34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Zbrodniarzem wojennym może nie był, ale za to Galen czuł się mordercą, długo po tym całym zajściu patrząc w lustro czuł się, jakby zabił Morgan. Bo zabił, jakimiś takimi przeciągłymi spojrzeniami, które zawieszał na jej niewinnej, ładnej buzi i jakimiś słowami, które wtedy padły. Było dużo słów, dużo miłości, dużo prochów i dużo rzeczy, których potem Galen żałował. Bardzo żałował, ale przecież nie mógł cofnąć czasu, a wolałby, żeby tak się stało, żeby wtedy powiedział do Marcie - autostopowiczka, pojebany pomysł. A on powiedział, że świetny.
I na początku było świetnie, bo dzielili się wszystkim, kolejną butelką podłego whisky, skrętem i tymi gorącymi chwilami we troje, a później to się jakoś zepsuło.
Galen się skrzywił, bo chociaż to Marcie szarpała się z Morgan, no to przecież przez niego. I teraz też znowu w głowie pojawiła się ta myśl, że to jego wina. Że Morgan w tym momencie mogłaby wieść jakieś spokojne życie. Na pewno by wiodła, bo Morgan z ich trójki zasługiwała na to najbardziej, była jakaś... dobra.
A skończyła tak źle.
Odwrócił spojrzenie na Cherry, kiedy poczuł jej ciepłą dłoń na plecach. Przez moment jego niebieskie tęczówki utkwione były w jej oczach, trochę podobnych do tych Morgan, ciemnych, ciepłych, bliskich.
- One zaczęły się szarpać i Morgan wtedy upadła, uderzyła się w głowę i wpadła do wody - powiedział to na jednym wydechu. Wreszcie to powiedział. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł mu wzdłuż kręgosłupa na wspomnienie tej strasznej, mrocznej nocy.
- Ja jej szukałem, my jej szukaliśmy, do póki nie zaczęło się robić widno - doskonale to pamiętał, to ile razy wtedy nurkował i tą czarną wodę. Czarną wodę, w której zniknęła Morgan, która ją pochłonęła i nie wypuściła. Przełknął głośno ślinę spuszczając spojrzenie na swoje ręce, na których przecież nigdy nie miał jej krwi, ale teraz doskonale ją widział, czuł ją.
- My ją zabiliśmy. Ja ją zabiłem Cherry - przeniósł na nią wzrok. Serce waliło mu w piersi zdecydowanie szybciej niż powinno, czuł je, czuł też jak wszystkie te emocje wracają. Jakby jej kurwa nie zabrali. Jakby się na nią nie patrzył. Jakby jej nic nie powiedział. Nie pocałował.
Zamknął na moment powieki, ale było tylko gorzej, bo nagle przed oczami stanęła mu roześmiana twarz Morgan.
- Zostawiliśmy ją Cherry, uciekliśmy stamtąd i zapomnieliśmy o wszystkim... A teraz... - wziął w palce ten pomięty świstek papieru, obrócił go, aż w końcu zgniótł go w ręce i wyrzucił. To jest przecież niemożliwe, to nie może być Morgan. Może powinien o tym porozmawiać z Marcie? Ale nie był pewny, czy ona w ogóle chce z nim o tym rozmawiać. Przecież wtedy na tym pomoście, kiedy zdecydowali o tym, żeby odejść, żeby się rozejść, kiedy patrzyli sobie głęboko w oczy, to podjęli decyzję, że nigdy do tego nie wrócą. Mieli się nigdy nie spotkać, a jednak Marceline wróciła, pojawiła się w jego życiu tak nagle...
Na chwilę, ale żeby obudzić tak dużo wspomnień, dużo jakiś uśpionych emocji.
A później zniknęła znowu.
I w tym momencie, kiedy Galen stał na jakimś skraju przepaści, kiedy zastanawiał się czy do tego wracać, czy jednak wracać do przeszłości. Wtedy pojawiła się Cherry, która dała mu coś więcej, bo dała mu jakąś obietnicę przyszłości. Obietnicę tego, że wspomnienia go nie dogonią, bo patrząc w te błyszczące oczy Charity nawet o tym nie myślał, nie myślał o przeszłości.
Chciał iść na przód, chciał się z nią ożenić, założyć rodzinę, chciał patrzeć i myśleć o przyszłości, a nie o tym co było.
Tym co się wydarzyło nad tym jeziorem.

Cherry Marshall
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
30 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
Pani Prezes Northland Power
Awatar użytkownika
Ho, ho, ho
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjityp narracji
czas narracjiPrzeszły
postać
autor

Galen L. Wyatt

Oczy Cherry błyszczały w trakcie słuchania opowieści. Więcej było w nich zrozumienia, niż jakichkolwiek wątpliwości. Na jej usta cisnęły się przeróżne rzeczy. Mogłaby odejść od niego, wyjść z apartamentu i wrócić, gdy wszystko przetworzy się w jej głowie. Tylko miała w sobie więcej zaufania, niż sama by się po sobie spodziewała. Lubiła go. Te jego piękne, błyszczące oczy, z których znowu zniknął stary blask. Próbowała zrozumieć. Nie chciała go osądzać, nawet na milimetr się od niego odsunęła. Wiele rzeczy mogłaby mu nie wybaczyć. Tylko to był wypadek. Nawet to w jego głowie słyszała. Nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Tak po prostu musiało być. Tak jak z ich ciążą. Nikt tego nie chciał, nikt nie miał na to wpływu, a na pewno nie Galen.
Ani razu nie odwróciła od niego wzroku, siedziała. Widziała w nim poświęcenie, kiedy opowiadał jej tę historię. Była ona jedną z tych niełatwych, których nie opowiada się byle komu, tylko zaufanej osobie. Pierwszy raz od dawna poczuła je w pełni do niego, choć jakiekolwiek marzenia o trójkącie zostały całkowicie pogrzebane.
Dała mu opowiedzieć całą historię, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. W pewnym momencie odsunęła od niego dłoń, by móc się do niego przytulić. Szczelnie i mocno. To była jedna z tych chwil, w trakcie której chciała mu podziękować. Za szczerość, za obecność, za zaufanie.
Galen, nie zabiłeś jej — powiedziała cichym tonem Charity. Była odrobinę zmieszana, bo szczerze nie wiedziała, w jaki sposób powinna się zachować, co Galen powinien usłyszeć. Czuła jedynie nieodpartą chęć obecności przy nim bez zbędnych słów ofiarować mu to, co jest najważniejsze. Wsparcie — to był nieszczęśliwy wypadek, po prostu wypadek — dodała szeptem, trzymając go mocno przy sobie. Nie miała zamiaru uciekać. Przerażała ją ta historia, ale od niej nie odszedł, gdy jej ciało zawiodło. Nie widziała w tym jego winy... może poza brakiem zgłoszenia całej sytuacji — zrobiłeś wszystko, co mogłeś, prawda? — jej głos był ciepły, pełen zapewnienia i troski. Szukali jej. Galen brał w tym udział. Po prostu był, gdy wszystko się działo dookoła niego. Nie mogłaby mieć mu tego za złe. Nie widziała w nim mordercy, a bardziej postać tragiczną, opętaną przez dwa demony z przeszłości.
A teraz razem się z tym zmierzymy — położyła mu głowę na ramieniu. Trudno jest kogoś stracić, a on jakby stracił obie miłości na raz — to nie twoja wina, pamiętaj o tym — zdążyła mu złożyć delikatny pocałunek na karku. Ledwo jej wargi dotknęły jego skóry. Nie byłaby w stanie go teraz puścić. Był w za dużej rozsypce, by mogła mu to zrobić.
Nie zostawię Cię — dodała, ściskając go mocniej. Mogła go przecież zostawić, dał jej tę furtkę. Tylko Cherry za bardzo go kochała, by zrobić to z takiego powodu.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

