Na dworze zaczynało się ściemniać, kiedy rozprawa dobiegła końca. Kolejna miała odbyć się dopiero za kilka miesięcy. Do tego czasu mógł trochę odetchnąć, chociaż czuł, że teść i tak nie da mu spokoju. Założył na marynarkę cienki, czarny płaszcz, złapał za teczkę z dokumentami oraz telefon i ruszył w stronę holu. Rzucił parę „do widzenia” i „miłego wieczoru” zanim dotarł do wind. Ludzie snuli się po korytarzach leniwie, niespiesznie, jakby był początek tygodnia a nie piątek. Większość z nich powinna właśnie kończyć pracę. On najchętniej teleportowałby się do domu, nie musząc przebijać się przez zakorkowane miasto pełne debili, którym w ramach życiowego prezentu powinno się odebrać prawo jazdy. Z tego wszystkiego nie zjadł nawet obiadu. Był zmęczony i głodny.
Stukał z niecierpliwością o skórzany materiał teczki, oczekując na przyjazd windy.
Pierwsze piętro… drugie… trzecie…
W końcu usłyszał charakterystyczny dźwięk, a zaraz po nim otworzyły się drzwi po lewej stronie. Wszedł do środka, zerkając we własne odbicie w lustrze naprzeciwko. Kiepsko ostatnio sypiał, na co wskazywały delikatnie podkrążone oczy, w takim świetle widoczne jeszcze bardziej. Odwrócił się do wyjścia i kliknął guzik z napisem „parter”. Drzwiczki zaczęły się zamykać, ale zanim do tego doszło ktoś wsunął między nie dłoń – Percy też automatycznie przytrzymał jedno skrzydło, blokując mechanizm. Od razu tego pożałował.
Użerał się z nią tamtego dnia wystarczająco długo. Za długo. Przesunął się, robiąc jej miejsce. Brakowało tylko, żeby przewrócił oczami.
— Wiesz, że obok jest druga winda, Peregrine? — mruknął widocznie niezadowolony, gdy znajoma kobieta stanęła obok niego.

 
				
 
									 
				