ODPOWIEDZ
27 y/o, 170 cm
part-time felietonistka, full-time koordynatorka projektów w NGO
Awatar użytkownika
I could blame the Gemini moon, but really, I should just be better to you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

#2
Won't make my mama proud, it's gonna cause a scene
She sees her baby girl, I know she's gonna scream

Mira pamiętała swoje pierwsze wejście do Tranzac jak pamięta się zapach z dzieciństwa, pierwszego wypalonego papierosa albo spojrzenie matki, zanim jeszcze nauczy się rozczarowania - nie do końca świadomie, ale ciałem. Brązowe, przykurzone wnętrze, światło leniwie sączące się przez kolorowe szkiełka bocznych lamp i taśmy światełek, zdające jej się wtedy zwisać znad sceny niczym sploty winorośli, niewytłumaczalnie piękne w swojej asymetryczności, nierówności i niechlujności. Fortepian, stojący przy jednej ze ścian, miał wyżłobioną krawędź jak gdyby ktoś przez lata opierał się o niego łokciem. Podłoga skrzypiała nierówno pod każdym niemal krokiem, a w rogach leżały kłęby kurzu, stanowiące już chyba integralną część tego miejsca. Wszystko tam zdawało jej się tak bardzo prawdziwe, nawet pozorna cisza między występami, które bardziej przypominała nieprzerwany szum rozmów, miała w sobie jakąś magię. Stoły i krzesła wyglądały jakby zostały zebrane z trzech różnych mieszkań i czternastu śmietników. Nic do siebie nie pasowało, a jednak tworzyło spójną, patchworkową całość, w której miejsce dla siebie odnaleźć mógł każdy. Tamtego wczesnego wieczoru przy barze siedziała grupa licealistów; jedni w dłoniach trzymali notatki, inni przyglądali się tafli wody w szklankach postawionych przed nimi, chowali dłonie w kieszeniach albo rozglądali się dookoła wielkim oczami. Wszystkich ich jednak łączyło to charakterystyczne napięcie, które tylko uważne spojrzenie dostrzec mogło w ich ramionach, twarzach albo nieruchomości, jaką zachowywali siedząc na krzesłach. Obok nich - pięćdziesięciolatkowie z gitarami i zeszytami sprzed dekady, drag performerzy bez makijażu, pisarze, którzy kiedyś mieli publikować, ale zostali przy jednej pieśni, wierszu, opowiadaniu, które powtarzali za każdym razem jakby tym razem udać miało im się zrzucić bagaż emocjonalny ze zmęczonych ramion. Nikt zdawał się nie patrzeć na to, kto ile ma lat, albo kim jest. Liczyło się to, co powiedzą, kiedy mikrofon niemal dotknie ich ust.
