-
Piąta Sutra Ery Wodnika: Wibruj Kosmos, a Kosmos oczyści ścieżkęnieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Di ewidentnie miała ze sobą jakiś problem. Domyślał się, że miała problemy w domu, w pracy i wszędzie, gdzie tylko pokazywała swój podły charakter, jednak nie znaczyło to, że dawało jej to prawo do dyrygowania innymi. Zgadzał się jednak z tym, że należałoby sprawić rodzicom jakiś porządny prezent z okazji rocznicy oraz tym, że nowy materac do spania wcale nie był głupim pomysłem.
Gnił przez kilka godzin w łóżku, próbując zebrać w garść goniące gdzieś myśli - był pewien, że biegają po całej sypialni, a może to po prostu lsd wciąż go trzymało, nie miał pewności. Od wielu lat nie był pewien niczego. Życie przelatywało mu przez palce jak piach, jednak zamiast zacisnąć dłonie i wziąć się w garść, pozwalał na to, by wszystko przelatywało dalej nie robiąc kompletnie nic poza łykaniem kolejnych pigułek. Miał wrażenie, że spada i zdążył polubić to uczucie. Przetarł dłonią zmęczoną twarz rozmazując jeszcze bardziej czarny cień na powiekach i w końcu się podniósł, żeby powolnym i chwiejnym krokiem udać do łazienki. Oparł ręce na umywalce i spojrzał w swoje odbicie w lustrze - obraz nędzy i rozpaczy, w dodatku nieco rozmazany, bo wciąż nie widział wyraźnie. W myślach wciąż jeszcze dudnił bas, nozdrza nadal czuły zapach haszu, suchość w ustach domagała się czegoś do picia. Zacisnął powieki i wszedł pod prysznic; strumień zimnej wody działał w jakiś sposób otrzeźwiająco.
O umówionej godzinie stawił się pod centrum handlowym czekając na siostry. Nie był punktualny, był przed czasem tylko dlatego, że pomylił godziny, na swoje szczęście. Wcale nie w pełni trzeźwy, wciąż miał nagrzany łeb - nie tylko z niego jeszcze nie zeszło, przed wyjściem pozwolił sobie dziabnąć jeszcze dwa drinki.
Tyle dobrego, że nawalony Arthur nigdy nie jeździł samochodem, chociaż go miał, ciągle stał w garażu. Stawiał na komunikację miejską, w której zawsze poznawał nowych ludzi. Dzisiaj uciął sobie pogawędkę ze starszą kobietą, która jechała, jak mu powiedziała, do swoich wnuków na urodziny. Udziergała im własnoręcznie swetry i wiozła blachę ciasta - poczęstowała go kawałkiem i Arthur opierając się właśnie o ścianę budynku kończył przekąskę.
Midge Anderson Diane Anderson
Gnił przez kilka godzin w łóżku, próbując zebrać w garść goniące gdzieś myśli - był pewien, że biegają po całej sypialni, a może to po prostu lsd wciąż go trzymało, nie miał pewności. Od wielu lat nie był pewien niczego. Życie przelatywało mu przez palce jak piach, jednak zamiast zacisnąć dłonie i wziąć się w garść, pozwalał na to, by wszystko przelatywało dalej nie robiąc kompletnie nic poza łykaniem kolejnych pigułek. Miał wrażenie, że spada i zdążył polubić to uczucie. Przetarł dłonią zmęczoną twarz rozmazując jeszcze bardziej czarny cień na powiekach i w końcu się podniósł, żeby powolnym i chwiejnym krokiem udać do łazienki. Oparł ręce na umywalce i spojrzał w swoje odbicie w lustrze - obraz nędzy i rozpaczy, w dodatku nieco rozmazany, bo wciąż nie widział wyraźnie. W myślach wciąż jeszcze dudnił bas, nozdrza nadal czuły zapach haszu, suchość w ustach domagała się czegoś do picia. Zacisnął powieki i wszedł pod prysznic; strumień zimnej wody działał w jakiś sposób otrzeźwiająco.
O umówionej godzinie stawił się pod centrum handlowym czekając na siostry. Nie był punktualny, był przed czasem tylko dlatego, że pomylił godziny, na swoje szczęście. Wcale nie w pełni trzeźwy, wciąż miał nagrzany łeb - nie tylko z niego jeszcze nie zeszło, przed wyjściem pozwolił sobie dziabnąć jeszcze dwa drinki.
