25 y/o, 191 cm
stażysta od trupów, serio
Awatar użytkownika
najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukę
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
postać
autor

Kiedy Lawrence szedł tutaj po Pomidora to spodziewał się, że to będzie powtórka z ich ostatniego spotkania. Że wróci do siebie jeszcze bardziej zdołowany i znowu będzie sto tysięcy razy rysował w szkicownikach jej twarz.
A jednak coś się zmieniło. Nie wiedział jeszcze do końca, co, ale chyba nie za bardzo go to obchodziło. Bo teraz ważne było tylko to, że za nim tęskniła. A on za nią też.
Patrzył w jej oczy, bo z twarzy Cynthii niewiele dało się wyczytać, więc może z oczu? Tylko, że Lawrence tonął w nich za każdym razem, gdy w nie patrzył. Teraz też.
- A Ty surową prowadzącą, wiesz ilu moich kumpli robiło już sekcje, kiedy Ty pozwoliłaś mi dopiero zbierać larwy - wywrócił tymi niebieskimi oczami, ale znowu paliły się w nich te wesołe ogniki, no bo Cynthia mogła być najsurowszą i najstraszniejszą prowadzącą na świecie, smo-czy-cą, a on i tak by do niej przychodził. I wracał, zawsze.
- Nie wiem, jeśli będzie tak piękna jak Ty, tak mądra, jeśli będzie miała takie spojrzenie, w którym można utonąć, ale i tak chce się go więcej. No i takie urocze dołeczki w policzkach, gdy śmieje się bawiąc z moim psem, to nie wiem Cynthio - powiedział w ogóle nie spuszczając z niej wzroku. Tak, zauważył te dołeczki, pierwszy raz, kiedy głaskała Grubaska... Pomidora.
Cały czas się do niej odrobinę przysuwał na tej podłodze, jak taki chłopiec, który patrząc na najlepsze zabawki, w jakiś niewidoczny sposób pokonuje te centymetry, żeby w końcu do nich dopaść.
- Nie wierzę, że chociaż w jednym procencie nie kupiła Cię moja gadka Cynthio - powiedział to dość poważnie, ale zaraz parsknął śmiechem, był coraz bliżej niej. Jej kolejne słowa sprawiły, że spadł mu kamień z serca, naprawdę, wypuścił z płuc powietrze, które nieświadomie w nie nabrał. Jego twarz znajdowała się już naprawdę blisko jej.
- Nie musisz nic mówić - powiedział to ciszej i zbliżył się do niej, żeby musnąć wargami jej usta, ale na razie tylko tak delikatnie - ja będę mówił, że mi na tobie zależy Cynthio - dodał jeszcze i uśmiechnął się. Bo może tego nie powiedziała, ale Lawrence to trochę poczuł, jakby jej zależało.
Właściwie to Lawrence miał już znowu ją pocałować, ale nagle Pomidor uznał, że chyba oni siedzą na podłodze właśnie po to, żeby się z nim bawić i wpakował się między nich z tą swoją kolorową piłeczką merdając ogonem tak, że Lawrence aż dostał w twarz, może dla otrzeźwienia. A, że ten basset to był naprawdę grubasek, to nie dało się go tak łatwo przestawić.
- Pomidor co ty chcesz? - mruknął Lawrence, bo pokrzyżował mu trochę plany.

Cynthia A. Ward
35 y/o, 170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresyjna lekarka medycyny sądowej, dla której kontakt z trupem jest łatwiejszy niż z człowiekiem.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Lawrence B. Osbourne

