30 y/o, 162 cm
księgowa, prawnik ds. podatków w Hayward & Co. Legal Advisory
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

4.
Nie czuła się dobrze z faktem, że jedna z jej przyjaciółek (a raczej już koleżanek, sorry downgrade musiał być) gardziła tak ważną postawą życiową jaką była lojalność. Sylvie mogła zrozumieć wiele - wypalenie miłosne, zbyt wiele zgrzytów, pochopne działania. Ale tego nie rozumiała. Przez dobry moment nawet myślała, że informacja o jej zdradzie była czyimś złośliwym wymysłem, by zszargać jej imię. Ale to ona sobie je zszargała. Sama, bez niczyjej pomocy. Hayward uważała to za przykre.
Ale bardziej jej było szkoda męża owej pani, Ernesta.
Nie przyjaźniła się z nim aż tak mocno, ale znali się i lubili. Salvatore zawsze wydawał jej się być porządnym facetem, odpowiednim dla jej przyjaciółki. Jednocześnie przeczuwała, że może nie widzi w nim wszystkiego. Że może nie jest otwartą księgą. głupio się przyznać, ale stereotypowo mogła mieć wątpliwości, że to on mógł coś tutaj nabroić. Jakże ją los zaskoczył, ale niezbyt pozytywnie. Erno wciąż był człowiekiem i była praktycznie pewna, że miał jakieś uczucia. Zamierzała to co prawda właśnie sprawdzić, bo wcześniej nie miała nawet okazji. Była zapracowaną kobietą, ale równie mocno stawiała granice między swoją własną prywatnością, a tą dzieloną z innymi. Nie była tym typem, który pięć sekund po informacji stukał do drzwi i żądał pikantnych szczegółów. Dawała ludziom przestrzeń, bo sama jej potrzebowała po pogrzebie własnego męża. A nie każdy potrafił to uszanować.
Na odwiedziny wybrała dzień wolny od pracy, by cały ranek poświęcić na przygotowanie babeczek. Do tego dobrała jeszcze butelkę wina z prywatnej kolekcji, wcześniej należącej do męża. Trochę się z tym wahała, ale uznała, że dałby jej zielone światło w tej kwestii. Jeśli Ernest chciał, mogli pokusić się o jakąś rozmowę od serca. Hayward nie zamierzała go jednak przesadnie przyciskać do muru. Chciała jedynie dowiedzieć się, jak się trzyma.
Z powyższymi dodatkami stawiła się pod drzwiami domu Salvatore'a. Z trudem wcisnęła dzwonek, posługując się kłykciami prawej dłoni, w której trzymała wino. Czekając na gospodarza, zaczęła się w sumie zastanawiać, czy na pewno otworzy jej drzwi. I czy będzie gotowy na jakąkolwiek rozmowę o swojej już wkrótce byłej żonie.

ernest salvatore
33 y/o, 182 cm
mamma mia chef i właściciel Archeo
Awatar użytkownika
mnie nie wkurwiaj
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Rodzina jest najważniejsza. Obojętnie czy ta, z którą wspólne geny ma, czy ta, którą sam stworzył, albo ta, w której mu żyć przyszło bo la famiglia członków liczyła sobie całkiem sporo.
I wierny był jak pies, zarówno zasadom jak i żonie, na razie wychodziło na to, że względem tej drugiej się nie opłacało, bo dostał po dupie, oby to była w jego życiu jedyna zdrada. Wtedy będzie mógł pielęgnować w sobie chęć vendetty i ją romantyzować. Bo serce miał złamane, w tym momencie wszystko było o wiele bardziej dramatyczne w jego życiu.
Nie ma się co dziwić.
Ale częściej od smutku towarzyszył mu stary, dobry wkurw. Na siebie, że niczego nie zauważył. I nie był pewien czy to ona była tak dobrą i perfidną aktorką, czy on zbyt ślepy.
Dał sobie czas, bo mógł i miał do tego przestrzeń, dał sobie czas na dokładne przemyślenie co dalej, wyrzucenie z domu Meredith było dobrym posunięciem, bo go nie irytowały na każdym kroku jej pierdolety, dom przestał pachnieć jej perfumami, w dupie miał głęboko gdzie się podziewała, pewnie kochanek ją przyjął, ale to już nie jego kobieta, to już nie jego sprawa. Pozew o rozwód zamierzał wysmarować (rękami adwokatki) taki, że nie dostanie absolutnie nic. I tak już jej pozwolił pozbierać swoje rzeczy. Zaryzykowała wszystko decydując się na dorabianie mu rogów, chyba nie była aż tak naiwna, że sądziła, że mogłaby wygrać w sądzie z jakimkolwiek Salvatore, a co dopiero z mężem.
