-
it's complicated, dude.nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/jejpostaćautor
Z Lucasa to harcerz był jak z koziej dupy trąba, ale skoro nikt z ekipy nie kwapił się, żeby rozpalić ognisko, wstał w końcu jak na prawdziwego genetelmana przystało i z pętem w mordzie zabrał się za ustawianie drewna, które przyniósł Lawrence w stożek.
— No pewnie, że się częstuj, są na kocu — kiwnął przyjacielowi w miejsce, gdzie jeszcze chwile temu wygodnie siedział (przez całe dwie minuty!) i dostawił kolejne dwa kawałki drewna. — Mi casa, su casa, no czy jakoś tak — machnął ręką, bo w powiedzenia też nie był za dobry. Pomiędzy większe kawałki wcisnął drobne gałązki i rozejrzał się za podpałką.
— A mamy jakąś podpałkę? — zerknął po twarzach znajomych, którzy już w najlepsze łoili wszelki alkohol, a przecież każdy wiedział, że zanim zacznie się pić, trzeba było rozpalić ognisko. — Aha, to sam sobie znajdę — złapał za torbę, w której było dosłownie wszystko i za razem nic, by finalnie wygrzebać z niej kawałek gazety, której chyba na dobrą sprawę nigdy nie przeczytał, po czym zaczął niezdarnie rozdzierać ja na kawałki. Bo tak się chyba robiło nie? Trzeba było czymś zająć ogień, papier palił się super… no i chyba tyle wystarczyło.
— Law, kopsnij zapalniczkę — poprosił kumpla, który zdążył odpalić sobie fajkę i raz dwa złapał w powietrzu urządzenie. Podpalił co trzeba, papier zapłonął, gałązki też zajęły się ogniem i ku SZCZERYM ZDZIWIENIU Lucasa, to faktycznie wyszło. Ognisko zapłonęło.
— No kurwa — aż sobie sam zaklaskał i odebrał od Maddie butelkę z procentami. — Dej mnie to, należy mi się — upił kilka łyków, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie, bo chociaż często wlewał w siebie wysokoprocentowe trunki, jakoś nigdy nie przyzwyczaił się do obrzydliwie gorzkiego smaku. I w sumie chyba dobrze, bo gdyby wódka zaczęła mu smakować, to dopiero byłby problem.
— A przepraszam no jak sam alkohol — wyprostował się na pytanie Lennox. — Przecież Sabrina miała zielone załatwić.
Sabrina B. Larue Lawrence B. Osbourne Maddie Lennox
— No pewnie, że się częstuj, są na kocu — kiwnął przyjacielowi w miejsce, gdzie jeszcze chwile temu wygodnie siedział (przez całe dwie minuty!) i dostawił kolejne dwa kawałki drewna. — Mi casa, su casa, no czy jakoś tak — machnął ręką, bo w powiedzenia też nie był za dobry. Pomiędzy większe kawałki wcisnął drobne gałązki i rozejrzał się za podpałką.
— A mamy jakąś podpałkę? — zerknął po twarzach znajomych, którzy już w najlepsze łoili wszelki alkohol, a przecież każdy wiedział, że zanim zacznie się pić, trzeba było rozpalić ognisko. — Aha, to sam sobie znajdę — złapał za torbę, w której było dosłownie wszystko i za razem nic, by finalnie wygrzebać z niej kawałek gazety, której chyba na dobrą sprawę nigdy nie przeczytał, po czym zaczął niezdarnie rozdzierać ja na kawałki. Bo tak się chyba robiło nie? Trzeba było czymś zająć ogień, papier palił się super… no i chyba tyle wystarczyło.
— Law, kopsnij zapalniczkę — poprosił kumpla, który zdążył odpalić sobie fajkę i raz dwa złapał w powietrzu urządzenie. Podpalił co trzeba, papier zapłonął, gałązki też zajęły się ogniem i ku SZCZERYM ZDZIWIENIU Lucasa, to faktycznie wyszło. Ognisko zapłonęło.
— No kurwa — aż sobie sam zaklaskał i odebrał od Maddie butelkę z procentami. — Dej mnie to, należy mi się — upił kilka łyków, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie, bo chociaż często wlewał w siebie wysokoprocentowe trunki, jakoś nigdy nie przyzwyczaił się do obrzydliwie gorzkiego smaku. I w sumie chyba dobrze, bo gdyby wódka zaczęła mu smakować, to dopiero byłby problem.
— A przepraszam no jak sam alkohol — wyprostował się na pytanie Lennox. — Przecież Sabrina miała zielone załatwić.