Tyle dobrego, że nawalony Arthur nigdy nie jeździł samochodem, chociaż go miał, ciągle stał w garażu. Stawiał na komunikację miejską, w której zawsze poznawał nowych ludzi. Dzisiaj uciął sobie pogawędkę ze starszą kobietą, która jechała, jak mu powiedziała, do swoich wnuków na urodziny. Udziergała im własnoręcznie swetry i wiozła blachę ciasta - poczęstowała go kawałkiem i Arthur opierając się właśnie o ścianę budynku kończył przekąskę.
Midge Anderson Diane Anderson
-
hator, hator, hator
biszkopt nie opada, sernik jest bez rodzynek, shit happens, ale nie dziśnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Midge nie miała czasu zastanowić się nad dynamiką w obrębie ich rodzeństwa, poza tym, że iskrzyło, jak zwykle i to w taki sposób, który zwykle doprowadza do przepięć i spalenia połowy sprzętu elektrycznego w domu. Nie miała czasu na refleksje, bo od rana była w pracy, szef trochę kręcił nosem, gdy zapowiedziała, że musi wyjść szybciej, ale wyrobiła się ze zleceniami, sporo wypieków zostało im z wczoraj, więc nie było sensu robić standardowej ilości. Kiero nawet machnął ręką na odpisanie sobie godzin, uznając, że odwaliła swój shit. Nauczyła się obsługi swojego zwierzchnika na prośby z rana zawsze reagował alergicznie i grymasem, ale po przetrawieniu sprawy po kliku godzinach wszystko było do przyjęcia. Nie drążyła tematu czy przypadkiem w jego herbacie lądowała whiskey lub rum, lepiej nie wiedzieć.
Podobnie jak Arthur dojechała komunikacją miejską, podróż trwała na tyle długo by zdążyła odsłuchać dwa podcasty. Do brata dopadła lekko zdyszana, bo z przystanku przebiegła się truchtem, bo inaczej spóźniłaby się na umówioną godzinę, więc była na styk. Stanęła na palcach objęła Archiego.
- Cześć, dobrze cię widzieć. Co jesz? - Chciała jeszcze dodać, żeby odpuścił ich siostrze, ale to i tak przyniesie efekt całkowicie odwrotny do zamierzonego, poza tym im naprawdę nie było trzeba pomagać by się pospinać. Poprawiła ramię od niedużego plecaka, który wyglądał jakby jakieś dwa pluszaki musiały stracić życie, by został uszyty (korpusy, bo głowy musiały zdobić ścianę nad zabawkową kuchnią w jakimś dzecięcym pokoju, myśli Midge biegały w bardzo różnych kierunkach).
- Czytałam o materacach, sprężynowe są naprawdę żywotne i bambusowe zbierają niezłe oceny. - Nie podejrzewała by Archie zgłębiał temat.
Arthur Anderson Diane Anderson
Podobnie jak Arthur dojechała komunikacją miejską, podróż trwała na tyle długo by zdążyła odsłuchać dwa podcasty. Do brata dopadła lekko zdyszana, bo z przystanku przebiegła się truchtem, bo inaczej spóźniłaby się na umówioną godzinę, więc była na styk. Stanęła na palcach objęła Archiego.
- Cześć, dobrze cię widzieć. Co jesz? - Chciała jeszcze dodać, żeby odpuścił ich siostrze, ale to i tak przyniesie efekt całkowicie odwrotny do zamierzonego, poza tym im naprawdę nie było trzeba pomagać by się pospinać. Poprawiła ramię od niedużego plecaka, który wyglądał jakby jakieś dwa pluszaki musiały stracić życie, by został uszyty (korpusy, bo głowy musiały zdobić ścianę nad zabawkową kuchnią w jakimś dzecięcym pokoju, myśli Midge biegały w bardzo różnych kierunkach).
- Czytałam o materacach, sprężynowe są naprawdę żywotne i bambusowe zbierają niezłe oceny. - Nie podejrzewała by Archie zgłębiał temat.
Arthur Anderson Diane Anderson
-
I want you to hold me
perpendicularly only
A sundial for the gods
we were born - born to failnieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimki srimkipostaćautor
Trzy tabletki uspokajające lądują na dłoni Diany tuż przed tym, niż zgarnie swoją torebkę z siedzenia pasażerskiego, żeby wyjąć z niej butelkę wody i popić. Trzy powinny wystarczyć na brata, zdecydowanie nie wystarczyły na wszystko, co miała na głowie, ostatnio Nathaniel jej jeszcze dorzucił tonę, więc ledwo stała prosto, dźwigając to wszystko.