— Nie moja wina, że reszta prowadzących to chodzący debile — stwierdziła, wbijając w niego dość mocny wzrok — wiem, bo sama się u nich szkoliłam — zwróciła mu na to uwagę. Jej ścieżka kariery była dość rozbudowana. Pięć lat na patologii, a potem dopiero subspecjalizacja w medycynie sądowej. Doskonale znała każdego z tych idiotów, którzy prowadzili studentów. Byli zbyt miękcy, a zwłok nie traktowali z należytym szacunkiem. Student nie powinien podniecać się na ciało, które zostało masakrycznie zamordowane. Takiej osobie należał się szacunek.
— Lawrence, bo — zaczęła nerwowym głosem i długo trzymała go w napięciu. Nie było w stanie przejść jej to przez usta — będę zazdrosna — wymruczała praktycznie niesłyszalnym tonem. Czuła, że się zgrywa, ale coś w jego słowach powodowało u niej zdenerwowanie. Ta jedna brew zaczęła skakać wyżej, a brzuch ją rozbolał.
Bo wyobraziła to sobie. Z jej ust ułożyła się podkówka i westchnęła ciężko.
— Nie kupiła, a jak będziesz tak gadał, to znowu będziesz mówił do mnie na pani — zwróciła mu uwagę, wytykając przy tym język. Widziała, jak się do niej przesuwał. Nie miała zamiaru ułatwiać mu sprawy. Jeszcze pięć sekund temu strzeliłaby na niego focha za całkiem niewinne z jego strony słowa. — bardziej kawa — wyburczała finalnie. Mogła narzekać na prawo i lewo, gdy próbował znaleźć jej ulubioną kawę, ale doceniała te gesty. Tylko odbierała je jako podlizywanie się, by móc dostać się do czyjejś czaszki niż coś poważniejszego.
Uniosła delikatnie kąciki ust, czując jeszcze w swoich lędźwiach delikatne spięcie. Trudno było jej je wytłumaczyć. Coraz bardziej powiększała swój uśmiech. Dziwnie było poczuć się bezpieczną, kochaną i totalnie beztroską.
— Ile razy mam mówić, że to Grubasek? — spytała z nutą pretensji Cynthia, a pies aż szczeknął, upuszczając piłeczkę. Widocznie dostali zielone światełko co do zmiany imienia psa i do pocałunku. Tym razem to Cynthia zaczęła delikatnie muskać jego usta, by jedną z warg dłużej pogryźć. Potrzebowała jednak tego wkurzającego i męczącego blondyna przy sobie.
25 y/o, 191 cm
stażysta od trupów, serio
Awatar użytkownika
najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukę
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
postać
autor

Uśmiechnął się, kiedy Cynthia powiedziała, że reszta prowadzących to debile, bo po pierwsze nie spodziewał się z jej ust takiego słowa, a po drugie to bardzo mu się podobało to, jaka ona jest zawzięta. Cynthia Ward najlepsza prowadząca, była nią, ale Lawrence postanowił to zachować dla siebie, chociaż troszkę zazdrościł temu, kto do niej teraz trafi. Tych dziwnych poranków z kawą, tego wychodzenia za drzwi. Tego, że będzie mógł na nią patrzeć, w momencie, kiedy ona robi to, co naprawdę kocha. Tak jak on, patrzył. Kiedy wypowiedziała jego imię, kąciki jego ust znowu uniosły się ku górze. Pięknie brzmiało z jej ust. Nawet się nie zastanowił nad tym, co właśnie chciała mu powiedzieć, ale gdy padło to, będę zazdrosna, to zrobiło mu się cieplej na sercu. Jak powiedzieć komuś, że mu zależy wcale tego nie mówiąc? Właśnie tak.
Widząc jej minę, to dotknął ręką jej kolana.
- Ale na świecie nie ma drugiej tak pięknej i mądrej kobiety Cynthio, bo jesteś wyjątkowa - to chciał jej od początku powiedzieć. W tej chwili świata poza nią nie widział, a kiedy wytknęła mu język, to aż dreszcz przeszedł mu po plecach, bo proszę państwa zimna smoczyca wcale nie jest taką królową lodu, jak wszyscy podejrzewali. Ma w sobie jakiś słodki pierwiastek, który sprawił, że Lawrenca urzekała coraz bardziej.
- Czasem mogę mówić, jeśli to podkręci atmosferę, czy coś - tym razem to on puścił do niej zaczepne oczko. A kiedy powiedziała o tej kawie, to zmarszczył na moment brwi myśląc nad tym.
- Z mlekiem prawda? - zapytał, chociaż do końca nie był pewny, bo nigdy nie usłyszał od niej, że taką lubi, a próbował różnych kaw, może nawet wszystkich jakie mieli w tej kawiarni koło uczelni. A raz to nawet przyniósł kawę z najlepszej kawiarni w mieście, ale też nie zrobiła na niej wrażenia.
Kiedy Lawrence widział malujący się na ustach Cynthii uśmiech to nie mógł spuścić z niej spojrzenia. Bardzo mu się podobała w takiej wersji, wesołej, nie srogiej. Mógłby patrzeć na nią taką codziennie. Chciałby, żeby tak była.
- Chcesz być Grubaskiem? - Lawrence spojrzał się na psa, ale on chyba chciał, więc już tutaj nie było nic do gadania. A zresztą Lawrence też nie miał już nic więcej do powiedzenia, kiedy to Cynthia go pocałowała. Jej usta miały tak słodki smak jak nigdy dotąd.
Całował ją delikatnie, nie tak zachłannie jak wtedy, spokojniej, bo też jego serce teraz biło spokojniej. Tak jakby ta chwila miała trwać wiecznie. Jakby po prostu już mogła tyle trwać. Musnął palcami jej uda i zahaczył o materiał jej koszulki, wsunął pod niego dłonie, opuszkami palców drażniąc skórę na jej brzuchu, a potem ciut wyżej, powoli i delikatnie, z czułością, która jej się należała.