To było trudne, opowiadanie tej historii, a zwłaszcza chyba jej, było cholernie trudne, a jednak się na to zdobył, chociaż do ostatniej sekundy czuł wątpliwości, do tego oddechu, który nabrał w płuca tak bardzo łapczywie, gdy już skończył.
I dopiero ten jej czuły gest, to jak go przytuliła sprawiło, że te wątpliwości odeszły, że ustąpiły miejsca czemuś innemu. Bo był jej teraz tak bardzo wdzięczny, że od niego nie uciekła, nie oceniła go, że trwała przy nim. Chociaż przecież ją zawiódł, zawodził ją cały czas. I na pewno jeszcze wiele razy to zrobi. Bo Galen był... zawodowym zawodzicielem?
Tak wiele osób on w swoim życiu zawiódł, a najbardziej wtedy Morgan.
Wtulił się w nią, jakby chciał każdą komórką spiętego ciała chłonąć jej ciepło, jej bliskość. To, że była obok. Oparł brodę o jej głowę, przekręcił twarz i wtulił policzek w jej aksamitne włosy, zaciągając się w płuca ich zapachem, bliskim i znajomym.
- Ale jej nie pomogłem - nie zabiłeś jej Galen, ale... mógł się bardziej postarać, mógł zrobić to lepiej, bo Galen zawsze robił wszystko źle, a miał kurwa być najlepszy. Miał dawać z siebie wszystko, dawał, ale to wciąż było za mało. I wtedy też czuł, że dał z siebie za mało.
Powinni to zgłosić i powinni jej szukać, póki nie wyłowią z tej martwej toni jej ciała. Tylko, że ciało oznaczało, że ktoś zabił. A oni chyba potrzebowali wtedy wierzyć, że to się nie wydarzyło. Że to może był ten nieszczęśliwy wypadek? Wypadek.
Galen w to wcale nie wierzył, nawet przez chwilę w to nie wierzył. Teraz też nie uwierzył Cherry, kiedy to powtarzała.
- Ale ja powinienem wcześniej zareagować, powinienem coś zrobić - tylko czy on mógł wtedy coś zrobić? Rozdzielić je? Nie pozwolić im się kłócić? Nie pozwolić im iść na ten pomost? Jakby to wszystko wiedział wcześniej, to on by nawet nie pozwolił sobie spojrzeć na Marcie w tym samolocie, nie pozwoliłby sobie zatracić się w jej oczach.
A jednak to zrobił, jednak pozwolił sobie na zbyt wiele i to ich zgubiło. A najbardziej zgubiło Morgan.
Chociaż przecież Wyatt długo po tym zdarzeniu też nie mógł odnaleźć siebie. Chciał się nawet po nim zabić, żeby wreszcie te pierdolone wyrzuty sumienia odpuściły.
Nie odpuściły, ale kiedy całe życie przeleciało mu przed oczami, to on wtedy stwierdził, że chce żyć.
Czy naprawdę, żeby Galen chciał żyć i chciał coś w tym życiu zmienić, to on musi się znaleźć na samym skraju? Musi prawie umrzeć?
- Powinienem zrobić więcej, powinniśmy to zgłosić - powinni, ale się bali. Mieli przed sobą całe życie, ona swoje, a on swoje, życie przyszłego prezesa. Jakby to wyglądało? Galen Wyatt, który już i tak miał na sumieniu pełno skandali, który miał romans z własną profesorką... Mordercą. Tego jeszcze mu brakowało. Bycia mordercą.
Chociaż teraz czuł, że nim jest. Znowu.
- Cherry... - zaczął i chciał jej powiedzieć, że nie musi się z tym z nim mierzyć, że nie musi być przy nim, a on w pełni to zrozumie, ale... czuł też, że jej potrzebuje, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Że bez niej może znowu nie dać sobie rady, tak jak wtedy nie dał. Tak jak wtedy chciał to skończyć w objęciach Śmierci, z których wyrwało go szybkie płukanie żołądka.
Nie chciał z tego powtórki, ale czuł pod skórą, że on znowu podąża tą samą mroczną i niebezpieczną ścieżką, że znowu płyną nią wszystkie jego myśli.
Do póki nie poczuł na karku jej ciepłych warg, tego delikatnego muśnięcia, niczym trzepot skrzydeł motyla, tak lekkie, że nawet nie był pewny czy było prawdziwe, a jednak przez całe ciało przeszedł mu znajomy prąd.
A to jej zapewnienie, że go nie zostawi było dla niego naprawdę dużo warte. Bo może... Kurwa. Może wreszcie Galen Wyatt nie będzie musiał sobie ze wszystkim radzić sam?
Toczyć samotną walkę z demonami przeszłości. Jeszcze przez chwilę trwał tak w jej objęciach, otaczając ją swoimi ramionami, skupiając się na biciu jej serca, które teraz uderzało tak blisko tego jego, niespokojnego... A może najspokojniejszego od zawsze? Bo wreszcie nie takiego opuszczonego?
W końcu jednak znowu się odezwał, chociaż to też nie było wcale łatwe.
- Nie wiem czy to możliwe Cherry, żeby ten list napisała Morgan - jak mogła to zrobić, skoro nie żyła? A może żyła? Może jednak ona wtedy wcale nie została w tym jeziorze, a oni tylko... za słabo się postarali, za krótko jej szukali?
Z jednej strony chciałby, żeby to była prawda, żeby Morgan żyła, z drugiej... Bał się tego.
Jakby miał teraz spojrzeć jej w oczy?
Czego ona teraz chciała, po tylu latach?
Dlaczego kurwa wróciła?
Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi. Żadnych odpowiedzi, tylko ten przeklęty, pomięty liścik, który mógł mu wysłać każdy, nawet Marcie, tylko, że...
Puścił ją, żeby sięgnąć do kieszeni, żeby wyjąć z niej portfel, a z niego małą karteczkę z wyblakłym już nieco napisem, niebieskim długopisem. Bo nagle go oświeciło, nagle mu się przypomniało... Tak wiele mu się przypomniało.

Dla Ciebie Galen.
Morgan

Sięgnął też po ten list, który wyrzucił, rozłożył go i tą karteczkę przyłożył do tego listu, żeby porównać te dwa podpisy. Morgan.
Były identyczne.

Cherry Marshall
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
30 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
Pani Prezes Northland Power
Awatar użytkownika
Ho, ho, ho
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjityp narracji
czas narracjiPrzeszły
postać
autor

