001.
Ashton cenił sobie swobodę. Mimo swojego codziennego zawodu, lubił nie zwracać na siebie uwagi i żyć powolutku. Nie był celebrytą, którego wszyscy znają, choć rodzinne nazwisko nieco wyróżniało go w towarzystwie z wyższych sfer. Oprócz tego, swoją sławę zdobywał zwłaszcza wśród pewnej grupy osób, które skupiały się na grach, internecie i influencerach, a to mu było bardzo na rękę. Sam wśród tłumu nie wyróżniał się niczym specjalnym — bez skupienia uwagi na szczegółach, nawet nie można byłoby stwierdzić, że wywodzi się z bogatej rodziny. Wyglądem przypominał zwykłego chłopaka, z którym chodziło się do liceum, a jedynie markowe ubrania mogły jakkolwiek nakierowywać, że w jego rodzinie żyło się nieco lepiej.
Nie był snobem, a całkiem sympatycznym chłopakiem, co z szerokim uśmiechem na ustach mówił sąsiadom dzień dobry, a babciom byłby w stanie pomóc przejść przez ulicę. Usposobieniem przypominał żywiołowego Golden Retrivera, choć kolor włosów zdecydowanie odróżniał go od złotowłosej rasy. Liczyły się jednak cechy charakteru i sposób, w jaki prowadził swoje życie. Patrzył na świat może nieco zbyt ufnie, ale w odpowiednim momencie potrafił zawrócić, aby nie dać się komuś oszukać.
Największym zaufaniem darzył jednak swoją rodzinę — to nie podlegało żadnym wątpliwościom. Niektórzy twierdzili, że z najbliższym najlepiej wychodziło się na zdjęciach, ale według Ashtona, to w ogólnym rozrachunku codzienne życie z nimi również nie wychodziło najgorzej. Uwielbiał swoje rodzeństwo i traktował je jako swoje drogocenne wsparcie; w tym nastawieniu było nieco dziecinnej łatwowierności, lecz co mógł na to poradzić. Wiadomo, jak to z rodzeństwem bywa, dokuczali sobie i mieli pewne zgrzyty, jednak w przypadku Charlotte, nie podejrzewałby jej o jakiekolwiek złe zamiary w stosunku do swojej osoby. Ba, cieszył się jak szczeniak za każdym razem gdy się z nią spotykał, nawet jeśli nie widzieli się tylko dzień.
Choć spożywanie alkoholu w wieku dwudziestu jeden lat nie było przestępstwem, to Ashton nadal czuł się jak dzieciak i czasami miał wrażenie, że robi coś złego. Wychodzenie na miasto, zwłaszcza do drogich lokali, nie było w jego ulubionej strefie komfortu, ale jednocześnie było to coś, do czego był najbardziej przyzwyczajony. Dopiero studia uczyły go uczęszczania do tych “biedniejszych” barów czy restauracji — i oczywiście, nie uważał tego za nic gorszącego! Wręcz przeciwnie, czasami wydawało mu się, że była to o wiele lepsza alternatywa do spotkań, a przede wszystkim, bardziej swobodna; tam nikt nie zwracał szczególnej uwagi na wesołych i głośnych nastolatków, bądź już teraz, młodych dorosłych.
Nie był osobą spóźniającą się, ale w tym przypadku przyjechał na styk, aby nie być pierwszym. Okazał się dowodem na wejściu, po czym szeroko uśmiechnął się, widząc w jednej z lóż swoją siostrę.
— Lotta! Jak dobrze, że już jesteś. Przez chwilę się bałem, że na mnie spadnie odpowiedzialność znalezienia idealnego miejsca do siedzenia — zażartował, jakby od tego zależał ich cały wieczór. Choć czy dobry widok na panoramę miasta nieco nie ulepszał tego cudownego spotkania ze starszą? — Wino? Czy dzisiaj celujesz w coś innego?
