- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Uniosła wysoko jedną ze swoich brwi. Ale? To było magiczne sformułowanie. Charity od dawna była nauczona, że wszystko co znajdowało się przed nim, przestawało się liczyć. Stąd czuła przedziwne mrowienie w żołądku, którego nie była w stanie w żaden, racjonalny sposób wytłumaczyć. Zmarszczyła swoje brwi, obserwując bacznie Galena. Czekając na jego ostatnie słowa, westchnęła cicho, słysząc te finalne.
Jej by nie było szkoda Felji. Głupia żmija.
— To zmienia faktu tego, co powiedziała. Nie wybaczę jej tego, nie jesteś nieudacznikiem — powiedziała lekkim, delikatnym tonem, marszcząc przy tym swoje brwi. Cokolwiek by się stało, jakkolwiek nie uchyliłaby przed nimi nieba, Charity już znienawidziła własną teściową. Widocznie będzie musiała liczyć za każdym razem na starcia między nimi.
Nie będzie wspólnych świąt.
— Zgadza się skarbie — kiwnęła głową, obserwując, jak bawi się jej palcami. Z Galenem wszystko wydawało proste. Bywały takie chwile, w których mogliby się kłócić, aż doszłoby do jakiejś zbrodni, ale też takie jak te...
— I co mi o niej opowiesz? — spytała, bo jej oczy momentalnie zabłysnęły. Ciekawiło ją, co dokładnie kryło się za tymi słowami, co dokładnie miał jej do powiedzenia. Przegryzła swoją dolną wargę, czekając na... odrobinę więcej szczegółów? Pytanie, czy po hucznym, wielkim weselu będą mieli jakąkolwiek chwilę na chwilę dla siebie, czy jednak zasną, czując poduszkę pod głową — wiem, ale właśnie... tyle się wydarzyło, a stres wpływa na nasz organizm... Mógłbyś dla mojego spokoju? — spytała, wbijając w niego nieustępliwe spojrzenie. Długotrwałe działanie kortyzolu działało niekorzystnie na cały organizm. Potrafiło spowodować większe prawdopodobieństwo nie wykrycia komórek nowotworowych przez organizm, popsuć nerki, wątrobę, ale też serce. Ciało było kruche. Choć Charity nie miała jakiejkolwiek wiedzy medycznej, może coś na poziomie liceum, to zmartwiła się. KARDIOMIOPATIA brzmiała cholernie poważnie, a skoro była dziedziczna... to on też mógłby na nią zachować. Nie mogłaby go stracić, kiedy już jedno istnienie zniknęło.
— I dalej Cię kocham i chcę, żebyś przy mnie był — utrata dziecka, teściowa koszmar tego nie zmieniły. Spojrzała jeszcze raz na Galena. Może to on zmienił zdanie? — chyba że... — zaczęła, próbując wyczytać coś z jego twarzy — mam dzwonić do kumpla geja? — dopytała, przegryzając swoją dolną wargę. Już sama nie wiedziała, co dokładnie kryło się za jego słowami. Wolała mieć pewność.
— A kiedy chciałbyś nasz ślub? — spytała, przechylając głowę. Dla niej wiosna wydawała się być najlepszym terminem. W tym roku na pewno nie dadzą rady, miesiące zimowe wydawały się zbyt ponure, a Marshall chciała widzieć piękno rozkwitającego świata. Wiosna trochę przypominała im ich związek — a myślisz, że ktokolwiek z naszych rodzin pozwoli na małe? Musielibyśmy im o tym nie mówić — postawienie przed faktem dokonanym wydawałoby się najbardziej rozsądne. Mogliby polecieć w każde miejsce na ziemi i szukać odpowiedniego. Gdy zakochaliby się w pięknym widoku, zwyczajnie zrobiliby to. Wzięliby ślub, ale wpierw... musza wybrać obrączki.
— Już zaczęłam patrzeć — stwierdziła z niewinnym uśmiechem — ale przed tym wszystkim... za to mam coś innego, to pokażę Ci coś innego — jedną rzecz już wybrała. Nie będzie mu tak od razu jej zdradzała. Wpierw musieli dojrzeć do tego, czego właściwie od siebie nawzajem oczekiwali. Ślub i wesele to zdecydowanie ogromne wybory. Cały czas musisz je podejmować - smak tortu, ustawienie stołów gości, zaproszenia, kwiaty, a na tym tak naprawdę się nie kończyło. Lista cały czas się przedłużała.
— Tylko my mamy być szczęśliwi, a nie oni — poprawiła go. Oni powinni decydować. Zarówno jej rodzina, jak i Galena, będzie próbowała podejmować za nich decyzje. Tylko nie było w tym żadnego większego celu. Muszą być niezależni. Niedługo stworzą własną rodzinę.
