył go do wewnętrznej kieszeni marynarki.
- To jednak dobrze trafiłem z tym rozcięciem, jakbyś musiała podwijać sukienkę, to mogłoby wzbudzić podejrzenia - stwierdził. Tak, na pewno wybrał taką sukienkę, bo znał się na szpiegowskich technikach ukrywania podsłuchu. Nie znał się wcale.
Seeley stał u szczytu schodów z tym swoim uśmiechem, w tej swojej rozpiętej o dwa guziki za dużo koszuli, że było mu widać włosy na klacie, i z włosami, na których miał chyba cały słoik żelu wyglądał jak ktoś, komu po prostu chcesz dać w ryj. A jednak Wyatt uśmiechnął się szeroko, przywitał go, nawet bez najmniejszego skrzywienia, nawet bez zająknięcia, jakby ta cała historia Marii się nie wydarzyła. Chociaż cały czas miał gdzieś z tyłu głowy jej słowa. Testuje każdą z nas.
Nie przedstawił Pilar pełnym imieniem i nazwiskiem, bo już sobie wyobrażał minę Seeleya, ale kiedy na niego spojrzała Galen wiedział, że ona to zrobi. Odruchowo nabrał powietrze w płuca i wstrzymał je na te kilka długich sekund kiedy to mówiła. Walczył ze sobą żeby nie parsknąć, brew mu drgnęła i kącik ust, zwłaszcza kiedy zobaczył minę Arthura. Więcej takich słów w jego kierunku, a mogłaby założyć ten podsłuch w jego sypialni, w jego łóżku, nawet jeśli jego żona kończyła w kuchni przygotowywać kolację. Tym razem Wyatt walczył w sobie, żeby się nie skrzywić, jak on w ogóle mógł się z takim facetem przyjaźnić? No cóż, mieli podobny gust, jeśli chodziło o kobiety, chyba tylko tyle.
Odchrząknął, kiedy Seeley pocałował dłoń Pilar, Galen uważał to za przesadzony gest, taki z poprzedniej epoki, bardziej wręcz pozbawiony dobrego wychowania, niż kulturalny. Ale przecież nie będzie uczył gościa jakiegoś savoir vivre. Arthur się jednak nie przejął, a wręcz przeciwnie kontynuował to gapienie się na Pilar, zdecydowanie zbyt nachalne. Wyatt słuchał tej wymiany zdań, a później zrobił krok do przodu, trochę wpraszając się do środka, ale... wciąż to była kolacja u jego podwładnego, może nawet miał do tego prawo?
- A gdzie Twoja żona Seeley? Pewnie po tych wspaniałych wakacjach Chloe jest zachwycona? - zapytał, ale przez głowę mu przeszło, że może... jeśli jej mąż nie postanowił jej przyłożyć w zaciszu ich hotelowego pokoju.
Arthur się cofnął i zaprosił ich do środka, a Gelan wszedł od razu głębiej do holu, w końcu był tutaj nie raz. Z kuchni wreszcie wyszła Chloe, drobna, szczupła blondynka, taka zupełnie nie w typie Arthura, ale ładna, naprawdę, chociaż twarz miała zmęczoną, mimo, że podratowaną grubą warstwą makijażu. Ubrana była w sukienkę, która cała była w tych typowych dla Versace wzorach, Galen od razu pomyślał o tym, że wybrał ją jej mąż. Chloe podeszła, ale schowała się za Seeleyem, jakoś wcześniej do Wyatta wcale nie docierały te sygnały. On pozwolił Pilar stanąć przed sobą, oparł dłoń lekko, na jej talii.
- Chloe, miło Cię widzieć, piękna sukienka, czy to najnowszy Versace? - uśmiechnął się do niej ciepło na przywitanie. A ona tylko skinęła głową.
- Chloe czy kolacja jest już gotowa? - zapytał Seeley. A Galen wywrócił oczami.
- To może idź to sprawdzić Seeley… Ty mnie zaprosiłeś, a ja chciałem przedstawić Twojej żonie Anitę, na pewno będą miały wspólne tematy do rozmów - Arthur spojrzał na Galena zdziwiony, bo według niego kuchnia to było miejsce kobiety, a jakże inaczej. Ale Wyatt posłał mu takie spojrzenie, że w końcu się wycofał i rzeczywiście zniknął w kuchni. Chloe wyglądała jakby nie wiedziała co ma zrobić, bo chyba pierwszy raz została postawiona w takiej sytuacji.
- Anita, moja bliska przyjaciółka, to Prada, ale pewnie zauważyłaś - palcami przejechał po materiale sukienki na biodrze Stewart, ale przy okazji też to był komplement w stronę żony Seeleya, bo Chloe znała się na modzie. Nawet się uśmiechnęła i pokiwała głową. Ale nie ruszyła się z miejsca, więc Galen zrobił krok w kierunku jadalni, a wtedy Chloe się otrząsnęła, zyskała trochę pewności siebie i zaprosiła ich do stołu. Pięknie nakrytego swoją droga i to pewnie była właśnie jej wizja, bo na pewno nie Arthura.