Nie spóźniała się nigdy, ale czekała, aż jej zamajaczy w tłumie sylwetka siostry, bo nie miała ochoty, dla świętego spokoju, stać z Archiem sama, wiedziała, że Midge bywa na styk więc... Wyłoniła się zza niej jak cień, sekundę po tym, gdy padło Cześć.
- Cześć. - Matka ich rodziła od najmniejszego do największego, ale zawsze tak jest, że z dwóch sióstr ta starsza jest tą niższą.
- Sprężyny się z czasem odkształcają. - Oczywiście, że też zrobiła research, nawet zanim w ogóle zaproponował materac na prezent, gdyby przyszła nieprzygotowana to by ją pojebało, albo nie daj los Archie z jakiegoś powodu też zrobiłby research i wiedziałby coś więcej od niej, albo wytknął jej błąd.
- Masz czekoladę na twarzy. - Zrezygnowany wzrok Diane spoczął na polewie z ciasta, która została gdzieś na skórze brata.
- Poczekamy aż zjesz, nie wejdę tak z tobą do sklepu. - Wyglądali w trójkę jak przypadkowo zebrani ankietowani, chociaż Diane nawet jeśli starała się ukryć swoje zmęczenie, to wciąż wyglądała jak zombie. Opuchniętych powiek podkład nie zatuszuje, nawet założyła na głowę aksamitną opaskę do włosów w kolorze pudrowego różu, ze wzorem w warkocz, żeby odwrócić uwagę, stary trik, bo zwykle nie nosiła na głowie nic. Zawartość jej szafy była bezpieczna, pełna stonowanych, raczej luźnych koszul dobry marek, tych drogich, ale nie za drogich, wszelkiego fasonu jeansów (miała niezdrową słabość do kowbojskich dzwonów), chociaż dzisiaj przyszła w prostej, denimowej spódnicy przed kolana.
Obejrzała się przez ramię, lustrując ulicę uważnym spojrzeniem, brwi marszcząc, nie chciała zacząć popadać w paranoję, ale granica była dosyć cienka.
Midge Anderson Arthur Anderson
Nie spóźniała się nigdy, ale czekała, aż jej zamajaczy w tłumie sylwetka siostry, bo nie miała ochoty, dla świętego spokoju, stać z Archiem sama, wiedziała, że Midge bywa na styk więc... Wyłoniła się zza niej jak cień, sekundę po tym, gdy padło Cześć.
- Cześć. - Matka ich rodziła od najmniejszego do największego, ale zawsze tak jest, że z dwóch sióstr ta starsza jest tą niższą.
- Sprężyny się z czasem odkształcają. - Oczywiście, że też zrobiła research, nawet zanim w ogóle zaproponował materac na prezent, gdyby przyszła nieprzygotowana to by ją pojebało, albo nie daj los Archie z jakiegoś powodu też zrobiłby research i wiedziałby coś więcej od niej, albo wytknął jej błąd.
- Masz czekoladę na twarzy. - Zrezygnowany wzrok Diane spoczął na polewie z ciasta, która została gdzieś na skórze brata.
- Poczekamy aż zjesz, nie wejdę tak z tobą do sklepu. - Wyglądali w trójkę jak przypadkowo zebrani ankietowani, chociaż Diane nawet jeśli starała się ukryć swoje zmęczenie, to wciąż wyglądała jak zombie. Opuchniętych powiek podkład nie zatuszuje, nawet założyła na głowę aksamitną opaskę do włosów w kolorze pudrowego różu, ze wzorem w warkocz, żeby odwrócić uwagę, stary trik, bo zwykle nie nosiła na głowie nic. Zawartość jej szafy była bezpieczna, pełna stonowanych, raczej luźnych koszul dobry marek, tych drogich, ale nie za drogich, wszelkiego fasonu jeansów (miała niezdrową słabość do kowbojskich dzwonów), chociaż dzisiaj przyszła w prostej, denimowej spódnicy przed kolana.
Obejrzała się przez ramię, lustrując ulicę uważnym spojrzeniem, brwi marszcząc, nie chciała zacząć popadać w paranoję, ale granica była dosyć cienka.