Cynthia A. Ward
35 y/o, 170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresyjna lekarka medycyny sądowej, dla której kontakt z trupem jest łatwiejszy niż z człowiekiem.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Lawrence B. Osbourne

Tylko ich poranki mogły być dalej zachowane. Co prawda Cynthia nie za bardzo zastanawiała się, w jaki sposób powinna to ugryźć. Niby chciała móc spędzać z nim jak najwięcej czasu, niby widziała te ogniki w jego oczach, ale było jeszcze sporo kwestii, które nie zostałyby wyjaśnione. Może jej kolejny rezydent będzie po prostu mniej mówił, będzie poważniejszym człowiekiem, a ona będzie miała mniejsze chęci, by wyrzucić go z pomieszczenia na zbity łeb.
Byłaby zazdrosna. To były po prostu fakty. Nie będzie prowadziła już własnego szczeniaka za rękę. Ktoś mógłby stwierdzić, że to określenie było negatywne, ale ona lubiła psy. Osbourne przypominał jej własnego. Radosnego, merdającego ogonem i zaczepiającego ją, by w końcu się uśmiechnęła. Może tak będzie mówiła do niego zdrobniale?
— Uważaj, bo jeszcze w to uwierzę — zaśmiała się uroczo Cynthia, zakładając niesforny kosmyk swoich włosów za ucho. Problem tkwił w tym, że chyba dalej w to wierzyła. Nawet nie byłaby w stanie tego kwestionować. Przyjmowała to jako niezaprzeczalny pewnik. Wciągnęła powietrze do swoich płuc, przypatrując się blondynowi. Może faktycznie coś z tego będzie.
— I po co próbujesz mnie zawstydzać? — spytała chłodnym tonem, lekko spięta. Cała się wyprostowała, słysząc, co on miał jej dokładnie do powiedzenia. Podkręcić atmosferę? Może powinna jeszcze przez jakiś czas ją zgasić. Połączył ich seks oraz dziwna fascynacja. Teraz działo się to samo. Tylko czy miało to prawo przetrwać? Nie wiedziała. Zamiast tego przez głowę przechodziły ją myśli apropo tego, w jaki sposób powinna zachowywać się względem mężczyzny.
Bo nie wiedziała.
— Serio jeszcze nie wiesz? — uniosła jedną brew, lekko podirytowana całą sytuację. Powinien wiedzieć, tylko jednej w żaden sposób nie skomentowała — czarna, żadnego cukru i mleka. Mam niestrawność — bo była starszym człowiekiem, nie przepadała za laktozą, a zamiast jej wolała palić papierosy. Z jakiegoś niezbyt zdrowego nawyku musiała zrezygnować. Wybrała ten, na którym mniej jej zależało.
Ona go pocałowała. Pies tylko się w nich wpatrywał, tym zmęczonym, charakterystycznym dla niego spojrzeniem. Całowała go delikatnie, próbując celebrować tę chwilę. Dłoń ułożyła na jego torsie. Choć atmosfera stawała się coraz bardziej gorąca, a ona wręcz błagała w myślach o więcej, to nie mieli dokończonych wszystkich spraw. Jeszcze potrzebowała postawić kropkę nad i, prowokując mężczyznę do końca. Warunki ich relacji musiały paść.
— Jeszcze nie — odparła, odsuwając go od siebie. Czuła się jak ten zły właściciel, który nie daje zjeść psu końskiej kupy. Chociaż to co miało zrobić, było z jej aprobatą. Już cała była gorąca, ale nie mogła zastanawiać się, co będzie dalej. Nie mogli pozwolić sobie na kolejny raz, w końcu — jeszcze jesteś moim rezydentem, więc... co z tym robimy?
25 y/o, 191 cm
stażysta od trupów, serio
Awatar użytkownika
najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukę
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
postać
autor

