Ale zasługiwała na wyjaśnienia, on przede wszystkim też. Nie chciał pozwolić na to, by ich ostatnie spotkanie na palarni było faktycznie tym ostatnim, bo rozstali się w naprawdę chujowy sposób.
Wpierw spotkał się z Cynthią, u której rozpoczął maraton alkoholowy. A przez następne cztery dni po rozprawie nie wychodził ze swojego mieszkania. Zamawiał zakupy uberem, przede wszystkim tanie alkohole, których wypił chyba z hektolitry. Nie potrafił poukładać sobie w głowie, budził się z wrażeniem, że jego życie już nie ma jakiegokolwiek sensu. Jeśli dobrze pójdzie to zostanie zawieszony, w najgorszym wypadku dostanie dyscyplinarkę i w taki sposób skończy się jego cała prokuratorska przygoda. Fascynujące w jak prosty sposób można spierdolić sobie całe życie.
Nie odbierał telefonu od ojca, nie chciał mieć z tym człowiekiem żadnego kontaktu. Doskonale wiedział, że znów czułby się jak dziecko, bo nie usłyszałby ani jednego pozytywnego słowa. Rozmowa z starym Lennoxem nie byłaby w żadnym stopniu pocieszająca. Nie potrzebował kogoś, kto będzie mu ględził, że to, co się wydarzyło nigdy nie powinno.
Sam był winny, nie potrafił nawet zaprzeczyć. Mógł w końcu nie brać swojej byłej narzeczonej za świadka. Zataił te informacje celowo, ale nie spodziewał się, że ktokolwiek kiedykolwiek może wyciągnąć to jako asa z rękawa. To był największy skandal publiczny w jego życiu - bo jedyny do tej pory.
Motywacja na spotkanie się z Charlotte przyszła mu, gdy skończył pić drugą butelkę whisky. Nie jakiejś drogiej, taniej, pierwszej lepszej, która wyskoczyła mu na aplikacji do zamawiania. Wstępnie chciał ubrać się i wsiąść do samochodu, by pojechać do mieszkania Kovalski, ale doskonale wiedział, że byłaby to przesada. Myślał względnie trzeźwo. Media czekały właśnie na taki moment, by znaleźć go w jeszcze bardziej kompromitującej sytuacji, aby zgnieść go jak robaka. Więc zdecydował się na taksówkę.
Z nienapoczętą butlą alkoholu wsiadł do windy, by wjechać na odpowiednie piętro. Oczywiście, że nie zapowiedział się, szczerze liczył, że odbije się od drzwi, bo
Niestety było inaczej, po zapukaniu do drzwi nie musiał czekać długo, by zostały otworzone.
Oparł się o framugę i z uśmiechem wyciągnął w jej kierunku rękę z prezentem.
Powitalnym. Albo przeprosinowym.
Z najtańszą whisky, którą i tak sam będzie pił.
— Czekałaś na mnie? — rzucił na wstępie, a następnie nie czekając na jakiekolwiek zaproszenie wszedł do środka. — Ładnie tu masz, dziwne, że jestem tu pierwszy raz.
Charlotte Kovalski