Midge Anderson Arthur Anderson
firtula
nie decyduj za moją postać bo mnie pojebie
-
Piąta Sutra Ery Wodnika: Wibruj Kosmos, a Kosmos oczyści ścieżkęnieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Dobre było to ciasto, takie nie za słodkie, w sam raz. Gdyby jednak miał możliwość dołączenia do tego tabletek uspokajających, na pewno by z nich skorzystał, bo z okazji należy korzystać, żeby potem niczego w życiu nie żałować. Na widok Midge uniósł rękę w geście przywitania, a gdy go objęła, poklepał ją lekko po plecach. Chyba zawsze była tą starszą siostrą, z którą zdecydowanie lepiej się dogadywał. Nie miała o nic pretensji, gdy się spotykali nie robiła miny, jakby ktoś jej pod nosem wysmarował gówno, dobrze się bawili na imprezach techno i nie była opryskliwa.
- Dostałem ciasto od babci, którą poznałem w busie - odpowiedział, gdy przełknął, bo nawet on nie mówił z pełnymi ustami. - Jechała do wnuków i miała ze sobą całą blachę, wszystko pokrojone w kosteczkę, no nie mogłem odmówić i nie wziąć kawałka - uniósł dłonie w poddańczym geście, w jednej trzymał jeszcze odrobinę ciasta, które zniknęło w jego buzi. Gdyby miał więcej, to na pewno by się podzielił, ale to było już tylko na ostatnie chapnięcie, to już wstyd częstować.
Jednocześnie zza Midge wyłonił się jej ponury cień, jak chmura przysłaniająca letnie słońce. Diane potrafiła czasem zepsuć dzień samą swoją obecnością, więc szybko pożałował, że nie wziął ze sobą jakiegoś bidonu, w którym miałby przelanego drinka.
Potarł palcami policzek, potem drugi, ostatecznie ścierając z kącików ust okruszki z czekoladą. Palce oblizał i spojrzał na najstarszą z góry, mętnym wzrokiem. Może był już (albo jeszcze, najpewniej jedno i drugie) wstawiony, ale podwójnie jeszcze nie widział (całe szczęście, jedna Diana wystarczy). Wyglądała na zmęczoną.
- Nie spałaś? - przestąpił nieco chwiejnie z nogi na nogę i zerknął na Midge,
Midge Anderson Diane Anderson
- Dostałem ciasto od babci, którą poznałem w busie - odpowiedział, gdy przełknął, bo nawet on nie mówił z pełnymi ustami. - Jechała do wnuków i miała ze sobą całą blachę, wszystko pokrojone w kosteczkę, no nie mogłem odmówić i nie wziąć kawałka - uniósł dłonie w poddańczym geście, w jednej trzymał jeszcze odrobinę ciasta, które zniknęło w jego buzi. Gdyby miał więcej, to na pewno by się podzielił, ale to było już tylko na ostatnie chapnięcie, to już wstyd częstować.
Jednocześnie zza Midge wyłonił się jej ponury cień, jak chmura przysłaniająca letnie słońce. Diane potrafiła czasem zepsuć dzień samą swoją obecnością, więc szybko pożałował, że nie wziął ze sobą jakiegoś bidonu, w którym miałby przelanego drinka.
Potarł palcami policzek, potem drugi, ostatecznie ścierając z kącików ust okruszki z czekoladą. Palce oblizał i spojrzał na najstarszą z góry, mętnym wzrokiem. Może był już (albo jeszcze, najpewniej jedno i drugie) wstawiony, ale podwójnie jeszcze nie widział (całe szczęście, jedna Diana wystarczy). Wyglądała na zmęczoną.
- Nie spałaś? - przestąpił nieco chwiejnie z nogi na nogę i zerknął na Midge,
Midge Anderson Diane Anderson
-
hator, hator, hator
biszkopt nie opada, sernik jest bez rodzynek, shit happens, ale nie dziśnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Midge była jednocześnie starszą siostrą i środkowym dzieckiem, więc dużo rzeczy jej uchodziło na sucho, ale też miała problem z kłótniami. Szybko ustępowała pola, uciekała lub próbowała nawet nie tyle, co łagodzić czy mediować między stronami, co odwrócić uwagę i szukać innego zderzaka, na którym obie strony mogły się wyładować. Byle nie na siebie wzajemnie czy na nią. Do teraz został jej brzydki zwyczaj znikania w trudnych sytuacjach. Poniekąd to samo nią powodowało, gdy wyjechała do Europy, a potem nią rzucało z miejsca na miejsce. Niezbyt to dorosłe, dojrzałe i trudne do zastosowania w sytuacjach rodzinnych.
