-
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
W zasadzie to w ogrodzie tej opuszczonej posiadłości było może nawet ciszej niż w głębi lasu, może nawet gdzieś w tle było słychać pluskot wody w fontannie, tej która była uwieńczeniem podjazdu. Tej, w której Galen jako dzieciak puszczał zabawkowe statki.
- Plaża jest taka... zwyczajna - rzucił, czyżby sugerował, że Charity Marshall była niezwykła? Nie, raczej nie.
- Nie przyzwyczajaj się Marshall, uznaj to za chwilę mojej słabości, jedną, jedyną - powiedział, przez moment te niebieskie tęczówki zawieszając na jej oczach, w których odbijały się gwiazdy. Ciemne oczy miały w sobie coś takiego, co mogło urzekać, zwłaszcza takie oczy jak jej, jak czarna bezgwiezdna noc, tajemnicza, pociągająca.
Galen odwrócił spojrzenie, w momencie kiedy padło to pytanie.
Czy jej się bał?
Na pewno nie.
Bardziej bał się siebie.
- Prowokujesz mnie? - zapytał odpowiadając pytaniem na pytanie. Spojrzał na nią tak, jakby rzeczywiście czekał na odpowiedź. Bo może mogła zmienić wszystko w jednej chwili?
Nie, nie mogła. Dobrze, że Galen wypił dzisiaj tylko lampkę szampana, bo może sam w tej chwili opierał by już dłoń na zgrabnej talii Marshall i odchylał ją do tyłu. A gdyby wypił więcej, to na pewno szukałby już pod tą jej sukienką tej koronki, którą przecież miała dzisiaj na sobie.
Spojrzał na nią badawczo, coś tutaj było na rzeczy i chociaż Galen był bystry, to nie wiedział jeszcze co, zerknął na jej pierścionek, którym zaczęła się bawić, czyżby ją parzył?
- To makabryczne, czy miłosne, musisz zdecydować jaki masz dzisiaj humor Cherry - znowu użył zdrobnienie jej imienia, znowu też stanął bliżej niej. Oparł rękę na jej talii, żeby przekręcić ją odrobinę w bok. Może po to, żeby udowodnić, że się jej nie boi?
Przysunął policzek do jej ucha i powiedział do niego ciszej.
- Niedaleko Andromedy... - już wiedziała, gdzie ona jest, więc nawet nie kłopotał się, żeby ją jej znowu pokazać - jest Cestus, morski potwór, który miał ją pożreć... - ostatnie słowo wypowiedział wolniej pozostawiając na jej uchu swój ciepły oddech.
Cherry Marshall
- Plaża jest taka... zwyczajna - rzucił, czyżby sugerował, że Charity Marshall była niezwykła? Nie, raczej nie.
- Nie przyzwyczajaj się Marshall, uznaj to za chwilę mojej słabości, jedną, jedyną - powiedział, przez moment te niebieskie tęczówki zawieszając na jej oczach, w których odbijały się gwiazdy. Ciemne oczy miały w sobie coś takiego, co mogło urzekać, zwłaszcza takie oczy jak jej, jak czarna bezgwiezdna noc, tajemnicza, pociągająca.
Galen odwrócił spojrzenie, w momencie kiedy padło to pytanie.
Czy jej się bał?
Na pewno nie.
Bardziej bał się siebie.
- Prowokujesz mnie? - zapytał odpowiadając pytaniem na pytanie. Spojrzał na nią tak, jakby rzeczywiście czekał na odpowiedź. Bo może mogła zmienić wszystko w jednej chwili?
Nie, nie mogła. Dobrze, że Galen wypił dzisiaj tylko lampkę szampana, bo może sam w tej chwili opierał by już dłoń na zgrabnej talii Marshall i odchylał ją do tyłu. A gdyby wypił więcej, to na pewno szukałby już pod tą jej sukienką tej koronki, którą przecież miała dzisiaj na sobie.
Spojrzał na nią badawczo, coś tutaj było na rzeczy i chociaż Galen był bystry, to nie wiedział jeszcze co, zerknął na jej pierścionek, którym zaczęła się bawić, czyżby ją parzył?
- To makabryczne, czy miłosne, musisz zdecydować jaki masz dzisiaj humor Cherry - znowu użył zdrobnienie jej imienia, znowu też stanął bliżej niej. Oparł rękę na jej talii, żeby przekręcić ją odrobinę w bok. Może po to, żeby udowodnić, że się jej nie boi?
Przysunął policzek do jej ucha i powiedział do niego ciszej.
