30 y/o, 192 cm
lekarz specjalista medycyny ratunkowej | Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Tak, to też było igranie z ogniem i Lily doskonale miała tego świadomość. Widać to było w jego oczach, które wbijały się w nią intensywnie, gdy jego dłoń nieśpiesznie przesuwała się z jej talii przez kręgosłup, lędźwie, aż docierając do jej pośladków. Robiło się niebezpiecznie – nawet bardzo – co sama mogła po chwili wyraźnie poczuć, gdy jego palce zacisnęły się mocniej na jej ciele. Skoro już pozwalała mu na tak wiele – a przewidywała jeszcze więcej – to musiała być gotowa, że Johnny w końcu zacznie realizować plan pod kryptonimem stół bilardowy.

— Jesteś... okrutna — podsumował ją Hargrove, nie spuszczając z niej swojego spojrzenia do końca piosenki. Gdy Lilah zaproponowała udanie się po drinki, John wrócił do swojego poprzedniego miejsca, jednocześnie wyciągając swój telefon i przeglądając najważniejsze wiadomości. Robił to bardzo często, lubił być na bieżąco – zwłaszcza z tym, co działo się w samym Toronto, bo jako lekarz SORu, nie znał dnia ani godziny, gdy wydarzy się coś tak ogromnego, że nagle wszyscy będą potrzebni na miejscu.

Schował telefon i wybił ciemnymi ślepiami w kierunku baru, bo Lily zbyt długo schodziło się z tymi drinkami... Peter. On miał być jego dzisiejszym źdźbłem w oku. Wyraz twarzy brunetki wskazywał na jawne niezadowolenie, co oznaczało, że jej kontrola tej sytuacji nie była już taka pewna i pełna. Jeszcze nie reagował. John był świadom swojej z a b o r c z o ś c i w stosunku do Lilah oraz iż ona sama w sobie jej nie odpowiadała – przecież nie chciała jego opieki, prawda? – więc wstrzymał się, obserwując uważnie rozwój sytuacji...

Jednak wymuszenie kontaktu fizycznego – którego Alexandre widocznie sobie nie życzyła – było złamaniem zasad, które wymagały jego interwencji. John pojawił się tuż przy Peterze i Lily w mgnieniu oka. Pochwycił łapę Petera i pewnym ruchem zabrał ją z talii dziewczyny – nie agresywnie, ale jednoznacznie. — Peter, ona powiedziała nie zabrzmiał stanowczo, wbijając swoje zdecydowane spojrzenie w mężczyznę i wchodząc pomiędzy ich dwójkę.

— Nie jesteśmy na SORze, żebyś mógł tu sobie rozstawiać ludzi po kątach — odpowiedział Peter. Był już widocznie wstawiony, nie pijany, ale jego moralność mogła ulec rozpłynięciu się wskutek krążącego w jego żyłach alkoholu.

John wcale nie chciał robić scen, ale wcale nie podobała mu się ta odzywka i fakt, że Peter wcale nie miał zamiaru się wycofać, bo najwidoczniej nie widział nic nieodpowiedniego w swoim wcześniejszym zachowaniu. Hargrove był już wyraźnie zdenerwowany, co objawiało się widocznym napięciem na jego twarzy i mocno zaciśniętych szczękach.

— Spróbuj ją dotknąć jeszcze raz, a rozmowa skończy się inaczej niż tylko na plamie — zasugerował mu grzecznie, dając tym samym znak, że to ostatni moment, żeby Peter bezpiecznie się wycofał, bo w przeciwnym wypadku... sam wkrótce może potrzebować pomocy ortopedy. Chociaż John nie zrobił jeszcze nic agresywnego, to jednak brzmiał wystarczająco poważnie, żeby nawet zaćmiony umysł Petera zrozumiał, że lepiej było się wycofać. Nie wyglądał na zadowolonego, ale wykonał krok do tyłu, niejako kapitulując i wycofując się z konfliktu, który jeszcze nawet dobrze się nie zaczął. John odwrócił się przodem do Lilah.

— Masz talent. Pięć minut beze mnie i już ładujesz się w kłopoty... — zaczął mówić, jeszcze nie skończył, jednak było widać, że próbował wybrnąć z tej sytuacji, nie chciał podburzać napięcia, które i tak niepotrzebnie urosło do takich rozmiarów. Ale...

— Mała siksa — mruknął Peter, odchodząc od nich. Dosyć cicho, jednak nie na tyle, żeby ten komentarz nie dotarł do uszu Johna i Lily. Hargrove wydawał się niewzruszony, a jego wyraz twarzy zimny i srogi. Przez ułamki sekund wpatrywał się w twarz brunetki, jednak ten pozorny s p o k ó j nie oznaczał wcale nic dobrego. Nagle odwrócił się, pokonał odległość do Petera w dwóch krokach, złapał go za bark i przyciągnął mocno do siebie, jednocześnie odwracając go przodem do siebie, by od razu drugą ręką – a raczej pięścią – wymierzyć w jego mordę jeden, silny, dosadny cios, który momentalnie położył ortopedę na parkiecie.

