Nocne koczowanie pod domem Darcy, a potem praca od rana do wieczora na komisariacie albo w terenie odbijało się nieco na jego koncentracji. Literki na ekranie skakały mu przed oczami jak pchły i kompletnie nie kodował tego, co mówili współpracownicy. Poza tym był po prostu cholernie zmęczony. Wczoraj o mały włos nie zasnął na stojąco przy automacie do kawy, a dziś niepozorne pięć minut drzemki zamieniło się w głośne chrapanie przy biurku na tzw. popielniczkę. Koledzy obudzili go dopiero po tym, jak zdążyli zrobić sobie z nim profesjonalną sesję zdjęciową.
Co prawda, początkowo udało mu się namówić tych, którym wyświadczył kiedyś jakąś przysługę, żeby też obserwowali dom jego byłej, niedoszłej (niepotrzebne skreślić), ale każdy miał swoje życie i problemy i nie mogli wiecznie przesiadywać pod domem Bowman. Zresztą było raczej mało prawdopodobne, żeby ktoś włamał się ponownie w tak krótkim odstępie czasu. Mimo wszystko wolał mieć ją na oku. A czuł się jeszcze lepiej, gdy robił to osobiście.
W końcu wpadł na sprytny plan. Potrzebował zmiennika. Długo zastanawiał się, kogo mógłby poprosić o przysługę, aż wreszcie wybór padł na Milesa. Może i Waits spełniał swoje małe marzenie o byciu kowbojem (bo kto inny trafiałby do departamentu konnego?), ale poza tym był w porządku. Miły, uczynny, zawsze mówił „dzień dobry”. A co najważniejsze, był dobrym kumplem, któremu można było zaufać.
– Dobra, Twilight Sparkle, zaczynamy… – powiedział, parkując w niczym niewyróżniającej się uliczce Don Mills.
Czy nazwał Milesa jak jedną z postaci z My Little Pony? O tak. To, że dział śledczych odrobinę nabijał się z departamentu Milesa, nie było żadną tajemnicą. Gorzej mieli tylko ci, którzy patrolowali ulice Toronto na rowerach – bo to już zakrawało na profanację zawodu gliniarza.
– Widzisz ten dom? – tu wskazał na okazały budynek po drugiej stronie. – Nikt nie może się do niego zbliżyć. Nawet kurwa spróbować nadepnąć na trawnik, rozumiesz? Bierzesz pierwszą zmianę. Obudź mnie za dwie godziny – rzucił i oparł głowę o zagłówek, zamykając oczy.
– Aha – odwrócił się jeszcze raz w jego stronę, jakby mu się coś przypomniało. – I dzięki, stary – dodał.
Czy podkolorował nieco tę całą historię, by namówić Milesa na udział w jego małym „projekcie”? I to jak! Nawciskał mu takich kitów o tajnej misji rodem z MI6, ze przez chwilę aż sam uwierzył, że to będzie zajebista nocka. Zaproponował wszystko co mogło sie Milesowi spodobać. Praca pod przykrywką? Dobre żarcie? Piękne kobiety?
Cóż. Może i ta niesamowita akcja ograniczała sie jedynie do pilnowania domu Darcy, ale skoczyli po drodze na hamburgery, więc tak jakby punkt z wypasionym żarciem można odhaczyć.
Miles W. Waits


 
				
