- 
				 Piąta Sutra Ery Wodnika: Wibruj Kosmos, a Kosmos oczyści ścieżkę Piąta Sutra Ery Wodnika: Wibruj Kosmos, a Kosmos oczyści ścieżkę nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Gnił przez kilka godzin w łóżku, próbując zebrać w garść goniące gdzieś myśli - był pewien, że biegają po całej sypialni, a może to po prostu lsd wciąż go trzymało, nie miał pewności. Od wielu lat nie był pewien niczego. Życie przelatywało mu przez palce jak piach, jednak zamiast zacisnąć dłonie i wziąć się w garść, pozwalał na to, by wszystko przelatywało dalej nie robiąc kompletnie nic poza łykaniem kolejnych pigułek. Miał wrażenie, że spada i zdążył polubić to uczucie. Przetarł dłonią zmęczoną twarz rozmazując jeszcze bardziej czarny cień na powiekach i w końcu się podniósł, żeby powolnym i chwiejnym krokiem udać do łazienki. Oparł ręce na umywalce i spojrzał w swoje odbicie w lustrze - obraz nędzy i rozpaczy, w dodatku nieco rozmazany, bo wciąż nie widział wyraźnie. W myślach wciąż jeszcze dudnił bas, nozdrza nadal czuły zapach haszu, suchość w ustach domagała się czegoś do picia. Zacisnął powieki i wszedł pod prysznic; strumień zimnej wody działał w jakiś sposób otrzeźwiająco.
O umówionej godzinie stawił się pod centrum handlowym czekając na siostry. Nie był punktualny, był przed czasem tylko dlatego, że pomylił godziny, na swoje szczęście. Wcale nie w pełni trzeźwy, wciąż miał nagrzany łeb - nie tylko z niego jeszcze nie zeszło, przed wyjściem pozwolił sobie dziabnąć jeszcze dwa drinki.
Tyle dobrego, że nawalony Arthur nigdy nie jeździł samochodem, chociaż go miał, ciągle stał w garażu. Stawiał na komunikację miejską, w której zawsze poznawał nowych ludzi. Dzisiaj uciął sobie pogawędkę ze starszą kobietą, która jechała, jak mu powiedziała, do swoich wnuków na urodziny. Udziergała im własnoręcznie swetry i wiozła blachę ciasta - poczęstowała go kawałkiem i Arthur opierając się właśnie o ścianę budynku kończył przekąskę.
Midge Anderson Diane Anderson
- 
				 hator, hator, hator hator, hator, hator
 biszkopt nie opada, sernik jest bez rodzynek, shit happens, ale nie dziś nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Podobnie jak Arthur dojechała komunikacją miejską, podróż trwała na tyle długo by zdążyła odsłuchać dwa podcasty. Do brata dopadła lekko zdyszana, bo z przystanku przebiegła się truchtem, bo inaczej spóźniłaby się na umówioną godzinę, więc była na styk. Stanęła na palcach objęła Archiego.
- Cześć, dobrze cię widzieć. Co jesz? - Chciała jeszcze dodać, żeby odpuścił ich siostrze, ale to i tak przyniesie efekt całkowicie odwrotny do zamierzonego, poza tym im naprawdę nie było trzeba pomagać by się pospinać. Poprawiła ramię od niedużego plecaka, który wyglądał jakby jakieś dwa pluszaki musiały stracić życie, by został uszyty (korpusy, bo głowy musiały zdobić ścianę nad zabawkową kuchnią w jakimś dzecięcym pokoju, myśli Midge biegały w bardzo różnych kierunkach).
- Czytałam o materacach, sprężynowe są naprawdę żywotne i bambusowe zbierają niezłe oceny. - Nie podejrzewała by Archie zgłębiał temat.
Arthur Anderson Diane Anderson
- 
				 Mama, we’re all full of lies. Mama, we’re all full of lies.
 Mama, we’re meant for the flies.