Ludzie dookoła się wzburzyli, odskakując na bok, a Peter jęknął coś niezrozumiałego. John górował nad nim, patrząc się na niego niepochlebnie i ponownie, dynamicznie wyciągnął łapę w jego kierunku – co momentalnie wywołało niemal babskie piśnięcie ortopedy – jednak tym razem John tylko złapał go za koszulę, by podnieść jego tułów jakieś trzydzieści centymetrów w górę.

— Ostrzegałem — powiedział, cisnął nim o podłogę, schował dłonie do kieszeni spodni, odwrócił się i wrócił do całej sprawczyni tego małego zajścia, zupełnie nie zwracając uwagi na towarzyszące mu szepty.

— Niech zgadnę. Nici ze stołu bilardowego...

Lilah Alexandre
johnny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
27 y/o, 169 cm
stewardessa w air canada
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Naprawdę wolałaby nie urządzać sceny. Wiedziała jednak, że przekreślił na to szanse moment, w którym jakiś pieprzony impuls nerwowy kazał jej podnieść rękę ze szklanką i wylać jej zawartość na ładną – zapewne drogą – koszulę Petera. Dokładnie w tym samym momencie u jej boku zmaterializował się Johnny, co było tylko spotęgowało to uczucie.
Pokój w tym momencie nie był opcją.
Może gdyby Peter po prostu skapitulował, odszedł godząc się z tym, że są jednak na tym świecie dziewczyny, które nie polecą na jego wygląd australijskiego surfera, trudny do zrozumienia akcent i ekscytujące historie o połamanych kościach. Ale widocznie do tego nie przywykł… i jego słowa zadzwoniły jej w uszach.
Nie było to coś, co mogło zrobić na niej jakiekolwiek wrażenie, ale wpatrując się w twarz Johnny’ego zauważyła dokładnie ten moment, w którym on zdecydował, że nie ma szans na uniknięcie scen. Jego spokój, kamienna twarz i ciemniejące tęczówki zapowiadały kłopoty, których wolałaby uniknąć – Proszę, nie – szepnęła, starając się złapać go za rękaw marynarki i powstrzymać przed konfrontacją, do której zmierzał. Przecież to nic takiego, naprawdę nie musiał bronić jej dobrego imienia… nie musiał robić nic, mogli po prostu wypić drinka i spróbować się jeszcze dobrze bawić.
Zasłoniła usta, gdy pięść Hargrove zderzyła się z dobrze zarysowaną szczęką Australijczyka, a tłum gości wydawał z siebie wymowny jęk. Obserwowała to jak w zwolnionym tempie… jakby oglądała scenę w filmie, a John był cholernie seksownym głównym jego bohaterem. I naprawdę nie potrafiła odpowiedzieć dlaczego w tym całym chaosie pomyślała akurat o tym.
Zdała sobie sprawę, że ciągle stoi ze szklankami w ręce… jedna była pusta, ale w drugiej ciągle była szkocka, więc niewiele myśląc po prostu wlała ją sobie do gardła. I tylko pokręciła głową, gdy przyjaciel do niej wrócił. Musiała przełknąć i musiała się zastanowić.
- Oh, nie… chętnie bym cię teraz przeleciała, Hargrove. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Ale obawiam się, że nie jesteśmy szczególnie mile widziani i najlepszym wyjściem byłoby opuszczenie tej imprezy… zanim przeze mnie popsujesz wszystkie swoje relacje zawodowe. – i cieszyła się, że raczej wszyscy skupili się na podnoszeniu Petera z ziemi, więc mogła mu to spokojnie powiedzieć. Spojrzała prosto w jego tęczówki i uśmiechnęła się przekornie – Jak dłoń? Weźmiesz lód stąd, czy wejdziemy do pierwszego lepszego spożywczego po drodze? – w końcu nie chciała mieć na sumieniu swojego ulubionego lekarza, bo ci zazwyczaj potrzebowali sprawnych dłoni.



John L. Hargrove
30 y/o, 192 cm
lekarz specjalista medycyny ratunkowej | Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Lily niestety miała rację. Lepiej było nie narażać się na większe nieprzyjemności, chociaż Johnny zakładał, że Peter raczej nie będzie próbował wyrównywać rachunku. Jednak zaraz mógłby pojawić się jakiś moralizator albo obrońca, który próbowałby wdać się w rozmowę na ten temat, a lepiej było już nie psuć sobie większej ilości powiązań zawodowych. Mimo to jej słowa wywołały na jego twarzy uśmiech zadowolenia, bo najcenniejszą informacją z tego całego komunikatu był fragment chętnie bym cię teraz przeleciała, Hargrove. Miód dla jego uszu. Było warto.

