ODPOWIEDZ
31 y/o, 191 cm
właściciel i gościu od wszystkiego w Gallery 1313
Awatar użytkownika
Oficjalnie: właściciel alternatywnej galerii sztuki.
Nieoficjalnie: facet, który myślał, że nigdy nie założy rodziny dopóki ONA nie zapukała do jego drzwi z brzuchem i biletem w jedną stronę.
Dziś dzieli życie między sztuką nowoczesną, wernisażami i Youtubowymi poradnikami „jak trzymać noworodka”.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkitak
postać
autor

- trzy -


Często robili sobie takie wspólne wieczory z sushi, często też zapraszali babcię, ale dzisiaj była akurat na jakimś wyjeździe gdzie kontemplowała dziką naturę i szukała siebie - tak powiedziała Bo. Najprawdopodobniej zaszyła się gdzieś w lesie z grupą hipisów i właśnie gotowali zupę z grzybków halucynogennych, żeby po ich spożyciu łazić bez celu i udawać, że ich oświeciło. Typowa babcia i jej typowe "wypady z przyjaciółmi". Całe rodzeństwo znało je doskonale.
Dzisiejszy wieczór miał być jednak zgoła inny, bo Bo miał swoim siostrą do przekazania ważną nowinę. Nowinę, która kilka dni temu odmieniła całe jego życie, która ich też może odrobinę odmieni? Poprosił Nat żeby wyszła, może do jakiegoś spa, albo na zakupy, po prostu żeby zniknęła, na moment. Chociaż jeszcze kilka dni temu chciał ją odesłać na zawsze. Na szczęście to sobie przemyślał, zaważyło to, że Bo nie chciał iść śladami ojca. Obudził się i stwierdził, cholera, nie będę jak on. A potem już wszystko poszło jakoś tak naturalnie. Ty będziesz spała w sypialni, a ja na kanapie, póki czegoś nie wymyślimy, tu możesz zostawić swoje ciuchy, a tam położyć szczoteczkę do zębów.
Wymyślili i dzisiaj apartament wyglądał nieco inaczej niż zwykle, bo przestawiali meble. Tak się w to wciągnęli, że Natalie wyszła chwilę przed tym zanim do drzwi zadzwonił kurier z dostawą, a za nim pojawiła się pierwsza z sióstr.
Może nawet dziewczyny minęły się gdzieś w windzie, albo holu?

Na środku apartamentu stała szafa, która kiedyś znajdowała się w sypialni, kanapa była rozgrzebana, jakby ktoś na niej spał, a mały stolik przy którym zawsze jedli sushi stał zawalony jakimiś papierami i książkami.
- Jestem w kuchni - krzyknął Bo, kiedy usłyszał, że ktoś wszedł do środka. Na wysokim blacie w kuchni ułożył sushi, najróżniejsze, takie, że widać było, iż to jakaś specjalna okazja, bo zazwyczaj brał zestaw podstawowy, a dzisiaj chyba jakiś premium mega sztos. Naszykował im te piękne talerzyki we wzory, który przywiózł kiedyś z samego Tokio, gdy dostał tam zaproszenie na wystawę artystki, która zaczynała u niego w galerii. Do tego pałeczki w kotki i kieliszki na sake. Miało być dużo sake. Bo wierzył, że wtedy jego siostry jakoś lepiej przyjmą tę informację, którą zamierzał zaserwować na deser.
Po chwili stanął w przejściu do kuchni, oparł się o ścianę wycierając dłonie w jakąś ścierkę, a później zarzucił ja sobie na ramię.
- Itadakimasu! - oznajmił z beznadziejnym japońskim akcentem, ale miało to znaczyć zapraszam do stołu - tylko ściągać buty, przed chwilą odkurzałem - rzeczywiście podłoga była dość czysta jak na Bo, jak na ten jego apartament, gdzie wiecznie wszyscy łazili w buciorach i wciskali w doniczki niedopałki petów nie tylko po papierosach. Właściwie cała aura tego domu jakby się nieco zmieniła, a to przecież dopiero początek tych zmian.
Za bardzo za to się nie zmienił sam właściciel bo stał ubrany w białą koszulkę żonobijkę, która doskonale eksponowała jego dziary i ciemne spodnie z uwieszonymi przy pasie łańcuchami, włosy związał na czubku głowy w krzywy kucyk, ale w zasadzie tak było mu wygodniej przy sprzątaniu i tym całym przemeblowaniu.