- O, to takie najlepsze od serca - nawet nie oczekiwała, że się będzie Arthur dzielił za mało, poza tym to był prezent dla niego.
Obróciła się do siostry i ją również wylewanie przywitała, nie robiąc sobie nic z tego, że wpadała, jak meteor w jej strefę prywatną, od zawsze była taka, emocje i bliskość wyrażała fizycznie - przytulała, chodziła za rękę, przytrzymywała włosy w trakcie ataku grypy jelitowej. Może była tchórzem, ale empatycznym, dlatego kiedy objęła Di spytała szeptem czy nie potrzebuje ją odciążyć, choć w wypadku kompulsywnego sprzątania siostry, mogła ją wesprzeć dostawą obiadów na tydzień i comfort food, które mogłyby zjeść razem i spędzić leniwe popołudnie.
- To skupiamy się na bambusowych? - zapytała Diane, jednocześnie palcem wskazującym wskazała na swojej twarzy, na zasadzie odbicia lustrzanego, gdzie jeszcze znajdowały się okruszki na Arturowej twarzy. - Z drugiej strony, jak będzie obracany regularnie góra-dół, prawo-lewo, to też będzie miał dłuższą żywotność. Choć to chyba się odnosi do każdego rodzaju.
Midge uznała, że chyba mogą już wejść do centrum handlowego, więc ruszyła do wejścia do centrum.
Diane Anderson Arthur Anderson
- O, to takie najlepsze od serca - nawet nie oczekiwała, że się będzie Arthur dzielił za mało, poza tym to był prezent dla niego.
Obróciła się do siostry i ją również wylewanie przywitała, nie robiąc sobie nic z tego, że wpadała, jak meteor w jej strefę prywatną, od zawsze była taka, emocje i bliskość wyrażała fizycznie - przytulała, chodziła za rękę, przytrzymywała włosy w trakcie ataku grypy jelitowej. Może była tchórzem, ale empatycznym, dlatego kiedy objęła Di spytała szeptem czy nie potrzebuje ją odciążyć, choć w wypadku kompulsywnego sprzątania siostry, mogła ją wesprzeć dostawą obiadów na tydzień i comfort food, które mogłyby zjeść razem i spędzić leniwe popołudnie.
- To skupiamy się na bambusowych? - zapytała Diane, jednocześnie palcem wskazującym wskazała na swojej twarzy, na zasadzie odbicia lustrzanego, gdzie jeszcze znajdowały się okruszki na Arturowej twarzy. - Z drugiej strony, jak będzie obracany regularnie góra-dół, prawo-lewo, to też będzie miał dłuższą żywotność. Choć to chyba się odnosi do każdego rodzaju.
Midge uznała, że chyba mogą już wejść do centrum handlowego, więc ruszyła do wejścia do centrum.
Diane Anderson Arthur Anderson
-
I want you to hold me
perpendicularly only
A sundial for the gods
we were born - born to failnieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimki srimkipostaćautor
Słaby uśmiech rozjaśnia twarz Diane na ułamek sekundy kiedy Midge się z nią wita i z automatu szept ciśnie jej się na usta wszystko w porządku, ale nie pada, bo to nieprawda. Nie, żeby była przykładną prawdomówczynią, ale do zaginania faktów jej daleko kiedy była tak poturbowana psychicznie i jednak miała tendencje do ufania bliskim i otwierania się na nich.
W przeciwieństwie do jej byłego męża.
- Zacznijmy od bambusowych. - Dobrze, że każde z nich znało rodziców na tyle, że kładąc się na materacu mogli od razu wyjść z całym arsenałem za i przeciw, wiedząc, co komu nie będzie odpowiadało. Za twarde być nie może, za miękkie też nie, tutaj po co ten szew, a tu po co guziki, a jak prać pokrycie?
Właśnie.
- Od razu weźmiemy im dodatkowe pokrycie. - Na chwilę wzrok z ulicy przenosi na brata, kiedy się już upewniła, że jej nikt nie śledzi, że nikt nie obserwuje i z całą pewnością nie widziała w zasięgu wzroku nikogo, kto wyglądałby jak hydraulik-mafiozo.