- Niedaleko Andromedy... - już wiedziała, gdzie ona jest, więc nawet nie kłopotał się, żeby ją jej znowu pokazać - jest Cestus, morski potwór, który miał ją pożreć... - ostatnie słowo wypowiedział wolniej pozostawiając na jej uchu swój ciepły oddech.
Cherry Marshall
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Galen L. Wyatt
— Widocznie nie uprawiałeś seksu na plaży. Jedyny minus to piasek — który wchodzi w każdą możliwą część twojego ciała. Dobrą opcją wydawał się pomoc, albo kocyk, gdzie można było spokojnie się położyć. To była jedna z przelotnych nocy, które pamiętała. Chyba jedyne w trakcie, której nie zastanawiała się, gdzie są jej ubrania. Po prostu przyjęła to takim, jakie było — a ja za to jestem pijana. Może nic nie będę z tego pamiętała? — rzuciła, przedłużając ich spojrzenie. Zbyt dobrze odbijały się gwiazdy w jego oczach. Mogłaby nie patrzeć z powrotem w gwiazdy. Wystarczył jej wzrok Wyatt'a. Nawet lekko skrzywiła się, kiedy się od niej odwrócił. Nawet w nim widziała błyskotki nieba. Chciała móc w nie popatrzeć jeszcze dłużej.
Czy go prowokowała? Przechyliła delikatnie głowę, zastanawiając się całkiem długo nad odpowiedzią. Zastanowiła się nad tym. Tylko sama nie potrafiła sprecyzować, co dokładnie siedziało w jej głowie.
— Może — brzmiało na tak. Chociaż z kobietami, a zwłaszcza z Cherry, nigdy nie wiadomo. Raz może brzmiało na nie, a innym razem jako potwierdzenie. Wszystko zależało od jej humoru i mężczyzny, który stał przy jej boku.
Zdecydowanie pierścień stał się zbyt ciężki. Tylko kiedy alkohol z niej odparuje, wróci ta sama Cherry, która poświęci własną prywatność byle móc spełnić własne ambicje. Teraz mogła skupić się jedynie na cieple bijącym od Galena. Nie przypominał jej tego dupka z opowieści przyjaciółki. Nawet widziała w nim normalnego mężczyznę. Nie spięła się, gdy znowu ją dotknął. Bardziej skupiając się na jego dłoni niż słowach.
Jutro z tego powodu będzie cierpieć.
— Musisz zdecydować za mnie Galen — powiedziała cicho, dając mu sobą manewrować. Chyba Marshall nie była tak powściągliwą kobietą, jaką z siebie kreowała. Gdy poczuła jego policzek, jej ciało mimowolnie zadrżało. Nie pomyślałaby, że wielki pan prezes kupił ją na gwiazdy. Ją jak ten potwór, który pożarł Andromedę. Nie odezwała się, skupiła się jedynie na tym ciepłym oddechu.
— Widocznie nie uprawiałeś seksu na plaży. Jedyny minus to piasek — który wchodzi w każdą możliwą część twojego ciała. Dobrą opcją wydawał się pomoc, albo kocyk, gdzie można było spokojnie się położyć. To była jedna z przelotnych nocy, które pamiętała. Chyba jedyne w trakcie, której nie zastanawiała się, gdzie są jej ubrania. Po prostu przyjęła to takim, jakie było — a ja za to jestem pijana. Może nic nie będę z tego pamiętała? — rzuciła, przedłużając ich spojrzenie. Zbyt dobrze odbijały się gwiazdy w jego oczach. Mogłaby nie patrzeć z powrotem w gwiazdy. Wystarczył jej wzrok Wyatt'a. Nawet lekko skrzywiła się, kiedy się od niej odwrócił. Nawet w nim widziała błyskotki nieba. Chciała móc w nie popatrzeć jeszcze dłużej.
Czy go prowokowała? Przechyliła delikatnie głowę, zastanawiając się całkiem długo nad odpowiedzią. Zastanowiła się nad tym. Tylko sama nie potrafiła sprecyzować, co dokładnie siedziało w jej głowie.
— Może — brzmiało na tak. Chociaż z kobietami, a zwłaszcza z Cherry, nigdy nie wiadomo. Raz może brzmiało na nie, a innym razem jako potwierdzenie. Wszystko zależało od jej humoru i mężczyzny, który stał przy jej boku.
Zdecydowanie pierścień stał się zbyt ciężki. Tylko kiedy alkohol z niej odparuje, wróci ta sama Cherry, która poświęci własną prywatność byle móc spełnić własne ambicje. Teraz mogła skupić się jedynie na cieple bijącym od Galena. Nie przypominał jej tego dupka z opowieści przyjaciółki. Nawet widziała w nim normalnego mężczyznę. Nie spięła się, gdy znowu ją dotknął. Bardziej skupiając się na jego dłoni niż słowach.