Queerowy open mic all ages już wtedy zdawał się Mirze być rodzajem doświadczenia, w którym przejrzeć mogła się niczym w lustrze. Z czasem przestała pojawiać się na nim wyłącznie jako słuchaczka. Teraz miała swoje klucze do bocznego wejścia, znała zapach pustej sali przed pojawieniem się pierwszych gości, a czasami, naprawdę bardzo rzadko, występowała na scenę. Zdecydowanie częściej jednak współorganizowała wieczory. To ona przygotowywała listę zgłoszeń, nalewała pierwsze herbaty, przesuwała krzesła, by ktoś z fobią społeczną mógł usiąść w półcieniu. Znała imiona osób, które wracały. Wiedziała, kiedy trzeba przerwać ciszę delikatnym żartem, a kiedy pozwolić jej potrwać. Nie traktowała tego miejsca jak klubu, był dla niej bezpieczną przestrzenią, do której wracała raz na dwa tygodnie. Tego wieczoru też tam była. Zapowiadała właśnie kolejnego performera, kiedy w nierównym, kolorowym świetle dostrzegła znajomą twarz. Młodą, uważną, lekko spiętą, wyglądającą jakby ktoś odwinął ją właśnie z warstw zbyt drogich szkół, przerysowanych wnętrz i uprzywilejowania. A może tylko Mira odebrała ją w ten sposób. Może zbyt długo patrzyła na młodziutką dziewczynę przez pryzmat rodziny, którą w pewnym sensie współdzieliły, choć dla Miry zawsze była niczym odległe wspomnienie, które powracało od czasu do czasu. Tak naprawdę, schodząc ostrożnie ze sceny, nie była nawet pewna czy dobrze widziała. Leia w tym miejscu wydawała jej się abstrakcją niczym obrazy malowane przez jej współlokatora pod wpływem silnych emocji. Zbliżała się do niej ostrożnie, gotowa zawrócić, albo powiedzieć coś durnego na wypadek, gdyby Leia okazała się nie być Leią. Jej twarz, zbyt plastyczna, aby ukrywać emocje, musiała wyrażać wszystko to, co teraz czuła - zaskoczenie, niepewność, ostrożność, delikatną podejrzliwość. - Co ty tutaj robisz? - zapytała, zajmując skręcona krzesło w rzędzie tuż przed dziewczyną, pochylając się jednocześnie w jej stronę, aby jej głos przebił się przez barierę monologu artystki ze sceny. Jej pytanie nie brzmiało jak oskarżenie, wypowiedziała je z wyczuciem, delikatnie, niemal kojąco. Wypisane dotychczas na jej twarzy zaskoczenie ustąpiło miejsca delikatnemu uśmiechowi. Nie wiedziała co oznacza obecność Lei w tym miejscu, ale chciała ją tutaj widzieć.

Leia Royce
Stefi
dużo przemocy mnie triggeruje, brak interpunkcji również, złoszczę się jak ktoś mnie pośpiesza z postami albo jak czyta mojej postaci w myślach
18 y/o, 170 cm
gimnastyczka, uczennica w Riverdale Collegiate Institute
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

2.
Luźniejszy dzień w grafiku praktycznie zawsze wiązał się z wyjściem na miasto. Leia nie mogła przepuścić okazji do dalszego zapoznawania się ze światem, który tak bardzo ją ciekawił i intrygował. Każdy zakamarek zdawał się skrywać coś innego, coś, z czym dotychczas nie miała okazji się zetknąć. Tak całkiem szczerze, dopiero teraz miała okazję uświadamiać sobie po trochu, jak dużą część zabierało jej bycie najmłodszą pociechą czy przynależenie do rodziny bogaczy o dość sztywnych zasadach. Każdy o normalnych zmysłach by ją wyśmiał, radząc jednocześnie, by nie wydziwiała i dziękowała za to, co otrzymała w prezencie od losu. I owszem, była wdzięczna. Uważała jednak, że żaden prezent nie był idealny - posiadał coś cennego, ale jednocześnie był pozbawiony innej, możliwe że równie wartościowej rzeczy. Ale równie dobrze mógł być to przejaw chciwości, a Royce życzyła sobie za dużo niż jej się należało, na co zdawała się być ślepa. Nie powstrzymywało jej to i tak przed naiwnym parciem naprzód w poszukiwaniu czegoś, na czym mogła poprzestać. O ile coś takiego w ogóle istniało - jej chęć chłonięcia zarówno świata, jak i ludzi zdawała się nie mieć granic.