— Skarbie, będą wszyscy, więc i ona — powiedziała spokojnym tonem. Nie podobała się jej wizja teściowej na weselu. Jakoś będzie musiała to przełknąć i tak nie spędzi z nią, ani chwili na weselu. O ile będzie w stanie mieć jakąkolwiek dłuższą z przyszłym mężem — próbowałeś jej szukać? Może... może coś się jej stało? Wiesz, gdzie mieszka? Może powinnam wynająć prywatnego detektywa? — patrzyła na Galena z poważną miną. Wolała go nie straszyć, ale przez utratę dziecka wydawała się być jeszcze bardziej podenerwowana niż wcześniej.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- Nie wiem Cherry - rzucił tylko. Jak w jednej chwili sprawić, że Galen Wyatt traci całą pewność siebie? Wystarczy postawić przed nim jego matkę. A on znowu jest jak ten mały chłopiec, który nie wierzył w siebie nigdy, bo nawet jakby stanął na głowie, to dla niej i tak to było mało.
- Nie opowiem Ci teraz, bo wtedy nie będziesz miała niespodzianki - spojrzał jej w oczy z delikatnym uśmiechem na ustach - ale będę musiał ci te opowieści szeptać na ucho, bo pielęgniarka by się mogła zawstydzić - mrugnął do niej jednym okiem. Ale na to co powiedziała później, to ten jego uśmieszek momentalnie zniknął. Przez chwilę jednak jeszcze patrzył na oczy Cherry, dla jej spokoju. Wszystko by zrobił dla jej spokoju, ale to jednak brzmiało mu trochę jak emocjonalny szantaż. Chwilę tak tylko patrzyli sobie w oczy.
- Zastanowię się - powiedział w końcu, ale bardziej... dla świętego spokoju. Usiadł na kanapie ze spojrzeniem niebieskich tęczówek utkwionym w Cherry.
On też ją kochał, chciał być przy niej, chciał, żeby była spokojna, ale nie chciał w tym wszystkim jakoś zatracić siebie?
- A chcesz go zaprosić na nasz ślub? - zapytał unosząc jedną brew. Chociaż przecież ją rozumiał, znowu chciała go szantażować, kumplem gejem. Galen zrób to dla mojego spokoju, jeśli nie jesteś pewny, to mogę zadzwonić do kumpla geja. Już jedna kobieta tak bawiła się jego emocjami i skończyło się to tak, że kiedy wyrwał się spod jej wpływu to skandale z jego udziałem nie milkły.
- Nawet jutro. W niedalekiej przyszłości? Przed świętami? - Galen nie lubił czekać, z jednej strony zdawał sobie sprawę, że to nie jest takie wszystko proste i to trwa, a jeśli chciał, żeby Cherry miała swoje wymarzone wesele i ślub, a chciał, to to nie jest kwestia kilku dni, ale z drugiej to za rok wydawało mu się jakieś takie odległe.
- Jeśli o mnie chodzi, to nie musze nic mówić moim rodzicom - stwierdził, ale później oparł dłoń na jej udzie - ale chciałbym, żeby to był Twój dzień Cherry, bardziej niż mój, a jeśli Ty chcesz duże wesele z naszymi rodzinami, to tak zrobimy - bo Galenowi w zasadzie to było wszystko jedno. I tak nie będzie raczej z jego strony osoby, która szczerze by się cieszyła na ten ślub. Mógłby być sam.
- Co masz Cherry? - zapytał i znowu się do niej przysunął, objął ją tym razem ramieniem, a policzek oparł o jej głowę - od czegoś trzeba zacząć, ja zacznę od przysięgi - stwierdził, bo w zasadzie to tę przysięgę, to mógłby jej wygłosić nawet teraz. A reszta to już była mniej ważna.
- Ja bym chciał, żebyś Ty była szczęśliwa Cherry - powiedział przytulając się do niej. Galen Wyatt nie miał jakiś za wielkich wymagań, nie potrzebował królewskiego wesela. Chociaż pewnie powinien takie mieć zważając na nazwisko i na matkę, która możliwe, że zaplanowała mu je już dawno temu.
- Może będzie, a może uzna, że nie chce? Z nią nigdy nie wiadomo - stwierdził, ale bez jakiegoś większego bólu, po prostu dla niego matka mogła być, mogło jej nie być. Chociaż może gdzieś tam w głębi duszy chciałby, żeby jednak była? Relacja Galena z matką była bardzo skomplikowana, a jak jeszcze teraz z Cherry też nie była łatwa, to już w ogóle jej pojawienie się na ślubie mogło stać przed znakiem zapytania.
Kiedy Cherry zapytała o jego siostrę, to tylko wzruszył ramionami.
- Nie wiem nic Cherry, ale poszukam jej, spokojnie - zmarszczył brwi myśląc nad tym, może rzeczywiście powinien coś z tym zrobić? A jeśli jej się coś stało? Tylko, że Galen się bał, że ona po prostu nie chce go widzieć. To była bardzo prawdopodobna opcja. Myślał nad tym przez chwilę, a w końcu spojrzenie utkwił w niej.
- Cherry, a kiedy... ja poznam Twoją rodzinę? - zapytał, bo to też czuł, że jest nieuniknione - w ogóle nie wiem, czy Twój ojciec będzie zadowolony, że nie rozmawiałem z nim przed zaręczynami? - myślał o tym, bo jednak w rodzinie Galena podejście do niektórych rzeczy mieli tradycyjne, chociaż najmłodszy Wyatt często łamał te stereotypy. I teraz też tak zrobił.