Kiedy podeszli do stołu, to Galen w pierwszej kolejności odsunął krzesło Chloe, ale nie to na szczycie stołu, po prawej stronie, jeszcze zanim zostawił Pilar to wbił jej palec w bok, bo chciał jej dać znać, żeby poczekała... jak dama. Zasunął za blondynką krzesło, a później wrócił do Stewart, chwilę się zastanawiał, nawet posłał jej przelotne spojrzenie, ale finalnie posadził ją koło Seeleya. Skoro chciała grać z nim w jakąś grę, to przecież jej tego nie zabroni. A zresztą to mogło nawet być interesujące.
Wrócił Seeley, jakiś taki zły, ale Galen nawet za bardzo nie zwrócił na to uwagi, bo wzrok miał zawieszony na Pilar. Zastanawiał się czy podłoży tutaj ten podsłuch. I wtedy do niego dotarło, że miał jej zapytać, gdzie ten podsłuch ma podłożyć w gabinecie, myślał o tym, ale ona wtedy pokazała mu podwiązkę i go rozproszyła. Jak teraz ją o to zapytać?
- Kolacja gotowa, zaraz ją podadzą - powiedział Seeley, ale Galen wcale go nie słuchał, bo teraz on się gapił na Pilar.
- Co? A tak... Widzisz, nie ma to jak dopilnować czegoś osobiście - powiedział przenosząc spojrzenie na Arthura. Seeley miał dziwną minę, ale skinął głową, a później wstał, żeby zaproponować im coś do picia. Galen poprosił o wodę, bo prowadził, ale z drugiej strony może mógł dać poprowadzić Pilar, skoro miał z Arthurem napić się whisky w jego gabinecie. Ale Porsche? On nigdy, nikomu nie dał prowadzić Porsche. Jednak mógł wziąć inne auto i kierowcę.

Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Jeśli uda im się rozłożyć odpowiednio podsłuch, faktycznie będzie musiała godzinami wysłuchiwać jego dyszenia i pierdzenia w fotel. Z tym dużo się nie pomylił. Do tego oczywiście dojdą godziny rozmów o niczym i ta głupia nadzieja, że w końcu może pojawi się coś istotnego. Dlatego właśnie tak ważne było, by rozłożyć podsłuch w odpowiednich miejscach. Największe prawdopodobieństwo, że Seeley będzie rozmawiał o biznesach miał gabinet. I z tym musiała się najpewniej zdać na Galena. Dlatego pozwoliła mu zabrać podsłuch jeszcze w samochodzie, chociaż jasno zaznaczyła, że wolałaby zrobić to jedynie w ostateczności. Ale miał rację, Seeley prędzej jego tam zaprosi niż modelkę z przypadku, która miała zawitać w jego domu po raz pierwszy. Nie chciała jednak, by pomagał jej w przejściu przez materiał. Może i był w to wszystko zamieszany, ale to nie była jego sprawa do rozwiązania. Już i tak robił wystarczająco dużo, co wykraczało poza jego obowiązki. I chociaż nie chciała przyznać tego na głos, gdyby nie Galen, śledztwo wcale nie poszłoby do przodu. I wcale nie staliby teraz na idealnie wykończonej werandzie przed wielką willą z zapewne równie wielkim ogrodem na tyłach posiadłości. A Pilar wcale nie miałaby okazji stanąć twarzą w twarz z mężczyzną, który za tym wszystkim stał.
Jedynym mankamentem całej tej sytuacji było to, że nie mogła po prostu zakuć go w kajdany i wsadzić do pierdla. Miejsca, na które zasługiwał. Bo przecież nie było wiadome ile tak naprawdę jeszcze zbrodni się popełnił, oprócz tej jednej, o której wiedzieli. Ludzie pokroju Seeleya zazwyczaj mieli za uszami o wiele więcej, niż człowiekowi mogłoby. się wydawać. Bardzo często pracowali dla mafii lub innych gangów, będąc odpowiedzialnym za wiele przewinień. Zamiast tego musiała szczerzyć się do niego i robić maślane oczy, jakby rozpalał w niej najszczersze fantazje, chociaż najchętniej splunęłaby mu prosto w twarz. Całe szczęście życie w bidulu nauczyło ją grać na swoją korzyść i przybierać odpowiednie maski. Dlatego kiedy tak mówił przedmiotowo o pięknych kobietach z Europy, Pilar zachichotała, jakby był to komplement w jej stronę.
Rozluźniła mięśnie dopiero w chwili, gdy Galen wszedł między nich, a dłoń Seeleya w końcu puściła jej nadgarstek, pozostawiając na nim nieprzyjemny ślad odrazy. Potarła miejsce, które trzymał, podczas gdy Wyatt wypytał go o żonę i w końcu zostali wprowadzeni do środka.
Pilar nigdy wcześniej nie była w tak wielkim domu. Często podróżowała pod przykrywką, jednak bardzo często były to speluny gangów lub kluby nocne, które nijak miały się do tych starannie wykończonych ścian, pozłacanych żyrandoli i ogromnej przestrzeni, którą wypełniała jakaś taka… samotność? A może była to tylko jej interpretacja, wiedząc, jak wiele złego musiało spotkać tutaj Chloe i kto wie ile jeszcze innych kobiet. Człowiek mógł mieć najpiękniejsze bogactwa świata, ale to nie znaczyło, że za ścianami nikt nie wylewał słonych łez.