Sabrina B. Larue Courtney Larue
24 y/o, 165 cm
studentka Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Młoda aktywistka malująca nielegalne murale. Strzeż się, bo przepowie Ci przyszłość
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Bo W. Larue

Standardowe spotkanie rodzinne. Szykowała się do niego ponad dwie godziny. Już sama nie wiedziała, czy potrzebowała w sobie więcej luzu, czy bardziej powinna ubrać się jak zwykle. Niektórzy ludzie kiedy szła po ulicy, wyzywali ją od niecenzuralnych suk. Tak, miała tatuaże, piercing w wielu miejscach, a jej ubiór był nadto wyzywający. Tylko taki miała już własny styl życia. Wolność to jedno z przewodnich słów. Miała wielu przelotnych partnerów, rzadko tych bardziej stałych.
Do brata weszła jak do siebie, ale coś przestało jej grać. Zaczęła analizować wszystko po kolei. Nawet nie przywitała się od razu. Jakieś szmery usłyszała z kuchni, ale jej mózg zaczął odnotowywać coś innego. Meble w innym miejscu, zero petów w doniczkach, ktoś chyba zamienił jej brata. Niekoniecznie zaczęło jej się to podobać. Wzięła głęboki oddech, przełykając nerwowo ślinę.
— BOOOO, CHYBA KTOŚ SIĘ DO CIEBIE WŁAMAŁ — krzyknęła, chodząc po każdym pomieszczeniu osobno. Coś jej nie grało, to już nie była męska jaskinia zajebistości. Zaczynała mieć jakiś pierwiastek kobiety, ale chyba... brat powiedziałby o związku? Prawda? — jezu, masz tu większy chaos niż panuje w mojej głowie. Chcesz to zadzwonię... — mówiła na tyle głośno, że musiał ją usłyszeć. Przemierzała każdy z pokoi po kolei, nerwowym krokiem. Momentami stała i tupała głową, a wtedy przypomniała sobie. Miała dokończyć własną wypowiedź — do psychiatry, by Ci załatwił moje leki na adhd — i wyjątkowo nie chodziło jej o amfetaminę. Ona też działała, była w stanie zatrzymać potok jej myśli. Już lekko zdenerwowana, patrzyła spod byka na brata, wchodząc do kuchni.
— Czemu tak dużo jedzenia i alkoholu? — spytała wprost, marszcząc złowieszczo brwi. Nic jej tutaj nie pasowało — zioła ze sobą nie masz, co braciak? Zapaliłabym coś, a nie wzięłam szlugów z mieszkania — a później dodała z wielką nadzieję w oczach — albo zwyczajne fajki? — usta jak zawsze się jej nie zamykały. Niby usiedli przy stole, niby zaczęła jeść, ale musiała swoje powiedzieć. Była jak ten osioł ze Shreka — denerwuję się czymś — rzuciła nagle, wkładając sobie za pomocą pałeczek onigiri do buzi. Tak chwilę mieliła ten ryż, który miała w buzi, aż wpadła na pomysł — o wiem, czym! — klasnęła w dłonie, ale zanim to zrobiła, zamachnęła się. Pałeczki poleciały na drugi koniec pokoju. Sama nawet nie wiedziała kiedy. Tylko jej to nie obchodziło, liczyła się dziwna atmosfera w mieszkaniu Bo — twoim porządkiem... Wytłumaczysz mi, co się tutaj odpierdala? — spytała finalnie to, co cisnęło się jej na ustach od wejścia. W głowie rozbrzmiewało jej mnóstwo scenariuszy, najgorszy brzmiał... kobieta — to jak ukryta kamera? Mój brat nagle dba o dom i nie ma petów w doniczkach? — to jej najbardziej przeszkadzało, nie mogła znaleźć nawet paczki na wierzchu — chory jesteś, czy o co chodzi? — sama nie wiedziała, czy mówiła z pretensją, czy bardziej z troski o brata. Wszystko wydawało się dla niej obce.
29 y/o, 163 cm
tatuatorka | black thorn tattoo & piercing