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
— Kochanie, jesteś lwem, najlepszym, co mnie spotkało w życiu — mówiła wolno, patrząc mu prosto w oczy. Pierwszy raz chwyciła go dłonią za policzek i uśmiechnęła się — pierdolony Galen Wyatt, którego boją się inni stalowi prezesi, nie jest nieudacznikiem. Jest najlepszym facetem w branży, najlepszym mężczyzną i spełnieniem moich marzeń — chciała dodać mu pewności siebie. Rozszarpałaby jego matkę, gdyby mogła. Zachowywała się jak napuszczony kocurek, który pokazuje pazurki. Tylko czy nie była świadoma tego, jak rani dziecko? Może specjalnie zagrywała w ten sposób. Nieważne. Liczył się Galen, a także jego pewność siebie.
Uśmiechnęła się zadziornie. Noc poślubna. Czekała na to. Jeszcze niedawno nie byłaby w stanie o tym myśleć... a teraz? Skupiała się jedynie na tym. Przez chwilę wyobraziła sobie, co mogłoby się dziać między nimi. Aż cała zadrżała na samą myśl. Wydawało się jej to niesamowicie kuszące. Może... mogliby zrobić przedwczesną noc poślubną? Sprzedała mu jedynie delikatnego kuksańca. Za dużo wyobrażeń jak na jedną chwilę.
— A nie powinnam? — spytała, wbijając w niego wzrok — wiesz, gdyby nie on... może byłabym teraz zakochana w kimś innym? A tak moje serce było wolne, póki go nie ukradłeś — uśmiechnęła się szeroko. Powinien być mu wdzięczny, poza tym Dylan był w porządku człowiekiem. Nie miał za dużo za uszami. Wydawał się być dobry, a Charity mogła na niego liczyć. Mało jaki męski przyjaciel wziąłby z nią ślub, pokazywał na prawo i lewo miłość. Tak to... mogła czekać, dopóki nie spotkała Galena.
— Nie uda się nam załatwić wszystkiego w tak krótkim czasie — wymruczała Charity, marszcząc przy tym brwi. Ostatnie przygotowania już ją zmęczyły, a miała najbardziej podstawowe rzeczy. Nawet jeśli Wyatt zgodziłby się na stare miejsce ceremonii i wesela... to musiałby poczekać aż do wiosny. Patrzyła na niego z niezrozumieniem. Z jednej strony się cieszyła, a z drugiej denerwowała się myślą szybkiej organizacji wesela z hukiem.
— Skarbie, zaprosimy ich — odparła, marszcząc brwi — źle mówisz. To nie ma być mój dzień, nawet nie twój dzień. Nasz dzień więc razem będziemy go organizować... Możemy pojeździć po salach i wybrać taką... w której oboje się zakochamy? — zaproponowała Charity, unosząc oba kąciki ust do góry. Od tego mogliby rozpocząć przygotowania. Sala wydawała sie być najważniejsza, podobnie jak wstępne oszacowanie liczby gości.
— Strój na noc poślubną — mruknęła, unosząc jeden z kącików swoich ust do góry — zrobię nam listę rzeczy do wybrania... Będziemy musieli podejmować kompromisy — będzie ich wiele. Od alkoholu, po smak tortu, wybór sali, zaproszeń, kwiatów... Tak wiele rzeczy do organizacji. Może powinni wynająć jakąś organizatorkę ślubną? Na pewno pomogłaby im z każdym możliwym wyborem.
— Kocham Cię — mruknęła, wtulając się w niego mocniej. Też chciała, żeby był szczęśliwy. Ten pewny siebie Galen, wpatrzony w nią z błyskiem w oczach. Tego potrzebowała całą sobą do szczęścia. Go przy swoim boku — wystarczy, że będziesz — dopowiedziała, unosząc kąciki ust. Tyle jej wystarczyło, by czuć szczęście. Takie chwile jak teraz były dla niej najbardziej magiczne.
— Sama ją zawlokę do urzędu, lub kościoła, jak będzie trzeba — mruknęła Charity. Nawet zamówi specjalny ambulans, by mógł się nią zająć — to jednak twoja matka — i choć ona będzie ją nienawidziła całą sobą, pogryzie ją, wydrapie oczy, to rozumiała uczucia, które Wyatt miał w sobie. Musiała to przyznać. Na siostrę skinęła głową, chociaż to pytanie dotyczące jej rodziny... mina delikatnie jej zrzędła.
— Ah... Cyrus nie odzywa się od paru dni, Cordian w zasadzie też, a trzeci... niedługo wraca z wakacji — z którymś z braci na pewno się spotkają, wszystko było kwestią czasu — spróbuję się z nimi umówić, albo chociażby jednym z nich — najbardziej prawdopodobny byłby Cyrus, ale z jakiegoś powodu wziął urlop. Wtedy kiedy ona. Czuła, że to był jej najgorszy dramat. Jak miała siedzieć na urlopie, lamentując, gdy nikt nie pilnował firmy? Wcześniej nie była w stanie o tym myśleć, ale teraz tylko to wybrzmiewało w jej głowie — jeśli chodzi o ojca, to... ale nie bądź na mnie zły — wymruczała Cherry, tracąc delikatnie pewność siebie — chciałam poczekać, aż oczyszczą Cię ze zarzutów. Wiem, że na pewno to wyrzuci — w końcu angażował się w śledztwo. Już dawno powinien być czysty. Coś nagle przestało jej grać, ale... to nie była dobra chwila na to — może lepiej, że nie byłeś. Teraz by się nie zgodził, bo bałby się, że sprzedasz jego córkę — był wymagający, a Galen... nie miał zbyt dobrej sławy.
