29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

014
close enough to bruise, close enough to break
Nie powinna się na to zgadzać.
Zresztą jak za każdym razem, kiedy go widziała. Nie powinna. A jednak to robiła.
Nie powinna przychodzić do jego biura, żeby za plecami Milesa wyciągnąć od niego dodatkowe informacje. Nie powinna wymieniać z nim tych wszystkich wiadomości. Nie powinna brać go do Quebec. A już na pewno nie powinna ciągnąć go na kolacje u Arthura, który jak się potem okazało, był o wiele bardziej niebezpiecznym człowiekiem, niż się z początku mogło wydawać. Nie powinna go narażać. A jednak to zrobiła.
I ostatnio znowu, jakby niczego ją to nie nauczyło, jakby nie umiała trzymać się z daleka od kłopotów, znowu pozwoliła na te rozmowy. Bo tak jakoś wyszło. Na drinka może i w końcu nie poszli, bo Pilar to jednak ukróciła, ale przecież wciąż pisali. Czasami więcej niż powinni. On za plecami Cherry, a ona… bo musiała zająć czymś myśli. Bo nie potrafiła odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości, w pieprzonym szarym Toronto po tym, jak spędziła najlepsze trzy dni swojego życia w malowniczym Medellin. Z Madoxem. Z mężczyzną, który pojął jej serce w najbardziej przerażający, a zarazem wspaniały sposób, jaki tylko się dało. I z jednej strony nie zamieniłaby tego uczucia, tego, co wtedy mieli na nic innego na całym zasranym świecie, ale w tym samym czasie ból, żal i pustka, z jaką chodziła w sercu po powrocie były nie do zniesienia. Wyjadały ją te uczucia. Wiecznie tylko się wkurwiała, kłóciła z ludźmi w robocie albo uciekała do papierów i sprawy z kontenerami, żeby nie mieć czasu myśleć. I w tym wszystkim uciekła też po części do Galena. Do tych zaczepnych rozmów, które mieli jeszcze z początku śledztwa. Bo chociaż kontakt urwał im się na kilka tygodni, wystarczył jeden sms i wszystko było jak wcześniej, jakby każde z nich wcale się nie zmieniło. A przecież zmieniło się tak wiele; on prawie umarł i ona zresztą też, oboje z powodu serca. Tylko trochę w innych okolicznościach i z innych powodów.
A przecież miał o siebie dbać. A on nie dość, że lądował po szpitalach, to jeszcze jak się okazało, pośród tych rozmów dostał listy z pogróżkami, jakby tych kontenerów było mało. Jakby sam Arthur Seeley nie był dla niego wystarczającym zagrożeniem. I Pilar, pisząc to mam nadzieje, że umiesz się bronić naprawdę nie sądziła, że on odpisze, że nie i że powinna go nauczyć, a już tym bardziej, że ona się na to zgodzi. Na to, że nauczy Galena Wyatta walczyć. Żeby mógł się bronić. Kurwa. I kto tu był bardziej pojebany, on czy ona? A może oboje? Chociaż nie, Pilar zdecydowanie bardziej. Ale przecież była zdesperowana. Była gotowa zrobić wszystko, byleby chociaż na chwile zdjąć z siebie mysli o Madoxie i jego pięknych, ciemnych oczach.
Westchnęła głośno, po raz kolejny przechodząc wzdłuż wynajętej sali na ten ich pożal się Boże trening. Pomieszczenie było dość przestronne chociaż w środku wcale nie znajdowało się wiele — kilka maszyn do ćwiczeń, worki bokserskie, hantelki, a na środku wielki, pusty plac, na który Pilar już ułożyła kilka materacy. Trochę będą się tu dzisiaj rzucać, a bardzo nie chciała połamać jego drogiego tyłka.
O ile ten tyłek postanowi się w ogóle pojawić.
Spojrzała na zegarek i już łapała za telefon, kiedy drzwi cicho zaskrzypiały.
Wyglądał, jakby nic się nie zmienił. Wciąż z tymi nienagannie rozwalonymi włosami, piekielnie błękitnymi oczami i uśmiechem, który potrafił skradać serca. Wstrzymała na moment oddech, czując na skórze wspomnienia tych wszystkich wycieczek, które razem przeszli. A potem zobaczyła, w co on był ubrany.
A co ty masz na sobie? — rzuciła zamiast jakiegokolwiek cześć, miło cię widzieć, jak ci minęła droga na to zadupie? Ale jak ona mogła przejmować się zbędnym witaniem, kiedy on miał na sobie jasną koszulkę, która pewnie cała się upierdoli od tego brudu na podłodze, a do tego jakieś obrzydliwie drogie spodnie, które świeciły się z daleka. Niby to wszystko było sportowe a jednak… takie niepasujące do tego miejsca. A najgorsze w tym wszystkim było to, że Pilar to przewidziała. I miała dla niego ciuchy na zmianę. Podeszła do czarnej torby i szybciutko cisnęła nią w Galena. — To dla ciebie. Przebieraj się — w środku była luźna, cienka czarna koszulka i równie ciemne spodenki. Oczywiście wyprane w perwolu.Szatnie są na końcu korytarza. Mam nadzieję, że trafiłam z rozmiarem — no nie mogła się powstrzymać. W końcu on również trafił, gdy wybrał dla niej tą obłędną, czarną sukienkę z gołymi plecami, gdy jechali do Quebec. Ale te słowne zaczepki to już chyba wychodziły z nich bez większego zastanowienia.
Przysiadła na jednej z wielkich, drewnianych skrzyń i przyjrzała mu się uważnie, kiedy tak przeglądał zawartość torby, jeszcze nim ruszył do szatni.
Przyjechałeś lambo? — uniosła brew, wbijając w niego ciemne spojrzenie.

Galen L. Wyatt
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

- pięćdziesiąt cztery -


Galen się nie zmienił, on może tylko w czterech ścianach tego bajecznego apartamentu, który dzielił z Cherry tracił coś z tej swojej typowej dla niego pewności siebie. To kiedy wychodził do biura, kiedy szedł przez korytarze Northexu z dumnie uniesioną głową, miał w sobie to wszystko, co w tym momencie, w którym się spotkali. W którym ona tak ochoczo pchała się do klatki lwa i chciała się z nim bawić jak z tym małym kotkiem.
Tylko, że Galen Wyatt pokazał jej też coś z tego kotka, kiedy zabrała go do Wendys, kiedy mógł zachłysnąć się tym zwykłym życiem, tym jej życiem. A przede wszystkim, kiedy mógł przez chwilę być szczęśliwy, beztroski, jakby miał to pięć lat i jakby nic się nie liczyło. Biuro, praca, kontenery, Cherry.
Powinien powiedzieć Pilar o swojej narzeczonej, bo kurwa tak się robi, nie zataja się takich rzeczy. Ale nie chciał. Nie chciał sobie odbierać tej krótkiej chwili tego szczęścia.
Szczęścia, za które przecież obrywało mu się cały czas. Bo jak mogła uszczęśliwić go inna kobieta, kiedy był zaręczony? I chociaż Galen nie wiedział jak, nie umiał tego do końca wytłumaczyć, to tak było.
Po prostu to się stało. Kiedy patrzył w te wielkie, brązowe oczy Pilar, kiedy słuchał jej opowieści o sierocińcu, a sam opowiadał jej o siostrze. O swoim kiepskim życiu, i teraz wiedział, że było kiepskie, kiedy umierając widział te wszystkie sceny. A najszczęśliwsza to były kurczaki z Pilar. Popierdolone.
Bo przecież on powinien mieć te najszczęśliwsze sceny ze swoją narzeczoną i... starał się je mieć. Ale jak, kiedy u nich więcej było jakiejś goryczy, jakiś kłótni i tego... robienia z niego potwora.
Do tego stopnia, że Wyatt się zastanawiał, czy on naprawdę może jest taki zły? Okropny.
Bo nie powiedział Pilar o swojej narzeczonej. A przede wszystkim, bo poczuł się szczęśliwy. Jak on mógł?
Tacy ludzie przecież nie zasługują na szczęście.
A Galen w swoim życiu tego szczęścia, to miał tak mało, że zanim jeszcze rozwiązali te sprawy z kontenerami, to on już dostał list z pogróżkami. Już dogoniły go jakieś demony przeszłości, które przecież on tak ładnie rozpracował na sesjach ze swoją terapeutką, które przecież wyparł ze swojej świadomości.
Ale jak to wyprzeć? Skoro Morgan najprawdopodobniej żyła. Pozostawało pytanie czego ona chciała. Dzwoniło mu to pod czaszką, odbijało się echem. Czego ona chciała?
Nie wiedział dlaczego napisał o tym Pilar. Chociaż wiedział. On to zrobił w pełni świadomie, bo czuł, że jednak to przeważy na tym, że się z nim spotka.
Chciał się z nią spotkać.
Nie powinien, ale chciał.
A jak Galen Wyatt czegoś chce, to to dostaje.
I dostał to, w otoczce z jakiejś zakurzonej sali o zapachu skórzanych materacy i potu, ale postanowił nie narzekać, chociaż zdecydowanie wolałby siedzieć z nią przy drinku, na przykład w Emptiness.