Sabrina B. Larue Lawrence B. Osbourne Maddie Lennox
-
Młoda aktywistka malująca nielegalne murale. Strzeż się, bo przepowie Ci przyszłośćnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Maddie Lennox, Lawrence B. Osbourne, Lucas Miller
— Mógłbyś mi przestać to wypominać? Nie bądź palantem, Law — a jej usta ułożyły się w podkówkę. Oczywiście taką smutną, bo przecież nie wesołą. Za każdym razem gdy ktoś przypominał jej o leczeniu ADHD za pomocą amfetaminy, miała ochotę go wyrzucić z własnej głowy. Trudno było jej pojąć, w jaki dokładnie sposób powinna myśleć. Finalnie w głowie miała tyle myśli, że musiała znieczulać się alkoholem. Dlatego tak bardzo czekała, aż zacznie się prawdziwa impreza przy ognisku.
— Aye, sir! — zasalutowała przed odbiorem butelki, a następnie pociągnęła z niej kilka porządnych łyków. Potrzebowała tej chwili relaksu. Byle przestać myśleć o innych ludziach. — to podaję dalej — pierwsze podanie poszło w stronę Maddie. Panie w końcu miały pierwszeństwo i nie dało się temu zaprzeczać. Larue uśmiechnęła się szeroko. Patrząc w palące się ognisko. Może po słabym kawale na nowo będzie w stanie zaufać Lucasowi? Przynajmniej zadowolona mogła wpatrywać się w tańczące płomienie i spoglądać na ulatujący dym.
— Nie patrzcie na mnie, jakbym była dealerem... — stwierdziła, unosząc ręce do góry. Nad jej głową mogłaby się pojawić aureolką. Wtedy sięgnęła po torebkę. Jej przygotowanie było oczywiste, wszystko miała dopięty na ostatni guzik — kupiłam dwie paczki, jedną jednorazówkę, a od brata wzięłam rzeczy na blanta — wyrzucała wszystko na kocyk i zaśmiała się jeszcze uroczo — ma mieć bachora, więc nie są mu już potrzebne — bo choć uwielbiała Bo, nie miała względem niego żadnej litości. Zabrała wszystko od niego z domu. Skoro chciał zostać panem odpowiedzialnym, niech nim będzie dalej.
Bez zioła.
— Mógłbyś mi przestać to wypominać? Nie bądź palantem, Law — a jej usta ułożyły się w podkówkę. Oczywiście taką smutną, bo przecież nie wesołą. Za każdym razem gdy ktoś przypominał jej o leczeniu ADHD za pomocą amfetaminy, miała ochotę go wyrzucić z własnej głowy. Trudno było jej pojąć, w jaki dokładnie sposób powinna myśleć. Finalnie w głowie miała tyle myśli, że musiała znieczulać się alkoholem. Dlatego tak bardzo czekała, aż zacznie się prawdziwa impreza przy ognisku.
— Aye, sir! — zasalutowała przed odbiorem butelki, a następnie pociągnęła z niej kilka porządnych łyków. Potrzebowała tej chwili relaksu. Byle przestać myśleć o innych ludziach. — to podaję dalej — pierwsze podanie poszło w stronę Maddie. Panie w końcu miały pierwszeństwo i nie dało się temu zaprzeczać. Larue uśmiechnęła się szeroko. Patrząc w palące się ognisko. Może po słabym kawale na nowo będzie w stanie zaufać Lucasowi? Przynajmniej zadowolona mogła wpatrywać się w tańczące płomienie i spoglądać na ulatujący dym.
— Nie patrzcie na mnie, jakbym była dealerem... — stwierdziła, unosząc ręce do góry. Nad jej głową mogłaby się pojawić aureolką. Wtedy sięgnęła po torebkę. Jej przygotowanie było oczywiste, wszystko miała dopięty na ostatni guzik — kupiłam dwie paczki, jedną jednorazówkę, a od brata wzięłam rzeczy na blanta — wyrzucała wszystko na kocyk i zaśmiała się jeszcze uroczo — ma mieć bachora, więc nie są mu już potrzebne — bo choć uwielbiała Bo, nie miała względem niego żadnej litości. Zabrała wszystko od niego z domu. Skoro chciał zostać panem odpowiedzialnym, niech nim będzie dalej.