I tak mijał już prawie miesiąc i mijał też kolejny z dni, w trakcie których cały wolny czas poświęcał na nicnierobienie, leżąc na jednym z leżaków nad basenem trochę w trybie czuwania, bo ani nie drzemał, ani też nie robił niczego konkretnego, po prostu powieki miał przymknięte.
I tak. Już miał wstać, żeby się wślizgnąć do basenu i schłodzić kiedy dźwięk dzwonka rozległ się w domu, docierając bez problemu do tarasu. Z nikim się nie umawiał, nie miał pojęcia kogo się spodziewać, ale liczył, że to nie była, której się nagle przypomniało, że nie zabrała jakiegoś gówna z szafy typu buty narciarskie.
Podniósł się bez specjalnego entuzjazmu, ruszając w stronę domu w swoich gaciach drogiej marki i jedwabnym, zielonym szlafroku, który może i przywodził na myśl klimat pimpa z lat 80, ale Ernest kochał ten szlafrok nad życie, przywiózł go sobie z Tajlandii i mieli z Meredith takie same, ale tej jednej rzeczy jej spakować nie pozwolił. Nie zasługiwała na taki piękny szlafrok ze wzorami w egzotyczne kwiaty. Teraz miał dwa i chuj.
Zbliżając się do oszklonych drzwi już widział kto za nimi stoi i Sylvie Hayward absolutnie nie była kimś, kogo by się spodziewał.
Może kiedyś, to tak. Czasem tu przecież bywała. Ale zdecydowanie nie... teraz.
Uznał, że wyjścia były dwa, albo nie wiedziała co się stało i przyszła w odwiedziny do jego byłej żony (niemożliwe), albo postanowiła wykorzystać okazję i go uwieść, w końcu trzymała wino. Złapał się tej drugiej wersji i otworzył z rozmachem drzwi przed kobietą, wcale nie ukrywając zaskoczenia jej obecnością.
Powinien się przywitać i zapytać co u niej, dodać, że miło ją widzieć, bla, bla, bla. Zamiast tego przez pierwsze kilka sekund po prostu się na nią gapił.
- Ty do mnie? - Zapytał w końcu, przenosząc wzrok z twarzy kobiety na to wino i pudełko, licząc, że zaraz nie usłyszy, że do jego byłej, bo go pojebie.

Sylvie Hayward
30 y/o, 162 cm
księgowa, prawnik ds. podatków w Hayward & Co. Legal Advisory
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Wierność rodzinie, złamane serca - coś, co teoretycznie łączyło tę dwójkę. Ale mieli zupełnie odmienne sytuacje i mogli z nich wynieść zupełnie inne doświadczenia. Sylvie już też była bliżej uleczenia, a mężczyzna, do którego zmierzała, był dopiero w fazie początkowej. Czyli tej najgorszej, chyba. Dla niej właśnie najgorzej było się pozbierać tuż po śmierci męża. Zrobienie pierwszego kroku było najważniejsze. Ale to samodzielna decyzja, czy ktoś chciał go wykonać. Hayward to zrobiła, bo uznała, że mąż nie chciałby ją zostawić w stanie wiecznej żałoby.
Tu jednak wszystko prezentowało się zgoła inaczej. I bez rozmowy z którąś ze stron raczej wątpliwe, by mogła coś chociażby doradzić.
Widziała jednak, że było ostro. Jej koleżanka straciła dach nad głową, a coś musiało się święcić, żeby do czegoś takiego doszło. W oczach Hayward Ernest nie był aż tak narwany, by wyrzucić własną małżonkę przez byle co. Zresztą, ona lubiła etapowo dochodzić do wniosku, analizować wszystko powoli, ale logicznie. Nic dziwnego, że ktoś o takim umyśle zajmował się cyferkami. Liczby były jednak niczym przy życiowych dramatach, a takowe często wymagały czegoś więcej niż sprawny, dobrze myślący umysł. Dlatego pytała, próbowała się dowiadywać co i jak. Mogła nie wiedzieć wszystkiego, mogła mieć pięć różnych wersji tego samego zdarzenia, ale nawet z takiej niewdzięcznej porcji informacji mogła wyciągnąć coś solidnego.
Chociażby samą myśl, by wpaść w odwiedziny do poszkodowanej (według generalnego zdania i jej wstępnego osądu) strony.
Nie spodziewała się jakiejś dużej współpracy, zwłaszcza iż była bardziej opisywana jako jej przyjaciółka, nie jego. Może popełniła tym samym błąd? Być może się o tym przekona. Tak, jak miała przekonać się o stanie Salvatore’a. Pogłoski na ten temat również słyszała i bardzo jej to przypominało jej własny początek po śmierci męża. A sama potrzebowała wtedy kopa do działania, by nie poddać się całkowicie. To też zadecydowało w dużej mierze o jej niezapowiedzianej wizycie. Nie chciała być co prawda bohaterką, a tym bardziej nie chciała nikogo uwodzić. Mogła wyjść z najgłębszego dołka, ale to nie znaczyło, że już o mężu zapomniała. Ciężko jej było ruszyć naprzód, a co dopiero poświęcać się dla przyjaciółki, która w okrutny sposób potraktowała swojego, żyjącego małżonka.
