ODPOWIEDZ
42 y/o, 180 cm
ordynator oddziału ratunkowego | Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
Od niedawna ordynator oddziału ratunkowego. Wdowiec. Ojciec. Chirurg, który potrafi zachować zimną krew nawet wtedy, gdy świat się pali – ale sam nie zawsze wie, gdzie kończy się praca, a zaczyna życie.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiej ty?
postać
autor

- dwa -



06:03 AM - Oddział Ratunkowy, Mount Sinai Hospital

Wyatt Ward przyszedł na oddział wcześniej i to wcale nie było jakieś dziwne, bo on na nocki prawie zawsze przychodził wcześniej, dzisiaj dziwne było tylko to, że zamiast stawić się na Ostrym Dyżurze w godzinach wieczornych, on był tutaj już od rana. Miał zobaczyć swój nowy gabinet, trochę się przygotować do odprawy, która dzisiaj miała odbiegać od tej standardowej, bo przecież od dzisiaj miał pełnić tu zupełnie nową funkcję. Zaczynał już czuć ten ciężar, który zaraz miał spaść na jego ramiona. Powoli zaczynało do niego docierać, że będzie musiał stać się tym kimś, kim dla nich wszystkich był doktor Khan. Wyatt Ward chyba zaczynał panikować...

Minęło kilka minut, a on stał wpatrując się w ścianę, na której, między innymi, wisiało zdjęcia doktora Khana, wśród samych zasłużonych dla szpitala person. Wyatt zaczął się zastanawiać, czy on kiedyś też sobie zasłuży, czy da radę? A co jeśli nie da? Jeśli wszystko zawali?

Pewnie trwałoby to znacznie dłużej, ale pojawiła się koło niego doktor Green. Często bywali razem na dyżurze, pogratulowała mu i przyznała się, że z imprezy inauguracyjnej ulotniła się wcześniej, bo miała nockę. Wyatt przecież też opuścił przyjęcie wcześniej, za wcześnie właściwie. Ich pogawędkę przerwał jednak jakiś pielęgniarz, który oznajmił, że mają code red, helikopter z wypadku na autostradzie. Ward nawet się nie zastanawiał, razem z doktor Green popędzili do sali numer trzy, gdzie już czekał na nich uraz wielonarządowy. Młoda dziewczyna, jechała jako pasażerka, prowadziła jej matka. Matka była cała, odbiła, chciała ratować córkę, ale wtedy przywaliła w nie ciężarówka. Strażacy kilka minut wycinali dziewczynę z samochodu. Na początku była świadoma. Doktor Green natychmiast zleciła pełny panel badań i tomograf, ale nagle...

- Ciśnienie spada! Ma krwotok - zawołała Green. - Tu, patrz. Brzuch twardy jak deska.
- Śledziona?
- Albo wątroba. Trzeba ją otworzyć.

Spojrzeli na siebie porozumiewawczo, oboje doskonale wiedzieli co to oznacza, teraz liczyła się każda minuta. Nie było czasu, bo czas to życie. Życie tej młodej dziewczyny. Blok operacyjny był zajęty, a ona wykrwawiała się z minuty na minutę.

- Robimy to tutaj - zdecydował Wyatt.

Nie było chwili do stracenia, nie było czasu na analizowanie. Skalpel, nacięcie, krew trysnęła łukiem znacząc szkarłatem białe fartuchy, w tej samej chwili pielęgniarka podała ssak. Wyatt wprowadził dłoń do środka - dotyk, ocena, szybko zlokalizował źródło krwawienia.

- Rozwalona śledziona. Muszę ją usunąć.

Green już podawała narzędzia, on pracował w ciszy i skupieniu, aż wreszcie - opanowali sytuację. Dziewczyna oddychała. Monitor przestał piszczeć.

- Stabilna - rzuciła cicho pielęgniarka.



07:38 AM - Oddział Ratunkowy, Mount Sinai Hospital

Właśnie miała się zacząć spóźniona odprawa, przełożona pielęgniarek zebrała wszystkich w pokoju, czekali tylko na Ordynatora. Niektórzy już zaczęli przyjmować pacjentów, więc z niepokojem zerkali na swoje telefony. A jego wciąż nie było. Wreszcie Wyatt Ward pojawił się w sali w zakrwawionym fartuchu i rękawiczkach, szybko je zdjął i wrzucił do kosza.

- Nagły wpadek, ale już sytuacja opanowana. Przepraszam wszystkich, że musieliście czekać. Dzięki Gwen, że wszystkich zebrałaś - zwrócił się do głównej pielęgniarki, a później stanął przed resztą. Nie za bardzo wiedział od czego zacząć, bo miał tu wkroczyć pierwszy, witać wszystkich po kolei, a później wygłosić przemowę na miarę Khana, albo Callaghan, ale się nie udało. Zerknął na zegarek na nadgarstku.

- Nie mamy czasu, więc chciałem wam tylko powiedzieć, że od dzisiaj ze wszystkimi problemami, z którymi zgłaszaliście się do doktora Khana przychodzicie do mnie. Z kończącymi się zestawami do intubacji numer cztery, wciąż do Gwen - zażartował zerkając na pielęgniarkę, ale miał nadzieję, że tak właśnie będzie - nie jestem Ordynatorem od papierków, więc nie szukajcie w gabinecie, raczej na oddziale, bo jestem lekarzem takim samym jak wy - zerknął po wpatrzonych w niego twarzach, z niektórymi miał przyjemność pracować, ale nie ze wszystkimi. - No to co wracamy do roboty? I pamiętajcie najważniejsza jest praca zespołowa, pacjent, szybka komunikacja, działamy, nie śpimy, a w razie czego, ja wszystko biorę na siebie. SOR to nie teoria, tu trzeba działać, zawsze możecie mnie wezwać przez telefon, sprawdzałem, ma zasięg nawet na parkingu i w toalecie, więc nie zdołam się ukryć - znowu chciał zażartować, bo czuł się coraz bardziej nie swojo w tym miejscu, a właściwie w tej roli. Schował telefon do kieszeni i poprawił stetoskop na szyi.

