38 y/o, 191 cm
detektyw | Policja Konna Toronto
Awatar użytkownika
Oficjalnie: detektyw w wydziale konnym torontońskiej policji.
Nieoficjalnie: facet, który lepiej dogaduje się z końmi niż z ludźmi.
Zna na pamięć rozkład ulic w Toronto i każdy błąd, który popełnił w ostatnich dziesięciu latach.
Samotnik, który nie lubi samotności.
Facet, który trzyma się zasad - chyba że chodzi o czyjeś życie, wtedy potrafi złamać je wszystkie na raz.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Wyglądało to trochę jak ujeżdżanie byka w tych teksańskich lokalach, tylko byk był łysy i wściekły, ale Teddy trzymała się na nim zdecydowanie dobrze. Mogłaby w takim ujeżdżaniu byka nawet coś wygrać, jakiś talon na balon, czy bon, czy co tam się wygrywa. Miles za to prawie przegrał z grawitacją dźwigając się na nogi, wiec oparł się o bar.
- Spokojnie, to była skoordynowana akcja policji i straży pożarnej, obezwładniliśmy napastnika, nie musicie dziękować - pokiwał ręką do gapiów, ale nikt chyba tak tego nie odebrał. Oprócz Waitsa i Darling, bo jak tak stanęli przed barem, kiedy padło na nich światło znad lady, to wyglądali trochę jak Wonder Women i jakiś Thor, tylko peleryn im brakowało.
- No... właściwie to on zaczął - powiedział Miles, bo taka była prawda, policzek Teddy się nie liczy, jak na jego oko. Oni to właściwie powinni za to dostać jakąś darmową kolejkę, że tak ładnie i sprawnie to rozwiązali.
Barman jednak był nieugięty i zaczął coś o menadżerze, a Miles uniósł jedną brew.
- No i co on nam zrobi? Pobije nas? - zmarszczył brwi i skrzyżował ręce na piersi, a z tymi swoimi prawie dwoma metrami i barami szerokimi jak szafa, to wyglądał trochę groźnie, ale finalnie to machnął ręką - dobra, idziemy - Miles też wyciągnął na bar jakieś pieniądze, ale kazał barmanowi podliczyć, bo nie zamierzał DAĆ MU NAPIWKU, za takie traktowanie najlepszych klientów.
Wyszli przed lokal i kiedy Miles poczuł ten zimny wiatr, to po plecach przeszedł mu dreszcz, aż nim wzdrygnęło.
- Kurwa... a tam było tak miło - mruknął, no ale teraz to już tam nie wrócą, no chyba, że powiedzą, że prowadzą śledztwo dotyczące tej łysej pały. Nie no, chyba by nie przeszło...
- Do parku i tak nas nie spiszą - zadecydował Miles, tylko po drodze trzeba odwiedzić jeszcze jakiś monopolowy, więc poszli do tego obok parku. Wszystko byłoby super, bo był otwarty, a do tego zaopatrzony w takie piwa, że można było wybierać przez następnego czterdzieści pięć minut, albo dwie, zależy, bo Waits nie miał wyszukanego podniebienia i zawsze pił to tanie, wiec wybrał szybko.
Problem jednak pojawił się, kiedy zgarnęli już po sześciopaku piwka i skierowali się do kasy. Bo o to właśnie za nią stał... Łysy kark z baru. Ciekawe czy im sprzeda teraz to piwo. Ups.

teddy darling
30 y/o, 167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
easy, tiger, don't you cry
people gonna love you, then thy're gonna leave you
that's just the way of life
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Chyba dawno nie była tak rozczarowana, jak w tym momencie. Pijana w sztok i smutna, że zostali właśnie NIESPRAWIEDLIWIE wyrzuceni z baru. Opatuliła się szczelniej kurtką i spojrzała na Milesa takim wzrokiem, jakby to on był wszystkiemu winien. Chociaż oboje wiedzieli, że nie był. A może po części jednak tak, bo to on wpadł na pomysł tej durnej zabawy w wyzwania i to on staranował łysego. Oczywiście to ona zapoczątkowała domino upadku, ale łysek nie tknęła!
Po chwili tuptali już chwiejnym krokiem do pobliskiego sklepu nocnego, gdzie mogli przebierać w przeróżnych, niskoprocentowych alkoholach. Właściwie to Teddy chętnie wychyliłaby coś mocniejszego, ale chyba w ich stanie to nie było wskazane.
Jakże było ich zdziwienie, kiedy za sklepową ladą stał nie kto inny, jak słynny łysol. Jakim cudem przed chwilą robił za klienta w barze, a teraz nagle znalazł się za kasą? Pojebana akcja.
W takim stanie nie powinienem was obsługiwać — zaczął, łypiąc na nich spode łba. Normalnie Darling urobiłaby go na ładne oczy. Może nawet odsunęłaby kurtkę, żeby wyeksponować dekolt, ale tutaj chyba od razu byli na straconej pozycji. — A za to, co odjebaliście w barze, to już w ogóle — warknął i Teddy spojrzała na Milesa, szukając w nim wsparcia. Nie mógł zamachać mu przed nosem odznaką, czy coś? Zastraszyć, że jak natychmiast nie sprzeda im piwa, to dostanie dożywocie?
Panie sprzedawco — zaczęła spokojnie, czkając cicho pod nosem. — To, co wydarzyło się w barze było zwykłym niepro... Niepzopr... Pomyłka to była, ok? Wcale nie chcieliśmy pana szturchać, a ja nie chciałam się na panu wieszać. To znaczy, chciałam, ale to było w obronie kolegi. O tego tu — wystawiła rękę i poklepała Waitsa po ramieniu. — Poza tym to pan się rzucał jak wesz na grzebieniu — zaznaczyła, zresztą to była bardzo słuszna uwaga, bo gościem miotało jak szatanem, a Teddy czuła się jak w Harry Potter podczas walki z trollem w łazience dziewcząt. Nie miała tylko różdżki, którą mogłaby mu wsadzić do nosa i obezwładnić, a palcami to trochę brzydziła się grzebać łysolowi w nosie. — Miles — zerknęła na kumpla. — No powiedz panu — tym razem sprzedała mu kuksańca w bok, bo stał jak ten skończony kretyn i gapił się w zasadzie nie wiadomo na co. A potem jeszcze nachyliła się tak, żeby tylko on mógł ją usłyszeć. — I zagroź, że jak nie sprzeda nam piwa, to wezwiesz wsparcie, a oni go aresztują — dodała konspiracyjnym tonem i w jej głowie ten plan nie miał żadnych wad.
Ale, o dziwo, gościa w zasadzie nie trzeba było za bardzo przekonywać i bez problemu sprzedał im te sześciopaki. No złoty chłop, biorąc pod uwagę, co nawywijali. A cały wieczór przypieczętowali wycieczką do parku i beztroskim piciem na ławce.
koniec
Miles W. Waits
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym i jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
ODPOWIEDZ

Wróć do „Bar Poet”