34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Wzruszył ramionami, nie wiedział. Miał jakieś tam szczątkowe informacje od Pilar, ale on nawet wtedy się na nich nie skupiał, bo skupiał się na czymś zupełnie innym. I teraz też od razu się rozproszył zastanawiając nad tym, czy może on dzisiaj jadąc do biura nie widział jakiegoś czarnego suva, który za nim jechał. Tylko po Toronto jeździło milion czarnych suvów, nawet Galen teraz takiego miał.
- Nie wiem, ale wiedzieli o wizycie w klinice - mruknął, Pilar wiedziała i wiedziała o Cherry, a przecież na jebanej karcie nie miał napisane, że Charity Marshall została jego narzeczoną. Może to bilingi jego rozmów? A może naprawdę chodził za nim jakiś tajny agent i sprawdzał co on robi? Mógłby o to podpytać Pilar, ale już widział Cherry, która zaczęłaby mu suszyć znowu o to głowę. A już się nie kłócili ze trzy dni, nie chciał tego popsuć.
- Wytrzymam, przecież telefon nie jest najważniejszy - to powiedział Galen Wyatt, który z tego telefonu korzystał od razu po przebudzeniu. Chociaż czasami zostawiał go samochodzie i korzystał tylko z tego swojego ładnego, zmyślnego zegarka, żeby nim płacić, czy coś. Gorzej, że nie będzie mógł mieć tego zegarka. A sprawy firmy na te trzy dni oddeleguje, zresztą on i tak przecież nie pracował w weekendy, a jak jeszcze prowadził swoje życie Galena playboya, to piątki też czasem brał sobie wolne. Zdarzały mu się jakieś szalone weekendy, kiedy on był poza zasięgiem. Dopiero te kontenery, dopiero Cherry go trochę tego oduczyli. Miał więcej pracy, więc zabierał ją do domu, a z Cherry nie mógł cały weekend balować. Chociaż może mógł? Ale nie tak jak lubił kiedyś tam, mając w apartamencie ze trzy różne laski.
Teraz miał jedną, ale czasami miał wrażenie, że jest bardziej absorbująca niż trzy.
Zmarszczył brwi, kiedy powiedziała, że powrót po tylu latach byłby głupi. Może tak było? Ale czasami po prostu czeka się na jakiś dobry moment i może ten ktoś wyczuł, że teraz był dobry? Że Galen Wyatt o którego zawale plotki już się rozniosły teraz jest po prostu... słaby?
- Wiesz o co chodzi Cherry, teraz byłby... dobry moment na atak - oboje to wiedzieli, bo nie byli głupi, bo tak działali, jak to drapieżne zwierzę, które umie wyczekać ten odpowiedni moment, żeby przypuścić atak. Oni też często musieli go wyczuć w swojej pracy. Odpowiedni moment.
Na te słowa Cherry, że czasami ma wrażenie, że grają w kiepskim serialu, od razu przewrócił oczami. W kiepskich serialach nie mieli takiej obsady. Galen Wyatt i Charity Marshall, ciekawe ilu ludzi w Toronto chciałoby być nimi. A przecież nie byli gwiazdami jakiegoś kina, a jednak czasem lśnili jeszcze bardziej niż te gwiazdy.
- Jak dla mnie to byłby jakiś zajebisty film, dużo seksu, dużo pieniędzy, i dużo akcji, czego chcieć więcej? - pewnie właśnie takie filmy oglądał Galen, przebodźcowane tym wszystkim, żeby mu się nie znudziło po pięciu minutach.
Jego życie też trochę takie było, musiało być w nim dużo wszystkiego. Tych pieniędzy, obrzydliwego bogactwa. Dużo seksu. No i dużo akcji, musiało się coś dziać, bo kiedy nie było tego bodźca działania, to on jakoś tak gasł. I już nie był wtedy tą gwiazdą. Gwiazdą własnej sceny.
- Nie wydaje mi się - mruknął, kiedy powiedziała, że Morgan mogła się skontaktować z kimś sobie bliskim. Kiedy jest dużo alkoholu, dużo narkotyków, seksu i ciągły bieg, to wcale się nie myśli o przyjaciołach. A przynajmniej Galen nie myślał, ale może dlatego, że on miał ich w zasadzie bardzo mało? Może rzeczywiście to był jego problem, a Morgan już wcale nie? Może ona w którymś momencie potrzebowała kogoś bliskiego?
Nie wiedział, sam już tego nie wiedział.
- A jak Ty wynajmiesz nagle jakieś dziwne auto, to nie będzie podejrzane? - zapytał unosząc jedną brew, bo chociaż Galen nie był detektywem, to czuł, że mogłoby być - znam takie miejsce, gdzie płacisz i nie zostawiasz żadnych danych - bo Galen jeszcze zanim zakochał się w swoim Porsche, to co weekend rozbijał się innymi samochodami, wiele z nich skasował swoją drogą. Akurat w samochodach to on miał swoje dojścia, zastanawiał się tylko, czy mieli tam jakieś przeciętne auta. Zresztą jakie to jest przeciętne auto? Jakiś Chevrolet?
Na te jej pytanie o normalne ubrania znowu strzelił oczami. Od razu chciał jej powiedzieć, że nie takie warte kilka tysięcy, ale się powstrzymał.
- No nie wiem, kupione w jakimś Walmarcie? Podobno ludzie tam kupują ubrania. Pojedziemy tam? - zapytał jakoś tak szczerze. Bo może tam mieli te koszule w kratę i spodnie, które nie były sygnowane logo jakiegoś projektanta mody? Bo Galen to miał pewnie nawet takie skarpetki.
- Powinniśmy wyglądać przeciętnie - dodał jeszcze, chociaż z tymi ich ślicznymi buziami może być ciężko. Ale może jednak ubrania zrobią robotę? Może nawet Galen nie umyje włosów swoim szamponem z diamentów i wtedy będą bardziej matowe?
Gdy Cherry zapytała kiedy to było, to zamyślił się na moment, dawno... Ale też nie dawno, pamiętał to, jakby to było wczoraj.
- Jakieś siedem lat temu - stwierdził, w zasadzie kupa czasu, ale on już pięć lat był tym prezesem. To też już trochę czasu. Został nim przed trzydziestką, całkiem dobry wynik.
Jej kolejne słowa skwitował jakimś delikatnym uśmiechem, chociaż to wcale nie było jakieś wesołe przedsięwzięcie, z morderstwem w tle, a jednak jego też odrobinę to cieszyło. Wspólny wyjazd. No i to, że robili coś razem i nie była to jakaś kolejna sprzeczka, czy walka. I dopiero te jej kolejne słowa, czy nie lepiej oglądać Cherry bez dresu jakoś tak sprowadziły go na ziemię, bo on już rzeczywiście myślami był przy całej tej wyprawie, samochodzie i tych ubraniach z Walmartu.
- Co? - zapytał, bo już jego mózg zamiast krążyć koło tego całego przedsięwzięcia, to zaczął krążyć koło jej krągłego uda, po którym sunęła jego dłoń. Galena było tak łatwo w jednej sekundzie zbałamucić, że to aż straszne.
Wsunął rękę pod materiał jej sukienki i palcem przesunął po koronce jej bielizny.
- Podobał bym Ci się w okularach i kraciastej koszuli? - zapytał i już pochylał głowę w kierunku jej gorących ust, ale ona wtedy zapytała, czy normalni ludzie nie śpią w aucie, albo w namiocie. I Galen zaczął się momentalnie nad tym zastanawiać.
- W listopadzie? Przecież jest zimno - stwierdził i wyciągnął rękę spod jej sukienki. Bo w jednej chwili jego myśli podążyły zupełnie innym torem. Chociaż zapach jej mocnych, zmysłowych perfum jeszcze przez chwilę drażnił jego zmysły i jeszcze przez chwilę się zastanawiał, czy bardziej się zaaferować tym wyjazdem, czy nią?
A jednak kiedy Cherry powiedziała, żeby zapytał chata, to wstał.
- Wezmę komputer - przyniósł swojego laptopa i wpakował się z nim do łóżka, oparł się o poduszkę i poklepał miejsce obok siebie - no to chodź, bo nie wiem co wpisać. Gdzie śpią w podróży normalni ludzie? Biedni ludzie? - zapytał, a kiedy Cherry wreszcie wylądowała obok niego to objął ją ramieniem, żeby mogła sobie lepiej to wpisać. Sam był ciekawy czy znaleźliby na youtube jakiś poradnik biednego podróżnika. Na pewno. Ludzie kochali takie rzeczy. Chociaż algorytm Galena była pewnie ustawiony na premium, luksusowe, najdroższe na świecie.
- A jak już sprawdzimy ten motel, to będę mógł się pozbyć tych twoich skandalicznie drogich ciuchów? - zapytał po chwili, bo Galen może i miał w głowie sto myśli na minutę, ale jednak wciąż się zastanawiał jakie dzisiaj koronkowe majtki miała na sobie Cherry, odkąd poczuł pod palcami ich fakturę.

Cherry Marshall
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
30 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
Pani Prezes Northland Power
Awatar użytkownika
Ho, ho, ho
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjityp narracji
czas narracjiPrzeszły
postać
autor

Galen L. Wyatt

Spojrzała na niego z lekkim przerażeniem. Mogli o nich wiedzieć. Zdawać sobie sprawę o ciąży, ale by od razu wiedzieć o jej utracie? Zamrugała kilka razy swoimi oczami. Tego się kompletnie nie spodziewała. Zacisnęła wargi. Zaczynała nienawidzić policji. Wchodzenie w zbyt dużą prywatę było dla niej czymś, czego nie była w stanie znieść. Odarcie jej całkowicie z jakiejkolwiek prywatności. Tylko wtedy do głowy przyszło jej najważniejsze pytanie.
Skąd to wiesz? — spytała nagle, marszcząc swoje brwi. Zagryzła swoją dolną wargę i zastanawiała, z czego dokładnie mogło to wynikać. Wtedy już wiedziała. Jebana, szczęśliwa policjantka. Mimowolnie wywróciła swoimi oczami. Samo jej wspomnienie powodowało u niej konwersje w brzuchu. Nie wiedziała jeszcze, z czego one dokładnie wynikały, ale... zastanawiała się, czy ma z nią jakikolwiek kontakt. Byli na dobrej drodze. Od jakiegoś czasu się nie kłócili, układali sobie na nowo życia, wracając do pracy.

