ODPOWIEDZ
27 y/o, 165 cm
Spiker w Radio 7 Toronto
Awatar użytkownika
Being needed feels like power.
Being loved feels like a risk.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiwhatever
postać
autor


Dziwnie było włożyć klucz do zamka w drzwiach własnego mieszkania i zorientować się, że po trzech dniach nieobecności nie da się go przekręcić w lewo. Jeszcze dziwniej było uświadczyć kogoś w środku, w towarzystwie dwóch ragdolli, w oblanej ciepłym światłem kuchni i przy włączonym, przyciszonym radiu. Ocknął się dopiero, gdy wilgoć spłynęła mu rynienką po karku wzdłuż kręgosłupa, a Hiacynta podbiegła z ogonem w górze by mimo przemoczonych nogawek popielatych cygaretek otrzeć się dla zasady bokiem o jego chudą łydkę. Z kluczami w jednej ręce i walizką w drugiej stał przez moment i ociekał na wytarty w tym miejscu parkiet, nie wiedząc jak określić uczucie, które pojawiło się w nim momentalnie po zarejestrowaniu Grateau parzącego herbatę w pękatym imbryku.
Z pewnością było ciepłe, i całe szczęście, bo deszcz nie miał nad nim litości i zlał go jak rynsztokowego szczura.
Obrócenie się zajęło mężczyźnie znacznie więcej czasu przez wzgląd na gips, mimo to Perella i tak zaczekał w przedpokoju dzwoniąc zębami z zimna, cały rozdrażniony od przyklejonych do ciała ubrań, warstwa po warstwie.

Ani słowa 一 przywitał się z miejsca, zanim Orpheus zdążyłby cały zakwitnąć szczęściem i pogodą ducha. 一 Prysznic. Wezmę prysznic i przyjdę.
Ta obietnica brzmiała już znacznie łagodniej, nawet jeśli Leo rzucił ją przelotem podczas szybkiego marszowego truchtu przez korytarz nawet nie oglądając się za siebie, jedynie zaklął szpetnie i słyszalnie w każdym zakamarku mieszkania, kiedy spragniona uwagi Hiacynta nawinęła mu się pod nogi.
Wypadek, kolejno kapitulacja wobec zalotów Grateau, rozmowa dyscyplinarna i trzydniowe gówno-szkolenie, na jakie wysłano go stawiając przed faktem w ramach reprymendy upchnięte w jeden tydzień wyczerpało go dość, by odwołał przewidziane na weekend aktywności.
Naczelny oczywiście magicznie wyciszył sprawę, ale i tak musiał wysiedzieć swoje i wysłuchać wywodu na temat odpowiedzialności i konieczności powściągania nerwów. Brakowało jeszcze, żeby Fawley pogroził mu palcem, aczkolwiek jak dla niego, mógł nawet dać mu klapsa i miesięczny szlaban na wyłączność audycji, byle tylko nie skazywał go na trzydniową banicję na jakieś podleśne zadupie.
Tak czy inaczej, szkolenie z zakresu emisji głosu było mu potrzebne jak w bucie kwiatek, ujmując delikatnie, a jebany Salinger w roli samozwańczej kurateli był już w ogóle urojonym pomysłem. Miał go przez bite trzy dni przy stoliku, na auli, za ścianą i wszędzie tam, gdzie pajac zdołał się wcisnąć z tym swoim medialnym uśmiechem i nienaturalnym wręcz spokojem, który być może zdaniem Fawleya miało mu się w jakiś sposób udzielić na przyszłość. Jeżeli taki był cel, plan wziął w łeb i odniósł wręcz odwrotny skutek do zamierzonego, bo niewiele rzeczy tak wyprowadzało go z równowagi jak kompletnie zbędny protekcjonalizm, o który nigdy nie prosił.


Byłbym ze dwie godziny wcześniej, ale ktoś musiał wymienić oponę 一 oznajmił z goryczą, kiedy wraz z parą, pachnący migdałowym balsamem i w nałęczce z ręcznika na głowie pojawił się w kuchni. Piżama i narzucony na nią gruby szlafrok nie wystarczała, by utrzymać go w takim cieple jakiego potrzebował, a że prawdopodobnie rozwijał właśnie łagodny stan podgorączkowy, łakomy ciepła wepchnął się tam, gdzie było go najwięcej. Wiedząc, że ma nad nim przewagę sprawności przykleił mu się do szerokich pleców, splótł mu swoje palce z przodu w koszyczek i przytulił się płasko policzkiem z głośnym westchnieniem, mało komunikatywnym mamrotaniem (coś w temacie bezużytecznych, panoszących się kolegów po fachu i to niezbyt przychylnie), ponarzekał jeszcze chwilę, wyżalił się na deszcz, na facetów i pracę, aż wreszcie po wylaniu wszystkiego pociągnął dramatycznie nosem, wytarł twarz w koszulkę Orpheusa i puścił go wreszcie, bo odkąd wrócił nie widział go jeszcze a fronte.
Cofnął się o parę kroków, obie dłonie upchnął w przepastnych kieszeniach szlafroka i gdy Grateau wykręcił się w końcu przodem, Perella spojrzał na niego z dołu i przez parę sekund tylko patrzył bezczynnie nieco przekrwionymi oczami.