I chociaż Galen nie był w takim miejscu pierwszy raz... No dobra, był. Bo jednak on siłownie wybierał takie z górnej półki, gdzie pewnie wodę podawały kelnerki na złotych tacach, a ręczniki specjalnie podgrzewały, żeby ciepłe ciało nie mogło poczuć na sobie tej zimnej, nieprzyjemnej froty. Więc może jednak trzeba mu wybaczyć, że ubrał się nie za bardzo stosownie, na sportowo, ale w koszulkę tak białą, że raziła w oczy. Ale Pilar to chyba jednak nie wybaczała.
Od razu strzelił tymi niebieskimi ślepiami na jej słowa.
- Tak, Ciebie też miło widzieć Pili - rzucił i utkwił w niej wzrok stając te dwa kroki od niej - a skoro już robimy jakiś koncert życzeń na temat swoich ubrań, to mogłaś założyć bardziej obcisłą koszulkę - oczywiście, że prześlizgnął się spojrzeniem po jej sylwetce, oczywiście, że wolniej niż powinien, i oczywiście, że zatrzymał je na jej twarzy.
Odruchowo złapał tę torbę, którą mu rzuciła, ale uniósł jedną brew.
- Przebieraj, czy rozbieraj? Jakiś dziwny pogłos, nie dosłyszałem... - zajrzał do tej torby i aż westchnął ciężko, a gdzie jakieś markowe metki? Dopiero po chwili podniósł spojrzenie na Pilar.
- I powiedz mi jak to się dzieje, że tak trafiamy z tym rozmiarem, a jeszcze się nie widzieliśmy nago? Chyba wyobraźnia tak dobrze działa - znowu uniósł jedną brew, chociaż prawda jest taka, że coś tam widzieli w tym Quebec. A resztę to już rzeczywiście sobie musieli dowyobrażać.
Już miał iść do tej szatni, ale wtedy Pilar zapytała o Lambo. A przecież Galen o Lambo i Porsche mógł rozmawiać godzinami. Oparł się o tą skrzynię obok niej.
- Nie, rowerem - rzucił i wbił spojrzenie tych niebieskich tęczówek w Pilar - Lambo, widziałaś je? - zapytał, bo skoro ona tak dużo wiedziała o jego życiu, to może te bajeczne lambo też już sobie obejrzała, kiedy stało gdzieś zaparkowane.
Przez chwilę Wyatt zastanawiał się czy tego stroju nie zmienić tutaj przy niej, bo przecież byli tutaj sami, a jednak w końcu odepchnął się od tej skrzyni.
- Daj mi dwie minuty - rzucił, i on już po drodze ściągał z siebie tę przyjemnie miękką koszulkę, żeby w szatni... rzucić ją na tą brudną, zakurzoną podłogę. Bo kto by się przejmował kurzem? Brudem? Cherry
Wrócił do niej po rzeczywiście dwóch, może trzech minutach, w tym jej stroju, rozłożył ramiona i obrócił się dookoła.
- Tak jak sobie wyobrażałaś? - zapytał, kiedy już znowu stanął przed nią.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Dziwnie było go znowu widzieć. A jednak kiedy tak wodził spojrzeniem po jej ciele od góry do dołu, żeby skończyć na twarzy, to tak, jakby nic się przez ten czas nie zmieniło. Bo chociaż tak wiele się wydarzyło, ona znowu czuła się jak wtedy przed swoim mieszkaniem, gdy pokazała mu się w obcisłej sukience, a on z tak wielkim zainteresowaniem ją lustrował. Teraz może i nie miała się czym pochwalić, bo przecież miała na sobie jedynie getry i luźną koszulkę, ale i tak widziała po tych błękitnych oczach, że Wyatt i tak wystarczająco pracował swoją wyobraźnią. Zresztą nie tylko nią, bo przecież już po chwili powiedział to, co myślał na głos. A Pilar jedynie przewróciła oczami. Ciekawe czy za tym też tak tęsknił?
Spokojnie — pokręciła głową i odnalazła jego jasne spojrzenie. — Jak mi się zrobi gorąco to i tak ją zdejmę — dodała pewnym siebie tonem, ani na moment nie ściągając z niego wzroku. Mógł to sobie odebrać jak tylko chciał, chociaż przecież ona i tak by ją zdjęła. Nie było nic gorszego podczas walki jak fruwające na boki ubrania, które tylko robiły za słaby punkt i dawały przeciwnikowi jeszcze większą przewagę, żeby za coś złapać. Ale przecież Galen mógł sobie myśleć, że to dla niego by ją zdjęła. I pewnie pomyślał, bo Stewart momentalnie wyłapała ten jego błysk w oku. A potem zaśmiała się głośno z tego przebieraj czy rozbieraj..
Coś ostatnio kiepsko u ciebie ze słuchem.. i myśleniem — zauważyła. Bo przecież nawet podczas wymiany tych niespodziewanych wiadomości Galen miał problem z kodowaniem informacji. — Znowu ci trzeba przeliterować? — bo przecież nie będzie mu teraz wysyłać głosówki. — D i s f r a z a r s ePrzebieraj się. Powiedziała to wolno, literka po literce, przerysowując te wszystkie gesty ustami na tyle, by mógł spokojnie zrozumieć. Chociaż jak to się stało, że Galen Wyatt rozumiał lepiej po hiszpańsku niż angielsku? Cóż to to chyba wiedział tylko on sam.
Puściła koło uszu ten komentarz o rozmiarach i tym, że tak dobrze trafiali nawet nie widząc się nago. Jakby na to nie spojrzeć, to Pilar paradowała przed nim w tak obcisłych ciuchach, że nie trudno było w pełnej okazałości wyobrazić sobie jej figurę. Poza tym, wszystkie te jego modelki i tak pewnie nosiły jeden i tak sam rozmiar. A jeśli chodziło o te łaszki w torbie… pożyczyła je od chłopaków z klubu bokserskiego, gdzie bywała w każdy czwartek. (Pewnie od Karriona). Ale tego nie miała zamiaru mu mówić. Może lepiej niech myśli, że Pilar sprawiła mu te łaszki specjalnie na tą okazję, bo przecież tak jej zależało. No, na pewno.
Rowerem w tych gatkach? — uniosła brew i teraz to ona zlustrowała jego. Jakoś sobie tego nie wyobrażała. Chociaż z drugiej strony, może i rower miał jakiś pojebanie drogi, samojeżdzący z prawdziwego złota, co przy okazji czyścił mu buty i spodnie podczas jazdy, bo przy tych zalanych ulicach Toronto to z pewnością nie stałby tu taki czyściutki i piękny błyszczący. A lambo? — Nie widziałam. Ale przecież obiecałeś mi, że się przejadę — znowu wbiła w niego intensywne spojrzenie, podczas gdy dłonie zacisnęła mocniej na skrzyni. I chyba sama nie wiedziała, czy przez Galena, czy może jednak na samą myśli o tym obrzydliwie szybkim samochodzie i wyobrażeniu, jak zaciska palce na skórzanej kierownicy. Przejażdżka Porsche, na którą jej wtedy pozwolił, a raczej na którą nie miał wyjścia jej pozwolić, była jedną z lepszych w jej życiu. Przejażdżek. Autem. I na samą myśl, że mogłaby to powtórzyć, gdzieś pośrodku pleców robiła się jej gęsia skórka.
I kiedy on w końcu poszedł się przebrać, kiedy wyszedł z tego przeklętego pomieszczenia, Pilar opadła na chłodną ścianę, wzdychając głośno. Czemu ona się na to zgłosiła? Przecież to się nie mogło skończyć dobrze.
A potem na krótki moment znowu wróciła myślami do Madoxa. Bo kiedy tak opierała się o tą ścianę, momentalnie poczuła, jak wciąż drapią ją te pojedyncze rany na plecach, które przywiozła ze sobą po drzewie Mango. Goiły się powoli. Zresztą jak wszystkie inne ślady na całym ciele, które ciągle jej o nim przypominały.
Kurwa.
I kiedy Galen wrócił z szatni, ona już była jakaś wkurwiona. Na siebie oczywiście. Nie na niego. Ale co poradzić, że akurat stanął na jej drodze?
Dokładnie tak — mruknęła, wodząc wzrokiem po tych zwykłych, Wallmartowych ciuchach, które miał na sobie. Nic specjalnego. — Wyglądasz wykurwiście normalnie — o taki komplemencik od Pilar, proszę bardzo. Na to liczył? No jak nie, to miał problem, bo innego od niej nie dostanie.
Jeszcze chwile się tak na niego patrzyła, a zaraz potem zeskoczyła ze skrzyni i bez większego pierdolenia przeszła na sam środek tych starannie ułożonych mat.
No chodź tu, co tak patrzysz — zrobiła do niego wielkie oczy i nawet wzruszyła ramionami, bo on wciąż stał przy tych nieszczęsnych drzwiach, jakby nie wiedział, co ze sobą zrobić. Bo pewnie nie wiedział, ale to już nie był jej problem. Poczekała grzecznie aż podejdzie bliżej, chociaż nim wkroczył na matę, zatrzymała go jeszcze gestem ręki. — Buty — no bo gdzie tak na matę z buciorami? — Wiem, że pewnie są czyste jak pupcia niemowlaka i zapewne zostawiają za sobą tylko brokat i złoto, ale mata woli gołe stopy — skrzyżowała ręce na piersi, tak jeszcze dla podkreślenia autorytetu, chociaż chyba przy Galenie faktycznie go miała i to wcale nie od dziś. Nawet na tych policyjnych wycieczkach całkiem dobrze szło mu słuchanie się i postępowanie zgodnie z poleceniami.