- Okej, to ktoś ma coś dla mnie? - zapytał w końcu i liczył tylko na to, że nagle się okaże, że jest na oddziale jakiś pacjent z tajemniczą chorobą, którą musi skonsultować. Oby, bo jeśli wciąż będzie musiał siedzieć w papierach, które wylądowały rano na jego biurku, to jeszcze szybciej niż się spodziewał wyląduje na psychiatrycznym.

serena almendarez
zgrozo
będziesz wiedzieć, kiedy przesadzisz
29 y/o, 170 cm
rezydentka oddziału ratunkowego w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
But I can see us lost in the memory, August slipped away into a moment in time 'cause it was never mine.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

#3
Wolała być pół godziny za wcześnie, niż choćby o minutę za późno, dlatego do pracy jak zwykle dotarła sporo przed czasem. Miała więc kilka dodatkowych chwil by przywitać się z zespołem, który kończył swoją zmianę i w spokoju przejąć od nich pacjentów. Ze względu na zmiany kadrowe, oddział opanowała pewnego rodzaju ekscytacja, a wszyscy byli ciekawi jak zaprezentuje się nowy ordynator i poza medycznymi przypadkami nie rozmawiali o niczym innym, jak tylko przyjęciu doktora Khana. Serena wspominała je jak przez mgłę, bo z perspektywy czasu wydawało jej się naprawdę abstrakcyjne, że nie tylko spędziła dobrze czas, ale miała okazję poznać kogoś, kto nadawał na tych samych falach, co ona. Nie znała pełnych personaliów Johna, nie wiedziała nawet, na jakim oddziale pracował, a ich pożegnanie nie było nawet właściwie pożegnaniem, a mimo to pozytywnie oceniała to doświadczenie. Była dumna z siebie, że otworzyła się przed kimś bez oporów i chociaż nigdy nie należała do ludzi karmiących się złudną nadzieją, miała przeczucie, że los jeszcze skrzyżuje ich ścieżki.
Nie podejrzewała jednak, że nastąpi to tak nieoczekiwanie.
Przebrała się w ciemnie scrubsy, włosy związała w ciasny kucyk i jeszcze przed odprawą skupiła na pacjentach, których za chwilę miała oficjalnie przejąć. Na interaktywnej tablicy znajdującej się nad stanowiskiem przełożonej pielęgniarek nie widziała jeszcze swojego nazwiska, ale miało się ono pojawić już za chwilę. Almendarez była gotowa na kolejny dzień pełen wrażeń i w momencie przekroczenia progu oddziału w zapomnienie odchodziły wszystkie prywatne sprawy - troski zostawiała za sobą, podobnie jak wszelkie nadzieje.
Niemal natychmiast w jej ręce wpadła skomplikowana sprawa przywiezionego przed godziną mężczyzny, którego znaleziono na ulicy bez żadnych dokumentów. Jego obcisły kostium sugerował, że musiał uprawiać jakiś sport, a uraz głowy jednoznacznie określił brak jakiegokolwiek kasku. Serena sprawdziła wszystkie parametry, zleciła dodatkowe badania, ale wyszły na tyle niejednoznacznie, że w jej głowie pojawiły się wątpliwości. Nie mogła czekać, musiała działać i już miała zwrócić się do wyższego rangą lekarza dyżurnego, gdy zwołano wreszcie opóźnioną odprawę i musiała na chwilę wstrzymać się ze swoimi decyzjami.
A później rzeczywistość uderzyła w nią niczym rozpędzone nosze, bo nowy ordynator wreszcie oficjalnie się przedstawił i przywitał.
Cieszyła się, że stanęła z boku, bo nikt nie zauważył, że twarz spłonęła jej rumieńcem, gdy Ward przemówił i skupił na sobie uwagę wszystkich dookoła.
John?
Poczuła się nagle bardzo głupio i naiwnie, no bo jak mogła nie połączyć ze sobą wszystkich elementów, jakie podane jej były jak na tacy podczas przyjęcia? Czyżby nowa znajomość zaślepiła ją tak bardzo, a drinki otępiły umiejętność logicznego myślenia? Zamrugała dwa razy, zanim w ogóle mogła skupić się na tym, co mówi jej nowy przełożony.
A mówił z sensem, konkretnie, oferując swoje wsparcie i praktycznie odżegnując się od biurowej części swojego stanowiska. Brzmiało to obiecująco, ale tylko czas miał pokazać, czy za słowami staną czyny. Jego żart zaowocował nawet kilkoma reakcjami, a stojąca przed Sereną pielęgniarka zaśmiała się wyjątkowo ostentacyjnie.
Okej, to ktoś ma coś dla mnie?
Nogi same poniosły ją przed siebie, bo potrzebowała przecież szybkiej opinii kogoś bardziej doświadczonego. I nie miało znaczenia to, że czuła się wyjątkowo niezręcznie, stając przed Wardem w wersji zupełnie odbiegającej od tej, którą poznał.
- Nieprzytomny pacjent w dziesiątce, jego parametry pozostają we względnej normie - wyciągnęła przed siebie wykres, na którym zanotowano najnowsze pomiary ciśnienia, tętna, saturacji, temperatury ciała i poziomu glukozy - Jest nienaturalnie blady, źrenice reagują na światło, ma niewielkie otarcia na łokciach i kolanach, ale brak sygnałów o urazach wewnętrznych. Początkowo oceniono jako uraz głowy, przejęłam go razem z poranną zmianą i myślę, że mamy do czynienia z hipoglikemią, ale czuję, że tu czai się coś jeszcze.
Mówiła spokojnie i z góry zakładając, że przypadek zainteresuje nowego ordynatora, poprowadziła go w kierunku sali numer dziesięć. Przedziwnie było udawać, że nie poznali się wcale w innych okolicznościach, ale Serena wiedziała, że szpital nie był miejscem na prywatne pogadanki i musiała podporządkować się panującym tu zasadom. Z niewielkim rozgoryczeniem stwierdziła, że Ward na pewno także wolał oficjalne podejście i rozdzielenie życia prywatnego od służbowego, skoro podał jej nawet zmyślone imię.
Dotarli do łóżka nieprzytomnego pacjenta i Almendarez odruchowo zerknęła na stojące przy nim monitory, krzywiąc się lekko.
- Zaleciłabym toksykologię, profilaktycznie, bo nie podoba mi się ten zapach - pochyliła się nieznacznie nad pacjentem sugerując, by ordynator też to uczynił; sportowy strój mężczyzny pachniał jak rozpuszczalnik - Nie mamy jego dokumentów, jest nieprzytomny, pozostaje więc naszym Johnem Doe.
O ironio!