Charlotte Kovalski
-
do you wanna build a house with me in sims?nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Ashton Kovalski
Ostatnie dni miesiąca mogłaby z pewnością nazwać czystym zapierdolem. Branie spraw medialnych wiązało się z całodniowymi analizami, od których nie mogła najzwyczajniej w świecie uciec. Dodatkowo te dziwne przepychanki z prokuratorem powodowały u niej migreny. Wyższa instancja? Niech się człowiek nie zesra. W ostatnim czasie Charlotte broniła żonobójcę i dzieciobójcę w jednym. Sprawa nie była oczywista. Była w odcieniach szarości. Nawet jej samej trudno było znaleźć odpowiednią percepcję dla tej sprawy. Z drugiej strony widziała, co się działo przed. Sama kobieta mogłaby mieć wystarczające problemy, gdyby tylko klient złożył wcześniej na nią jakieś dowody. Do tragedii nie musiało dojść. Zawiódł system, najbliżsi, a teraz ona nie mogła go zawieźć. Potrzebowała krótkiego momentu resetu. Jednym z lepszych wyborów wydawał się jej brat. Dawno go nie widziała na oczy.
Chociaż spóźnienie wystarczająco ją zirytowało. Liczyła każdą minutę, którą mogłaby spędzić w dokumentacji i wyszukiwaniu kruczków prawnych. Zdążyła spalić papierosa i zająć miejsce przed przyjściem Ashtona. Wpatrywała się w światła ulic. Chwila samotności pozwalała jej na lepsze poznanie własnych myśli, a one kotłowały się niemiłosiernie pod jej czupryną.
— Ashton, bejbiku ty mój uroczy — zaczęła, wstając od stolika, by móc przytulić się do młodszego brata. Chwila powitania i mogła rozpocząć prawdziwą tyradę — dla mnie liczy się mój czas, od dawna wiedziałam, gdzie chcę usiąść — krótka odpowiedź z delikatną szpileczką, ale nie na tym zależało jej tego wieczoru — powiem Ci tak, mojito, dla twojej świni — zaśmiała się Chartlotte, po czym podała bratu kartę. Jej zdaniem mógłby kupić sobie, co tylko by zechciał. To wspólny wieczór rodzeństwa, a Ashton był dorosły. — co tam u Ciebie brat? Wszystko Ci się układa? — spytała, kiedy dostała już swoje zamówienie. Uśmiechnęła się delikatnie i napiła się łyka swojego drinka. Imprezowanie shoty mogło odbyć się trochę później.
Ostatnie dni miesiąca mogłaby z pewnością nazwać czystym zapierdolem. Branie spraw medialnych wiązało się z całodniowymi analizami, od których nie mogła najzwyczajniej w świecie uciec. Dodatkowo te dziwne przepychanki z prokuratorem powodowały u niej migreny. Wyższa instancja? Niech się człowiek nie zesra. W ostatnim czasie Charlotte broniła żonobójcę i dzieciobójcę w jednym. Sprawa nie była oczywista. Była w odcieniach szarości. Nawet jej samej trudno było znaleźć odpowiednią percepcję dla tej sprawy. Z drugiej strony widziała, co się działo przed. Sama kobieta mogłaby mieć wystarczające problemy, gdyby tylko klient złożył wcześniej na nią jakieś dowody. Do tragedii nie musiało dojść. Zawiódł system, najbliżsi, a teraz ona nie mogła go zawieźć. Potrzebowała krótkiego momentu resetu. Jednym z lepszych wyborów wydawał się jej brat. Dawno go nie widziała na oczy.
Chociaż spóźnienie wystarczająco ją zirytowało. Liczyła każdą minutę, którą mogłaby spędzić w dokumentacji i wyszukiwaniu kruczków prawnych. Zdążyła spalić papierosa i zająć miejsce przed przyjściem Ashtona. Wpatrywała się w światła ulic. Chwila samotności pozwalała jej na lepsze poznanie własnych myśli, a one kotłowały się niemiłosiernie pod jej czupryną.
— Ashton, bejbiku ty mój uroczy — zaczęła, wstając od stolika, by móc przytulić się do młodszego brata. Chwila powitania i mogła rozpocząć prawdziwą tyradę — dla mnie liczy się mój czas, od dawna wiedziałam, gdzie chcę usiąść — krótka odpowiedź z delikatną szpileczką, ale nie na tym zależało jej tego wieczoru — powiem Ci tak, mojito, dla twojej świni — zaśmiała się Chartlotte, po czym podała bratu kartę. Jej zdaniem mógłby kupić sobie, co tylko by zechciał. To wspólny wieczór rodzeństwa, a Ashton był dorosły. — co tam u Ciebie brat? Wszystko Ci się układa? — spytała, kiedy dostała już swoje zamówienie. Uśmiechnęła się delikatnie i napiła się łyka swojego drinka. Imprezowanie shoty mogło odbyć się trochę później.
