34 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
psychoterapeuta w CAMH
Awatar użytkownika
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjitrzecioosobowy
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Prosecco solves everything…
To nie powinno brzmieć jak hasło, którym kieruje się psychoterapeutka. W końcu to do niej zgłaszają się ludzie, którzy tak twierdzą. Jak więc może im pomagać sama kierując się taką myślą co oni? W jakiś dziwny, pokrętny sposób potrafi jednak im pomóc. Znacznie lepiej jej wychodzi doradzanie innym, aniżeli wdrażanie tych zasad we własne życie. Mara jest przykładem psychologa, który sam tak naprawdę potrzebuje jakiejś porządnej terapii.
Lecz wychodzi z założenia, że dla niej najlepszą formą terapii jest Prosecco, paczka ulubionych chipsów i batonów oraz towarzystwo przyjaciółki, która będzie jak zawsze z nią szczera do bólu. A dzisiaj nic więcej nie potrzebowała oprócz możliwości wyrzucenia z siebie tego, co jej leży na żołądku w związku z nowym facetem jej siostry. Bo czy ze wszystkich wolnych mężczyzn na tym świecie, najmłodsza panienka Lakefield musiała wybrać właśnie jego? Nie dość, że był od niej tyle lat starszy, że mógłby robić za jej sugar daddy, to na domiar złego Mara… Co Mara? Dlaczego ją to tak denerwowało z kim umawia się jej siostra? Była wolna. Ten mężczyzna również. O co jej w takim razie chodziło? Czy problem polegał tylko na różnicy wieku? Czy również na tym, że to był jej dawny przyjaciel? Przyjaciel, z którym o mały włos się nie przespała i na co miała ochotę. A także, że był i jej nauczycielem przez pewien czas? Czy ich relacja nie mogła być jeszcze bardziej skomplikowana? Najwyraźniej jej życie pisze tak pokręcone scenariusze wyznając zasadę, że wszystkie chwyty dozwolone.
Dlatego wychodząc od rodziców napisała szybką wiadomość do Cynthi czy ma ochotę dzisiaj na bąbelki. Bez zagłębiania się w szczegóły, bo na te przyjdzie jeszcze pora. Wzięła taksówkę, po drodze zrobiła zakupy i z odpowiednim zapasem alkoholu oraz przekąsek zadzwoniła do drzwi czekając aż będzie mogła się rozsiąść na podłodze przy kanapie i polać im cudownego uzdrawiacza wszystkich problemów.
- Jak to dobrze, że jesteś dzisiaj w domu- powiedziała na przywitanie wyraźnie się rozluźniając na widok przyjaciółki. Tak niewiele potrzeba, aby było lepiej. Skierowała się od razu do środka stawiając zakupy na blacie i biorąc się od razu za otworzenie butelki doskonale wiedząc, gdzie znajdzie korkociąg. - Wiesz, że gdybyś była w pracy, to bym właśnie siłowała się z korkiem nad ciałem jakieś nieboszczyka?- spytała z lekkim uśmiechem i delikatnie kręcąc głową sama w to nie dowierzając, ale faktycznie była do tego zdolna. Jej śmiech przeciął głuchy huk wystrzelonego korka, który Mara złapała z gracją prawdziwej profesjonalistki w otwieraniu Prosecco. Gdyby rozdawali za to dyplomy, już dawno obie by miały na swojej półce. W końcu już kilka tych butelek poszło od czasów studiów na których się poznały. Mimo, że odkąd odebrały dyplom minęło wiele lat, to ewidentnie w życiu Lakefield to tamten okres odcisnął na niej największe piętno. To tam poznała kobietę stojącą właśnie przed nią. To tam poznała swojego byłego już męża. I to tam poznała mężczyznę, który dzisiaj sprawił, że potrzebowała babskiego wieczoru I Prosecco, które sprawi, że przestanie myśleć o facecie swojej siostry.


Cynthia A. Ward
Jakoś miło
35 y/o
Mark your calendar for Canada Day
170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresja przy barszczyku
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Mara Lakefield

Siedzenie w domu Cynthii było miarą jej beznadziejnego poczucia, z którego w żaden sposób nie mogła wyjść. Zbyt wiele rzeczy w jej życiu się sypnęło. Miało być tak dobrze, gdy kosztowała ust rezydenta. Miała być jego, a finalnie zniknął jak za uderzeniem magicznej różdżki. Jakby w ogóle nie istniał. Wprowadził do jej życia chaos, pełno wątpliwości. Dał przez moment poczuć się szczęśliwą. Może wtedy zapomniałaby raz a dobrze o Cassianie? Razem z nim zniknęłyby te wszystkie smutne, zawiedzione twarze, które tylko by obserwowała. Dlatego uciekała od innych ludzi, nie potrafiła mierzyć się ze współczuciem. Czuła, jakby na nowo przeżywała najgorsze chwile życia.