Pilar opuściła spojrzenie dopiero w momencie, gdy do holu weszła żona Seeleya. Miała na sobie równie przepiękną sukienkę jak ta, którą dostała Pilar. Jej jasne włosy mieniły się w światłach żyrandolu, a na szyi miała zawiniętą cieniutką chustę, podkreślającą jej turkusowe oczy. Pilar na moment wstrzymała oddech. Znała to aż za dobrze. W tamtym momencie dałaby sobie rękę uciąć, że pod pięknym materiałem znajdowały się ślady przemocy. Klasyczne zagranie z chustką. Ponownie przeklnęła Seeleya w myślach, chociaż na twarzy malowała serdeczny uśmiech.
Chloe, miło cię w końcu poznać — nie była pewna, czy powinna się do niej przytulić czy po prostu podać rękę. Jak robiły te wszystkie modelki? Kurwa. Może po prostu zbić żółwika? Za to Galen na pewno już więcej nie zaprosiłby jej na żadna kolację, nawet udawaną. Postawiła więc na bezpieczne wystawienie ręki przed siebie. — Galen wspominał, że jesteś śliczna — dodała delikatnie, gdy kobieta w końcu uścisnęła jej dłoń. Jej wzrok momentalnie powędrował stronę Wyatta. Był mieszanką zaskoczenia oraz zawstydzenia. Jej poliki lekko się przyrumieniły. Czy było to aż tak odklejone? Z pewnością nie. Chloe była naprawdę ładna, a z tego, co Pilar zdążyła zauważyć, z prezesa Nothexu był prawdziwy gentleman, wiec pewnie nie raz potrafił zarzucić jakimś czarującym komplementem.
Kiedy Seeley w końcu oddalił się do kuchni, Pilar zauważyła jak ramiona Chloe delikatnie opadają w chwilowym rozluźnieniu, jakby chociaż przez moment nie musiała stać na baczność w pełnej gotowości, udając perfekcyjną panią domu. Przeszli do równie wielkiej jadalni. Wzrok Pilar chociaż powinien być skupiony na swoim towarzyszu, ciągle wodził po pokoju. Na szybkości analizowała każdy skrawek mebli, lokalizowała lampy, bo to one najczęściej miały metalowe elementy i były idealnym miejscem do podłożenia podsłuchu, biorąc pod uwagę to jak rzadko się do nich zaglądało, czy je sprzątało. W jadalni połączonej z salonem faktycznie było ich sporo. Oświetlały każdy róg pomieszczenia. Tylko która byłaby najlepsza i najłatwiej dostępna? Tak się zamyśliła, że faktycznie, była gotowa sama wybrać sobie miejsce, odsunąć krzesło i po prostu posadzić na nim swoje cztery litery. Dopiero dźgnięcie Galena spowodowało, że przeniosła na niego ciemne spojrzenie. Złapała się w miejsce, które teraz pulsowało delikatnie i walcząc z chęcią przewrócenia oczami, obserwowała jak sadza Chloe przy stole.
Też zachciałeś zostawić mi pamiątkę? — wyszeptała, gdy po nią wrócił, wiercąc w nim bezczelne spojrzenie, pod którym krył się cwany uśmieszek. Mógł to przecież zrobić o wiele delikatniej, jak na przykład położyć dłoń na jej ramieniu. Zamiast tego wybrał biodro i to w podobnym miejscu, w którym to ona uszczypnęła go podczas wizyty w burdelu. Śmieszne, jak wiele wewnętrznych żartów i zaczepek nabawili się przez zaledwie dwa spotkania i kilka smsów. Może nawet i dobrze, że to miało być potencjalnie tym ostatnim? Galen Wyatt zdecydowanie za bardzo zaprzątał jej myśli.
Pozwoliła posadzić się na krześle na przeciwko Chloe i posłała jej szczery uśmiech, podczas gdy Galen zajął miejsce tuż obok, pozostawiając to główne, na środku stołu, dla głowy domu. Humor Seeleya był jakiś taki mieszany — raz fuczał coś pod nosem, a zaraz potem malował na twarzy nonszalancki uśmiech. Ciężko się go czytało, nawet przez kogoś takiego jak Pilar, która przeszła szereg kursów psychologicznych. Facet zmieniał maski jak laski Galena mokrą bieliznę.
Co dobrego będziemy jeść? — spytała, przerywając chwilową ciszę i rozejrzała się po twarzach dzisiejszych towarzyszy.
Ah tak — Arthur poprawił się na krześle i w pierwszej kolejności przyjrzał się Pilar, długo, intensywnie, a dopiero potem sięgnął dłonią do dłoni swojej kobiety. Złączył ich palce ze sobą, a Pilar mogłaby przysiąc, że ramiona Chloe ponownie naprężyły się jak struna. — Dzisiaj na przystawkę mamy najnowsze znalezisko mojej żony: Carpaccio z surowej cukinii z musem z migdałów — wypowiedział to dumnie, jakby naprawdę był z niej zadowolony, chociaż brwi drgnęły mu w dziwnym grymasie.