Telefon, drogi zegarek i wszystko, z czym można się połączyć — wyliczyła Charity dość poważnym tonem. Co by nie powiedzieć, zdążyła nauczyć się jego nawyków. Drogi zegarek z opcją płacenia, rozmawiania, a i pewnie robienia zdjęć, czy nagrywania. Wszystko w jednym miejscu. Sama aż zaczęła się zastanawiać nad podobną błyskotką, a jednak Cherry uwielbiała przeglądać social media. Sprawdzała najnowsze marketingowe chwyty, sprawdzała, co się dzieje u konkurencji, ale też oglądała kiepskie tiktoki dotyczące życia. Życie bez telefonu to jak bez ręki. Aparat, internet, bank, karta, maile. Za dużo rzeczy na jednym, jednak nie tak ważnym urządzeniu — a ja... też muszę go zostawić? — spytała, robiąc wielkie oczy. To miałoby sens. Za jej pomocą mogliby sprawdzić, gdzie by się udali. Nagle cała wola walki ją upuściła. Kupi sobie nowy, weźmie kartę i dalej będzie działała na telefonie. Może nie na wszystko będzie odpisywała, ale da sobie radę. Siku z telefonem będzie zaliczone. To chyba była jej największa słabość.
Wiem — powiedziała miękkim, lekko zmartwionym głosem. Przełknęła nerwowo swoją ślinę, nie do końca wiedząc, co powinna mu przekazać. Chociaż wiedziała, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Uniosła delikatnie głowę ku górze z charakterystycznym błyskiem w oku — tylko ta cała Morgan smrodan nie zdaje sobie sprawy z jednego. Ty zawsze jesteś silny, a teraz jeszcze bardziej, bo jesteśmy razem. Stada się nie atakuje — bo byli przecież lwami. Królami sawanny. Mogli swoje łowy skupiać przede wszystkim na łowach w biznesie. Każdy rzucający im wyznanie powinien zdawać sobie sprawę, że byli prawdziwymi bestiami. Pożerali bez mrugnięcia okiem w całości. Wystarczy wyobrazić sobie Cherry, która spogląda tym surowym okiem.
A nie można wyłączyć z tego serialu kiepskich dramatów i łzawych momentów? — spytała, unosząc jedną ze swoich brwi ku górze — zamiast kontenerów wolałabym być upolowana przez jakiś tubylców bezludnej wyspy i żebyś mnie ratował z gołą klatą na wierzchu — stwierdziła poważnym głosem. Byle ta cała akcja nie zamykała ich w granicach miasta. Mogli przecież podróżować do Tokio, czy Seulu w celach służbowych. Cherry wolała to drugie. Mogliby sie spotkać z jakąś yakuzą, by w ich żyłach krążyła cały czas adrenalina. Akcja. Lubiła ją oglądać, ale nie gdy tak duże zarzuty nad nimi krążyły nad nim.
Kiwnęła krótko głową. Musiała się z nim zgodzić. Przecież nie rozpoczęłaby kłótni o losową typiarę, prawda? Zdecydowanie by to zrobiła, gdyby miała na to siły i chęci. Tylko że nie miała. Czasem po prostu bezsensowne kłótnie nie miały sensu się pojawiać.
Mnie nikt nie śledzi — odparła, zakładając rękę na rękę. Tylko nawet do tego nie miała stuprocentowej pewności. Może przez powiązanie jej z narzeczonym została na pieczętowana jak krowa na rzeź. Pokręciła głową. Co miałaby teraz powiedzieć? Widocznie nawet nie mogli wynająć normalnego auta, ale miała pomysł, kto mógłby to zrobić za nich. Jej asystent. Cyrus. Nawet przyjazd tym nędznym samochodem, a odjechałby jej bentleyem. Weekend by bez niego przeżyła — skąd? — znał takie miejsce. Był bogaty, nie musiał wypożyczać, by co tydzień kupować nowe auto. Czyżby Cherry nie znała całej przeszłości Galena? Miał jednak coś za uszami? Patrzyła na niego z przedziwnym wyczekiwaniem. Może był łobuzem jednak?
Ale oni kochali najbardziej.

Naprawdę mam nosić ubrania stamtąd? — spytała z jakimś dziwnym obrzydzeniem w głosie. Brzydziła ją bieda. Miękkość luksusowych materiałów miała w sobie pewien czar, od którego nie dało się uciec — możemy — powiedziała jakoś niezbyt przekonana do tego pomysłu. Tylko wtedy lampka zapaliła się nad jej głową — a nie zarazimy się jakimś świerzbem, czy... wszami? — to był poważny strach Cherry. Gdy myślała o biedzie, widziała bezdomnych ludzi. Niekoniecznie tych którzy mijali ją na ulicy. Nie nazwałaby ich biednymi, a bardziej standardowymi ludźmi. Takimi mającymi odpowiednią ilość pieniędzy do życia. Tylko czy oni ubierali sie we walmarcie? Nie miała kompletnie pojęcia. Nigdy nie interesowała się zwyczajami normalnych ludzi. Teraz będzie musiała i zaczęło ją to przerażać. Już we wyobraźni wizualizowała
A nie mogę po prostu ubrać drogich dresów? — spytała jeszcze błagalnym tonem, patrząc mu głęboko w oczy. Miała ubrania markowe, które na takie nie wyglądały. Zawsze mogła zrobić mu rewię mody, ale czuła... że się nie zgodzi. Aż ją serce przez to mocniej kuło. Tyle pięknych ubrań pójdzie do szafy i będzie się kurzyć.

Siedem lat temu to kupa czasu. Zdecydowanie zbyt długo, ale media już wtedy były. Wystarczyło włączyć odpowiednie funkcje we wyszukiwarce google, by wszystko zaczęło działać idealnie. Posprawdza to później, bo teraz... wolała zająć się dłonią Galena na jej urodzie. Gdy przejeżdżał po jej koronkowych majtkach. Czy ubrała je z premedytacją? Zdecydowanie.
No nie wyglądałabym lepiej bez dresu? Naga w tym aucie? — spytała, pochylając się tak, by czubkiem nosa zahaczyć jego szyję. Ją też łatwo było skusić. Może i lepiej, że mieli libido na tym samym poziomie? Zdążyła się zaciągnąć zapachem jego perfum, przypomnieć sobie jego widok w okularach i od razu zrobiło się jej gorąco. — podobałbyś mi się nawet umazany cały błotem i brudem — wyszeptała Charity, bo nawet chciała zabrać Galena do SPA. Na kąpiel błotną, masaż i inne drogie zabiegi. Pewnie coś z diamentami i czystym złotem też, by się tam mogło dziać. Już liczyła na jego usta, kiedy się od niej odsunął. Aż westchnęła zrezygnowana.
Widocznie jedna rzecz na raz.