 And right now they’re building a coffin your size,
 Mama, we’re all full of lies. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimki srimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimki srimkipostaćautor
Nie spóźniała się nigdy, ale czekała, aż jej zamajaczy w tłumie sylwetka siostry, bo nie miała ochoty, dla świętego spokoju, stać z Archiem sama, wiedziała, że Midge bywa na styk więc... Wyłoniła się zza niej jak cień, sekundę po tym, gdy padło Cześć.
- Cześć. - Matka ich rodziła od najmniejszego do największego, ale zawsze tak jest, że z dwóch sióstr ta starsza jest tą niższą.
- Sprężyny się z czasem odkształcają. - Oczywiście, że też zrobiła research, nawet zanim w ogóle zaproponował materac na prezent, gdyby przyszła nieprzygotowana to by ją pojebało, albo nie daj los Archie z jakiegoś powodu też zrobiłby research i wiedziałby coś więcej od niej, albo wytknął jej błąd.
- Masz czekoladę na twarzy. - Zrezygnowany wzrok Diane spoczął na polewie z ciasta, która została gdzieś na skórze brata.
- Poczekamy aż zjesz, nie wejdę tak z tobą do sklepu. - Wyglądali w trójkę jak przypadkowo zebrani ankietowani, chociaż Diane nawet jeśli starała się ukryć swoje zmęczenie, to wciąż wyglądała jak zombie. Opuchniętych powiek podkład nie zatuszuje, nawet założyła na głowę aksamitną opaskę do włosów w kolorze pudrowego różu, ze wzorem w warkocz, żeby odwrócić uwagę, stary trik, bo zwykle nie nosiła na głowie nic. Zawartość jej szafy była bezpieczna, pełna stonowanych, raczej luźnych koszul dobry marek, tych drogich, ale nie za drogich, wszelkiego fasonu jeansów (miała niezdrową słabość do kowbojskich dzwonów), chociaż dzisiaj przyszła w prostej, denimowej spódnicy przed kolana.
Obejrzała się przez ramię, lustrując ulicę uważnym spojrzeniem, brwi marszcząc, nie chciała zacząć popadać w paranoję, ale granica była dosyć cienka.
Midge Anderson Arthur Anderson
- 
				 Piąta Sutra Ery Wodnika: Wibruj Kosmos, a Kosmos oczyści ścieżkę Piąta Sutra Ery Wodnika: Wibruj Kosmos, a Kosmos oczyści ścieżkę nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
- Dostałem ciasto od babci, którą poznałem w busie - odpowiedział, gdy przełknął, bo nawet on nie mówił z pełnymi ustami. - Jechała do wnuków i miała ze sobą całą blachę, wszystko pokrojone w kosteczkę, no nie mogłem odmówić i nie wziąć kawałka - uniósł dłonie w poddańczym geście, w jednej trzymał jeszcze odrobinę ciasta, które zniknęło w jego buzi. Gdyby miał więcej, to na pewno by się podzielił, ale to było już tylko na ostatnie chapnięcie, to już wstyd częstować.
Jednocześnie zza Midge wyłonił się jej ponury cień, jak chmura przysłaniająca letnie słońce. Diane potrafiła czasem zepsuć dzień samą swoją obecnością, więc szybko pożałował, że nie wziął ze sobą jakiegoś bidonu, w którym miałby przelanego drinka.
Potarł palcami policzek, potem drugi, ostatecznie ścierając z kącików ust okruszki z czekoladą. Palce oblizał i spojrzał na najstarszą z góry, mętnym wzrokiem. Może był już (albo jeszcze, najpewniej jedno i drugie) wstawiony, ale podwójnie jeszcze nie widział (całe szczęście, jedna Diana wystarczy). Wyglądała na zmęczoną.
- Nie spałaś? - przestąpił nieco chwiejnie z nogi na nogę i zerknął na Midge,
Midge Anderson Diane Anderson
- 
				 hator, hator, hator hator, hator, hator
 biszkopt nie opada, sernik jest bez rodzynek, shit happens, ale nie dziś nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
- O, to takie najlepsze od serca - nawet nie oczekiwała, że się będzie Arthur dzielił za mało, poza tym to był prezent dla niego.