— Spadamy stąd. Im szybciej, tym lepiej — powiedział, zerkając na ludzi dookoła i skinął głową w kierunku wyjścia. Dla potrzeby demonstracji objął ją ramieniem, wychodząc z mieszkania. Zabrał swoją marynarkę, kluczyki i zaraz wędrowali do jego samochodu, którym tu przyjechali. Nie wypił aż tak dużo, żeby nie móc prowadzić. Przyjmijmy, że tak właśnie było.


─── · ✚ · ─── · ✚ · ─── · ✚ · ───


Nie mieli wcale dalekiej drogi do pokonania, ale po drodze zatrzymali się na najbliższej stacji benzynowej. John zabrał od niej zamówienie i udał się do sklepu, zostawiając ją w odpalonym samochodzie. Wrócił po niespełna pięciu minutach z niewielką reklamówką, którą wrzucił do środka, zanim jeszcze wsiadł. Ściągnął swoją marynarkę, która wylądowała na tylnym siedzeniu i zasiadł na miejscu kierowcy, zamykając za sobą drzwi. Od razu wyciągnął z reklamówki torebkę z lodem i przyłożył ją do lekko zaczerwienionej dłoni.

— Dobrze, że nie jestem chirurgiem. Wtedy mógłbym się martwić — skomentował, odciągając lód i przyglądając się swojej dłoni. Nie było tragedii, można powiedzieć, że nawet go nie bolało. Za duża adrenalina, żeby mógł skoncentrować się na czymś tak p r o w i z o r y c z n y m jak ból.

— Lubisz igrać z ogniem... — powiedział, nawiązując do słów, których już użył tego wieczora. — Tylko zapominasz, że jak tym ogniem nie jestem ja, to różnie może się dla ciebie skończyć — podsumował, unosząc do góry swoje karcące spojrzenie. W tamtej sytuacji nie było wątpliwości – Peter zachował się jak dupek, pierw przeciągając ją do siebie, a potem rzucając pod jej adresem oszczerstwem, ale... Lily sama wodziła ich na pokuszenie, przecież widział – i znosił to – wielokrotnie, a później kończyło się różnie.

Lilah Alexandre
johnny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
27 y/o, 169 cm
stewardessa w air canada
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Czy żałowała takiego rozwoju sytuacji? Trochę tak, ale głównie ze względu na Johnny’ego. Nie chciała mu robić problemów, a tak mogła się ta przygoda zakończyć. Tym bardziej, że wiedziała jakie to wszystko było niepotrzebne. No zupełnie niepotrzebne. Zaczynając od jego absurdalnej zazdrości, przez typa, który zdecydowanie nie potrafił utrzymać rąk przy sobie, a ego nie pozwalało mu przyjąć odmowy aż do zupełnie nieadekwatnej reakcji Johna na słowa typa ze środka. Jasne… doceniała, że stanął w jej obronie, naprawdę uważała, że to na swój sposób urocze, szlachetne, męskie, rycerskie i tak dalej, ale jednocześnie bardzo niepotrzebne. Po pierwsze nie była z chińskiej porcelany, żeby miało ją coś takiego zranić, a po drugie… to naprawdę nie było pierwsze męskie ego urażone przez Lily, żeby miała się nim martwić, nabrała doświadczenia!
Ewakuacja była jednak potrzebna i to natychmiastowa. Zresztą i tak już żadne z nich nie bawiłoby się tam dobrze. A w aucie każde z nich miało chociaż czas i szansę na przemyślenie tej absurdalnej sytuacji, w której się znaleźli.
Spojrzała na męską dłoń zanim przyłożył do niej lód. Może i nie było tragedii i dobrze, że nie był chirurgiem, ale i tak nie podobało jej się ta zaczerwieniona skóra. Świadczyła o tym jak wiele siły włożył w ten cios, jak bardzo wyprowadziło go to wszystko z równowagi, jak bardzo nad sobą w tamtym momencie nie panował.
Przez nią.
- Wiesz, że wystarczyło się nie wtrącać, prawda? – zaczęła dość ostrożnie, ale jednocześnie uważnie wpatrując się w męską twarz. Już chwilę wcześniej usiadła w fotelu pasażera tak, żeby siedzieć bardziej frontem do kierowcy niż kierunku jazdy – A już na pewno nie trzeba było rzucać się na niego z pięściami. – dodała i wyciągnęła rękę, żeby podał jej własną i pochwalił się tymi poobijanymi kostkami. Skrzywiła się i wymownie wywróciła oczami, a pod nosem wymamrotała coś, co brzmiało jak ”sam jesteś sobie winny”.
- Zdaję sobie sprawę, że i tak mi, nie wierzysz, ale wcale go nie prowokowałam. – nie zrobiła nic takiego, co mogłoby sprawić, że wyobraźnia Petera zaczęła działać na wyższych obrotach – Po prostu z nim rozmawiałam. Nie flirtowałam, nie obiecałam, że za dwa drinki obciągnę mu w toalecie albo że dam mu się zabrać do domu, bo ma tak fantastyczny akcent. Wiem, że trudno ci w to uwierzyć, Hargrove… ale naprawdę nie flirtuję z każdym facetem, z którym rozmawiam. – a już na pewno nie jak jestem z tobą… ale tego na głos nie powiedziała.