Klub Tranzac był jej dotychczas nieznany, a pierwszy raz usłyszała o nim od kogoś znajomego, ale nie mogła sobie za nic w świecie przypomnieć, kto konkretnie uświadomił ją o istnieniu takiego miejsca w Toronto. Być może była to właśnie Mira, a jej młodszej przyrodniej siostrze wyleciało to z głowy na amen? Dla najmłodszej Royce liczyło się jednak to, że w owym miejscu zbierała się społeczność artystyczna - temat teoretycznie jej odległy, ale zarazem bardzo bliski. Przynajmniej w jakiejś części. Sama była jego swoistą reprezentacją, tylko że na scenie sportowej, nie stricte artystycznej. Czuła jednak w głębi, że ta dziedzina jest jej bliska - przynajmniej w formie sztuk performatywnych. Możliwość pojawienia się w takim klubie po raz pierwszy bardzo ją ekscytowała. Była zwyczajnie ciekawa tego, co tu się działo. Ludzi, którzy tu przychodzili, czym się zajmowali i jak postrzegali świat. Jak zwykle to ciekawość popchnęła ją w dniu dzisiejszym do tego, by przekroczyć próg i zasiąść wśród ludzi, z którymi mogła mieć dużo więcej do czynienia niż się spodziewała.
Prędko jednak ekscytacja ustąpiła miejsca zdenerwowaniu. Klasyk w przypadku panny Royce. Skok na głęboką wodę mógł być łatwy, ale utrzymanie się na powierzchni stanowiło dla niej jeszcze większe wyzwanie. Mijając coraz to kolejne osoby w jej wnętrzu wzbierała się tylko obawa, że tak naprawdę z nikim nie złapie tutaj nici porozumienia. Wiele osób zdawało się już znać, co dawało jej flashbacki z pierwszego dnia w prawdziwej szkole, po latach nauki domowej. Nie było to wspomnienie wywołujące u niej radość i nie inaczej było w tym wypadku. Ostatecznie dorwała się do jakiegoś miejsca wolnego, gdzie po prostu zaczęła się wszystkiemu przyglądać, jednocześnie próbując uspokoić wzburzony umysł.
Wtedy pojawiła się Mira. Wtedy też w głowie Royce pojawiła się myśl, że to może ona powiedziała jej o tym miejscu, ale wspomnienie dalej zdawało się słabo współpracować. Nie przejmowała się tym jednak. Na jej twarzy niemalże natychmiast zagościł uśmiech przejawiający też pewien rodzaj ulgi. Przynajmniej ona też tu kogoś znała. To już coś. — Mira? Miło cię widzieć! — były to oczywiście słowa zgodne z prawdą. — Ktoś mi wspomniał o tym miejscu, więc z ciekawości tutaj zajrzałam. — wyjaśniła po krótkiej chwili, cały czas trzymając wzrok na swojej przyrodniej siostrze, chcąc wybadać jej reakcję zarówno na te słowa, jak i na jej widok.

Mira Luxley
Lin (shad0wlin_)
sterowanie moją postacią bez mojej zgody
27 y/o, 170 cm
part-time felietonistka, full-time koordynatorka projektów w NGO
Awatar użytkownika
I could blame the Gemini moon, but really, I should just be better to you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Może to głupie, ale osiemnastoletnia Leia przypominała jej czasami osiemnastoletnią Mirę - nie w gestach, ani nie w głosie, ale w tej cichej, niepohamowanej ciekawości świata, która kazała wychodzić z domu nie dlatego, że trzeba, tylko dlatego, że nie dało się inaczej. Widziała w niej cząstkę siebie, kiedy rozglądała się nieufnie po ludziach, jakby próbując ocenić czy to tu da się oddychać trochę pełniej bez przypiętych oczekiwań, etykiet i presji. Mira