Galen L. Wyatt

Wiele słów mogłaby mu powiedzieć w tym momencie. Najważniejsze z nich zostały już wypowiedziane. Trwała przy nim, bo po prostu chciała móc go wesprzeć w każdym trudnym momencie. Mogli się kłócić, próbować zdobyć dominację w relacji, obrzucać błotem, ale finalnie byli w tym razem we dwoje, a ona nie miała zamiaru go puszczać. Miała wiele wątpliwości, gdy powiedział jej o innej. Tylko im dalej się od tego odbijali, tym bardziej dojrzewali. To nie była prosta miłość, jak w bajkach Disneya, gdzie miłość jest w stanie przezwyciężyć każde zło świata. Tego nie byli w stanie zagwarantować. Mogli polec, ale ważne, że byli w tym razem.
To chciała mu przekazać tym czułym objęciem. Nie zostawi go, będzie przy nim trwała. Nie będzie nawet, przez moment się nad tym zastanawiała. To wyznanie wpłynęło na nią. Tylko nie była w stanie zobaczyć w nim winy. Nie doszukiwała się przyczyn, nie oceniała. Po prostu była. Pierwszy raz chciała mu to przekazać całą sobą.
Zrobiłeś wszystko, co mogłeś — wyszeptała spokojnym głosem, zaciskając mocniej dłonie na jego koszuli. Był wtedy wystarczający. Mogła nie widzieć całej sytuacji, ale wierzyła w swojego mężczyznę. Galen zawsze dawał z siebie 100%, gdyby mógł ją odnaleźć, znalazłby. Wyłowiłby ją z tego jeziora, a ona patrzyłaby na to z uniesionymi kącikami ku górze. Potrafił być prawdziwym super bohaterem, gdyby tylko chciał.
Tylko że czasem nawet i super moce nie są wystarczające. Nie zawsze dają one efekt. Czasem latanie, super siła, czy nawet zatrzymanie czasu nie mają większego sensu. Ludzie tracili życia w bardziej irracjonalny sposób. Nie każdego dało się uratować. Trochę jak z ludźmi chorującymi na depresję. Wystarczy jeden sygnał, moment, by nie zauważyć alarmu, żeby ktoś zniknął z tego świata. Cherry miała jedną taką osobę. Chociaż nie była to kłótnia na moście o ukochanego mężczyznę, to bolało równie bardzo. Nie były to wybory ani jej, ani Galena. Ludzie nie są w stanie zatrzymać swoich czynów. Czasem coś po prostu musi się stać. Jedna wiadomość, jedno zdanie potrafiło zmienić wiele, ale nikt nie powinien brać na swoje barki uczuć innych ludzi. To nie od nas zależy, w jaki sposób ludzie zareagują, a od Galena nie zależały losy tej kłótni. Stał nieszczęśliwie w jej oku cyklonu.
Nie ma sensu mówić o jeśli — wyszeptała powoli. Może ich życia wyglądałyby wtedy inaczej i nigdy by się nie spotkali? Nie chciała o tym myśleć. Jedna decyzja potrafiła wpłynąć na wszystkie życiowe wybory, które przekraczamy. Zasiać ziarno niepotrzebnych wątpliwości. Pewnych rzeczy nie zmieni się, nawet jeśli bardzo by się tego chciało — stało się, nie ty ją tam zepchnąłeś, a zrobiłeś wszystko, co mogłeś i ja w to wierzę że był wtedy wystarczający. To chciała mu podskórnie przekazać. Niektórych wydarzeń niezależnie od przebiegu linii czasu, nie dało się zatrzymać. Galen nie miał wpływu na uczucia dziewczyn, na ich rodzącą się zazdrość, która wybuchnęła na jeziorem. Miał na samego siebie, a Cherry chciała móc go wesprzeć. Zdawała sobie sprawę, jaką bliznę skrywała jego psychika. Do jakich wyrzutów sumienia to wszystko wykiełkowało. Nie były to dla niego przypadkowe osoby. Tracąc jedną, chciał uchronić drugą. Sprowadziło się to do walki o życie Marceline, z którą postanowili uciec od całej sytuacji. Przynajmniej w ten sposób odczuwała to Charity.
Nie wiedziała o tych kobietach nic, za to czuła jego ból. Przypominał ten jej po utracie ciąży. Wtedy gdy powinien być z nią i przytulać ją w ten sposób. Zdobyła się na wyższy poziom dojrzałości. Rzadko kiedy nie myślała o sobie, o jej własnych uczuciach, za to przy Galenie zaczynała. Potrafiła oddać mu kontrolę nad własnym ciałem, pozwolić na wprowadzenie chaosu do życia, a nawet oddać rękę. To była dojrzała miłość. Nie zostawiłaby go, nie powiedziałaby oschłych słów, bo mimo wszystko dalej go kochała. Nawet jeśli wychodził w trakcie stosunku, bo nazwała go słodziakiem.
Dobry z Ciebie człowiek — powiedziała, gdy usłyszała swoje imię. Tak szczerym i prostym głosem to powiedziała, jakby w nic innego na świecie nie wierzyła. Tak było. Galen mimo wszystkich wad, które widziała gołym okiem, był człowiekiem, o którego warto było walczyć. Choć popełniał błędy, to ona nie była bez winy. Teraz chciała mu okazać to ciepło, którym powinni się kierować nawzajem w swoich relacjach. On i ona. Może dlatego tak łatwo przyszło jej kolejne wyznanie? — inaczej bym Cię nie kochała — dodała po tym krótkim pocałunku. Długo się wstrzymywała. Wpierw nie była w stanie mu tego powiedzieć, później mówiła o nim jako kochaniu, a dopiero teraz gdy naprawdę jej potrzebował, zrozumiała to. Nieważne, co by się działo, czego by nie zrobił, chciała móc stać przy nim i walczyć ze światem. Prawie jak złote trio w Harry, Potterze, ale Wyatt raczej powinien mieć już dosyć trójkątów. Charity miała. Cokolwiek stało się przy tym jeziorze, postanowiło na nowo wtargnąć do ich spokojnego życia. Zburzyć je i to szczęście, które mieli, wsiadając do nowej zabaweczki Galena, czy słysząc pozwolenie od lekarza. Nawet jej ojciec nie był w stanie tak bardzo zmącić ich życia, jak jeden krótki list.
A masz pewność... — zaczęła Marshall, odsuwając się od Galena na tyle, by móc mu spojrzeć w oczy — że ona nie żyje? — bała się o tym mówić. Jakby były to słowa, których nie powinno się wypowiadać. Czuła narastające napięcie w jej środku. Czy miał pewność, że kobieta zniknęła? Chciała móc to usłyszeć, by zacząć budować jakiś plan. W tym była świetna. Szukaniu rozwiązań w najbardziej beznadziejnych sytuacjach.
Tylko czy dało się to zrobić w tej sytuacji?
Obserwowała go bacznie, jak wyjmował liścik z portfela, jak podniósł się, by sprawdzić swój. Z delikatnie zmarszczonymi brwiami, nie wiedząc jeszcze, co powinna mu powiedzieć. Przełknęła ślinę, obserwując go.