Chcąc lub nie, mogła w głębi ducha czuć lekkie poczucie zazdrości i niedowierzać temu, że mając męża i tak poszła do jakiegoś innego, obcego typa. I to mogło zadecydować o tym, za którą stroną się opowiedziała.
Stała grzecznie i czekała pod drzwiami, widząc zbliżającą się postać przez szklaną taflę. Gdy podszedł bliżej, jej twarz tylko delikatnie drgnęła, a jej brwi ściągnęły się nieco. Mogło być gorzej, ale i tak nie wyglądał najlepiej. Przynajmniej tak jej się wydawało.
A do kogo? — Sylvie uniosła brwi, ale po kilku sekundach wykrzywiła kąciki ust w uśmiechu, który miał być krzepiący. — Chyba, że nie nazywasz się Ernest Salvatore, a tylko używasz tej samej twarzy. — pokusiła się o żart, chcąc nieco rozładować to dziwne, wstępne napięcie. Zwłaszcza, że serio nie przyszła go tutaj gnoić. Wręcz przeciwnie.

ernest salvatore
33 y/o, 182 cm
mamma mia chef i właściciel Archeo
Awatar użytkownika
mnie nie wkurwiaj
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Niespecjalnie ktoś z rodziny lub przyjaciół rozmawiał z nim o tym co się stało, ale w tym środowisku czyny nie słowa się liczyły. I Ernest wziął sobie za punkt honoru poznanie tożsamości kochanka, ale że przesunął to w czasie do momentu, aż stabilniej stanie na nogach (o ile to w ogóle możliwe w jego wykonaniu) to żadna zemsta na razie nie następowała, a Meredith mogła albo oddychać z ulgą sądząc że rozpoczęła nowy rozdział życia, albo stresować się, czy coś się odpierdoli. Szczerze liczył na to drugie.
Dlatego nie wpadłby nawet na to, że Sylvia, ba że ktokolwiek, z dobrego serca postanowiła sprawdzić jak się miał. Nawet nie myślał teraz o tym, że sama doznała lata temu końca małżeństwa, co prawda w bardziej drastyczny sposób i doświadczenie było zupełnie inne, ale mimo wszystko... Przypomniał sobie dopiero o tym kiedy kobieta zapewnia go, że do niego przyszła.
A do kogo jest bardzo dobrą odpowiedzią, która powoduje, że jeden kącik ust Ernesta unosi się ku górze.
Odsuwa się więc, robiąc jej miejsce aby weszła, zerkając znowu na te dary z którymi przyszła, zapowiadała się więc mała impreza.
- O nie, jeden taki wystarczy. - Dwóch Ernestów za długo by po świecie naraz nie chodziło, bo szybko jeden drugiemu by łeb urwał, a może nawet wzajemnie by to zrobili naraz i nie zostałby żaden. Nie było miejsca na świecie na dwóch takich nerwusów.
- Nie spodziewałem się ciebie. - Przyznał bez ogródek idąc pół kroku za kobietą, wskazując jej prostą drogę do kuchni, chociaż wiedziała, gdzie była.
- Nikogo się nie spodziewałem. Spałem. - Kuchnia jest jak zawsze w nieskazitelnym stanie, nie, żeby reszta mieszkania była nieposprzątana w końcu miał od tego wynajętą panią gosposię, ale w kuchni nie można było nawet okruszka zaznać, już sam o to dbał.
Na chwilę odsuwa się, żeby z szafki wyjąć odpowiednie kieliszki do wina, jakie nie wiem, bo nie wiem co to za wino, ale Ernest na pewno wiedział.
Postawił je na wyspie kuchennej równo obok siebie, wyciągając rękę do kobiety po wino, przyglądając się jej uważnie z lekko pochyloną głową, czekając w zasadzie aż powie mu wprost po co przyszła. Bo mógłby zapytać. Ale nie zrobi tego.

Sylvie Hayward
30 y/o, 162 cm
księgowa, prawnik ds. podatków w Hayward & Co. Legal Advisory
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Znając tego typu kobiety, możliwe że żyła w przekonaniu, iż jej się upiekło. Sylvie pewnie też niespecjalnie to sprawdzała oprócz spytania na początku, czy wszystko u niej okej. Skoro nie miała w tym jakiegoś pewnego zdania, pewnie za wiele się nie dowiedziała w tej kwestii. I możliwe, że już się nie dowie.