John L. Hargrove
30 y/o, 192 cm
lekarz specjalista medycyny ratunkowej | Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Hargrove widocznie skrzywił się na jej nieprzychylny komentarz. Absolutnie nie wydawał on się możliwy. Jak Lilah sobie to wyobrażała? Facet rzucał celowaną oblegą w jej stronę, ze świadomością, że on i inny dookoła ją usłyszą, a John miał odejść niewzruszony, kompletnie ignorując ten fakt. Tutaj nie chodziło o pokazanie swojej racji, siły czy wyższości, tylko pokazanie, że nie ma przyzwolenia na traktowanie Lily w tak umniejszający sposób.

— Czyli co... uważasz, że jakbym udał, że tego nie słyszę i po prostu sobie poszedł, to wtedy postąpiłbym lepiej? — popatrzył na nią z mieszanką niedowierzania i lekkiego zdenerwowania. Uczyniwszy tak, można byłoby zarzucić mu bezczynność. Sam wciągnął ją do tego środowiska, a gdy przyszło, co do czego, to nie był w stanie zagwarantować minimum zwanego szacunkiem i jeszcze nie zareagowałby w żaden sposób? — Przyszłaś tam ze mną. Niejako jestem odpowiedzialny za to, co tam się wydarzyło. Oszalałaś chyba, skoro myślisz, że mógłbym nie zareagować.

Gdy kończył mówić, brzmiał już niemal kpiąco, lecz mimo to wyciągnął swoją dłoń w jej kierunku. Naturalnie rozwiązanie siłowe nie było nigdy najlepszym, jednakże nie było także pierwszym, które Hargrove zastosował. Jasno, pewnie i dosadnie kazał ortopedzie spadać i więcej nie naprzykrzać się Lily. Gdyby ten po prostu odszedł, to nie byłoby tej całej sprawy, ale to on postanowił dorzucić jeszcze coś od siebie. Coś, co zwyczajnie nie miało szansy zostać przez niego zignorowane.

— Lily! — nie wytrzymał, nagle podnosząc swój głos. Starał się słuchać jej uważnie. Wcale nie skreślał od razu jej wersji wydarzeń, tylko... dobrze ją znał i wiedział, jaka potrafiła być, jak nieczysto grać wobec mężczyzn, więc odgórnie nie mógł mieć pewności, czy tym razem też postanowiła zabawić się naiwnym lekarzem, czy faktycznie tylko uprzejmie sobie z nim rozmawiała. Jednakże fragment o obciąganiu mu w toalecie był tak bezpośredni – i jawnie go gorszący – że nie wytrzymał. Wyjaśniając, nie sam fakt takiej czynności, tylko zobrazowanie sobie tego w rolach głównych z Lily i Peterem. — Czy musiałaś to tak konkretnie opisywać? Teraz będę miał te obrazy w głowie przez resztę wieczoru. I nie, nie dlatego że mnie to podnieca, tylko dlatego że wkurza mnie myśl, że... — zaczął mówić, i tłumaczyć się od razu, żeby czasem nie wyciągnęła z kontekstu jego wypowiedzi, to że był perwersem, który lubił wyobrażać sobie takie sceny z nią i KIMŚ INNYM, jednak nie dobiegł do końca, urwał, pozostawiając niedokończone zdanie, które mówiłoby o nim już zbyt wiele.

— Widziałem, jak na ciebie patrzył. I ty też to widziałaś, nie udawaj, że nie. Nie mówię, że go prowokowałaś czy flirtowałaś, ale faceci jak Peter nie potrzebują dużo zachęty, a ciebie kręci to, że ktoś się na ciebie napala, nawet jeżeli odgórnie wiesz, że nic z tego nie będzie — powiedział, wyjaśniając to całe studium przypadku, które miało miejsce w tamtym mieszkaniu i które przewijało już się wielokrotnie w jej życiu. Brzmiał na niezadowolonego, może nawet trochę szorstkiego, bo z zasady nie podobało mu się jej zachowanie, jednak wiedział, że nie miał na nie wielkiego wpływu, bo Lily po prostu taka była. Jednak to nie zmieniało faktu, że strasznie uwierały go takie sytuacje, które obserwował z boku i... w których sam czasem uczestniczył, bo nie dało się ukryć, że pomiędzy tymi słowami niosło się drugie p r z e s ł a n i e, bo Lily wobec niego zachowywała się niemal identycznie.