Co sprawdzasz? — spytała finalnie, bo choć się domyślała, to pierwszy raz od dawien dawna chciała mieć pewność. To nie były jej przetargi z inwestycjami, tylko życie Galena, które było zakopane, a właściwie... utonęło. Wraz z życiem jednej, drogiej mu kobiety. Patrzyła na niego badawczo, czekając aż da osąd.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Galen nie był wcale pewny, że zrobił wszystko co mógł. Bo cały czas myślał, że mógł więcej...
A najbardziej nie był pewny, co ma zrobić teraz. Z tym listem, z tym poczuciem winy. Przyznać się po latach? Przekreślić to wszystko, co zbudował, co wyrwał od tego życia, które odzyskał, które wróciło do niego po odwyku.
Czy tego chciała Morgan?
Jego końca, tak jak wtedy on tak po prostu pozwolił na jej?
Czy to w ogóle była Morgan? A może tylko ktoś sobie z nim pogrywał? Przecież Galen miał więcej wrogów niż przyjaciół. Więcej miał nieprzychylnych sobie osób, niż tych, którym na nim zależało. Tych mógłby policzyć na palcach jednej ręki.
Wspaniałe życie Galen Wyatta.
Tak wspaniałe, że czasami miał go dosyć, bardzo często właściwie. Wymieniłby się z każdym. A w tej chwili to czuł to aż za bardzo, że oddałby dużo, wszystko może, żeby cofnąć czas, żeby ten wieczór nad jeziorem w ogóle się nie wydarzył.
Chciałby uwierzyć Cherry, chciałby, żeby to było takie proste, nie on ją zepchnął... Ale przecież przez niego, bo jakby jego tam wcale nie było, to może Morgan i Marcie siedziały by razem na tym pomoście patrząc w gwiazdy. Może razem też by były szczęśliwe, szczęśliwsze niż z nim.
I czasami Galen to sobie myślał, że cały świat byłby jakiś szczęśliwszy, gdyby nie on. A czy Cherry by była? Szykowałaby się do ślubu ze swoim przyjacielem gejem, nikt nie zrzucałby na jej barki takiej historii, nikt by jej nie zawodził. Tylko do kogo biłoby jej serce? Kto by wtedy na tym Lanzarote stracił dla niej głowę? Tak jak zrobił to on.
Patrzył w jej duże, błyszczące oczy, a jego myśli chociaż teraz błądziły chaotycznie, chociaż teraz stawiały kolejne pytania bez odpowiedzi, to wciąż też oscylowały wokół niej.
Wokół tego, że została i że był jej za to wdzięczny.
A kiedy to powiedziała dobry z Ciebie człowiek, inaczej bym Cię nie kochała, to poczuł jakby serce na moment mu się zatrzymało. Ale zaraz... nie potrzebował wcale tego pieprzonego zastrzyku z adrenaliny, bo po chwili to serce zabiło szybciej, mocniej. Do niej.
Galen chciał być dobrym człowiekiem, gdzieś tam głęboko w środku on bardzo tego chciał, i dlatego wspierał te wszystkie akcje charytatywne, i dlatego on pomagał, bezinteresownie, nie szukając w zamian jakiegoś poklasku, jakiś wzmianek na ten temat w kolorowej prasie. On chciał być dobry, chociaż nie zawsze mu to wychodziło, chociaż zrobił w swoim życiu tyle złego...
Ale dobrego też się starał.
Tak jak starał się też, żeby Cherry znowu to poczuła, żeby mogła mu znowu powiedzieć, że go kocha. Chciał, żeby go kochała, bo on nawet na moment nie przestał. Od tej chwili, w której to wypalił nagle, gdy tylko jego serce dla niej oszalało, on nawet na moment nie przestał. Bo jeśli Galen kochał to na sto procent.
On wszystko robił na sto procent. I Morgan wtedy też szukał na sto procent. Na pewno tak było.
Tylko Galen Wyatt, który nigdy nie był wystarczający, raz za razem potrzebował tych zapewnień, że jednak był. I teraz je dostał od Cherry. I teraz to budziło w nim znowu jakąś tą pewność siebie.
Bo ona go kochała, a on dał z siebie wszystko. Więcej już nie mógł więcej było fizycznie niemożliwe.
Tak jak fizycznie niemożliwe było kochać ją bardziej, niż to robił on. Oparł dłoń miękko na jej policzku, przesunął nią wplatając palce w jej włosy na karku, opierając je w tym charakterystycznym dołku z tyłu szyi. Żeby jeszcze przez moment tak przy niej trwać, tak jak ona trwała przy nim, żeby zaciągnąć się znajomym zapachem jej perfum. Zapachem tego ich mieszkania, ich przyszłości.
W końcu odsunął się od niej, w końcu sięgnął do kieszeni.
- Nie mam, przez jakiś czas później śledziłem wiadomości z tamtego regionu, ale... nie znaleźli ciała, a potem ja przestałem - westchnął ciężko, bo potem już był tym tak zdołowany, że chciał się zabić, a jeszcze później odzyskując dawny wigor, stwierdził, że co ma być, to będzie.
I było. Do tej pory nie było żadnych śladów, żadnych przesłań, że ta tragedia ujrzy jeszcze kiedyś światło dzienne. Jakby ta Morgan zniknęła.
Była i już jej nie ma.
A może ona była cały czas? Może ona cały czas żyła tym swoim miłym, pięknym życiem?
Tylko dlaczego nagle postanowiła rozpierdolić to Galena?
Popatrzył na te listy, na te dwa identyczne podpisy, jakieś takie słodkie z charakterystycznym zawijasem. Kurwa. Przecież on pamiętał jak jej ręka kreśliła ten charakterystyczny zawijas, jak później złożyła na tej karteczce pocałunek odbijając bladą pomadkę. Już jej nie było, wyblakła, zniknęła, jak Morgan.
Tylko co jeśli Morgan jednak powróciła?
- Zobacz Cherry - przysunął się do niej, żeby pokazać jej te liściki, żeby przesunąć palcem po jednym z tych podpisów - co o tym myślisz? - bo Galen nie wiedział co ma o tym myśleć. Na pierwszy rzut oka identyczne, a zresztą skąd ktokolwiek inny miałby wiedzieć o tym charakterystycznym zawijasie? Skąd ktokolwiek inny miałby wiedzieć o tym, co się tam wtedy wydarzyło? Przecież to była ich tajemnica, jego i Marceline.
- Myślisz, że Morgan chce, żebym się przyznał? - zapytał, bo przecież to pytanie teraz było gdzieś na czele tych jego chaotycznych myśli - myślisz, że to w ogóle ona? - bo Galen sam nie wiedział co ma myśleć.
Co to w ogóle miało znaczyć?
Co on teraz powinien zrobić?