Nie wiem, nie znam się — rzuciła całkowicie niezadowolona. Mogło być zimno, ale czuł, że odmówił jej stosunku. Już myślała tylko o jednym. W głowie miała tylko jego dłoń na nią. Aż przejechała głową po czole. Głowa ją jeszcze rozboli. Niby miała podzielną uwagę, ale znowu westchnęła, gdy stał. Miała w głowie tylko jedno. Go. Tym wyjazdem mogli zająć się... później?
Dobrze — brzmiała na ciut obrażoną, ale co się dziwić? — znajdź nocleg w rozsądnej cenie w okolicach Nowego Yorku. Czy trzeba rezerwować z wyprzedzeniem? — powiedziała na głos, co przedyktowała do chata, a potem spojrzała groźnym wzrokiem na Galena — nie nazywajmy biednych biednymi, co? Brzmimy, jakbyśmy srali pieniędzmi — a do tego jeszcze nie doszło. Chociaż by mogli, gdyby tylko chcieli. Tylko wolała nie obrażać zwyczajnych ludzi. Oni spowodowali, że mieli pieniądze. Te szare mróweczki działające na ich korzyść.
A nie mógłbyś już teraz? — spytała, a jej dłoń zaczęła krążyć w okolicy jego paska. Zaczepiła go paznokciami, by jej dłoń powędrowała do guzików tej bajecznie drogiej koszuli. Rozpięła jeden guzik, a potem drugi — to która opcja z chatu... podoba Ci się najbardziej? — zrobiła wielkie oczy, przegryzając dolną wargę. Musiał wybrać.
Albo wyjazd, albo ona.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Kiedy padło to pytanie skąd to wiesz, to Galen mimowolnie się spiął. Skąd on mógł to wiedzieć? Mógł się nie odzywać, nagle pożałował, że on nie umiał trzymać języka za zębami. Czasem umiał. Już od jakiegoś czasu doskonale mu wychodziło gryzienie się w język za każdym razem, gdy chciał coś powiedzieć, gdy chciał ją rozdrażnić. Może naprawdę Galen przy Cherry zrobił się jakiś... miękki? Nie chciał się z nią kłócić, a przez to w ogóle nie bywał uszczypliwy. Pantoflarz? Kurwa.
- Pilar mi powiedziała, w szpitalu - prosta odpowiedź. Prawdziwa. Bo co miał innego powiedzieć. Zmyślać, że miał jakieś wtyki w policji? Albo, że ich zauważył, bez sensu. Nie uwierzyłaby mu, bo Cherry też nie była głupia. A czasami to może nawet sprytniejsza niż on, kiedy tak potrafiła z tego co on powiedział od razu postawić to pytanie. Jakby czekała, liczyła, że on się znowu wygada, że może utrzymywał z Pilar kontakt. Ale nie utrzymywał, chociaż nie raz go kusiło, żeby do niej napisać, chociaż jeden sms i chociaż przez chwilę zobaczyć tę kropkę migającą przy jej imieniu, kiedy by mu odpisywała. Ale Galen się starał, dla Cherry. Jego cały świat stanął do góry nogami, przez nią.
- Nawet konsolę? - zapytała, chociaż jego przenośna konsola też łączyła się z internetem i gpsem, więc odpowiedź była prosta, a jednak Galen musiał zadać to pytanie, jak duże dziecko. Na to jej kolejne, czy ona też musi zostawić telefon, wzruszył ramionami. Nie wiedział, chociaż...
- Chyba muszą mieć jakiś nakaz, żeby cię obserwować? Myślisz, że mają na ciebie nakaz Cherry? To ty studiowałaś prawo... - powiedział w końcu, bo Galen to bardzo szybko z niego wyleciał. Niczego się nie nauczył, chociaż... może czegoś tam się nauczył, od bardziej doświadczonej Pani profesor, ale te umiejętności już pewnie demonstrował Cherry.
- Jakiś telefon musimy mieć, przecież teraz każdy ma telefon - nawet bezdomni mieli, Galen widział na własne oczy, a zresztą sam za każdym razem kiedy wymieniał telefon, a robił to często, to ten stary oddawał do jakiegoś ośrodka dla potrzebujących. Bo jakby tego nie robił, to musiałby mieć oddzielną szafę na te telefony.
Kiedy powiedziała to wiem, to wbił w nią spojrzenie niebieskich tęczówek, no pewnie, że wiedziała. Oboje to wiedzieli, bo oboje wyczuwali ten moment słabości. Tylko właśnie Galen wcale nie czuł się słaby, czuł się jakby jego życie wracało na jakieś dawne tory. Czuł się jakby coś stracił, ale coś też zyskał. Czuł te zmiany, ale czuł też... jej wsparcie. No bo jednak gdyby go nie miał, gdyby go nie czuł, to nie powiedziałby jej o tym liście, o tym co wtedy wydarzyło się nad tym jeziorem...
- Morgan smrodan? - powtórzył po niej unosząc jedną brew - masz pięć lat Cherry? - parsknął śmiechem. Ona mu takie wyznanie, że są w tym razem, że jest silny, a on się z niej śmieje, typowy Galen, ale no przecież nie można się cały czas zadręczać, czasem trzeba się po prostu uśmiechnąć. A oni ostatnio to rzadko się śmiali, bo częściej się dochodzili, albo przeżywali jakieś dramaty i łzawe momenty właśnie.
- Musimy spróbować, ale często nie ma na to wpływu - powiedział, bo to, że nie wszystko szło po ich myśli to w większości przypadków wcale nie była ich wina, tylko jakiegoś mrocznego fatum, które nad nimi czuwało (pozdro caro i zgrozo). Na jej kolejne słowa to on uniósł jedną brew, przejechał dłonią po tej swojej drogiej koszuli, po klatce piersiowej.
- Od razu z gołą klatą? Myślisz, że tak miałbym większe szanse dogadać się z tubylcami, niż w koszuli od Armaniego? - bo Galen miał co do tego mieszane uczucia. Nie, że źle wyglądał z gołą klatą, bo całkiem dobrze, ale jednak on lubił te swoje koszule, wystarczyło na nie spojrzeć i od razu było widać, że ten facet ma styl, klasę, pieniądze. A po klacie to co można było poznać?
- Masz jakieś fantazje z Tarzanem Galenem? - zapytał, bo zaczął się nad tym zastanawiać, no i na pewno zaczął sobie też wyobrażać Cherry w takiej dziczy - założyłabyś jakąś spódniczkę z liści? - dopytał. Chyba, że też chodziłaby nago, jak ją Pan Bóg stworzył, jakby była w raju. Tylko ciekawe jakby się na to zapatrywali tubylcy? Może dlatego by ją porwali, za zbytnią rozwiązłość i chcieli poświęcić jakiemuś swojemu bożkowi płodności...
Galen chyba się zagalopował z tymi swoimi przemyśleniami.
Dopiero kiedy powiedziała, że jej nikt nie śledzi, to wrócił do niej spojrzeniem i myślami też, z tej dżungli.
- Nie wiemy tego... - powiedział powoli, chociaż czy mogli śledzić narzeczoną podejrzanego? Galen tego nie wiedział, a jednak wolał nie ryzykować. Wolał sobie załatwić to po cichu. On też umiał działać po cichu, a nie zawsze w świetle jupiterów.
- No po prostu znam takie miejsca - przecież nie będzie jej teraz tłumaczył, że zanim ją poznał, to Galen lubił się zabawić, zmieniał samochody, zmieniał kobiety i wcale nie odmawiał sobie koksu, a potem wsiadał za kierownicę po pijaku, albo naćpany, odpowiedzialny Pan prezes. Aż westchnął ciężko kiedy pomyślał sobie o tamtych czasach. Każdy mądry człowiek powiedziałby, że przecież Galen teraz zyskał coś o wiele lepszego, ale on nie był taki do końca pewny.
A kiedy Cherry zapytała, czy naprawdę ma nosić ubrania z Walmartu, to uniósł jedną brew, już miał jej coś powiedzieć, ale ona wtedy zapytała o ten świerzb i wszy i Galen odchylił do tyłu głowę.
- Ja pierdole, jakbym słyszał moją matkę - mruknął, bo kochana mamusia Galena miała takie właśnie problemy i też nienawidziła biednych ludzi. Wpajała Galenowi jakąś taką wyższość i on rzeczywiście prawie w nią uwierzył. Ale w pewnym momencie on przecież też się zadawał z tymi normalniejszymi, biedniejszymi ludźmi, a kiedy podróżował z Marcie i Morgan po Stanach, to ubierał się w ubrania z sieciówek, a nawet zdarzało im się spać w samochodzie, albo w namiocie, w motelu pewnie też. Chociaż Galen nie mógł sobie tego przypomnieć. To nie był luksusowy wyjazd, raczej, spontaniczny i szalony. A Galen nie zachowywał się jak mały lord. A bardziej jak zwykły chłopak.
I teraz też miał być jak ten zwykły facet, jeśli chcieli zrobić to dobrze, bez zwracania na siebie uwagi. W koszuli z Walmartu, chociaż Armani był naprawdę przyjemny w dotyku.
- A ile one kosztowały? Pewnie kilka tysięcy, za te pieniądze niektórzy kupują samochody - stwierdził kiedy zapytała o te drogie dresy, przecież Galen doskonale wiedział jakie dresy ma Cherry i nawet sobie wyobraził jak wysiada w nich z tego starego Dodge'a, którego on wypożyczy, a wszyscy na nią patrzą. Bez sensu.
- Może sam tam pojadę? - zaproponował, ale Cherry już mówiła o tym byciu nagą w tym aucie - w Dodge'u? - zapytał i podrapał się po policzku. Naga Cherry w starym Dodge'u, trochę zadziałało to na jego wyobraźnię - to jest jakaś Twój kolejna fantazja Cherry? Seks w starych samochodach? - zmarszczył brwi. Bo Galen też miał różne fantazje, ale takie to chyba nie...
Chociaż teraz jak o tym rozmawiali, to zaczynał mieć też takie.
- Umazany błotem i brudem? - powtórzył po niej, a jeden kącik jego ust uniósł się do góry - coraz dziwniejsze te Twoje fantazje Cherry - pokręcił głową i przewrócił tymi niebieskimi ślepiami.
A później wstał po ten komputer.
- Nie znasz się i chcesz jechać ze mną na taką wyprawę? - zapytał patrząc na nią jakoś tak zadziornie. Zapał Galena można było w jednej sekundzie rozpalić, a w następnej go zgasić, kiedy jego myśli już zaczynały podążać innym torem. A teraz właśnie on już zastanawiał się, gdzie oni w listopadzie mogliby się zatrzymać w takiej podróży. Na pewno nie w namiocie, kiedyś nad tym jeziorem były takie domki, ciekawe czy jeszcze tam stały?
Zastanawiał się nad tym i nawet nie zauważył, że Cherry jest jakaś obrażona. Bo on już miał w głowie wielki plan. Ubrania z Wallmartu, ten stary Dodge i te klimatyczne domki. Będą wyglądać jakby przyjechali tam po prostu spędzić jakiś miły weekend, wcale nie będą rzucać się w oczy.
- Co? - zapytał, kiedy powiedziała mu to, co wpisała w czat i Galen sam sięgnął po komputer - zaczekaj, coś sprawdzę - wszedł po prostu na google i wpisał te domki letniskowe, znalazł jakąś starą stronę w stylu stron z 2000 roku, ale daty były aktualne i jakaś informacja z numerem telefonu - a jak mamy ich nazywać? Ludźmi bez pieniędzy? - zapytał, kiedy sięgał do kieszeni po ten swój nowy, bajecznie drogi telefon. Właściwie już nie słuchał Cherry, bo wpisywał już w telefon ten numer ze strony, a już po chwili trzymał go przy uchu.
- Cherry... - zaczął, kiedy ona tak zaczęła go rozbierać, a kiedy w słuchawce odezwał się jakiś głos, to od razu się zerwał i zostawił Chery samą na tym łóżku, z miną, która zdradzała wszystko. Nie mógł przecież rozmawiać, kiedy ona go tak rozpraszała. Oparł się o ladę w kuchni.
- Swoją pościel? I swoje ręczniki? - powiedział i zanotował to na tych karteczkach, które sobie czasem przyklejali z Cherry na lodówce - żeby była ciepła woda trzeba palić w piecu, a to jest na jakiś przycisk? Drewnem... - znowu coś zanotował - a opcja all inclusive? Nie ma. A śniadania? Też nie. A jest w pobliżu jakaś restauracja? Nie ma? - przez chwilę jeszcze słuchał głosu w słuchawce, ale w końcu powiedział - tak, chciałbym zarezerwować ten domek, na trzy dni, piątek, sobota, niedziela, na nazwisko... Grey - świetne nazwisko mu przyszło do głowy. Ale jak mógł mieć na nazwisko zwykły, szary człowiek? No Grey na przykład. Chyba, że to był bardziej Christian Grey i jego pięćdziesiąt twarzy. Okaże się.
Mroczna strona Galena Wyatta.
Kiedy odłożył telefon na kuchenny blat, to od razu odwrócił się do Cherry.
- No i załatwione - powiedział jakoś tak wesoło, a potem od razu ruszył do łóżka. Zgarnął tylko z niego swój komputer, zamknął go i odłożył na szafkę nocną, a już po chwili to wylądował na pościeli obok Cherry, żeby ją położyć na materacu i pochylić się nad nią, teraz to on tracił nosem jej szyję, a później musnął ją wargami, za chwilę płatek ucha, który delikatnie przygryzł zębami.
- Cherry... - zaczął niskim głosem, jakby to miało być jakieś wyznanie... - kurwa, masz jakąś pościel i ręczniki na ten wyjazd? - no bo Galen kompletnie o tym nie miał pojęcia, zresztą gdzie te ich pościele ze stu alpak, na ogromne łoża, na których mogłoby spać osiem osób, nadawały by się na te łóżka w jakimś... domku?

Cherry Marshall
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
30 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
Pani Prezes Northland Power
Awatar użytkownika
Ho, ho, ho
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjityp narracji
czas narracjiPrzeszły
postać
autor

Galen L. Wyatt

Spięła się mimowolnie, słysząc znowu jej imię. Naprawdę nie chciała o niej słuchać. Czyli... odwiedziła go jeszcze w szpitalu, lub sam ją tam zaprosił. Chciała coś powiedzieć, otwierała buzię, czując jakby dostała obuchem. Inna kobieta była dla niej niebezpieczna. Cherry była cholernie zazdrosna, a mimo że nie słyszała o niej od jakiegoś czasu, to teraz wiedziała jedno. Dalej nie wyleczyła się z tamtego uczucia. Spojrzała na Galena z jakimś wyrzutem, ale zamknęła usta. Policjantka postanowiła go uszczęśliwić, gdy wiedziała, że... stracił dziecko? Za dużo myśli miała do przemyślenia.
Nie odzywaj się do niej — powiedziała finalnie Cherry, spuszczając wzrok — ... powiedziałeś jej w ogóle, że masz narzeczoną? — spytała cichszym głosem, jakby to pytanie ją bolało. Wcześniej go nie zadawała, a dalej miała sporo pytań. Takich które mogłyby sprawić, że zaczęłaby wyrzucać jego drogie koszule przez okno. To było jedno z nich. Marshall czuła się rozdarta, nie powinna go zadawać, jednak tak bardzo potrzebowała odpowiedzi. Czy jak spuści Galena z oka to nie odda się swoim starym żądzą? Ona by mu tego nie zrobiła, na prawo i lewo pokazywała rodowy pierścionek Wyatt'ów. Czy jakby miał sposobność, to by ją pocałował? Ta krótka informacja wystarczyła.