doskonale znała to spojrzenie. Niosła je w sobie przez całe lato tamtego roku, kiedy zrzuciła z siebie disneyowski mundurek w postaci sztucznego uśmiechu, ust muśniętych błyszczykiem i różowych włosów, i wylądowała w Toronto z dwiema walizkami, jedną znajomą twarzą i poczuciem, że wszystko trzeba zacząć od nowa jakby przeszłość nie istniała. Pamiętała pierwsze dni, kiedy spacerowała po mieście z Google Maps w dłoni, zatrzymując się przy każdej witrynie z kolorowymi książkami, tęczowymi flagami i kawiarniami z plakatami Open Mic Tonight albo Pay What You Can, w których siadywała pod ścianą, słuchając ludzi, którzy mówili o rzeczach, których wcześniej nie znała - o tożsamościach, które można wybrać; o wybranych rodzinach, o queerowej melancholii lub o wydarzeniach aktywistycznych, które brzmiały dla niej niczym głos przeznaczenia. Pamiętała również towarzyszące jej uczucie, kiedy pierwszy raz założyła kupioną w second handzie koszulę, która nie była dziewczęca, a do której dodatki stanowiły liczne pierścionki zdobiące wówczas jej dłonie. Pamiętała też wieczór, kiedy pierwszy raz została po wydarzeniu do końca, rozmawiając z kimś, kto miał tatuaż z cytatem z książki, której nigdy nie czytała, ale udawała, że tak. Miała wtedy na głowie czapkę z daszkiem, aby nikt jej nie rozpoznał, jakby przeszłość miała ponownie złapać ją w swoje szpony i wyrwać z przestrzeni, w której próbowała odnaleźć prawdziwą siebie. Tamta osiemnastoletnia Mira była wręcz nieprzyzwoicie głoda świata, a choć próbowała go smakować po kawałku, czasami dawała ponieść się zbyt szybkim emocjom, odpowiedzią i rozwiązaniom. Być może nie był więc w tym nic dziwnego, że kiedy teraz patrzyła na Leię, siedząca na patchworkowych krześle w Tranzacu wśród rozmów, kurzu i kolorowych świateł, widziała nie tylko młodą dziewczynę z rodziny Royce, ale również pewnego rodzaju wersję samej siebie, która wciąż jeszcze nie wie, że wolno; że można nie być nikim dla wszystkich, ale być sobą dla siebie.
- Możliwe, że byłam to ja. - odparła półgłosem, robiąc charakterystyczny dziubek ustami, który pojawiał się na jej twarz zawsze, kiedy nie była pewna swoich słów, jednocześnie wcale nie mając na celu okłamania rozmówcy. Na moment odwróciła wzrok z powrotem na scenę, chcąc być pewną, że nie umyka jej nic ważnego, a potem wróciła spojrzeniem do Lei, do której uśmiechnęła się ciepło. - Mam zwyczaju mówić o tym miejscu ludziom, których… lubię widzieć w takich przestrzeniach. Nie sądziłam jednak, że przyjdziesz. - nie powiedziała tego z wyrzutem, raczej z odrobiną cichego zaskoczenia, jakby wciąż nie wierzyła, że to właśnie Leia Royce z krwi i nazwiska usiadła dzisiaj na jednym z tych krzywych krzeseł wśród poetów, niedokończonych historii i ubranych w artyzm emocji. Na papierze Leia nie pasowała przecież do tej przestrzeni. Była ze świata błyszczących podłóg, drogich samochodów i szkół, w których mówi się ładnie i miło. Mira dostrzegała w niej jednak delikatność, która nie była krucha, tylko skupiona, jakby ugruntowana została w jej ciele, które przez lata uczyło się wyrażać emocje w ruchu. W detalach, takich jak ramiona, które Leia wydawała się zawsze