I właśnie taki grymas Pilar miała ochotę wymalować na swojej twarzy, kiedy usłyszała, co zaraz będą jeść. Kurwa, carpaccio z surowej cukinii? Czy to w ogóle było legalne, żeby tak bezcześcić klasyki kuchni włoskiej? O-chy-da. Niby Galen ostrzegał ją przed tym jedzeniem i nie powinna się dziwić, ale jednak w sercu poczuła chwilowy żal, że jednak nie namówiła go na tego hot-doga ze stacji po drodze.
Brzmi wspaniale — grzeczna Anita skinęła głową i udała ekscytację. Była modelką, więc pewnie kochała takie zielone, bez smaku żarcie dla fitness influencerek, po którym brzuch zamieniał się w sześciopak. — Chloe, skąd bierzesz takie cieka—
Czym się zajmujesz? — Seeley nawet nie dał jej dokończyć. Bezczelnie wdarł się w pół słowa, obrzucając ją zaciekawionym, wygłodniałym spojrzeniem. Jakby Chloe wcale nie istniała, chociaż wciąż trzymał ja za rękę. A najgorsze w tym wszystkim było to, że ona nie była tym nawet wzruszona.
Na pewno nie przerywaniem ludziom, kiedy wciąż mówią — odpyskowała. Odpyskowała, zanim zdążyła pomyśleć i zastanowić się, czy aby na pewno był to dobry pomysł. Czuła jak ciało Galena spina się gdzieś obok. — Pracuję w marketingu. A w międzyczasie jeszcze modeluje — dodała już o wiele grzeczniej, wbijając w niego swoje spojrzenie. Seeley mierzył ją wzrokiem od góry do dołu, jakby zastanawiał się, co o niej myślał. Zatrzymał wzrok nieco dłużej na odkrytym kawałku brzucha i żeber, a dopiero potem wrócił do oczu. Tylko nie tych Pilar, a Galena.
Zadziorna — mruknął z zadowolenia. — W końcu znalazłeś jakąś z charakterem, przyjacieluja pierdole. Jak ona mogła przesiedzieć tu cały wieczór i nie przewracać oczami? Seeley był chodzącą bezczelnością. Takich jak on Pilar powinna gasić jak pęta, a nie robić do niego maślane oczka.
Gdy zaproponował coś do picia, a Galen poprosił o wodę, Pilar odwróciła się w jego stronę po raz pierwszy odkąd zasiedli przy stole, a jej dłoń mimowolnie musnęła jego kolano.
Jak chcesz się napić, to ja mogę prowadzić — zajrzała w jego niebieskie oczy. Sam przecież mówił, że Arthur często zaprasza go na cygaro i wishey, żeby porozmawiać o biznesach. Jak chciał prowadzić? A akurat dzisiaj nie powinien mu niczego odmawiać. Próbowała przekazać te wszystkie myśli prosto do jego głowy pojedynczym spojrzeniem, ale nie była pewna, czy jej się udało. Poza tym, trochę bardzo chciała poprowadzić jego samochód.
Ah Anito, jeśli twój partner chce być nudziarzem, to pozwól mu — Seeley okrążył stół i podszedł bo wielkiego barku, z którego wyciągnął szklankę i wrzucił do niej kostkę lodu. — Zamiast niego bardzo chętnie napiję się z tobą, ale mam nadzieje, że masz dobra głowę, bo mój alkohol jest m o c n y — i znowu ten ponętny ton głosu, który doprowadzał Pilar do szału. Wyobraziła sobie jak wywraca oczami. Bo tylko w głowie mogła sobie pozwolić na odrobinę prywatności. Nie chciała z nim pić. Musiała być trzeźwa, gdyby cokolwiek miało się wyjebać, a Bóg jeden wiedział, czym on chciał ją upić. Zacisnęła palce na nodze Galena, licząc, że coś na to zaradzi, bo ona ewidentnie nie powinna mieć nic do powiedzenia. — A tak swoją drogą, jak się poznaliście?

Galen L. Wyatt
Ostatnio zmieniony czw paź 02, 2025 9:46 am przez Pilar Stewart, łącznie zmieniany 1 raz.
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

W zasadzie Galen przyprowadzał do Seeleya trzy typy dziewczyn, te które ściskały Chloe na powitanie, bo znały ją z jakiś wybiegów, te które patrzyły na nią krzywo, bo były zazdrosne, że wyrwała takiego faceta jak Seeley, i takie jak Pilar, które uścisnęły jej dłoń. Te stosunkowo rzadko, bo jednak powiedzmy sobie szczerze Wyatt rzadko spotykał się z kobietami wartościowymi, raczej z takimi, które... zabrał tu raz i to by było na tyle. Typ jeden lub dwa, modelki, albo wariatki.
- Wybacz, musiałem powiedzieć Anicie, że nie będzie tutaj dzisiaj jedyną pięknością - uśmiechnął się do Chloe zerkając na Pilar kątem oka, gdy powiedziała, że wspominał, że jest śliczna. Śliczna to ładne słowo, ale Galen rzadko go używał. Zjawiskowa, piękna, cu-do-wna, te zdecydowanie częściej. Ale śliczna nawet mu się podobało, może zacznie częściej tak mówić.