Na mate wpuściła go dopiero kiedy pozbył się z tych swoich fikuśnych bucików i skarpetek. I oczywiście złotego zegarka, bo przecież żadne z nich nie chciało, żeby się stłukł — albo co gorsze — zrobił komuś krzywdę. Wbiła w niego spojrzenie, kiedy podszedł bliżej i dopiero, gdy znalazł się zaraz na przeciwko, Pilar poczuła te intensywne znajome perfumy. Nie wspominając o tych niebezpiecznie błękitnych oczach, które jednak zyskiwały na sile wraz ze zmniejszonym dystansem. Patrzyła tak na niego krótką chwilą w milczeniu. Jakby przyglądała mu się uważniej, co się zmieniło. A potem jakby się opamiętała i złapała więcej powietrza.
Dobra — spuściła ręce i otrzepała ramiona. — Pokaż co umiesz — rzuciła zachęcająco, osadzając się nieco niżej na nogach. — No co? Przecież chyba muszę wiedzieć z jakim poziomem amatorstwa mam do czynienia — wyjaśniła ponownie się prostując, bo on stał jak kołek i patrzył na nią jak na jakąś wariatkę. A czego on się kurwa spodziewał? — No. Spróbuj mnie uderzyć — prościej się już chyba nie dało. Przecież i tak będą się tu musieli trochę poszarpać, jeśli miała go czegokolwiek nauczyć. A poza tym, była jakoś przekonana, że cokolwiek by teraz nie zrobił, ona i tak byłaby w stanie spokojnie wykonać unik.

Galen L. Wyatt
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Galen zdecydowanie pracował wyobraźnią, a już zwłaszcza, kiedy powiedziała to, że jak się jej zrobi gorąco to i tak zdejmie tę koszulkę, aż przechylił na bok głowę, jakby właśnie rozkminiał to, jaki sportowy stanik miała na sobie. Bo może rozkminiał, myśli Galena Wyatta zazwyczaj podążały bardzo utartymi szlakami, jeden z nich kręcił się wokół szeroko pojętego flirtu, a drugi wokół jakiejś abstrakcji. A kiedy te dwa szlaki się przecinały, to on teraz abstrakcyjnie sobie myślał o jej staniku, a może nawet o piersiach?
Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale na szczęście ugryzł się w język, wypuścił tylko z płuc powietrze przez nos. A kiedy powiedziała to, że ostatnio kiepsko u niego ze słuchem i myśleniem, to pokiwał głową, bo coś w tym było.
- Ostatnio chodzę jakiś rozkojarzony - stwierdził fakty - i cały czas mam jakieś takie dziwne wrażenie z tyłu głowy, jakby mi czegoś brakowało, znasz je Pilar? - zapytał zawieszając na niej błękitne tęczówki. Których nie spuścił nawet na moment, kiedy tak mu ładnie to przeliterowała, disfrazarse, zrozumiał od razu, może dlatego, że mózg Galena już niektórą gadaninę w ojczystym języku po prostu ignorował, wyłączał się, a hiszpański był dla niego jakiś taki wyjątkowy, że od razu się skupiał.
- Tal como pensé - tak jak myślałem, rzucił z udawanym zawodem, a może wcale nie udawanym? Bo on rzeczywiście przez chwilę chciał się tutaj przy niej rozbierać. Tak jak w sumie po części rozbierał się w Quebec, i ona też... Ale wiadomo, że chociaż Galena kręciła bielizna, która zasłaniała odpowiednio wiele, całą resztę pozostawiając wyobraźni. I on się mógł nad tym rozwodzić godzinami i pewnie w takich sklepach z ekskluzywną bielizną miał zniżki stałego klienta, to jednak w pewnym momencie wyobraźnia posuwała się jeszcze dalej.
- A nie są odpowiednie na rower? - zapytał i poprawił sobie te gatki podwijając koszulkę i szarpiąc za sznurek - powiedzieli mi w sklepie, że to sportowa odzież, na rower też się nadaje - bo chociaż Galen miał przecież sportowe ubrania w domu, to musiał kupić coś nowego na tę okazję, on z tymi zakupami to czasem był gorszy od Cherry. Kiedy powiedziała o tym lambo, uniósł jedną brew, a później uśmiechnął się jakoś zaczepnie.
- Że jak się troszeczkę postarasz, to może go zaliczysz - rzucił pochylając się trochę bardziej w jej kierunku nad tą skrzynią, tak, że zawisł nad nią dość blisko niej. Ale przecież Galen Wyatt nie zna jakiegoś pojęcia przestrzeni osobistej. Więc to nawet nie było z jego strony podszyte flirtem. Bo nie wszystko było. Niektóre rzeczy były po prostu jakoś w nim głęboko zakorzenione.
Tak jak to, że kiedy on wrócił, to przeczesywał palcami te swoje miękkie, błyszczące włosy i poprawiał tę koszulkę z jakimś takim przejęciem, jakby to była koszula od Armaniego za kilka koła. Bo on nawet w tych ciuchach (po Karrionie) musiał wyglądać dobrze.
- Uznam to za komplement - powiedział i uśmiechnął się, jakoś tak szczerze, bo Galen nie wyczuł w pierwszej chwili tego jej podkurwienia, no i trzeba wspomnieć, że on z tym swoim paniczykowatym usposobieniem nie zawsze odbierał przekleństwa dobrze, bo on ich używał w naprawdę dużym przypływie emocji. Więc może on rzeczywiście wyglądał, aż tak normalnie, że wykurwiście? I może to rzeczywiście było dla niego, jak jakiś pokręcony komplement.
Powiódł za nią spojrzeniem, kiedy wkroczyła na te maty, ale nie ruszył się z miejsca, bo Galen nawet w tych ciuchach tutaj nie pasował. Zdecydowanie bardziej by pasował do tego, żeby odziać go w to białe ubranko do szermierki i dać mu szablę. A jednak kiedy Pilar rzuciła, żeby do niej podszedł, to on od razu to zrobił, bez gadania. Bo oprócz tego, że nie za bardzo wiedział jak się tutaj odnaleźć, to był jakiś podekscytowany, jak małe dziecko i czuł to gdzieś na plecach, tą ekscytację. Stanął jak wryty, kiedy go zatrzymała.
- Ale przecież jak mnie ktoś zaatakuje, to będę miał na sobie buty - stwierdził odkrywczo, jak to Galen, ale schylił się, żeby ściągnąć te swoje nowe adidasy, pewnie tak drogie, że za jednego można było sobie kupić jakieś przeciętne auto - stopy też zostawiają brokat i pachną diorem, nie wiedziałaś, że bogaci ludzie tak mają? - mruknął, kiedy już zdejmował te swoje skarpetki, które też pewnie były sygnowane jakimiś znaczkami projektantów mody. Na bank.
Zdjął też zegarek, swoją droga dzisiaj taki sportowy, który miał mu mierzyć puls w razie czego. Pokazał go Pilar.
- A jak dostanę zawału? Podniesiesz mi ciśnienie i co wtedy? - uniósł jedną brew, ale odłożył zegarek na bok, a potem jeszcze ściągnął sznurki tych (Karrionowych) gatek i zawiązał je mocniej. Stanął przed nią, blisko, na pewno bliżej niż powinien, bo dla Galena, tak, nie istnieje przestrzeń osobista. A te jego niebieskie oczy spoczęły na jej twarzy, na jej oczach, jakby on to z nich właśnie chciał wyczytać co się zmieniło. I dopiero kiedy ona mu tak powiedziała, żeby pokazał co umie, to on zrobił krok do tyłu, uniósł jedną brew.
- Czyli co? - zapytał i to jakoś tak szczerze. Galen może był na kilku zajęciach z boksu, o czym jej nie wspomniał, ale jednak nie umiał się bić, a już na pewno nie umiał tego zrobić w jakiś wymuszony, sztuczny sposób, już bardziej w emocjach, tak jak walnął Ryana, albo Selleya.
Zrobił kolejny krok w tył, kiedy powiedziała, żeby spróbował ją uderzyć.
- A w życiu nie uderzę kobiety - powiedział kompletnie szczerze. Bo jeśli o niego chodzi, to on mógłby się wściec, a pewnie nawet być w sytuacji zagrożenia życia, a by tego nie zrobił. Nie i koniec. Nawet na jakiejś pozorowanej walce.
No... tylko ciekawe jak on chciał z nią trenować w takim razie?
Wywrócił oczami widząc tę jej minę.
- Po prostu mi pokaż jak się bronić, a ja to zrobię, powtórzę? - Galen to chyba sobie wyobrażał to jak jakąś lekcję tańca, ona mu pokaże ruch, a on go powtórzy - albo może z workiem? - zasugerował. Bo na pewno nie wyobrażał sobie tego, że on chociażby spróbuje ją uderzyć.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Cały czas mam jakieś takie dziwne wrażenie z tyłu głowy, jakby mi czegoś brakowało, znasz je Pilar?
Nie miała pojęcia, czego mogło mu brakować.