Chyba sobie żartujesz, skarbie — odpowiedziała poważnym tonem. Żadnych urządzeń elektronicznych, z którymi mogliby ich powiązać. Wszystko co uwielbiali każdy, najmniejszy gadżet musiał zostać tutaj. Aż Marshall westchnęła ciężko. To będzie dopiero prawdziwa przygoda. Bez urządzeń mobilnych prawdopodobnie nie przeżyją. Gdyby ktoś postanowił napaść ich w środku jakiejś dziczy byli z pewnością bez jakichkolwiek szans.
Podsłuchują nas... z twojego telefonu jak już — powiedziała Charity ze zmarszczonymi brwiami, tak jak przykazał chat gpt graczki. Na to powinni mieć wręcz nakaz, by wiedzieć, co dokładnie planuje ich podejrzany. Zagryzła swoją dolną wargę, zastanawiając się, co właściwie powinna zrobić, czy powiedzieć — ale mogą mnie obserwować i sprawdzać moją geolokalizację, więc.... też powinnam zostawić, bo plan twojego seks maratonu, wtedy odpada... — gdyby on spędzał cały weekend bez niej i nie ruszał się z apartamentu, byłoby to co najmniej dziwne. Chyba że uznaliby, że zamiast seks maratonu na maraton prawdziwej masturbacji. Chwilę o nim myślała Cherry. O seks maratonie, nie tym drugim i aż uśmiechnęła się prowokacyjnie w stronę swojego narzeczonego — ale przebiegłabym taki maraton — stwierdziła finalnie, oblizując swoje wargi. Ostatnio dopiero dostali zielone światło od lekarza, a jej i tak ciągle było mało. Zdecydowanie zbyt mało. Nawet teraz z tej poważnej rozmowy jej myśli biegły w jednym, konkretnym kierunku.
Cherry nie dałaby rady bez jakiegokolwiek telefonu. Na toalecie musiała pograć, chociażby w jakiegoś snake'a, czy pooglądać tiktoki. Wszyscy ludzie, których widziała na świecie posiadali telefon. Mogli jechać na poważną misję, ale telefon musieli mieć. Marshall planowała zrobić pamiątki ich wspólnego wyjazdu. Może brzmiało to niepoważnie przez wzgląd na cel wyjazdu, ale... to był ich pierwszy, zaplanowany wyjazd.
Kupimy telefony i do nich karty, by nie mogli nas powiązać z nowym numerem — po wyjeździe je wyrzucą, telefony zaleją wodą, albo wyczyszczą wszystkie dane. To wyglądało na całkiem mądry plan, aż przybiłaby sama sobie pieczątkę dzielnego ucznia, a właściwie dzielnego poszukiwacza luk od policyjnych śledztw. Skoro z taką żarliwością ich pilnowali, to mogliby równie dobrze rozwiązać to śledztwo i dać im święty spokój. Namaszczenie psie na wyjazdy do różnych krajów — ale żadnych firmowych spraw, nawet pisanie do najbliższych jest zabronione — chociaż bardziej dotyczyła ich kwestia druga. Cherry aż błyszczały oczy z ekscytacji. NIELEGALNA WYCIECZKA. Przecież adrenalina sama pojawiała się w jej żyłach na samą myśl.

I wtedy pierwszy raz się oburzyła. Zgromiła go wzrokiem i sprzedała pierwszego kuksańca. Dobrze, że Galen nie upadł, bo zostałby Jezusem na drodze krzyżowej. Pierwsze oburzenie narzeczonej. Czy będą kolejne?
Już daj spokój — mruknęła, wywracając przy tym teatralnie oczyma. Co miałaby mu powiedzieć więcej? Westchnęła cicho, zastanawiając się, co powinna mu przekazać. Pomasowała się sama po czole, zastanawiając się, co mogłaby mu powiedzieć — musisz się ze mną droczyć? — musiał, a ona miała tak naprawdę pięć lat. Chociaż finalnie parsknęła śmiechem. Morgan-smroden. Coś lepszego będzie musiała wymyślić. Nie raz będzie wypowiadała jeszcze jej imię. Czasami przerażało ją, z jaką łatwością potrafili skakać między tematami i myślami.

Chwilę wcześniej opowiadał jej o morderstwie, a raczej przypadkowym spowodowaniu śmierci, po czym skończyli na rozmowie o porwaniu przez tubylców. Tropiki, piasek, szum morza i grill z Galena oraz Cherry dla tubylców.
Możemy pojechać na bezludną wyspę i znaleźć tubylców — bo na to wpływ przecież mieli. Może nie do końca w tym momencie, ale Charity czuła, że mogliby spróbować takiej przygody. Pełnej ekscytacji, adrenaliny oraz szaleństwa. Nawet jeśli byliby sami na wyspie, mieliby siebie, a i pewne spore pokłady alkoholu. Dziwne, że Galen nie miał żadnej wyspy. Ona miała samolot. Wtedy dopełnialiby się niczym idealna para.
Kobiety by na Ciebie spojrzały, a jedyne o czym by myślały to twoja klata i te piękne niebieskie oczy — tę koszulę od Armaniego szybko by się pozbyły. Zdecydowanie zbyt. Sama Cherry miała już ochotę to zrobić. Może miała jednak takie fantazję? O Galenie Wyatt'cie, który jest niczym super bohater. Prawdziwy mężczyzna, nie żaden pantofel — tak i stanik z kokosów, nie musiałbyś mi wiele zdejmować — parsknęła Charity. Choć prędzej widząc ilość robactwa, założyłaby jakiś wielki kombinezon, by mieć pewność, że nic w żaden sposób jej nie zaatakuje. Wzięła głęboki oddech. Na to mieli wpływ. Może... powinni to sobie zafundować?

Westchnęła ciężko, jakby właśnie przeżywała najgorszą chwilę własnego życia. Nie wiedzieli tego. Znając ich szczęście, oboje byli śledzeni. Ją to tylko bardziej podirytowało. Strzeliła oczami. Bańka pięknego wyjazdu pękła zdecydowanie zbyt szybko.
No i super — westchnęła Charity. Czy byłaby odpowiedzialną panią, gdyby zgodziłaby się na taki wyjazd? Raczej nie. Tylko że dalej chciała to zrobić, dałaby się dla niego pokroić — zaraz nigdzie nie pojedziemy... Jedziemy czy nie? — spytała finalnie, robiąc przy tym wielkie oczy. Dała mu zadecydować. W jej głowie pojawiało się zbyt wiele ale, by móc podjąć jednoznaczną decyzję. Na Galena mogła liczyć. Naprawdę mu ufała. Jego osądowi sytuacji też. Nie był prezesem przez przypadek.
Spojrzała na niego jednym z tych poważnych spojrzeń. Po prostu znał. Kurna na pewno, musiał z niego korzystać, a teraz zgrywał głupa.
A skąd znasz? — spytała, zakładając rękę na rękę i unosząc jedną ze swoich brwi — pewnie dla tych panienek zmieniałeś, by trudniej było Cię namierzyć, co? — parsknęła finalnie. Przynajmniej po aucie nie byłyby w stanie go namierzyć. Tak myślała, chociaż bardziej się zgrywała. Szczerze nie pomyślałaby, że to może być prawda. Aż coś wewnętrznie ją wzdrygnęło.

I wtedy porównał ją do matki. Obok takich słów nie była w stanie przejść obojętnie. Aż go popchnęła mocno łokciem. Zgromiła go wzrokiem. Teraz to dopiero panienka się obraziła. Wiele mógł o niej powiedzieć, wieloma słowami ją nazwać, ale nigdy, przenigdy nie porównywać ją do matki. Chociaż podobno wybieramy partnera na podobieństwo do rodzica.
Ej, ej — zaczęła Cherry, ale ta złość trochę z niej uleciała w momencie, w którym sprzedała mu jeszcze raz kuksańca — ale od wywłoki to proszę mnie nie nazywać — nie porównywać, nie mówić, szybciej dostałaby porządnego pierdolca niż doszłaby do czegokolwiek konkretnego. Aż westchnęła finalnie dość głośno — po prostu prowadzę bardzo higieniczny tryb życia i PYTAM — kiedyś za dużo naczytała się o pasożytach i ją przerażały. Słyszała o toxoplasmosie, która jest w stanie zmienić biochemię mózgu szczura. Od gryzoni do ludzi wcale nie było tak wiele. Nie oceniała, a zadawała poważne pytania, chociaż... trochę jednak brzydziły ją normalne warunki.

Zamrugała kilka razy oczami. Jej dresy naprawdę miały wartość auta? Nie była w stanie w to uwierzyć. Zawsze myślała, że to zwykłe szmaty, które byłaby w stanie wyrzucić po kilku dniach, albo przekazać swoim pracownikom... teraz dochodziła do momentu, w którym wiedziała... one miały wartość. Pewnie dlatego na jej twarzy pojawiło się tak wielkie zdziwienie.
Naprawdę? — spytała w końcu Charity, mrugając kilka razy oczami i marszcząc czoło chociaż może ten całą twarz są takie tanie auta? — Marshall zdecydowanie była bananowym dzieckiem. Nawet nie była w stanie stwierdzić, ile płaciła pracownikom najniższego szczebla. W życiu nie powiedziałaby, że ich pensja jest warta... tyle co jej dresy. Czuła, jakby mózg jej właśnie eksplodował od nadmiaru informacji, które powoli dochodziły do jej mózgu.
Zamrugała kilka razy oczami. Jakie... sam? Nie, tego by na pewno nie zniosła. To miała być ich wspólna wycieczka w nieznane i niebezpieczne wody. Prawdziwa przygoda, a teraz jej tego odmawiał. Trzecie sprzedanie mu kuksańca.
Nie ma opcji, już lepiej, żebym ja tam jechała sama — stwierdziła, układając usta we wąską, prostą linię. Wywróciła jeszcze oczami, ale całe szczęście pociągnął inny temat. Bardziej przyjemny, a wtedy wyobraziła sobie tego dodge'a. Może powinna zacząć kolekcjonować piękne auta? Raz nim jechała i dźwięk gazu był wręcz idealny dla ucha. Jeszcze lepszy od jej bentleya, a rzadko się do tego przyznawała — ładny jest... — za to Galen w nim wyglądałby wręcz oszałamiająco. Lepiej by wybrali jakieś nędzne, tanie auto, które rozkraczy im się w trakcie trasy... inaczej nie wyjechaliby nawet z Toronto, by mieć pierwszy przystanek — seks w starych samochodach brzmi... dobrze — aż za dobrze, bo chwilę później przegryzła już dolną wargę. Wyobrażała ich sobie. Może faktycznie była to jej fantazja? Tylko wcześniej nawet nie zdawała sobie z jej sprawę. Teraz zaczęła i aż cała się nakręciła na samą myśl.

Dlaczego? — spytała, kiedy skomentował jej fantazję. Brudny Galen niczym pierwotny mężczyzna z maczugą, który właśnie przyniósł jakiegoś tygrysa szablo-zębnego. Aż znów zagryzła swoją wargę, zastanawiając się nad tym, co miała w głowie, a działo się w niej zbyt wiele, jak na krótką wycieczkę — moglibyśmy pojechać na jakiś festiwal. Dla Ciebie mogłabym skorzystać z... toitoi'a — słyszała o nich, ale nigdy do nich nie weszła. Uważała je za najbardziej niehigieniczne miejsce na całej kuli ziemskiej. Podobnie brzydziły ją PUBLICZNE toalety. Po co ktoś je tworzył? Były miejscem pełnym brudu, rozpusty, a pewnie też jakiegoś dziwnego... smrodu i fetoru od kopulujących w nich ludzi. Prawie jak w Emptiness.
No to przejdę specjalny kurs bycia zwykłym człowiekiem — najlepiej taki od razu dla osób zaawansowanych, by nie być jak w programie ochrony księżniczek. Chociaż pewnie tak się to skończy, gdy zacznie jeść, a serwetkę położy na swoje nowe, ale za to tanie ubrania. Była na to gotowa.