A ty jak? Zdążyłeś się rozgościć? 一 Uśmiechnął się dość enigmatycznie, ze zmęczeniem, które dopiero wypierało złość na niesprawiedliwość jaka go spotkała (jego zdaniem) i właściwie, to ciężko było odgadnąć co Perella miał dokładnie na myśli. Prawdopodobnie zarówno był to przekaz dosłowny jak i zdrożna aluzja, choć odnosił wrażenie, że Orpheus był na takie zaskakująco odporny.
No i jak było, hmm? Och, puchata jak zapamiętałem, co masz mi do powiedzenia? Byłaś dobra dla Oreo? 一 Z Ophelią na rękach, przytuloną do policzka i ewidentnie niezbyt zadowoloną z tego, że się ją podnosi, Orpheus zyskał sobie dwie pary oczu skupione na nim i tylko na nim na te kilka długich sekund. 一 Ale z pewnością nadal jesteś kurewsko humorzasta. A idź, prześpij pół dnia 一 zacmokał za kotką, gdy nie zdążył się nawet w pełni pochylić, a już miał ją przelewającą się przez przedramię. 一 Nie sprawiły ci kłopotu?


orpheus grateau
Obrazek
default (dc: default_1010)
sorry, I've been [static noises] lately
24 y/o, 188 cm
oh, do me a favour can your heart rate rise a litte?
Awatar użytkownika
Do you want the house tour?
I could take you to the first, second, third floor
And I promise none of this is a metaphor
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
postać
autor

Nie potrafił się przyzwyczaić do zupełnie nowego mieszkania, w którym musiał spędzić kilka dni. Owszem, zgodził się na to bez większego zastanowienia (co zresztą było dość naturalne, kiedy Leo o coś pytał lub proponował), ale nie przewidział kilku podstawowych rzeczy. Po pierwsze, to nie była jego kuchnia i niesamowicie trudno było mu się odnaleźć w poszukiwaniu zwykłych kubków czy herbat. Po drugie, to nie była jego łazienka, nie było w niej jego specyficznych odżywek do włosów, ulubionego szamponu z cytrusową nutą, ani tym bardziej specjalnych, zakupionych online ręczników fryzjerskich, które idealnie sprawdzały się do suszenia jego kapryśnych loków. Po trzecie i chyba najważniejsze, nie było tutaj jego łóżka, do którego materaca już się przyzwyczaił i zwyczajnie zasypiał od razu, jak tylko się tam położył.
Czuł się więc przez pierwszy dzień jak szczeniak, którego ukradziono matce i jakiś człowiek przeniósł go do zupełnie nowego domu, w którym ten nie potrafił się odnaleźć. Badał wszystkie miejsca powoli i z wyraźną trudnością (która spowodowana była raczej nogą w gipsie, niż wrodzoną nieśmiałością), aby finalnie zadecydować, że noce spędzi na kanapie w salonie. Nie odważył się wejść do sypialni Leo, zupełnie tak, jakby tamto miejsce nie należało do niego, a samo przekroczenie progu, mogło spowodować szereg niepożądanych konsekwencji. Krążył więc tak od salonu, do kuchni, przedpokoju, łazienki, finalnie jednak biorąc prysznic we własnym mieszkaniu, licząc, że Hiacynta jak i Ophelia nie rozwalą niczego podczas jego półgodzinnej nieobecności.
Odebrał też zakupy, które zrobił mu dziadek, przepraszając go wielokrotnie, że nie może mu pomóc w sklepie. Poczciwy staruszek, który chyba zatęsknił za staniem za ladą, zbywał jego próby machnięciem ręki. Charakterystyczne powiedzenie "odpocznę w grobie" pojawiło się i podczas tej pięciominutowej wizyty, podczas której Orpheus nie pochwali się tym, że do ponad pięciu dni jest w związku. Dziadkowie co prawda pogodzili się z tym, że nie doczekają się prawnuka, ale nie mieli za złe też młodemu Grateau, że nie potrafi znaleźć tej jedynej osoby. Wierzyli jednak, że prędzej czy później kapryśny sąsiad spod 24, jednak odwzajemni uczucia ich wnuka.