Wszystko wróciło do niej ze zdwojoną siłą po przesłuchaniu przez przyszłą-niedoszłą Cassiana. Pierwszy raz przed ludźmi musiała mówić o uczuciach. Nigdy nie manipulowała dowodami w sprawie. Za to czuła się jak najgorsze gówno, gdy kobieta raz, za razem wychwytywała ich opowieść miłosną na światło dzienne. Nie było to ani łatwe, ani proste. Jak opowiadać o mężczyźnie, który się oświadczył? Dla którego walczyło się z chorobą, tracąc prawie wszystkie włosy na głowie, a gdy zaczęło się układać... on Cię zostawił. Potem gdy już miało się nadzieję na rozejście się dróg, okazało się, że możecie razem współpracować. To doprowadzało ją do szału. Jeszcze bardziej, kiedy cała relacja wyszła na światło dzienne. Choć nie byli ze sobą już prawie dziesięć lat, to z nikim od tego czasu nie była. Spojrzenie na mężczyznę uruchomiało u niej niemalże od razu odruchy wymiotne. Przychodziły jej bezwiednie, za każdym razem gdy przychodził. W pracy, ale też w innych chwilach. Najbardziej żałosną formą było widzenie go pijanego na jej kanapie. Może też dlatego nie protestowała, widząc wiadomość od Mary? Potrzebowała jej, ale nigdy by się do tego nie przyznała.
A ja jestem tym faktem zdziwiona — rzuciła, otwierając drzwi. Kiedy tylko Lakefield przekroczyła próg jej apartamentu, zamknęła za nią drzwi i spojrzała z twarzą pełną wątpliwości — wolałabym być w pracy — wieczna pracoholiczka. Ludzie w mieście spoglądali na nią oceniająco, za to Ward próbowała, ile mogła schować się przed tym spojrzeniem. Stąd zamknęła się w domu na cztery spusty, nikogo tu nie wpuszczając, No, aż do wiadomości przyjaciółki. Pewne osoby wiedziały, gdzie leżał zapasowy klucz do mieszkania. Mara do nich należała.
Nie piłabyś nad denatem, bo bym Cię nie wpuściła — skwitowała krótko, wyjmując kieliszki z kuchni — co się stało, że się u mnie pojawiłaś? — spytała wprost, rozlewając bąbelki do szkła. W końcu mogła napić się łyka. Uwielbiała tę lekkość, którą ofiarował jej alkohol. Co prawda przy antydepresantach nie powinna pić, ale psychiatra jej na trzy kieliszki pozwolił w kryzysowych momentach.
Jak inaczej można by to nazwać?
34 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
psychoterapeuta w CAMH
Awatar użytkownika
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjitrzecioosobowy
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Mara i Cynthia były pod wieloma względami do siebie podobne. Obie miały złamane serce i to w ten jeden z paskudnych sposobów. Obie za wszelką cenę starały się tego nie okazywać, by nie musieć się mierzyć ze współczuciem innych. Z tym wzrokiem pełnym litości. Mara wtedy czuła się jeszcze gorzej, a wystarczyło już, że jej mąż zdradzał ją od lat, aby jej pewność siebie została całkowicie zmiażdżona. Spojrzenia innych nie musiały jej o tym przekonywać. Dlatego całkowicie rozumiała przyjaciółkę i to jako bliska jej osoba, psycholog, a także po prostu osoba, która również została porzucona.
Ponadto, obie nie potrafiły powiedzieć wprost, że czasami najzwyczajniej w świecie potrzebują towarzystwa drugiej osoby. Lakefield kręciła i miotała, ale nie mówiła tego dosadnie. Tak jakby powiedzenie tego na głos miało być przyznaniem się, że nie jest się wystarczająco samodzielnym i silnym. A przecież ludzie raczej żyją w stadzie. Z drugiej strony czy wszystko trzeba komunikować jasno, głośno i wyraźnie? Gdy Cynthia chorowała, nikt nie musiał kazać Marze wspierać przyjaciółkę. Była przy niej, chociaż nikt o to nie prosił. Nie musiał. Nawet jeżeli czasami podczas sesji chemioterapii nie rozmawiały wcale ze sobą.
Dzisiaj zachowanie Mary wskazywało na to, że potrzebuje kogoś bliskiego, kto ją wysłucha. Nie potrzebowała rad, pomocy czy innych pierdół. Wystarczyła butelka alkoholu i osoba, która ją wysłucha i spojrzy na to wszystko szczerym, trzeźwym okiem, bo to była też jedna z wielu cech, które Lakefield ceniła w Ward. Wolała usłyszeć najbrzydszą prawdę, aniżeli najpiękniejsze kłamstwo.
- Serio? Mając do wyboru Prosecco ze mną, a wieczór z nieboszczykiem, to wybrałabyś to drugie?- spytała rozkładając ręce na boki i nim poruszając jakby ważyła, która z nich jest cięższa.- Mam nadzieję, że to pracoholizm, a nie brak miłości do mnie- posłała jej jeszcze wymowne spojrzenie i może lepszą przyjaciółka, która jest zarówno psychologiem, zaproponowałaby jej teraz pójście na terapię albo nawet sama pociągnęła ten temat, ale to nie był ten rodzaj znajomości. Każda z nich szanowała przestrzeń tej drugiej, a w dodatku Mara wyszłaby na hipokrytkę, skoro sama wpadł w wir pracy.