trzymać trochę bliżej środka albo precyzja z jaką siadła, układając uważnie stopy pod krzesłem, Mira doszukiwała się nie tylko dyscypliny, ale również wrażliwości i artystyczności, która nie wynikała z potrzeby występowania, ale z potrzeby przekazu realizowanego przez ciało, a nie słowa. Luxley doskonale znała ten język i chyba właśnie dlatego chciała to w niej chronić - nie jako starsza siostra, bardziej jako ktoś, kto rozpoznał ten moment, kiedy ciało już nie wystarcza i coś w człowieku zaczyna szukać nowego sposobu, żeby być zrozumianym. Może właśnie dlatego chciała widzieć ją w takich przestrzeniach. - Naprawdę cieszę się, że tu jesteś. - dodała cicho, nie mając w tych słowach pompatycznych celów emocjonalnych, a jedynie zapewnienie Lei, że jej obecność jest ważna, pomimo tego, że tak cholernie zaskakująca. - To miejsce nie potrzebuje wyjaśnień, nie ma żadnych zasad, ale czasami warto mieć kogoś, kto już wie, gdzie są najwygodniejsze krzesła albo gdzie nie siadać, jeśli nie chce się być w centrum uwagi. - uśmiechnęła się znowu, tym razem wyraźniej, przekrzywiając nieznacznie głowę w bok, kiedy przyglądała się Lei. - Jak chcesz mogę cię zapisać na późniejszą godzinę. - rzuciła żartobliwie, bo choć doskonale wiedziała, że czasem wypowiedzenie emocji na głos jest najlepszym lekarstwem, to nie sądziła, aby taki był cel wizyty Lei w tym miejscu. Jej też z resztą nie był, kiedy znalazła się tutaj po raz pierwszy. - Albo mogę przynieść ci coś do picia i pozwolić ci cieszyć się performancem. - dodała, aby zamilknąć w tej swojej pół obróconej do Lei pozie, która pozwalała jej jednocześnie na rozmowę i śledzenie wydarzeń na scenie, na której monolog performerki przerodził się właśnie w cichy, niespokojny śpiew.

Leia Royce
Stefi
dużo przemocy mnie triggeruje, brak interpunkcji również, złoszczę się jak ktoś mnie pośpiesza z postami albo jak czyta mojej postaci w myślach
18 y/o, 170 cm
gimnastyczka, uczennica w Riverdale Collegiate Institute
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Co prawda Leia dopiero wkraczała w ten etap, gdzie dotychczasowe wybory zaczynały budzić wątpliwości. Miała już jednak świadomość, że większość jej życia składała się z decyzji, których ona za siebie nie podjęła. I nie była do końca pewna, co o tym myśleć. Samo zastanawianie się jednak wskazywało, że być może nie do końca leżało jej takie życie. Mogła nie zdawać sobie w pełni sprawy z tego, jak bardzo ją to ograniczało. Stawiała jednak drobne kroczki w kierunku, od którego być może nie było już odwrotu. Ale taki musiał być urok Royce’ów - ucieczka ze złotej klatki była zapisana w genach każdego ich potomka. Na najmłodszą dopiero miała przyjść pora, co było już widoczne po jej decyzjach i poczynaniach. Najważniejsze, by nie zagubiła się po drodze i nie zawędrowała na ścieżkę zupełnie odwrotną od tej, którą obecnie podążała. Była młoda, ale była również bardzo naiwna. Mogła jednak liczyć na rodzeństwo, które pokieruje ją w odpowiednim kierunku i być może uchroni przed zbyt ostrym zjazdem w dół. Mira mogła być jedną z tych osób. Siostra przyrodnia czy biologiczna - dla niej nie miało to żadnego znaczenia. Była rodziną.