Jutro z tego powodu będzie cierpieć.
— Musisz zdecydować za mnie Galen — powiedziała cicho, dając mu sobą manewrować. Chyba Marshall nie była tak powściągliwą kobietą, jaką z siebie kreowała. Gdy poczuła jego policzek, jej ciało mimowolnie zadrżało. Nie pomyślałaby, że wielki pan prezes kupił ją na gwiazdy. Ją jak ten potwór, który pożarł Andromedę. Nie odezwała się, skupiła się jedynie na tym ciepłym oddechu.
-
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Galen wywrócił oczami na jej słowa. Postanowił zachować dla siebie fakt, że uprawiał seks na plaży, chociaż dla niego nie był to nic szczególnego. Zresztą dla Galena już od jakiegoś czasu seks sam w sobie nie był szczególny, raczej dość mechaniczny. Ale może to dlatego, że jego partnerki nie za wiele dla niego znaczyły?
To co powiedziała później sprawiło, że się zastanowił, czy w normalnych warunkach wykorzystałby to, że jest pijana? Może. Może więcej by się nie zastanawiał, skoro jutro i tak to wszystko się rozpłynie we mgle, a on nawet nie zadzwoni.
Tylko, że to nie były normalne warunki, bo to była Charity Marshall i Galen wiedział, że przez najbliższy czas będzie zmuszony z nią pracować. Tu już nawet nie chodziło o to, że uważał ją za puszczalską, bo może już nie uważał? A może uważał jeszcze bardziej, skoro w tym momencie prowokowała i jego?
Tu chodziło o to, że jeśli skorzystałby z tej okazji, to nie mógłby już spojrzeć jej w oczy. A może sobie, w lustrze, kiedy przyszłaby do biura i potwierdziła mu, że jest dupkiem, a ona była po prostu pijana. A on po prostu skorzystał z okazji.
Jej kolejna zaczepka, utwierdziła go tylko w przekonaniu, że przemawia przez nią alkohol, a dla Galena to nie była żadna zabawa iść do łóżka z pijaną kobietą, od jakiegoś czasu już tego unikał. Chociaż jeszcze przejechał palcami po jej plecach, musnął opuszkami materiał jej sukienki, kosmyki jej długich włosów, jakby było mu troszkę szkoda tej zmarnowanej sytuacji, tych pięknych gwiazd. Tej sukienki, która mogłaby już leżeć na ziemi obok jego auta.
Kiedy powiedziała, że musi zdecydować za nią, to westchnął ciężko, jak ten potwór, który widział Andromedę przywiązaną do skały, a jednak nie było mu dane jej pożreć. Biedny Cestus.
- Charity chyba powinienem cię odwieźć - powiedział w końcu i zabrał dłoń z jej tali. Nie odsunął się, bo już się jej nie bał. Chociaż może powinien się bać, że to on pęknie?
Nie. Nie tej nocy, kiedy sama mu powiedziała, że może jej zupełnie nie pamiętać.
Cherry Marshall
To co powiedziała później sprawiło, że się zastanowił, czy w normalnych warunkach wykorzystałby to, że jest pijana? Może. Może więcej by się nie zastanawiał, skoro jutro i tak to wszystko się rozpłynie we mgle, a on nawet nie zadzwoni.
Tylko, że to nie były normalne warunki, bo to była Charity Marshall i Galen wiedział, że przez najbliższy czas będzie zmuszony z nią pracować. Tu już nawet nie chodziło o to, że uważał ją za puszczalską, bo może już nie uważał? A może uważał jeszcze bardziej, skoro w tym momencie prowokowała i jego?
Tu chodziło o to, że jeśli skorzystałby z tej okazji, to nie mógłby już spojrzeć jej w oczy. A może sobie, w lustrze, kiedy przyszłaby do biura i potwierdziła mu, że jest dupkiem, a ona była po prostu pijana. A on po prostu skorzystał z okazji.
Jej kolejna zaczepka, utwierdziła go tylko w przekonaniu, że przemawia przez nią alkohol, a dla Galena to nie była żadna zabawa iść do łóżka z pijaną kobietą, od jakiegoś czasu już tego unikał. Chociaż jeszcze przejechał palcami po jej plecach, musnął opuszkami materiał jej sukienki, kosmyki jej długich włosów, jakby było mu troszkę szkoda tej zmarnowanej sytuacji, tych pięknych gwiazd. Tej sukienki, która mogłaby już leżeć na ziemi obok jego auta.