-
do you wanna build a house with me in sims?nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Jego zawód pozbawiony był większych problemów. Niektórzy mogliby sobie pomyśleć, że tylko pykał w gierki — co w tym mogło być trudnego? Praca to praca i nawet jeśli dotyczy zainteresowań, to potrafi dawać w kość i być wymagająca. W końcu Ashton musi wymagać od siebie dużej dyscypliny, trzymania się terminów i zorganizowania. Musi być pomysłowy, ale jednocześnie uważać na to, aby się nie dublować z kimś innym i nie być oskarżonym o plagiat. Dodatkowo, siedzenie przed komputerem każdego w końcu męczy; chociaż ciężko to przyznać, to czasami nie chce mu się grać, nie chce mu się nagrywać i czasami podważa sens swojej pracy. Ma jednak cudowną publikę, od której dostaje pozytywne komentarze i wsparcie, a także znajomych w branży, z którymi chwilowa rozmowa potrafi podnieść na duchu i dać nieco kopa do działania. Doceniał ludzi, którymi się otaczał, bo dzięki nimi to wszystko miało jakiś większy sens — bez tego nie miałby nawet po co nagrywać.
Spóźnienie to za dużo powiedziane, w końcu chłopak był punktualny. Jego punktualność jednak nie dotyczyła bycia przed czasem, a jak samo określenie wskazuje — na czas. Tak jak w tym przypadku, wysiadł z windy i podszedł do stolika równo o umówionej godzinie. Można by rzecz, że często ma wszystko wyliczone, ale nic bardziej mylnego. Wolał nazwać to szczęściem głupiego niż swoim zorganizowaniem, bo czasami zdarzało mu się zawodzić.
Oddał przytulasa od siostry, nie komentując nazywania go bejbikiem — w końcu na takiego się nie czuł! Jedną nogą w grobie, ze wzrostem metr osiemdziesiąt pięć. Bliżej mu było do żyrafy na skraju swojego życia. Zmrużył lekko oczy, słysząc wbijaną przez nią szpileczkę i spojrzał na zegarek, który wskazywał minutę po ustalonej godzinie; ale no jeszcze w międzyczasie się witali, tak? — W takim razie dobrze, że byłem idealnie na czas — odpowiedział z niewinnym uśmiechem. Wiedział, że wolałaby, aby był wcześniej. On może i też preferowałby nie przychodzić na styk, ale dodatkowo musiał nieco przypalić głupa na dole, żeby samemu nie jechać windą; fobia rządzi się własnymi prawami. Zaśmiał się rozbawiony jej tekstem i nawet nie skomentował jej słów. W sumie nawet przekonało go to, aby również dla siebie wziąć koszmar barmanów. — To dwa razy mojito poprosimy — powiedział, gdy kelner podszedł do nich po chwili, aby zapytać, czy podać coś na początek. — W zasadzie mogę powiedzieć, że wszystko po staremu. Szykuje się na zrobienie sobie tygodniowego wolnego, ale na to potrzebuje materiałów, które będą w międzyczasie wychodziły — poinformował, bo był to intensywny czas. Ostatnio nagrywał film za filmem; w Simsach wychodził nowy dodatek, a jeszcze w międzyczasie miał do zrobienia kilka streamów, turniej w LOLu, co też wymagało dużo czasu. A filmy na youtube nie chciały się same nagrać i zmontować. — A ty jak, siostro? Masz jakiś upierdliwych klientów czy obecnie przestępcy mają urlopy? — zagadnął, bo lubił słuchać o jej sądowych sprawach. Wiedział, że nie zawsze mogła mu wszystko powiedzieć, ale na tyle co mógł usłyszeć, to zawsze chętnie chłonął.
Charlotte Kovalski
Spóźnienie to za dużo powiedziane, w końcu chłopak był punktualny. Jego punktualność jednak nie dotyczyła bycia przed czasem, a jak samo określenie wskazuje — na czas. Tak jak w tym przypadku, wysiadł z windy i podszedł do stolika równo o umówionej godzinie. Można by rzecz, że często ma wszystko wyliczone, ale nic bardziej mylnego. Wolał nazwać to szczęściem głupiego niż swoim zorganizowaniem, bo czasami zdarzało mu się zawodzić.