Chyba tak. Pewności nie mam, ale są na to największe szanse. — stwierdziła z lekkim rozbawieniem, nie mogąc powstrzymać uśmiechu na widok miny Luxley. Poczuła się trochę pewniej, mając do rozmowy kogoś znajomego. Dalej odczuwała lekki niepokój, ale przynajmniej nie miała już ochoty zapaść się pod ziemię. — Czy to znaczy, że tutaj pasuję? — zapytała z ciekawości, w międzyczasie rozglądając się jeszcze raz po wnętrzu. Sama nie miała co do tego zbyt wielkiej pewności. Była tutaj dopiero pierwszy raz, plus dopiero odrywała się od łatki, którą dotychczas jej przyklejano. — Też nie byłam pewna. Zrobiłam to… spontanicznie. — ciężko było jej przyznać, że odeszła tym samym od oklepanego schematu, ale finalnie wypowiedziała te słowa na głos. Czy poczuła ulgę? Być może niewielką. Była natomiast podekscytowana samym faktem, że mogła zrobić coś innego niż coś z oklepanego pakietu codziennego. Jednocześnie zastanawiała się, jak to jest mieć taką możliwość na co dzień. Musiało być to bardzo przyjemne. — Też się cieszę! Zwłaszcza, że trochę się nie widziałyśmy. — przez co będą mogły nadrobić też zaległości, a Leia mogłaby też zaprosić ją na imprezę urodzinową pod koniec lipca. — Z pewnością. Z kimś od razu jest dużo raźniej. — pokiwała głową, nie mogąc nie zgodzić się z Mirą w tej kwestii. Samotność niczemu nie sprzyjała. Royce mogła być introwertyczką, ale nawet ona była świadoma, że kontakt międzyludzki potrafił zdziałać cuda. — Chętnie się czegoś napiję. — odpowiedziała z szerokim uśmiechem i poprawiła swoją pozycję na krześle. Nie zamierzała odkładać wrażeń, bo mimo wszystko dalej miała swój grafik. I nie mogła od niego odejść z miejsca. Zamierzała zatem skorzystać z okazji i obserwować występ, do którego zwróciła się teraz twarzą. Dalej nie była pewna, co o nim myśleć. Być może potrzebowała nieco więcej czasu, a może nawet większej ilości wizyt w tym miejscu. Z nowością trzeba było oswoić się powoli, a przynajmniej z takiego założenia wychodził Royce.

Mira Luxley

przepraszam za średni post </3
Lin (shad0wlin_)
sterowanie moją postacią bez mojej zgody
27 y/o, 170 cm
part-time felietonistka, full-time koordynatorka projektów w NGO
Awatar użytkownika
I could blame the Gemini moon, but really, I should just be better to you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Czy to znaczy, że tutaj pasuję?
Mira spojrzała na nią kątem oka zanim jeszcze zdążyła odpowiedzieć. W pytaniu Lei odnajdywała coś znajomego; coś, co na pierwszy rzut oka przypominać mogło przypadłość młodości, ale w rzeczywistości okazywało się zaskakująco uniwersalne. Chodziło o ten rodzaj niepewności, który zostawał z człowiekiem nawet na długo po osiemnastce, bez względu na nabyty bagaż doświadczenia życiowego. Mira słyszała je już dziesiątki razy, choć nie zawsze w tych samych słowach. Czasami było to: mogę tu usiąść, czy są jeszcze wolne miejsca albo a ty… jak długo tu przychodzisz? Wszystkie jednak znaczyły to samo - obawę o odstawanie od reszty, o bycie zbyt widocznym albo przeciwnie, całkiem przezroczystym; o to, że ktoś zauważy, że przyszło się bez zaproszenia, nawet jeśli drzwi były szeroko otwarte. Tranzac był jednak właśnie dla takich ludzi - tych, którzy przekraczali jego próg z pytaniami, nie z pewnością. Przyciągał przede wszystkim tych, którzy przyszli, nie wiedząc jeszcze, czy pasują.