Przecież miał dobrą pracę i kochającą narzeczoną. I dobra, może miał wciąż z tyłu głowy te przeklęte kontenery i teraz jeszcze ten list z pogróżkami, ale na pewno nic z tych rzeczy nie wpływało na to, co mogło mu brakować.
Za to Pilar brakowało wiele. A raczej tej jednej osoby obok. I to zaś doprowadzało ją do szału. Szewskiej pasji nawet. Sprawiało, że traciła zmysły i nie wiedziała, co ze sobą zrobić. A najgorsze w tym wszystkim było to, że z tym nie dało się zrobić kurwa nic. Bo oni nie mogli się spotykać. Po prostu nie mogli. Nie mogli nawet ze sobą rozmawiać, bo kiedy Madox wysłał jej tego urodzinowego SMSa, kiedy komentował jej zdjęcie na instagramie, to już i tak było za dużo. To wystarczyło, by na nowo zatęskniła za jego zapachem i ciemnym spojrzeniem, które patrzyło na nią z tak wielką miłością w sercu.
Znam — odpowiedziała, patrząc mu w oczy, chociaż myślami znowu była gdzieś indziej. I chociaż była świetna w ukrywaniu emocji, tak w jej oczach z pewnością było widać jakąś iskrę na te wszystkie wspomnienia Medellin. Chociaż Galen mógł pomyśleć, że była ona zadedykowana właśnie dla niego i tej bliskości, którą on tak łatwo przekraczał.
Przewróciła oczami na ten komentarz o Lambo. I nawet prychnęła pod nosem.
A czemu nie mogę go tak po prostu zaliczyć, co? — spytała, wzruszając ramionami. — Przecież mówiłam ci, że nawet ci go umyję, jak pobrudze — bo wtedy też rozmawiali o lambo. Czy nie? — Poza tym, jestem tu i mam zamiar poszerzyć twój zakres umiejętności w czymś faktycznie przydatnym. Jak jeszcze mogłabym się postarać, Galen? — teraz to ona nachyliła się bliżej i zajrzała w te niebieskie tęczówki. Bo skoro za małym staraniem było to, że dedykowała dla niego swój czas i naginała wszystkie ustalone zasady, żeby się z nim znowu zobaczyć, to jednak dla niej były to wystarczające powody, żeby pozwolił jej zaliczyć ten przeklęty samochód. No chyba, że miał w tej swojej ładnej głowie coś innego jeszcze w planach?
No na razie to jedyne plany jakie miał, to wykłócanie się o zdjęcie butów przed wejściem na matę.
Taki jesteś pewien, że będziesz mieć buty? — uniosła jedną brew w górę, przyglądając mu się z rozbawieniem. — A co jeśli będziesz wtedy na plaży albo jakieś fikuśnej saunie dla bogaczy i nie będziesz mieć na sobie klapeczków? — niby na głupie pytanie głupia odpowiedź, a jednak Pilar na szybko znalazła taki argument, który faktycznie podważałby te jego zmartwienia. Chociaż szczerze wątpiła, że ktoś chciałby go atakować na plaży czy w saunie. No ale przecież nigdy nie wiadomo, prawda?
Chociaż bardzo szybko się okazało, że niezależnie od butów czy nie, to Galen i tak nie będzie się umiał bronić. Bo on nawet nie potrafił spróbować się na nią zamachnąć. Westchnęła głośno, gdy stwierdził, że nie uderzy kobiety.
No chyba żartujesz — spojrzała na niego z jakimś takim wyrzutem. — To jak ty to sobie wyobrażasz, co? — ciągnęła podchodząc ten krok, który wcześniej on wykonał w tył. Tak żeby mógł z bliska obserwować jej poirytowaną twarz. Chociaż było w niej też trochę zrozumienia. W sumie nie była to aż taka zła cecha, że on miał tak wielki szacunek dla kobiet. No ALE JEDNAK mieli się tutaj uczyć walczyć, a nie kurwa tańczyć. I kiedy po raz kolejny spojrzała w jego oczy, nieco się uspokoiła. Przetarła twarz, na moment chowając ją w dłoniach, by zebrać myśli, jakoś je poukładać.
Dobra, słuchaj — uniosła głowę, analizując go jakoś bardziej uważnie. — Zaczniemy z workiem — skinęła głową i widziała, jak momentalnie wypuścił z płuc więcej powietrza. Zrobiła kolejny krok i znalazła się zaraz przy jego ciele, by jeszcze dokładniej móc zajrzeć mu w oczy. — Ale potem wrócimy na tą matę i będziesz musiał chociaż spróbować — dodała spokojniej. Nie widziała innej opcji. Nikt nigdy nie nauczy się bronić waląc cały dzień w worek. To tak jakby lekarz miał wejść na salę operacyjną i wykonać zabieg czytając jedynie książki. To po prostu nie mogło zadziałać. Przecież przeciwnik nie będzie stał jak ten worek, żeby Wyatt mógł go okładać. To chyba logiczne? No najwyraźniej nie dla niego. Ale musiała go jakoś przekonać.
Dlatego wykonała kolejny głośniejszy oddech, a potem jakoś tak mimowolnie sięgnęła po jego dłoń. Zacisnęła palce na jego ciepłej skórze i zmusiła, by znowu na nią spojrzał.
Musisz mi zaufać, Galen — to już powiedziała najspokojniej, jak tylko umiała. Powoli, tak żeby doszło to do jego głowy, że inaczej to się nie uda. To musiała być zabawa oparta na pełnym zaufaniu. A jeśli on nie miał zamiaru jej tego dać, to równie dobrze mógł się już pakować. Ale może jednak zaufa? Bo spojrzał na nią jakoś tak bardziej intensywnie, a Pilar zacisnęła mocniej palce na jego dłoni. A potem złapała jeszcze jeden oddech i kompletnie bez ostrzeżenia szarpnęła tą ręką tak, że razem z tą jej uderzyła ją w ramię. Niezbyt mocno. Żałośnie nawet by powiedziała, ale uderzyła. I świat się nie zawalił. — Serio, to nie takie trudne — uśmiechnęła się do niego szeroko, jakby ten właśnie uśmiech miał sprawić, że on jej wybaczy to niezbyt czyste zagranie. Ale przynajmniej pierwsze uderzenie już mieli za sobą. Nawet jeśli ona do tym poirytowała.
Dobra, chodź do tego wora — poklepała go pokrzepiająco po ramieniu, żeby się nie mazgał, a potem złapała za rąbek czarnej koszulki i osobiście go tam przyciągnęła. — Daj ręce — poprosiła grzecznie, a w międzyczasie sięgnęła po elastyczny, specjalistyczny bandaż przygotowany tuż obok stanowiska. — To po to, żebyś nie poranił sobie knykci — wyjaśniła, gdyby się przypadkiem zastanawiał, a po chwili już delikatnie ujmowała jego lewą dłoń i starannie owijała tym białym bandażem jak najlepsza pielęgniarka. Cóż, ostatnio nabyła całkiem sporo doświadczenia. — Zobacz czy jest okej. Nie za mocno? — zajrzała w jego oczy, przelotnie, bo już po chwili zabierała się za drugą rękę, tylko bandaż się nieco poplątał, więc trochę to trwało. — Powiesz mi od kogo dostałeś ten list z pogróżkami?

Galen L. Wyatt
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

A może Galenowi też nie chodziło wcale o Pilar, chociaż jej też mu brakowało, ale o coś, co on tak bardzo tracił przy Cherry. Coś, co kiedyś było jakąś jego integralną częścią, co siedziało w nim mocno, a teraz, kiedy tylko stawał przed tą swoją narzeczoną, to szło mu w pięty. To w ogóle tego w nim nie było, tej jakiejś iskry, tego błysku w oku, który jednak się pojawił kiedy on tutaj stanął tak naprzeciwko Stewart.
- Nieprzyjemne uczucie - stwierdził marszcząc nos. Bo kiedy on zaczynał z Cherry ten temat, to ona zaraz odwracała kota ogonem, zaraz robiła mu wojnę, że jak jemu może czegoś brakować, kiedy on miał wszystko. A nigdy go nie zrozumiała.
I nawet to krótkie znam, z ust Pilar było jakieś takie mocne, aż Galen wypuścił powietrze z płuc ze świstem, a w tych jego niebieskich oczach pojawił się jakiś cień, który jednak zniknął w momencie, kiedy zapytała go o to zaliczanie lambo, uśmiechnął się wesoło.
- Jeśli go umyjesz potem w samym bikini i jeszcze pozwolisz mi przy tym być... to mogę się zgodzić - mrugnął do niej jednym okiem i też się pochylił, że oni w pewnym momencie to już wisieli znowu tak blisko siebie, że z powodzeniem mogli zaglądać sobie w oczy. I z powodzeniem zaciągać się jakimś tym znajomym zapachem swoich perfum, bo ten jej on też kojarzył całkiem dobrze. I nawet działał na niego jakoś lepiej niż te mocne niszowe perfumy Cherry, które drażniły zmysły. Te Pilar nie drażniły, te Pilar je uspokajały.
- Mogłabyś dać się w końcu zaprosić na drinka, albo zjeść ze mną kolację, taką mniej... będącą tajną misją - powiedział, ale przecież zdawał sobie sprawę, że nic z tego i ona zaraz mu odmówi, ale... Galen nie byłby sobą, gdyby nie spróbował. Gdyby nie próbował do skutku.