Lilah Alexandre
johnny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
27 y/o, 169 cm
stewardessa w air canada
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Jej brew powędrowała do góry i spojrzała na niego z wymownym wyrazem twarzy. Bo tak… poniekąd to właśnie sugerowała. Mógł puścić głupi komentarz głupiego człowieka mimo uszu, nie musiał prowadzić do eskalacji konfliktu, a już na pewno nie musiał się na niego rzucać z pięściami. Już wyrafinowana wiązanka słowna w kierunku Australijczyka byłaby lepsza niż to, co się stało.
Czy czuła się winna? Z jednej strony tak. Z drugiej…
Z drugiej mieli problem z postrzeganiem siebie, świata i przede wszystkim ich relacji. Ściągnęła mocniej brwi, napięła szczękę i przyglądała mu się przez moment w ciszy, mając nadzieję, że uda jej się powstrzymać własny wybuch. Bo nie był odpowiedzialny za to, co tam się wydarzyło, ale przede wszystkim nie był odpowiedzialny za nią, jej dobre imię i całą resztę. Prychnęła wymownie, przewracając oczami, mając nadzieję, że przyjaciel zrozumie jak bardzo się z nim w tej kwestii nie zgadzała. I o ile bardziej wolałaby, żeby na chwilę ogłuchł albo udawał, że ogłuchł. Mogliby wtedy uniknąć tej całej pogadanki, w której każde kolejne słowo sprawiało, że czuła jak się napina, jak nieprzyjemny dreszcz przechodzi wzdłuż jej kręgosłupa, a zmarszczka na czole staje się głębsza. Irytowała się. Z każdym kolejnym słowem Johnny’ego irytowała się coraz mocniej. Głównie dlatego, że… mówił prawdę.
A nikt nie lubi słuchać prawdy prosto w twarz i to jeszcze w tak ograniczonej przestrzeni jak ciasne wnętrze jego auta. Nie miała dokąd uciec, czuła się jak zwierzę zagonione w róg.
- Boże, Johnny… – jęknęła żałośnie, jeszcze mocniej obracając się w jego stronę – Tak. Masz rację. Jestem okrutna, zła i podła. Wykorzystuję tych biednych mężczyzn, którzy za bardzo lubią mi się patrzeć w dekolt. Bawię się nimi, wykorzystuję i porzucam. Najgorszy typ kobiety. – prychnęła i nawet na moment nie oderwała od niego spojrzenia – Mogę wykorzystywać albo dać się wykorzystać. Mogę się beznadziejnie zakochać, a później dać się porzucić, bo przecież to zawsze tak się kończy. Nie jestem materiałem na żonę, nie jestem kimś kogo przedstawiasz rodzicom, nie jestem wystarczająco interesująca, żeby chcieć mnie – a nie tylko to jak wyglądała albo że koniec końców można się z nią całkiem nieźle bawić. Przez chwilę. Nie była kimś, o kim myśli się w kategoriach wspólnej emerytury i doskonale o tym wiedziała. Czy było jej z tą myślą dobrze? Niekoniecznie, ale nie miała pomysłu jak to zmienić. Była wybrakowanym egzemplarzem.
Próbujesz mnie teraz umoralniać… a czym się od nich różnisz, Hargrove? Czy zanim impreza się dla nas skończyła myślałeś o czymś innym niż to, żeby przelecieć mnie na tym stole bilardowym albo w jakimkolwiek innym miejscu? Nie odrzuciła cię myśl, że zniżyłabym się do obciągania komuś w toalecie, bo przecież tak nie robią szanujące się dziewczyny, z którymi chcesz spędzisz resztę życia. Oburzyło cię, że miałabym to robić z kimś innym niż ty. – wycedziła to wszystko przez zęby, nawet na moment nie odrywając od niego spojrzenia. Możliwe, że była w tym momencie znowu odrobinę niesprawiedliwa, ale musiała się bronić. To był ten moment, w którym przestraszone zwierzę dochodzi do wniosku, że najlepszą obroną jest atak.
Uwielbiała go. Był jej najlepszym przyjacielem. Lubiła nawet to, że ta relacja była tak skomplikowana i lądowali w łóżku dużo częściej niż powinni przyjaciele, bo lubiła z nim być. Ale jednocześnie szczerze nie znosiła jego moralizatorskiego tonu. Nie lubiła tego, że sprawiał wrażenie jakby był lepszy od niej.



John L. Hargrove
30 y/o, 192 cm
lekarz specjalista medycyny ratunkowej | Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Johnny szczerze uważał, że postąpił właściwie. Niekoniecznie dobrze, bo siłowy odruch nigdy nie powinien być rozwiązaniem, jednakże sam fakt reakcji na tamte słowa odbierał jako odpowiednie posunięcie. Już nawet nie chodziło o jego własne poczucie odpowiedzialności za Lily ani nawet o to, że znaleźli się na imprezie z jego otoczenia, tylko zwyczajnie o pewne zasady, które były nadrzędne i których łamać nie należało.