Oddał przytulasa od siostry, nie komentując nazywania go bejbikiem — w końcu na takiego się nie czuł! Jedną nogą w grobie, ze wzrostem metr osiemdziesiąt pięć. Bliżej mu było do żyrafy na skraju swojego życia. Zmrużył lekko oczy, słysząc wbijaną przez nią szpileczkę i spojrzał na zegarek, który wskazywał minutę po ustalonej godzinie; ale no jeszcze w międzyczasie się witali, tak? — W takim razie dobrze, że byłem idealnie na czas — odpowiedział z niewinnym uśmiechem. Wiedział, że wolałaby, aby był wcześniej. On może i też preferowałby nie przychodzić na styk, ale dodatkowo musiał nieco przypalić głupa na dole, żeby samemu nie jechać windą; fobia rządzi się własnymi prawami. Zaśmiał się rozbawiony jej tekstem i nawet nie skomentował jej słów. W sumie nawet przekonało go to, aby również dla siebie wziąć koszmar barmanów. — To dwa razy mojito poprosimy — powiedział, gdy kelner podszedł do nich po chwili, aby zapytać, czy podać coś na początek. — W zasadzie mogę powiedzieć, że wszystko po staremu. Szykuje się na zrobienie sobie tygodniowego wolnego, ale na to potrzebuje materiałów, które będą w międzyczasie wychodziły — poinformował, bo był to intensywny czas. Ostatnio nagrywał film za filmem; w Simsach wychodził nowy dodatek, a jeszcze w międzyczasie miał do zrobienia kilka streamów, turniej w LOLu, co też wymagało dużo czasu. A filmy na youtube nie chciały się same nagrać i zmontować. — A ty jak, siostro? Masz jakiś upierdliwych klientów czy obecnie przestępcy mają urlopy? — zagadnął, bo lubił słuchać o jej sądowych sprawach. Wiedział, że nie zawsze mogła mu wszystko powiedzieć, ale na tyle co mógł usłyszeć, to zawsze chętnie chłonął.
Charlotte Kovalski
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Ashton Kovalski
Wbijanie szpileczki w rodzeństwo było dla niej czymś przypominającym sport. Zresztą uwielbiała wiercić mu dziurę w brzuchu. Uniosła delikatnie kąciki swoich ust, finalnie westchnęła cicho. Mogli nie widzieć się na co dzień przez jej pracę, ale gdy bywała samotna, puszczała w tle streama brata. Wtedy mogła usłyszeć jakikolwiek przyjemny głos.
— Minuta spóźnienia to dalej spóźnienie. W sądzie miałbyś już problemy — rzuciła niezwykle poważnym tonem, jakby nie mogła z tego nie żartować. Dopiero po dłuższej chwili uniosła kąciki ust i zaśmiała się cicho — dobrze, że w nim nie jesteśmy, prawda? — wcale nie była wymagającą osobą. Wiele rzeczy przyjmowała takimi, jakimi są. Może spóźniony klient na rozprawę, mógłby być w stanie zmieść jej poczucie siebie. Tak dla brata nigdy nie była wymagająca, lub surowa. Sama na siebie narzucała pewne standardy, by być w stanie zaspokoić ego ich ojca. Doskonale pamiętała chwilę, kiedy mówił jej, że wolałby mieć chłopca. Do dziś Charlotte próbuje udobruchać ego ojca. Szkoda, że zły plemnik wygrał ten wyścig.
— Dla dwóch świnek — dodała, gdy brat zamówił dla nich mojito. Mogła zaraz mieć trzydziestkę na karku, milion rozpracowanych spraw sądowych, a dalej kochała krzyczeć: mojito dla mojej świni. — planujesz gdzieś wyjechać? Skąd to tygodniowe wolne? — spytała zainteresowana życiem brata. Lubiła wiedzieć, co dokładnie się u niego dzieje — masz już kogoś na oku, braciszku? — kolejne tradycyjne pytanie, którego nie mogłoby zabraknąć. Uwielbiała wiercić w tej sprawie bratu dziurę w brzuchu — ktoś musi przedłużyć nasz ród — parsknęła Charalotte, bo jak wiadomo, ona nie przekaże dalej nazwiska. W tej konkurencji była daleko za bratem. Co prawda Lotte była dosyć spostrzegawcza i nie spodziewała się przyprowadzenia do niej żadnej dziewczyny na błogosławieństwo.