Wyatt J. Ward
ness
nie steruj moją postacią, a na pewno się dogadamy
42 y/o, 180 cm
ordynator oddziału ratunkowego | Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
Od niedawna ordynator oddziału ratunkowego. Wdowiec. Ojciec. Chirurg, który potrafi zachować zimną krew nawet wtedy, gdy świat się pali – ale sam nie zawsze wie, gdzie kończy się praca, a zaczyna życie.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiej ty?
postać
autor

Adrenalina jeszcze buzowała w żyłach, zapach krwi jeszcze gdzieś się unosił, może nawet Ward miał jej odrobinę we włosach, po tym jak trysnęła strumieniem, a przecież starał się ją zmyć, ale bardzo się przy tym śpieszył, żeby ich wszystkich przywitać. Naprawdę starał się przywitać wszystkich, z każdym chociaż na moment skrzyżować spojrzenie, bo teraz byli jednym zespołem, do tego on był tutaj kapitanem, ale jej nie zauważył. Serena Almendarez stała gdzieś z tyłu, a nagle wyrosła przed nim z nieprzytomnym pacjentem z dziesiątki. Musiał mieć dziwną minę, bo starał się nie uśmiechnąć, ale jakoś tak się ucieszył na jej widok, bo jednak liczył na to, że jeszcze się spotkają i to ciut wcześniej niż na pożegnaniu Callaghan. No i proszę, marzenia się jednak czasem spełniają.

- Mała Czarna - rzucił zanim zdążył ugryźć się w język - przepraszam... Serena Almendarez - przeczytał jej plakietkę. Przecież słyszał to nazwisko, przecież Khan tak ją chwalił, a on wcale nie skojarzył, że będą razem pracować. Miał chyba jakieś zaćmienie, a teraz... miłe zaskoczenie. - Oddział ratunkowy, to też ciekawe... - pokiwał głową, ale wróć, zaraz, trzeba zająć się pacjentem, a nie zastanawiać nad tym jakie ciekawe tajemnice jeszcze ukrywa Serena Almendarez za swoją wyjściową małą czarną i kolorowym drinkiem. Drinkiem, którego przecież wybrał Wyatt. A wybrał podobno dobrze.

Wyciągnął rękę, żeby wziąć od niej tablet z wynikami pacjenta. Czy dotknął wtedy jej ręki? Owszem. Czy zrobił to specjalnie? Wcale nie. Tylko dlaczego zwrócił w ogóle na takie rzeczy uwagę? Zerknął na nią z ukosa.

- Miał już robiony tomograf? - znowu na nią spojrzał znad wyświetlacza. Słuchał jej dokładnie, każde jej słowo budowało w jego głowie jakiś obraz - niski cukier, podałaś glukozę? - zapytał, kiedy już kierowali się do sali. Gdy zatrzymali się nad łóżkiem Wyatt zerknął na monitory, a później na pacjenta, uniósł jedną brew posyłając spojrzenie Serenie.
- Ten strój... Łyżwiarz figurowy? Kojarzysz go? Bo ja się kompletnie na tym nie zna, może gdyby był hokeistą... Ale oni się trochę inaczej ubierają - podrapał się po skroni. Chociaż kto wie, czy pod tymi ochraniaczami nie chowają takich właśnie trykotów, mogło być różnie. Ward zerknął na Serenę, gdy się pochyliła, po chwili też to zrobił, dokładnie na przeciwko niej, pociągnął nosem.
- Rozpuszczalnik? Albo jakiś lakier? - zastanowił się głośno - toksykologia, pełen panel i zróbmy jeszcze gazometrię - zgodził się z nią, a kiedy się już wyprostował spojrzał znowu na brunetką - i może popytaj na oddziale, czy ktoś się zna na łyżwiarzach? Mam wrażenie, że gdzieś go widziałem, ale nie wiem gdzie... - jeszcze raz spojrzał na pacjenta, a później na nią, w tym czasie do sali zajrzała Wendy. Spojrzała na Serenę, a później na Warda.
- John za trzy minuty będzie helikopter, noworodek, zatrzymanie oddechu, wszyscy są zajęcia - Wyatt zerknął na zegarek na nadgarstku, a później na Almendarez.


07:52 AM - Oddział Ratunkowy, Mount Sinai Hospital

- Już helikopter, nie ma nawet ósmej. My jesteśmy wolni. Almendarez zleci tylko badania i spotkamy się na dachu - popatrzył na brunetkę, a później ruszył do drzwi, ale zatrzymał się jeszcze obok pielęgniarki - kojarzysz go? - zapytał wskazując podbródkiem pacjenta. On miał wrażenie, że kojarzy, nie wiedział jeszcze tylko skąd. Wypuścił przodem Wendy, a później obejrzał się przez ramię na Serenę.
- Noworodek z zatrzymaniem oddechu - pośpieszył ją. Chyba to, że wybrała Wyatta na to, żeby skonsultować z nim tego pacjenta nie było najlepszą opcją, no ale cóż może przynajmniej się czegoś nauczy? Chociaż noworodki to zdecydowanie trudni pacjenci, Ward też o tym wiedział, ale po chwili już stali w windzie. Oboje. Nie było już odwrotu.


- Wiemy coś więcej, niż to, że przestał oddychać? Apgar, saturacja, cokolwiek? - zapytał bardziej sam siebie niż ją, zerknął na tablet, a później stanął obok Sereny, żeby coś jej na nim pokazać - zobacz, był wcześniakiem. Co o tym myślisz? - dociekał, bo on chyba miał już jakąś hipotezę, ale był ciekawy czy Almendarez jest taka dobra, jak chwalił ją Khan - Chcesz go intubować, jeśli nie ruszy? Robiłaś to już? - zapytał podając jej gumowe rękawiczki, gdy drzwi windy otworzyły się na dachu. Helikopter już stał na lądowisku, a gdy tylko się pojawili wysiedli z niego ratownicy z niemowlakiem i matką.