No i gdyby nie zaczął narzekać na te buty też.
Wywrócił oczami, kiedy powiedziała to, że mogą go zaatakować na plaży, albo w saunie, a jednak się jeden kącik jego ust uniósł się delikatnie, kiedy tak spojrzał na nią z ukosa.
- No to jeśli w saunie, to jednak powinniśmy już teraz pozbyć się reszty ubrań, żeby było bardziej autentycznie - no tak. Galen mógł tak cały dzień, na jej zaczepkę odpowiadać kolejną. A najlepsze było to, że ona też tak mogła. I chociaż oni z Pilar nie znali się od lat, ale jakoś tak się czuli, że czasami te słowa po prostu wychodziły same. Nie było w nich jakiejś myśli z tyłu głowy, nie mów tego Galen, zastanów się kurwa, bo przecież ona nie da Ci zaraz żyć. Bo ona mu dawała. I to tak żyć, że Galen mógłby się do tego przyzwyczaić.
Ale do tego jednak żeby podnieść rękę na kobietę, to nie była w stanie go przekonać. Wzruszył ramionami.
- Nie wiem, ale nie będę się bił z kobietą - aż strzelił oczami. Szkoda tylko, że mu pogróżki wysyłała Morgan i to właśnie ona mogła chcieć mu zrobić tą krzywdę. Ale prawda jest taka, że jakby rzeczywiście stanęła przed Galenem, to on by pewnie ani nie umiał, ani też nie chciał się bronić. Bo akurat Morgan miała prawo do jakiejś zemsty, jak nikt inny.
Aż znowu westchnął tak jakoś ciężko i nawet nie zauważył tego, że Pilar zrobiła krok w jego kierunku, bo stał w miejscu. Drugi krok, a on wciąż stał, tylko, że teraz te niebieskie tęczówki utkwione były w jej oczach.
- Może spróbuje, ale nie wiem Ty musisz mnie zaatakować... - bo to miała być nauka samoobrony, a nie okładania kobiet. (na taką to by się do Madoxa zapisał)
I już miał iść do tego worka, ale poczuł na szyi jej oddech, a potem to już Pilar trzymała go za rękę, a Galen stanął w miejscu. Podniósł na nią wzrok, ciepłe, niebieskie spojrzenie, które z tak bliska miało taką barwę jak to bezchmurne, letnie niebo. Nabrał powietrze w płuca i powiedział od razu.
- Ufam Ci Pilar - i nie powiedział tego, bo chciała to usłyszeć, tylko tak rzeczywiście było. A Galen też mało komu ufał, bo wszyscy mu chcieli wbić nóż w plecy. Ale jej akurat tak, i ufał jej tak głupio i naiwnie już w Quebec i potem u Seeleya, i teraz też.
Tylko, że jak tak go szarpnęła i chociaż to przecież ona to zrobiła, ale jednak on uderzył ją w ramię, to aż odskoczył.
- Pilar - rzucił z wyrzutem, tak kompletnie szczerym, jak te jego poprzednie słowa - teraz to Ci nie ufam - mruknął i znowu westchnął - może dla Ciebie to nie jest trudne... Ale dla mnie było - aż pokręcił głową. Chyba Galen to się w ogóle nie nadawał do bicia, a już na pewno nie z jakąś kobietą. A już zwłaszcza to chyba z nią. Kiedy on zaraz sięgnął do tego jej ramienia, w które tak ją niezdarnie pulnął i musnął to miejsce palcami. Jakoś tak odruchowo. A kiedy to do niego dotarło, to zabrał rękę.
- Może ja już pójdę do domu... - rzucił, ale ona już go ciągnęła do tego worka. Z workiem to jeszcze mógł spróbować. Może jednak coś się z tego nauczy. Chociażby wiązać te bandaże. Bo kiedy Pilar owijała mu ręce w te owijki, to przyglądał się jej bacznie.
- Delikatne prezesowskie rączki - powiedział powoli i te jego słowa mogła poczuć na szyi, kiedy stała tak blisko, bo akurat opuścił głowę. Ale zaraz ją podniósł i pozginał palce, żeby zobaczyć czy jest okej, tak jak prosiła. Było.
- A ja też Cię owinę? - zapytał od razu, a te jego niebieskie oczy odszukały tych jej brązowych, i w tych jego pojawił się jakiś taki błysk, jak u małego dziecka. Jak wtedy, kiedy ją pytał, czy on też będzie mógł założyć podsłuch.
Stał spokojnie, kiedy tak owijała jego drugą rękę, chociaż na to pytanie o list mina mu trochę zrzedła.
- Nie uwierzysz... od trupa - zaczął i nawet na nią spojrzał, ale wtedy ona skończyła i Galen poruszał drugą ręką, żeby sprawdzić, czy nie jest za mocno. Było w sam raz.
Zaraz sięgnął po taki bandaż dla niej, tylko, że Wyatt wypuścił go z rąk i cały się rozwinął, ale zaraz go pozbierał z podłogi, poplątał przy tym.
- Moment - rzucił i jakoś tak go rozsupłał, żeby zarzucić sobie go na szyję, żeby wisiał na niej luźno - daj - i wyciągnął do niej rękę. O dziwo Galen umiał to zrobić i to całkiem nieźle, wiedział gdzie tą owijkę przełożyć i zrobił to całkiem delikatnie, a ten bandaż dodatkowo ślizgał się po jego szyi i karku, gdy tak go owijał na jej ręce.
- To jest... długa historia Pilar. I... może kiedyś Ci ją opowiem, ale chyba nie dzisiaj - stwierdził, kiedy już zakładał ten bandaż w odpowiednim miejscu. Przejechał palcami po jej przedramieniu do łokcia.
- No i co? - zapytał, bo w zasadzie sam był ciekawy, czy zrobił to dobrze. Uczył się tego z filmików na youtubie, kiedy miał zajawkę na ten boks.
- Druga? - zapytał i tym razem to już wziął delikatnie ten bandaż, żeby go nie rozwinąć. Okręcił go jej na drugiej ręce, muskając palcami jej ciepłą skórę naprawdę delikatnie, z jakimś szacunkiem.
- Teraz to jesteśmy gotowi na Fight Club - i uniósł ręce układając je w gardę, a później nawet walnął sobie w ten worek jakimś prawym prostym, wcale nie jak totalny amator.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Może faktycznie nie powinna tego robić. Nie powinna zmuszać go, do tego, by ją uderzył. Chociaż przecież tego nawet nie można było nazwać uderzeniem. Kurwa, znajomych się szturcha bardziej energicznie czasami, kiedy powiedzą jakąś mocniejszą zaczepkę. A może tylko tych Pilar? Może w świecie, w którym obracał się Galen, takie naruszanie przestrzeni było zabronione? Takie szturchanie drugiego człowieka za drogi garnitur od jakiegoś Srarmaniego z pozłacanymi broszkami. Ale przecież Wyatt sam był mistrzem w przekraczaniu granic i strefy osobistej. No jak widać nie, by sprawiać ból. Nawet ten przyjemny.
I może właśnie o to w tym chodziło. Przecież on tak naprawdę tylko w gadce potrafił kąsać, podczas gdy w rzeczywistości był wyjątkowo… delikatny. Ładny chłopiec w wypolerowanych ciuchach i pięknych oczach. Zupełnie jak te jego delikatne prezesowe rączki. I Pilar chyba na moment o tym zapomniała. Że Galen to nie był Madox. Że nie mogła po prostu wymagać od niego tego naturalnego ognia, którego Wyatt po prostu w sobie nie miał. A nawet jeśli miał, to zakorzeniony gdzieś głęboko pod skórą.
I kiedy tak powiedział, że już jej nie ufa, że może dla niej to było proste, ale dla niego nie, to Pilar na moment faktycznie zrobiło się jakoś głupio. I nawet przeszło jej przez myśl, żeby go przeprosić. Ale kurwa z drugiej strony, czego on tak naprawdę tutaj oczekiwał? Przecież ona nigdy się z nim nie cackała. Nigdy nie traktowała go jak porcelanowej figurki, na którą trzeba dmuchać i chuchać, ona przy nim po prostu była sobą. A Pilar nie była wcale delikatna i taktowna — była narwana, szczera do bólu i bezpośrednia. I skoro on się tutaj zjawił, skoro chciał tego wszystkiego spróbować, tej nauki i może jej obecności na nowo, to jednak musiał gdzieś podskórnie czuć, że to przecież nie będzie słodko-pierdzące spotkanie. Przecież nigdy nie było.
I właśnie dlatego kiedy oznajmił, że może lepiej, żeby poszedł do domu, to Pilar wywaliła na niego oczy i spojrzała z jakimś takim wyrzutem. Kurwa, od kiedy on się tak szybko poddawał? Może jednak coś faktycznie się zmieniło przez te kilka tygodni.