Gdy Cynthia wyjęła kieliszki, Mara od razu nalała im dosyć sporo. W końcu po co zaraz dolewać jak lepiej wlać od razu więcej.- Pamiętasz tego młodego nauczyciela ode mnie z roku, z którym się zaprzyjaźniłam?- spytała kątem oka zerkając na brunetkę i podała jej wino. Gdy wzięła je od niej, chwyciła po własny i wzięła szybki łyk.- Ten, który wcześniej próbował się ze mną przespać- doprecyzowała szybko, jakby to była całkowicie normalna sytuacja, chociaż gdy wypowiedziała to na głos, to już wcale tak nie brzmiało. Znowu przycisnęła Kieliszek do wargi tym razem od razu wypiła całość. Potrzebowała jeszcze nieco odwagi zanim zwali na nią bombę. Chociaż może Cynthia wcale nie zaryzykuje tak Mara? Nikt tego nie może przewidzieć, więc rudowłosa teraz stała i przyglądała się przyjaciółce zastanawiając się o czym ta druga czuje.


Cynthia A. Ward
Jakoś miło
35 y/o
Mark your calendar for Canada Day
170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresja przy barszczyku
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Mara Lakefield

Cynthia pokazywała empatię w stosunku do dosyć niewielu osób. Szczerze bała się odkrywać przed innymi ludźmi, bojąc się zranienia, którego nie będzie w stanie wypełnić butelką prosecco i jego bąbelkami. Jedną z niewielu takich ludzi była właśnie Lakefield. Potrafiła ją zrozumieć, odgadnąć jej ból, którego nic jak dotąd nie było w stanie zasklepić. Dopiero on wydawał się coś w niej ruszyć, ale zniknął jak za dotknięciem magicznej różdżki. Sama nie wiedziała, w jaki sposób powinna się zachować, czego dokładnie oczekiwała od życia. Bała się bólu, a on tak czy siak pojawiał się na dnie jej serca.
Nawet wpuszczenie przyjaciółki do własnego mieszkania wymagało od niej siły. Sama chęć wstania, zawalczenia o relację. Wolała się ukryć za czterema ścianami własnego apartamentu. Wtedy do nikogo nie doszłoby, jak bardzo została zraniona, jak bardzo boli ją to, co stało się, kiedy zeznawała pod przysięgą. Sprawy z Cassianem jak dotąd nie były dokończone. Ciągnęły jej własne serce na dno, jak kamień, który uwiera na samym dnie duszy. Jednak otworzyła, wpuściła ją, a co dziwne uniosła delikatnie kąciki obu ust, dając znać, że wszystko jest w porządku. Tak było, a ona naprawdę chciała w to uwierzyć.
Przekręciła nieznacznie głowę, słysząc słowa przyjaciółki. Mówiła, jakby totalnie jej nie znała. Cynthia rzadko kiedy wybierała ludzi nad własną pracę. Przede wszystkim przez wzgląd na spokój. Ostatnie czasy brakowało jej drugiego człowieka, kogoś, kto byłby w stanie się nią zaopiekować po całym chaosie spowodowanym przez Lennoxa. Może... powinna się tym podzielić?
Zawsze wybieram nieboszczyka — parsknęła krótko, unosząc wzrok na Lakefield. Tradycyjny wybór Ward, ona się nawet przed tym nie kryła — oni nic nie mówią — konkretny powód. Uwielbiała przyjaciółkę, ale jej reakcje nie były na tyle... dobre. Ukrywała bardzo często własną ekscytację, a jednak cieszyła się z wizyty Mary — zdecydowanie pracoholizm. Nie odbieraj tego... personalnie — dodała finalnie, nie chcąc psuć wieczoru. Lakefield musiała przyjechać do niej z konkretnym powodem. Może słyszała o całej aferze z synem senatora w gazetach? Albo może po prostu sama przeżywała kryzys?

Upiła kilka łyków prosecco, obserwując bacznie przyjaciółkę. Próbowała znaleźć w jej zachowaniu czegoś, co powie jej, co się działo w jej głowie.
Pamiętam — mruknęła finalnie. Coś w głowie jej świtało. Zastanawiało ją jedno, dlaczego to zawsze chodziło o mężczyznę. Kiwała głową, próbując wyłapać jak najwięcej — tak — każdy szczegół miała w głowie. Zresztą nic dziwnego. Skandaliczne rzeczy zapamiętuje się na długo. Seks z rezydentem, romans z nauczycielem... chyba dziewczyny były siebie warte — co z nim? — spytała finalnie, unosząc wzrok z bąbelków. Podstawowe informacje miała, teraz potrzebowała kolejnych.