Spędził miłe, aczkolwiek deszczowe popołudnie w kuchni, gdzie chciał zaskoczyć Leo swoimi umiejętnościami kulinarnymi. Przed jego wyjazdem, to właśnie Perella krzątał się po kuchni i przygotowywał coś, co potem oboje mieli przyjemność zjeść w salonie, oddając się mniej lub bardziej angażującym rozmowom. Może gdyby ich relacja rozwijała się w naturalny sposób, poznawaliby się przed tą wyjątkowo trudną, jednakże miło wspominaną przez Orpheusa rozmową.
Przygotował coś niezwykle prostego, zważywszy, że mężczyzna na pewno zdążył coś zjeść przed wyjazdem, zdecydował się na niezwykle lekką, a przy tym wegetariańską sałatkę (nie wybadał bowiem jeszcze, czy Leo przypadkiem nie odstawił mięsa ze swojej diety). Na deser, zgodnie z przepisem znajdującym się już na pożółkłym papierze, z którego atrament zdawał się wybielać z każdym dniem, przygotował tartę cytrynową. I pewnie zrobiłby coś jeszcze z wszechobecnej nudy, gdyby nie usłyszał dźwięku otwieranych drzwi. Zajęło mu całkiem sporo czasu nie tylko złapanie kuli, ale również podejście do przedpokoju, gdzie już miał przywitać Leo serią nie tylko licznych, kwiecistych słów, ale również kaskadą fizycznych czułości. Skinął więc jedynie głową na jego obietnicę, by powrócić do kuchni, gdzie zabrał się za rozlewanie herbaty do małych, śnieżnobiałych filiżanek.
Oh, jesteś mokr-... 一 nie dokończył, kiedy Leo wciął mu się w wypowiedź. Odstawił więc imbryczek na małą, materiałową matę, aby zaraz też pozwolić mu na swój mało zrozumiały monolog. Słuchał go jednak z uwagą, wyłapując co raz to nowsze informacje na temat szkolenia i powodów irytacji. Nie chciał jednak wyjść na kogoś, kto nie słucha tego, co mówi najważniejsza w jego życiu osoba. Odwrócił się, wpatrując się w zmęczoną twarz Leo z troską i nieukrywanym zmartwieniem. Wierzył jednak, że wystarczy kilka godzin dobrego snu, być może i krótkie dwa odcinki serialu, a Perella odżyje na tyle, aby oddać się miłej rozmowie, która wynagrodziłaby te kilka dni ciszy.
Posłał mu szerszy uśmiech, zaraz też opierając się ciałem o kuchenny blat, co by nieco odciążyć nogę, na której spoczywał ciężar jego ciała. Przyglądał się — co było do niego zupełnie niepodobne — Leo w zupełnej ciszy, Zamiast jednak odpowiedzieć jakąś wielką przemową, ucałował krótko Perellę w czubek głowy, aby po chwili przegrać wewnątrzną walkę, pozwalając potokowi słów na opuszczenie jego ust.
Powiedzmy! Znaczy masz bardzo ładne mieszkanie, wszystko jest tutaj naprawdę cudowne, masz wygodną kanapę, przespałem na niej całą noc, nawet dwie! No i poza tym już wiem, gdzie masz herbatę w kuchni... 一 przerwał, dopiero kiedy przyjrzał się dwóm parom oczu, które wpatrywały się w niego. Uśmiechnął się do obu uroczych istotek, zaraz też łapiąc za jedną z filiżanek, którą przestawił na stół, to samo zrobił z drugą. W końcu opadł na krzesło w kuchni, widocznie zmęczony staniem i próbą udawania, jaki to silny i niezależny jest.
Były nad wyraz spokojne, trochę miauczały w nocy, trochę biegały, ale tak to nie było żadnych niespodzianek! I chyba nauczyliśmy się żyć razem, bo przestały mnie podgryzać w kostki! 一 wskazał podbródkiem na dwa koty, które zaraz popędziły do salonu, gdzie widocznie było coś ciekawszego niż rozmowa dwójki mężczyzn. W końcu wrócił wzrokiem na Leo, badając, jak bardzo zmęczony może być mężczyzna. W jego głowie właśnie malowało się kilka pomysłów na to, jak mogliby spędzić wieczór, aby oboje mogli odpocząć, jednak na ten moment liczyło się coś zupełnie innego.
W lodówce jest sałatka, nie wiem, czy ci będzie smakować, ale nauczyła mnie ją robić babcia. W piekarniku dochodzi też tarta cytrynowa, więc... będziesz miał coś słodkiego na wieczór! 一 odpowiedział z uśmiechem, zaraz upijając łyk herbaty z filiżanki. W końcu jednak widząc, jak bardzo Leo walczy ze zmęczeniem dorzucił 一 Jak chcesz spać w sypialni to polecałbym otworzyć tam okno, nie wchodziłem tam, więc... no. Może być trochę duszno, a jak zacząłem robić ciasto to... trochę odleciałem myślami.