Teraz zwłaszcza.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- To Ty jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało Cherry - powiedział, a tą jej rękę oparł sobie na karku, żeby się do niej przysunąć. Najpierw spojrzał w jej ciemne oczy, a później musnął wargami jej ciepłe, pełne usta, ale lekko, czule, jakby dziękował jej za te słowa. Bo tak było. Cherry potrafiła zaszczepić w nim wolę walki, potrafiła postawić go na nogi, i był jej za to cholernie wdzięczny.
- Czyli posadzimy go w pierwszym rzędzie i w weselnej przemowie powinienem powiedzieć, że dzięki niemu biorę właśnie za żonę tę wspaniałą kobietę? - zapytał patrząc jej w oczy. Może rzeczywiście tak było? A może on powinien w pierwszy rzędzie posadzić Marcie i Meenę, w końcu gdyby nie jedna, czy druga, to też Galen Wyatt mógłby być teraz w zupełnie innym miejscu. Mógłby być... zakochany w kimś innym.
Podrapał się po skroni, kiedy powiedziała, że nie uda im się załatwić wszystkiego w tak krótkim czasie.
- Nie znam się na tym Cherry, może możemy zatrudnić kogoś, kto się tym zajmie? - zapytał, bo on się chyba nie za bardzo nawet chciał tym zajmować. To znaczy, to nie tak, że nie chciał się angażować, chciał... Trochę. Ale nie miał czasu na niektóre rzeczy, którymi mogłaby się zająć po prostu taka organizatorka ślubów.
- A może moglibyśmy powiedzieć komuś czego oczekujemy i on wybrałby salę za nas Cherry? -tak sobie to wyobrażał Wyatt, zresztą on ze wszystkim tak robił, miał plan, miał wizję, a później ją komuś zlecał. Ma być tak, jak on chce. W tym wypadku jak oni chcą. Idealnie.
- Strój na noc poślubną? - powtórzył po niej i znowu się do niej przysunął - będzie potrzebny specjalny strój? - zapytał, ale w ogóle już sama wizja takiego specjalnego stroju na noc poślubną, chociaż Galen go jeszcze nie widział, działała na wyobraźnię - muszę go zobaczyć - jego niebieskie oczy utkwione były w tych jej. Teraz to już nie miała wyjścia, musiała mu go pokazać. Na tę listę i kompromisy nic nie powiedział, chociaż zmarszczył delikatnie brwi. Długa lista i dużo kompromisów - tak czuł.
Kiedy to powiedziała kocham Cię to uśmiechnął się delikatnie, bo teraz już czuł, że tak jest naprawdę. Czyli jednak się dało. Kochać go.
- Ja Ciebie tez Cherry - przytulił ją do siebie i rzeczywiście patrzył na nią jak na najpiękniejszy na świecie obrazek. Kochał tę kobietę.
Wywrócił oczami na to, co powiedziała o jego matce.
- I chciałabyś, żeby widziała jak biorę za żonę tę żmiję? - zapytał, ale to on ugryzł ją, delikatnie, w szyję. Tę swoją żmiję.
Kiedy mówiła o braciach, podniósł głowę wbijając spojrzenie w jej twarz.
- Coś jest nie tak? - zapytał, bo jednak Cyrus był jej asystentem, więc Galen nie rozumiał dlaczego się nie odzywa. Kiedy zaczęła o tym ojcu to nabrał w płuca powietrze i je wstrzymał. Chyba trochę się spodziewał tego, co chciała powiedzieć.
- Bałby się, że wezmę Cię za żonę, a później sprzedam Cię do burdelu w Quebec? - uśmiechnął się, ale zaraz schował ten uśmiech opierając twarz w załomku jej szyi - czytałem też taką teorię spiskową, że mam harem i tam trzymam te dziewczyny, może Twój ojciec by w nią uwierzył i nie chciałby, żebyś dołączyła do mojego haremu? - zapytał i wypuścił z płuc ciepłe powietrze prosto w jej szyje. Były też teorie o tym, że Northex Industries w podziemiach tworzy armię zombie, no i jeszcze taka, że bawi się w Eda Geina i robi sobie zestaw mebli ze skór do salonu. Ale o tych pozostałych wolał już nie opowiadać Cherry.
- A Ty Cherry nie chcesz wyjść za... - mordercę - kryminalistę? Dlatego chcesz poczekać do wiosny? - zapytał, ale nie z jakimś wyrzutem, całkiem normalnie, nie odrywając policzka od jej szyi, na której już zostawił pierwszy mokry pocałunek.