- Noworodek, płeć żeńska, 17 dni. Wcześniak, urodzona w 35. tygodniu, poród bez powikłań. Wypisana ze szpitala 9 dni temu. Dziś rano rodzice wezwali pogotowie – dziecko przestało oddychać po karmieniu, sinica wokół ust, brak reakcji. Ojciec podjął RKO, po minucie wrócił płytki oddech, ale saturacja utrzymywała się poniżej 85 mimo tlenu. Podaliśmy matce Lorazepam - ratownik szybko przekazał im informacje i pacjentów, a Ward spojrzał na Serenę. Noworodek, czy matka? Miała wybór.

serena almendarez
zgrozo
będziesz wiedzieć, kiedy przesadzisz
29 y/o, 170 cm
rezydentka oddziału ratunkowego w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
But I can see us lost in the memory, August slipped away into a moment in time 'cause it was never mine.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Skłamałaby, gdyby powiedziała, że od czasu ich pierwszego spotkania nie myślała o nim ani trochę. Nie była romantyczką, więc nie roztaczała przed sobą wizji przyszłości ani nie rozpamiętywała każdego szczegółu czy gestu, ale coś kazało jej sądzić, że do kolejnego spotkania dojdzie znacznie szybciej, niż oboje by się tego spodziewali. Była mile zaskoczona własną postawą i tym, że otworzyła się na nową sytuację i znajomość i czuła się przez to jakoś lżej. Wszystko zmieniło się, gdy poznała prawdziwą tożsamość Johna.
Doktora Warda.
Jej nowego ordynatora.
Zaskoczenie wzięło górę i w pierwszych sekundach trudno było jej się odnaleźć, a pierwsze słowa, które wyrwały się z jego ust sprawiły, że zarumieniła się jeszcze bardziej i zamrugała zaskoczona. Modliła się w duchu, by żadna z krzątających się obok pielęgniarek nie usłyszała, jak ją nazwał, inaczej szpitalna pula plotek powiększyłaby się znacznie po dzisiejszym dyżurze.
- Doktorze Ward - skinęła mu głową i uciekła wzrokiem, bo nie miała więcej śmiałości by dać mu znać, że od teraz wszystko się zmieniało.
Było to ironiczne, niemalże śmieszne, bo na dobrą sprawę nie spędzili ze sobą wiele czasu, a jednak poznali się prywatnie, a teraz musieli przestawić się na całkowicie służbowe ustawienia. Dopiero co rodząca się znajomość zmieniła dynamikę szybciej, niż każde z nich byłoby w stanie powiedzieć neurofibromatoza.
Serena musiała się skupić, bo nie chciała już pierwszego dnia pokazać się ze złej strony; wiedziała na co ją stać, znała swoje mocne strony i praca pod presją była jedną z nich. Dotychczas nie miała jednak na oddziale rozpraszaczy w postaci duchów z przeszłości.
- Miał. Podałam - potwierdziła, nie dodając nic więcej, chociaż chciała zapewnić go, że zawsze zleca komplet badań.
Przeczuwała jednak, że zjednać go do siebie mogła tylko czynami - skoro on także był podopiecznym Khana i swoje już przeżył, puste słowa na pewno nie robiły na nim wrażenia. Nie ważne jak ceniona była na oddziale, Serena musiała od nowa udowodnić, że nadaje się do tej pracy - i potraktowała to jako wyzwanie.
- Obstawiałam, że jest kolarzem, ale może łyżwiarz to nie jest zły trop - zastanowiła się, przejmując z powrotem tablet.
Nie umknęło jej, że ich dłonie się zetknęły, ale nie mogła tego teraz roztrząsać.
Natychmiast zanotowała jego zalecenia i poleciła pielęgniarzowi kolejne pobranie krwii. Czuła satysfakcję, że Ward podążył jej tropem diagnozy, że zaufał jej zamiast negować każdą sugestię. Dawało to nadzieję na początek naprawdę dobrej współpracy.
Okazja do jej kontynuacji pojawiła się już chwilę później, gdy ogłoszono przybycie helikoptera, a Almendarez nie musiała zastanawiać się dwa razy i natychmiast podążyła za ordynatorem.
Działali jak dobry tandem, mimo iż zdarzyło im się pracować ze sobą po raz pierwszy. On podał jej rękawiczki, ona zawiązała mu szybko czysty fartuch jednorazowy, który chwyciła przed wejściem do windy. Palce tylko trochę jej drżały, gdy słupłała materiał w okolicach jego karku.
- Saturacja 82% i spada, może to infekcja, może problem neurologiczny. Nie intubowałam jeszcze tak małego dziecka, ale co masz zrobić jutro, zrób dzisiaj. Jestem gotowa - zapewniła, a później rzuciła mu jeszcze ostatnie spojrzenie przed wyjściem na lądowisko, gdzie natychmiast dobiegli do nich ratownicy z noworodkiem.
W takich sytuacjach dla Sereny nie istniało nic innego, tylko dobro pacjenta. Potrafiła się skupić, potrafiła robić kilka rzeczy na raz i myśleć o kolejnych - była świetna w swojej pracy i adrenalina zawsze brała górę. Błyskawicznie oceniła, że zdrowie i samopoczucie matki mogą poczekać, priorytetem była jej córka.
- Intubacja, teraz. Przygotuj rurkę trójkę, ambu w pogotowiu. Sprawdzić ciśnienie, gazometrię, RTG klatki piersiowej - natychmiast rzuciła się do pomocy dziecku - Musimy ją ustabilizować i przewieźć na OIOM.
Za noszami podążali zrozpaczeni rodzice, których obecność, choć zrozumiała, mogła narobić więcej szkody, niż pożytku.
- Zapytasz ojca o przebieg porodu? Czym była karmiona, mlekiem matki czy modyfikowanym? - zapytała jeszcze Warda, a później chwyciła intubator i rozpoczęła akcję ratunkową, licząc na przywrócenie dziecku poprawnego oddechu.
Choć to on znajdował się w hierarchii znacznie wyżej, niż ona, przejęła ten przypadek w pełni świadomie i odpowiedzialnie. Nie było czasu na uprzejmości i upewnienie się, czy taki podział ról na pewno mu odpowiada. Mógł ją zbesztać za to później, teraz liczyło się życie dziecka.
Zjechali windą na oddział i natychmiast zajęli jedną z wolnych sal, lecz parametry dziecka nie poprawiły się. Serena zerkała to na jej niewinną twarzyczkę, to na monitor i w dalszym ciągu intubowała małe ciałko, zastanawiając się nad dodatkowym wyjściem z sytuacji.
Matka, uspokojona lekami, opadła na krzesło pod ścianą, ale rozgoryczony ojciec coraz śmielej podchodził do lekarzy.
- Ward - Ren syknęła cicho i ostrzegawczo, bo ordynator znajdował się niebezpiecznie blisko mężczyzny, który za wszelką cenę chciał znaleźć się blisko córki.