Leo V. Perella
27 y/o, 165 cm
Spiker w Radio 7 Toronto
Awatar użytkownika
Being needed feels like power.
Being loved feels like a risk.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiwhatever
postać
autor

Hiacynta i Ophelia pogoniły za czymś do salonu, prawdopodobnie za kurzowym tumbleweedem, ale nawet nie próbował ich gonić pomimo delikatnego szczypnięcia poczucia niesprawiedliwości. Stęsknił się za nimi, na dodatek był przyzwyczajony, że niezależnie od długości jego absencji, obie kotki prędzej czy później przybiegały do niego mraucząc (co było stanem pośrednim pomiędzy niezdecydowanym miauknięciem a rozkosznym rozmruczeniem) podekscytowane i spragnione atencji. Widocznie Grateau sprawdził się w roli opiekuna i teraz nie miały ochoty na zażyłości.
Słuchając jego kwiecistej listy odnośnie rzeczy, które przez ten czas Orpheus oswoił w jego mieszkaniu, krótkiej relacji z zajmowania się kotkami i sałatce, miał zaplecione na piersi przedramiona, głowę lekko odchyloną w tył, aby móc spoglądać mu badawczo na twarz i dopiero na wzmiankę o niezapuszczaniu się za próg sypialni, Perella uniósł zdawkowo brew po czym uniósł dłoń i ucisnął sobie palcami kąciki oczu. Potem odetchnął niemal bezgłośnym śmiechem.
Myślałem, że położysz się jak człowiek, specjalnie użyłem lawendowych perfum do pościeli przed wyjazdem.
Ale bez względu na nieodniesiony efekt, na wierzch wypłynęła mu myśl, która ostatnio pojawiała się wyjątkowo często w kontekście Grateau; był uroczy w każdym tego słowa znaczeniu, zupełnie niekonwencjonalnie i prosto. Bez wydziwiania, bez sztucznej emfazy, jak ktoś, kto po prostu żył, oddychał i funkcjonował w trybie żywego słońca nawet w najbardziej pochmurny dzień.
Wsparł się dłonią o blat okrągłego stolika, choć nie usiadł przy nim od razu. Przez moment bezmyślnie kreślił elipsy i inne bezkształty samym wierzchem opuszek, nadzorując mozolne kursy Orpheusa pomiędzy pasmem kuchennych szafek a stołem.

Tarta? 一 zainteresował się, a krzesło skrzypnęło znajomo kiedy przysuwał się do swojej herbaty. Rozpoznał w zapachu tę z wiśnią i migdałami, specjalną, po którą sięgał ostatnim rzutem desperacji w najgorsze dni. 一 Chcesz mi powiedzieć, że zrobiłeś mi obiad? Tak po prostu?
Zważywszy na dość przewlekłą ascezę jaką sam na siebie narzucił w ogóle nie spodziewał się, że zastanie mężczyznę w innym miejscu niż na kanapie, w towarzystwie kotów i być może miseczki orzeszków piniowych, których miał w szafce zapas podobny do...
...do pustych butelek wina, o których miał pamiętać przed wyjazdem. Miał nadzieję, że Orpheus nie zapędził się tam z ciekawości, bo jego wysokofunkcjonujący alkoholizm nie był czymś, z czego miał ochotę spowiadać się komukolwiek, a już najmniej człowiekowi, którego od niespełna tygodnia definiował jako swojego partnera. Nie wiedział zresztą czy w ogóle kiedykolwiek zechciałby temat poruszać, wiedział natomiast, że skoro zgodził się na tę próbę zbudowania sensownej relacji był w obowiązku, zgodnie z obietnicą, dać z siebie coś w zamian. Mógł mu zatem oszczędzić troski (której przebłysków Perella całym sercem nienawidził niezależnie od tego z której strony była skierowana, tak długo, jak była wycelowana w niego) i zabrać się wreszcie za problem, którego unikał od ostatnich dwóch lat. Potrzebował terapii. Anonimowo i po cichu.

Zjadłbym sałatki, bo... nie nie, siedź! Siedź, ja wyjmę, dość się nachodziłeś 一 skwitował tonem, z jakim częstą styczność mieli zarówno jego praktykanci, ale również współpracownicy, których Perella nie znosił z pełną i zasłużoną wzajemnością. Był to ten apodyktyczny koloryt w jego głosie, coś, co sugerowało, że wchodzenie w jakąkolwiek polemikę nie tylko się nie opłacało, ale również groziło eskalacją, aczkolwiek Orpheus miał tę taryfę ulgową by Leo co najwyżej zgromiłby go spojrzeniem zamiast z miejsca stosować werbalną chłostę. 一 No więc upchnęli mnie na to szkolenie z tym palantem Jalenem. Trzy dni. TRZY dni z człowiekiem, który wpieprza mi się w audycje, ale nie odróżnia bynajmniej od przynajmniej! 一 syczał najeżony i rozeźlony. Dopiero widok sałatki zadziałał na niego terapeutycznie, szczególnie, gdy nie dopatrzył się oznak mięsa. Wyjątkami, które kazały mu z tej zasady rezygnować były ciężkie przypadki jesienno-zimowych przeziębień, kiedy należało się przemóc i ugotować porządny, tłustawy rosół na kurczęciu.
Udobruchany pełnym talerzem oblizał niezbyt elegancko kciuka (wcześniej zgarniał nim kawałek sałaty, który wraz z dresingiem kapnął poza miskę podczas nakładania) po czym na parę sekund zamarł w bezruchu, jak zając na polowaniu. Uniósł wzrok na Orpheusa raczącego się herbatą i skojarzył, że chłopak bladego pojęcia nie ma na kim tak gorliwie wieszał psy.