Cherry Marshall
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
30 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
Pani Prezes Northland Power
Awatar użytkownika
Ho, ho, ho
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjityp narracji
czas narracjiPrzeszły
postać
autor

Galen L. Wyatt

Jednego była pewna. Chciała przy nim być, móc trzymać go mocno za rękę, a przede wszystkim być wsparciem, kiedy wszystko inne zawiodło. Ją naprawdę dość szarpało serce, kiedy zaczynała o tym myśleć. Szczerze nie wiedziała, co powinna ze sobą zrobić. To było trudne wyznanie. Może byłaby w stanie być bardziej oceniająca i trzeźwo-myśląca, gdyby nie uczucia którymi go darzyła. Chciała go bronić jak niedźwiedzica swoje młode. Tak jak wtedy, gdy uciekł od niej, bo nazwała go słodziakiem. Spotkał niedźwiadka, a za nim stała prawdziwa, wkurzona matka. Broniąca go całym sobą, nieważne, co by się zadziało.
Cherry wobec Galena działała podobnie.
On by zrobił dla niej to samo.

Spojrzała na niego ze zaciekawieniem i przerażeniem w oczach. Nie wiedziała, co dokładnie powinna mu powiedzieć. Wstrzymała przez moment oddech, czekając na jego werdykt. Cokolwiek by jej nie powiedział, teraz pilnowała swoich nerwów. Powinna móc go pilnować. W takiej sprawie, gdy nerwy go szargały, czuła, że będzie musiała trzymać go za rękę.
Gdzie to się działo? — Stany, tyle zostało jej powiedziane. Liczył się też stan oraz miasto. Cherry wyjątkowo szybko przeszła w stan gotowości. Skoro ktoś miał czelność, by zacząć babrać się w ich życiu, oni powinni dać z siebie wszystko. Chociaż Marshall wcale nie uśmiechało się porzucenie firmy, to były sprawy ważne, ale też te zdecydowanie ważniejsze. Ta się właśnie do nich zaliczała — na pewno w jakiś ogłoszeniach policji coś moglibyśmy znaleźć. — na jakiś grupkach, twitterze, po prostu w internecie. W tym Cherry była dobra. Gdyby miała tło na facebook'u, brzmiałoby następująco: I tęskniąc za Tobą, zadaję sobie pytanie: czy to jest research, czy stalkowanie? Akurat w tym była świetna, zwłaszcza gdy chciała pokazać nędzną sukienkę ubraną przez Cindy, czy inną Mindy. Nigdy nie działała z czymś takim jak morderstwo i zaginione ciało, ale... od czegoś każdy Sherlock musiał zacząć — zwłoki chyba nie byłyby tak w jeziorze cały ten czas, nie? — zagadnęła finalnie, unosząc wzrok. Dużo czytała, oglądała, a przede wszystkim omawiała różne sprawy karne na studiach, jakąś nędzną wiedzę miała. Stąd zapaliła się nad jej głową dość szybko pewna lampka — w kryminałach... wypływają po kilku dniach — ciała, zwłoki, denaci. Wszystko ze względu na działanie bakterii, które powodowały wytwarzanie gazów. Przy ich odpowiednio dużej ilości ciało wypływało, o ile nie było czymś przyczepione do dna. Nie spodziewała się w morderstwa, specjalnego zanurzenia zwłok. Chociaż... nie znała tej drugiej kobiety, mogła przecież wrócić na miejsce zbrodni. Galen był niczego niewinną ofiarą, choć za milczenie mógłby zostać skazany.
Sprawdźmy to Galen — powiedziała z determinacją, unosząc na niego wzrok. Nie mogli takiej sprawy pozostawić bez działania. Sama Marshall by na to nie pozwoliła. Skrzywdzenie w jakikolwiek sposób Galena nie wchodziło w grę. Mieli mieć całe życie przed sobą. Wielkie wesele, dom z ogródkiem i dzieci. Nie wyobrażałaby sobie, by przez bezpodstawne oskarżenia ktoś miałby jej to zabrać. Dla niej nie było tu winy Galena, ale coraz bardziej zaczynała się zastanawiać, co właściwie powinna z tym zrobić.
Podeszła do niego, spoglądając na te dwa podpisy. Przyglądała się podpisom ze wstrzymanym oddechem. Tylko miała z tym jeden problem. Nie mógł to być każdy. Ona, ale też osoby jej bliskie. Ktoś w kimś kiedyś była zakochana, a nawet jakiś typ z banku, który mógł mieć jej podpis. Nie miała zamiaru dać się zwariować. Mogła to być ona, ale też jakiś jej szalony ex, który zaczął ją szukać we wszystkich możliwych miejscach na świecie.
No są podobne — przyznała całkiem szczerze — ale równie dobrze mógł napisać to ktoś jej bliski, albo ona sama — ktoś, kto znał te zawijasy. Ten styl pisania, który nawet dla Cherry wydawał się charakterystyczny. Każda pojedyncza literka miała w sobie coś wyjątkowego, albo to ona zaczęła za bardzo się nad tym zastanawiać. Widziała zbyt wiele szczegółów, jakby faktycznie miały one znaczenie — nikt nie wiedział z jej bliskich... że była z Wami? — spytała w końcu. To pytanie musiało paść. O tamtym wieczorze wiedzieli tylko oni oraz nieboszczka. Co wcześniej? Nawet ona mimo swoich niezbyt stabilnych więzi rodzinnych zdawała sobie sprawę, kto się gdzie znajdował. Cordian na wakacjach, Corvin siedzący we wieżowcu, liczący tablelki w excelu, a Cyrus przy jej gabinecie. Oni to samo wiedzieli o niej — nie jesteś przypadkową osobą, skarbie — był widoczny, charakterystyczny, przede wszystkim głośny. Oczy wielu kobiet padały na niego bezwiednie, by móc zajrzeć w tę niebieską toń oceanu. Dotknąć go, poczuć zapach jego perfum. Mógł mieć przy sobie kobiety, ale nie zmieniało to jednego, że był niezwykle, atrakcyjnym przedstawicielem płci męskiej. Ludzi go zapamiętywali, zwłaszcza widząc drogie zegarki na jego nadgarstku.
Nie wiem — nie znała jej, go w tamtym okresie też. Trudno było gdybać, kiedy ilość informacji była zbyt mała. Widać to było po niej. Próbowała wejść w tryb analizy, zacząć się zastanawiać, ale prawda była taka, że ona... nazywała się Morgan. Podobnie jak Cherry miała dobry gust do mężczyzn, tylko weszła w relację, której nie powinno się rozdzielać. Wściekła kobieta to najgorszy możliwy rodzaj wroga — ale powinniśmy się dowiedzieć. — zacząć szukać, na pewno nie siedzieć w miejscu, na jej łóżku w apartamencie — sprawdzić, by mieć całkowitą pewność — czy żyje, a jak tak, to czego dokładnie od niej chce — dalej nie możesz się udać... na wycieczkę, prawda? — zagadnęła, uśmiechając się niemrawo. Dawno nie była poza Toronto. Brakowało jej innego powietrza, ale też cichego mruczenia samolotu.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Kiedy Cherry zapytała o to, gdzie to się działo, to Galen się zamyślił, doskonale pamiętał to jezioro, pamiętał każdą deskę w tym pomoście i każde zagięcie linii brzegowej, ale nie pamiętał tej nazwy. Przymknął na moment powieki wracając do tamtych chwil, do tego znaku, który mijali w samochodzie bez dachu. Co to było...
- Jezioro Oneida - powiedział w końcu i ta nazwa jakoś tak boleśnie w niego uderzyła. Piękne, malownicze jezioro Oneida. Tyle razy później wpisywał w google tę nazwę. Ale nigdy nie trafił na żadną wzmiankę o zwłokach. Chociaż potem przestał, potem zrezygnował, a co jeśli to ciało wypłynęło dużo później? Ale gdyby ono wypłynęło, to chyba teraz rozmawiałby z policją, a nie z Cherry. To może wcale nie dostały żadnego listu, tylko od razu oskarżenie, gdyby to ciało wypłynęło i ktoś by go z tym powiązał, ktoś by wiedział, że tam był. Tak dużo pytań, dużo różnych myśli.
Galen zmarszczył brwi, on kompletnie się na tym nie znał, na jakiś ogłoszeniach policji, i chociaż w te kontenery się trochę zamieszał, to przecież mózgiem całej tej operacji była Pilar, a Galen to co najwyżej mógł być ładną twarzą.
I teraz też na tej twarzy było widać, że się zastanawiał, co oni mogli teraz zrobić.
- Może w ogóle ich tam nie było Cherry, skoro Morgan napisała ten list? - podrapał się po policzku, bo Galen się na tym nie znał i nawet nie czytywał kryminałów, tylko jakieś poradniki biznesowe. Wstał, żeby przejść się po pokoju, bo jednak lepiej mu się wtedy myślało. Musiał zebrać myśli, jakoś je uporządkować. Zrobił rundkę wzdłuż łóżka, jak ten dziki kot w klatce, szybki, niespokojny spacer, i zatrzymał się dopiero kiedy Cherry powiedziała, żeby to sprawdzili.
- Chcesz tam jechać? Nad jezioro Oneida? To w zasadzie nie jest daleko, bo to koło Nowego Jorku - stwierdził przechylając na bok głowę, mrużąc powieki jakby coś kalkulował, bo o ile Galen nie znał się na zwłokach i ich rozkładzie, to mapę potrafił sobie wyobrazić i nawet to oszacować - kilka godzin jazdy - szybkiej jazdy zdecydowanie mniej niż pokazywało zakłamane google maps. Może rzeczywiście mogli sobie zrobić taką wycieczkę, tylko czego oni dowiedzą się na miejscu? A przede wszystkim jak to zrobią? Może znowu jakieś udawanie, jakieś zbieranie informacji? Może Galen Wyatt naprawdę powinien się przebranżowić na jakiegoś tajnego agenta w służbie jego królewskiej mości?
Patrzył na te listy, kiedy Cherry do niego podeszła, a kiedy powiedziała, że mógł to napisać ktoś jej bliski, to zamrugał. Na jej kolejne pytanie pokręcił przecząco głową.
- Morgan nie miała bliskich, była sama, wychowała ją ciotka, a wtedy... Ona była na jakimś życiowym zakręcie, nikt nie wiedział gdzie jest - zupełnie jak Galen był wtedy na życiowym zakręcie i nikt z jego bliskich nie wiedział, gdzie on się wtedy szlajał. Miał być w Miami, miał pić drinki na plaży i bawić się w jakimś drogim hotelu, ale wylądował pod Nowym Jorkiem nad jakimś jeziorem. Może dlatego jakoś tak ich do siebie ciągnęło? Bo byli wtedy oboje bardzo pogubieni.
I teraz też Galen był pogubiony. Zdawał sobie sprawę, że może ktoś chciał go po prostu nastraszyć, wrobić, zagrać mu na nosie? Ale z drugiej strony... nikt nie wiedział o Morgan. Gdyby to było coś w stylu wiem o Twoich kontenerach, to by się nawet nie zdziwił, bo każdy o tym wiedział, ale o Morgan nikt oprócz niego i Marcie.
Może powinien o tym porozmawiać z Marceline?
Coś na pewno musiał zrobić, tylko on wcale nie wiedział co. Jego niebieskie tęczówki utkwione były w oczach Cherry, kiedy to powiedziała, że powinni się dowiedzieć. Uniósł jedną brew. Przejechał palcami po twarzy, nie powinien opuszczać miasta, bo śledztwo było w toku, ale do Quebec też nie powinien jechać.
- Chcesz tam ze mną jechać Cherry? - zapytał w końcu. Chociaż może powinien to zrobić sam? To był w końcu jego problem, jego sprawa. Chociaż teraz kiedy zrzucił ją na barki Cherry, może nie tylko zupełnie jego samego.
Ale co jeśli to będzie jakieś niebezpieczne? Nie mógł jej przecież narażać, nie chciał tego robić. Ale co mogło być niebezpiecznego w wycieczce nad jezioro?
No na przykład to, że po drodze zgarną jakąś autostopowiczkę...
Odchylił do tyłu głowę i znowu zrobił te kilka kroków po pokoju.
- Nie wiem Cherry, myślisz, że to dobry pomysł tam jechać? A może... - zaczął, ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy, przecież nikt inny nie mógł o tym wiedzieć. Nie mógł wynająć detektywa, czy iść na policję. Chociaż może...
Usiadł znowu na brzegu łóżka, oparł łokcie na kolanach i przez chwilę myślał, myślał o tym intensywnie, a te jego błękitne oczy wpatrzone były w jasny dywan. W końcu skinął głową.
- Dobra, pojedziemy tam, po prostu się dowiemy czy kiedyś znaleźli tam zwłoki, takie rzeczy chyba odbijają się echem i jeśli tak, to na pewno... - nie skończył, bo Galen teraz zaczynał wierzyć, że może jednak nie. Że może wcale nie było żadnych zwłok?
Bo może Morgan żyła. Tylko czy to nie oznaczało, że ta sprawa robiła się jeszcze bardziej skomplikowana, bo czego ona teraz chciała. No na pewno nie zaprosić Galena na weekend nad jeziorem. Skąd ten tajemniczy list? I co miał oznaczać?
Nad tym też będzie musiał się zastanowić.