Hargrove był świadomy, że jego reakcja mogła być bardziej stonowana, ale wciąż uważał, że nie miał prawa pozostawić jej wtedy samej. Jego słowa nie miały na celu umoralniać jej zachowania, tylko raczej uświadomić ją – co przecież starał się robić wielokrotnie – że jej sposób zachowywania się, przedstawianie samej siebie w konkretnym świetle i pogrywania sobie z facetami, sprawiał, że oni odbierali ją w dany sposób. A jej to do pewnego momentu zazwyczaj odpowiadało. Inaczej nie powtarzałaby tych samych zachowań w kółko niemal odkąd ją znał.

W jego odczuciu Lily nie odbierała jego słów jako próby wytłumaczenia tej całej koncepcji, w której centrum stała, tylko przyjęła jego słowa bardzo personalnie, łapiąc się fragmentów jego wypowiedzi i własnymi słowami budując obraz dziewczyny... której nie dało się lubić. Gdy mówiła w ten sposób o sobie, to faktycznie nie brzmiało to najlepiej. Tylko czy taka była rzeczywistość? John zaczynał krzywić się coraz bardziej, z każdym jej kolejnym słowem. Widać było po jego mimice, że nie podobają mi się jej wypowiedzi, ale milczał. Pozwolił jej skończyć i wyrzucić z siebie wszystko, co miała mu do przekazania. Lily była tak pewna i przekonująca w swoich słowach, że gdyby jej nie znał, to naprawdę byłby w stanie w to wszystko uwierzyć. Jednak nie tutaj leżał problem, pytanie brzmiało, czy ona naprawdę tak myślała? John wiedział, że jej reakcja nie wynikała ze złej woli, tylko z faktu, że interpretowała jego słowa przez własne doświadczenia. On jednak mówił w oderwaniu od emocji – próbował tłumaczyć mechanizm, nie oceniać jej samej.

— Jeśli naprawdę wierzysz w te słowa, to gratuluję, zrobiłaś kawał dobrej roboty w przekonywaniu samej siebie. Brzmi to jak rola, którą powtarzałaś tyle razy, że aż zaczęłaś w nią wierzyć. Ale wiesz co? — zapytał, przerywając na moment i intensywniej, wbijając w nią swoje spojrzenie. Zacisnął mocno usta. Nie chciał jej ranić ani wbijać szpil, raczej zmusić do zatrzymania się nad tym, co mówiła o sobie. W jego rozumieniu to była różnica między krytyką a próbą pokazania jej innej perspektywy. — To nie moja sprawa. Nie zamierzam cię niańczyć ani prostować twoich myśli. Jeśli koniecznie chcesz się stawiać w roli „wybrakowanego egzemplarza”, to proszę bardzo. Tylko nie oczekuj, że ktoś będzie ci bił brawo za takie przedstawienie — dokończył i zamilkł. Nie podobało mu się to, jak Lily o sobie mówiła, jednak skoro ona sama była tak mocno przekonana, to chyba nie on powinien przekonywać ją, że było inaczej? Już wcześniej powiedział jej, co myślał i dlaczego zachował się w konkretny sposób, co całkowicie odwróciła na jego niekorzyść, zrobiła z tego jego winę. Drugim razem nie miał zamiaru popełnić tego samego błędu.

— Niby „szanujące się dziewczyny” tego nie robią, a jednak dziwnym trafem wszyscy o tym wiedzą i wszyscy to praktykują. Nie mam nic przeciwko samemu aktowi – wręcz przeciwnie – tylko są osoby, z którymi zwyczajnie nie chcę wiązać takich obrazów. Ty jesteś jedną z nich. I to nie jest komplement ani obelga. Po prostu fakt — dopowiedział, odnosząc się jeszcze do tamtej nieprzyjemnej wizji i jego reakcji. Johnny nie miał zamiaru udawać świętego, całościowo wcale nie odrzucały go takie wizje, a wręcz można było powiedzieć, że sam lubił takie zabawy, ale... mógł nie chcieć wyobrażać sobie jej w takich okolicznościach, prawda? Tak samo, jak nie chciałby wyobrażać sobie Stevie czy koleżanki z pracy? Z każdą z nich łączyła go bardzo konkretna relacja, w której nie było miejsca na wyobrażenia erotyczne z innymi mężczyznami. Wydawało mu się to proste i logiczne, a potrzeba tłumaczenia tego – zupełnie zbędna. W jego głowie całość układała się w spójny obraz, który można było sprowadzić do prostych zależności. Właśnie dlatego mówił spokojnie – to nie była osobista krytyka, lecz próba ujęcia sprawy w logiczne ramy.