34 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
psychoterapeuta w CAMH
Awatar użytkownika
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjitrzecioosobowy
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Mara uważała siebie za świetnego psychologa. Nazwałaby też siebie wspierającą przyjaciółką, a jednak dzisiaj wpakowała się do domu Cynthi bez większej uwagi na jej komfort i samopoczucie. Nie zastanawiała jak się czuje, nie przyglądała się jej mimice, a szczególnie oczom, które w większości przypadków zdradzały każdego. Dzisiaj była pochłonięta swoim życiem tak bardzo, że przemknęła przez próg jej domu niczym huragan, byleby tylko jak najszybciej otworzyć butelkę alkoholu. Tak, była fatalną przyjaciółką. Przynajmniej przez te minuty.
Jednak, gdy przyznała, że faktycznie wybrałaby nieboszczyka, to zapaliło czerwoną lampkę w głowie Mary. To był swego rodzaju znak ostrzegawczy, że trochę się chyba zapędziła we własnym świecie. A przecież dziewczyny znały się od lat. Były przy sobie w wielu różnych życiowych sytuacjach.- Błagam Cię. Gdybym odbierała to chociaż trochę personalnie, nie byłoby mnie tutaj - przewróciła oczami, zaraz jednak posyłając jej lekki, ale ciepły uśmiech. To była jedna z tych cech, które bardzo ceniła w przyjaciółce - szczerość. Nigdy się o to nie obraziła, bo jak mogłaby? O to, że kobieta jasno określa, czego potrzebuje? Była to cecha, którą wielu mogło jej zazdrościć. Więc nie, Mara nie brała do siebie pracoholizmu Cynthi. Starała się też w tym wszystkim nie analizować tego pod względem psychologicznym, a po prostu być obok bez względu na wszystko. Chociaż czasami nie mogła przestać się odpędzić od szybkiej analizy w głowie pewnych zachowań. To takie jej zboczenie zawodowe.
Zaraz jednak przypomniała sobie, dlaczego potrzebowała koniecznie dzisiaj się komuś wygadać. I to najlepiej komuś, kto znał ją już w tamtych czasach, gdy mimo, że oficjalnie miała chłopaka, to i tak spędzała wiele wieczór z Arthurem. I nie, nie na seksie. Chociaż flirt w ich relacji był na porządku dziennym.
- Spotkałam go dzisiaj na obiedzie. U moich rodziców w domu - upiła znacznie większy łyk wina, a po przełknięciu potrzebowała wciągnąć głęboko powietrze. To było wciąż świeże. Raptem niecałą godzinę temu sie przecież o wszystkim dowiedziała.- Zaręczył się z Connie. Tą samą Connie, która jest moją młodszą siostrą i nie wie, że mnie i jej narzeczonego coś… łączyło?- nie była nawet pewna jak określić jej relację z Llewellynem. Zapierała się, że się z nim nie prześpi mówiąc mu po prostu, że nie jest w jej typie. Ale prawda była taka, że po prostu nie chciała żeby odrzucił ją w kąt po jednej, wspólnie spędzonej nocy. Była młoda, wierzyła w miłość i romantyzm i pragnęła czegoś więcej. Dlatego zaproponowała przyjaźń, ale dzisiaj na tarasie , gdy go zobaczyła po wielu latach rozłąki, zaczęła zdawać sobie sprawę, że wciąż potrafił poruszyć jej skamieniałe teraz serce. Mogły minąć lata, a on dalej nie był jej całkowicie obojętny.



Cynthia A. Ward
Jakoś miło
35 y/o
Mark your calendar for Canada Day
170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresja przy barszczyku
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Mara Lakefield

Rozmówcą Cynthia nigdy nie była dobrym. Niewielu osobom potrafiła też przekazać jakiekolwiek wsparcie. Do ich grona z pewnością należała Lakefield. Pierwszej, lepszej osoby nie wpuściłaby do środka, gdy sama przeżywała kryzys. Dla Mary mogła wejść na odrobinę większy poziom wspierania niż dla kogokolwiek innego. Niewielu osobom była w stanie to sprezentować. Była zamknięta we własnej skorupie i nie chciała z niej wychodzić.
Prawda — odpowiedziała, unosząc delikatnie kąciki ust do góry — przynajmniej ty wiesz, że nie masz, co rywalizować z denatami i za to Cię kocham — zacmokała całkiem zadowolona Ward. Wiele osób nie potrafiło zrozumieć tego życiowego wyboru Cynthii. Ona sama wybrała zamknięcie się przed jakimkolwiek człowiekiem. Jako stażystka wybrała patologię, by nie mieć kontaktu z pacjentami. Jako rezydentka wybrała patologię sądową, bo... wtedy mogła pracować w ciszy i unikać spojrzeń pełnych współczucia. Wystarczyło, by ktoś usłyszał krótką historię o Cassianie, lub wspomnienie o nowotworze, a już na nią patrzył inaczej.
Otworzyła szeroko usta, zastanawiając się, co powinna powiedzieć. Coraz bardziej nie wiedziała im dłużej Mara mówiła. Pierwsze zapytanie o profesora wydawało się brzmieć jej zdaniem dość niewinnie. Nawet byłaby w stanie o nim przez moment zapomnieć. Nie zastanawiać się, co dokładnie kryło się za jej słowami, ale z każdym kolejnym czuła, jakby ktoś właśnie rzucił w nią workiem pełnym ziemniaków. Tak gdyby kamienie leżały mocno na jej sercu.