Bez zioła.
gall anonim
Płonąca planeta
-
najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukęnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor
- Ale ja dzisiaj wracam uberem Mads, bo zamierzam się ochlać - powiedział do blondynki ze smutną minką, może i Lawrence nie był za bardzo odpowiedzialny, ale jednak nie wsiadłby na motocykl pod wpływem mocniejszego alkoholu, życie było mu jeszcze miłe - ale jutro mogę Cię zabrać na przejażdżkę - puścił do niej oczko, bo Lawrence znał Maddie, wiedział, że jest szalona, na pewno by się dobrze na takiej przejażdżce bawili, wiatr we włosach i te sprawy.
Na słowa Lucasa to poczęstował się od niego fajką, chwilę walczyły w nim te dwa wilki, jeden chciał leżeć na kocu i palić, a drugi... mógł leżeć na piachu i palić. Ale w końcu wstał z miejsca i poszedł po jakieś drewno. Na pytanie Lucasa uniósł obie brwi.
- I miotacz płomieni - bo Law nie pomyślał, że za podpałkę mogą służyć gazety, zresztą... swoich szkicowników by nie oddał. Ale zapalniczkę rzucił od razu.
- Łap - zaciągnął się papierosem i nawet w międzyczasie udało mu się przyciągnąć jakieś większe gałęzie, chociaż zrobił to z miną taką, jakby szedł na jakieś skazanie. Butelka krążyła, a Lawrence oczywiście dostał ją na końcu, ale czuł trochę, że robili to z premedytacją, bo on zawsze jak dostawał flaszkę to mu się zbierało na gadanie. Tym razem nie było inaczej...
- A pamiętacie jak mieliśmy po osiemnaście lat i Sabrina załatwiła pierwszego skręta, a potem się okazało, że brat dał jej szałwie w tej samarce - westchnął sobie na te wspomnienia, wiadomo, że nie wszyscy mieli osiemnaście lat, bo byli w różnym wieku, ale jedno z nich wtedy miało tyle na pewno, w końcu upił dwa większe łyki i podał butelkę dalej, a potem sięgnął do swojej zdezelowanej paczki po fajkach - weźcie tego, tylko uwaga to jest UPIERDALACZ, możecie mieć po nim głupawkę - jak się studiuje medycynę, to ma się dostęp do różnych rzeczy, Lawrence nie był wcale wyjątkiem. Chociaż teraz w prosektorium to najlepszy dostęp miał chyba do formaliny, albo jakiś aldehydów.
- Ej w ogóle obczajcie to, zmieniam specjalizację - wypalił nagle, bo mu się przypomniało i musiał się im pochwalić, a potem to może kompletnie o tym zapomnieć.
Maddie Lennox Sabrina B. Larue Lucas Miller
Na słowa Lucasa to poczęstował się od niego fajką, chwilę walczyły w nim te dwa wilki, jeden chciał leżeć na kocu i palić, a drugi... mógł leżeć na piachu i palić. Ale w końcu wstał z miejsca i poszedł po jakieś drewno. Na pytanie Lucasa uniósł obie brwi.
- I miotacz płomieni - bo Law nie pomyślał, że za podpałkę mogą służyć gazety, zresztą... swoich szkicowników by nie oddał. Ale zapalniczkę rzucił od razu.
- Łap - zaciągnął się papierosem i nawet w międzyczasie udało mu się przyciągnąć jakieś większe gałęzie, chociaż zrobił to z miną taką, jakby szedł na jakieś skazanie. Butelka krążyła, a Lawrence oczywiście dostał ją na końcu, ale czuł trochę, że robili to z premedytacją, bo on zawsze jak dostawał flaszkę to mu się zbierało na gadanie. Tym razem nie było inaczej...
- A pamiętacie jak mieliśmy po osiemnaście lat i Sabrina załatwiła pierwszego skręta, a potem się okazało, że brat dał jej szałwie w tej samarce - westchnął sobie na te wspomnienia, wiadomo, że nie wszyscy mieli osiemnaście lat, bo byli w różnym wieku, ale jedno z nich wtedy miało tyle na pewno, w końcu upił dwa większe łyki i podał butelkę dalej, a potem sięgnął do swojej zdezelowanej paczki po fajkach - weźcie tego, tylko uwaga to jest UPIERDALACZ, możecie mieć po nim głupawkę - jak się studiuje medycynę, to ma się dostęp do różnych rzeczy, Lawrence nie był wcale wyjątkiem. Chociaż teraz w prosektorium to najlepszy dostęp miał chyba do formaliny, albo jakiś aldehydów.
- Ej w ogóle obczajcie to, zmieniam specjalizację - wypalił nagle, bo mu się przypomniało i musiał się im pochwalić, a potem to może kompletnie o tym zapomnieć.
Maddie Lennox Sabrina B. Larue Lucas Miller