Krok, który wykonała w postaci odwiedzić Ernesta mógł na zawsze przekreślić jej przyjaźń z jego prawie byłą żoną. Nie czuła jednak z tego powodu smutku, przynajmniej na razie. Jeśli natomiast jej wina się potwierdzi, Hayward nawet nie spojrzy się za ramię. Co to za przyjaciółka, która nie dotrzymuje wierności własnemu mężowi? Kto wie, jak w takim razie traktuje przyjaźnie, które nie są aż tak zobowiązujące jak związek małżeński.
Gest, który jednocześnie wyznaczał zaproszenie jej osoby do środka, sprowokował u niej delikatny, niemalże niewidoczny uśmiech. Niewidoczny, bo praktycznie od razu ruszyła do środka, nie chcąc prowadzić rozmowy w drzwiach.
Parsknęła krótkim śmiechem, słysząc jego odpowiedź. Cóż, jakby było ich dwóch, jakoś musiałaby wydzielić czas, by odwiedzić ich obu. Chyba, że tylko jeden trafiłby na wyjątkowo pechową żonę. Kto wie.
Mogłam dać znać. — rzuciła w odpowiedzi, kierując swoje kroki do miejsca, gdzie zapamiętała kuchnię. Chyba dobrze szła, więc jej pamięć chyba jeszcze nie szwankowała. — Ale nie wiem, czy wtedy chciałbyś przyjąć gościa w mojej postaci. — tego akurat nie była pewna, więc wolała nie ryzykować.
A wyspałeś się chociaż? — zwróciła się na chwilę w kierunku Salvatore’a, zaraz jednak uciekając wzrokiem na kuchnię, do której właśnie weszli. Nigdy nie mogła się nadziwić, jak dobrze jej się tutaj przesiadywało. I to nie tylko pod względem czystości. Sama miała super kuchnię, którą sprzątała na błysk. Ta w domu Ernesta miała jednak coś więcej w sobie, ale Sylvie nigdy nie umiała tego wyjaśnić. Mówiła sobie, że to pewnie dlatego, że Salvatore był kucharzem. Jej kuchnia, uprzednio należąca do męża, tylko pokazywała, że jej zmarły partner nie był zbytnio zaabsorbowany kuchennymi rewolucjami.
Najpierw podała mu wino, a dopiero później usiadła przy wyspie. Początkowo nie odzywała się słowem, przyglądając się, jak gospodarz nalewa wino. Tak, jakby czekała z rozmową na możliwość uraczenia się chociaż wstępnym łykiem.
Jak się trzymasz? — otrzymawszy kieliszek, w końcu przemówiła. Zadała pytanie, ale nie była pewna, czy to właściwe. Przez dobrą minutę porządnie rozważała, jak zacząć temat. I chyba nie znalazła złotego środka, przynajmniej nie do końca.

ernest salvatore
33 y/o, 182 cm
mamma mia chef i właściciel Archeo
Awatar użytkownika
mnie nie wkurwiaj
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Nie był pewien, mimo wszystko, czy na zwiad nie przyszła, cholera ją wie, na pewno nie będzie mu łatwo teraz kobietom zaufać, a jeszcze takim, które się przyjaźniły z jego żoną tym bardziej. Nie był co prawda mistrzem aktorstwa, wręcz przeciwnie, wszystko było po nim zawsze widać bo w nim emocje to jak w garze wrzały, a na garach to się przecież znał. W zasadzie to tylko na tym się znał, bo na ludziach też nie bardzo.
Gdyby się znał to może instynkt by mu podpowiedział, czy tej Sylvie ufać czy nie, na razie próbował wina, kiedy już mu je wręczyła i rozlał do kieliszków, ale jego smak nie miał na ten moment żadnego znaczenia, ważne, że cierpkie, gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl bardzo ulotna do czego by pasowało, do czego nie, co byłoby lepszym zamiennikiem. Myśl ucieka bo Ernest skupiał się nie na tym jednak, że pije wino, a na tym, że to po prostu alkohol, darowany mu w jakimś celu, pewnie przełamania barier towarzyskich, pewnie bo wypada skoro w gości przyszła.
Pierwszy łyk rozgaszcza się na języku i w przełyku cierpkim posmakiem, kontrastując ze słodką twarzą Sylvie, której się Erno przyglądał, może nachalnie, ale to ona przyszła dzisiaj do jego domu znienacka, naruszając aurę wkurwu i żalu w tej przestrzeni.
- Nie odpisałbym ci. - Ani nikomu innemu, to nie ma nic wspólnego z jej osobą konkretnie, więc zapowiedziana czy nie, byłby tak samo zaskoczony widząc ją przed drzwiami.