Obróciła się do siostry i ją również wylewanie przywitała, nie robiąc sobie nic z tego, że wpadała, jak meteor w jej strefę prywatną, od zawsze była taka, emocje i bliskość wyrażała fizycznie - przytulała, chodziła za rękę, przytrzymywała włosy w trakcie ataku grypy jelitowej. Może była tchórzem, ale empatycznym, dlatego kiedy objęła Di spytała szeptem czy nie potrzebuje ją odciążyć, choć w wypadku kompulsywnego sprzątania siostry, mogła ją wesprzeć dostawą obiadów na tydzień i comfort food, które mogłyby zjeść razem i spędzić leniwe popołudnie.
- To skupiamy się na bambusowych? - zapytała Diane, jednocześnie palcem wskazującym wskazała na swojej twarzy, na zasadzie odbicia lustrzanego, gdzie jeszcze znajdowały się okruszki na Arturowej twarzy. - Z drugiej strony, jak będzie obracany regularnie góra-dół, prawo-lewo, to też będzie miał dłuższą żywotność. Choć to chyba się odnosi do każdego rodzaju.
Midge uznała, że chyba mogą już wejść do centrum handlowego, więc ruszyła do wejścia do centrum.
Diane Anderson Arthur Anderson
- 
				 Mama, we’re all full of lies. Mama, we’re all full of lies.
 Mama, we’re meant for the flies.
 And right now they’re building a coffin your size,
 Mama, we’re all full of lies. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimki srimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimki srimkipostaćautor
W przeciwieństwie do jej byłego męża.
- Zacznijmy od bambusowych. - Dobrze, że każde z nich znało rodziców na tyle, że kładąc się na materacu mogli od razu wyjść z całym arsenałem za i przeciw, wiedząc, co komu nie będzie odpowiadało. Za twarde być nie może, za miękkie też nie, tutaj po co ten szew, a tu po co guziki, a jak prać pokrycie?
Właśnie.
- Od razu weźmiemy im dodatkowe pokrycie. - Na chwilę wzrok z ulicy przenosi na brata, kiedy się już upewniła, że jej nikt nie śledzi, że nikt nie obserwuje i z całą pewnością nie widziała w zasięgu wzroku nikogo, kto wyglądałby jak hydraulik-mafiozo.
- Nie. - Odpowiada zgodnie z prawdą zresztą, czemu nie miałaby mu odpowiedzieć. Przez chwilę tylko przeszło jej przez myśl, że pewnie zadał to pytanie tylko po to, żeby po jej odpowiedzi dodać jakąś złośliwą uwagę na temat jej wyglądu, albo stanu. Tak, jakby w ogóle był w pozycji żeby komukolwiek kiedykolwiek takie rzeczy wypominać.
- Może powinnam też kupić inny materac. - Żart zakamuflowany jest tak głęboko, że trzeba złotej łopaty, żeby go odkopać, zwłaszcza że ton Diane jest znużony i zrezygnowany. Bo i jaki ma być, skoro była kłębkiem nerwów. Wiedziała, że materac nic nie zmieni. A szkoda.
Przynajmniej przechodząc przez próg centrum i udając się do sklepu może się skupić na czymś tak bardzo przyziemnym jak testowanie materacy, bo tak w pierwszej chwili myśli. Że to będzie łatwe. Ale kiedy już podchodzi do pierwszego w sekcji tych naturalnych bambusowych, to waha się, trochę za mocno zaciskając powieki z każdym mrugnięciem.
Ile tu musiało być zarazków. Ilu ludzi z łupieżem się na tym kładło.
W końcu siada na samym brzeżku, jeansowa spódnica chroni ją jak zbroja, a Diane podskakuje lekko, nawet nie dotykając materaca dłonią.