- Nie wiem. - powiedziała w końcu lekko prowokacyjnie, co sugerować miał uśmiech, który pojawił się na jej twarzy. - Ale jeśli szukasz odpowiedzi na to pytanie, to chyba jesteś w dobrym miejscu. - spojrzała na nią uważnie, tym razem jednak nie jak na przyrodnią siostrę, ale jak na kogoś, kogo dopiero poznaje - z otwartością, ale również z pewną dozą uważnej ostrożności, jakby bała się, że może ją spłoszyć. Znała towarzyszące Lei uczucia aż za dobrze nie tylko z teorii, którą przez lata chłonęła w queerowych esejach i tekstach kultury, ale przede wszystkim z własnego ciała, które lepiej niż głowa pamiętało tamten czas w Toronto przed laty. To był ten rodzaj napięcia między oczekiwaniami innych a własnymi pragnieniami, coś jak subtelna, ale nieustanna walka o to, aby nie zgubić siebie, zanim w ogóle zdąży się siebie odnaleźć. - Tak naprawdę, nie robimy tutaj testów na przynależność. Nie musisz znać artystów, ani występować na scenie, czasami wystarczy po prostu przyjść. I to już bywa naprawdę dużo. - wyjaśniła, puszczając jej oczko, jakby ten trwający niemal sekundę gest miał dodać Lei odwagi. Mira doskonale wiedziała przecież, że to, co obecnie było dla niej chlebem powszednim, dawniej wymagało wyjścia poza znajome schematy, odważenia się, podjęcia decyzji albo po prostu spontaniczności, której wówczas - po latach życia w disneyowskiej klatce - dopiero zaczynała się uczyć. - Spontaniczność to nowy język. Serio można się go nauczyć nawet jeżeli wcześniej mówiło się tylko grafikami i oczekiwaniami. - dodała, uśmiechając się w wyrazie melancholii. Zaraz potem wstała nieco odruchowo i ruszyła w stronę baru. Na moment zostawiła Leię z występem, który ponownie stał się monologiem o czymś, co autorka nazywała czasoprzestrzennym rozdwojeniem zmysłu tożsamości, wygłaszanym tonem jakby artystka sama nie była już pewna, czy jest na scenie z wierszem, piosenką czy może próbą terapeutycznej dekompresji.
Kiedy Mira wróciła, w jednej ręce trzymała dwa kubki z herbatą, w drugiej talerzyk z czymś kruchym i zbyt okruchogennym, aby jeść to elegancko. Niemal od razu, jeszcze zanim usiadła, podała jeden z kubków Lei z miękkim uśmiechem i ruchem ramienia, który mówić miał nie więcej niż: to wszystko jest teraz twoje. - Czasem warto jest zrobić coś poza schematem. Choćby po to, aby przekonać się, że nic się od tego nie zawaliło - mruknęła cicho, niemal jakby mówiła sama do siebie. Zaraz potem zerknęła w stronę sceny z lekkim grymasem, ale nie pogardą, raczej czymś pomiędzy zmęczeniem a pobłażliwością. - Daj mi minutkę. - rzuciła, odstawiając kubek, aby przejść niemal bezszelestnie bokiem sali, a potem powoli wspiąć się na scenę. Nieśpiesznie wzięła mikrofon do ręki. - Dzięki za występ. - powiedziała z uśmiechem, który nie był ani ironiczny, ani zbyt poważny. - Zawsze jest coś, co zostaje. Czasami to tekst, czasami ton, a czasami… niecodzienne wykorzystanie efektu pogłosu. - ktoś w głębi sali parsknął śmiechem na co Mira uniosła jedynie brew, spojrzała w swoje notatki i dodała: - A teraz… prosimy na scenę Eliasa - poetę, który zapisał się jako “nie wiem czy wystąpię, ale jeśli wystąpię, to będzie bolało”. No więc, trzymajcie się mocno. - zapowiedziała kolejnego artystę, oddała mikrofon, zeskoczyła ze sceny i wróciła na swoje miejsce. Usiadła cicho, dmuchnęła w swoją herbatę, a potem spojrzała na Leię z półuśmiechem jakby próbowała wyczuć czy podzielała jej odczucia względem zakończonego występu. - Nie każdy występ jest dziesięć na dziesięć - rzuciła konspiracyjnie, pochylając się w jej stronę. - Ale z każdego można zabrać coś dla siebie. Nawet jeżeli to tylko przypomnienie, że nie warto robić monologu o czasie i przestrzeni w rytmie lamentu. - puściła do niej oczko spod przydługiej grzywki i upiła łyk herbaty, dając Lei chwilę na wczucie się w kolejny performance.