Wyatt J. Ward
ness
nie steruj moją postacią, a na pewno się dogadamy
42 y/o, 180 cm
ordynator oddziału ratunkowego | Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
Od niedawna ordynator oddziału ratunkowego. Wdowiec. Ojciec. Chirurg, który potrafi zachować zimną krew nawet wtedy, gdy świat się pali – ale sam nie zawsze wie, gdzie kończy się praca, a zaczyna życie.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiej ty?
postać
autor

Wyatt był profesjonalistą, ale teraz, gdy spędził tutaj tyle lat, nie miał jakiś problemów, żeby na oddziale było też odrobinę prywaty, w końcu niektórzy (on i Serena w pierwszy rzędzie) spędzali tu więcej czasu niż we własnym domu. Właściwie nie lubił plotek, ale na nocnej zmianie znał chyba wszystkie, a to tylko dlatego, że pielęgniarki go lubiły i mu się zwierzały, a on przecież miał kurs z psychotraumatologii i naprawdę potrafił słuchać, tutaj od razu złapał jakiś dobry kontakt z Wendy, zresztą się już kojarzyli, kiedyś razem pracowali. Może nie będą jak rodzina, ale przecież są zespołem, teraz też Serena jest jego zespołem, jakkolwiek to nie zabrzmi. A co za tym idzie od razu pozwolił sobie przejść z nią na ty, zresztą takie były jakieś utarte reguły, że z rezydentami jako starszy lekarz (a teraz to już w ogóle ordynator) mógł rozmawiać nieco luźniej. Chociaż właśnie może ze względu na stołek, który objął powinien się do niej zwracać Doktor Almendarez, nie była jeszcze doktorem, to może per pani? Chyba nie... Ważne, żeby tylko nie zwracał się do niej Mała Czarna, bo rzeczywiście mogliby zacząć plotkować.

Ward zmarszczył brwi, kolarz, łyżwiarz, w zasadzie mieli podobne stroje.
- Może kolarz, powinnaś obejrzeć jego pośladki, jeśli jeździ dużo na rowerze, to powinny być jakieś ślady... - rzucił z poważną miną, ale ją podpuszczał, może chciał zobaczyć jak się rumieni? Albo sprawdzić, czy taka z niej profesjonalistka, jakiej pozory tutaj przed nim stwarzała. Przechylił na bok głowę jakby czekając aż Serena Almenderez zacznie rozbierać tego pacjenta, na odsiecz przybyła Wendy. Zanim wyszli z sali to Ward polecił jakiemuś pielęgniarzowi, żeby obejrzał tego "kolarzo-łyżwiarza".


Rzeczywiście współpraca szła im dość sprawnie, jakby się rozumieli bez słów. Chociaż Wyatt wyczuwał jakieś zdenerwowanie, ale może to ten noworodek? Albo po prostu Mała Czarna traktowała to wszystko bardzo poważnie, trochę widział w niej siebie sprzed lat, kiedy zaczynał, kiedy chciał być najlepszy, bezbłędny, teraz wiedział, że błędy były nieuniknione, ale miały też swoje plusy, wiele można było się na nich nauczyć.

- A RD? Częste u wcześniaków - zasugerował, a później zawiesił na niej spojrzenie, na moment, tuż przed wyjściem z windy - Dasz radę Almendarez - powiedział, żeby ją jeszcze zmotywować, chociaż przecież w jej głosie była pewność siebie, podobało mu się to, nie, że sama Serena, tylko ta jej gotowość do działania. Skoro ona zajęła się dzieckiem, to Ward objął ramieniem matkę, która łkała tylko cicho, bo była na lekach uspokajających. Oczywiście trzymał rękę na pulsie i kontrolował działania Sereny, ale radziła sobie świetnie.

- Spokojnie, Doktor Wyatt Ward, Pani córka jest w bardzo dobrych rękach. Niech Pani powie jak to się stało, podczas karmienia? Zachłysnęła się, czy to już się zdarzało? - matka nie potrafiła za wiele powiedzieć, więc rzeczywiście może powinien zapytać ojca, ale jakoś tak odruchowo znalazł się koło Sereny, gdy intubowała, taki zabieg u tak małego dziecka nie był prosty. Wcale nie przeszkadzało mu, że zajęła się dzieckiem, na to liczył, w końcu to był szpital kliniczny, on był tutaj po to, żeby uczyć, a ona, żeby się uczyć, bo któregoś dnia Doktor Serena Almendarez odbierze z dachu szpitala noworodka, którego będzie trzeba intubować, sama.
- Włóż jej coś pod kark, będzie Ci łatwiej - podpowiedział jej, dopiero teraz zauważył, że ojciec dziewczynki stoi bardzo blisko, a do tego jego mina wskazywała, że nie był zadowolony. Kto by był w takiej sytuacji?
- Czy ona w ogóle wie co robi?! - burknął wskazując na Serenę i wtedy wkroczył Ward. Stanął między nią, a ojcem.
- Tak, Doktor Almenderez doskonale wie co robi, ratuje życie Pana córki, proszę jej zaufać i dać pracować - Wyatt jej ufał, ale zerknął przez ramię, gdy umieściła rurkę - zrób kapnografię, jak saturacja? - dźwięk alarmu pulsoksymetru zamilkł, więc chyba było dobrze - oddycha - uspokoił ojca - jeszcze podziękuje Pan Doktor Almendarez, ale teraz chciałbym zadać Panu kilka pytań... - poprowadził mężczyznę do drzwi, poprosił tez pielęgniarkę, żeby zabrała matkę, a sam zatrzymał się przy wyjściu - Serena dasz sobie radę? - kryzys był zażegnany, ale to jeszcze nie koniec pracy, trzeba było zabezpieczyć noworodka i zawiadomić neonatologię, ale przede wszystkim wywiad. Musiał wiedzieć co się właściwie wydarzyło.