Wpatrywała się intensywnie w ekran jego laptopa, jakby mogła znaleźć w nim jakąś ważną odpowiedź. Raz patrzyła na niego, a później na to co tam wpisuje. Potakiwała mu energetycznie, słuchając jednym uchem. Na tych ludzi bez kasy delikatnie się skrzywiła. Zdecydowanie zbyt źle to brzmiało, nawet ona to poczuła.
Może... zwyczajnymi ludźmi, co? — zaproponowała Charity, patrząc w niego niebieskimi tęczówkami. Ona żyła we własnej bańce. Znała biedniejszych ludzi, poznała ich na studiach prawniczych, ale nigdy nad tym się nie rozdrabniała. W głębi duszy szczerze myślała, że każdy nosi tak drogie ubrania jak te jej. Przecież jakby to wyglądało inaczej? Zmarszczyła delikatnie obie brwi, gdy chat wypluł im odpowiedź. Widocznie taka była wola boska. Choć ten domek, gdy na niego patrzyła spowodował u niej skurcz żołądka. Ludzie naprawdę spali w czymś... takim? Aż na twarzy pojawił się jej delikatny grymas, który szybko ustąpił, bo zajęła się paskiem jego spodni. To byłoby zdecydowanie bardziej przyjemne niż miejsce, w którym mieliby spać.
Jęknęła z niezadowolenia, gdy od niej odszedł. Miała nadzieję się już do niego dobrać, skosztować na nowo jego ciała, a czuła się... zostawiona sama sobie. Może zaczęłaby go drażnić w trakcie rozmowy przez telefon, ale ta wymiana zdań delikatnie ją przeraziła. Czuła dreszcze na swoim ciele. Własne ręczniki? Własna pościel? Brak ciepłej wody? Co to był za dom z kartonu? Ludzie naprawdę żyli w takich warunkach? Nie była w stanie tego znieść.
Nawet dla pięćdziesięciu twarzy Galena Wyatta.
Tylko nie miała zamiaru mu o tym mówić. Nie było takiej potrzeby. Będzie narzekała, gdy znajdą się na miejscu poza jej apartamentem. Wtedy będzie mogła płakać nad rozlanym mlekiem.

Cudownie — klasnęła w dłonie, bo teraz była już nastawiona na coś innego. Mniej mrocznego, a zdecydowanie bardziej przyjemnego. Przymknęła przez moment oczy, zastanawiając się, co powinna mu powiedzieć i... już wiedziała — to... możemy wrócić... do ważniejszych rzeczy na ten moment? — spytała, robiąc wielkie oczy. Czekałą cierpliwie aż na nowo do niej wróci. Do tego wielkiego łóżka, w którym było im tak wygodnie, gdzie mogliby spędzić cały dzień, nie wychodząc z apartamentu. Ułożyła się wygodnie na materacu, przymykając oczy. Mimowolnie odchyliła szyję, by miał jeszcze większy do niej dostęp. Chciała znów go czuć w sobie, na sobie, na każdym centymetrze ciała. Nie była w stanie myśleć o niczym innym. Już zaczynała mu odpinać guzik, po guziku jego koszuli... Powoli, ale starannie to robiła, zaczynała ją właśnie powoli ściągać, gdy się do niej odezwał.
Nie takich słów oczekiwała od niego.
Znów westchnęła.
Galen... — zaczęła finalnie Cherry, marszcząc przy tym brwi — kurwa — nic innego na jej ustach nie mogło się pojawić. Czuła się odrobinę rozgoryczona. Już prawie pożerał ją na nowo, znów miał zostać jej Hadesem, a ona tą biedną Persefoną, która schodziła do krainy umarłych, a wtedy... przypomniał sobie o pościeli — znajdzie się coś... — na pewno się nie znajdzie. Za to ona postanowiła się podnieść, by składać pocałunki na jego szyi, by finalnie zsunąć mu drogą koszulę, o którą wcześniej tak zadbała — zawsze można kupić śpiwory dla dwóch osób — takie dla bogatych, z jakąś wbudowaną poduszką, by na pewno niczym się nie zarazili. Chociaż.... w głowie Marshall bardziej chodziło oto, że mogliby spać w nich bez ubrań. Ktoś jej kiedyś powiedział, spanie w śpiworze w ubraniu mija się z celem. Nagrzewa się on przez ciepło ciała, a oni mogliby w ten sposób spać przytuleni do siebie, nie dotykając żadnej taniej przestrzeni — ale teraz zajmij się mną — wyszeptała prawie błagalnym tonem, składając mu pocałunki na szyi. W niektórych miejscach delikatnie go podgryzając, chciała nakierować jego myśli na ten właściwy dla niej tor — proszę Galen — tym razem już błagała. Czuła, jak jej ciało potrzebuje na nowo poczuć jego. Nawet za bardzo jej nie dotknął, a ona była już dla niego cała gotowa. Nakręciła ją ta wycieczka, możliwość ucieczki od świata, w którym się znajdowali. Chociaż ta podróż nie miała być przyjemnym spacerkiem, ani wakacjami na Lanzarote, to miała w sobie coś, dzięki czemu na nowo zafascynowała się Galenem.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