Na pytanie o to, czy się wyspał tylko kręci krótko głową, bo jego uwaga już się skupia na pudełku, które jeszcze przyniosła. Pachnie słodko i ładnie nawet z tej odległości, bo mając tak nadwrażliwy węch był w stanie w stercie śmieci rozpoznać zapach żywego kwiatka. A co dopiero jakieś muffinki prawie pod jego nosem.
- A to?
A to wskazane jeszcze przed chwilą brodą przestaje mieć znaczenie, kiedy w końcu pada pytanie, którego trochę się spodziewał, ale zastanawiał w jakiej formie je usłyszy.
Ernest opiera się jedną ręką o blat wyspy, drugą unosząc kieliszek do ust i wraca spojrzeniem do Sylvie, milcząc kolejną chwilę, którą przeznacza na ponowne przestudiowanie jej twarzy, która niczego mu nie podpowiada, oraz na drugi łyk wina.
Drugi jest łatwiejszy do przełknięcia.
Ale odpowiedź na pytanie trudna do wyplucia.
- Musiałbym rozbić ten kieliszek o tamtą ścianę żeby ci zobrazować, a nie mam nastroju na sprzątanie szkła. - I plam z wina.
W głowie Ernesta różne teorie dochodziły do głosu właśnie, stąpał pomiędzy nimi ostrożnie, a nie miał tego w zwyczaju, bo zwykle kierował się w życiu impulsami. Ale nie potrafił, jeszcze, w żaden sposób określić charakteru tego spotkania i lada chwila zacznie go to pewnie irytować.
Chciał, żeby sama się przyznała po co przyszła, teraz korciło go, żeby zapytać, czy wysłała ją Meredith.

Sylvie Hayward
30 y/o, 162 cm
księgowa, prawnik ds. podatków w Hayward & Co. Legal Advisory
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Nie zamierzała się obrażać, jeśli zdecyduje się odprawić ją z kwitkiem. Ludzie reagowali różnie pod wpływem emocji, więc szykowała się absolutnie na wszystko. Wyrozumiałość nie była opcjonalna w momentach, gdy komuś waliło się życie. Albo przynajmniej powinno się walić. Żonie Ernesta najwidoczniej to aż tak nie doskwierało, ale chciała zobaczyć na własne oczy, jak to wygląda w jego przypadku. Nie, żeby się pastwić czy coś. Nie, żeby polecieć do niej i sprzedać informację, że chłop za nią płacze albo wścieka się za to, co mu zrobiła. Dla Sylvie takie zachowanie nie miało najmniejszego sensu i przede wszystkim nie było godne osoby, którą chciało się obdarzyć jakimś zaufaniem. Swoje pobudki uważała za naturalne dla takiej sytuacji, ale Ernest też nie czytał jej w myślach. Była zatem świadoma tego, że nawet mimo słownych zapewnień mógł mieć problem, by jej uwierzyć.
Swoje wino piła powoli, zaczynając od drobnego łyka na dobry początek. Nie przyszła się tutaj upić, przyszła wysłuchać. I ewentualnie pogadać. Zależy, na co Erno będzie miał akurat ochotę.
I zrozumiałabym, dlaczego. — nie musiał jej mówić absolutnie nic. Była natomiast świadoma, że tak świeżo po poważnej decyzji może albo nie mieć chęci z nikim rozmawiać, albo umyślnie się odcinać. Sylvie z chęcią poznałaby powód, ale naciskać też nie zamierzała. Nie przyszła tutaj po to, by wprawiać go w jeszcze gorszy nastrój.
Zerknęła na ładnie opakowane babeczki, zatrzymując się chwilę wzrokiem na pudełku, które już przestało jej się podobać. Była jednak zdania, że Ernest pewnie nawet nie zwrócił większej uwagi na to, jak wyglądało. A i tak prezentowało się nienagannie, jak na prezent od Hayward przystało.
Dodatek do wina. — odpowiedziała, choć połączenie takiego trunku z babeczkami było dość dziwnym zestawieniem. Tak czy siak był to prezent. Mógł je nawet zjeść do wódki, jeśli miał takie upodobanie. Sylvie i tak by tego nie oceniła.
Nie była osobą nieśmiałą, zwłaszcza w towarzystwie. Utrzymała zatem kontakt wzrokowy, zachowując niemalże nienaruszoną emocjami twarz. Oczy, będąc portalem do jej duszy, prezentowały natomiast delikatny cień zmartwienia.
Ten stał się bardziej widoczny, gdy usłyszała odpowiedź.
Zrozumiałe. — odpowiedziała powoli, kiwając głową. Tak myślała. Gdyby odpowiedział, że wszystko byłoby w porządku, uznałaby że coś jest nie tak w złym sensie. Była zatem wdzięczna, że dostała w miarę szczerą, choć ubogą w szczegóły odpowiedź. Nie przyszła tutaj jednak z zamiarem wywołania lawiny. Przynajmniej nie takiej prędkiej, szybkiej i niekontrolowanej. Nikomu by to nie wyszło na dobre.