Ten jej uroczy śmiech i to kiedy założyła włosy za ucho, kiedy była taka inna niż w prosektorium, z tym swoim idealnie upiętym kokiem, działało na Lawrence tak, że on jeszcze bardziej tracił dla niej głowę. Ale czy to w ogóle jest możliwe?
Wierzył, że tak, bo naprawdę taka Cynthia podobała mu się jeszcze bardziej. Była jak kwiat, który wygląda zjawiskowo jeszcze zanim rozkwitnie, ale później... Później to on po prostu zapiera w piersiach dech. I ona zapierała jego.
- Bardzo bym chciał, żebyś w to uwierzyła, piękna, mądra, niesamowita - znowu to powiedział i mógłby jej to powtarzać setki razy. Raz o poranku, kiedy tylko otworzyłby oczy i zobaczył jej twarz obok siebie na poduszce, drugi raz przy obiedzie, na który udałoby mu się ją wyrwać z kostnicy, i trzeci wieczorem, składając na jej ustach czułe pocałunki. A może jeszcze w międzyczasie, gdyby na przykład zaczynała w to naprawdę wątpić?
- Bo lubię kiedy się czerwienisz - odpowiedział spokojnie na jej słowa, a widząc to, że się spięła, to oparł rękę na jej udzie, ale właściwie bez jakiegoś podtekstu, czy zaczepki. Tak po prostu, jakby chciał może ją uspokoić, powiedzieć, że to jest normalne, że nie ma w tym już nic złego. Że teraz mogą sobie pozwolić na coś innego, na trochę więcej. A przede wszystkim dać jej do zrozumienia, że teraz nie powinna się go wstydzić.
Zamrugał oczami, kiedy zapytała czy jeszcze nie wie jaką lubi kawę, nie wiedział, ale teraz to już na pewno sobie to zapamięta. Zapamięta też inne rzeczy, kiedy się ich wreszcie o sobie nauczą, a Lawrence chciał się o niej uczyć wszystkiego, poznawać nie tylko każdy centymetr jej ciała, ale i duszy.
- Zawsze myślałem, że czarna, jak Twoja dusza, ale nigdy nie powiedziałaś, że ci smakuje - wywrócił tymi niebieskimi oczami, ale teraz już chyba będzie wiedział. Może też powinien już wiedzieć o niej to, że Cynthia nigdy nie mówi nic wprost, ale w zasadzie to Lawrence lubił czytać pomiędzy wierszami.
- A ciastko z jabłkiem, czy z truskawkami? - zapytał z poważną miną, jakby to była teraz najważniejsza rzecz na świecie. Chciałby o niej wiedzieć wszystko. I codziennie jej przynosić tę kawę i ciastko.
Te pocałunki były delikatne, chociaż sprawiły, że Lawrence się bardziej rozochocił, zwłaszcza, że wyczuł pod palcami, że Cynthia nie miała na sobie stanika. Ale ona znowu go od siebie odsuwa, jęknął przeciągle i oparł się ręką o podłogę.
- Dlaczego? - zapytał od razu i zmarszczył brwi. Bo on jak ten szczeniak kompletnie nie rozumiał jak to jest, że wcześniej mógł coś zrobić, a teraz już nie.
Westchnął ciężko.
- Jutro złożę papiery o przeniesienie - powiedział patrząc na nią z przechyloną na bok głową. Miał nadzieję, że to jej wystarczy.
- A dzisiaj możemy jeszcze jeden raz... No tak wiesz, jako rezydent i prowadząca, taki... zakazany owoc? - coś czuł, że Cynthia tego nie kupi, ale... warto było próbować. Bo on by w to poszedł bez mrugnięcia okiem.

Cynthia A. Ward
35 y/o, 170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresyjna lekarka medycyny sądowej, dla której kontakt z trupem jest łatwiejszy niż z człowiekiem.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Lawrence B. Osbourne