Ale do jakiego domu, Galen? — rzuciła jakoś tak pretensjonalnie, wbijając w niego surowe spojrzenie. — Żeby co? Zaszyć się w tych swoich bezpiecznych czterech ścianach? Żeby udawać, że nic się nie stało i liczyć, że problemy same znikną? — no bo chyba takie miał nastawienie. Takie jak ludzie, którzy wolą się poddać niż stawić czemuś czoła. I Pilar to się kurewsko nie podobało, że on teraz do tej grupy chciał się zaliczyć. Aż wyszła mu naprzeciw i wbiła palec w jego pierś. Nie mocno, ale tak, żeby mógł to poczuć. — Od kiedy ty się tak szybko poddajesz, co? — spytała i nawet nachyliła się w jego kierunku, żeby zajrzeć w te piękne jak bezchmurne niebo oczy, w których wcześniej było jakoś o wiele więcej woli walki i tej drapieżności, która Pilar zaimponowała, kiedy się poznali, a która teraz jednak gdzieś zanikła.
I niby jasne, sama przed chwilą była zdania, że powinni tutaj działać a nie gadać, ale jednak jakoś nie mogła przejść obok tego wszystkiego obojętnie. No kurwa nie byłaby sobą, gdyby chociaż nie spróbowała…
Skoro już tu jesteś, przyszedłeś, co ewidentnie chciałeś, zrobiłeś ten krok, to teraz zawalcz. O sobie — bo przecież on nie robił tego dla niej. Ani nawet dla tej całej Cherry. Robił to dla siebie. Żeby czuć się bezpiecznym, żeby gdyby cokolwiek się wyjebało, umiał chociaż zawalczyć, jakoś się obronić. Jak nie przez Seeleyem, to przez kimkolwiek wysyłał mu te listy. Bo może dla niego na razie to był zwykły papier, ale Pilar już wystarczająco się podobnych sytuacji naoglądała. Widziała też o wiele za dużo. I też wiedziała, jak niektóre z tych sytuacji się kończyły. — O nikogo innego. Bądź egoistą chociaż raz i zawalcz o siebie. Skoro o serce nie potrafiłeś — nie była dobra w te wszystkie motywacyjne gadki, a jednak czasem wychodziło z jej ust coś mądrego. Jakoś tak naturalnie, kiedy bardzo czegoś chciała. A w tamtym momencie, chciała, żeby on jej w końcu pokazał cokolwiek. Że chciał tu być i że chciał chociaż spróbować, żeby ten jej czas, który Stewart tu dla niego poświęci nie pójdzie na marne. Bo akurat czasu to ona nie lubiła marnować.
A jednak trochę go już teraz marnowali, kiedy on tak pokręcił się z tym bandażem, że musiał go sobie zarzucić na szyję i zanim złapał dłoń Pilar, zanim zawinął ją starannie, muskając przy okazji jej gładką skórę, przyprawiając o przyjemne mrowienie, to jednak minęło trochę czasu.
Ostatnim razem jak sprawdzałam, to trupy jeszcze nie miały swojej poczty w zaświatach — rzuciła na te jego słowa o listach od trupa, podczas gdy wzrok trzymała zawieszony na tych ich dłoniach i białych bandażach, które wiły się po skórze jak ten jej tatuaż między piersiami. — Myślisz, że twój trup jednak żyje, czy może jednak ktoś się pod niego prędzej podszywa? — zapytała po chwili, bo jednak nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła. Chciała wiedzieć. Chciała mu jakoś pomóc, ale on znowu ją przygasił, kończąc temat. Kiedyś ci opowiem Pilar, jasne, ciekawe kurwa kiedy, jak to miało być ich jedno, jedyne spotkanie. Ale skoro nie chciał jej pomocy, nie miała zamiaru naciskać. Nie mogła przecież od niego wiecznie czegoś wymagać. Już wystarczyło, że chciała, żeby tutaj został i jednak spróbował.
Odsunęła się nieznacznie, kiedy w końcu skończył wiązać jej dłonie i sama sprawdziła, czy wszystko dobrze siedziało zaciskając palce i luzując, a potem jeszcze pokręciła nadgarstkami, by nieco rozluźnić zastałe mięśnie.
Zdążyła się jedynie zaśmiać na tą uwagę o byciu w Fight Clubie i już miała mu odpowiedzieć, żeby pamiętał o pierwszej zasadzie, kiedy on sam z siebie przywalił w ten worek, wyprowadzając uderzenie.
O — aż machnęła rękami w tym chwilowym zdziwieniu. — Czyli jednak nie ma z tobą aż takiej tragedii — bo to uderzenie wcale nie było jakieś tragiczne, chociaż… — Ale jest jeszcze dużo do poprawy. Dobra bokserze, pokaż mi pierwsze jak trzymasz gardę — poprosiła grzecznie, a kiedy on w końcu uniósł dłonie do twarzy, ewidentnie wiedząc, co ma robić, Pilar nawet pokiwała głową z jakąś cichą aprobatą. No teraz przynajmniej mieli jakiś punkt zaczepienia i nie był on nawet tak marny, jaki z początku się spodziewała. — No está mal — Nie jest źle. Podeszła bliżej, żeby mu się uważniej przyjrzeć, no bo jednak było trochę rzeczy do poprawy. A Pilar była perfekcjonistką. I miała też pierdolca na punkcie walk.
Noga trochę bardziej do przodu — wskazała, dotykając jedynie czubkiem paznokcia ciemnego materiału spodenek. — Barki szerzej — tu już złapała go całymi dłońmi i nieco zacisnęła na nich palce. — Nie spinaj się tak. Musisz rozluźnić górę — wyjaśniła, otulając oddechem jego kark, próbując nieco zmusić go, by zdjął trochę tego napięcia. Nie było nic gorszego, jak wyprowadzenie uderzenia podczas gdy mięśnie były spięte. A tym bardziej podczas treningu, aż się to prosiło o tragedie i jakieś naderwanie.
Kolana były okej, wystarczająco miękkie, ciężar nawet równy, bo spróbowała go lekko pchnąć, ale nawet nie drgnął, więc to dobry znak. Finalnie przeszła do przodu i stanęła między nim a workiem treningowym.
Lewa ręka bardziej przy policzku — poinstruowała, tylko on przekręcił ją w zupełnie drugą stronę, więc Pilar nie miała innego wyjścia, złapała tą jego dłoń i przysunęła się do niego jeszcze bliżej, by mu to wszystko ładnie ustawić. Tak samo jak ustawiła mu też prawą, a potem przesunęła palcami jeszcze na łokcie, bo chociaż były ułożone w miarę poprawnie, to jednak nieco za daleko od tułowia.
No, i teraz mamy zajebistą gardę — skwitowała, robiąc krok w tym i patrząc na niego z boku. Jakby się napierdalał już co najmniej dwa lata. — Teraz wyprowadź uderzenie — poprosiła, bo jednak przy tych małych poprawkach, ręka powinna mu puść o wiele bardziej precyzyjnie.

Galen L. Wyatt
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Galen to nawet lubił, że Pilar nie była delikatna i taktowna, nie udawała przed nim nie wiadomo jakiej damulki. On naprawdę to doceniał, że była przy nim sobą, i on też przy niej był. Tylko, że Galen z natury nie był wybuchowy, bywał, zdarzało mu się to, ale też do wielu rzeczy podchodził na chłodno, kalkulował, potrafił nad sobą zapanować. Myślał zanim coś powiedział, dlatego te jego słowa czasem potrafiły tak dotknąć, bo nie wychodziły gdzieś tam z serca, tylko były tak wyważone, aby zakłuć, albo żeby zbudować odpowiednią atmosferę. I chociaż szybko się ekscytował, jak dziecko, i wtedy w jego oczach rzeczywiście pojawiała się ta iskra i wtedy można było go tak łatwo kupić, przekonać do czegoś, dając mu odpowiednie motywacje, to jednak było w nim też trochę tego chłodu. Chłodu i zasad, które przecież wyniósł z domu i jedną z nich było to, że on nie uderzy kobiety. On nawet swojej siostry nigdy nie walnął, kiedy dochodzili się o coś. Bo Galen... mocny był chyba tylko w gębie. A na pewno nie w pięściach.
Jakby go postawić koło jakiegoś latynoskiego gangusa, to by byli pewnie jak ogień i lód. Chociaż Galen tego ognia też nie był tak do końca pozbawiony. Bo czasami to wystarczyła iskra, żeby go w nim rozpalić i żeby on też poszedł w coś bez zastanowienia, wszystko, albo nic. A jednak to nie była taka jego codzienność, w jego oczach nie palił się ogień nie do zatrzymania. Był w nim spokój oceanu, albo zimny lód, a dzisiaj nawet to jakieś bezchmurne niebo, przywodzące na myśl coś całkiem przyjemnego.
- Od kiedy są takie rzeczy, których ja nie potrafię przeskoczyć - mruknął i zrobił krok do przodu, jeszcze mocniej wbijając sobie ten jej palec w klatę, te niebieskie tęczówki utkwił w jej oczach - czasem... trzeba się poddać - a Galen to się ostatnio zwłaszcza poddawała jeśli chodziło o Charity Marshall, bo się kurwa nie chciał kłócić, dochodzić, walczyć. Bo on nie umiał w ciągłą walkę, bo nie był narwany, i nie zawsze umiał oddać.