trigger warning
hajdy i rozmowy o biedakach
Dosłownie kilka rzeczy działa na Galena Wyatta, jak czerwona płachta na byka, i jedną z nich jest właśnie to, że ktoś mu mówi, co on ma robić. Bo on kurwa przecież wie. Przecież jest prezesem i to on tutaj wydaje polecenia, rozkazy, a nie ktoś jemu. Może dlatego on się zaraz tak spiął, zmrużył powieki i te niebieskie tęczówki wbił w Cherry, bo źle mu to zabrzmiało. A gdzie jakieś proszę, a gdzie czy mógłbyś? Tylko nie odzywaj się do niej, rzucone jak jakiś zakaz, nakaz, po-le-ce-nie.
- Bo co? - mruknął - i co to w ogóle za... nie odzywaj się do niej - wywrócił oczami - a jeśli się odezwę to co? Mam się nie odzywać, bo mi zabroniłaś Cherry? Nie możesz mi rozkazywać, bo nie jestem Twoim pracownikiem skarbie, ani nie wiem... Twoją, kurwa, zabawką - zdenerwowała go, tym razem ona jego, a nie on ją. Bo może i Galen kochał Cherry, no ale na pewno nie pozwoli jej sobą rządzić. Jakby inaczej to ubrała w słowa, to może by jeszcze ją zapewnił, że tego nie zrobi, a tak... Tak się tylko uniósł. I nawet to jej kolejne pytanie nie ostudziło emocji, nawet wypowiedziane tak cicho i niepewnie.
- Tak - i tyle, nic więcej. Powiedział jej, że ma narzeczoną, chociaż Pilar to już wiedziała, ale tego postanowił Cherry nie tłumaczyć. Tak samo i tego, że wcale jakoś nie poczuł ulgi, a wręcz przeciwnie. Chociaż przecież postawił na szczerość.
Może dalej by się nakręcał, ale Galen to jednak potrafił w jednej chwili się zdenerwować, a w drugiej już nad sobą panować, bo to było coś, czego on się nauczył w Northexie, więc kiedy ten temat zszedł na konsole, to on tylko przewrócił ślepiami, tylko westchnął ciężko.
- To co ja tam będę robił? - bo skoro nie mógł brać ze sobą konsoli. Tylko, że on tam wcale nie jechał sobie grać w gry, jakby miał pięć lat, tylko robić śledztwo, więc może jednak będzie miał co tam robić. Zresztą... oni z Cherry to zawsze mieli co robić. Kiedy ona powiedziała, że podsłuchują ich z jego telefonu, to Galen podniósł go do góry, na wysokość twarzy.
- Co? Seks maraton cały weekend? Cudowny pomysł Cherry, wchodzę w to - powiedział głośno i wyraźnie, spojrzenie zawieszając na Charity, a potem się do niej uśmiechnął, oblizał wargi, bo to był też dobry pomysł, w to też Galen by wszedł bez zastanowienia. Schował telefon do kieszeni.
- I myślisz, że znajdzie się ktoś, kto cały weekend będzie chciał słuchać jak krzyczysz moje imię? - zapytał i przysunął się do niej. Bo jednak Galena kręciła taka wizja, wizja jakiegoś szalonego weekendu, kiedy oni robiliby to na okrągło, w różnych pozycjach, na różne sposoby, a to jego imię padłoby tyle razy, że może wystarczyłoby mu to do końca życia. A jednak... Nie tym razem.
- Ale jesteś... niegrzeczna Cherry - rzucił i znowu strzelił oczami, ale prawda jest taka, że Galena to by do czegoś takiego nie musiała długo przekonywać, namawiać. Wystarczyłoby mu, że robimy to i koniec, on by w to poszedł i nawet się nie zawahał. Ale on właściwie ze wszystkim tak miał. Zastanawiał się później, ślepo idąc we wszystko. Dusza odkrywcy, człowieka ciekawego świata. Jedziemy nad jezioro robić śledztwo, tyle wystarczyło, a on już wszystko planował. Maraton musiał poczekać.
Chociaż może mogliby to połączyć? Przyjemne z pożytecznym. Ale z drugiej strony co to by było za śledztwo, kiedy oni by nie wyszli w ogóle z tego domku? Bez sensu.
Kiedy powiedziała, że kupią telefony i karty, żeby nie mogli ich powiązać z nowym numerem, to Galen pokiwał energicznie głową, bo to był dobry pomysł. No i Galen lubił nowe telefony, jak dziecko, które dostaje taki nowy bajerancki gadżet. Tylko może do takich ciuchów z Wallmartu to on nie powinien kupować jakiegoś najlepszego, najbardziej wypasionego telefonu? Raczej coś tańszego? Z zamyślenia wyrwały go dopiero słowa Cherry, uniósł jedną brew.
- Jakich najbliższych? Do Ciebie nie mogę pisać? - zapytał, bo przecież Galen to wcale nie miał bliskich. Miał tylko Cherry. Może ze dwoje przyjaciół, do których jednak wcale tak często nie pisał. Dla niego to nie był żaden problem. Tak samo oddelegowanie na weekend tych firmowych rzeczy, to też nie było wyzwaniem, w końcu często to robił. Kiedyś. Jak jeszcze był imprezową wersją siebie.
Taką wersją, która często się droczy, tak więc teraz, kiedy Cherry mu to wypomniała, to przewrócił ślepiami.
- To nawet droczyć mi się nie można? - zapytał, a potem się pochylił do niej, żeby palcem dźgnąć ją w czoło, ale później przejechał nim niżej po jej nosie - lubię jak się złościsz i wyskakuje ci tu taka żyłka, a potem marszczysz nos - bo Galen rzeczywiście to lubił. On w ogóle lubił emocje, jakieś takie gadanie, które potrafiło je wzbudzić. Tylko że z Cherry, to najczęściej kończyło się dramatem życia, a to już było trochę za dużo. Zdecydowanie wolałby się z nią podrażnić, tak jak teraz. Nawet tego kuksańca przyjął z jakimś takim ciężkim westchnieniem, ale też uśmiechem.
Tak samo uśmiechnął się na jej kolejne słowa i nawet sięgnął do jej policzka, żeby zgarnąć z niego jakiś niesforny kosmyk, założyć go jej za ucho.
- Bezludne wyspy mają to do siebie, że nie ma tam tubylców... Ani ludzi wcale, Cherry - powiedział i pokazał jej czubek języka, bo on jak chciał, to też potrafił łapać za słówka. To też był w tym całkiem niezły.
Nie myślał jednak o tym za długo, bo wtedy Cherry powiedziała, że jedyne o czym myślałyby kobiety, to jego klata i niebieskie oczy. I Galen już się wcale nie zastanawiał nad tym, czy na bezludnej wyspie były by jakieś kobiety, bo jego wyobraźnia podpowiadała, że by były, dużo i wszystkie zakochane w jego oczach o tej barwie oceanu. Aż przeczesał palcami te swoje miękkie włosy odgarniając je do tyłu. No przecież Galen zdawał sobie sprawę z tego jak wyglądał i często to wykorzystywał, ale jednak kiedy Cherry mu tak słodziła, to miło to połechtało jego ego, aż spojrzał znowu na nią tymi swoimi niebieskimi oczami, a jeden kącik jego ust uniósł się do góry, kiedy tak się do niej przysuwał, znowu. Coraz bliżej.
Jak tak dalej pójdzie, to oni rzeczywiście zamiast planować ten wyjazd to zaczną jakiś maraton.
- Stanik z kokosów? - powtórzył po niej i odruchowo spuścił wzrok na jej biust, przechylił na bok głowę - też dobrze, ale jednak... jeden, mały figowy listek bardziej działa na moją wyobraźnię - tylko ciekawe gdzie ten listek Galen sobie wyobrażał. Na pewno w jakimś newralgicznym punkcie. Na czole może? Na tej jego ulubionej żyłce?
I kiedy ona tak pytała zirytowana, czy jadą, czy nie, to znowu Galen przyglądał się jej badawczo, jakby szukał tej żyłki na jej czole, ale jej nie było. Jeszcze.
- No jedziemy - powiedział w końcu, bo jednak on był tego pewny, może to nie będzie jakaś wycieczka marzeń. Jakaś podróż życia... Chociaż, to akurat nie wiadomo, bo miała to byś jednak ważna wyprawa. Coś takiego, co może zaważyć na jego być, albo nie być. Bo przecież tam się okaże, czy to jednak możliwe, czy to mogła być Morgan?
I kiedy on tak o tym rozmyślał, rozważał, czy to mogła być ona, czy nie, to Cherry jednak musiała poruszyć ten temat samochodów. Oczywiście, że Galen znał to spojrzenie, i te ręce skrzyżowane na piersi, doskonale to znał, tak jak tę żyłkę na czole. W sumie nie byli ze sobą jakoś długo, a jednak już zdążyli się o sobie tyle dowiedzieć, tyle nauczyć.
- Ja lubię samochody Cherry, tak jak Ty lubisz buty - wywrócił oczami, chociaż może też było trochę prawdy w tym, co powiedziała. Trudniej było go namierzyć, kiedy on się woził co weekend innym autem... Mógł też tak zmieniać hotele, to by był nienamierzalny. A on zawsze te panienki zabierał do swojego apartamentu, głupiutki Galen.
I z tym porównaniem jej do matki, też od razu poczuł, że strzelił sobie w kolano. A potem poczuł pod żebrami jej łokieć, aż stęknął.
- No... - zaczął i chciał powiedzieć, że jego matka też ma takie teksty i poglądy, ale wtedy dostał jeszcze raz w śledzionę i wypuścił powietrze z płuc ze świstem - już zawsze będziesz nazywać moją matkę wywłoką? Co to w ogóle znaczy Cherry? - zapytał w końcu, bo przecież Galen to jednak dość długo w ogóle nie przeklinał, wychodził z założenia, że pochodzi ze zbyt dobrego domu, żeby używać takich słów. A jednak teraz czasem wyrwało mu się to soczyste kurwa. Zmarszczył brwi na jej kolejne słowa.
- I co to znaczy, że prowadzisz bardzo higieniczny tryb życia? - dopytał, bo Galen chyba prowadził kiedyś bardzo mało higieniczny... Z tymi panienkami, z którymi zabawiał się na każdym jednym blacie swojego apartamentu, a potem na przykład w tym samym miejscu robił sobie kanapkę. Chociaż Galen rzadko jadł kanapki. No i Lucita jak wpadała do niego do mieszkania, to w pierwszej kolejności dezynfekowała blaty. Więc może jednak też bardzo higieniczny tryb życia prowadził?
Zanim jednak zapytał Cherry, czy tak, czy nie, czy prowadził też ten higieniczny tryb życia, to ona już pytała o ten dres i te auta.
- A jakimi samochodami jeżdżą Twoi pracownicy? Byłaś kiedyś na parkingu? - zapytał, ale przecież wiedział, że nie, bo pewnie jej tak samo, jak jemu podstawiali samochód prosto pod drzwi wejściowe. No ale Galen był, bo kiedyś odprowadzał do auta Meenę i ona jeździła właśnie takim samochodem, który mógł kosztować tyle co dresy Cherry. Już miał powiedzieć, żeby sobie kiedyś poszła zobaczyć, ale znowu zmiana tematu, a on znowu dostał łokciem w bok. Skrzywił się.
- Zrobisz mi siniaki Cherry, jak się chcesz pobawić w jakieś zapasy, to możemy od razu iść do łóżka - stwierdził zaczepnie, ale wtedy ona powiedziała, że już lepiej, żeby ona pojechała sama, a Galen aż parsknął - już to widzę. Benteleyem w dresie za kilka tysięcy, kurwa... Pomyśleliby, że Jennifer Lopez zgubiła się podczas jakiejś trasy koncertowej i robiliby sobie z Toba zdjęcia - wywrócił oczami. I tyle by się dowiedziała. Nic. Kiedy tak zaczęła, że ten Dodge jest ładny, to Galen uniósł brew, bo on sobie pewnie wyobrażał takiego bardziej w stylu Ala Bundy'ego, jakiś Dodge Plymouth Duster, a Charity to na pewno Challengera, chociaż w tym drugim wyglądali by trochę... jakoś klasycznie?
Aż się zamyślił i dopiero kolejne słowa Cherry sprowadziły go na ziemie.
- Tylko seks Ci w głowie Cherry - powiedział to Galen Wyatt. Który na pewno miał w głowie też inne rzeczy, ale prawda jest taka, że dzisiaj miał. A Charity to już chyba miała tylko jego klatę i te niebieskie oczy.
- Bo już widzę jakbym wlazł Ci do łóżka brudny... Przecież byś mnie wywaliła, jak Tobie kubek w zlewie przeszkadza - znowu strzelił oczami, bo już też zdążył poznać Cherry od tej strony, tej pedantycznej, przez którą musiał chować kubki od razu do zmywarki i wieszać marynarkę na wieszak, a nie na krzesło. Nie wierzył w to, że pozwoliłaby mu się ubrudzić, pewnie chodziłaby za nim na takim festiwalu z nawilżanymi chusteczkami, żeby był czysty. Kiedy powiedziała o tym festiwalu, to spojrzał jej wyzywająco w oczy.
- Dobra, jedźmy, lubię festiwale, na jakiegoś Burning Mana, od razu skoczymy do Vegas - teraz to jemu oczy aż zabłyszczały, bo to by było chyba za piękne. Galen może i był przyzwyczajony do tych swoich koszul od Armaniego, ale on lubił czasem dać się ponieść i takie imprezy mu to dawały. Jak ten festiwal karaibski, kiedy on się tam bawił przebrany za banana, było wspaniale.
Na ten kurs bycia zwykłym człowiekiem, to aż parsknął śmiechem. Trochę trwało zanim się uspokoił przykładając dłoń do ust, tak dość kulturalnie.
- Kurs bycia zwykłym człowiekiem? - powtórzył, ale to zaowocowało tylko tym, że znowu parsknął śmiechem. Czy w ogóle robili takie kursy? Galenowi i Cherry mógłby się przydać. Tak jak Cindy kurs obsługi kawiarki.
Może się wszyscy razem gdzieś zapiszą, do jakiejś wyimaginowanej szkoły absurdu?
- A to my nie jesteśmy zwyczajni? - zapytał, chociaż to też brzmiało absurdalnie, jak oni zwyczajni? Kiedy oni, jakby ich teraz wziąć i sprzedać, to można by pewnie zarobić na jakiś domek na przedmieściach.
Albo domek w dziczy, taki jak właśnie rezerwował im Galen. Bez ogrzewania, bez pościeli, bez ręczników. Pełen... no luksusowo to tam wcale nie było.
A jednak Galen i tak był zadowolony, cieszył się jak dziecko, bo po pierwsze załatwił to wszystko sam, co w ogóle dla niego już było dość wyjątkowe. Bo zazwyczaj robiła to za niego sekretarka. A po drugie to jednak wycieczka. Zanim jeszcze wrócił do Cherry to przykleił na lodówce tę karteczkę z tymi ważnymi informacjami, pościel, ręczniki, palenie w kominku, brak śniadań. Trochę szyfr, ale chyba jednak to zrozumieją. Ruszył w stronę sypialni, a wtedy Charity zapytała, czy mogą wrócić do tych ważniejszych rzeczy. Tylko Galen nie wiedział do końca, co teraz jest takie najważniejsze... Może jednak te ręczniki?
Chociaż kiedy już znalazł się obok Cherry, kiedy położył ją na pościeli, kiedy się nad nią pochylił i zaciągnął bajecznym zapachem jej mocnych perfum, to od razu poczuł, jakie to są rzeczy. Poczuł biegnący po plecach przyjemny dreszcz, kiedy tak pochylał się do jej szyi. Kiedy muskał jej delikatną, gładką skórę ciepłymi wargami. Wsunął ręce pod materiał jej sukienki, zacisnął palce na udzie i tym razem pochylił się do jej ucha... i zapytał o tą pościel i ręczniki. Tylko, że Cherry zamiast mu odpowiedzieć, to jakoś się jakby obraziła, podparł się na ręce i spojrzał na nią, te niebieskie tęczówki wbijając w jej ciemne oczy.
- Cherry to jest bardzo ważna kwestia, bo musimy zrobić listę zakupów zanim pojedziemy do Wallmartu - stwierdził poważnie, ale Charity już zdejmowała z niego koszulę, a to sprawiało, że Galen coraz bardziej się w ogóle nie mógł skupić na czymś innym, niż na niej. A zwłaszcza kiedy jej ciepłe, pełne usta wylądowały na jego szyi...
Chociaż na te śpiwory dla dwóch osób uniósł jedną brew.
- Jest coś takiego? - zapytał i już chciał wstać, żeby to wygooglować, ale Cherry powiedziała, żeby zajął się nią. No i Galen się zawiesił, ze spojrzeniem utkwionym w jej twarzy. Chociaż ona już zaraz znowu całowała jego szyję i szczypała skórę zębami, co go kręciło. Chociaż jeszcze chwilę walczył ze sobą, czy jednak zająć się tym wyjazdem, czy nią. To w końcu to błagalne proszę Galen wygrało.
- Ale mnie... nakręciłaś - powiedział i już dłużej nie czekał. Chociaż jeszcze w głowie pojawiła się taka myśl, że może mogliby zamówić zestaw jakiegoś podróżnika i tam by było wszystko, łącznie z tymi ręcznikami w tabletkach, które zalewa się wodą. Galen widział takie rzeczy, kiedy oglądał survivalowe filmiki, a czasem oglądał.
Ale to była jedna tak myśl, która już jednak nie opuściła jego ust, bo te zaraz znalazły ciepłe, pełne wargi Cherry.
- Skoro tak ładnie prosisz... - mruknął prosto w jej rozchylone zmysłowo wargi, a później połączył je w pocałunku, mocnym, pewnym, zachłannym - lubię... kiedy... mnie... prosisz - powiedział, miedzy kolejnymi pocałunkami patrząc jej w oczy, te piękne, brązowe, w których widział już ten specyficzny błysk. Jego dłoń bezczelnie wdarła się pod materiał jej sukienki, przejechał nią wyżej, marszcząc go na jej udach. Zahaczył palcami o koronkę jej majtek. Ale ich nie ściągnął, bo się jeszcze z nią droczył, kiedy kładł ją na tym materacu i kiedy rozpinał guziki jej sukienki, jeden po drugim, sprawnie, jedną ręką. Szybko się z tym uporał i szybko ją z niej ściągnął. Podparł się na rękach i kolanach, żeby pocałunkami zjechać niżej, po jej szyi, po obojczyku, dekolcie i na biust, którego jednak jeszcze nie oswobodził z tej cienkiej koronki, bo Galen to jednak lubił taką zmysłową bieliznę. Jego usta musnęły rozgrzaną skórę na jej brzuchu, a potem niżej, w okolicach pępka, i jeszcze niżej. Szarpnął zębami za koronkę, ale wciąż jej nie zdjął. Przejechał językiem, po tym punkcie, w którym ona chciała go teraz najbardziej...
I wtedy coś mu przyszło do głowy, podniósł ją żeby na nią spojrzeć.
- Ciekawe czy w Wallmarcie znajdziesz taką bieliznę? - rzucił, a widząc minę Cherry, to tym razem zaczepił palcami o koronkowe majtki i ściągnął je z niej energicznym ruchem. Rozchylił jej uda robiąc sobie między nimi miejsce. Pochylił się, a jego ciepłe wargi najpierw musnęły rozgrzaną skórę na jednym jej udzie, później na drugim, coraz wyżej. Przesunął palcami po jej biodrze, żeby zacisnąć je na pośladku, żeby sobie ją podsunąć jeszcze bliżej. Czuł w każdym jej rozedrganym mięśniu, jak ona już bardzo go pragnęła, i z taką premedytacją się z nią droczył. W końcu jednak oparł sobie jej udo na ramieniu, tak, że kiedy się nad nią pochylił, to ona dała mu do siebie lepszy dostęp i złożył mokry pocałunek, tam, gdzie tego chciała.