- Nie. - Odpowiada zgodnie z prawdą zresztą, czemu nie miałaby mu odpowiedzieć. Przez chwilę tylko przeszło jej przez myśl, że pewnie zadał to pytanie tylko po to, żeby po jej odpowiedzi dodać jakąś złośliwą uwagę na temat jej wyglądu, albo stanu. Tak, jakby w ogóle był w pozycji żeby komukolwiek kiedykolwiek takie rzeczy wypominać.
- Może powinnam też kupić inny materac. - Żart zakamuflowany jest tak głęboko, że trzeba złotej łopaty, żeby go odkopać, zwłaszcza że ton Diane jest znużony i zrezygnowany. Bo i jaki ma być, skoro była kłębkiem nerwów. Wiedziała, że materac nic nie zmieni. A szkoda.
Przynajmniej przechodząc przez próg centrum i udając się do sklepu może się skupić na czymś tak bardzo przyziemnym jak testowanie materacy, bo tak w pierwszej chwili myśli. Że to będzie łatwe. Ale kiedy już podchodzi do pierwszego w sekcji tych naturalnych bambusowych, to waha się, trochę za mocno zaciskając powieki z każdym mrugnięciem.
Ile tu musiało być zarazków. Ilu ludzi z łupieżem się na tym kładło.
W końcu siada na samym brzeżku, jeansowa spódnica chroni ją jak zbroja, a Diane podskakuje lekko, nawet nie dotykając materaca dłonią.
Midge Anderson Arthur Anderson
W przeciwieństwie do jej byłego męża.
- Zacznijmy od bambusowych. - Dobrze, że każde z nich znało rodziców na tyle, że kładąc się na materacu mogli od razu wyjść z całym arsenałem za i przeciw, wiedząc, co komu nie będzie odpowiadało. Za twarde być nie może, za miękkie też nie, tutaj po co ten szew, a tu po co guziki, a jak prać pokrycie?
Właśnie.
- Od razu weźmiemy im dodatkowe pokrycie. - Na chwilę wzrok z ulicy przenosi na brata, kiedy się już upewniła, że jej nikt nie śledzi, że nikt nie obserwuje i z całą pewnością nie widziała w zasięgu wzroku nikogo, kto wyglądałby jak hydraulik-mafiozo.
- Nie. - Odpowiada zgodnie z prawdą zresztą, czemu nie miałaby mu odpowiedzieć. Przez chwilę tylko przeszło jej przez myśl, że pewnie zadał to pytanie tylko po to, żeby po jej odpowiedzi dodać jakąś złośliwą uwagę na temat jej wyglądu, albo stanu. Tak, jakby w ogóle był w pozycji żeby komukolwiek kiedykolwiek takie rzeczy wypominać.
- Może powinnam też kupić inny materac. - Żart zakamuflowany jest tak głęboko, że trzeba złotej łopaty, żeby go odkopać, zwłaszcza że ton Diane jest znużony i zrezygnowany. Bo i jaki ma być, skoro była kłębkiem nerwów. Wiedziała, że materac nic nie zmieni. A szkoda.
Przynajmniej przechodząc przez próg centrum i udając się do sklepu może się skupić na czymś tak bardzo przyziemnym jak testowanie materacy, bo tak w pierwszej chwili myśli. Że to będzie łatwe. Ale kiedy już podchodzi do pierwszego w sekcji tych naturalnych bambusowych, to waha się, trochę za mocno zaciskając powieki z każdym mrugnięciem.
Ile tu musiało być zarazków. Ilu ludzi z łupieżem się na tym kładło.
W końcu siada na samym brzeżku, jeansowa spódnica chroni ją jak zbroja, a Diane podskakuje lekko, nawet nie dotykając materaca dłonią.
Midge Anderson Arthur Anderson
firtula
nie decyduj za moją postać bo mnie pojebie
-
Piąta Sutra Ery Wodnika: Wibruj Kosmos, a Kosmos oczyści ścieżkęnieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Gdy już zlizał z palca resztkę czekolady z twarzy odwrócił się na pięcie i - można by przysiąc - nieco tanecznym krokiem ruszył do środka centrum handlowego. Sklep z materacami był duży. Większość przestrzeni zajmowały proste, poskręcane łóżka, na których znajdowały się testowe materace różnej maści. Pojedyncze, podwójne, bambusowe, sprężynowe, piankowe, lateksowe - do wyboru, do koloru, choć wszystkie były w kolorze białym.