- Myślałaś kiedyś o tym, żeby się przebranżowić, pójść w jakieś mowy motywacyjne? - strzelił oczami, ale przecież tak naprawdę jej słuchał, tak naprawdę te wszystkie jej słowa trafiały prosto do jego wybrakowanego serca. Bo Galen to był akurat bardzo podatny na słowa i wystarczyło go pochwalić, wystarczyło mu nagadać, żeby on od razu zmieniał nastawienie. Przecież on zawsze jak szedł na jakieś ważne spotkanie, to najpierw sobie urządzał taką mowę motywacyjną, Meena była w nich najlepsza. Potem szedł do tych swoich kontrahentów, jak ten lew, i walczył i wygrywał. A teraz to on już nawet nie ma takiej sekretarki, która by mu to powiedziała, a jak wraca do mieszkania, nie swojego nawet, to tylko słyszy wyrzuty, że jak on się mógł przy kimś poczuć szczęśliwy, aż odchylił do tyłu głowę.
- Możesz mi to nagrać, będę sobie puszczał... czasem - rzucił i znowu strzelił ślepiami, ale prawda to jest taka, że właśnie Galen Wyatt potrzebował motywacji, bo był jak dziecko. Bo miał w życiu wszystko co chciał i o dużo rzeczy po prostu walczyć nie musiał. Dużo rzeczy dostawał podane na złotej tacy.
Zawijał bandaże na jej dłoniach w pełnym skupieniu, z tym niebieskim spojrzeniem utkwionym w jej rękach, podniósł je dopiero kiedy zapytała o to, czy jego trup żyje.
- Myślę, że tak - rzucił tylko i urwał temat, bo on dowiedział się tyle, że tych zwłok nigdy nie znaleziono. Morgan po prostu zniknęła. Dla niego. Bo prawda jest taka, że najpewniej gdzieś tam sobie żyła. A Galen nie zdawał sobie z tego w ogóle sprawy. Nawet przez chwilę chciał poprosić Pilar, żeby to dla niego sprawdziła. Zrobiłaby to na pewno. Ale czy chciał jej znowu to wszystko tłumaczyć?
Jak on już Cherry opowiadał to w takim przejęciu. Przez chwilę patrzył w jej brązowe tęczówki, ale w końcu zwątpił. Kiedyś. Może.
- Mówisz? - zapytał z zadziornym uśmiechem, kiedy stwierdziła, że nie ma z nim takiej tragedii, bo Galen... tak, uwielbiał pochwały. I od razu ustawił się odpowiednio, kiedy Pilar powiedziała mu, żeby pokazał jak trzyma gardę. Zrobił to najlepiej jak umiał, bo Galen Wyatt jak już coś robił to na 110 procent, nie na odwal się, nie szybko, dobrze i dokładnie. I potem też tak dokładnie szedł za jej wskazówkami.
- Aún me convertirás en un asesino - jeszcze zrobisz ze mnie zabójcę, rzucił między jej kolejnymi wskazówkami, które brał sobie do serca. I nawet na to rozluźnienie pokręcił głową starając się rozkurczyć te mięśnie na karku.
- Przydałby się masaż... - mruknął, bo pewnie jakieś dwa dni nie był w żadnym SPA, na masażu. Dopiero tę rękę ułożył zupełnie inaczej niż chciała, bo jakoś nie mógł sobie tego wyobrazić, chociaż jak Pilar podeszła i go poprawiła, to od razu poczuł, że to jest jakieś takie właściwe ustawienie. Tak jak właściwa była ta jej bliskość i jej dotyk, i nawet to jej spojrzenie, kiedy te jego niebieskie ślepia odszukały znowu tych jej pięknych, brązowych. Które jednak on po chwili utkwił w worku i zmarszczył brwi.
- Nie masz ze mną żadnych szans... - mruknął, mrużąc oczy, do tego worka oczywiście. I nawet zmienił pozycję przeskakując z nogi na nogę, jak jakiś bokser, a potem walnął w worek. Mocno. Raz i drugi. Bo trzeba wspomnieć, że u Galena ta zajawka na boks to była też po to, żeby dać z siebie zejść jakimś emocjom, głównie negatywnym. Wyatt miał na to dwa sposoby, sport, albo seks. I jak kiedyś pracował ze swoim terapeutą nad tym jego uzależnieniem od tego drugiego, to wtedy poszedł w różne dziedziny sportu, od walki, po jogę, tylko, że skończyło się na tym, że zaliczył swoją instruktorkę.
- Zapomniałem jakie to jest fajne - rzucił, kiedy jeszcze kilka razy uderzył tak w ten worek, kiedy rzeczywiście jakieś te złe emocje znalazły trochę ujścia - a teraz pokażesz mi jak to się robi naprawdę? - zapytał i złapał za ten worek, który jeszcze trząsł się pod naporem jego ciosów, może nie najlepszych, ale jednak takich, które pozwoliły mu spuścić z siebie nieco napięcia. Nie widział jeszcze nigdy Pilar w akcji, tylko jak skakała u Seeleya po szafkach, albo leciała z nim na podłogę. Naprawdę chciał to zobaczyć, wolałby pewnie, żeby dowaliła Arthurowi, ale na razie musiał wystarczyć worek.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Pilar lubiła wierzyć, że nie było takich rzeczy, których się nie dało przeskoczyć. Że z każdej sytuacji było jakieś wyjście, jak człowiek bardzo chciał. Jak był wystarczająco zdesperowany, zmotywowany i żądny tej rzeczy. Tylko chyba ostatnio już wcale tak nie uważała. Bo przecież na własnej skórze odczuwała teraz skutki tego, że jednak pewnych kwestii się nie dało przeskoczyć. Jak na przykład tego, że dwójka ludzi, która tak mocno chciała być razem, chciała tak niewiele, bo przecież po prostu móc się widywać, a jednak nie mogła. I nie było nic, co oni mogli zrobić. A przynajmniej nic takiego realistycznego. Bo co? Spakują się z Madoxem i wyjadą? Gdzie kurwa, do Medellin? A może na jakąś zasraną Majorkę lub do Europy? No super, szkoda tylko, że to wcale nie było takie łatwe. Bo żyli taki życiem, którego nie dało się tak po prostu zostawić.
I teraz stojąc przed Galenem, słuchając tych jego słów, tak bardzo chciała mu powiedzieć, że się mylił, że pierdolił głupoty, bo na wszystko był jakiś sposób… no tylko, że wtedy byłaby już doszczętną hipokrytką. Dlatego puściła ten komentarz koło uszu, jak i to, że czasem trzeba się poddać. Jedynie spojrzała na niego jakoś ze zrozumieniem i wzruszyła ramionami. Chociaż już na te kolejne, o tym, że powinna się przebranżowić już strzeliła oczami, wywalając nimi dookoła orbity, by zaraz potem utkwić je w tych niebieskich.
Może i myślałam — wcale nie myślała. — Ale wtedy musiałbym na porządku dziennym użerać się z takimi niedowiarkami jak ty — docisnęła mu jeszcze mocniej ten paznokieć w klatce piersiowej, tak żeby to poczuł, kiedy ona przysunęła się jeszcze bliżej. Chociaż jak oni się tak będą przesuwać, to zaraz nie zostałaby między nimi żadna wolna przestrzeń. — A jeden mi już w zupełności wystarczy — zauważyła. Bo przecież już jeden Galen to było dużo. Sam Wyatt potrafił wypełnić sobą całą przestrzeń w głowie, a co dopiero gdyby było ich więcej. I nawet teraz, kiedy tak stał przed nią, wpatrzony w jej ciemne oczy, to były takie momenty, w których Pilar chociaż na moment zapomniała. A nie myśleć to było takie kurwa dobre uczucie.
Nagrałabym ci, ale jeszcze za bardzo ci się spodoba i co wtedy? — przejechała wzrokiem po jego twarzy, by zakończyć w okolicy ust, a raczej tego cwanego, nonszalanckiego uśmiechu, który miał tak pewnie wymalowany. I Pilar również się do niego uśmiechnęła, przelotnie, jednak równie pięknie. Nawet jeśli prędzej by wyskoczyła z okna albo skonała niż kurwa nagrała komukolwiek motywacyjne gadki. Takie to może Karrion nagrywał swoim uczennicom.
I znowu się zaśmiała, tym razem kiedy powiedział, że zrobi z niego zabójcę. No kurwa do zabójcy to mu jeszcze trochę brakowało, jak on się bał nawet kobiety dotknąć mocniej, a co dopiero zabić. Dobra garda tutaj nic nie zmienił. Nie wyplewi już z niego tego słodziaka.
No takiego Galena to by się wystraszyły na pewno… dzieci z przedszkola — prychnęła, przyglądając mu się z niemałym rozbawieniem. Bo jednak było coś UROCZEGO w tym jak on przeskakiwał z nogi na nogę, taki podekscytowany, że dobrze trzyma pozycję wyjściową, jakby conajmniej właśnie zatłukł jakiegoś bandziora na kwaśne jabłko.
Jak się będziesz dzisiaj ładnie słuchać, to ci zrobię ten masaż — powiedziała po chwili, przyglądając mu się uważnie. Może chociaż to by go trochę zmotywowało? Bo przecież wiadomo, że ten worek to była tylko rozgrzewka i Pilar i tak MIAŁA ZAMIAR go sprowokować do tego, żeby chociaż spróbował z nią trochę powalczyć. Nawet jeśli miałaby go potem całego wymasować. — Ale TYLKO jeśli będziesz grzeczny — zagroziła mu paluchem, chociaż może ten grzeczny to wcale nie było odpowiednie słowo, bo już widziała w jego oczach ten błysk, już czuła w kościach, że on zaraz się do tego odniesie i rzuci kolejną zaczepką, które oni i tak już rzucali od chwili, w której jego ładne adidaski przekroczyły progi sali treningowej.