Słuchaj… — zaczęła, spoglądając uważnie na swojego rozmówcę. Poprawiła się nieco na krzesełku. — Nie przyszłam tutaj, by ci wciskać jakiś kit, że ona nie zasłużyła na takie zachowanie i że powinniście pogadać, zanim coś zrobicie dalej. Chciałam po prostu dowiedzieć się jak się trzymasz. I czy czegoś potrzebujesz. — podjęła ryzykowną decyzję o wypowiedzeniu tego pierwszego zdania, ale chciała, by to było jasne. Już mniejsza z wybieraniem strony - Sylvie mogła nie mieć nawet pełnej świadomości, że mogła zostać uznana za szpiega wroga. Chciała natomiast przekazać, że skoro decyzja jest już podjęta, nie zamierzała w nią ingerować. Szerszego wyjaśnienia również mogła nie mieć, choć doceniłaby, gdyby Salvatore się z nią nim podzielił. Rozumiała jednak, że mógł nie być gotowy.

ernest salvatore
33 y/o, 182 cm
mamma mia chef i właściciel Archeo
Awatar użytkownika
mnie nie wkurwiaj
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Sylvie miała zdecydowanie więcej wyrozumiałości niż on, ale to po prawdzie żaden wyczyn, Ernest od zawsze najpierw działał a potem... potem już wcale nie myślał, zrobił coś to zrobił, po co drążyć temat. Nie wybaczał ludziom łatwo, chociaż prawda była taka, że dotychczas nie miał za bardzo czego. Nikt nigdy nie uraził go ani nie skrzywdził wcześniej do tego stopnia, że postanowiłby zaplanować jakąś zemstę. Dlatego nie nadawał się absolutnie do tego, żeby po ojcu przejąć schedę, nigdy zresztą o to nie zabiegał.
Największe cudze przewinienia to konflikty w pracy, ale chociaż zdarzało mu się z rozpędu kogoś zwolnić, to zwykle jednak w kuchni potrafił się zatrzymać na chwilę kalkulacji, żeby zrobić w głowie krótkie zestawienie co było bardziej opłacalne.
Dalej się wkurwiać ale zostawić doskonałego pracownika, czy wkurwiać się, że przyjdzie nowy, który dopiero się uczy.
Wyrozumiałość i cierpliwość względem niego, którą mu właśnie Sylvie prezentowała, nie była absolutnie czymś, z czym spotykałby się często. Nie był pewien jak ma się z tym czuć, bo w analizę uczuć też nie był dobry, trzymał się bardziej tej nieufności, wciąż węsząc podstęp.
Bo coś mu tu nie grało przecież cały czas, jak nie grały muffinki do wina. Uniósł brew, sięgając po paczkę i nie umknęło jego uwadze jak starannie były zapakowane.
I... już nie. Bo Ernest nie bawił się w delikatne odpakowywanie, otworzył kartonik zerkając na babeczki i przyglądał im się chwilę, myśląc, że faktycznie nie pasują do wina, ale o gest bardziej chodzi.
- Sama je piekłaś? - To nie tak, że złapać tego tematu było się łatwiej niż rozmawiać na temat, który wypadł chwilę po tym. Nawet te muffinki miały ogromne znaczenie w sytuacji, kiedy ostrożnie kroki stawiał nie wiedząc czego oczekiwać, a ostrożność absolutnie nie leżała w jego naturze.
I co, wypada mu teraz ocenić ich smak? Kurwa, nie wiedział.
Nic nie wiedział.
Stał tu i gapił się na nią ciemnymi oczami tak, jakby go właśnie pouczała jak ma księgi prowadzić w Archeo, a on nie nadążałby i słuchał jednym uchem, modląc się, żeby znaleźć w końcu księgowego na pełen etat bo poprzedniemu się zmarło, a taki to był równy gość i Ernest niczym się nie musiał martwić.
A teraz słuchał i może drugim uchem mu wcale nie wypadały jej słowa, ale szczerą rozmową nie był zainteresowany absolutnie i wątpił, że będzie. Z żoną potrafił się tylko pokłócić, zresztą ona też nie była najlepsza w rozmowy, trafił swój na swego. A teraz kosa na kamień, bo Ernest przyglądał się jeszcze chwilę kobiecie i w końcu parsknął lekko, chociaż nie było w jego śmiechu ani nuty prawdziwego rozbawienia. Mało co go bawiło, troska na pewno nie, po prostu musiał się czymś zasłonić.
