Kłamstwa, wszędzie kłamstwa!
A co dopiero w filmach, które dramatyzują konkretne, rzekomo rzeczywiste wydarzenia. Niewiele osób to wiedziało, jednak kinematografia obyczajowa od zawsze reprezentowała to, czego nienawidził we współczesnym przemyśle filmowym. Dostrzegał tam niepotrzebną estetyzację cierpienia, nieudolną symulację głębi psychologicznej, a także brak kosztów emocjonalnych.
Grozę uważał za uczciwszą.
Nieważne więc, co oglądał, liczyło się to, co rzeczywiście widział. Przemoc, niejednokrotnie brutalna, wręcz obsceniczna, rzeczywiście była tym, co sobą uosabiała (w kategoriach moralnych, nie sensacyjnych). Oznaczała zapłatę, nieważne, czy słuszną, czy nie. Bohaterowie pokutowali za błąd, wyrządzoną krzywdę, nieodpowiednie wspomnienie, zamiast swoimi cierpieniami wywoływać jedynie chwilową uciechę publiczności.
Trochę niezadowolony, a trochę zmęczony stał niedaleko otwartych drzwi, skąd dostrzegał pustoszejącą powoli salę. Ludzie rozmawiali coraz głośniej, coraz pewniej, dyskutując zarówno o filmie, jak i o bardziej prowizorycznych tematach, takich jak pogoda czy sport. Jednak Beaulieu czuł się tutaj, w tym korytarzu, niczym w potrzasku. Często uciekał spojrzeniem gdzieś w bok, a to przyglądając się wygaszonemu ekranowi projekcyjnemu, a to odmalowanym niedawno ścianom, byleby jak najdalej od własnego rozmówcy. Z tym że utrudniało mu to unikanie innych. Co chwilę widział uśmiechy obcych ludzi, słyszał ich powitania, dlatego w którymś momencie pochylił głowę. Podwinięcie rękawów koszuli dawało mu przynajmniej minutę oddechu.
– Znając ciebie, pewnie coś napiszesz, rozbierając cały film na czynniki pierwsze, zamiast zaufać temu, co czuli ludzie.
Theodore zmarszczył brwi, przelotnie zerkając na opieszałego, brzuchatego mężczyznę.
– A co czuli ludzie? Film obiecywał coś innego, niż finalnie dostarczył. Przede wszystkim jest bardzo niespójny strukturalnie, a reżyser poszedł na łatwiznę. Co innego mógłbym napisać? – Przeczesał palcami krótkie włosy, po czym wcisnął dłonie w kieszenie spodni od garnituru. Prawdę mówiąc, jeszcze nie zdecydował się, czy rzeczywiście cokolwiek napisze. Zamiast obszernych materiałów do analiz, wyliczanych w zaproszeniu na premierę, w półtorej godziny dostał wyłącznie parę prowizorycznie powiązanych ze sobą scen. Po tym, co zobaczył, mógł stwierdzić jedno: całość jakoś funkcjonowała. (Słowo klucz: j a k o ś). Theodore potrzebował więcej niż jakoś, dlatego tego samego wymagał od innych. Zamiast zadowalać się jedynie paliatywami, w y m a g a ł.
– To jest kino, a kino działa na emocjach. Nie wiem, jak innym, ale mnie się podobało.
Theodore lekko się skrzywił.
– Logika świata przedstawionego zawiodła. Większość ujęć wprowadzających ucieka się jedynie do ładnych widoków, zamiast mówić coś więcej o bohaterach, motywach czy fabule. Gdzie tu prawda? To, co widziałem, określiłbym raczej jako podaną na tacy instrukcję przeżywania, nie emocję samą w sobie.
Odwracając wzrok, omyłkowo zerknął na niską, ciemnowłosą kobietę.
Cholera...
Elena Santorini