Kiedy powiedziała, że musi zdecydować za nią, to westchnął ciężko, jak ten potwór, który widział Andromedę przywiązaną do skały, a jednak nie było mu dane jej pożreć. Biedny Cestus.
- Charity chyba powinienem cię odwieźć - powiedział w końcu i zabrał dłoń z jej tali. Nie odsunął się, bo już się jej nie bał. Chociaż może powinien się bać, że to on pęknie?
Nie. Nie tej nocy, kiedy sama mu powiedziała, że może jej zupełnie nie pamiętać.
Cherry Marshall
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Galen L. Wyatt
Ona miała kilka chłopaków i magicznych chwil, do których lubiła wracać. Jedną z nich właśnie była plaża. Miłosne uniesienia już dawno rzuciła w niepamięć. Nie potrzebowała ich, skoro mogła zajmować się rodzinną firmą. Teraz tylko ona się liczyła i może... może te niebieskie oczy przepełnione gwiazdami.
Tyle że ona wtedy nie myślała o konsekwencjach. Tylko o cieple jego dłoni, którą chciała poczuć też w innych miejscach. Chciała dowiedzieć się, co dokładnie działo się pod płaszczykiem emocji, które miał w sobie Galen. Im dłużej z nim przebywała, tym bardziej zmieniała zdanie na jego temat.
Oddech na moment się jej zatrzymał, gdy czuła wędrówkę jego dłoni. Z jakiegoś powodu nie potrafiła myśleć o niczym innym. Nawet nie uciekła od tego. Jutro będzie źle wspominała ten wieczór, bo zbyt wiele z niego nie zapamięta, a liczyła na to... by pamiętać to miejsce, to gwiazdy i Galena opowiadającego z pasją na ich temat. Teraz mogłaby stać się jedną z wielu, ale nie chciała tego. Gdy wytrzeźwieje, będzie musiała wrócić do swojej chłodnej formy.
By móc z nim dalej rywalizować.
— To zabierz mnie do domu — powiedziała finalnie, ostatni raz mierząc go wzrokiem. Może faktycznie potrzebowała wody i snu, by móc się zregenerować w jakikolwiek sensowny sposób. Pękłaby, gdyby nie wypowiedziane przez niego słowa. Nie chciała go,a może trochę tak? Wolała z powrotem wsiąść do tego porsche, które było przedłużeniem jego przyrodzenia.
Odprowadził ją pod drzwi, a gdy tylko przez nie poszła, ruszyła, by wymiotować to piekielnie drogie wino. Widocznie nie liczyła się cena, gdy alkohol w taki sam identyczny sposób na nią działał.
z.t x 2
Ona miała kilka chłopaków i magicznych chwil, do których lubiła wracać. Jedną z nich właśnie była plaża. Miłosne uniesienia już dawno rzuciła w niepamięć. Nie potrzebowała ich, skoro mogła zajmować się rodzinną firmą. Teraz tylko ona się liczyła i może... może te niebieskie oczy przepełnione gwiazdami.
Tyle że ona wtedy nie myślała o konsekwencjach. Tylko o cieple jego dłoni, którą chciała poczuć też w innych miejscach. Chciała dowiedzieć się, co dokładnie działo się pod płaszczykiem emocji, które miał w sobie Galen. Im dłużej z nim przebywała, tym bardziej zmieniała zdanie na jego temat.
Oddech na moment się jej zatrzymał, gdy czuła wędrówkę jego dłoni. Z jakiegoś powodu nie potrafiła myśleć o niczym innym. Nawet nie uciekła od tego. Jutro będzie źle wspominała ten wieczór, bo zbyt wiele z niego nie zapamięta, a liczyła na to... by pamiętać to miejsce, to gwiazdy i Galena opowiadającego z pasją na ich temat. Teraz mogłaby stać się jedną z wielu, ale nie chciała tego. Gdy wytrzeźwieje, będzie musiała wrócić do swojej chłodnej formy.
By móc z nim dalej rywalizować.
— To zabierz mnie do domu — powiedziała finalnie, ostatni raz mierząc go wzrokiem. Może faktycznie potrzebowała wody i snu, by móc się zregenerować w jakikolwiek sensowny sposób. Pękłaby, gdyby nie wypowiedziane przez niego słowa. Nie chciała go,
Odprowadził ją pod drzwi, a gdy tylko przez nie poszła, ruszyła, by wymiotować to piekielnie drogie wino. Widocznie nie liczyła się cena, gdy alkohol w taki sam identyczny sposób na nią działał.
z.t x 2