Nie opowiadaj bajek o tak starej kobiecie — prychnęła finalnie Cynthia, spoglądając na niego badawczym wzrokiem. W niektórych kwestiach dalej wydawała się być chłodna i niewzruszona. Ta była jedną z nich. Wzięła głęboki oddech, próbując uporządkować w sobie wszystko to, co własnie czuła na własnej skórze. Wierzyła mu, chciała uwierzyć w jego słowa, ale było zbyt wiele niepewności, jeśli chodziło o młodego blondyna. Nie chciała mu uprzykrzać życia. Serce mówiło tak, ciało podobnie, a rozum miał jeszcze kilka kwestii do powiedzenia. Lawrence był młody, pewnie chciał mieć dzieci, a ona? Nawet nie wiedziała, że mogłaby chcieć je mieć.
A ja niekoniecznie to lubię — stwierdziła, odwracając przez moment wzrok — ale niech będzie, że Tobie pozwalam — dodała, czując jego rękę na swoim udzie. Faktycznie wydawała się jej delikatnie pomóc. Poczuła w sobie moc, którą potrzebowała już dużo wcześniej. Łącznie z jego ciepłem, oferowanym przez niego. Mogła się bronić rękoma i nogami, a i tak zwykłe jego słowo potrafiło rozłożyć ją na łopatki tak jak pół litra wódki.
Powinien wiedzieć, jaką kawę lubi. Jednej tylko nie skomentowała z obrzydzeniem. Zwykłą, czarną. Mogłaby być najtańszą kawą na świecie, zwykłym siurem, ale ważne, że przekazywała jej odpowiednią ilość kofeiny, a mogła z niej skorzystać. Wcale obsługa doktor Ward nie była taka trudna. Gdy milczała, znaczyło to jedynie, że wszystko było pod najlepszą kontrolą.
Nie komentuję rzeczy, które mi odpowiadają — stwierdziła Cynthia, patrząc na niego badawczo. Jedynym momentem przychodzącym jej od razu do głowy, był ten, gdy wołała jego imię. Chociaż tylko on spowodował u niej taki gorąc w życiu. Odkąd wygrała z nowotworem, życie wydawało się być dla niej jeszcze bardziej niezrozumiałe niż wcześniej.
Jabłkiem — truskawki były dla niej za słodkie, a jabłecznik był klasyką gatunku. Cynthia nie przepadała za frywolnymi rzeczami, dużo bardziej odnajdywała się w standardowej klasyce. Takiej, której nikt nie byłby się w stanie oprzeć. Nieodwołalnie była wręcz tego pewna, jak faktu że po nocy pojawi się na niebie słońce.
Jej słońcem był Lawrence.
Bo nie skończyliśmy poważnie rozmawiać — jak dorośli ludzie, którzy czekają na deser. Wpierw odpowiedzialnie zjedzą obiad, a dopiero zaczną rozkoszować się w innych smakach. Takie właśnie w tym momencie miała podejście Cynthia. Wpierw rozmowa, a dopiero później rozkoszowanie się jego ciałem — Dobrze... ale to co zrobiliśmy przed tym, zostanie tajemnicą? — musiała to od niego usłyszeć. Nie mógł nikomu o tym powiedzieć. Komisja dyscyplinarna wtedy zniszczyłaby ją, że przez jej działania pozbywają się rezydenta — i... to nie jest jeszcze żaden związek — dodała, próbując wybadać sens własnej wypowiedzi w oczach. Tak, przyznawała się do tego, że miała do niego słabość, że była pracoholiczką, ale też że chciała powoli wszystko budować.
Za to mogę obiecać, że będę dotykała jedynie martwych — romantyzm poziom ekspert we wersji doktor Ward.
25 y/o, 191 cm
stażysta od trupów, serio
Awatar użytkownika
najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukę
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
postać
autor

