Droga do Toronto minęła względnie szybko, ale Teddy odniosła wrażenie, że jechały całą wieczność. A to wszystko przez napięcie, jakie powstało między w samochodzie. Kątem oka zerkała na Helenę — na smukłe dłonie na kierownicy i spokojny profil oświetlany na przemian migającymi światłami ulic. Nawet milczenie było pełne znaczeń i Darling nie wiedziała, czy Peregrine odczuwa to samo, czy może to jedynie ona gubiła się w tej gęstości powietrza.
Puste miejsce parkingowe czekało na nie dosłownie przed wejściem do wieżowca, jakby ktoś wyczarował je specjalnie przy pomocy czarodziejskiej różdżki. Światła samochodu zgasły, a wewnątrz pojazdu zrobiło się kompletnie ciemno; jedynie neon z pobliskiego sklepu rozlewał blady róż po ich twarzach. Nagle świat wymknął jej się spod kontroli, gdy Helena pochyliła się w jej stronę. Ten uśmiech — ten, który przecież już nie raz widziała — sprawił, że oddech ugrzązł jej w gardle, a ciepło dłoni na jej udzie przeszyło ją szybciej niż chłód, który wdarł się do samochodu, kiedy Peregrine otworzyły się drzwi.
Fajna okolica.
Tak, pewnie. Ale Helena wcale nie patrzyła na bloki ani na drzewa. Patrzyła na nią. I Teddy dobrze o tym wiedziała.
— 
Głośna — stwierdziła krótko, wpisując kod do klatki i pchnęła drzwi, przepuszczając ją przodem. —
 Ale to kwestia przyzwyczajenia — dodała i tym razem to ona podążyła za nią, lustrując ją wzrokiem. Miała nieodpartą ochotę złapać ją za pośladek, ale zamiast tego wyciągnęła rękę i nacisnęła guzik przy windzie. Nie musiały wcale czekać, drzwi rozsunęły się automatycznie.
Winda zaskrzypiała lekko, zatrzaskując się za nimi. Darling poczuła, jak przestrzeń nagle się kurczy, a każdy ruch Heleny, każde poprawianie włosów i nonszalanckie oparcie ramienia o ścianę, nabiera nieproporcjonalnego znaczenia. Dobrze, że to było tylko jedno piętro, bo trzymanie rąk przy sobie graniczyło z pieprzonym cudem. Metaliczne dźwięki ustąpiły cichemu 
ding i Teddy niemal wyskoczyła z winy, żeby ukryć, jak bardzo działa na nią ta bliskość. 
Klucz zaskoczył w zamku z krótkim kliknięciem. Uchyliła drzwi i weszła do środka, po którym niósł się zapach wypranych poprzedniego dnia mundurach; wisiały na suszarce ustawionej przy balkonie. 
—
 Rozgość się — rzuciła, odwieszając klucze na wieszak w przedpokoju. Helenę wcale nie trzeba było zachęcać dwa razy. Weszła pewnym krokiem i chociaż rozglądała się po wysokim apartamencie z antresolą, Darling wiedziała, że  każde spojrzenie, które Peregrine rzucała w przestrzeń, i tak wracało do niej. Zapaliła lampę stojącą w rogu salonu, a ciepłe światło rozlało się po wnętrzu. Starała się skupić na czymś zwyczajnym, dlatego ruszyła w stronę barku. W końcu ostatnio opowiadała jej o niezliczonych butelkach w swojej kolekcji. — 
Wybieraj — zachęciła ją gestem ręki, otwierając szafkę, za którą kryły się przeróżne alkoholu. — 
Stawiasz na klasykę, czy wolisz coś fikuśnego? — zapytała, bo oprócz czerwonego i białego wina pośród nich były whisky z wyższej półki, kilka butelek ginu i tequili. Ale pomijając elegancką kolekcję, którą można by pochwalić się gościom, znajdowała się też butelka likieru kawowego z etykietą sprzed dekady, niedopita grappa, ciemny rum o zapachu melasy, a nawet miniaturka zielonego absyntu z wakacji, którą kiedyś dostała w prezencie i nigdy nie odważyła się otworzyć.
helena peregrine