Żadnej uwagi Diane się nie doczekała. Żadnej złośliwości, żadnego żartu czy nawet komentarza. Wstawiony Arthur nie był jak trzeźwy, bądź trzeźwiejący, poirytowany Arthur.
- Próbowałaś herbaty z chmielu przed snem? - zapytał przez ramię, przytrzymując im drzwi. Co jak co, ale niektóre dobre maniery matka wpoiła mu do głowy na stałe. Spróbowałby zrobić inaczej.
Wracając do sklepu z materacami - była ich cała masa, najróżniejszych. Arthur od razu podszedł do jednego z nich i pochylił się chwiejnie:
- Uu, on ma chyba ze czterdzieści centymetrów - zaraz jednak podąża za siostrami, do tych bambusowych, o których mówiła najstarsza, ta niewyspana. Siostra siada na nim ostrożnie, jakby na jeżu więc Arthur nachyla się nieco ku Midge unosząc rękę i kiwając palcem.
- W ten sposób, to się nie da sprawdzić, czy jest wygodny. Nic dziwnego, że jest niewyspana, jeśli swój wybrała testując go półdupkiem - i ciągnie ją za sobą, za ramię bliżej brzegu konstrukcji, żeby ostatecznie po prostu runąć plecami na b a b m b u s o w y materac. On na plecy, ona obok, na brzuch, tuż obok ostrożnie moszczącej swoje pół tyłka Diane.
Nie b r z y d z i ł a go myśl o zarazkach, ilości osób, które się po nim walały, żadnym łupieżu, bo po prostu o tym w ogóle nie myślał.
W głośnikach sklepu rozbrzmiewała piosenka Dziwnego Ala.
Everytime I shake your hand now
Wanna stick your fingers in my mouth
Do I creep you out?
Midge Anderson Diane Anderson
Żadnej uwagi Diane się nie doczekała. Żadnej złośliwości, żadnego żartu czy nawet komentarza. Wstawiony Arthur nie był jak trzeźwy, bądź trzeźwiejący, poirytowany Arthur.
- Próbowałaś herbaty z chmielu przed snem? - zapytał przez ramię, przytrzymując im drzwi. Co jak co, ale niektóre dobre maniery matka wpoiła mu do głowy na stałe. Spróbowałby zrobić inaczej.
Wracając do sklepu z materacami - była ich cała masa, najróżniejszych. Arthur od razu podszedł do jednego z nich i pochylił się chwiejnie:
- Uu, on ma chyba ze czterdzieści centymetrów - zaraz jednak podąża za siostrami, do tych bambusowych, o których mówiła najstarsza, ta niewyspana. Siostra siada na nim ostrożnie, jakby na jeżu więc Arthur nachyla się nieco ku Midge unosząc rękę i kiwając palcem.
- W ten sposób, to się nie da sprawdzić, czy jest wygodny. Nic dziwnego, że jest niewyspana, jeśli swój wybrała testując go półdupkiem - i ciągnie ją za sobą, za ramię bliżej brzegu konstrukcji, żeby ostatecznie po prostu runąć plecami na b a b m b u s o w y materac. On na plecy, ona obok, na brzuch, tuż obok ostrożnie moszczącej swoje pół tyłka Diane.
Nie b r z y d z i ł a go myśl o zarazkach, ilości osób, które się po nim walały, żadnym łupieżu, bo po prostu o tym w ogóle nie myślał.
W głośnikach sklepu rozbrzmiewała piosenka Dziwnego Ala.
Everytime I shake your hand now
Wanna stick your fingers in my mouth
Do I creep you out?
Midge Anderson Diane Anderson
-
hator, hator, hator
biszkopt nie opada, sernik jest bez rodzynek, shit happens, ale nie dziśnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Midge jeszcze się uśmiechnęła do siostry dla dodania jej otuchy albo energii lub cierpliwości. Nawet gdyby powiedziała, że wszystko w porządku, to wiadomo, że nie było i dłużej, niż jakieś nowe kryzysy związane z jej byłym mężem. Przede wszystkim dużym kamyczkiem, żeby nie powiedzieć głazem narzutowym, było mieszkania praktycznie razem z Natem, co jej kiedyś powiedziała, że nic by się nie stało, gdyby chociaż jedno z nich zmieniłoby dzielnicę, co prawda Midge była mistrzynią ulatniania się ze sceny, gdy robił się zbyt męcząco albo poważnie, ale oni z kolei. No żadne z nich nie ruszy na nowo, jak sobie będą w okna zaglądać.