Lawrence nigdy nie pomyślał o niej, jak o starej kobiecie. Jak o najpiękniejszej na świecie kobiecie - owszem. Ale o starej? Dla niego w ogóle ta różnica wieku nic nie znaczyła. To było nieważne, zupełnie. Co z tego, że była starsza? Nie obchodziło go to. Nawet przez myśl nie przeszło, że to może coś komplikować. Ale może dla niej to coś znaczyło?
Nabrał powietrze w płuca, a później zapytał na wydechu, no bo musiał o to zapytać.
- Cynthio przeszkadza Ci to? Mój wiek? - liczył na to, że nie, ale jednak chciał, żeby ona się też do tego odniosła. Zaraz oparł jej drugą dłoń na drugim udzie, spojrzał głęboko w oczy.
- Bo mi Twój wcale - to też musiał powiedzieć, tonem bardzo pewnym siebie, żeby już nie miała wątpliwości. Skoro już mieli dzisiaj tutaj poruszać ważne kwestie, to mogli też tą, prawda?
- No to czuję się zaszczycony - jak wcześniej był bardzo poważny, to teraz kąciki jego ust uniosły się delikatnie ku górze, bo to było naprawdę miłe, że mu pozwoliła. Nawet go to cieszyło, poczuł się odrobinę wyjątkowy, że jemu pozwala, ale nie każdemu. Ten jej rumieniec, to od dzisiaj będzie chyba rysował na każdym szkicowniku.
Mógł się domyślić, że u niej brak komentarza oznaczał aprobatę, przecież już trochę ją poznał. Wiedział, że kiedy robił sekcję, a ona milczała, to robił to dobrze.
Ale z drugiej strony, gdy pieścił jej ciało, a ona wypowiadała jego imię, to też robił to dobrze...
Może po prostu następnym razem ją zapyta, jak o to ciastko.
- Tak myślałem, truskawki do ciebie nie pasują - klasyczne jabłko, on też tak od razu sobie pomyślał. Uśmiechnął się znowu i już zanotował to w pamięci. Czarna kawa i jabłecznik. Teraz już będzie wiedział jak wkupić się w jej względy o poranku.
Na te jej słowa, że nie skończyli poważnie rozmawiać, nic nie odpowiedział. Z jednej strony się cieszył, że może z Cynthią przeprowadzać poważne rozmowy, bo jeszcze kilka dni temu wcale na to nie liczył, z drugiej trochę się ich bał. Poważne rozmowy to były takie groźne słowa, mimo wszystko patrzył w jej twarz jak zauroczony.
Od razu skinął głową na jej kolejne słowa.
- To będzie nasza słodka tajemnica - powiedział wesoło, bo była rzeczywiście słodka, ale zaraz dodał poważniej - nie jestem głupi Cynthio - zresztą Lawrence nie był typem, który chwalił się takimi rzeczami przed kolegami. Jej kolejne słowa sprawiły, że uśmiechnął się szerzej, mimowolnie, nie chciał, bo nie chciał jej speszyć, ale to, że to JESZCZE żaden związek naprawdę dało mu nadzieję.
- A co? - zapytał, trochę specjalnie ciągnąc ją za język, chociaż w zasadzie to cokolwiek by nie odpowiedziała jemu już wystarczyło to, co powiedziała wcześniej. Za to, to co powiedziała później sprawiło, że chwycił ją pod nogi i przyciągnął do siebie, bliżej, tak żeby móc z bardzo bliska spojrzeć jej w oczy.
- To mi naprawdę wystarczy - powiedział i musnął ustami jej wargi. On nie mógł jej tego obiecać, skoro chciał zmienić specjalizację, no to jednak wolałby, żeby jego pacjenci byli żywi. A zresztą w oczach tego szczeniaka było widać, że tylko ona jest dla niego całym światem. Naprawdę.
- Jeszcze jakieś ważne pytania? - zapytał, bo chociaż naprawę miał na nią wielką ochotę, to chciał tutaj przed nią wyjść na odpowiedzialnego młodego mężczyznę. Jej mężczyznę.

Cynthia A. Ward
35 y/o, 170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresyjna lekarka medycyny sądowej, dla której kontakt z trupem jest łatwiejszy niż z człowiekiem.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Lawrence B. Osbourne

Przeszkadzał jej? Nie wiedziała. Bardziej miała obawy, których nie dało się tak łatwo ukryć. Zamilkła przez dobrą minutę, próbując znaleźć jakiekolwiek sensowne słowa. Wszystkie wydawały się jej zbyt błahe, za mało znaczące. Dopiero budowali relację, a głównie to co jej nie pasowało, sprowadzało się do obaw. Co się stanie, gdy zachowuje? Co z dziećmi? Czy nie znudzi się mu za kilka lat? On będzie miał 30., a ona 40.
To nie rozmowa na teraz — stwierdziła finalnie, wbijając w niego mocne spojrzenie — moje obawy mogą dotyczyć wszystkich par, więc twój wiek wydaje się nieistotny. Porozmawiamy o tym, kiedy indziej, dobrze? — w jakim związku nie pojawiłyby się rozterki związane z odrzuceniem, w jakim związku nie pojawiłyby się rozterki na temat dzieci, a nawet na tematy tak prozaiczne związane z odbiorem potencjalnego partnera. W każdym wydawało się to coś normalnego. Zdawała sobie z tego idealnie sprawę. U niej te myśli jeszcze bardziej kiełkowały ze względu na Cassiana. Bała się zachorować, bo wtedy może straciłaby drugą połówkę.
Tylko to nie była rozmowa na teraz.
Uniosła delikatnie kąciki ust. Mógł ją zawstydzać. Była w stanie na to mu pozwolić. Może nie był idealny. Za dużo gadał, był zbyt impulsywny, ale w tym wszystkim, co robił, rozczulał ją sobą. Mogła mu zaufać. Przynajmniej na ten moment tak myślała. Miała wrażenie, że zwariował na jej punkcie. Jakby wszystko inne wydawało się nie liczyć. Polubiła go za to. Za smakowanie jego ust, ciepło którym ją otaczał. Może naprawdę ta relacja nie wydawała się być na tyle skomplikowana, jak myślała na początku. Łatwo mu przychodziło powodowanie uśmiechu na jej twarzy.
Niby dlaczego? — spytała, unosząc jedną ze swoich brwi. Owszem, miała sprecyzowane wymagania. Lubiła najbardziej prostotę. Tylko same truskawki też lubiła jeść. Te świeżo zebrane z krzaczka. Bez zbędnych dodatków, czy cukru. Miały go w sobie tyle, że w zupełności jej wystarczyło. Przypominały jej odrobinę Osbourne'a.
Cudownie — skomentowała krótko. Wolała być pewna, zanim ponownie zasmakuje jego ust. Oczywiście, że nie był głupi, za to zbyt impulsywny. Czasami nie zdawał sobie sprawę z konsekwencji własnych działań. Za dużo mówił, za mało działał, ale za to wszystko go polubiła. Mógł wydawać się irytujący, gdy przerywał jej ciszę, ale... czuła w tym dziwną satysfakcję. Gdy siedzieli tak i rozmawiali.
Znowu zamilknęła. Ciągnięcie za język wydawało się być dla niej niewskazane. Westchnęła ciężko. Za mało czasu minęło, by chciała to nazywać. Poza tym bałaby się tego. Finalnie chodziło oto, że musieli spróbować rozwinąć tę relację. Chwilowo skupiała się jedynie na jego uwielbieniu jej osoby i naprawdę dobrym seksie. Sama też coś do niego czuła, ale bała się do tego przyznać. Nawet przed samą sobą, spróbujmy, nie dotknę nikogo, wydawało się być wystarczające.
To dobrze — stwierdziła, odwzajemniając delikatnie jego pocałunek. Naprawdę nie potrzebowała więcej słów. Wystarczyło, że był obok niej — nie, a ty? — spytała, wbijając w niego spojrzenie. Sama miała na niego ochotę, ale wpierw musieli porozmawiać jak dorośli.
25 y/o, 191 cm
stażysta od trupów, serio
Awatar użytkownika
najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukę
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
postać
autor