Cherry Marshall
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
30 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
Pani Prezes Northland Power
Awatar użytkownika
Ho, ho, ho
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjityp narracji
czas narracjiPrzeszły
postać
autor

Galen L. Wyatt

Wzdrygnęła się, słysząc jego podwyższony ton głosu. W tamtym momencie nie była pierdoloną królową, wielką Charity Marshall, panią prezes, a partnerką, która wypowiadała prośbę. Prostą, krótką, rozedrganą. Dodatkowo taką wręcz dla niej zakazaną. Cherry nigdy nie prosiła, wymagała. Za każdym razem dostawała to, czego chcę. Wewnątrz niej coś drgnęło, bo... widocznie w żadnym razie nie potrafił jej zrozumieć. Każdy miał jakąś historię. Każdy człowiek miał też byłych partnerów i wcześniejsze traumy, które w nich siedziały, a ona bała się, że jest dla swojego partnera nie-wys-tar-cza-ją-ca. Musiał szukać pocieszenia w ramionach innej.
Nie unoś na mnie głosu — mruknęła finalnie, odwracając wzrok. Cała wewnętrznie się spięła, czując jak wcześniejsze emocje zaczynają do niej wracać — to ja się czuję jak zabawka. Nie jesteśmy odpowiedzialni za własne emocje, ale za to jak na nie reagujemy, za to czyny tak — myślała, że jedna, czy trzy sesje u terapeuty będą wystarczające. Za to dalej nie była w stanie mu w pełni zaufać, zwłaszcza gdy wisiało widmo innej kobiety nad nią, jak pożar na oceanie. Taki który trawił wszystko, niezależnie od tego, że znajdował się na środku pięknej toni wodnej — może zastanów się, jak bardzo bolało mnie to twoje uszczęśliwienie — powiedziała cichszym tonem. Dalej była to drzazga w ich związku, której nie zdołali wyjąć — jak bardzo boję się, że mogłabym Cię stracić — mruknęła finalnie, jeszcze ciszej, niemalże szeptem. Zdążyła pociągnąć delikatnie nosem i wstała. Nie potrafiła usiedzieć. Były takie sprawy w trakcie, których mógłby... liczyć się z jej uczuciami.
Genialnie — mruknęła finalnie i zaczęła się przechodzić w jedną, i w drugą stronę po pokoju. W tamtym momencie nie wiedziała, czy w ogóle chciała do niego wrócić. Może powinna zostawić pierścionek na blacie i wyjść... daleko stąd.

Wywróciła oczami, słysząc temat konsoli. Czasami zastanawiała się, czy nie chce wziąć za męża wielkiego dzieciucha. Prawdziwy Inspektor Gadżet, który myśli jedynie o swojej elektronice, samochodzie i paru pierdołach. Standardowy Galen. Pewnie też przez tego dzieciucha zaczęła się głośno śmiać, gdy chwycił za swój telefon i zaczął głośno wykrzykiwać o seks maratonie. Za to go kochała. Potrafił ją rozśmieszyć w nawet najbardziej absurdalnej sytuacji. Już chciała mówić o jakimś zboku w policji, który cały czas ma na słuchawce, ale tylko się uśmiechnęła. W takich momentach czuła, że żyje.
Wywróciła oczami an tych najbliższych i powiedziała, że na jej zwykły numer nie może dzwonić. Za to tym nowym na pewno się wymienią. Nie wyobrażała sobie braku jakiegokolwiek kontaktu z kimkolwiek. Nawet z Galenem. Gdyby wyszedł na zakupy, ona na pewno... by mocno mu je urozmaiciła. Nawet do zwykłego supermarketu, bo sama nie lubiła robić w nim zakupy. Czuła w nich coś obrzydliwego, czego nie była w stanie jasno wyjaśnić.
Sprzedała mu kolejnego kuksańca w bok. Chwilę potem zrobiła groźną minę, taką wartą prawdziwej lwicy, zabrakło jedynie prawdziwego ryku.
A nie wiesz, że gryzę? — spytała, odsuwając na moment głowę, by ugryźć go w palec, którym jeszcze tak niedawno dotykał jej nosa — poprawka — dodała z cwanym uśmiechem — połykam w całości, jak wąż — i wtedy zarzuciła mu delikatnie ręce za szyję z tym charakterystycznym uśmiechem na twarzy — bo ze mnie jest żmija — bo gady uwielbiają wygrzewać się w blasku słońca, a Galen je przypominał. Zwłaszcza ten, który miał w sobie ten charakterystyczny błysk. Te zaczepki jej nie przeszkadzały, potrafiła się w nich odnaleźć.

I znów ten kuksaniec. Bezludne wyspy są bezludne. Aż spojrzała na niego wzrokiem pt. kurwa, nie wiedziałam. W jej fantazjach wyglądało to trochę inaczej. Kupują własną, dziką wyspę i tam okazuje się, że jednak nie są sami. Trochę jak w drodze bez powrotu, ale mniej makabrycznie, a bardziej podsycone zwykłą przygodą. Jakby potrzebowała adrenaliny, poszłaby do emptiness. Biedna będzie miała wytrenowane oczy przez Galena. Jedna wymiana zdań, a ona już kręciła nosem na ten listek. Stanik z kokosów brzmiał bardziej kusząca. Ciekawe, co nosiłby Galen i czy ten liść... byłby w stanie wszystko zasłonić.
Przewróciła znowu oczy na te buty i auta. Miała ich sporo, więcej niż on. Zdecydowanie. Tylko większą słabość miała do błyskotek. Sama uwielbiała błyszczeć. Pewnie dlatego na jej uszach znajdowały się kolczyki z diamentów. To była jej słabość, którą uwielbiała pielęgnować za każdym razem, gdy przekraczała próg jubilera.

Że jest paskudna — i głównie oto jej chodziło. Tylko wtedy sobie przypomniała, że usłyszała to chyba na jakiejś lekcji biologii, bardzo się jej to spodobało — i chyba to taki chrząszcz — brzydki, czarny, nie warty uwagi. Podobnie jak matka Galena, wszystko się zgadzało. Pokiwała aż z zadowolenia dla samej dla siebie głową. Kolejne pytanie delikatnie wybiło ją z rytmu. Higieniczny tryb życia? Proste, tak przynajmniej sie jej wydawało — to znaczy, że nie lubię zarazków i... boję się chorób — na przykład chorób weneryczny, a mimo to nie wymagała od Galena szczegółowych badań. Chociaż mogła. Na pewno by mu się przydało, a ona czułaby się... bezpieczniejsza? Jako dziecko Cherry nie została zaszczepiona w odpowiedniej porze na tężec i bardzo źle przeszła tę infekcję. Do tego stopnia, że była potrzeba podania jej surowicy. Rzadko kiedy dzieliła się tym faktem.
Nie byłam — skwitowała krótko słowa o parkingu. Po co miałaby się tam znajdować? Zawsze miała bentleya przed wejściem do budynku. Czas to pieniądz, a ona nie zastanawiałaby się długo nad tym, czy zatrudnienie jednej osoby, zajmującej się jej autem, miało jakikolwiek sens. Oczywiście, że miało. Zadowolona pani prezes to zadowoleni pracownicy.
Znowu wywróciła oczami i sprzedała mu kuksańca. Tylko seks w głowie? Byli siebie warci pod tym względem. Gdy Galen tylko wyszedł od lekarza, to jedyne o czym myślał to ona. Cherry rzadko mogła się skupić, kiedy zdążyła się już podpalić. Siedziało jak na ścięciu, licząc na więcej. Na jakiś gest z jego strony. Nieporządek jej przeszkadzał, ale większe zainteresowanie w jej głowie miał Galen. Wygrywał z nieporządkiem. Stąd uśmiechnęła się jedynie prowokacyjnie, niech ją sprawdzi.