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
— Chcesz się oto kłócić? — spytała ze zadziornym uśmiechem Cherry, gdy już Galen złożył na jej ustach krótki pocałunek. W takich momentach zdawała sobie sprawę z tego, co tak naprawdę potrzebowała. Może faktycznie wspólny wróg był tym, co miało ich połączyć na nowo. Dwie rodziny i oni na przeciwko. Prawie jak współcześni Romeo i Julia, ale mówili zdecydowanie lepszym słownictwem.
— Skarbie, to mój przyjaciel i znam go od dziecka. Jesteś zazdrosny o geja? — spytała finalnie. Miała wrażenie, że często zadawała to pytanie. Kiedyś przecież to dla tego przyjaciela miała ubraną białą sukienkę, stał się jej bezpiecznym wyborem. Mogła zakochać się w kimś innym, lub trwać w związku, w którym mogła zajmować się w stu procentach firmą... ciekawe, czy teraz będzie tak samo? Będzie w stanie zająć się fotowoltaiką? Teraz gdy jedyne o czym myślała to organizacja ślubu.
— Naprawdę chcesz zatrudnić kogoś do znalezienia odpowiedniego dla nas miejsca? — spytała, marszcząc brwi — nie wyobrażam sobie tego. Skoro nie możemy tego zrobić za granicą, to musimy znaleźć miejsce, które będzie krzyczało jedno, wielkie TAAK w naszą stronę — powiedziała dość poważnym tonem. Sukienka, konie, karoca to marzenia każdej małej dziewczynki. Ona znalazła swojego księcia, ale każdy ich element wspólnej podróży musiał być idealny. Inaczej sobie tego nie wyobrażała. Już tak sporo doświadczyli, będąc w tym dwutygodniowym związku, może dłuższym? Sama nie była pewna. — a jak nasze wyobrażenia będą zakłamane? Co jeśli wybierzemy coś, nie zobaczymy tego i nie będzie... tak idealne? — dopytała, marszcząc przy tym swoje brwi. Co miała powiedzieć więcej? Kobiety zawsze stresowały się ślubem i wszystkim, co było z nim związane. Przymknęła na moment oczy, zastanawiając się, jakie słowa powinna teraz wypowiedzieć, ale... nie wiedziała.
— Specjalna bielizna — potwierdziła ze zadziornym uśmiechem — zobaczysz w noc poślubną — teraz tkwił gdzieś zakopany w jej garderobie. Specjalnie schowany pod różnymi paczkami. Przymierzyła już go i wiedziała, że... na pewno mu się spodoba — wiesz... znalazłam ją i stwierdziłam, że Ci się spodoba — przypadkowo. Po prostu była na zakupach, a oczy się jej zaświeciły. Cherry miała coś w sobie z zakupoholiczki. Nawet się nie zastanawiała, bo już wiedziała... że to będzie idealny strój.
— Ale ja bardziej — mruknęła, unosząc kącik ust. Nigdy z nikim nie prowadziła takich dyskusji. Wpierw kłótnia oto, kto jest najlepszym, co spotkało ich w życiu, a teraz o kochanie się?
— Zdecydowanie... — przymknęła oczy, czując na sobie jego pocałunek. Przez moment zastanawiała się, czy jest już gotowa... ale wszystko musi przyjść w swoim czasie — ale nie zostawię u tej wywłoki dziecka — chciała ugryźć się w język. Czy już myślała o... pojawieniu się nowego dziecka? Trochę tak. Choć liczyła na kolejne przygody z Galenem, tak by mogła poczuć mocną więź, która jest między nimi.
— Nie wiem, dawno tak nie znikał... — mruknęła Charity. Może miał dosyć własnej siostry? W pracy potrafiła być prawdziwą żmiją, która nie zaważa na emocje innych ludzi.
— Mój ojciec walczył o pozycję naszej firmy... — zaczęła spokojnym tonem. Christopher zawsze walczył o swoje, nie zważał na innych. Momentami przez to rodzina cierpiała, ale właśnie to ukształtowało samą Charity. Walka o stołek i pozycję w rodzinie — myślałby, że taki ślub mógłby zhańbić nie tylko Marshall'ów, ale także firmę i mnie — zięć handlarz ludźmi raczej nie brzmiał być zachęcająco — Galen, daj spokój... Jaki harem? Mój ojciec miał zawsze wygórowane oczekiwania mnie, a ty... jesteś skandalistą — uniosła kąciki ust lekko nerwowo. Znała każdy skandal Galena. Teraz gdy był z nia pojawiło się wielkie hasło HANDEL LUDŹMI. Burdel, kontenery. Nie brzmiało to dobrze, już poprzednie informacje mogły być odrobinę czymś za dużym dla... jej ojca.
— Chcę wyjść — powiedziała twardym, pewnym siebie tonem. Tego była pewna. Mogło dziać się to zbyt szybko, wszystko szła szalonym tonem, ale tego była pewna. Nie spotkała nigdy bardziej idealnie nieidealnego mężczyzny — nawet jutro, ale poznaj wpierw moją rodzinę, co? — zagadnęła Charity, przenosząc wzrok na Galena. Jego bliskość była dużo lepsza niż jakakolwiek terapia.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Wywrócił oczami na tego przyjaciela geja, a właściwie to chyba na to, czy jest o niego zazdrosny. Galen rzadko w ogóle był zazdrosny, ale czemu się dziwić, jak on nigdy nie był do tego stopnia zakochany?