Chociaż kiedy w końcu zabrał się za ten worek, kiedy wcześniej trochę mu pogroził tą swoją zabójczą gadką a ten worek to na pewno się obsrał ze strachu na te słowa to i dał się mu potem tak ładnie pookładać pięściami. Pilar stała nieco z boku, przyglądając mu się uważnie i od razu notując sobie rzeczy do poprawy, jednak w pewnym monecie zamiast patrzeć na jego ruchy, to jednak wróciła do twarzy Galena. Do tych oczu, w których jakby nie patrzeć pojawił się pewien błysk, pewne ujście emocji, kiedy tak przebierał rękami. W końcu. Aż się uśmiechnęła.
Jest nadzieja — skwitowała już bardziej zadowolona, kiedy w końcu przestał. — Skoro takie fajne, to czemu przestałeś? Bo ewidentnie trenowałeś — zainteresowała się. Nikt, kto wcześniej nie był na sali nie byłby w stanie chociażby wyprowadzać ciosów, a Wyattowi wychodziło to nawet znośnie. Musiał więc wcześniej trenować. I musiał też przestać, skoro zapomniał, jakie to było fajne.
Ja sobie nie wyobrażam tego nie robić — odezwała się po chwili, po czym odwróciła do worka i przywaliła mu najprostszą kombinacją: lewy prosty i od razu prawy. A potem jeszcze dodała do tego lewy sierpowy. — Chyba by mnie popierdoliło — stwierdziła zgodnie z prawdą i ponownie zaatakowała tym razem schodząc w lewo biodrem i kolanem, jakby robiła unik, po czym wyprowadziła kilka uderzeń, każde pod innym kątem. — Za dużo we mnie siedzi… — prawy, lewy, sierp, a potem jeszcze wysokie kopnięcie, które posłało worek o wiele dalej, że aż musnął się o ścianę, podczas gdy Pilar w tym czasie odwróciłą się w stronę Galena, jakby się chciała na niego zamachnąć. — …Emocji — ale finalnie wyhamowała rękę i jedynie musnęła jego brzuch, zatrzymując się tuż przed nim. Oddychała nierówno, tak, że jej klatka piersiowa falowała chaotycznie, a serce pompowało na wysokich obrotach. Odpowiednich obrotach. Tak jak lubiła najbardziej. Bo przynajmniej kurwa czuła, że żyła. Że coś się w niej poruszało.
I nawet gdyby nie była w policji, nawet gdyby nie potrzebowała tych wszystkich umiejętności, wciąż by trenowała. Bo sport był najlepszym sposobem na rozładowanie tego napięcia, jakie w sobie nosiła. Przecież ona od zawsze czuła tak wiele, tak dużo emocji, których nie potrafiłą nazwać, a najczęściej to jednak gniew i takie poczucie niezrozumienia przez resztę świata. I właśnie dzięki temu wyżyciu się na macie, mogła chociaż na moment znaleźć ujście w tym całym chaosie. W tej adrenalinie.
Wbiła w niego ciemne spojrzenie, wciąż trzymając dłoń na jego brzuchu.
Wystarczy ci taki pokaz? — spytała w końcu, podczas gdy pojedyncza stróżka potu spłynęła po jej twarzy i schowała się pod materiałem luźnej koszulki.

Galen L. Wyatt
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Galen też zawsze wierzył w to, że może wszystko, że nie ma takich rzeczy nie do przeskoczenia, a jednak ostatnio brutalnie doświadczył, że są. A niektóre ograniczenia nie siedziały tylko w jego głowie, a nawet w organizmie, w chorobie odziedziczonej po matce (wywłoce).
I on dopiero, kiedy myślał, że umarł, to to poczuł, bariery nie do ruszenia.
Spojrzał na dół, na ten jej palec, który teraz rzeczywiście czuł, i pewnie jutro na jego delikatnej skórze w tym miejscu pojawi się mały siniak, ale się nie ruszył. I rzeczywiście dzieliły ich już może centymetry, ale czy któreś z nich to ruszało? No nieszczególnie.
- Dobrze się nawet składa, bo lubię być wyjątkowy - powiedział i nawet uśmiechnął się lekko. Jedyny w swoim rodzaju, jeden, który w zupełności wystarczy. Bo Galen rzeczywiście był zajmujący, mając w sobie dużo z tego dzieciaka.
I teraz też z tym błyskiem w oku, jak u małego chłopca i zuchwałym uśmiechem, patrzył jej znowu w oczy.
- Wtedy to już następny krok, to byłoby porwanie cię, trzymanie w jakiejś wieży i zmuszanie do tego, żebyś mi to powtarzała codziennie, ale wiesz... to już jest taki scenariusz bardziej fantastyczny, coś jak te meble zrobione ze skóry dziewczyn z kontenerów - śmieszne rzeczy czasem o nim pisali, ale Galena to nie ruszało, a nawet lubił wyszukiwać takie dziwne wzmianki na swój temat i pewnie miał na komputerze folder, gdzie to umieszczał. Bo on przecież lubił szokować, kiedyś starał się co tydzień, a teraz... Teraz wciąż ciągnęły się za nim złą sławą te kontenery.
Na te dzieci z przedszkola parsknął śmiechem, miał się obruszyć, no powinien przecież, ale jednak przy Pilar mógł się poczuć jakoś tak swobodniej, więc roześmiał się głośno i szczerze.
- Dzieci też nie biję... Ale one nie musiałyby tego wiedzieć - rzucił, a potem już walnął w ten worek, tak mocno, że kiedy on się zawiesił, bo Pilar mu powiedziała o tym masażu, to ten worek mu prawie oddał wracając na swoje miejsce, ale Galen odskoczył, czyli jakiś tam instynkt obronny też chyba miał. Złapał za worek, żeby go zatrzymać, a potem spojrzał na Stewart.
- Masaż brzmi zdecydowanie lepiej niż dyplom, albo naklejka - zaczął, a na to, że dostanie go jeśli będzie grzeczny, to od razu uśmiechnął się zadziornie - masaż za bycie grzecznym... a co za bycie niegrzecznym? Kusi, żeby sprawdzić - chociaż z Galena to był przecież zdecydowanie bardziej grzeczny chłopiec. Bywał niegrzeczny, bywał zaczepny, tak jak teraz, kiedy znowu uderzył w ten worek z jakimś takim uczuciem. Ale zaraz odgarnął do tyłu palcami te swoje miękkie włosy w jakimś takim... no grzecznym geście.
Niebieskie tęczówki zawiesił na twarzy Pilar, kiedy zapytała dlaczego przestał trenować. Wzruszył ramionami. Chociaż przez moment się zastanawiał co ma jej powiedzieć, bo odpowiedź była prosta, Galen wrócił do swoich starych sposobów rozładowywania emocji.
- Objąłem prezesurę i nie miałem na to tyle czasu - stwierdził, i w tym też było trochę prawdy. Ale najwięcej to było chyba w tym, że Galen po prostu uwielbiał próbować nowych rzeczy, odkrywać je, no i nie wszystkie z nim zostawały na dłużej. Bo on miał zapał, dawał z siebie te sto procent, ale zaraz go tracił, zaraz zmieniał obiekt zainteresowania. Ze wszystkim tak było.
Odsunął się od worka, kiedy Stewart zaczęła prezentować mu swoje umiejętności. Patrzył na nią z niemałym podziwem, a nawet z otwartymi ustami, jak taki zachwycony dzieciak, aż z tego wszystkiego nie cofnął się nawet, kiedy tak ona się na niego zamachnęła. Zdążył tylko nabrać powietrze w płuca, ale wypuścił je ze świstem, kiedy zatrzymała rękę tuż przed jego brzuchem.
- Wow… nie chciałbym mieć w tobie wroga Pilar - powiedział, a te jego niebieskie oczy błyszczały, kiedy zawiesił je na tych jej pięknych, brązowych - nauczysz mnie tak? - zapytał od razu, a zanim ona zdążyła coś powiedzieć, to Galen już znowu zatrzymał ten worek, a potem starał się wyprowadzić jakiś cios kolanem, ale to już wyszło mu tragicznie - takie kopniaki - powiedział jednak podekscytowany - i taki kop - i jak kopnął ten worek, beznadziejnie zresztą, ale jednak tak, że wprawił go w ruch, a Galen w tym momencie już patrzył wielkimi oczami na Pilar. To ten worek wracając na swoje miejsce go walnął, aż Wyatt stęknął, ale jednak za bardzo się tym nie przejął. Bo on teraz to był przejęty tą walką, siniaki się już nie liczyły w tym momencie.
- Wszyscy w policji się tak biją? Z takim ogniem? - zapytał i znowu się ustawił na przeciwko worka - pokażesz mi jak go kopnąć? - zapytał zanim wyprowadził kolejny cios. Bo o ile Galen z boksu wyniósł te jakieś ciosy, które wychodziły mu nie do końca tragicznie, to kopniaków nie trenował wcale.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kingsway Boxing Club”