Mhmm, sos jest w sam raz 一 skwitował wpierw, bo złość zdążyła przerodzić się w gorycz, wstępny plan zemsty, finalnie jednak wyparło ją łakomstwo. 一 A co do Salingera... Jalen Salinger, moje osobiste nemezis, formalista i straszny pędzel, który nie potrafi dobrać krawata do koszuli. Ani wymienić opony, jak się okazało 一 zgrzytnął pod koniec, a irytację zajadł kolejnym kęsem sałatki. Cóż, zaangażowanie Grateau w zajęcie się domem było jednym z lepszych pomysłów na jakie kiedykolwiek wpadł.
Wiesz kto wymieniał tę oponę? Podpowiem ci, nie Salinger, a jechaliśmy we dwóch. I zrobiłem to tylko dlatego, że zająknął się jakimś kurwa, holowaniem i spędzeniem kolejnej doby w przydrożnym motelu, co jest absol... 一 Przerwało mu kichnięcie, ledwie zdążył wykręcić się i wcisnąć lekko zaróżowiony koniuszek nosa w miękki rękaw szlafroka na łokciu. Czując w kościach, że prawdopodobnie wkrótce czeka go przymusowy urlop na L4, Leo miał ochotę wyć. Z drugiej strony oznaczało to mniej Jalena w swojej przestrzeni osobistej, co odrobinę osładzało mu tę wizję. I, tu Perella przeniósł wzrok na niedawno przysposobione niemal dwa metry niegasnącego szczęścia w ludzkiej skórze, mógłby spędzić więcej czasu z Orpheusem. Wydawało mu się, że skoro Grateau, jak założył, przeżywał obecnie wstępne cukrowe etapy pierwszego oficjalnego związku, wypadałoby zapewnić mu przynajmniej minimum.
Albo wywiało mnie na tym poboczu, albo Jalen działa na mnie alergicznie. No nic to, mniejsza. Jak noga? Jadłeś jak należy kiedy mnie nie było?


orpheus grateau
Obrazek
default (dc: default_1010)
sorry, I've been [static noises] lately
24 y/o, 188 cm
oh, do me a favour can your heart rate rise a litte?
Awatar użytkownika
Do you want the house tour?
I could take you to the first, second, third floor
And I promise none of this is a metaphor
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
postać
autor

Skrzywił się nieznacznie na swojej twarzy, bynajmniej nie czując się jakkolwiek źle, że nie skorzystał z okazji, aby zanurzyć się w puchatej pościeli. Poduszka, którą przyniósł ze swojego mieszkania, pluszowy koc, który znajdował się w rogu kanapy, był dla niego wystarczający. Przyzwyczaił się do prostych rozwiązań, a z drugiej strony cały czas błądził jak dziecko we mgle, nie do końca potrafiąc ocenić, na ile może sobie pozwolić. Z jednej strony chciał wyściskać swojego chłopaka, być może zamknąć go w szczelnym uścisku tylko po to, by zaraz złożyć sto jeden pocałunków na jego ustach. Tak, Orpheus liczył takie rzeczy w swojej głowie.
No. Spałem jak człowiek. Na kanapie, masz ją zresztą bardzo wygodną, no może jest troszkę krótka, ale... było okej, jasne? Dzisiaj położę się już u siebie 一 przytaknął jeszcze kilkukrotnie na koniec, pozwalając sobie w końcu odpocząć, kiedy opadł na kuchenne krzesło. Poczuł dziwne spięcie w mięśniach ramion, spowodowane zapewne poprzez odmowę licznych treningów, które normalnie narzucał na siebie Grateau. Wiedział, że minie sporo czasu nim wróci do swojej dawnej świetności, zapewne będzie musiał przejść szereg rehabilitacji. Nie powstrzymywało go to jednak od planów powrotu na siłownię, czy do co porannego biegania.
Zmarszczył lekko brwi na pytanie Leo, a na jego ustach niemalże od razu zagościł szeroki uśmiech. Znów, posłusznie, niczym figurka pieska z ruchomą głową, kilkukrotnie potwierdził prawdziwość jego pytania. Nie widział w tym niczego dziwnego, sam musiał też zjeść, a przecież nie będzie potem stać drugi raz przy garach i gotować obiadu specjalnie dla Perelli. Owszem, mógłby to zrobić, nawet z wielką przyjemnością (w jednym z jego snów fartuszek był chyba jedynym elementem, który zasłaniał ciało biednego, nieświadomego jeszcze tego erotycznego snu Leo), ale tym razem wolał im przygotować zwykłą, przeciętną kolację. Nie uważał się za super kucharza, ale zdecydowanie zależało mu na tym, aby usłyszeć słowa aprobaty, za jego trud. W głównej mierze chodziło o stanie przy garnkach i o ile zazwyczaj Orpheus wykonywał szereg niekontrolowanych ruchów biodrami, które w jego słowniku klasyfikowały się jako taniec, tak teraz zmuszony był do tego, aby wszystkie warzywa do sałatki, przygotowywać siedząc na kuchennym krześle.
Tarta. Będziesz musiał ją wyciągnąć za jakieś 10, może 15 minut. W przepisie babci było, że musi się skarmelizować na górze i jak na oko będzie dobre, to wyciągnąć. 一 wzruszył ramionami, jakby zapiski "na oko", albo "kiedy dojdzie" były czymś normalnym. Starsza kobieta bowiem nigdy nie używała standardowych miar czasu i chcąc czy nie, Orpheus musiał ulec jej propagandzie. Sam zaczął więc nie tylko doprawiać według uznania, ale również na oko trzymał wszelkie dania w piekarniku, wyciągając je wtedy, gdy "patyk był suchy". 一 Och! Musisz mi dać listę swoich alergenów. Wiesz, nie chcę cię przypadkiem otruć jakimiś orzechami, czy czymś innym. Trochę... byłaby szkoda. Znaczy bardzo byłaby szkoda! Znaczy... 一 westchnął ciężej, na chwilę uspokajając radio w swojej głowie, aby po chwili już dodać nieco spokojniej, na wydechu. 一 Wiesz, co mam na myśli.