Co ty pierdolisz? — spytała finalnie Cynthia. Tyle była w stanie z siebie powiedzieć. Znała całą sytuację, a teraz w jej głowie zaczynało dość mocno buchać od procesów myślowych, które trwały w najlepsze. Szczerze nie wiedziała, co powinna powiedzieć. On tam? Przestała ją dziwić wizyta przyjaciółki u niej w domu, bo tu... były o dużo większe dramaty, niż sama mogłaby po sobie się spodziewać. — pierdoli twoją młodszą siostrę? — aż oczy otworzyła szerzej, a brwi powędrowały dość wysoko. Kolejnej rewelacji też się nie spodziewała. Czuła, jak jej serce bije za szybko. Choć próbowała sobie to poukładać potrzebowała kilku chwil — i co ty na to? — chwilowa niedogodność, współczucie w stosunku do siostry, a może... jeszcze coś do niego czuła?
34 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
psychoterapeuta w CAMH
Awatar użytkownika
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjitrzecioosobowy
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Uśmiechnęła się szeroko słysząc wyznanie miłości z ust Cynthi. Osoby tak skrytej i zamykającej się przed innymi, że takie słowa wychodzące od niej były czymś niezwykłym. Nie były rzucane na wiatr, dlatego serce Mary rozgrzało się na nie. Oczy miały to ciepłe, łagodne spojrzenie, które posłała przyjaciółce. Nie musiała nic mówić. Wyraz jej twarzy oznaczał, że odwzajemnia te uczucia. Zaraz jednak żeby się nie rozczulić, to przewróciła rozbawiona oczami.
- I za to, że nigdy nie przychodzę z pustymi rękoma. Obie dobrze wiemy, że bez butelki byś mnie nie wpuściła- poruszyła wymownie brwiami i w sumie trochę żartowała, a trochę faktycznie nie miała pewności, czy jeżeli nie dopisałaby w smsie, że ma ze sobą dwie butelki alkoholu, to by została wpuszczona. Była to forma przekupstwa, przyznaje się do tego. Co z niej za terapeuta, który przekupuje przyjaciółkę Prosecco? Najlepszy.
Niezależnie od powodu wpuszczenia jej do środka, Mara była ogromnie wdzięczna, że nie była teraz sama. Strach pomyśleć, co by jej przyszło do głowy będąc pijanym samemu w domu i rozpaczającym nad swoim żałosnym życiem. Sms do byłego przyjaciela? Założenie tindera? Czy może coś jeszcze gorszego? W dodatku picie w samotności jest żałosne. W towarzystwie to już co innego. A co najważniejsze- miała się komu wygadać. Potrzebowała z siebie wszystko wyrzucić, a wiedziała, że Ward może bezgranicznie ufać i ta szczerze powie, co myśli o tej sytuacji. Bez owijania w bawełnę, a tego Mara potrzebowała właśnie. Może nie aż takiej szczerości, bo na słowa o pierdoleniu jej siostry, aż się wzdrygnęła i poczuła mdłości. - Ja pierdolę, Cynthia!- syknęła upominając przyjaciółkę.- Nie musiałaś tego mówić tak dosłownie… - dodała nieco spokojniej, ale dalej zniesmaczona doborem słów.- Teraz zaczęłam sobie to wyobrażać…. Wrrr… to moja siostra!- potrząsnęła ramionami, jakby chciała wyrzucić z siebie ten widok, który pojawił się w jej głowie. Straszny, paskudny widok. Ok, widok Arthura w łóżku był… przyjemny. Ale nie z jej siostrą, a z nią samą. Ale nawet i widok mężczyzny był zakazany, w końcu będzie jej szwagrem. To było naprawdę zbyt bardzo popieprzone. A kolejne pytanie Cynthi jeszcze bardziej przekonało w tym Marę. Dolała sobie alkoholu zapełniając prawie cały kieliszek i głośno westchnęła.
- Nie wiem - wypiła kolejny spory łyk i opuściła głowę, a palcem prawej dłoni wodząc po krawędzi kieliszka.- Serio nie wiem. Jestem wkurwiona na niego, że latami milczał aż nagle się pojawił jako narzeczony mojej siostry. Jestem zazdrosna, że…kurwa…- zaczęła się z siebie wyrzucać kolejne emocje, których się wstydziła, bo przecież na wieść o tym, że jej siostra wychodzi za mąż powinna się cieszyć.- Nigdy tak naprawdę o mnie nie zawalczył i byłam tylko jedną ze studentek, które chciał przelecieć, ale nigdy mu się nie udało- powiedziała to w końcu na głos. Czuła się z tym żałośnie. W końcu sama go odrzucała, ale przecież chciała , żeby ktoś trochę o nią powalczył. Chciała być tego warta. Jak widać nie była, ale jej młodsza siostra już tak.