Zawiesił niebieskie tęczówki na profilu swojej udawanej partnerki, ale tylko na chwilę, bo w końcu ruszyli do jadalni. A tam... według Galena wcale nie było na czym zawiesić oczu, chociaż ściany zdobiły jakieś obrazy, a na regałach stały ohydne figurki przywiezione z różnych zakątków świata. No tak, Seeley był przecież taki światowy.
A jego żona zdawała się zupełnie inna, cicha, wycofana, Versace do niej nie pasował. Kiedy Chloe już siedziała, a Galen zasuwał krzesło za Pilar to pochylił się nad jej szyją.
- Właściwie chciałem... - powiedział jej do ucha, ale wtedy pojawił się Seeley i nie dokończył, ale chciał ją zapytać o ten podsłuch, gdzie ma go wsadzić w tym gabinecie, czy on musi być przy biurku? Galen zastanawiał się jaki on ma zasięg, bo wcale się na tym nie znał. A co jeśli musi go... podłożyć Seeleyowi pod nos? Swoją drogą to właśnie Arthur dzisiaj zachowywał się dziwnie, zawsze po takich wakacjach był wniebowzięty, a tu jakieś fuczenie pod nosem. Może coś było na rzeczy? Tylko, żeby nie wiedział, że oni odwiedzili ten burdel w Quebec. Chciał jakoś dać znać Pilar, że coś tutaj jest nie tak, tylko jak, żeby jeszcze bardziej nie zwrócić uwagi Seeleya?
Kiedy Stewart zapytała co będą jeść, to Galen zerknął na nią przez moment, mogli opracować jakieś hasło, które dawałoby znać, że coś jest nie tak, na przykład carpaccio z surowej cukinii z musem z migdałów.
Pokiwał tylko głową, ale nawet się nie skrzywił, chociaż żołądek mu się trochę ścisnął, mogli jechać na te hot-dogi, bo tutaj raczej nie pojedzą wcale.
Kiedy Seeley przerwał Pilar, to Galen się skrzywił, no bo jednak przerwał, jakby jego kobiecie, już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Pilar sama to załatwiła, a Wyatt nawet się uśmiechnął, a spiął się z innego powodu, bo zastanawiał się co ona teraz mu powie, żeby tylko nie było to związane z branżą pornograficzną, bo Seeley się chwalił, że zna w niej kilka osób. Ale ładnie wybrnęła, modelki się zgadzały, a na marketingu Seeley na pewno się nie znał, jak kiedyś proponował Galenowi, żeby nakręcili reklamę stali z półnagimi tancerkami. Wyatt myślał, że to taki głupi żart, ale w tej chwili to nie wiedział, czy tak było, czy jednak nie.
- I kulturalna... - rzucił, ale szybko się zreflektował - piękna, kulturalna, inteligentna i zadziorna, może w końcu, to jest to - sam miał ochotę przewrócić oczami, ale zamiast tego to oparł rękę na oparciu krzesła Pilar za jej plecami. Chloe się uśmiechnęła bo Galen zawsze przyprowadzał tu inne kobiety, a to była dla niej chyba jedyna taka rozrywka, pewnie naprawdę by się cieszyła, gdyby Stewart wpadała tu częściej.
Na słowa Pilar, że może prowadzić, zastanowił się. Porsche? Nigdy nie dał żadnej kobiecie prowadzić Porshe, auto z wypożyczalni może, ale nie jego ukochaną zabaweczkę. Chciał pokręcić głową, ale wtedy odezwał się Seeley, a Galenowi aż chyba wyskoczyła na czole jakaś żyłka. Kutasiarz.
- W zasadzie, jutro zaczynam po południu, spotkaniem z Quebec, ale tylko online, to nic szczególnego, Goodwin zda raport, ale nie widzę w nim żadnych błędów, mogę się napić - stwierdził i wzrok utkwił w Seeleyu, ale ten tylko oblizał bezczelnie wargi, a Galen nie wiedział, czy dlatego, że nie będzie się mógł napić brudzia z Anitką, czy dlatego, że wspomniał o Quebec - Anita mnie odwiezie - chyba pierwszy raz w życiu powiedział coś takiego, że da poprowadzić jakiejś swojej lasce i jeszcze, że ona go odwiezie, aż Arthur uniósł jedną brew z jakimś takim niemym pytaniem, co jest. To co Galen miał zrobić? Musiał teraz już grać, że Anita to nie jest taka pierwsza lepsza laska, tylko może rzeczywiście coś poważniejszego?
Oparł jej rękę na udzie, zrobił to lekko, ale tak, że było to widać, a kiedy na niego spojrzała, to powiedział.
- Możesz jutro też jechać do pracy ode mnie - i kolejne dziwne spojrzenie Seeleya, ale jakieś takie zainteresowane, tylko, że tym razem nie w kierunku Pilar, a Wyatta. Galen wiedział, że chciałby go teraz zapytać czy Pilar jest naprawdę taka dobra w łóżku, no po prostu już sobie to wyobrażał, jak Arthur go o to pyta, gdy będą sami. Nie powstrzyma się.
Na to kolejne pytanie, które padło, Wyatt nabrał w płuca powietrza, jakaś wiarygodna bajka na poczekaniu. Nie w klubie, bo ktoś kto siedzi w handlu ludźmi raczej nie chodzi do klubów.