Lilah Alexandre
johnny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
27 y/o, 169 cm
stewardessa w air canada
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Zawsze brała jego słowa bardzo personalnie. Był jedną z nielicznych osób na tym świecie, której zdanie, czy opinia… miały dla niej znaczenie i trafiały prosto w jej serduszko. A że przy okazji miała tendencję do n a d i n t e r p r e t a c j i i dramatyzowania w najmniej odpowiednich momentach? Że się unosiła? Była emocjonalna w kwestiach, w których emocjonalna być nie powinna? Że denerwowała się zdecydowanie zbyt łatwo? To już zupełnie inne kwestie. Bo była pogubiona… nie trzeba było być szczególnie rozgarniętym, żeby to zauważyć – nawet ona to wiedziała. Była pogubiona, nie wszystko w swoim życiu rozumiała i nie zawsze potrafiła znaleźć logiczne rozwiązania. Ba! Logika nie była jej najmocniejszą stroną.
I teraz zrobiła dokładnie to samo. Dramatyzowała.
- Nie zamierzasz mnie niańczyć. – powtórzyła za nim, łapiąc się słówka i myśli, która przecież rozpętała całą tą burzę. Bo jeśli nie zamierzał jej niańczyć to dlaczego denerwował się o Australijczyka? Dlaczego uważał, że to nie był facet dla niej? Dlaczego odrzucało go, że mogłaby zrobić z nim cokolwiek? Prychnęła, kręcąc głową z lekkim niedowierzaniem. Nie mówiąc o tym, że jego spokój i próba racjonalizowania wszystkiego działała jej na nerwy. Irytowała ją.
Chyba wolałaby w tym momencie wybuchającego Johna. Albo żartującego Johna. Raniącego ją Johna, którego mogłaby nienawidzić przez najbliższe trzy dni (ewentualnie dwadzieścia cztery godziny). Albo… jakiegokolwiek innego, tylko nie tak porządnego. Był dobry. Był facetem, którego chciałaby każda dziewczyna. Był facetem, którego chciało się przedstawić zarówno znajomym jak i rodzinie. Był facetem, do którego chciałoby się wracać po pracy.
Tylko nie był facetem dla niej.
- Nie chcesz wiązać takich obrazów ze mną… ale nie oburza cię sam akt. – zacisnęła wargi, wpatrując się w niego intensywnie. Jakaś część jej chciała to zakończyć, ale diabełek na ramieniu podpowiadał, żeby kontynuowała… żeby teraz to ona zagoniła go w róg, żeby przyznał, że chodzi tylko o takie obrazy z innym mężczyzną – Aż kusi pociągnąć to dalej - nie chciała jednak zniżać się do tego poziomu, nie chciała się dalej poniżać. Z każdą kolejną sekundą coraz mocniej docierało, że może faktycznie właśnie zrobiła przedstawienie.
Skapitulowała. I to było po niej widać.
Twarz jej się rozluźniła, cała się zresztą rozluźniła, spojrzenie złagodniało, głębiej zapadła się w fotelu i wreszcie odwróciła od niego wzrok. Czuła się jak idiotka. Sięgnęła więc po telefon - Chyba lepiej będzie jak zamówię sobie ubera do domu.



John L. Hargrove
30 y/o, 192 cm
lekarz specjalista medycyny ratunkowej | Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Johnny był jaki był – tak można było podsumować jego całą osobę. Jednakże powiedzenie, że był zły spłaszczałoby jego osobę. On czasem nawet jak miał dobre intencje, to nie potrafił przekazać tego w najwłaściwszy sposób. Czasem oczywiście miewał też złe. Czasem okazywało się, że mógł zareagować lepiej – chociażby wspierająco, a on wybierał wylanie zimnego kubła wody. Bo tak on zawsze był traktowany. Chowany najbardziej twardą ręką, musiał spełniać konkretne oczekiwania, nie było miejsca na słabości – nimi samymi się brzydził, bo przecież nie należało ich okazywać.

— Kurwa mać! Lily! — podniósł głos, nagle i bez ostrzeżenia, jakby chciał przywołać ją do porządku, bo sam już tracił grunt pod nogami. Ona teraz wycofywała się i uciekała, zachowywała się tak, jak... zupełnie nie ona. Alexandre była pewna siebie i zdeterminowana, więc co takiego zaszło po drodze, że zaczęła uciekać i zamykać się w sobie? Co poza wypowiedzeniem kilku słów prawdy?