Rozmawiał z ojcem na korytarzu kilka minut, aż w końcu wrócił do sali. Od razu stanął obok brunetki.
- To zdarzało się już wcześniej, taki bezdech, ale myśleli, że dziecko się po prostu zapowietrza. A teraz najlepsze... zabrali dziecko wcześniej ze szpitala, mimo, że lekarz prowadzący się nie zgadzał - wyjaśnił czego udało mu się dowiedzieć - prowadziła Callaghan, już została powiadomiona, ma tu zjechać porozmawiać z rodzicami, chcę to zobaczyć, mam nadzieję, że nie trzeba będzie wzywać ochrony - zerknął na nią z ukosa i skontrolował jeszcze parametry niemowlaka, wydawało się, że wróciły do normy. Ward ruszył więc przed siebie na korytarz, ale w drzwiach obejrzał się jeszcze na Serenę.
- Na pewno nie chcesz tego przegapić - otworzył przed nią drzwi, kiedy wyszli na korytarz Callaghan już pastwiła się nad tymi rodzicami. Zrobiło mu się ich szkoda, ale w zasadzie to postąpili bardzo nieodpowiedzialnie zabierając takie małe dziecko do domu bez wyraźnej zgody lekarza.
- Gdyby nie Doktor Ward... - zaczęła - Almendarez intubowała - wtrącił się Wyatt, ale Callaghan kontynuowała - Pana dziecko by umarło, a przecież mówiłam, że jest jeszcze za wcześnie na wypis, że płuca się jeszcze nie wykształciły. Dlaczego nie stawiliście się w szpitalu od razu, kiedy zaczęło się coś dziać?! Przecież to były minuty i mogło się to skończyć zupełnie inaczej - już otworzyła usta, żeby kontynuować tyradę, ale Wyatt stanął przed nią - dobrze Marino, że tak to się skończyło, zabierzesz małą na górę? - uspokoił ją trochę i zasugerował, że to już koniec sceny - można się rozejść, wracamy do pracy - klasnął w dłonie, żeby rozgonić towarzystwo, a później znowu znalazł się koło Sereny. Uwziął się na nią, czy coś? Spojrzał na brunetkę z ukosa.
- Przerwa? Czy wracasz do kolarzołyżwiarza? Byłaś świetna, intubacja noworodka jest trudna, zwłaszcza w takich warunkach - pochwalił ją, na tym całym kursie z zarządzania kryzysowego mówili, że trzeba chwalić zespół i Wyatt zawsze to robił.
Może nawet wróciłby do tego przypadku gościa w dziwnym stroju razem z Sereną, ale zawołała go Wendy, więc zniknął gdzieś w tłumie rozbieganych lekarzy.


08:38 AM - Oddział Ratunkowy, Mount Sinai Hospital - już, czy dopiero? serena almendarez
zgrozo
będziesz wiedzieć, kiedy przesadzisz
29 y/o, 170 cm
rezydentka oddziału ratunkowego w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
But I can see us lost in the memory, August slipped away into a moment in time 'cause it was never mine.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Przez oddział przewijali się studenci, stażyści, co jakiś czas także nowe pielęgniarki i pielęgniarze - wszyscy oni musieli szybko zgrać się z resztą zespołu, bo nawet moment zawahania mógł ich kosztować ludzkie życie. W przypadku ordynatora nie było wcale inaczej i chociaż Ward znał to miejsce bardzo dobrze, rzadko współpracował z dzienną zmianą. Wszystkie ewentualne wątpliwości, które mogły się pojawić przy odprawie, rozmyły się przy przypadku noworodka z zatrzymaniem oddechu, bo Serena musiałaby być bardzo ślepa, jeśli nie zauważyłaby, jak szybko udało im się dobrze zgrać.
Nie chodziło tylko o płynnie wymieniane uwagi, ale także cenne wskazówki i szczere zainteresowanie, które nie miało podszycia w niepewności. Lekarze musieli działać trochę jak profesjonalni aktorzy na deskach teatru - być świadomi przestrzeni, obecności drugiej osoby, by nie tylko nie wejść sobie w drogę, ale odpowiadać na niemalże każdy gest i ruch. Perfekcja przychodziła z czasem, ale Ren miała przeczucie, że są z Wardem na dobrej drodze.
Gdy usłyszała pochwałę z jego ust, nie dała się jej rozproszyć. Dalej intubowała dziewczynkę, a gdy jej parametry zaczęły się poprawiać, osobiście podała płyny, a jej wzrok błądził między monitorem a twarzą i klatką piersiową dziecka.
Słowa ojca nie zburzyły jej pewności siebie, bo przyzwyczaiła się już do osób, które mniej lub bardziej świadomie wbijały szpilki lekarzom, których uważali za gorszych. Ze względu na płeć, wiek, czy nawet kolor skóry - w szarej rzeczywistości szpitala uprzedzenia były na porządku dziennym i im szybciej udało się na nie uodpornić, tym lepiej.
- Poradzę sobie - potwierdziła, gdy ordynator wyprowadzał ojca i została z dziewczynką do momentu, w którym mogła już śmiało stwierdzić, że zagrożenie życia minęło.
Słysząc jej historię i obserwując pojawiającą się doktor Callaghan, Serena mogła tylko westchnąć ciężko i pokręcić głową. Takie zachowanie rodziców było znakiem czasu; coraz częściej zdarzało się, że internet służył ludziom za diagnostę i sprzeciwiali się lekarzom wbrew zdrowemu rozsądkowi.
Obserwowała w milczeniu, jak Ward rozładowywał napiętą sytuację, jak swobodnie łagodził nastroje i znalazł jeszcze chwilę, by wspomnieć o jej zasługach zamiast zbyć wszystko milczeniem. Pomyślała wtedy, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, ale nie powiedziała tego na głos.
- Dziękuję za wsparcie - skinęła głową, gdy sytuacja z noworodkiem na dobre się już wyklarowała - Przerwa? Przecież dyżur się dopiero zaczął - uśmiechnęła się lekko, czując się bardziej swobodnie w jego towarzystwie, ale nie dane jej było dopowiedzieć nic więcej, bo chaos oddziału ratunkowego wciągnął dalej ich oboje.
Dopiero kilka godzin później znalazła moment, kiedy mogła na chwilę zatrzymać się i odpocząć. Nie chciała zapeszać, wiec nie skomentowała względnego spokoju, który panował na ich piętrze, ale kątem oka zauważyła, że ordynator również miał chwilę wytchnienia. Miała nadzieję, że nie przekraczała jakiejś granicy, gdy kilka minut później podeszła do niego, trzymając w ręku dwa kubki kawy.
- Nasz kolarzołyżwiarz okazał się złodziejem - oznajmiła, chociaż mógł już słyszeć tę historię od pielęgniarek, które pomagały Serenie z tym wyjątkowo problematycznym pacjentem - Włamywał się do domów o wschodzie słońca, by później strojem nie wzbudzać podejrzeń na ulicy, ale wpadł na gosposię, która pogoniła go mokrym mopem i uciekając wypadł przez okno. Szalona historia, ale w końcu ktoś go rozpoznał, tak jak myślałeś. Gosposia, która przyszła tu ze zwichniętym nadgarstkiem - takie sytuacje możliwe były tylko na oddziale ratunkowym!
Serena przesunęła jeden kubek w kierunku Warda.
- Wiemy już, że wybierasz dobre drinki, więc pomyślałam, że pójdę w twoje ślady - wybrała kawę z niewielką ilością syropu czekoladowego i miała nadzieję, że trafiła w gust mężczyzny. Mała czarna od Małej Czarnej - Wiem, że to twój pierwszy dyżur w nowej roli, ale nie zapeszę chyba jeśli powiem, że robisz świetne pierwsze wrażenie.
Jej komplement nie miał nic wspólnego z próbą przypodobania się nowemu przełożonemu. Był szczery, okraszony delikatnym uśmiechem z jej strony.