- W biurze, Anita chciała zawalczyć o przetarg na tę nową kampanię, ale przegrała, więc w ramach pocieszenia, zaprosiłem ją na drinka - powiedział i znowu oparł rękę na oparciu krzesła Pilar bawiąc się długimi kosmykami jej włosów. Dobra historia, czy zła? Kleiła się, bo naprawdę Northex szukało firmy zewnętrznej od kampanii reklamowej, ale pewnie Selley o tym nie wiedział, chociaż może słyszał? Pokiwał głową, jakby słyszał, a Chloe westchnęła zauroczona.
- To dobrze, że przegrałaś Anitko - Arthur spojrzał na nią krzywo, a Galen się uśmiechnął, do Chloe, ciepło - to samo sobie pomyślałem - potem spojrzał na Stewart, chciała coś dodać? Wtrącić swoje trzy grosze, żeby podkręcić tę historię? Seeley chyba na to liczył, bo przyniósł Galenowi szklankę z whisky, ale wzrok miał wciąż utkwiony w brunetce. Usiadł na swoim krześle i napił się swojego drinka. Wyatt zajrzał do ciężkiej szklanki, dwie kostki lodu, nie lubił whisky z lodem, ale mimo to upił łyk. Okropna, jakby ktoś dolał do niej flakon perfum.
- Montreal Ember? - zapytał unosząc szklankę, a Seeley powoli przeniósł spojrzenie z Pilar na Galena, pokiwał głową.
- Nie smakuje Ci Wyatt? - zapytał. A Wyatt pokręcił głową i nawet się skrzywił.
- To nie mój smak, masz może Gibsona, skoro już mamy okazję się razem napić, to zdecydowanie coś lepszego - na chwilę złapał dłoń Pilar pod stołem, jakby chciał jej podziękować za to, że dzisiaj robi za kierowcę, ale tak naprawdę to może trochę chciał dać jej znak, bo Seeley wstał. Galen wiedział, że Gibsona trzyma w swoim gabinecie, sam mu go dał mówiąc, że to najlepszy wybór do interesów, że zawsze pije go w gabinecie, a Seeley chciał chyba czasem poudawać, że jest takim Galenem Wyattem.
- Bez lodu - rzucił za nim Galen, kiedy Arthur skierował swoje kroki do holu. Chloe powiodła spojrzeniem po stole i też jakby sobie nagle przypomniało.
- Carpaccio - pisnęła i wstała - sprawdzę, czy jest już gotowe - poszła do kuchni, a oni naprawdę zostali w tej jadalni sami. Galen to nie wierzył we własne szczęście, ale fakty są takie, że on czasami naprawdę miał więcej szczęścia niż rozumu.
- Pilar powiedz mi gdzie położyć ten podsłuch w gabinecie? - mruknął do niej półszeptem, a potem powoli i cicho odsunął się od stołu - podłożysz go teraz? - zapytał i zerknął w kierunku holu - chwilę mu to zajmie, gabinet jest po drugiej stronie korytarza, nie wiem jak Chloe - powiedział, bo równie dobrze Chloe mogła wejść do kuchni i zastać wszystko gotowe i zaraz wrócić tutaj ze służbą. Chociaż w tej ciszy, która zapanowała dało się słyszeć jakiś szczek talerzy, albo innej zastawy. No i Galen miał też wrażenie, że bicie jego serca, które przyspieszyło, pochylił się w kierunku Pilar, żeby spojrzeć jej w oczy.
- Boję się, że on wie, bo jest jakiś dziwny, zawsze opowiada zachwycony o wakacjach, a dzisiaj nie powiedział o nich ani słowa - pokręcił głową - a jak on wie o Quebec? - zapytał jeszcze, bo miał jakieś dziwne wrażenie, że coś tu jest nie tak, ale może... chodziło o ten ostatni transport, który nie doszedł do skutku? Oby.

Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Prowadzenie Porche zdecydowanie nie było w planach Pilar tego wieczoru, chociaż ostało się gdzieś na jej liście marzeń, kiedy tylko ruszyli z Parkdale. Kochała szybkie samochody, chociaż takimi mogła jeździć jedynie podczas pościgów. I to tylko od święta trafiał się jej Dodge Charger Pursuit, który był uważany ze najszybszy z policyjnego arsenału. Ale przecież wiadomo, że nawet najlepsza policyjna fura nijak miała się do Porche. Te pościgowe maksymalnie rozpędzały się do dwustu czterdziestu, podczas gdy przeciętne Porche spokojnie ponad trzysta. No i oczywiście nie wspominając o nabieraniu prędkości. Dałaby sobie rękę uciąć, że ta Galena rozpędzała się do setki spokojnie w przeciągu dwóch trzech sekund.
Kiedy potwierdził, że faktycznie to ona będzie ich dzisiaj odwozić, aż przyjemny dreszcz śmignął wzdłuż jej kręgosłupa. Zwróciła się w jego stronę i zajrzała w niebieskie oczy z wyjątkową ekscytacją. Pewnie nawet nie musiał się jej dobrze przypatrzeć, by zobaczyć wesołe świetliki tańczące w jej oczach. Trochę jak u małego dziecka, które miało obiecane wizytę w wesołym miasteczku, jak tylko będzie się dobrze zachowywać.