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Zamknęła salon później niż podejrzewała i widząc godzinę na zegarku miała świadomość, że już jest spóźniona na umówione spotkanie z rodzeństwem. Ostatni klient, chudy chłopak z długimi włosami, wyszedł pół godziny temu, po tym jak ostatnie trzy godziny spędził na leżance. Tym razem postawił na wzór nawiązujący do mitologii nordyckiej, który umieścili na jego plecach. W salonie wciąż unosił się zapach tuszu, lateksu i środka do dezynfekcji - mieszanka, którą większość ludzi uznawałaby za drażniącą, a dla niej była jak zapach domu. Wyłączyła podświetlenie witryny, po czym przez chwilę patrzyła na ciemne lustro szyby, widząc w nim swoje odbicie w kurtce motocyklowej, z włosami związanymi w niedbały kok. Zaciągnęła się ostatnim haustem papierosa i zgniotła go w metalowej popielniczce przy drzwiach. Zamek przekręcił się z wyraźnym kliknięciem.
Na ulicy panowała ta późnowieczorna cisza Toronto, którą znała od dziecka. Przyspieszony krok; powietrze chłodne, a z pobliskiego baru dochodziły dźwięki gitary z coveru starego numeru Metallici. Courtney poprawiła pasek torby i ruszyła w stronę motocyklu. Warkot starego silnika przerwał riff, a wkoło podniósł się zapach benzyny. Zatrzask czarnego kasku zabrzmiał głucho, chude palce objęły kierownicę maszyny, a stopy - którymi nie do końca sięgała do podłoża - odepchnęły się od krzywej kostki brukowej. Przejechała przez pół miasta, zatrzymując się dopiero przy budynku, który zamieszkiwał jej brat. Zsiadła z motocykla, wsunęła go w cień pod latarnią i weszła po schodach na piętro. Drzwi były uchylone, co od razu wzbudziło jej czujność. Pchnęła je powoli, a pierwsze, co poczuła, to inny zapach niż zwykle. Nie ten mieszany z tytoniem i resztkami alkoholu, ale coś czystszego, miękkiego - może świeże pranie, może środek do czyszczenia o zapachu... zbyt kobiecym, jak na Bo.
W środku panował porządek, niemal sterylny, jak na jej brata. Na ten widok ściągnęła ze sobą brwi i uważnie rozejrzała się po wnętrzu. — Co jest, kurwa... — Mruknęła pod nosem, przemierzając wzdłuż mieszkanie. Brak męskich bokserek czy skarpetek rzuconych w randomowych miejscach po podłodze nie wróżył nic dobrego - paradoksalnie. Czy ktoś podmienił najstarszego Larue?
Gdy weszła do kuchni wpierw zawiesiła spojrzenie na Sabrinie. Mina jej młodszej siostry zdawała się być odzwierciedleniem jej własnej, zresztą słysząc słowa Briny, czuła się jakby wyjęła jej je z ust.
Co jest, kurwa? — Powtórzyła, patrząc na Bo, a jej twarz wyrażała konsternację i, poniekąd, oburzenie. Z kieszeni kurtki wyciągnęła paczkę czerwonych Du Maurier, wyciągnęła z niej jednego papierosa, a resztę rzuciła na stół - tak, by wylądowały przed ciemnowłosą. Z tej samej kieszeni wyciągnęła zapalniczkę - srebrną, zdobioną wzorem smoka, którą otrzymała w prezencie świątecznym od ojca, jakieś dziesięć lat temu. Charakterystyczny dźwięk wybrzmiał w kuchni, gdy ją otworzyła, a potem palcem przejechała po wyrobionej gałce. Syknięcie, pierwsze zaciągnięcie się papierosem i brzdęk metalu zamykanej zapalniczki. Szary obłok wyleciał z jej ust; lekko chwiejnym krokiem ruszyła do przodu i gdy przechodziła obok Sabriny pochyliła się, całując ją w czubek głowy. Następnie chwyciła za krzesło, obróciła je oparciem przodem do stołu, a sama usiadła na nim okrakiem, zawieszając na nim ramiona i co chwila racząc się papierosem.