Midge Anderson Arthur Anderson
- 
				 Piąta Sutra Ery Wodnika: Wibruj Kosmos, a Kosmos oczyści ścieżkę Piąta Sutra Ery Wodnika: Wibruj Kosmos, a Kosmos oczyści ścieżkę nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Żadnej uwagi Diane się nie doczekała. Żadnej złośliwości, żadnego żartu czy nawet komentarza. Wstawiony Arthur nie był jak trzeźwy, bądź trzeźwiejący, poirytowany Arthur.
- Próbowałaś herbaty z chmielu przed snem? - zapytał przez ramię, przytrzymując im drzwi. Co jak co, ale niektóre dobre maniery matka wpoiła mu do głowy na stałe. Spróbowałby zrobić inaczej.
Wracając do sklepu z materacami - była ich cała masa, najróżniejszych. Arthur od razu podszedł do jednego z nich i pochylił się chwiejnie:
- Uu, on ma chyba ze czterdzieści centymetrów - zaraz jednak podąża za siostrami, do tych bambusowych, o których mówiła najstarsza, ta niewyspana. Siostra siada na nim ostrożnie, jakby na jeżu więc Arthur nachyla się nieco ku Midge unosząc rękę i kiwając palcem.
- W ten sposób, to się nie da sprawdzić, czy jest wygodny. Nic dziwnego, że jest niewyspana, jeśli swój wybrała testując go półdupkiem - i ciągnie ją za sobą, za ramię bliżej brzegu konstrukcji, żeby ostatecznie po prostu runąć plecami na b a b m b u s o w y materac. On na plecy, ona obok, na brzuch, tuż obok ostrożnie moszczącej swoje pół tyłka Diane.
Nie b r z y d z i ł a go myśl o zarazkach, ilości osób, które się po nim walały, żadnym łupieżu, bo po prostu o tym w ogóle nie myślał.
W głośnikach sklepu rozbrzmiewała piosenka Dziwnego Ala.
Everytime I shake your hand now
Wanna stick your fingers in my mouth
Do I creep you out?
Midge Anderson Diane Anderson
- 
				 hator, hator, hator hator, hator, hator
 biszkopt nie opada, sernik jest bez rodzynek, shit happens, ale nie dziś nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
- Dobry pomysł - podchwyciła słowa Di. - Teraz mają zajawkę na worki próżniowe, to nie będą narzekać, mama, że jej znowu miejsca zabiera. Wiecie, że wpakowali w jeden wszystkie moje maskotki, nie wiem co z nich będzie, jak je stamtąd wydostanę. - I tak lepiej, że skończyły tak, niż gdyby tato spełnił swoją groźbę i wyrzucił wszystko na śmietnik, ale rozpaczać nie zamierzała, bo nie miała tendencji do gromadzenia i przywiązywania się do rzeczy, regularnie robiła przegląd szafy. No i w końcu kiedyś zrobi przegląd tych szpargałów, które zostawiła w domu rodzinnym. Tylko musi się wszechświat odpowiednio nastroić albo planety wejść w ascendent Marsa czy coś.
- Albo olejki z cbd? Mam znajomych, którzy próbowali i wszyscy mówili, że szybciej zasypiali i poprawiła im się jakość snu. I nie uzależnia - dodała, choć w kwestii używek, to dwójka jej rodzeństwa była bardziej w temacie teoretycznie lub empirycznie.
- That's what she said - musiała zacytować za Michealem Scottem. Dała się pociągnąć bratu na materac. Niehigieniczne, może nieco obrzydliwe i co z tego Midge była weteranką branży gastro, więc ani w cyrku się nie śmiała, ani nic co ludzkie nie było jej obce, niestety. Obróciła się na plecy.
- Jest całkiem twardy, ja wolę takie materace, niż się zapadać, jak w bagno. To jest lepsze dla kręgosłupa.
Midge się powierciła się chwilę, było jej wygodnie, jej się podobało, ale pewnie tylko ona podejmowała tak szybko decyzje, bo jak się poszerzy możliwość wyboru, to tylko gorzej.