Patrzyła tak na niego jeszcze przez krótką chwilę do momentu, aż Seeley nie zapytał, jak się poznali. I kurwa całe szczęście, że pytanie było skierowane w stronę Galena, bo Pilar na krótką chwilę kompletnie wyszła z roli i skupiła się na przyjemnościach. Co by powiedziała? Pewnie palnęłaby coś o jakimś klubie, bo chyba tak poznaje się modelki? A może jakiś event, którego sponsorem był Nothex? Zaprzątała sobie tym głowę jedynie przez chwilę, bo Wyatt perfekcyjnie wybrnął z tego za ich obojga. I szczerze? Nawet jej tym zaimponował.
Zaprosił mnie też na kolacje — odezwała się w końcu, czując jego dłoń na udzie. Poprawiła się nawet lekko na krześle, by znaleźć się nieco bliżej jego ciała, jakby łaknęła tej bliskości. A potem przechyliła głowę, by móc na niego spojrzeć. — ale na to musiał sobie trochę poczekać — Anita puściła w jego stronę zalotne spojrzenie, a Pilar oczko rozbawienia. Bo akurat na kolacje faktycznie ją zaprosił podczas przesłuchania w Nothexie i jak widać, siedzieli wspólnie przy stole. Jedynie w normalnych okolicznościach jedliby pewnie coś bardziej ..smacznego. Ale przecież nie można było mieć wszystkiego.
Faktycznie świetna historia — Seeley zakręcił się przy barku, przyglądając im się uważnie. I chociaż na jego ustach widniał uśmiech, Pilar z łatwością była w stanie dopatrzeć się w jego spojrzeniu zazdrości. Nie wiedziała, czy była to zazdrość względem posiadania Pilar, czy może ogólnego faktu, że Galenowi z taką łatwością przychodziło zdobywanie kobiet. Nie znała aż tak dobrze ich relacji, ale widać było, że Arthurowi nie podobało się życie w cieniu Wyatta. Pragnął jego życia. Jego kobiet. Niebieskich oczu. I zapewne też jego pieniędzy. Podczas gdy sam musiał zadowolić się burdelem, w którym żadna z tych kobiet nie chciałaby go tknąć chociażby przez silikonowe rękawiczki.
Już miała zapytać go jak on poznał się z Chloe, kiedy Galen zaczął wybrzydzać z whiskey. Pilar w pierwszej chwili chciała go autentycznie skopać pod stołem. Miało być przecież cukierkowo i wesoło, żeby gospodarze wpuścili ich do pomieszczeń, w których mieli założyć podsłuch, a wkurwianie Seeleya jedynie mogło prowadzić do szybszego zakończenia kolacji. Pierwsze wysłał go do kuchni, by spędzić czas z jego żoną, a teraz to. Tylko wtedy i Chloe wstała od stołu, informując, że idzie sprawdzić, co z Carpaccio. Stewart zamrugała. No nie możliwe, że poszło aż tak łatwo. Przeniosła spojrzenie na Galena.
Po pierwsze, dobra robota — pochwaliła go na starcie, jak wtedy w hotelu. Podobało jej się, jak działał, a przede wszystkim, że faktycznie myślał, zamiast po prostu ładnie wyglądać. — Po drugie, Seeley ma kompleks wyższości i kwasi się za każdym razem, jak pokazujesz mu, że jest gorszy. Uważaj na to — te słowa mówiła już z głową skierowaną w głąb pokoju. Jej oczy wirowały po ścianach, meblach i obrazach, szukając najlepszego punktu zaczepienia. Nie było za dużo czasu, trzeba było działać. — A podsłuch w gabinecie najlepiej umieścić gdzieś blisko biurka — wciąż mówiąc, wstała od stołu i ruszyła do otwartej ściany, która łączyła salon z jadalnią. Jednym ruchem odsunęła rozcięcie sukienki i wyciągnęła urządzenie spod czarnej podwiązki. — W jakimś miejscu, gdzie raczej nikt nie będzie zaglądać przez najbliższe kilka dni. Może to być lampa, spód krzesła… — przeciągała i wodziła spojrzeniem po figurkach stojących na komodzie w akompaniamencie porcelany. Można by schować go z tyłu któreś z nich, jednak istniała szansa, że akurat Chloe będzie robić herbatę. Uniosła spojrzenie w górę. — …albo głęboka rama — uśmiechnęła się pod nosem. Bingo.