- Nie-jestem - powiedział powoli, ale może trochę był. Nie o jakieś uczucia, ale bardziej o to, że ten przyjaciel gej miał brać z Cherry ślub i to było jakieś takie bliższe niż jego ślub z nią, gdzieś może na wiosnę, albo za rok?
- A... tak się nie robi? - zapytał, bo tak właśnie chciał, znaleźć kogoś, kto znajdzie salę, kto zorganizuje im ślub jak z bajki. Wymarzony, idealny.
- Będziemy mieć na to czas Cherry? Po prostu my jej powiemy czego chcemy, ona coś wybierze i wtedy zobaczymy to na własne oczy, może? - tak to sobie wyobrażał Galen. Bo nie wyobrażał sobie jeździć po wielu salach i szukać tej, która krzyczy do nich TAAK.
- W noc poślubną? Tyle będę musiał czekać? - tym razem on zmarszczył brwi, ale tylko na moment, bo potem przysunął się do niej i przejechał dłonią po jej udzie - a jak mi się nie spodoba Cherry? Może powinnaś ją przymierzyć? I sprawdzimy czy jest idealna? - podsunął rękę na jej udzie wyżej. A kiedy powiedziała, że ona go kocha bardziej, to znowu strzelił niebieskimi ślepiami.
- Ty zawsze musisz bardziej? Zawsze na wierzchu? - zapytał patrząc jej w oczy, wypuścił ciężko powietrze z płuc prosto w jej szyję, na której złożył kolejny pocałunek - wywłoki? - powtórzył po niej i parsknął śmiechem. Uniósł jedną brew na to dziecko, ale nic nie powiedział, chociaż chciał ją o to zapytać, czy spróbują, ale może nie w tej chwili.
Wyprostował się słuchając o tym bracie.
- Może trzeba to sprawdzić Cherry? - zapytał poważnie, tak jak ona pytała o jego siostrę, tak teraz on autentycznie pytał o jej brata. Bo w końcu biorąc ze sobą ślub, to te ich rodziny, czy chcą, czy nie, to się połączą.
Słuchał jej słów na temat ojca ze zmarszczonymi brwiami. Z jednej strony ją rozumiał, ale z drugiej zupełnie nie.
Wstał w końcu z miejsca i włożył ręce do kieszeni, przeszedł się po apartamencie, wzdłuż tej kanapy na której siedziała.
- Chcesz, ale boisz się ojca, ale jak kazał Ci wyjść za przyjaciela geja, to byłaś chętna, to wtedy wszystko było w porządku - powiedział z jakimś takim wyrzutem i stanął przed nią - ale z Galenem Wyattem już jest problem - spojrzał na zegarek na nadgarstku - idę popracować Cherry, jutro musze znowu wyjść wcześniej - stwierdził i dotknął jeszcze na moment jej policzka, bo trochę miał do niej o to wyrzuty, a trochę nie potrafił. Nie chciał, żeby znowu ich to dzieliło, żeby dzieliło ich cokolwiek, a jednak nie do końca mu to pasowało.
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
— Ja dłużej do tego dojrzewałam, więc bardziej Cię kocham — odparła, wytykając mu język. Pokręciła jedynie głową. Mogli o takie rzeczy się kłócić. Jakoś łatwiejsze życie się wydawało, kiedy mieli takie przepychanki. Strata dziecka, kontenery, wieczne kłótnie... może łatwiej było funkcjonować w ten sposób? Kiedy oboje wiedzieli, czego chcą. Chcieli siebie nawzajem, prawda?
— Zazdrosny jesteś! — krzyknęła, uśmiechając się szerzej — nie wyobrażasz sobie mnie przy boku innego mężczyzny w białej sukience — zaśmiała się, radośnie. Z jakiegoś powodu ganiał za nią jakiś czas. Mogli mieć przecież nieoczywistą relację, w której... po prostu spędzaliby razem miło czas. Dla niego było to niewystarczające. Dla niej z początku by było, a później coraz bardziej doskwierałby jej brak prawdy.
— Tak się robi, ale chciałabym... zaplanować wszystko z Tobą — stwierdziła finalnie, unosząc oba kąciki ust do góry. Naprawdę potrzebowała radości, ekscytacji w trakcie wybierania najmniejszych pierdół. Może nie było to zbyt oczywiste, ale chciała tego, by móc się zatracić, by móc zapomnieć — a musimy kogoś brać? Naprawdę się nam do tego śpieszy, Galen? Chciałabym móc być twoją żoną, a jednocześnie ten dzień musi być najbardziej wyjątkowym w naszym życiu — powiedziała spokojnym tonem. Nikt nie zaplanuje tego dnia tak dobrze jak oni. Może i pomogłoby małe wsparcie, ale jakoś nie ufała mu na tyle. Obcym nie była w stanie. Zawsze musiała być kontrolująca. W pracy przeglądała każdy dokument, który podpisywała. Przy ślubie zrobiłaby się jeszcze gorsza.