Lawrence patrzył na nią badawczo, jakby chciał coś wyczytać z jej twarzy, bo może Cynthia wciąż miała go za smarkacza? Za swojego rezydenta? Tego niedojrzałego chłopaka, który nawet nie potrafi zapamiętać, jaką lubi kawę? Teraz już pamiętał, że czarną, ale może powinien to wiedzieć już wcześniej?
Odetchnął z ulga, kiedy powiedziała, że nie jest to rozmowa na teraz. Chociaż czuł w kościach, że i tak prędzej, czy później, będą musieli ją przeprowadzić, dobrze, że jednak nie w tym momencie. Może on też jakoś bardziej się do tego przygotuje? Na przykład kupi jej kawę i ciastko.
- Dobrze - powiedział miękko, chociaż przez głowę mu przeszło, że może najlepiej nigdy?
Lawrence w zasadzie w swoim życiu, to może raz był w jakimś poważniejszym związku, ale to było z dziewczyną w jego wieku, to było trochę inne doświadczenie. Jasne, że spotykał się z dziewczynami, ale na żadnej, nigdy, nie zależało mu tak jak na Cynthii.
Dla niej mógłby walczyć z każdymi wątpliwościami, rozwiewać je, jedna po drugiej, żeby tylko zobaczyć na jej twarzy uśmiech. Chociaż Cynthia równie mocno podobała mu się ze swoją typową, poważną miną, kiedy pochylała się w prosektorium nad zwłokami, kiedy oddawała im należyty szacunek, to jednak... Tym uśmiechem kupowała go całkowicie.
Zastanowił się chwilę, kiedy zapytała dlaczego truskawki do niej nie pasują.
- Bo ja też wolę jabłko - powiedział, a później uśmiechnął się delikatnie - zresztą truskawki są takie... oklepane - bo właściwie to tak, truskawki kojarzyły mu się ze słodkimi dziewczynami, które piły cynamonowe latte, albo jakieś inne wynalazki, a Cynthia taka nie była. To chyba Lawrencowi podobało się w niej najbardziej, że była inna, wyjątkowa.
- Ty jesteś cudowna - znowu jej to powiedział, ale pewnie powie jeszcze z dziesięć razy, co najmniej.
Kiedy nie odpowiedziała na jego pytanie, co to jest, to jakoś wcale go to nie wzruszyło, właściwie nawet sobie pomyślał, że znowu wypalił, że nie powinien jeszcze pytać jej o takie rzeczy, ale on rzeczywiście był w nią tak wpatrzony, że jakby ktoś go zapytał, co do niej czuje, to bez chwili zastanowienia odpowiedziałby, że ją kocha. Tylko to był Lawrence, on wszystkiemu co robił poświęcał się w stu procentach, jeśli chodzi o jego osobę to nie było wcale dziwne, takie nazywanie rzeczy dosadnie i po imieniu.
Sięgnął do jej policzka, żeby odgarnąć z niego jakiś kosmyk włosów, który wypadł z tej niesfornej fryzury, założyć go delikatnie za ucho.
- Ale mi się dzisiaj podobasz Cynthio - rzucił jeszcze zanim przyciągnął ją do siebie, zanim ją pocałował. Bo jak ją pocałował, to już od razu wiedział, że nawet najważniejsze pytania na świecie nie zdołałyby go już powstrzymać.
Uśmiechnął się jednak delikatnie, kiedy powiedziała, że nie ma więcej pytań.
- To świetnie, bo ja też nie - powiedział, a później to już nie było miejsca na słowa.
Lawrence przyciągnął ją do siebie jeszcze mocniej, tak że ich ciała zetknęły się, a pocałunek od razu stał się głębszy, bardziej zachłanny, jakby całym sobą chciał powiedzieć to, czego nie dało się wyrazić w rozmowie, nawet bardzo poważnej. Jego dłoń powędrowała do jej karku, palce wplotły się w niesforne kosmyki włosów, drugim kciukiem musnął linię jej żuchwy, szyję a później przesunął się wzdłuż jej ramienia, muskając delikatnie opuszkami palców jej gładką skórę, później po talii, aż do biodra, na którym mocniej zacisnął palce. Serce waliło mu tak mocno, że miał wrażenie, że Cynthia musi je słyszeć, i że jeśli teraz nie pójdzie za tym pragnieniem, to zwyczajnie osza-le-je.