— Hmm... Nie wiem, jak Ci to powiedzieć — miała dużo spraw, o których mogłaby opowiedzieć. Ktoś jednak skutecznie potrafił wyprowadzić ją z równowagi i był dla niej wyzwaniem. — chyba zaczęłam się bawić w kotka i myszkę z jednym panem prokuratorem — różnie można było to zinterpretować. Denerwowało ją to jego smutne podejście do życia, bycie celem każdego, a z drugiej strony chciała móc poznać go bliżej — lubię wygrywać, on też. Chyba lubię jego towarzystwo, chociaż dla niego przebywanie ze mną kończy się prawdziwą męczarnią — zwłaszcza dla osoby, dla której synonim szczęścia to czerń — nie wiem, czy powinnam inwestować energię w tę znajomość, bo to ponurak —- mruknęła pod nosem. Ile mogła za nim ganiać? Może własnie to byłoby najlepsze rozwiązanie? Zamknąć buzię, by bardziej zwrócił na nią uwagę.
Wbijanie szpileczki w rodzeństwo było dla niej czymś przypominającym sport. Zresztą uwielbiała wiercić mu dziurę w brzuchu. Uniosła delikatnie kąciki swoich ust, finalnie westchnęła cicho. Mogli nie widzieć się na co dzień przez jej pracę, ale gdy bywała samotna, puszczała w tle streama brata. Wtedy mogła usłyszeć jakikolwiek przyjemny głos.
— Minuta spóźnienia to dalej spóźnienie. W sądzie miałbyś już problemy — rzuciła niezwykle poważnym tonem, jakby nie mogła z tego nie żartować. Dopiero po dłuższej chwili uniosła kąciki ust i zaśmiała się cicho — dobrze, że w nim nie jesteśmy, prawda? — wcale nie była wymagającą osobą. Wiele rzeczy przyjmowała takimi, jakimi są. Może spóźniony klient na rozprawę, mógłby być w stanie zmieść jej poczucie siebie. Tak dla brata nigdy nie była wymagająca, lub surowa. Sama na siebie narzucała pewne standardy, by być w stanie zaspokoić ego ich ojca. Doskonale pamiętała chwilę, kiedy mówił jej, że wolałby mieć chłopca. Do dziś Charlotte próbuje udobruchać ego ojca. Szkoda, że zły plemnik wygrał ten wyścig.
— Dla dwóch świnek — dodała, gdy brat zamówił dla nich mojito. Mogła zaraz mieć trzydziestkę na karku, milion rozpracowanych spraw sądowych, a dalej kochała krzyczeć: mojito dla mojej świni. — planujesz gdzieś wyjechać? Skąd to tygodniowe wolne? — spytała zainteresowana życiem brata. Lubiła wiedzieć, co dokładnie się u niego dzieje — masz już kogoś na oku, braciszku? — kolejne tradycyjne pytanie, którego nie mogłoby zabraknąć. Uwielbiała wiercić w tej sprawie bratu dziurę w brzuchu — ktoś musi przedłużyć nasz ród — parsknęła Charalotte, bo jak wiadomo, ona nie przekaże dalej nazwiska. W tej konkurencji była daleko za bratem. Co prawda Lotte była dosyć spostrzegawcza i nie spodziewała się przyprowadzenia do niej żadnej dziewczyny na błogosławieństwo.
— Hmm... Nie wiem, jak Ci to powiedzieć — miała dużo spraw, o których mogłaby opowiedzieć. Ktoś jednak skutecznie potrafił wyprowadzić ją z równowagi i był dla niej wyzwaniem. — chyba zaczęłam się bawić w kotka i myszkę z jednym panem prokuratorem — różnie można było to zinterpretować. Denerwowało ją to jego smutne podejście do życia, bycie celem każdego, a z drugiej strony chciała móc poznać go bliżej — lubię wygrywać, on też. Chyba lubię jego towarzystwo, chociaż dla niego przebywanie ze mną kończy się prawdziwą męczarnią — zwłaszcza dla osoby, dla której synonim szczęścia to czerń — nie wiem, czy powinnam inwestować energię w tę znajomość, bo to ponurak —- mruknęła pod nosem. Ile mogła za nim ganiać? Może własnie to byłoby najlepsze rozwiązanie? Zamknąć buzię, by bardziej zwrócił na nią uwagę.