Cherry Marshall
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
30 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
Pani Prezes Northland Power
Awatar użytkownika
Ho, ho, ho
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjityp narracji
czas narracjiPrzeszły
postać
autor

Galen L. Wyatt

Gdzie to? — spytała ze zmarszczonymi brwiami, bo całej mapy Stanów Zjednoczonych nie była w stanie zapamiętać. Znała stany, najważniejsze miasta, rzeki i góry. Gdy chodziło o jeziora, zaczynała się gubić. Dopiero zobaczenie i doświadczenie jakiegoś miejsca sprawiało, że była w stanie zapamiętać je. Doświadczyć całą sobą. W ten sposób zapamiętała park wulkanów. Piękny, dumny, gorący, a przede wszystkim niebezpieczny. Ponad sto lat temu ludzie tam płonęli, a wraz z nimi ich domy. Wszystko przez żywioł, trawiący wszystko, co spotkał na drodze. Opowieść Galena była inna, bo dziewczyna zaginęła w toni spokojnego jeziora.
Nie znała go.

Za to sama nazwa przypominała jej w głowie piękne nimfy, czy wróżki znajdujące się w jeziorze. Wpatrujące się wielkimi oczami. Chociaż przypominało niezdobyte tereny przez ludzi. Takie których nie dało się oderwać od natury, a wraz z siłą człowieka cały teren został wywrócony.
Cherry też się nie znała. Mogła mieć ogólną wiedzę na ten temat, ale nigdy prawo karne nie było w zasięgu jej zainteresowań. Wolała skupiać się na prawie cywilnym, tym co mogło pomóc jej, chociaż minimalnie w pracy. Znała podstawy. Oglądała też zdecydowanie za dużo horrorów i seriali kryminalnych. Znała podstawy, wiedziała, gdzie mogłaby zacząć szukać. Zostało też zapytanie chata, ale czy chciała zostawiać takie ślady?
Nie wiem — odparła, spoglądając na niego szczerym wzrokiem. W tej całej historii było zbyt wiele luk, których nie dało się w żaden sposób zapełnić. Zmarszczyła brwi, próbując uporządkować fakty. Tylko i one nie pomagały. Za mało składowych, by móc cokolwiek wywnioskować. Siedziała na łóżku ze skupioną miną, aż Galen zadał jej kolejne pytanie.

A możesz już jechać? — spytała zmartwiona ze zmarszczonymi brwiami — nie chcę, żebyś zniknął — powiedziała ciszej, wbijając w niego spojrzenie. Nie było w tym nuty pretensji, ale nie wyobrażałaby go sobie zamkniętego w areszcie. Możliwe, że poradziłaby sobie bez niego, żyłaby dalej. Tylko w sercu dalej miałaby drzazgę, przypominającą o jego istnieniu. Nie byłaby w stanie zasnąć we własnym łóżku, widząc puste poduszki. W głowie pojawiło się zbyt wiele okropnie trudnych scenariuszy, które musiała wziąć pod uwagę. Dalej był głównym podejrzanym w całej sprawie, na pewno był obserwowany. Nie daliby mu tak po prostu wyjechać z miasta.
Co się z nią działo, skoro chciała złamać zasady? Lubiła utarte ścieżki i sprawdzone metody. Czasem wracała do łóżka byłego z tego powodu. Powinni zostać, ale mieli tyle samo powodów, by tam wyjechać. Ktoś musiał to powiedzieć głośno.

Kochanie, ale to po co miałaby wracać? — spytała całkiem szczerze — może ktoś ją porwał, przetrzymywał, albo chce twojej głowy? Mogłeś też czegoś nie wiedzieć — powiedziała miękkim tonem, próbując znaleźć w ich teorii jakieś luki, które warte byłyby podważenia — a ta ciotka? Musiała się z nią kontaktować. Nawet ja dzwonię do bliźniaka, jak tylko gorzej się poczuję — dopytała Marshall, spoglądając na Galena. Mógł nawet nie zdawać sobie sprawy z tego kontaktu. Był na toalecie i robił najbardziej drogą dwójkę świata, gdy dziewczyny były w stanie zająć się sobą. Ludzie pogubieni lubili wracać do najbliższych. Dawali oni pocieszenie, stabilizację. Nowe osoby dawały ekscytację i nowy dom, w którym dało się schronić przed starymi demonami.
A może... to Morgan miała coś na sumieniu. Ktoś za nią mógł cały czas podążać, obserwując każdy ruch. Wiele mogło się zadziać. Zmarszczyła brwi... coś musieli zrobić, a jedynym sensownym wyjściem był wyjazd.

Wtedy Galen zapytał. Siedziała z otwartą buzią, kłócąc się ze samą sobą. Nie mogli nikogo wynająć, ani prosić nikogo o pomoc. Nikt nie był na tyle zaufany, by mogła oddać mu w ręce przeznaczenie jej miłości. Mogli zaryzykować, albo siedzieć, czekając na wyrok.
Tak — powiedziała finalnie głosem nieznoszącym sprzeciwu — ale będziemy musieli złamać kilka zasad i wyjątkowo ja będę za Ciebie płaciła, dobrze? — spytała niepewnym tonem. Na pewno policja w jakiś sposób obserwowała Galena. Będą musieli być sprytniejsi niż oni. Tylko w ten sposób wyjdą z tej sytuacji obronną ręką. Kontenery dalej ciążyły na jej sercu. Póki sprawa się nie rozwiąże, znajdowali się w dziwnym zawieszeniu.
Niedobry — odpowiedziała za niego, zagryzając dolną wargę — ale jedyny warty rozważenia i... kurwa, powinniśmy tam pojechać — część rzeczy mogli dowiedzieć się z internetu. Ludzie za to bywali dużo bardziej wylewni. Niektórzy pewnie kojarzyli jeszcze prawie-prezesa, przemierzającego Stany z dwoma, pięknymi kobietami u boku. Tacy ludzie rzucali się w oczy. Mężczyźni mu zazdrościli, a płeć piękna chciała znaleźć się na miejscu Marcie i Morgan.