— Widzisz? Widzisz, co się dzieje? Próbuję ci wytłumaczyć jedną rzecz, a ty robisz z tego całe przedstawienie o tym, jaka jesteś okropna. A potem uciekasz. Jak próbuję cię bronić, to jest niedobrze, jak próbuje ci coś wytłumaczyć o twoim zachowaniu, to jest jeszcze gorzej! — nadal adrenalina działała na niego, nadal był podburzony, ale już nie krzyczał. Aczkolwiek jej wycofanie się teraz w ogóle nie wchodziło w grę. Nieważne, że siedzieli w jego samochodzie i nawet za bardzo nie miała wyboru. Jasne, mogła sobie wezwać tego ubera, ale... musiałaby mieć jak. A to nie było możliwe, bo łapa Johna zaraz wysunęła się do przodu i zabrała jej telefon, licząc, że przynajmniej wtedy Lily postanowi zwrócić na niego uwagę, a nie brać sobie z jego wypowiedzi, co jej pasowało i budować wokół tego teorie spiskowe.

— Jak mam z tobą gadać, żebyś nie uciekała? — zapytał dosadnie, wpatrując się swoim ciemnym spojrzeniem w jej oczy i wręcz wymagając od niej udzielenia odpowiedzi na pytanie. Jego puls wciąż był przyśpieszony, adrenalinę miał we krwi, ale teraz oprócz frustracji czuł też coś innego – coś, co przypominało b e z s i l n o ś ć. Bo jak można było dotrzeć do osoby, która w momencie konfrontacji robiła z siebie ofiarę? Jak można było wyjaśnić swoje intencje komuś, kto z góry zakładał najgorsze? Johnny nie miał pojęcia, ale wiedział jedno – tym razem nie pozwoli jej po prostu wyjść i zostawić wszystko niedopowiedziane.

Lilah Alexandre
johnny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
27 y/o, 169 cm
stewardessa w air canada
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Znała go przecież. Przez lata zdążyła go poznać i przede wszystkim zdążyła się poznać na nim. Wiedziała, na co może liczyć i jakiej reakcji się po nim spodziewać. A mimo wszystko… mimo wszystko siedzieli teraz tutaj w tym całym emocjonalnym bałaganie, którego można było bardzo łatwo uniknąć. Tak łatwo…
Tylko, że Lilah chyba nie umiała w łatwo. Zawsze podświadomie wybierała te opcje, które wszystko utrudniały. Nie mogła iść ścieżką rodzinnej kariery, musiała zrobić coś po swojemu. Nie mogła nawet wybrać czegoś bardziej przyzwoitego, czegoś bardziej na miejscu. Nie mogła też wybrać odpowiedniego partnera, zaręczyć się i wyjść dobrze za mąż. Nie mogła cieszyć się spokojnym, poukładanym życiem. I koniec końców musiała skomplikować nawet coś takiego jak przyjaźń z Hargrove.
Drgnęła wyraźnie, gdy podniósł na nią głos. Ściągnęła mocniej brwi i wbiła w niego uważne spojrzenie. I wspinała się na wyżyny swojej samodyscypliny, żeby nie odpyskować mu tekstem, który nadawałby się na pyskówkę szesnastolatki ze starszym bratem. Zagryzła zęby, nie powiedziała nic i jedynie próbowała wyrwać mu swój telefon, gdy po niego sięgnął. W pierwszej chwili chciała go zabrać z zasięgu jego rąk, ale jednak udało mu się go przechwycić, a jej zmarszczka na czole jeszcze się pogłębiła.
Wpatrywała się w niego intensywnie. Przesunęła spojrzeniem od jego ciemnych tęczówek do warg i z powrotem. Dlaczego o tym pomyślała? Dlaczego w takim momencie pomyślała o czymś tak idiotycznym jak to, że najchętniej by go pocałowała. Wtedy nie musiałby z nią rozmawiać, a ona nie musiałaby z nim rozmawiać. Czy nie byłoby to rozwiązanie połowy ich dzisiejszych problemów? Za dużo słów, które nigdy nie powinny paść – zaczynając od tych na imprezie w kierunku Australijczyka. I o Australijczyku. I o tym jaka była. I co robiła. I jaki był on…
Tak, zdecydowanie lepiej byłoby nie rozmawiać. I aż dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa, gdy o tym pomyślała.
Tylko, że to nie było jedyne rozwiązanie… było też drugie.
- Byłoby ci dużo łatwiej, gdybyś pozwolił mi uciec. I nie dał nigdy wrócić. – rzuciła cicho, znacznie ciszej i dużo łagodniej niż przed chwilą. Bez tej wielkiej dramaturgii i chociaż nie było w tym nic przyjemnego – było to szczere. I łamało jej serce na tysiąc kawałków, bo wiedziała, że naprawdę byłoby im tak łatwiej. Bez tych ciągłych kłótni, bez niepotrzebnej zazdrości i tej skomplikowanej sytuacji, w której się nieustannie przyciągali i odpychali. Albo robiła to tylko ona – Chociaż jednocześnie wcale nie chcę, żebyś to robił. – pozwalał jej odejść – Oddaj mi telefon, proszę… my na tej małej przestrzeni i z niepotrzebnymi emocjami, nie wyjdzie z tego nic dobrego, Johnny.


John L. Hargrove
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Kanadzie”