— Będziesz musiał tyle czekać — odparła, spoglądając na jego wędrującą ręką. Aż zastanowiła się... czy to był odpowiedni moment? Chciała jego bliskości, nawet jej potrzebowała. Chociaż wpierw... może powinna wybrać metodę antykoncepcji? Sama nie wiedziała, czy dziecko byłoby dobrym pomysłem — mam inną bieliznę, którą musisz przetestować, żebym wiedziała, co jest w twoim guście — zawadiacki uśmiech pojawił się na jej twarzy. Wiele miała mu do zaoferowania. Może nie dziś, może nie jutro, ale kiedyś będą musieli zrobić sobie przegląd szafy i dowiedzieć się, co dokładnie w niej tkwiło.
— Uwielbiam wygrywać — uniosła delikatnie kąciki ust. Zawsze musiała, chociaż w emocjach chciała zdobywać kolejne levele ich znajomości. W pewnym momencie w którym byli oni razem, powinni wygrywać wspólnie.
— No wywłoka, wywłoka, a jak mam ją nazywać? — spytała, unosząc obie brwi — raczej nie Felja — parsknęła krótko i pokręciła głową. Teściowa doprowadzała ją do czystego szaleństwa. Żyłka wydawała się jej pulsować, gdy tylko ją zobaczyła. Nawet gdy o niej myślała. Co miała zrobić więcej?
— Sprawdzę... ale dam mu trochę czasu. Widziałam go, jak byłeś w burdelu — a to zaledwie kilka dni temu. Wcale nie tak dawno temu. Odebrał od niej wiadomość. Na pewno wróci, wyszedł z więzienia, mógłby pojechać na wakacje, a pracował u niej w firmie.
— Nie kazał mi za niego wyjść... — powiedziała twardym głosem, wbijając w niego twarde spojrzenie, gdy tak wędrował — to był mój pomysł, ojciec nie wiedział, że ten związek byłby fikcją. Tata zawsze oczekiwał ode mnie sporo, dużo więcej od braci... Mogłam być najlepsza we wszystkim, a i tak nigdy nie byłam wystarczająca... — wymruczała, patrząc mu w oczy. Przymknęła oczy, próbując się zastanowić, co powinna powiedzieć. Westchnęła, czując skurcze żołądka — zostań. Nie chcę się rozstawać, jeżeli nie jest w porządku. To nie z Tobą jest problem, a ze mną... Cokolwiek nie zrobię, będę widziała jego zawiedzione oczy — zawsze musiało być jakieś ale. Nigdy Charity Marshall nie skarżyła się na ojca, ale w tym momencie już musiała. Po prostu było to dla niej ciężkie. Nawet przejęcie firmy nie było jej zasługą, a faktem że posiadała braci nieudaczników. To ją bolało najbardziej.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- Nie jestem - znowu to powiedział, ale tym razem już patrząc na nią z boku, a na kolejne słowa pokręcił głową - no tego sobie akurat nie wyobrażam... - to były fakty, już wtedy ścisnęło go w dołku, gdy zobaczył ją w tej białej sukni, dla tego przyjaciela geja. Może Galen nie miał jakiś wielkich wyobrażeń o ślubie, właściwie jakby go o to zapytać miesiąc temu, to on nie chciał mieć żony, no i też nie problemem było dla niego iść do łóżka z mężatką. A jednak jak pojawiła się Cherry to jego światopogląd diametralnie się zmienił.
Z jednej strony się cieszył, że Cherry chce planować ten ślub z nim, z drugiej miał obawy, wiedział, że w pewnym momencie to go tak znudzi, że nie będzie może nawet potrafił udawać. Może to była pora, żeby pójść na pierwszy kompromis?
- Kochanie - zaczął i chyba pierwszy raz do niej tak ładnie powiedział - a może zatrudnijmy kogoś, kto pomoże Tobie to wszystko ogarnąć, a ja... Ja będę później to tylko akceptował, albo nie, będziemy wybierać razem, ale ktoś Ci pomoże to usystematyzować? - tylko czy ona na to pójdzie? Miał nadzieję, że tak. W końcu taki ślub to bardzo dużo rzeczy do zorganizowania, a jak oni oboje pracują, jeszcze tak dużo, to chyba naturalne, że potrzebują kogoś z zewnątrz. Dla Galena było to naturalne.
- Na wszystko trzeba tyle czekać, a ja... nienawidzę czekać Cherry - mruknął i odsunął się i zabrał rękę i już cały klimat prysnął. Już nawet ta inna bielizna nie zrobiła na nim wrażenia, bo już siedział z boku. Wyatt był niecierpliwy i takie czekanie na cokolwiek go drażniło. On jak czegoś chciał, to to brał, w jednej chwili, a tu musiał czekać rok, albo do wiosny. Nie wytrzyma tego.
- Zauważyłem - rzucił, kiedy powiedziała, że uwielbia wygrywać, on też to lubił. Będą chyba mieli z tym problem, Galen czuł to w kościach, ciągła walka. Aż jakieś takie ciężkie westchnienie wyrwało się z jego płuc. Przeniósł na nią spojrzenie, kiedy zapytała jak ma mówić na jego matkę.
