the first one
i'm sorry i spilled the wine onto your expensive shirt, actually, i absolutely mean to do it. oh, you're hurt by the shards of glass? so sad, so sad.
Aplikacja związana z nagłymi zleceniami nagle zabrzęczała, gwałtownie wyrywając młodzieńca z letargu spowodowanego przebieraniem ubrań do nowej dostawy. Ktoś — najpewniej jego szef, niemniej czy to było takie ważne? — wspominał, iż nie powinien zerkać do ekranu komórki w trakcie pracy, ale to należało do ostatnich zmartwień Darrena. Jeśli miał ochotę aktualnie odpisać na wiadomości od znajomych, zerknąć na najnowszą gazetkę promocyjną czy zareagować emotikonką na esemesa od swojej matki, dokładnie to robił. To zachowanie odnosiło się również do pozostałych części jego życia, albowiem Farley nie przykładał wagi do tego, co wolno, a czego nie. Kierując się tą z ł o t ą myślą, szybko zaakceptował propozycję bycia kelnerem na najbliższej gali, nawet się nie zastanawiając nad formalnym strojem, lakierowanymi butami czy koniecznością znoszenia zrzęd przed całą noc. Takich, które to miały zbyt wiele pieniędzy, aby zachować przy tym równocześnie rozsądek.
Finansowa stabilność była w końcu czymś, o czym sprzedawca ubrań absolutnie marzył, ale wiedział, że nie może sobie na to pozwolić. Przez to — a w zasadzie, przez b r a k tego — łapał się czegokolwiek; wyprowadzał psy, doglądał starszych ludzi, sprzątał mieszkania, sprawdzał bilety na festiwalach, zbierał pieniądze na ratowanie pszczół (Chryste, wszyscy wiedzieli, że to absolutny scam) i poniżał się bardziej, byleby opłacić mieszkanie i zakupić paczkę papierosów. Czasami trafiały się bardziej fancy zlecenia, jak chociażby wspomniana gala.
Farley z odmętów szafy wyciągnął starą, białą koszulę, w której ostatni raz był zapewne podczas przyjęcia na studia, a także garniturowe spodnie, przykrótkie w kostkach. Nie brakło eleganckich, acz przeżywszy lata swojej świetności mokasynów i nawet udało mu się ułożyć włosy, przez co w Guild Inn Estate był na czas, gotowy na szkolenie. Jego obowiązki nie były skomplikowane; odpowiadać na zachcianki gości, donosić alkohol, jedzenie, więcej alkoholu i jeszcze trochę serowych koreczków z oliwkami, a później, po wszystkim, posprzątać i przyjąć solidny przelew na konto. Łatwe, no nie?
Pech chciał, że zarówno Farley nie potrafił trzymać języka za zębami, jak i goście gali rozdania nagród nie potrafili przestać pić, gdy organizm nie domagał, a i komentować, gdy wypadało. Nic dziwnego, że przez natężenie powyższych cech był zarówno znienawidzonym, jak i najbardziej obleganym kelnerzyną, gdyż te wszystkie s n o b y uwielbiały, gdy ktoś potrafił im się postawić. Miał pełne ręce roboty, dlatego gdy któryś z młodzieńców — na oko wyglądał na kogoś w jego wieku, był wysoki, szczupły, miał rozkoszne piegi i figlarny błysk w oku — poprosił go o doniesienie butelki wina, Darry jedynie wywrócił oczami i odmruknął jasne, się robi, nim faktycznie zniknął w odmętach piwniczki z winami.
Nie chciał, w porządku? Może tylko odrobinę, gdy widział, jak chłopak bajeruje blondynkę z długimi rzęsami i jeszcze dłuższymi nogami, a ona głośno i irytująco chichocze. Nie chciał, a jednak się stało, gdy przy otwieraniu wina jego noga swobodnie kopnęła w nóżkę krzesła wspomnianej dziewczyny, a przeszywający ból przeszedł od czubków palców, aż po udo. Nie chciał, gdy z jego ręki wyślizgnęła się butelka, obijając o kant stołu i trzaskając szyjkę, a zarazem rozlewając czerwoną, pełną procentów ciecz, na koszulę kawalera i na podłogę pod nimi. NIE CHCIAŁ, a jednak na jego twarzy pojawił się złośliwy, udawany uśmieszek, w którym to skrucha była teatralnym aspektem.
— Och, ja najmocniej... — zaczął, przewracając oczami na pisk towarzyski Bowiego, a następnie kucnął, policzkiem muskając zgięte kolano Vice'a. Rzucił mu przydługie spojrzenie spod długich rzęs, przechylając delikatnie głowę w bok, gdy policzek zarazem wypchał językiem. — Mężczyźni piją wódkę, nawet wino nie mogło tego znieść — krzywo się uśmiechnął, rozluźniając ramiona. Wyciągnął serwetki z kieszeni, aby zetrzeć nimi wino i zarazem ciężko westchnął. — Twoja koszula i tak jest już cała czerwona, nie chcesz jej zdjąć? Potrzebuję większej ilości materiału do starcia podłogi — pomruk był niski, wydobywający się z głębi gardła.
Drapieżny, żartobliwy, absolutnie złośliwy.
Eat the rich, babe.
Bowie Vance