Jedziemy tam — skinęła głową, siadając obok niego. Znów chwyciła go mocno za dłoń — będziemy się nad tym zastanawiać na miejscu. Nie ma co gdybać — dodała, unosząc delikatnie kąciki ust. Teraz nie mieli, czym się zadręczać. Prawda była taka, że wszystko będzie rozgrywało się na bieżąco. Wtedy będą w stanie dojść do tego, co właściwie się stało tamtej felernej nocy. Dojść do prawdy.
Będę brzmiała okropnie, jak powiem, że trochę się cieszę na wycieczkę? — spytała, unosząc jedną brew do góry. Trochę czuła się winna, ale w głębi duszy już dawno chciała wyrwać się z Toronto. To miasto przynosiło im jedynie ból.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Kiedy zapytała czy może już jechać, to Galen od razu zmarszczył brwi. Nie mógł, ale wielu rzeczy teoretycznie też jeszcze nie mógł robić, a robił. Miał nie żyć w stresie, a mimo to jego życie to było jeden wielki stres, pasmo jakiś dziwnych zdarzeń, z których większość wywoływała tak silne emocje, że ciężko było się nie denerwować, nie unosić.
Teraz też od razu chciał się unieść i jej powiedzieć, że on wszystko może. Bo kto mu zabroni? Był prezesem, nie miał nad sobą nikogo. Tylko, że były pewne rzeczy, których zakazywał mu lekarz, no i prawo też.
Wzruszył ramionami.
- Przecież nikt nie musi o tym wiedzieć, to tylko krótki wypad, wrócimy zanim ktokolwiek to zauważy - stwierdził, chociaż prawda jest taka, że Galen nie wiedział na ile go obserwują. Wiedział, że to robią, bo przyznała mu się do tego Pilar, wiedział, że go prześwietlają, skoro wiedziała o klinice. Tylko, że on tam płacił kartą. A mógł gotówką, jak wtedy w Quebec. A jeszcze do tego jakby nie jechał tym pięknym rzucającym się w oczy Lambo, albo Porsche. Dało się to wszystko na pewno tak ułożyć, tak zaplanować, że on na te trzy dni po prostu zniknie. A policja może nawet sobie pomyśli, że on miał wtedy jakiś seks maraton ze swoją piękną narzeczoną. Przecież mógł mieć, prawda?
Akurat jeśli chodzi o Galena, to łatwiej go powiązać z czymś takim, niż jakimś spontanicznym wyjazdem.
- Może to jest jakaś zemsta Cherry? - odpowiedział pytaniem na to jej, po co miałaby wracać. Zemsta za zabicie jej, ale skoro żyła...? To jaka zemsta?
Zemsta za to, że ją zostawili może bardziej? Chociaż kto normalny po tylu latach szuka zemsty?
Ale czy Morgan była normalna? Galen nigdy jakoś bardzo dobrze jej nie poznał, nie wiedział o niej wcale dużo.
- Nie wiem Cherry, to wszystko jest takie dziwne - powiedział to w końcu. Za dużo rzeczy się jeszcze tutaj nie kleiło, za mało było tych kawałków układanki, tylko ten dziwny, tajemniczy list. A oprócz tego nic, oprócz tego oni nawet nie wiedzieli czy Morgan żyje, czy nie.
- Nie kontaktowała się - powiedział, jakby był tego pewny, bo trochę był - kiedy wyruszasz w szaloną podróż i nie wiesz jak ona się skończy, i gdzie, to się nie kontaktujesz Cherry, to żyjesz, chwilą - i oni wtedy tak przez chwilę żyli, w szaleńczym tempie, dziko, nie myśląc wcale o tym, co zostawili za plecami, nie myśląc o nikim, tylko o sobie, o tej chwili, z której czerpali garściami, wszystkimi zmysłami. Mogli nie mieć wtedy tych telefonów, bo mieli siebie nawzajem. To im przez pewien czas wystarczało.
A potem wszystko się popsuło. Tylko, że Morgan wtedy już nie zdążyła zadzwonić do ciotki...
Kiedy Cherry powiedziała, że z nim pojedzie, to przez moment te niebieskie tęczówki zawieszone były na jej pięknych, dużych oczach. Przez moment jeszcze się wahał.
- Dobra - powiedział w końcu, a gdy kontynuowała, że będą musieli złamać kilka zasad i ona będzie płaciła, pokiwał głową - wypłacę gotówkę, żeby nie zostawiać śladów - stwierdził, bo tego akurat nauczyła go Pilar, że na takich wyprawach lepiej płacić gotówką - wynajmę samochód - tylko tym razem nie żadne złote lambo - no i... powinniśmy nie rzucać się w oczy - zmrużył powieki przyglądając się Cherry, która wyglądała jak milion dolarów. Nie to, że Galen wyglądał gorzej, w tej swojej nieskazitelnej, drogiej koszuli, pewnie z jakiejś limitowanej edycji. Zmarszczył nos.
- Masz jakieś normalne ubrania? - zapytał, szczerze, bo u nich to pewnie dres kosztował tyle, co wypłata jakiegoś przeciętnego Smitha. No ale mogli się przygotować, powinni.
Kiedy usiadła obok niego, to odruchowo do niej sięgnął, oparł jej rękę na udzie. Podobała mu się taka zdeterminowana Cherry. Jedziemy tam - to już chyba nie było odwrotu. Decyzja podjęta. Czekała ich wycieczka. Ścisnął mocniej jej palce.
- A jak się okaże, że Morgan nie żyje? - trochę jeszcze się zastanawiał, a mieli nie gdybać, ale Galen miał sto myśli na minutę, zawsze. Jemu ciężko się było nie zastanawiać. Dlatego też już zaczął myśleć jaki samochód powinien wynająć. A nawet ile gotówki powinien wypłacić, żeby starczyło im na hotel. Motel?
I dopiero kolejne słowa Cherry sprowadziły go na ziemię, do niej. Wbił te niebieskie tęczówki w jej twarz, a jeden kącik jego ust uniósł się mimowolnie do góry.
- Trochę okropnie, bo to może być... ciężka przeprawa, ale ja też się cieszę - oparł sobie jej dłoń na karku i przyciągnął ją do siebie za to udo, na którym zaciskał palce - i chcę Cię zobaczyć w dresie - dodał i teraz to już się uśmiechnął - a ja nie wiem, może założę jakąś koszulę w kratę, co o tym myślisz Cherry? - uśmiechnął się do niej zaczepnie. Jeansy i koszula w kratę i już rodzona matka by go nie poznała. Ale to dlatego, że jego matka to w ogóle nie widziała ludzi, którzy ubierali się normalnie, ona widziała tylko sukienki Chanel i koszule od Armaniego.
- Może znajdę jakiś nocleg? - zapytał, bo Galen to już myślał o tym wyjeździe, chociaż też jeszcze trochę myślał o tych jego palcach, które sunęły wyżej po udzie Cherry - czy normalni ludzie rezerwują takie rzeczy na miejscu? - zapytał. Bo dla niego zazwyczaj to załatwiała w ogóle sekretarka, ale czasem on. Jak wtedy kiedy zabierał Meenę do Teksasu na przykład, wszystko bukował sam, z odpowiednim wyprzedzeniem, dopracowaniem w najmniejszych szczegółach. Tak robił Galen Wyatt w tej swojej koszuli od Armaniego. A może ten w koszuli w kratę był mniej zorganizowany, bardziej spontaniczny? Może on powinien wejść do motelu i poprosić o pokój? Aż ściągnął do siebie brwi zastanawiając się nad tym.