- Dobry pomysł - podchwyciła słowa Di. - Teraz mają zajawkę na worki próżniowe, to nie będą narzekać, mama, że jej znowu miejsca zabiera. Wiecie, że wpakowali w jeden wszystkie moje maskotki, nie wiem co z nich będzie, jak je stamtąd wydostanę. - I tak lepiej, że skończyły tak, niż gdyby tato spełnił swoją groźbę i wyrzucił wszystko na śmietnik, ale rozpaczać nie zamierzała, bo nie miała tendencji do gromadzenia i przywiązywania się do rzeczy, regularnie robiła przegląd szafy. No i w końcu kiedyś zrobi przegląd tych szpargałów, które zostawiła w domu rodzinnym. Tylko musi się wszechświat odpowiednio nastroić albo planety wejść w ascendent Marsa czy coś.
- Albo olejki z cbd? Mam znajomych, którzy próbowali i wszyscy mówili, że szybciej zasypiali i poprawiła im się jakość snu. I nie uzależnia - dodała, choć w kwestii używek, to dwójka jej rodzeństwa była bardziej w temacie teoretycznie lub empirycznie.
- That's what she said - musiała zacytować za Michealem Scottem. Dała się pociągnąć bratu na materac. Niehigieniczne, może nieco obrzydliwe i co z tego Midge była weteranką branży gastro, więc ani w cyrku się nie śmiała, ani nic co ludzkie nie było jej obce, niestety. Obróciła się na plecy.
- Jest całkiem twardy, ja wolę takie materace, niż się zapadać, jak w bagno. To jest lepsze dla kręgosłupa.
Midge się powierciła się chwilę, było jej wygodnie, jej się podobało, ale pewnie tylko ona podejmowała tak szybko decyzje, bo jak się poszerzy możliwość wyboru, to tylko gorzej.
- Diane, jakby można była się zarazić trądem, to by nie nikt tu nie kupował, na pewno mają jakieś procedury odkażania. - Nie wiedziała czy mieli, ale siostra wyglądała, jakby już tylko czekała, żeby podłoga się rozstąpiła i piekło ja pochłonęło, bo gorzej już być nie mogło.
Diane Anderson Arthur Anderson
- Dobry pomysł - podchwyciła słowa Di. - Teraz mają zajawkę na worki próżniowe, to nie będą narzekać, mama, że jej znowu miejsca zabiera. Wiecie, że wpakowali w jeden wszystkie moje maskotki, nie wiem co z nich będzie, jak je stamtąd wydostanę. - I tak lepiej, że skończyły tak, niż gdyby tato spełnił swoją groźbę i wyrzucił wszystko na śmietnik, ale rozpaczać nie zamierzała, bo nie miała tendencji do gromadzenia i przywiązywania się do rzeczy, regularnie robiła przegląd szafy. No i w końcu kiedyś zrobi przegląd tych szpargałów, które zostawiła w domu rodzinnym. Tylko musi się wszechświat odpowiednio nastroić albo planety wejść w ascendent Marsa czy coś.
- Albo olejki z cbd? Mam znajomych, którzy próbowali i wszyscy mówili, że szybciej zasypiali i poprawiła im się jakość snu. I nie uzależnia - dodała, choć w kwestii używek, to dwójka jej rodzeństwa była bardziej w temacie teoretycznie lub empirycznie.
- That's what she said - musiała zacytować za Michealem Scottem. Dała się pociągnąć bratu na materac. Niehigieniczne, może nieco obrzydliwe i co z tego Midge była weteranką branży gastro, więc ani w cyrku się nie śmiała, ani nic co ludzkie nie było jej obce, niestety. Obróciła się na plecy.
- Jest całkiem twardy, ja wolę takie materace, niż się zapadać, jak w bagno. To jest lepsze dla kręgosłupa.
Midge się powierciła się chwilę, było jej wygodnie, jej się podobało, ale pewnie tylko ona podejmowała tak szybko decyzje, bo jak się poszerzy możliwość wyboru, to tylko gorzej.
- Diane, jakby można była się zarazić trądem, to by nie nikt tu nie kupował, na pewno mają jakieś procedury odkażania. - Nie wiedziała czy mieli, ale siostra wyglądała, jakby już tylko czekała, żeby podłoga się rozstąpiła i piekło ja pochłonęło, bo gorzej już być nie mogło.
Diane Anderson Arthur Anderson