- Diane, jakby można była się zarazić trądem, to by nie nikt tu nie kupował, na pewno mają jakieś procedury odkażania. - Nie wiedziała czy mieli, ale siostra wyglądała, jakby już tylko czekała, żeby podłoga się rozstąpiła i piekło ja pochłonęło, bo gorzej już być nie mogło.
Diane Anderson Arthur Anderson
- 
				 Mama, we’re all full of lies. Mama, we’re all full of lies.
 Mama, we’re meant for the flies.
 And right now they’re building a coffin your size,
 Mama, we’re all full of lies. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimki srimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimki srimkipostaćautor
Nie bardzo chciała sięgać po jakiekolwiek mocniejsze środki, bo już wystarczyło, że przez parę lat żyła w związku z uzależnionym od leków. Musiała szukać zatem alternatywnych sposobów na osiągnięcie zen, a z jej stresującym życiem nie będzie to łatwe. Miała też (już) za mało cierpliwości na wszelkie praktyki okołojogowe. A może? Może powinna zacząć. Może zapyta Midge czy nie chciałaby z nią.
Ale nie teraz. Bo Arthur usłyszy i będzie jej dokuczać.
Żarty o czterdziestometrowym materacu i cytowaniu Michaela Scotta oczywiście ją omijają, jak każde żarty, Diane miała poczucie humoru z kartonu, a teraz dodatkowo była jeszcze zestresowana i niewyspana.
Obserwowała więc tylko, trochę za mocno zaciskając powieki przy mruganiu, jak Archie ciągnie Midge na materac i oboje nie przejmują się zarazkami. Przy ich upadku sama bardzo delikatnie na sekundę uniosła się wyżej.
- Wiem o tym... - Wtrąciła niepewnie, bo mimo wszystko wcale nie była przekonana na jakim poziomie dezynfekcja się ma w takich sklepach.
- Po prostu zdam się na wasz osąd. - Na Midge. Na Midge osąd. Ale nie chciała prowokować kolejnej bezsensownej rozmowy.
Wstała z materaca i zaczęła czytać jej specyfikację, w końcu się przygotowała więc wiedziała co nieco o sprężynach, gąbce memory i cyrkulacji powietrza.
- A ten? - Wskazała dłonią na kolejny obok, spoglądając na rodzeństwo wyczekująco, żeby przeskoczyli z jednego na drugi sprawdzając poziom komfortu.
Midge Anderson Arthur Anderson
- 
				 Piąta Sutra Ery Wodnika: Wibruj Kosmos, a Kosmos oczyści ścieżkę Piąta Sutra Ery Wodnika: Wibruj Kosmos, a Kosmos oczyści ścieżkę nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Powiercił się jeszcze chwilę na materacu trącając Midge kilka razy łokciem czy kolanem. Zamierzał sprawdzić tak każdy materac w sklepie, w końcu miał czas. W przeciwieństwie do sióstr, który miały pracę i jakieś inne obowiązki.
Zerwał się do pozycji siedzącej, chyba niego zbyt gwałtownie, bo aż mu się zakręciło w głowie i opadł z powrotem.
- Ciśnienie jest dziś zdecydowanie kiepskie. Biometr, niekorzystny - machnął ręką, poleżeć musiał tak kilka sekund, nim znów się podniósł, tym razem wolniej. To na pewno nie była kwestia tych paru drineczków, które dziś wypił.
Podszedł do drugiej z ekspozycji, stanął do niej tyłem, rozłożył ramiona i opadł na materac, aż się nieco odbił od niego. Za twardy.
- Skoro nowy materac, to i deski do tego, stelaż? - albo w ogóle mogliby wymienić rodzicom całe łóżko, po co się rozdrabniać. Wyłoży na ten prezent większość kwity, to dla niego nie miało znaczenia. Będzie komplet, stelaż pewnie i tak będzie do wymiany, jak nie w tym roku to w przyszłym, lub za dwa. Łóżko stało w rodzicielakiej sypialni odkąd pamiętał, już na nie najwyższy czas.
- Całość? - przekręcił się na bok, potem przeturlał na drugi kraniec materaca.
Diane Anderson Midge Anderson

 
				