Orpheus zignorował całkowicie ilość butelek, które znajdowały się pod zlewem. Nawet jeżeli wzbudziły jego ciekawość, tak po prostu wiedział, że nie jest to temat rozmowy na teraz. Owszem, często umniejszał problemom swoim, ale zawsze potrafił dostrzec, kiedy ktoś inny ma jakiś problem. Nie chciał wyjść na niegrzecznego, więc po pobieżnym rozeznaniu się w ilości szkła, które znajdowało się w kuchni, postanowił przełożyć tę rozmowę na inny dzień. Teraz chciał po prostu nacieszyć się jego obecnością, bez niepotrzebnych słów, które mogłyby wywołać pierwszą kłótnię.
Na komplement, jaki usłyszał na temat swojego jedzenia, niemalże natychmiast wyprostował się na krześle. Jego szeroki uśmiech, drobne dołeczki w policzkach i błyszczące spojrzenie było idealną odpowiedzią na to, co powiedział Leo. Już nawet zapomniał o tym, że wcześniej tak się rozjuszył, że Orpheus miał ochotę uciec do salonu za kotami. Niekoniecznie nazwałby to uczucie, które go ogarnęło strachem, ale zdecydowanie nie przepadał za tą wersją Perelli, która syczała i sprawiała wrażenie, że lepiej nie jest podchodzić bez płytowej zbroi. I nawet jeżeli część tych jego zachowań była dla Grateau urocza, tak nie do końca wiedział, jak miałby go uspokoić.
Więc zaryzykował po raz pierwszy. Gdzieś w połowie jego monologu na temat wymiany opon, irytującego Salingera i gramatycznych rozterkach, złapał Leo za dłoń, czule ujmując ją w swoją. Nie udało mu się jeszcze dobrze wybadać, w jaki sposób mógłby zapobiegać wybuchom złości partnera, albo chociaż na krótki moment odwracać jego uwagę od problemów dnia codziennego.
Jeżeli cię to pocieszy, to nienawidzę tego całego Salingera tak samo jak ty. Tak solidarnie 一 posłał mu ciepły uśmiech, kciukiem przejeżdżając po wystających kosteczkach dłoni. Chciał ją jeszcze ucałować, widocznie cały czas łaknąc każdej możliwej bliskości ze strony Leo. Na pytanie o jedzenie wzruszył ramionami, dalej szeroko się uśmiechając. Owszem, jadł, ale tyle, co zrobiła mu babcia, albo tyle, co sam sobie przygotował w kuchni Leo. 一 Ostatnio mam mniejszy apetyt, może dlatego, że połowę dnia spędzam na kanapie, a drugą połowę na czytaniu książek. Ale jem! Co prawda mniej, ale jem! I zdrowo!
Uśmiechnął się lekko, by zaraz dumnie wypiąć pierś niczym pięciolatek, który właśnie osiagnął wysoki wynik w zbieraniu kasztanów na czas. Zaraz jednak opadł na stół, układając podbródek na przedramieniu, by dalej powoli przekładać swoje palce pomiędzy tymi, należącymi do Perelli.
Masz ochotę dzisiaj na jakiś film? Albo... po prostu na posiedzenie razem? Jeżeli nie, to powiedz. W sensie, widzę że jesteś padnięty i jak będzie trzeba, to zajmę się sobą i Ophelią, i Hiacyntą. No... 一 zacisnął wargi w wąską linię, by zaraz ciszej dodać chyba coś, co już na samym początku ich rozmowy powinno opuścić jego usta. 一 Tęskniłem, wiesz?