- A na domiar złego, gdy go spotkałam na tym tarasie , to byliśmy tam chwilę sami i trochę tak jakby… flirtowaliśmy? Trochę kręciłam przed nim biodrami, żeby popatrzył na mój tyłek- nie podnosiła głowy, bo wstydziła się spojrzeć przyjaciółce w oczy. To było paskudne, co robiła.- Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że są zaręczeni! Znaczy wiedziałam już, że jest w związku z Connie… - zaczęła się tłumaczyć szybko, chociaż jak to wszystko powiedziała na głos, to wiedziała, że po prostu jest… jędzą flirtującą z przyszłym szwagrem. Taki był fakt.- Ja pierdolę, co ja wyrabiam- rzuciła jeszcze szybkim komentarzem bardziej do samej siebie i ponownie wypiła kolejny łyk Prosecco. Potrzebowała alkoholu. Potrzebowała wymazać z pamięci dzisiejszy wieczór. Potrzebowała wymazać z pamięci mężczyznę, który nigdy nie był jej i nigdy nie będzie.



Cynthia A. Ward
Jakoś miło
35 y/o
Mark your calendar for Canada Day
170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresja przy barszczyku
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Mara Lakefield

Wpuściłaby ją do mieszkania z pustymi dłońmi. Była wręcz o tym przekonana. Za jej słowami mogło kryć się sporo złośliwości, ale wewnątrz Cynthia była osobą nad to wrażliwą, która przejmowała się losem bliskich jej sercu osób. Rzadko to pokazywała. Częściej miała smutną minę z delikatnym uśmiechem, a jednak coś w tym wszystkim się kryło. W ich przyjaźni była nuta naturalności. Wydawały się być od siebie tak różne. Jedna zajmowała się problemami emocjonalnymi, a druga rozwiązywała zagadki martwych denatów, lub wydawała oświadczenia dla ofiar przemocy. Jednak w tym wszystkim było coś, co pozwalało im trwać przy sobie.
Słuchała uważnie słów przyjaciółki. Próbowała być bezstronną częścią opowieści, ale im dłużej podążała za opowieścią, tym miała większy problem. Czego dokładnie od niej oczekiwała Mara? Nie była w stanie tego pojąć. Ward zawsze była zadziwiająca szczera. Nie zadawała trudnych pytań, a oceniała to, co właśnie słyszała. Tylko tego nie dało się dobrze ocenić. Spotkanie na obiedzie u rodziców? Narzeczony Connie? To dosłownie pachniało kłopotami. Cynthia już to czuła. Sama miała własne problemy z niezdefiniowanym narzeczonym, z konfliktami interesów, ale po wizycie u Scotta wszystko wydawało się mijać.
Popierdoliło Cię — warknęła Ward na słowa Mary — sama to sobie zrobiłaś — ta opowieść była popierdolona. Jakby Lakefield zaczęła grać w kiepskiej komedii romantycznej. Takiej bez wyczucia humoru, chociaż u Ward było oto ciężko. Nienawidziła tego typu filmów. Miały w sobie coś... beztroskiego i banalnego. Życie takie nie było. Zawierało w sobie dużo więcej zawiłości trudnych do rozpracowania.
Czyli jesteś zazdrosna? — spytała, unosząc zaledwie jedną ze swoich brwi ku górze. Musiała w jakiś słowach podsumować wszystkie informacje, które ofiarowała jej przyjaciółka. Tylko im dłużej tego słuchała, tym bardziej miała dosyć. Za dużo informacji w zbyt krótkim czasie. Jej chłodny mózg zrobił prawdziwe zwarcie — weź pierdolnij kutasa w dupę — dobra rada od dobrej przyjaciółki — brzmi jak nuta desperacji, że jednak mu się nie udało — skwitowała krótko Cynthia, bo nie mogła wyjść z założenia, że Mara żałowała. Tamta znajomość wzbudzała w niej spore emocje po latach. Dziwne to dla niej było. Rzadko jakikolwiek facet wzbudzał w niej emocje, choć teraz... zaczynała myśleć coraz bardziej o Scottcie, nawet jeśli kompletnie nie chciała.
Flirtowaliście? Kręciłaś dupą? — aż parsknęła i pokręciła głową — Mara popierdoliło Cię — inaczej tego nazwać Cynthia nie mogła. Spotykanie się z narzeczonym siostry należało do rzeczy za-ka-za-nych. Nieważne, jak wielkie miało się chęci i jakie iskierki leciały. Facet nie jest warty utraty siostry — nie rób tego własnej siostrze. Utnij kontakt, nie pojawiaj się na spotkaniach rodzinnych i nie dawaj mu sobą manipulować — powiedziała w końcu poważnym tonem, ale do jej głowy wpadła jeszcze jedna znacząca myśl. Wypowiedziała ją głośno — ... czy chcesz go odbić Connie? — spytała Ward wprost — nie wiem, w czym mam Cię wspierać — mogła dać jej całkiem spory obraz sytuacji, ale czy on był czegokolwiek wart? Jeśli Lakefield zadecydowałaby inaczej, wsparłaby ją w... odbiciu narzeczonego siostry. To się nazywa prawdziwa przyjaźń.