Wyatt J. Ward
ness
nie steruj moją postacią, a na pewno się dogadamy
42 y/o, 180 cm
ordynator oddziału ratunkowego | Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
Od niedawna ordynator oddziału ratunkowego. Wdowiec. Ojciec. Chirurg, który potrafi zachować zimną krew nawet wtedy, gdy świat się pali – ale sam nie zawsze wie, gdzie kończy się praca, a zaczyna życie.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiej ty?
postać
autor

Porównanie Oddziału Ratunkowego do Teatru było bardzo trafne, bo rzeczywiście lekarze musieli się uczyć, niektóre regułki po prostu sobie wpoić, wykuć na blachę, dawki leków, te wszystkie zabiegi, miejsce gdzie trzeba naciąć, w ogóle dlaczego trzeba to zrobić, dużo tego wszystkiego. Bycie lekarzem to ciągła nauka, jak bycie aktorem. Aktor obserwuje swojego kolegę na deskach teatru i się od niego uczy, oni robili to samo. Naśladowali, próbowali, aż w końcu mogli powiedzieć, że to potrafią. Czasem po prostu improwizowali, czasem trzeba było po prostu zrobić coś niesztampowego, coś innego, bo to mogło uratować czyjeś życie. Różnica jest jednak taka, że oni nie dostawali owacji na stojąco, nikt nie wręczał im kwiatów w podzięce, ani nie prosił o autografy.
Wyattowi nawet to pasowało. Jak to kiedyś powiedziała Rose, jego zmarła żona, cichy bohater. Lubił swoją rolę i musiał stwierdzić, że Serena chyba też ją lubiła, a na pewno dobrze się w niej spełniała. Na spokojnie, zachowując zimną krew, takiego podejścia oczekiwał od swojego zespołu.


Wiedział, że ona sobie poradzi, przez lata pracy na oddziale ratunkowym już miał do tego jakiś szósty zmysł, miał wyczucie. Rejestrował te drobne zawahania w głosie, tą niepewność studentów, czy stażystów, która przecież była naturalna. Ale ona już była rezydentką, musiała dać sobie radę. Wyatt nie rzuciłby jej na głęboką wodę. Jeszcze.
Spojrzał tylko później na kartę dziewczynki, gdy zabierali ją na górą na oddział noworodkowy. Nic, a nic się nie pomylił, wszystkie badania zlecone, ustabilizowana, teraz tylko rodzice musieli trochę lepiej o nią zadbać, a najpierw pewnie stoczyć batalię ze starą Callaghan, ale to już nie jest jego sprawa.



12:42 AM - Oddział Ratunkowy, Mount Sinai Hospital - wreszcie przerwa?


Właściwie te kilka godzin okropnie mu się wlekło, a to tylko dlatego, że zamiast na Oddziale musiał je spędzić najpierw na rozmowie z dyrektorem, a później na zamawianiu jakiś brakujących rzeczy, później jeszcze sprawdzenie czegoś w dokumentach i Wyatt miał ochotę rzucić tę robotę po jednym (nie całym nawet) dniu. Wolał te wszystkie skomplikowane przypadki, niż skomplikowane cyferki, pytania, dlaczego przekraczają budżet. Przecież on jeszcze nawet nie zdążył się zorientować jaki jest budżet. Zresztą doskonale znał odpowiedź, bo ratują ludzkie życia, gorzej było, że dyrektorowi to nie wystarczało. Ward zupełnie tego nie rozumiał.
Udało mu się złapać chwilę oddechu przy komputerze, gdy sprawdzał czy pacjenci są odpowiednio zaopiekowani. Szło im świetnie, badania, diagnoza, wypis, na nocach to wszystko dobywało się jakoś oporniej, było więcej awantur i chaosu.
Podniósł głowę, gdy usłyszał nad sobą czyjś głos, od razu go skojarzył.
- Tego nie podejrzewałem, po złodzieju spodziewałbym się bardziej kominiarki, czy coś - uśmiechnął się, coś tam słyszał, ale właściwie jeszcze nie zdążył się temu bliżej przyjrzeć - ale trzeba przyznać, dobrze to wymyślił, kto podejrzewałby o kradzież gościa w takim wdzianku? - zdecydowanie takie rzeczy mogły wydarzyć się tylko tutaj, jeszcze ta gosposia, aż pożałował, że nie widział akcji, kiedy rozpoznała tego złodzieja. Ktoś go później tylko poinformował przez telefon, że musiała wkroczyć ochrona. Wyatt obiecał sobie, że teraz już nic nie przegapi. Sięgnął po kawę i przysunął krzesło, które stało obok wolne, żeby Serena też mogła złapać oddech.
- Dzięki, tego mi było trzeba - od razu upił kilka łyków. Zdecydowanie trafiła w jego gust, czarna kawa, a do tego szczypta słodyczy, idealny wybór na ten dzień.
- Z czekoladą? - zapytał, bo w zasadzie to nie wpadł na takie połączenie i najczęściej pił zwykłą czarną, tylko, że pewnie przegryzał ją batonem zbożowym, żeby też podnieść sobie trochę cukier. Kofeina i cukier, na oddziale ratunkowym działały czasem zbawiennie. Napił się kawy, kiedy brunetka powiedziała, że robi świetne pierwsze wrażenie. Trochę go to zdziwiło, nie można powiedzieć, że nie poczuł się miło, słysząc od niej te słowa, ale po prostu był w szoku, bo jemu wydawało się, że wypadł koszmarnie. Przełknął kawę, a później delikatnie pochylił się w jej kierunku.
- Naprawdę? Bo ja się cały czas zastanawiam, czy składać już wypowiedzenie, czy jeszcze dać sobie szansę - opróżnił swój kubek i podniósł się z miejsca. Skoro robił według Almendarez dobre wrażenie, to trzeba robić je dalej. Zmotywowała go, serio. Zerknął jeszcze raz na komputer.
- Idę wypisać chłopaka z siódemki, idziesz? - miał nadzieję, że tak. Zabrał ze sobą tablet i skierował kroki do sali numer siedem. Po drodze przejrzał wyniki badań, niektóre już były w systemie.
- Noah, 19 lat, ostre bóle brzucha, nudności, brak apetytu i osłabienie, podali mu Buscopan i już jest lepiej, pewnie to niestrawność, bo na wynikach nic nie widać - stwierdził zamykając kartę pacjenta. Kiedy weszli do sali chłopak akurat żartował sobie z pielęgniarką, zanim jednak podeszli do jego łóżka znowu skrzywił się z bólu i złapał za brzuch, momentalnie zrobił się blady i oblały go zimne poty.
- Chyba nici z wypisu... - stwierdził Ward, ale od razu zbadał brzuch pacjenta - gdzie boli? - ból się przemieścił - Almendarez sprawdź CRP, może już jest - bo tych wyników wcześniej akurat jeszcze nie było.