Leia Royce
Stefi
dużo przemocy mnie triggeruje, brak interpunkcji również, złoszczę się jak ktoś mnie pośpiesza z postami albo jak czyta mojej postaci w myślach
18 y/o, 170 cm
gimnastyczka, uczennica w Riverdale Collegiate Institute
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Być może Leia nie była jeszcze w pełni tego świadoma, ale najpewniej trafiła w idealne miejsce. Co prawda wciąż błądziła, ale dla jej wieku było to raczej całkiem normalne i naturalne. Zresztą, ludzie potrafili spędzić całe życie na szukaniu własnej ścieżki i tego, co daje im poczucie szczęścia i bezpieczeństwa. Ważne, że Royce postawiła ten pierwszy krok naprzód, bo on zawsze był tym najtrudniejszym do wykonania.
To chyba dobrze. — dalej brzmiała nieco niepewnie, ale starała się uśmiechnąć - dla siebie i dla Miry, by nie martwiła się zbytnio jej zagubieniem. Była praktycznie że dorosła, kiedyś będzie musiała radzić sobie sama. Nawet w takich sytuacjach jak wejście do jakiegoś miejsca po raz pierwszy, z obawą, czy na pewno wszystko będzie grało i buczało. Słowa przyrodniej siostry trochę rozwiewały jej wątpliwości. Co prawda był to proces dość powolny, ale zmierzający w dobrym kierunku. Pokiwała głową po usłyszeniu kolejnych słów, starając się przeanalizować je w głowie. — Ooo, to świetnie! Bo nie wiem czy miałabym śmiałość tu występować… — tym razem jej uśmiech był przepraszający. Mogła występować przed tłumami jako gimnastyczka, ale w takim środowisku stawiała dopiero pierwsze kroki, więc nieśmiałość zdawała się być całkowicie normalna. Dodatkowo, nie była pewna swoich umiejętności artystycznych, więc wolała się z nimi nie wychylać. Przynajmniej na razie. — Dobrze wiedzieć. Może będę w stanie się go nauczyć. — stwierdziła z uśmiechem. Wciąż jeszcze bała się potencjalnych konsekwencji i tego, jak mogą zareagować rodzice. Skoro jednak próbowała, miała dobre predyspozycje do nauki tego osobliwego fachu.
Nie zrozumiała chyba nic z monologu, któremu się przysłuchiwała. Pewnie próbowała, ale z miernym skutkiem. Z ulgą zanotowała powrót Miry, której w następnej kolejności podziękowała za herbatę. Mogła co prawda zapytać o sens występu lub jego przekaz, ale na razie postanowiła się wstrzymać. — Póki co nic się nie wali i nie pali, to fakt. — pokiwała głową, nie wiedząc za bardzo, co więcej dodać. Mruknęła coś na znak, że rozumie, gdy Mira odezwała się ponownie i ruszyła w kierunku sceny. Przyglądała się jej w milczeniu, słuchając tego, co mówiła do mikrofonu. Nie była pewna, co o tym myśleć. Może potrzebowała posłuchać tego Eliasa, by się przekonać? A może kolejnej wizyty w tym miejscu? Lub nawet kilku następnych?
Kolejne słowa skomentowała wyłącznie lekko rozbawionym, acz serdecznym uśmiechem, po czym zajęła się studzeniem herbaty oddechem i ostrożnym próbowaniem, czy na pewno nadaje się do picia. Brak wypowiedzi nie był dla niej nietypowy, zwłaszcza w środowisku, które było dla niej nowe. Potrzebowała czasu - tyle. Może jeszcze zdoła się rozkręcić. Wszystko w swoim czasie!

Mira Luxley
Lin (shad0wlin_)
sterowanie moją postacią bez mojej zgody
ODPOWIEDZ

Wróć do „Tranzac Club”