Bo W. Larue Sabrina B. Larue
gall anonim
31 y/o, 191 cm
właściciel i gościu od wszystkiego w Gallery 1313
Awatar użytkownika
Oficjalnie: właściciel alternatywnej galerii sztuki.
Nieoficjalnie: facet, który myślał, że nigdy nie założy rodziny dopóki ONA nie zapukała do jego drzwi z brzuchem i biletem w jedną stronę.
Dziś dzieli życie między sztuką nowoczesną, wernisażami i Youtubowymi poradnikami „jak trzymać noworodka”.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkitak
postać
autor

Bo usłyszał wołanie Sabriny, właściwie to wcale nie pomyliła się za wiele, bo przecież Nat, tak jakby się tu włamała. Postawiła walizkę na progu i nie zamierzała się wynieść, mimo, że Bo jej wcale nie zapraszał. Na początku...
Bo teraz to szykował dla niej własną przestrzeń. Bo Larue szykujący dla kobiety w swoim mieszkaniu, męskiej jaskini, własną przestrzeń, abstrakcja na miarę Pollocka.


Stał sobie w przejściu do kuchni patrząc na czarnowłosą, jak tak chodzi po domu, a kiedy powiedziała o lekach od psychiatry tylko parsknął śmiechem.
- Ta... Tak to się teraz nazywa, "psychiatra" i "leki na adhd" - uniósł dwa palce robiąc nimi cudzysłów, bo doskonale znał te leki Sabriny. Jakby nie znał swoich sióstr to pewnie uważałby je za niezwykle słodkie istoty, takie kolorowe, wyrażające siebie, ale znał je aż za dobrze...
Wszedł do kuchni i zaczął coś tam jeszcze poprawiać na blacie, a ścierkę powiesił ładnie na kuchence, bo tam było jej miejsce.
- Tyle co zwykle przecież - rzucił na wzmiankę o tym jedzeniu, ale to była kompletna bzdura. Zwykle mieli więcej alkoholu niż jedzenia, a dzisiaj to sushi aż błyszczało, a na blacie stała tylko sake. Kiedy Sabrina zapytała o zioło, to Bo spojrzał na nią z ukosa.
- Pytasz dzika czy sra w lesie - oczywiście, że miał zioło, w tym domu mogło brakować cukru, mąki, czy mleka, ale nie zioła. Chociaż może wkrótce to się zmieni i ważniejsze będą mleczka modyfikowane i pampersy, kto wie...
Odwrócił się do kuchennej szafki i wyjął z niej puszkę z napisem Cookies, a z niej jakieś zawiniątko i bibułki. Usiadł sobie na wysokim stołku.
- A fajki rzucam - podniósł głowę na Brinę, a później pokazał jej coś na swoim ramieniu - zobacz co nakleiłem - to był wielki plaster Nikorette, czy tam Nikuitin - mogę Ci jeden dać, też powinnaś rzucić - stwierdził i rozsypał na blacie trochę zioła, zaczął je kruszyć w palcach. Kręcił tego blanta i zerkał na Sabrinę słuchając potoku jej słów. Przyzwyczaił się do niego, lubił go, a nawet... nauczył się już w niego wtrącać, ale dzisiaj tylko słuchał.
- Poczekajmy na Courtney, bo nie chce mi się potem powtarzać, zresztą miałem wam to zaserwować na deser... - oblizał bibułkę czubkiem języka i zakleił ogromnego skręta, takiego akurat na ich troje. Jako aperitif przed jedzeniem.
Właśnie w tym momencie do kuchni weszła Courtney, jak zwykle wylewna, a później jeszcze odpaliła peta, na co Bo tylko skrzywił się i otworzył okno.
- W ogóle laski nie wolno już tu palić, ostatni raz żeby mi to było, od jutra na balkonie - pogroził blondynce palcem. Złapał za tego skręta, którego skręcił i podniósł go do góry, żeby pokazać im to dzieło.
- Z tym idziemy na taras - ruszył przed siebie w kierunku wyjścia na taras, taki, który ciągnął się praktycznie na długość całego apartamentu, a widać było z niego miasto. Było tam jakby luksusowo, chociaż trochę kiczu dodawały dwa wielki plastikowe fotele w kształcie ust stojące na środku.
- Ale jesteście niecierpliwe, to ja chciałem was tutaj ugościć, sam zamówiłem żarcie, a wy od razu chcecie deser, a kto zje resztę? - zapytał, bo myślał, że jak ogłosi nowinę to one przestaną być głodne, chociaż może jak wypalą tego bata to nadal będą?
Bo usiadł na jakimś stołeczku, który sam wystrugał zresztą z drewna, pomalowanym w krwistoczerwone serduszka i różnych kształtów kobiece piersi. Miał tu sporo takich dziwacznych mebli, miał nadzieję, ze Nat nie będzie się chciała ich pozbyć...
Dał blanta Sabrinie, bo Courtney już paliła fajkę.
- Czyń honory mała - no i tak się patrzył to na jedną, to na drugą, wcale nie zamierzał im się sprzedać od razu. Zresztą znały go i wiedziały, że Bo wyczeka odpowiedni moment, żeby to potem zakomunikować w akompaniamencie jakiś fajerwerków, czy coś, z przytupem i pompą musiało być, a nie od razu na wejściu, nie był przecież Sabriną.