- To... bardzo słodkie z twojej strony, Sylvie. - Wyciągnął dłoń do kobiety kładąc ją na jej policzku, bo absolutnie nigdy nie szanował czyichś granic dopóki po łapach nie dostał, był Włochem wychowanym w Mediolanie, aż zbyt dotykalskim. A należałoby mu się za to. I za te słowa trochę może protekcjonalne, ale taki zadziałał właśnie u niego mechanizm obronny, zwłaszcza względem kobiety, bo nie wyzbył się jeszcze przekazywanej z pokolenia na pokolenie mądrości o wyższości płci męskiej nad słabszą, chociaż zazwyczaj dobrze się kamuflował.
Jakie on inne mógł mieć zdanie, wychowany w mafijnych warunkach la famiglia.
- Ale na ten moment jedyne czego potrzebuję, to dowiedzieć się kim on jest. - On. Ten, z którym mu Meredith miesiącami rogi przyprawiała.
Mógłby się dowiedzieć już dawno. Ale odkrył, że nie był w stanie, bo zdrada sama w sobie za bardzo go przytłoczyła i zamknął się w domu.

Sylvie Hayward
30 y/o, 162 cm
księgowa, prawnik ds. podatków w Hayward & Co. Legal Advisory
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Czy Sylvie była wyrozumiała? Być może. Przede wszystkim dużo analizowała, a to była naprawdę pomocna cecha. Zastanowić się pięć razy, zanim się coś zrobi – tak wyglądała większość jej decyzji. Nie, żeby panicznie bała się podjąć jakąkolwiek decyzję czy obawiać konsekwencji. Warto było znać wszystkie za i przeciw, a także z czym się one wiązały. Ale to były cechy klasyczne dla analitycznego umysłu. Ciężko byłoby jej przestawić myślenie na inny tor, więc zwyczajnie się tego nie tykała.
Nie inaczej było w tej sytuacji, choć starała się podejść do niej też bardziej ludzko. Dobrze skomponowała obie te części, skoro ich odbiór był nie taki najgorszy. I nie skończył się krzykiem czy wyproszeniem z domu – a mógł. Może zrozumienie sytuacji dawało Hayward tę potrzebną dawkę cierpliwości, która nie skłaniała jej do poganiania, a do ostrożnego działania. Mogłaby się dziwić, że potrafiła wykrzesać z siebie taką cechę, ale może zwyczajnie nie miała powodu, by tego nie robić w drugą stronę.
Natomiast nie drgnęła jej nawet powieka, gdy tak starannie opakowanie zostało błyskawicznie rozerwane. To nie praca na marne – przez chwilę zdążyła przecież nacieszyć oko. A raczej taką miała nadzieję.
Owszem. — dobrze, że miała do tego całkiem niezłe umiejętności. Byłoby jej głupio przychodzić do kucharza z czymś, czego sama nie robiła. To wręcz brzmiało jak jakaś obraza. Skoro jednak nabyła nowy nawyk w postaci pieczenia na każde możliwe wyjście z domu… Czemu tutaj miałaby zrobić wyjątek?
Zwłaszcza, że chciała zostać odebrana bardziej pozytywnie niż negatywnie. A zdecydowanie nie jako wróg.
Nie przyszła natomiast po opinie, więc równie dobrze mógł te babeczki wyrzucić przez okno. Mogłaby mu wybaczyć, gdyby wytłumaczył to podobnie jak z kieliszkiem od wina. W następnej kolejności zaproponowałaby mu jakiś rage room czy coś w tym stylu. Bo to właśnie miała na myśli, przychodząc tutaj. Pomoc, ale taka bardziej przyziemna. Chyba, że serio miał problem z rachunkami w restauracji… Być może by pomogła osobiście, ale najpewniej doradziłaby mu kogoś zaufanego. Jakiś dystans powinna była zachować. Chyba.
Najpierw uniosła brwi, prychając cicho. Potem… zamarła. Nie spodziewała się takiego gestu. Może nie, że nie spodziewała się typowych włoskich dotykalskości – po prostu nie spodziewała się jej teraz. I nie od Ernesta.
Jej reakcja też była nietypowa, wręcz śmieszna dla niej samej. Nie wiedziała, jak ma się z tym czuć i sam fakt, że się nad tym zastanawiała trochę ją alarmował. Dlatego ukryła się od razu za maską, przybierając rozbawiony wyraz twarzy. Wprawy trochę miała, więc nie musiała się o to martwić.
Czy ja wyglądam jak ta babeczka, którą ci dałam? Skoro jestem taka słodka? — nacisk na to jedno słowo sprawił, że faktycznie poczuła rozbawienie, choć niewielkie. Wystarczyło jednak, by sprytnie odeprzeć drobny przytyk za pomocą słów. W nich była cholernie dobra. I w sumie w czynach też.