34 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
psychoterapeuta w CAMH
Awatar użytkownika
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjitrzecioosobowy
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Między dziewczynami było wiele różnic, ale i cech wspólnych. Obie raczej należały do skrytych osób, chociaż Mara pracowała z ludźmi nad ich emocjami. Uczyła ich jak ważna jest otwarta komunikacja i nie wstydzenie się tego, co czują, a mogą tak naprawdę czuć wszystko. Człowiek nie ma kontroli jak się poczuje w danej sytuacji, ale może już się nauczyć jak radzić sobie z danymi emocjami. Lakefield nigdy nie robiła żadnej psychoanalizy Ward, ale jednak niektóre jej umiejętności zawodowe były przydatne w tej relacji. Potrafiła czasami połączyć pewne elementy między zachowaniem przyjaciółki, a danym wydarzeniem. Dostrzegała w gestach Cynthi czy krótkich wypowiedziach znacznie więcej, aniżeli można by sądzić na pierwszy rzut oka. I przede wszystkim nigdy nie naciskała. Nie rzucała tymi przereklamowanymi pytaniami w stylu Jak się z tym czujesz? Przyjmowała wszystko, co przyjaciółka mogła jej zaoferować i nie prosiła o więcej, bo uważała , że i tak dużo od niej dostaje - pełne wsparcie i miłość.
- Wiem wiem, ale nie musiałaś tego mówić tak… obrazowo- aż ponownie się skrzywiła na to i już naprawdę chciała zakończyć ten temat. Nie jej wina, że jej mózg zadziałał w taki sposób.
Jednak kolejny komentarz przyjaciółki, wywołał w niej w końcu pierwszy delikatny uśmiech odkąd zaczęła przedstawiać tą całą historię. Najlepsza rada jaką mogła dostać- kopnąć kutasa w dupę. Prosty, jasny komunikat. Czego tutaj nie rozumieć? I zdecydowanie najrozsądniejsze wyjście z całej sytuacji.
- Bo może tak trochę jest?- to powinno być stwierdzeniem, ale Mara nieco bała się do tego przyznać przed przyjaciółką. I tak się czuła żałośnie w jakie bagno emocjonalne się wpakowała i to tuż po rozwodzie. Nie sądziła też, że te wszystkie uczucia są wciąż takie żywe, a nie powinny. Tak wiele nie powinno się dziać w tym momencie, a jednak nie mogła nic na to poradzić.
Słuchała krótkich, acz trafnych uwag Cynthi, z którymi nie sposób było się nie zgodzić.- Wiem… wiem… wiem…- rzuciła beznamiętnie, bo ciężko jej było tryskać entuzjazmem z powodu zgadzania się, że ją popierdoliło. Wkurzać też się nie miała o co, skoro to była prawda. Ale jednak kontynuowała swoją wypowiedź, bo musiała pewne rzeczy z siebie wyrzucić. Czuła jak jej to ciąży na żołądku, że już w taksówce w drodze tutaj miała mdłości.
- Przy nim mi po prostu odpierdala, nie będę tego ukrywać. Po prostu zapominam się trochę, tracę nieco poczucie świata zewnętrznego. Ciężko mi to wytłumaczyć. W końcu minęło tyle lat od naszego spotkania, nie sądziłam że tak jeszcze będzie na mnie działać. Po ostatniej sytuacji… naprawdę mam dosyć facetów i żaden mnie nie pociąga, ale Arthur…- na koniec zabrzmiała nieco niepewnie, nie wiedząc w pełni, co ten mężczyzna w niej wywołuje. Na myśl o nim kłębiło się w niej wiele sprzecznych emocji, nie mogła wybrać tylko jednej.
- Oczywiście, że nie!- od razu zaprotestowała na pytanie o odbiciu narzeczonego.- Nie zrobię tego Connie. Nigdy- znowu już głos nie był taki stanowczy i pewny. Po tym jak załatwił ją mąż, który był z inną kobietą co najmniej dwa lata w trakcie ich małżeństwa, obiecała sobie, że nigdy nie zrobi tego drugiej kobiecie. Facet zajęty był zajęty i koniec. Nie było żadnych ALE. Lecz serce ją bolało, że ma już do końca życia oglądać Arthura jako swojego szwagra. - W sumie to sama nie wiem, C… Chyba potrzebowałam kogoś, komu będę mogła się wygadać i kto mi powie wprost bez owijania w bawełnę, że mam się kurwa wziąć w garść i spierdalać od niego jak najdalej?- spojrzała na nią nieco wręcz błagalnym wzrokiem. Zawsze była silną kobietą i Cynthia w jej oczach również. A dzisiaj Mara potrzebowała kogoś, kto zajmie się nią, ale właśnie w ten silny sposób. Jak surowy rodzic, ale który ma na uwadze przede wszystkim dobro dziecka. Chociaż jeżeli Ward zaoferowałaby wsparcie w odbiciu narzeczonego Connie… może Mara nawet by to rozważyła? Na pewno doceniłaby ten gest, bo to jest pomoc na miarę zakopania ciała ex.- Wiem C, jestem totalną suką- westchnęła głośno i dokończyła już resztę alkoholu, odstawiając kieliszek na blat z głuchym stuknięciem. Czekała na werdykt.