Sabrina B. Larue Courtney Larue
24 y/o, 165 cm
studentka Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Młoda aktywistka malująca nielegalne murale. Strzeż się, bo przepowie Ci przyszłość
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Bo W. Larue, Courtney Larue

— Nie no, teraz mówiłam o poważnych lekach od psychiatry — rzuciła, kręcąc na brata głową — mam nawet receptę, ale zapomniałam ich wziąć — zaśmiała się uroczo. Tak, miała problem z każdą używką, która w zasadzie istniała. Tylko bez leków nie mogła funkcjonować. Wszystko zaczynało się jej mylić, jedna rzecz przestawała nagle wynikać z drugiej. Potrzebowała ich, a że trafiła na pechowego doktora, który kazał sprawdzić jej, czy ma adhd za pomocą amfetaminy, to inna sprawa.
— Co ty odpierdalasz Bo? Wieszasz ścierkę? Gorączki dostałeś, czy o chuj chodzi? — spytała, nie potrafiąc zrozumieć, co tu się właściwie działo. Bo, wielki samiec alfa, nagle zaczął zachowywać się jak... jak pantoflarz. Tylko takim określeniem mogłaby go mianować. Nawet nie widziała dziewczyny, a z zdążyła ją wyczuć od razu. Coś się tutaj święciło.
— Chociaż coś się nie zmieniło — rzuciła wielce zadowolona z brata. Uśmiechnęła się szerzej, widząc wyciągane zioło. Ono zawsze wprawiało ją w lepszy nastrój. Życie odrobinę zwalniało, a ona mogła przykuć większą uwagę do szczegółów. Tego właśnie potrzebowała do szczęścia. Odrobiny luzu z rodzeństwem.
— Jesteś najlepsza — rzuciła, kiedy podała jej paczkę papierosów. Niemalże od razu wyciągnęła jednego z nich i zapaliła. Wzięła pierwszego bucha, czuła jak spięcie mięśni zaczyna ją opuszczać — kocham Cię, siiiis — zaraz z dłoni ułożyła serduszko i powysyłała Courtney pełno buziaczków w przestrzeń. Tego potrzebowała do szczęścia, ona, rodzeństwo, papieros w dłoni. Właśnie zaciągała się kolejnym, ale zamiast tego dostała ataku kaszlu — słucham, że co robisz — jeśli siedziała, to właśnie wstała, popatrzyła na naklejkę, jak na dziwaczniejszą rzecz, którą zobaczyła — kosmici Cię porwali? Wymienili mi brata? — aż chwyciła się z emocji za skórę na ramieniu, ale nie, nie śniła. To wszystko działo się przed jej oczyma. Przecież to prawdziwy skandal. Otworzyła buzię, po czym ją zamknęła. Zaczęła chodzić po kuchni, próbując to przechodzić. Szybciej coś ją rozniesie, niż będzie w stanie się pogodzić tym, co działo się przed jej oczyma.
UFO musiało go porwać.
— No już jest, od braku nikotyny zaczęło Ci odwalać! — aż uderzyła pięścią w blat. Im dłużej przebywała u brata, tym mniej się jej zgadzało. Wszystko wydawało się być tak inne, niedorzeczne. Courtney już weszła, a ona była w połowie peta.
— Słucham? Co Ci się stało? — spytała, wstając i dotykając brata palcem w tors — halo, gdzie jest mój Bo? Jest tam jeszcze mój brat? Albo jesteśmy w ukrytej kamerze? — ze szlugiem w dłoni zaczęła krążyć po domu w poszukiwaniu ukrytej kamery. Gdzieś musiały się one znajdować. Nikt nie zmienia się ot tak. Posprzątany dom, rzucenie papierosów, a na sam koniec kompletna zmiana zasad panująca w domu. Wszystko było nie tak.