Leo V. Perella
27 y/o, 165 cm
Spiker w Radio 7 Toronto
Awatar użytkownika
Being needed feels like power.
Being loved feels like a risk.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiwhatever
postać
autor

Na informację o tym, że Orpheus planował wrócić do siebie na noc Leo zacmokał z niezadowoleniem kręcąc głową, nie zdążył zapanować nad odruchem. Nie był jednak ani trochę tym faktem zmieszany, wsparł po prostu brodę o dłoń i posłał mu pełne niedowierzania, dłuższe spojrzenie przez stół.
A jeśli rozłożę kanapę rozważysz inne możliwości? 一 I nawet nie miał na myśli nic konkretnego, ot, skojarzeniem zaledwie otarł się o jakiś pozbawiony konturów pomysł na wspólne oglądanie filmu, podczas którego sam udawałby, że nie zasypia, a Grateau że tego nie zauważa.
Orpheus z większym entuzjazmem podszedł do odpowiedzi na inne pytanie, to bezpiecznie oscylujące wokół jedzenia i uczynności, pociesznie kiwając głową, sprężynując lokami i z tymi znajomymi iskierkami w oczach rozmiękczając Perellę mimo woli. Nie przyzwyczaił się jeszcze do łatwości, z jaką mężczyzna obierał go z nawykowej szorstkości.
Spojrzał najpierw na swój talerz, przez dłuższy moment gryząc się z gorzkim spostrzeżeniem: nawet nie byłby w stanie wskazać kiedy ostatnim razem jadł z kimś kolację, by powoli odkleić się od tej myśli i zerknąć na tartę dojrzewającą w piekarniku. Sam się zresztą skarmelizował rumieńcem, tyle że nie z jakiejś nieprzyzwoitości; po prostu rozwijał stan podgorączkowy, o czym najlepiej dawały mu znać dreszcze na spiętym karku i poczucie niedogrzania.

Alergenów? Nie posiadam żadnych alergii...
...poza tą na Jalena...
...ale za to robi mi sporą różnicę, czy jajka są z wolnego wybiegu czy z chowu klatkowego. I czytam etykiety, a aspartam wyczuję w mikrodawce.
Widelcem zgarnął kilka zabłąkanych oliwek i przez krótki moment pozwolił Orpheusowi plątać się w wyjaśnieniach, których wcale nie potrzebował. To, co rok temu błędnie przyjął jako jąkactwo przemijające okazało się być integralną częścią tego dzieciaka w ciele dorosłego mężczyzny i Leo nie miał mu tego za złe, podobnie jak tego, że w sposób oczywisty dla każdego poza samym Grateau, jego doświadczenie w relacjach wykraczających poza samą sympatię było żadne. Perella zawsze miał zresztą ogromną słabość do niepoprawnych optymistów, romantyków biegających z kwiatami i życiowych oferm, tak długo, jak nie był to zwyczajny oportunizm. Orpheus z gracją słonia w składzie porcelany łączył wszystkie trzy cechy we własny autorski miks, przyjemny dla oka, miły do słuchania i zaskakująco rozkoszny do współprzebywania.
Stąd, wobec powyższego i paru innych spostrzeżeń jakie gromadził na jego temat, nie miał zamiaru się spieszyć. Mieli czas.



