Często robili sobie takie wspólne wieczory z sushi, często też zapraszali babcię, ale dzisiaj była akurat na jakimś wyjeździe gdzie kontemplowała dziką naturę i szukała siebie - tak powiedziała Bo. Najprawdopodobniej zaszyła się gdzieś w lesie z grupą hipisów i właśnie gotowali zupę z grzybków halucynogennych, żeby po ich spożyciu łazić bez celu i udawać, że ich oświeciło. Typowa babcia i jej typowe "wypady z przyjaciółmi". Całe rodzeństwo znało je doskonale.
Dzisiejszy wieczór miał być jednak zgoła inny, bo Bo miał swoim siostrą do przekazania ważną nowinę. Nowinę, która kilka dni temu odmieniła całe jego życie, która ich też może odrobinę odmieni? Poprosił Nat żeby wyszła, może do jakiegoś spa, albo na zakupy, po prostu żeby zniknęła, na moment. Chociaż jeszcze kilka dni temu chciał ją odesłać na zawsze. Na szczęście to sobie przemyślał, zaważyło to, że Bo nie chciał iść śladami ojca. Obudził się i stwierdził, cholera, nie będę jak on. A potem już wszystko poszło jakoś tak naturalnie. Ty będziesz spała w sypialni, a ja na kanapie, póki czegoś nie wymyślimy, tu możesz zostawić swoje ciuchy, a tam położyć szczoteczkę do zębów.
Wymyślili i dzisiaj apartament wyglądał nieco inaczej niż zwykle, bo przestawiali meble. Tak się w to wciągnęli, że Natalie wyszła chwilę przed tym zanim do drzwi zadzwonił kurier z dostawą, a za nim pojawiła się pierwsza z sióstr.
Może nawet dziewczyny minęły się gdzieś w windzie, albo holu?
Na środku apartamentu stała szafa, która kiedyś znajdowała się w sypialni, kanapa była rozgrzebana, jakby ktoś na niej spał, a mały stolik przy którym zawsze jedli sushi stał zawalony jakimiś papierami i książkami.
- Jestem w kuchni - krzyknął Bo, kiedy usłyszał, że ktoś wszedł do środka. Na wysokim blacie w kuchni ułożył sushi, najróżniejsze, takie, że widać było, iż to jakaś specjalna okazja, bo zazwyczaj brał zestaw podstawowy, a dzisiaj chyba jakiś premium mega sztos. Naszykował im te piękne talerzyki we wzory, który przywiózł kiedyś z samego Tokio, gdy dostał tam zaproszenie na wystawę artystki, która zaczynała u niego w galerii. Do tego pałeczki w kotki i kieliszki na sake. Miało być dużo sake. Bo wierzył, że wtedy jego siostry jakoś lepiej przyjmą tę informację, którą zamierzał zaserwować na deser.
Po chwili stanął w przejściu do kuchni, oparł się o ścianę wycierając dłonie w jakąś ścierkę, a później zarzucił ja sobie na ramię.
- Itadakimasu! - oznajmił z beznadziejnym japońskim akcentem, ale miało to znaczyć zapraszam do stołu - tylko ściągać buty, przed chwilą odkurzałem - rzeczywiście podłoga była dość czysta jak na Bo, jak na ten jego apartament, gdzie wiecznie wszyscy łazili w buciorach i wciskali w doniczki niedopałki petów nie tylko po papierosach. Właściwie cała aura tego domu jakby się nieco zmieniła, a to przecież dopiero początek tych zmian.
Za bardzo za to się nie zmienił sam właściciel bo stał ubrany w białą koszulkę żonobijkę, która doskonale eksponowała jego dziary i ciemne spodnie z uwieszonymi przy pasie łańcuchami, włosy związał na czubku głowy w krzywy kucyk, ale w zasadzie tak było mu wygodniej przy sprzątaniu i tym całym przemeblowaniu.
Sabrina B. Larue Courtney Larue