Portret Seeleya ze swoją żoną był namalowany na gładkim płótnie, idealnie połyskujący w świetle żyrandolu i obramowany w grubą, złotą, wzorzastą ramę. Pilar stanęła na palcach, wy sięgnąć wyżej, jednak wciąż była zbyt niska, by osiągnąć brzegu obrazu. W pierwszej chwili chciała prosić Galena by ją podsadził, ale zajęłoby to zbyt dużo czasu, a odsuwanie kolejnych krzeseł mogło narobić hałasu, poza tym chłop już i tak zaczynał panikować. Dlatego jak na samodzielną dziewczynkę przystało, musiała poradzić sobie sama. Oparła dłoń na komodzie, podciągnęła sukienkę, by przypadkiem o nic nie zahaczyć i wdrapała się na wielką donice tuż obok, w której posadzona była piękna monstera. Wyglądało to zapewne mało jak na modelkę przystało, a bardziej dzikuskę, ale cóż. Przynajmniej przez trzydzieści sekund Pilar mogla być sobą. Gdy już była na odpowiedniej wysokości, odsunęła delikatnie ramę, by przypadkiem nie zrzucić całego obrazu i starannie umieściła podsłuch na wgłębieniu tuż za płótnem. Przesunęła jeszcze kabelki bliżej szpary, żeby lepiej zbierały dźwięk i pozwoliła ramie opaść na ścianę. Zupełnie tak, jakby nigdy nikt jej nie ruszał.
Zeskoczyła z doniczki i z przyśpieszonym biciem serce wróciła do Galena. Seeley wciąż zdawał się szukać whiskey, którą zażyczył sobie jego przełożony, a Chloe jeszcze nie wróciła z kuchni, pewnie przygotowując się do wydawki i upewniając, że cukinia idealnie leży na talerzu. I dobrze, bo Galen zdawał się łapać chwile paniki. Słuchała go uważnie, gdy dzielił się tymi wszystkimi zmartwieniami, a kiedy na końcu korytarza wybrzmiał dźwięk otwieranych drzwi, Pilar szybko ujęła jego twarz w dłonie.
Hej — zmusiła go, by nie tylko na nią spojrzał ale też się skupił. — Posłuchaj mnie uważnie — przysunęła twarz jeszcze bliżej, pozwalając sobie tym samym by obniżyć nieco ton głosu. — Wszystko na pewno jest okej. Może to być po prostu kwestia tego, że dzisiaj jesteś wyjątkowo wyczulony. Nie byłeś tu jeszcze odkąd się o tym wszystkim dowiedziałeś — skrzywiła się delikatnie, ale ciągnęła dalej, przysuwając się coraz bliżej jego twarzy, gdyby przypadkiem ktoś wrócił do pokoju. — Nie ma opcji, żeby coś wiedział, byliśmy za bardzo ostrożni. A nawet jeśli, to jedyne co może wiedzieć, to że skorzystałeś z dziwki w Quebec. Nie wie, że pokazaliśmy Marie jego zdjęcia i wiemy kim jest. Nie wpadłby na to. Jest na to za głupi — ostatnie słowa mówiła już praktycznie przy jego uchu, przykładając własny policzek do tego jego, podczas gdy dłonie błądziły gdzieś w idealnie ułożonych włosach. — Więc spokojnie, okej? — wyszeptała z chwilą, w której Seeley ponownie pojawił się w pokoju. Czuła, że im się przygląda. Dlatego Pilar nie zawahała się nawet chwili, by wymalować na twarzy zadowolony uśmiech i z pełną premedytacją przejechać delikatnie językiem po cieplej skórze Galena, a na końcu złapać w zęby płatek jego ucha i lekko przygryźć. Zupełnie jakby przed chwilą szeptała mu najpiękniejsze pokusy co mógł z nią potem zrobić.
Nie przeszkadzam? — głos Arthura był lekko zachrypnięty i niski, a oczy miał lekko zmrużone, jakby sam chciał być na miejscu Galena. Poprawił butelkę whiskey, którą trzymał w dłoni i podszedł do stołu, zgarniając po drodze nową szklankę, by polać swojemu przyjacielowi. — No chyba, że mogę dołączyć — gdy odstawił szklankę tuż przed Galenem, jego słoń powędrowała do ramienia Pilar. Wyglądało to jakby chciał się na niej lekko wesprzeć, by móc nachylić się nad stołem, jednak gdy jego szorstkie palce przesunęły się w leniwym geście po jej skórze, Pilar miała ochotę się odwinąć. Tyle, że plan szedł za dobrze, żeby teraz ryzykować, dlatego puściła mu tylko przelotne spojrzenie, które miało znaczyć, że wcale nie miała nic przeciwko.
Kolację podano — Chloe również pojawiła się w pokoju, a zza jej placów wyłoniła się starsza kobieta z czterema talerzami. — Arthurze, siadaj, proszę — sposób w jaki wypowiadała jego imię był tak sztucznie czuły, ze Pilar autentycznie zrobiło się jej żal. Ona musiała udawać zakochana przez jedynie godzinę lub dwie, podczas gdy taka Chloe przez całe życie. Stewart nawet nie chciała sobie wyobrażać, co musiało siedzieć w głowie takiej kobiety. Jak wielki strach musiała mieć przed opuszczeniem tego dupka.
Wspaniale — Seeley klasnął w dłonie i ruszył na swoje miejsce, przy okazji odstawiając Gibsona do barku. — Nie mogę się doczekać, by pokazać wam, a przede wszystkim tobie, Anito, nasze zdjęcia z wakacji. Borabora jest przepięknym miejscem. Takim… egzotycznym — i znowu posłał jej to pełne dwuznaczności spojrzenie, na widok którego autentycznie miała ochotę się porzygać.

Galen L. Wyatt
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Kanadzie”