Cherry Marshall
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
30 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
Pani Prezes Northland Power
Awatar użytkownika
Ho, ho, ho
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjityp narracji
czas narracjiPrzeszły
postać
autor

Galen L. Wyatt

Spodziewała się uniesienia dumą. Może nawet kolejnej kłótni? Wpatrywała się w niego wielkimi oczami, czekając na osąd. Zabranianie czegokolwiek Galenowi nie wchodziło w jakąkolwiek grę. Doskonale to wiedziała. Podobnie jak nazwanie go słodziakiem. Chociaż nim był. Traktował ją prawie jak księżniczkę wyniesioną na piedestał, a jego oczy błyszczały, jak dziecku w trakcie rozpakowania prezentów w trakcie gwiazdki. Jednak Galen był jak Galen z wielkim portfelem, który naprawdę potrafił wszystko, ale jego serce mogło mu odmówić współpracy.
A wiesz, jak dokładnie Cię obserwują? — spytała całkiem szczerze Marshall ze zmarszczonymi brwiami — chociaż pewnie tylko telefon i kartę... — dodała praktycznie od razu i spojrzała mu prosto w oczy, zadając niezwykle trudne pytanie — wytrzymasz cały wyjazd bez telefonu? — dopytała, wstrzymując na moment oddech. Ona by z pewnością nie dała rady. Cały czas musiała być w kontakcie z kontrahentami, sprawdzała maile, a nawet w trakcie jazdy swoim bentley'em rozmawiała, gdy tylko ktoś do niej zadzwonił. Była uzależniona od telefonu i zdawała sobie z tego doskonale sprawę. Galena podejrzewała oto samo. Dlatego spoglądała na niego z dziwnym wyczekiwaniem. Mogli zniknąć na krótki wyjazd.
Nawet jazda po drogach innych niż Kanady oznaczałaby dla niej poczucie wolności, którego tak bardzo łaknęła. Siedziała w tym pierdolonym Toronto, tylko ze względu na Galena. Dla niego. Po utracie dziecka znalazłaby się na Alasce, czy innej Islandii, obserwując zorzę polarną, lub wybuchy wulkanu. Patrząc, jak światła tańczą na niebie, lub jak magma trawi wszystko pod swoim ciepłem.

Zemsta to bardzo mocne słowo. Zdecydowanie zbyt mocno. Zastanowiła się, co ona chciałaby zrobić w takiej sytuacji. Nie wróciłaby po paru latach. Dużo wcześniej zniszczyłaby wszystko, co kochają osoby, które doprowadziły ją do takiej sytuacji. Oglądałaby płonące miasto wraz z jej złością. Nie dałaby rady tyle wyczekać. To zdecydowanie nie było w jej stylu.
Po tylu latach? — spytała ze zmarszczonym nosem — to byłoby głupie — tyle rzeczy dało się zrobić wcześniej. Choć teraz był na to idealny moment. Galenowi stanęło serce, był jak gościu zesrany we własne gacie przez kontenery. Odpowiedni moment na atak i zadanie uderzenia. Najsłabsza forma, najsłabszy PR, a pewne też psychika. Dodatkowo narzeczona suszyła mu o każdą uwagę lekarza.

Czasem mam wrażenie, że gramy w jakimś kiepskim serialu — prychnęła Charity, kręcąc głową. Cały czas nabuzowani, poszukując przygód. Trochę jak w Harrym Potterze. To nie oni szukali kłopotów, to one znajdowały ich. W jaki inny sposób można by nazwać ich znajomość? Lanzarote, ślub z gejem, kłótnie, dziecko, utrata ciąży, kontenery, zatrzymanie akcji serca. Za dużo jak na dwójkę, zwykłe niezwykłych ludzi.
To że ty tak miałeś, nie znaczy, że ona tak samo — skwitowała nagle Marshall — musiały być o Ciebie zazdrosne, a jak pojawia się problem w raju, to razem z nim telefon do przyjaciela — powiedziała całkiem szczerze. Mogli szaleć, zniknąć w puszczy, w lesie, totalnie się nie odnajdując. Mógł być alkohol, narkotyki, a jednak messenger cały czas działał, czy inne gg. Smutne opisy na nim. Zdjęcia uwiecznione. Każdy czasem chciał wrócić do chwil, które wydawały się być ulotne. Chyba... nie mogli cały czas uprawiać seksu? Spojrzała na niego kątem oka. No, kurwa, mogli.

Uśmiechnęła się szeroko, słysząc zgodę. Zgadzali się. Pod tym względem ta noc wydawała się być już wyjątkowa.
Tak, jest — zaśmiała się i zasalutowała. Nigdy nie brała udziału w tajnej misji, a zaczęła czuć się jak tajna agentka, lub wojowniczy żółw ninja. Kto wie? Może w jej głowie znajdzie się miejsce na nauką sztuk walki. Powinna uskutecznić ten pomysł. Nabrała powietrza do płuc, zastanawiając się, co tak właściwie powinna ze sobą zrobić. — może jednak ja wynajmę, a ty powiesz jakie? Zostawiasz przecież tam swoje dane — a nikt by nie chciał, żeby wiedzieli, jakim autem wyruszają w tajemniczą podróż. Mogła to być misja do odblokowania, a prawda była taka, że Charity była wręcz napalona. Tylko nie na niego, chociaż na niego też, na myśl o wyjeździe, chwili oderwania się od tego pierdolonego Toronto, gdzie życie było trudniejsze niż łatwiejsze.

Przecież innych nie ubieram — odparła praktycznie od razu — ale... co to znaczy... normalne ubrania? — spytała, unosząc jedną ze swoich brwi. Nie wyobrażała sobie pokazać się ludziom w czymś innym niż szpilki, zbyt krótkiej sukience. Zawsze musiała zostawić po sobie dobre zdanie. Była prezeską, królową. Nie potrafiłaby ubrać zwykłych szmat z jakiejś sieciówki. Jak to tak? Nawet nie wiedziała, czy nie dostałaby alergii od taniego materiału. Bogaci musieli chorować na takie rzeczy. Były zbyt szorstkie, a kwota na koncie w ogóle nie malała. Prawdziwy horror.
To wtedy będziemy się martwić... możemy przecież nie znaleźć nic. Kiedy to w ogóle było? — tego też nie wiedziała. Na pewno przed jego prezesurą, ale nie znała jeszcze jego biografii życia i wszystkich historii, by potrafić ułożyć to sobie chronologicznie. Potrzebowała dat, informacji, a teraz jedynie słyszała pytania, które coraz bardziej wybrzmiewały z jego głowy.
Może być ciężka, ale z Tobą i... poza Toronto — dodała, uśmiechając się niewinnie. Czuła, jakby jakieś jej modlitwy zostały właśnie wysłuchane. W końcu znajdzie się w innym miejscu z nim. Mogło to wydawać się to pragnienie bardzo prozaiczne, ale aż sama nie wiedziała, co powinna ze sobą zrobić. Chociaż teraz miała odrobinę inne myśli, kiedy rozsuwała dla niego uda, by jego ręka mogła powędrować jeszcze wyżej. Jakby ten cały list nagle wyparował jej z głowy — a nie lepiej bez niego? — spytała, zagryzając swoją dolną wargę. Miała piękne, drogie dresy od projektantów, luksusowych marek. Rzucały się w oczy. Tylko kilka rzeczy miała odrobinę spranych, które nosiła w trakcie choroby. Chociaż dla normalnego wyjadacza chleba i tak odróżniałyby się od innych. Nieważne, co by ubrała. Koszulę, spodnie, marynarkę. Nawet bieliznę miała markową. — że będziesz wyglądał wtedy jak seksowny drwal, załóż okulary, to długo nie będziesz miał tej koszuli — aż zagryzła dolną wargę. Stęskniła się za tym widokiem. Zbyt często nosił soczewki, a ona miała słabość do okularników. Aż zrobiło się jej gorąco, gdy tylko sobie go w nich przypomniała. Raz je miał, ten jeden raz mógłby spełnić z nią każdą fantazją. Nawet ten trójkąt.
A normalni ludzie śpią w hotelach? A nie w aucie, lub w namiocie? — spytała całkiem poważnym tonem. Jedyny obraz jaki miała, to ten z filmów. Nie zawsze sprawdzony, nie zawsze dobry. Przegryzła dolną wargę, zastanawiając się, w jaki dokładnie sposób powinni to ugryźć. Ktoś powinien zrobić im tutorial, jak zachować się jak typowy, amerykański Kowalski — nie no, są przecież motele... ale nie wiem, jak to działa... — zawsze dzwoniła i miała miejsce. W razie czego sypała odpowiednio dużą kwotą i nagle dało się wszystko zrobić, ze wszystkim zadziałać — weź spytaj chata — tak, była poważna. Jedyny poważny konsultant jej myśli.
ODPOWIEDZ

Wróć do „#13”