- 
				 i am the summer sinking through the cold december of your soulnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor i am the summer sinking through the cold december of your soulnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
- Trzymam za słowo - odpowiedziała jedynie, choć jej ton pozostał lekki, niezobowiązujący.
Było coś tymczasowego w tej krótkiej chwili, którą dzielili na swoich balkonach pod okrywą nocy. Nie miała pojęcia kim był James, ale podejrzewała, że pierwszy i ostatni raz słyszy brzmienie jego głosu. Nie wychodziła na balkon zbyt często, zresztą - większość nocy spędzała w łóżku, własnym bądź należącym do kogoś innego. Noc odzierała człowieka z masek, uwydatniała jego wrażliwość.
Dlatego zawsze wolała rześkie poranki.
- Giorgia? - parsknęła, nawet jeśli postawiła przed mężczyzną zadanie niemożliwe do wykonania. Strzepała nadmiar popiołu z końcówki dogasającego papierosa, pozwalając, by spadł przez barierkę w dół - w stronę niezadbanej zieleni i popękanych kamieni chodnika. - Brzmię dla ciebie na starą babę? - dodała, siląc się na to, by oskarżenie w jej głosie zabrzmiało na prawdziwe.
Giorgia kojarzyło jej się wyłącznie ze starszymi, eleganckimi paniami. Zupełnie tak, jakby żadne dziecko nigdy nie otrzymało takiego imienia, Giorgie zwyczajnie pojawiały się w jej okolicy po czterdziestce i dojrzewały do swojej prawdziwej, ostatecznej formy.
Zgniotła papierosa o metalową barierkę. Nie posiadała popielniczki - wszak przecież nie była osobą palącą a ślady po pozostałych niedopałkach, które zgniatała w tym samym miejscu, wcale nie migotały w półmroku rozświetlonym lampką nocną, której światło wychylało się z mieszkania na zewnątrz.
- Brzmi poetycko - skwitowała jego opis, czując, jak pewna struna w jej sercu drży od wypowiadanych przez niego słów i ten pragmatyzm, ta potrzeba dystansu materializuje się natychmiast, zgniatając chowany w jej wnętrzu instrument. - Obawiam się, że jestem wyłącznie dziewczyną ze słabością do mentolowych papierosów.
Głos jej nie zadrżał gdy posłała kłamstwo w stronę nocnego nieba wiedząc, że powietrze uniesie je w stronę sąsiadującego balkonu. Odpowiedziała tak, jakby nie dzieliła jego postrzegania świata - postrzegania znacznie głębszego niż powierzchowna konwersacja z drugim, obcym człowiekiem. Dostrzegając tę niewidzialną nić, która na moment przemknęła przez oddzielającą ich barierkę, szarpnęła w tył - jakby zauważyła jej błysk, niczym błysk pajęczyny, umykając przed potencjalnym ugryzieniem.
Nie było powodu, dla którego miałaby zagłębiać się w taką rozmowę. Świat był tym prostszy, im mniej barw posiadał - a ona z biegiem lat zaczęła władać jedynie odcieniem szarości, malując go na własny sposób.
- Dobranoc, James - dodała cicho, cicho, choć sprawnie umykając do drzwi swojego balkonu i zamykając je szczelnie za sobą - jakby obawiała się, że emocje, które pozostawiła za sobą przesiąkną do wnętrza jej pustego salonu.
James A. Rutherford
zt x2