Dlatego, po krótkiej chwili, odsunęła się twarzą tak, by jednocześnie wyswobodzić się z dotyku Salvatore’a. Tak naturalnie, jak tylko się dało to zrobić.
Na pewno? — zapytała, przenosząc spojrzenie z powrotem na Ernesta, jakby wcale nie czuła się niekomfortowo parę sekund wcześniej. Dość szybko to uczucie znikało, gdy już nie znajdowała się w poprzedniej pozycji. — Jak chcesz… Mogę coś poszperać. — rzuciła mu propozycję, ale jednocześnie wzruszyła ramionami. Nie chodziło jej nawet o to, czy chciała się poświęcać i znowu odzywać do tej przyjaciółki, która zdradziła własnego męża. Bardziej było to coś na zasadzie "czy na pewno jesteś gotowy?". Dlatego nie dała pełnej odpowiedzi, przekazując mu znowu pałeczkę.

ernest salvatore
33 y/o, 182 cm
mamma mia chef i właściciel Archeo
Awatar użytkownika
mnie nie wkurwiaj
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Mieli na tę sytuację zupełnie różne perspektywy i nie było się co dziwić zupełnie, że Ernest podchodził do tych odwiedzin bardzo nieufnie. Wolałby się przekonać, że jego teoria o tym, że przyszła tutaj skorzystać z okazji, że się zwolnił była słuszna, a nie ta o tym, że szpiegowała dla Meredith.
Oczywiście istniała bardzo realna opcja, że przyszła z troski nie mając żadnych ukrytych planów, ale to było widocznie za trudne do pojęcia dla niego na ten moment.
On się wychował na operach, poziom dramatyzmu musiał się w jego życiu zgadzać, bo jeśli nie będzie to sam będzie musiał nakręcić jakąś dramę. A szczerze mówiąc nie było o to trudno pracując w sektorze gastronomii.
Docenił, że babeczki upiekła sama i w końcu sięgnął po jedną z nich, zastanawiając się, czy Sylvie jego dłoń odtrąci czy nie i nawet nie był bardzo zaskoczony tym, że nie zrobiła tego od razu. Miała w jego oczach taką aurę kobiety, którą łatwo będzie sobie owinąć wokół palca.
Wciąż nie rozjaśniało mu to nijak jej intencji, bo mogła się po prostu do sytuacji adaptować, albo zwyczajnie nie wiedziała jak reagować.
I och. Nie powiedział, że była słodka, tylko, że jej propozycja taka jest. Świadoma czy nie kierunku w jakim poprowadziła tę rozmowę, sprawiła, że teraz to on się uśmiechnął. I nawet się w język ugryzł, a robił to rzadko, żeby nie powiedzieć, że poziom jej słodyczy żeby ocenić musiałby najpierw spróbować. Nie wypada przecież, skoro przyszła tu pytać jak się czuł ze swoim sercem złamanym.
Chociaż aktor z niego marny nawet nie próbował maskować sposobu, w jaki na nią spojrzał w końcu wgryzając się w tę babeczkę, absolutnie ani granic dobrego smaku ani taktu nie szanując, bo takim był okropnym człowiekiem, w bardzo trudnym stanie, który nie pomagał. Mógł sobie uważać, że wszystko było w porządku (z nim absolutnie nic), skoro już postanowił, że na nogi staje, ale to tak nie działa.
Inna sprawa, że Sylvie absolutnie nie zasługiwała na takie traktowanie, ale on miał jedyną, w swoim mniemaniu słuszną perspektywę, własną, której nigdy nie puszczał.
Może taki rozpad wieloletniego małżeństwa to za mały policzek.
Pokręcił głową kiedy ostatni kęs muffinki już do ust wepchnął, faktycznie, była słodka. Ciekawe czy z myślą o nim je piekła, czy najpierw zamknęła drzwiczki z piekarnika, dopiero potem zastanawiając się nad odwiedzinami.
No, no, no. – Upił jeszcze łyk wina mrużąc lekko oko na zderzenie cierpkości ze słodyczą, cała ta sytuacja miała taki smak. Słodki gest ze strony Sylvie i pytania o jego samopoczucie.
Nie zaprzątaj sobie tym głowy. – Ale wiedział, czym mogła, nim na przykład. Ale powoli, sieci nie mógł tak od razu zarzucić, bo się okaże zaraz, że w tę jej wpadł, jeśli jego delulu teoria okaże się prawdziwa.
Dziękuję. – Już abstrahując od słodkości i obrzydliwości skinął głową, nie za babeczki dziękuję tylko ogólnie za wizytę.
Jesteś głodna? – Nie przyjmie przeczącej odpowiedzi, więc po prostu odsunął się od blatu ruszając w stronę łazienki, żeby coś na szybko przygotować.

Sylvie Hayward
ODPOWIEDZ

Wróć do „#110”