Jedną dokładkę i spacer na kilka kroków do piekarnika i z powrotem później Perella odrobinę odparował ze złości, choć wciąż sprawiał wrażenie makinetki nastawionej na zbyt dużym ogniu i uszkodzonym zaworkiem odprowadzającym ciśnienie. Krótki lont nie sprzyjał nawiązywaniu znajomości, ale podobnie było przecież w samotności, o ile nie gorzej. Wybuchanie wobec pustych czterech ścian i pary nierozumiejących sytuacji kotów nie przynosiło ani satysfakcji ani rzeczywistego wytchnienia, ta sama wściekłość jaka się w nim okazjonalnie kotłowała wwiercała mu się w pierś i uwierała, przez co reagował cholerycznie na najmniejszą pierdołę.
Ale z tego samego powodu, dla którego nie potrafiłby swoich frustracji przenosić na Hiacyntę czy Ophelię, nigdy nie zaognił się tak naprawdę w obecności Orpheusa. Bywał przyjemny w obyciu jak papier ścierny, czasami również nieprzyjemny i werbalny, fakt, ale też wiedział kiedy należało zaciągnąć hamulec. Grateau był niegroźny i Leo prędzej uwierzyłby w to, że Salinger nauczy się dobierać te pieprzone krawaty niż w to, że chłopak mógłby mieć faktyczne złe intencje.
Nieoczekiwanie nowym ogranicznikiem prędkości w osiąganiu stanów wyższego podkurwienia okazała się duża, cudownie ciepła (co jeszcze bardziej doceniał teraz, gdy zimno mu było pomimo puchatego szlafroka) dłoń, jaką mężczyzna położył mu na jego własnej, odpoczywającej na stole obok talerza. Leo był tak zaskoczony zarówno gestem jak i jego skutkami, że przez krótki moment wpatrywał się ze stuporem w tę nowość.
Deklaracja Grateau wywabiła na jego usta usatysfakcjonowany uśmiech, podobnie jak przeplatanka jaką ten wykonywał palcami pomiędzy dolinkami i górkami wystających kostek na wierzchu dłoni. Niesamowite jak jednocześnie Perella potrafił celowo i z pełnym rozmysłem odstraszać potencjalnych chętnych do nawiązania bliskości, a jednocześnie jak na hipokrytę przystało, klękać przed każdym jej przejawem.
Solidarnie 一 powtórzył za nim takim tonem, jakby właśnie przypieczętowali jakiś oficjalny pakt. Ramiona również mu opadły, powietrze nie gniotło mu już płuc i stało się na powrót możliwe do ignorowania, a świadomość, że Orpheus (choć był absolutnie pewien, że akurat ten człowiek był najmniej predysponowany do darzenia tak silnym, negatywnym afektem kogokolwiek bez wyraźnej przyczyny) podziela jego zdanie na temat Jalena ugłaskała poniekąd złość. Potrzebował sprzymierzeńca, nie moralisty z misją, więc ta nieoczekiwana komitywa była mu bardzo na rękę.
Słysząc, że Orpheus jadał mniej w ostatnim czasie, Leo odsunął talerz na którym został jeden jedyny listek sałaty (robił to zawsze, bez znaczenia czy coś akuratnie mu smakowało czy nie po prostu musiał odpuścić ten jeden kęs) rozplótł ich palce i wyciągnął się renesansowo przez stół, by móc chwycić mężczyznę za przegub. Miał pewny uścisk jak na kogoś tak drobnego i dość siły, by przeciągnąć Orpheusa na stół, tak, jakby grali w ciągnięcie liny. Drugą ręką podciągnął mu mankiet po czym bardziej dla efektu niż w formie poważnego pomiaru objął jego nadgarstek dwoma palcami.
Poprawka: spróbował. Brakowało mu trochę do pełnego styku.

No na moje oko zmizerniałeś 一 zacmokał w udawanym zatroskaniu, marszcząc czoło i poklepując go po wierzchu dłoni. 一 Jestem z powrotem, więc teraz dopiero cię przypilnuję, zobaczysz.
Z żartem nie było mu na ogół po drodze. Widocznie po tak parszywym dniu prysznic, sałatka, wizja dopchnięcia się ciepłą tartą i dla odmiany możliwością zaśnięcia w objęciu czegoś innego niż poduszek zdziałały cuda. To, plus przeziębieniowy instynkt nakazujący poszukiwania stabilnego źródła gorąca.

Możemy coś włączyć, rozłożyć kanapę, tylko bym herbaty zaparzył. Imbir, cytryna i łyżka miodu. Może być? 一 zaproponował ogólnikowo, o wiele bardziej skupiając się na preferencjach smakowych niż filmowych Orpheusa. Palcem dźgnął jeszcze na zaczepkę jego mankiet, uśmiechnął się mimo obrzydliwie pulsującego bólu zatok i przymrużył oczy w łagodnym, sfingowanym zaskoczeniu.
Nie wiedział nawet co odpowiedzieć, bo nie pamiętał kiedy ktoś tak naprawdę za nim tęsknił.

Wiem 一 odpowiedział tylko krótko, sennie i miękko, a chociaż sam również za nim tęsknił, nie potrafił jeszcze swobodnie się do tego przyznać. Jeszcze.


W innych okolicznościach nigdy by sobie na to nie pozwolił. Nie po to miał spodeczki od wszystkiego, żeby wyjadać tartę jak ostatnia łachudra prosto z blachy, jednak tym razem przemogło go zmęczenie i niecierpliwość. Herbata w pękatych, kamionkowych filiżankach drapała w gardło, co pomogło odrobinę na zatoki, podobnie jak zaaplikowana po kolacji aspiryna. Pocąc się i drżąc naprzemiennie w kotłowisku kocy, zawleczonej z sypialni puchówki i poduszek i tak niemal natychmiast po włączeniu Paddingtona położył głowę na piersi Orpheusa i nawet nie udawał, że ogląda. Pokonały go te ostatnie dni, czuł to w kościach i zatokach, ale nie potrafił już nawet wieszać psów na Salingerze. Nie miał ochoty, kiedy Hiacynta przyklejona mu do pleców mruczała rozgłośnie zagłuszając czasami dialogi.
Przypomnij mi, co to za film? 一 mruknął mu prosto w koszulę, pociągnął nosem i podciągnął sobie kołdrę pod samą brodę. Oburzona tym nagłym ruchem Hiacynta przestała furkotać i poszła gnieździć się gdzieś w nogach. Perella nawet nie zauważył, wydawało mu się bowiem, że głowę ma wypełnioną rozgrzaną watą.


orpheus grateau
Obrazek
default (dc: default_1010)
sorry, I've been [static noises] lately
ODPOWIEDZ

Wróć do „#24”