— Co za niedorzeczność — mruknęła, a po drodze ugasiła szluga w jednej z doniczek. Zostawiła go tam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Pewnych zachowań nie miała zamiaru zmieniać. Dom starszego był niemalże jak jej własny. Wiedziała, gdzie są ukryte klucze, gdzie znajduje się zioło. Znała na pamięć cały rozkład domu i nagle jak za pstryknięciem magicznej różdżki miało się to zmienić?
Patrzyła na brata ze zdziwioną miną. Co on pierdoli? Tylko to pojawiło się w jej głowie. Deser? Pokręciła z niesmakiem głową. Zdążyła się, porządnie zaciągnąć. Dopiero po kilku, długich sekundach wypuściła dym z buzi, a jointa przekazała siostrze. Musiały trwać w tym pytaniu razem.
— No właśnie! — teraz przypomniała sobie słowa starszej — Jeszcze raz, co jest kurwa?
29 y/o, 163 cm
tatuatorka | black thorn tattoo & piercing
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Rzuciła torbę na blat, gdy usłyszała reprymendę dotyczącą palenia i przez chwilę patrzyła na brata z mieszaniną niedowierzania, rozbawienia. Jej usta wykrzywił nieco ironiczny uśmiech; w jej oczach czaiły się iskry chaosu, tej jej niepokornej natury, która nigdy nie dawała się złamać.
No kurwa, Bo... — Zaczęła z sarkazmem, kręcąc głową na boki, ale w głosie dało się wyczuć też miękkość, jakby próbowała ukryć troskę — Rzuciłeś palenie, a teraz wyglądasz, jakbyś zaczął mieć nerwicę i obsesję na punkcie sprzątania. Gdzie mój stary, nie do zdarcia Bo? Nie wiem co ty tu teraz odstawiasz, ale wygląda to jak jakiś żart - tylko bez kamer.
Zaciągnęła się jeszcze raz, choć wcale nie była pewna, czy to ulga, czy raczej sposób na przetrwanie tej absurdalnej sceny. Spojrzała na skręta w dłoni brata i zaśmiała się krótko, niemal bezdźwięcznie. Następnie wstała, przeszła kilka kroków i zawiesiła wzrok na siostrze, która szukała ukrytej kamery, kręcąc się po domu jak wariatka. Wolną dłonią przetarła czoło, mrucząc pod nosem: co za rodzina, ja pierdole.
Masz rację, Brina, Bo wygląda, jakby go porwali marsjanie albo jakby jakiś syndrom nagłej odpowiedzialności go zaatakował. Nie wiem, co jest dziwniejsze i co byłoby gorsze — Rzuciła, przekraczając próg wysokiego okna i wychodząc na taras, gdzie prowadził ich mężczyzna. Rzuciła okiem na rozpościerający się widok miasta i oparła się o barierkę, wdychając rześkie powietrze i zatrzymując je dłużej w płucach. Później jej wzrok przeniósł się na rodzeństwo i blanta, którego paliła jej młodsza siostra.
Pierdolę jakieś twoje desery — Odburknęła, odbierając od ciemnowłosej skręta i zaciągając się nim raz, a po chwili drugi. — Nie wiem jaka chęć zmiany cię naszła, ale jak dla mnie to możesz być po prostu… sobą, tym starym, z tym wszystkim, co w tobie szwankowało, z całym tym bajzlem i brakiem sensu.
Zaciągnęła się po raz ostatni i wydech zrobiła z takim ciężarem, że aż zawisło w powietrzu. Przekazała bata bratu, uważając na syczący żar na końcówce. Chcąc odrzucić swoje marudzenie, posłała mu zachęcający uśmiech. Cokolwiek wydarzyło się - na przestrzeni tych kilku dni, gdy mieli ze sobą nieco mniej intensywny kontakt niż zazwyczaj - to byli razem. Jak we wszystkim, przez całe swoje życie. Bo, Courtney i Sabrina.

Bo W. Larue Sabrina B. Larue
gall anonim
ODPOWIEDZ

Wróć do „#4”