serena almendarez
zgrozo
będziesz wiedzieć, kiedy przesadzisz
29 y/o, 170 cm
rezydentka oddziału ratunkowego w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
But I can see us lost in the memory, August slipped away into a moment in time 'cause it was never mine.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Wypita w odpowiednim momencie dyżuru kawa potrafiła zdziałać cuda. Pobudzała do dalszego działania, a jednocześnie mogła stać się częścią małego rytuału, niezbędnej w pracy przerwy, którą nawet pracoholicy musieli sobie robić, by nie paść z wyczerpania. Serena zazwyczaj piła swoją w samotności, korzystając z ciszy jednej z wielu klatek schodowych, co pozwalało jej zebrać myśli i naprawdę odetchnąć przed rozpoczęciem drugiej połowy zmiany. Tym razem jednak nie miała nic przeciwko towarzystwu, wręcz przeciwnie, sama o nim zdecydowała, wręczając kawę ordynatorowi.
Z satysfakcją zauważyła, że wybór czekolady chyba przypadł mu do gustu, bo jego mina wyrażała zadowolenie.
- Dwa w jednym, kofeina i cukier - przytaknęła z uśmiechem, bo jak na stereotypowych lekarzy przystało, oboje niewiele robili sobie z zagrożenia uzależnieniem, jakie wyżej wspomniane używki mogły gwarantować.
Wiedziała, że przerwa nie potrwa długo, dlatego zabrała się wreszcie za swoją kawę, pijąc ją powoli i opierając się wygodnie o krzesło; gdyby było jeszcze bardziej miękkie, mogłoby niebezpiecznie ją pochłonąć i skusić drzemką, dlatego Serena musiała zachować przytomność umysłu.
- Nawet tak nie żartuj. O wypowiedzeniu pomyślisz, gdy ja będę się już kwalifikować na twoje miejsce - pół żartem, pół serio zdradziła mu właśnie swoją ambicję.
Nie marzyła o bujnym życiu towarzyskim, o wielkiej rodzinie i domku z ogródkiem. Chciała leczyć ludzi, codziennie uczyć się nowych rzeczy i mieć wpływ na polepszenie stanu służby zdrowia. Tylko tyle i aż tyle. Zastając go właśnie tutaj, pochylonego nad papierami a nie w akcji, domyśliła się, że funkcja ordynatora wiąże się z pewnymi wyrzeczeniami, ale jego kolejne słowa utwierdziły ją w przekonaniu, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dopiła swoją kawę i bez wahania ruszyła za Wardem, wypisać pacjenta z siódemki.
Okazało się, że sytuacja nieco się skomplikowała, a chłopak zdążył poczuć się jeszcze gorzej po podaniu leków. Czyżby pomylono coś przy wstępnej diagnozie?
- Wyniki w normie - powiedziała trochę do siebie, trochę od ordynatora, błądząc wzrokiem między tabletem a monitorem z parametrami i zastanawiając się, co pominęli.
Wierzyła, że chłopak cierpiał z bólu, nie chciała negować jego odczucia, jednak coś nie do końca jej tutaj pasowało. Był młody, nie wyglądał na takiego, który ze zwykłą niestrawnością chciałby się zgłosić do szpitala, prędzej by to bagatelizował. Wywiad nie wykazał niczego nadzwyczajnego, a jednak Almendarez miała przeczucie, że coś przed nimi zataił.
- Zróbcie toksykologię - zadecydowała szybko, nie czując się źle, że oceniała go w ten sposób.
Lepiej, żeby ona wyszła na zołzę, niż jego ukryte symptomy doprowadziły do śmierci.
- Noah, czy brałeś coś jeszcze przed przyjściem do szpitala? - zapytała spokojnym tonem, pojawiając się tuż obok Warda - Może coś, o czym nam wcześniej nie wspomniałeś? Nie oceniamy, wszystko zostaje między nami - wskazała palcem na siebie i ordynatora - Ale musisz nam powiedzieć, żebyśmy mogli zdiagnozować cię prawidłowo.
Być może oceniła go pochopnie, może przekraczała właśnie wszelkie granice, ale chciała ratować jego zdrowie, czego nie mogła zrobić, jeśli coś zataił.
- Zero sekretów - upomniała jeszcze, spoglądając wyczekująco na jego wykrzywioną w bólu twarz.


Wyatt J. Ward
ness
nie steruj moją postacią, a na pewno się dogadamy
ODPOWIEDZ

Wróć do „Mount Sinai Hospital”