- Niedługo może... mama? - zapytał unosząc jedną brew, ale się z nią drażnił. Nie wymagał tego od niej. Sam też czasami się dziwił, że to słowo tak łatwo przechodziło mu przez gardło, ale czy tego chciał, czy nie, Felja była jego matką.
Na te jej słowa, że widziała Cyrusa kiedy był w burdelu, to jakoś tak się skrzywił. Cały czas żałował, że jej o tym powiedział. O kolacji u Seeleya jej na pewno nie powie, bo potem by mu to znowu wypominała. Kiedy zaczęła mówić o ojcu to zmarszczył brwi. Jej słowa trochę go uderzyły, bo trochę jakby znał za dobrze ich znaczenie. Przechylił na bok głowę i przejechał kciukiem po jej policzku, ale zaraz zabrał rękę. Przez chwilę tylko patrzył na jej twarz. Wciąż trawiąc te słowo niewystraczająca, jak on sam, dla swojej matki. Zawsze.
Usiadł na kanapie i oparł łokcie na kolanach. Najwidoczniej piękne życie Charity Marshall i Galena Wyatta, wcale nie było takie piękne. Nigdy.
Ale może jeszcze kiedyś będzie?
- Przejdziemy się z Koko? - zapytał patrząc na Cherry z ukosa, a kiedy tylko wypowiedział imię jej pudla, to ożywiła się ona i zamerdała ogonem. Będzie pracował jutro, od samego rana, do nocy, ale dzisiaj... mogli się jeszcze trochę zachłysnąć normalnością, po tym całym ciężkim dniu. Czy nie tego chciała kiedyś Cherry?
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
— Galen Wyatt nie jest zazdrosny? — spytała, parskając krótko. Chyba jej to przeszkadzało. Lubiła to uczucie delikatnej zazdrości, którym darzyli ją partnerzy. Jakby im zależało. Może Galenowi nie zależało na niej? Tak po prostu uznał, że jest jego. Tylko groźba przyjaciela-geja potrafiła zrobić swoje. Ten widok jego oczy, kiedy miała na sobie sukienkę nie noszoną dla niego. Może powinna mu to pokazać? Że mógłby ją stracić — no to wielu rzeczy sobie nie wyobrażałeś skarbie — zacmokała, unosząc oba kąciki ust do góry. Przypominała sobie, jak ją dotykał tamtego dnia, jak intensywny był jego pocałunek. Takiego Galena pokochała. Tego, który był przed nią podobnie. Lubiła zapach jego perfum, zmęczenie gdy wracał po pracy, a także uśmiech.
Chociaż liczyła na odrobinę większą kłótnię oto, kto kogo kocha bardziej.
Zamrugała kilka razy, gdy nazwał ją kochaniem. Czy w ten sposób będzie nazywał ją, kiedy czegoś będzie chciał?
— Mogę się nad tym zastanowić? Mam wrażenie, że nie znaleźlibyśmy odpowiedniej osoby — zaczęła Charity, zagryzając dolną wargę. Co mogłaby mu powiedzieć więcej? Nienawidziła angażować obcych osób. Do ludzi w firmie miała słabe zaufanie, a co dopiero by pozwoliła komuś organizować JEJ ślub z mężczyzną marzeń.
— Spełnianie marzeń polega na czekaniu — odparła, wbijając w niego twardy wzrok. Ona sama musiała długo czekać, by spełnić swoje dotyczące zostanie prezesem. Dlatego tak mocno tego pragnęła. Była w stanie podpisać cyrograf z diabłem, byle by do tego doszło. Podobnie było ze ślubem. Galenowi nigdy ono się nie podobało, z kolei ona lubiła celebrować każde małe zwycięstwo. Wybór sukienki, makijażystki, fryzjerki. Przecież nie wybierze ich na oślep. Wpierw zmieni te swoje blond w kudły w coś bardziej stylowego.
Sprzedała mu kuksańca, piornując go wzrokiem. Mama? Ją miała tylko jedną, a już wiedziała, która będzie tą ukochaną, jedyną, odwiedzaną w trakcie każdych świąt. Nie miała żadnych wątpliwości. Ojciec mógł być oschły, wymagający, ale u mamy odnajdywała za każdym razem chwilę czułości. Nieważne, co się działo. Ta kobieta potrafiła ją zrozumieć.
I może tego właśnie potrzebowali? Większego zrozumienia się nawzajem, poznania się. Przy każdym spotkaniu szargały nimi wielkie emocje, a prawda była taka, że potrzebowali siebie nawzajem. Cokolwiek miałoby się wydarzyć, mieli mocno trzymać się za rękę. Jak wtedy w areszcie, czy teraz kiedy podzieliło ich, ich własne dziecko.
— Tak — kiwnęła głową. Uśmiechnęła się słabo, chciała normalności, codziennego dnia bez jakiegokolwiek dramatu — wyjdźmy na spacer — nie potrzebowała do szczęścia nic więcej. Ona, on i Koko.
z/t x 2