Cynthia A. Ward
35 y/o, 170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresyjna lekarka medycyny sądowej, dla której kontakt z trupem jest łatwiejszy niż z człowiekiem.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Lawrence B. Osbourne

Problem dla Cynthii był jeden. Nie znali się. On nic o niej nie wiedział, nie licząc ciasta jabłkowego, czerwonego wina, prosecco, czy zawodu. Imię i nazwisko owszem. Wiedział, jak sprawić jej przyjemność w łóżku i jak doprowadzić ją do krzyczenia jego imienia. Tylko poza tym nic o sobie nie wiedzieli. Ona nawet nie wiedziała, w jaki sposób pytać. Zresztą znała jego wiek, uniwersytet na którym studiował oraz każdą ocenę. Znała bardzo dobrze każdy fragment jego ciała, to imię które niedługo będzie wywoływane przez jej krzyk.
Tylko oni naprawdę się nie znali, a pakowali w nieznane.
To że ty coś lubisz, nie znaczy że druga rzecz do mnie nie pasuje — stwierdziła Cynthia. Dla niej sprawa wydawała się prosta. Miała własne wybory, ale były one mocno konkretne, specyficzne — ja je lubię, ale nie w słodyczach — dopowiedziała, by dopisał kolejną rzecz do listy, którą skrzętnie pielęgnował w swojej głowie. Miała kilka niespodzianek na temat własnej osoby. Będzie próbowała dać mu się poznać. Finalnie musiałby się dowiedzieć, ile tak właściwie ma ona lat. Dla niej wydawało się to być jasne jak słońce. Może nie teraz, może nie jutro...
Ale będzie musiała z nim rozmawiać.
Sama ciągnąć go za język.
Zaczynał się dla niej prawdziwy horror, bo nic nie wydawało się być dla niej tak trudne jak rozmowy. Zwłaszcza te w których sama chciała zdobyć informacje. Jak inaczej dowie się co mu kupić na urodziny? Co robić jak jest smutny?
Ja też Ciebie lubię — powiedziała mniej pewnym głosem niż on, ale naprawdę to czuła. Chciała móc przy nim być, patrzeć się w te fascynujące niebieskie tęczówki, czuć ciepło jego ciała, móc zanurzyć się w jego ramionach i ukrywać się w nich przed całym światem. Teraz mieli swoją piękną chwilę, ale niedługo na nowo będą musieli zmierzyć się ze światem zewnętrznym. Tego odrobinę się obawiała. Uniosła kąciki swoich ust. Szczerze, bez żadnego wymuszenia.
Mi się podobają twoje oczy — zdążyła jeszcze powiedzieć, zanim ich usta na nowo się złączyły. Odwzajemniła jego pocałunek i tym razem to na jej twarzy pojawił się mimowolny grymas, gdy rozłączył ich wargi. Podążała za nim. Sama bliżej się do niego przycisnęła, a jej pocałunki były jeszcze bardziej zachłanne niż ich pierwszej wspólnej nocy. Jakby chciała wyrazić własne uczucia względem blondyna za pomocą ciała, a nie słów.
ODPOWIEDZ

Wróć do „#22”