Cynthia A. Ward
Jakoś miło
35 y/o
Mark your calendar for Canada Day
170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresja przy barszczyku
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Mara Lakefield

W ich przyjaźni największą zaletą wydawała się być naturalność. Obie przyzwyczaiły się do reakcji, które kierowały sobie nawzajem. Te krótkie uśmiechy, słowa wsparcia, a przede wszystkim towarzystwo przy wspólnym kończeniu prosecco. Szczerze więcej Cynthia nie potrzebowała. Wiele razy miała złamane serce. Raz jej stanęło. Za to przy Lakefield czuła, jakby wstępowała w nią inna osoba. Odrobinę bardziej rozrywkowa niż dla innych. Rozmowy związane z mężczyznami, ale też takie zwyczajne, były prostsze. Gdy tak jej przyjaciółka przeżywała, zaczęła się zastanawiać, czy powinna jej powiedzieć o rezydencie i o wyjeździe ze Scottem.
Obrazowo to powinnaś to sobie wyobrażać, za każdym razem kiedy tylko go widzisz — prychnęła beznamiętnie Cynthia. Dla niej był to całkiem dobry sposób. Taki bez odpowiedniego wyrazu, nie wyrażający jakichkolwiek emocji. Choć Mara mogła się burzyć przed tym widokiem, to lepiej by go zapamiętała. Ward uśmiechnęła się wręcz anielsko, jakby nie miała sobie nic do zarzucenia.
To jesteś czy nie jesteś? — spytała wprost Cynthia, bo nienawidziła banałów. Dla niej liczyła się szczerość i prostolinijność. Żadne pierdolenie się w tańcu. Chociaż gdzieś to usłyszała. Od kogoś bliskiego. Przez moment zmarszczyła brwi, zastanawiając się, czy w ten sam sposób powinna traktować Marę. Jakiś taki bardziej troskliwy? W ten sposób zachowywali się przy-ja-cie-le.
Co z tego, że wiesz, skoro go PODRYWAŁAŚ?! — spytała, unosząc już delikatnie na nią wzrok. Aż pokręciła głową z widocznym niesmakiem na twarzy. Co mogłaby więcej powiedzieć? Mara była dorosła, ale Cynthia musiała dodać swoje trzy grosze — narzeczonego siostry. Niby to ja jestem pojebana, bo grzebię w martwych — mruknęła pod nosem. Często jej to zarzucano. Chłodna, cyniczna Cynthia krojąca martwych ludzi. Bardziej dziwiły ją te rewelacje. Bała się własnej reakcji. Chciała wiedzieć, co dokładnie siedziało Lakefield w głowie. Co się kryło pod rudymi włosami gdzieś w głębi czaszki.
Dlaczego akurat on? — zapytała finalnie, wbijając badawczy wzrok w przyjaciółkę. Brzmiała trochę jak terapeutka, próbująca nie oceniać pacjenta. Cynthia próbowała nie brzmieć aż tak krytycznie, jakby chciała — zastanawiałaś się nad tym? — dopytała, unosząc jedną brew ku górze. Ciekawiło ją, co kryło się za takim upodobaniem rudej — człowiek najbardziej pragnie zakazanego owocu, Mara — a on przecież takim był. Były nauczyciel, narzeczony siostry, tu aż prosiło się o kłopoty. Przechyliła głowę, patrząc w oczy przyjaciółki bez słowa. Próbowała wyczytać z jej twarzy coś, co byłoby w stanie jej pomóc. Zadecydować, po której stronie mocy ma stanąć.
Jesteś pewna, że nie zrobisz, Mara? — dopytała finalnie Cynthia — no masz dwie drogi. Albo on wyrucha Cię i zdradzi twoją siostrę, albo ty sobie dasz z nim spokój — spoglądała na nią, lustrując ją w ciszy. Wtedy do jej głowy wpadła jeszcze jedna opcja, ale na nią sama nigdy by nie postawiła — albo jest trzecia. Powiedz mu, że macie omijać sytuacji sam na sam, ale to byłoby... — aż zamilknęła przez moment, zastanawiając się, w jaki sposób sformułować słowa — jak przyznanie się do winy — a tego nie powinna pokazywać. Cynthia potrafiła odgrodzić się murem od każdej osoby. Przyznanie się do własnych uczuć nie wchodziło w grę zdaniem Ward.
A to nie ty jesteś jedną z tych, co mówią: nie możesz brać odpowiedzialności za własne emocje. Je się po prostu czuje, lub nie. Za to możesz kontrolować własne czyny? — spytała finalnie, unosząc kieliszek wina. Mara powinna wziąć sobie do serca rady, które dawała innym osobom. Były one szczere, trafione i warte podążania.
ODPOWIEDZ

Wróć do „#22”