Pojedźmy — skwitowała krótko, kiwając głową. Nie była pewna, czy będzie w stanie to wytrzymać. Brud, unoszący się kurz i toitoi'e. Brakowało jedynie krwi, by poczuła w sobie prawdziwą adrenalinę. Chociaż przy Galenie zawsze ją czuła. Zwłaszcza wtedy gdy serce biło z ekscytacji, widząc go.... jakiegoś, takiego szczęśliwego? Może przy Vegas zahaczyliby o ślub? Taki udzielony przez Elvisa. Nawet w oku jej błysnęło na samą myśl.
Biedny Galen będzie poobijany. Przemoc w związku. Znowu go popchnęła na łóżku i pokręciła głową. Była pewna, że ktoś musiał coś takiego prowadzić. Program ochrony księżniczek dla prezesów oraz prezesek. Jak zachowywać się jak standardowy człowiek? Jak jeść, pić, a przede wszystkim się odzywać. Marshall miała wrażenie, że nie potrafi zrozumieć realiów zwykłego wyjadacza chleba.
My jesteśmy — zaczęła Cherry, szukając odpowiedniego słowa w głowie — jedyni w swoim rodzaju — stwierdziła poważnym tonem. Trochę jak Bonnie i Clyde. Tylko oni mieli rozwiązać pogróżkowe śledztwo, a nie być gangusami, których trzeba zgarnąć. Niewiele mieli z siebie z życia codziennych ludzi. Może jedynie pojemność alkoholową.

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nabrał w płuca powietrze, kiedy Cherry powiedziała to nie unoś na mnie głosu, no tak, on przecież nigdy nie mógł nic powiedzieć, czy się unosić, bo zaraz był wstrętnym Galenem, który ją krzywdzi.
- I jak ja kurwa zareagowałem? Ahh.. Cherry - pokręcił głową i wypuścił powietrze nosem, bo Galen się tylko wiecznie miał zastanawiać co ona czuje, jak ją to bolało, a o sobie już wcale nie miał prawa myśleć.
Zamknął na moment powieki, musi o tym porozmawiać z Marą, bo może to on ma jakieś błędne postrzeganie związku, świata? Przecież on nigdy nie był w poważnym związku. A do tego żyje we własnym świecie. Sięgnął ręką do czoła. Policzył w myślach do dziesięciu, i trochę to po nim spłynęło, chociaż mało brakowało, żeby wyrzucił Cherry wszystko co czuł. A czuł dużo. Tylko, że dużo też sprzecznych emocji, o których może w tej chwili nie powinni dyskutować?
Ona musiała to rozchodzić, a Galen musiał skupić się na własnym oddechu, bo wciąż czuł, że wystarczyła jeszcze jedna mała iskierka, jedno słowo, żeby on też sobie stąd poszedł.
Czasami miał po prostu ochotę uciec, znowu, gdzieś... daleko stąd.
Tylko im dłużej o tym myślał, tym bardziej dochodził do wniosku, że w ich przypadku ucieczka niczego nie ratowała. A wręcz przeciwnie, nie przed wszystkim da się przecież uciec. No i oni przed sobą chyba nie powinni?
Bo chociaż w jednej chwili mogli się znowu pokłócić, to przecież w kolejnej nastrój już się zmieniał?
Teraz też się zmienił, kiedy Cherry powiedziała, że gryzie, a potem nawet to zrobiła. Galen wywrócił oczami i tym palcem, w którego go ukąsiła ta żmija, przesunął po jej pełnych wargach.
- To akurat wiem... że z Ciebie jest czasem żmija - i czasem naprawdę miał ochotę się wściec i wyjść i to wszystko skończyć, zamieść pod dywan. Było, nie ma.
Ale potem znowu patrzył w te duże, brązowe oczy Cherry i znowu czuł ten charakterystyczny zapach jej perfum i w głowie pojawiała się myśl, że by mu tego brakowało. Nawet jeśli czasem wychodził z niej prawdziwy jad.
Jak teraz, gdy znowu dostał w bok. Najpierw się do niego łasi, a potem go bije. Wariatka. Tylko, że Galen chyba trochę lubił wariatki. On w ogóle lubił, kiedy coś się działo. Może dlatego też zapytał o tę wywłokę.
Ale kiedy Cherry powiedziała, że jego matka jest paskudna, to właściwie nawet nie drgnął. Tutaj miała akurat racje, nawet nie chciał się z nią w tym temacie kłócić.
- Chrząszcz wywłoka? - powtórzył, ale jakoś nie mógł sobie tego wyobrazić, będzie musiał to później wygooglować. Nawet chciał zrobić to już teraz, ale wtedy Cherry zaczęła mu tłumaczyć, co to jest ten jej higieniczny tryb życia. Zmarszczył brwi.
- Od Wallmartu nie można dostać żadnych chorób - stwierdził w końcu. Chociaż nie był tego na sto procent pewny, bo jeszcze nigdy tam nie był, ale... liczył na to, że jakby jednak markety przenosiły jakieś choroby, to by ich zakazali, albo kazali tam chodzić w maseczkach, czy coś.
Oczywiście, że nie była na tym parkingu, w kuchni dla pracowników pewnie też nie, ani w ich łazienkach. Tym razem to Galen zmarszczył nos, bo od razu sobie pomyślał, że z Cherry jest taką księżniczką, że ciężko będzie na tej wyprawie. On to jeszcze to jakoś przeżyje, ale ona?
- Najpierw to zrobimy test w tym domku i jak to Ci się uda przetrzymać, to może spróbujemy z festiwalem - westchnął ciężko, bo on trochę słabo to widział. Miał jakieś dziwne wrażenie i przeczucie, że oni szybciej stamtąd wrócą, niż czegokolwiek się dowiedzą. Ale oby się mylił.
Stęknął, kiedy znowu dostał w bok, aż musiał podwinąć koszulę od Armaniego i zobaczyć, czy rzeczywiście nie zrobiła mu siniaków, bo Galen to akurat po matce, francuskiej damulce (wywłoce), był dość delikatny. A jednak niczego się nie dopatrzył, a później to już Armani wylądował na podłodze i Cherry zaczęła mieszać te dwa elektryzujące uczucia, ból z przyjemnością, kiedy składała na jego szyi te mokre pocałunki, kiedy szczypała skórę zębami. Z tego to na pewno będą siniaki.
Gdy powiedział o tej liście, a Cherry rzuciła to srista to parsknął śmiechem, tylko tym razem ten śmiech stłumił w rozgrzanej skórze na jej szyi.
- Lista srista, mam pięć lat - wywrócił oczami, ale prawda jest taka, że to go bawiło i może nawet odrobinę pociągało, to jej dziecinne zachowanie. Kiedy on się stara jej przekazać coś ważnego, a ona wtedy się zachowuje... jak butna mała dziewczynka.
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


Cherry Marshall
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
30 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
Pani Prezes Northland Power
Awatar użytkownika
Ho, ho, ho
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjityp narracji
czas narracjiPrzeszły
postać
autor

Galen L. Wyatt

Jak zareagował?
No właśnie chujowo. Mimo wiedzy jak źle to znosiła, postanowił się z nią spotkać jeszcze raz. Gdy ich związek trząsł się z powodu całej niepewności, on nie potrafił tego znieść chwili bez spotkania z nią. Wtedy zastanawiała się, czy powinna oddać mu pierścionek. Może powinna. Może wtedy zdałby sobie sprawę, jak wiele mu dawała? Miłość Galena wydawała się być dla niej zwykłą mrzonką. Bawił się nią i jej uczuciami. Gdyby naprawdę mu zależało, czy narażałby ich związek? To była drzazga. Nie potrafiła jej wyjąć, a teraz wróciła wraz ze zdwojoną siłą. Musiała wszystko przemyśleć, porozmawiać z nim i może... oddać rodowy pierścionek Wyatt'ów.
Rozchodzenie wystarczyło na tyle, by mogła... wrócić do niego w potrzebie. Zawsze, kurwa, wracała. Wtedy w areszcie, kiedy serce mu się zatrzymało, a nawet teraz gdy dostał pogróżki. On za to uniósł na nią głos na kobietę, którą podobno kochał. Uniósł się, bo miała wątpliwości. Wypowiadanie takich słów głośno było dla niej zbyt kosztowne. Ciekawe, jakby Galen się poczuł, jakby ona powiedziała mu takie słowa? Że inna go uszczęśliwia i ma z nią cały czas kontakt. To bolało. Było jak bomba z opóźnionym działaniem.
Chciała móc uciec, zniknąć na rok w jakimś tropikalnym kraju, popijając wesoło drineczki w kokosie. Tkwiła za to z nim. Próbując mu pomóc, uciec od własnej przeszłości.

To pomyśl, jak innych potrafię kąsać — mruknęła z charakterystycznym błyskiem w oku — skoro dla mężczyzny, którego kocham jestem tak de-li-kat-na — stwierdziła, patrząc mu prosto w oczy. Charity przy Galenie przypominała zadowoloną kotkę. Potrafiła się przytulać, mruczeć i być głaskaną, ale gdy poczuła nieodpowiednią chwilę, potrafiła wbić pazurki. Innych ludzi traktowała, jak myszy wchodzące do domu. Atakowała ich szybko i zjadała na śniadanie.
Kiwnęła krótko głową. Chrząszcz wywłoka. Z tego co kiedyś wyczytała, głównie zasiedlała ona wody stojące. Takie w których pływało największe gówno. Czyli całkiem podobnie do matki Galena. Ona była największym ściekiem ze wszystkich ludzi, których poznała. Nawet tamten naćpany koleś w emptiness wzbudził w niej większą sympatię. On i jego penis. Chociaż Charity nie przepadała za losowym widzeniem czyjegoś prącia.
Przynosząc produkty z supermarketu, możesz przynieść szkodnika — język faktów moi drodzy, tak jest poważnie — raz kupiłam i jakieś mole mi latały po apartamencie. AIDS możesz mieć, jeśli twój barber nie prowadzi sterylizacji — powiedziała równie poważnym tonem. Była pod tym względem naprawdę szalona. Gdy szła do supermarketu, zawsze miała ze sobą żel do dezynfekcji rąk. Za dużo osób się w nim pojawiało, by nie zaliczać go do EPICENTRUM chorobotwórczego. Chorzy też tam przechodzili, a niektórymi chorobami wenerycznymi dało się zarazić przed siadanie na złej toalecie. Takiej z piekła rodem. Im gdzieś więcej ludzi, tym większa szansa na infekcję.
Testy zawsze zdaję jako najlepsza — odpowiedziała z anielskim uśmiechem na twarzy. Dla niego była w stanie się poświęcić. Wytrzymać całą armię zarazków, która byłaby w stanie ją zaatakować. Tak przynajmniej myślała. Wielka sprawa, tani domek. Jakoś będzie musiała to przetrawić. Charity Marshall nie mogłaby udawać zwykłego człowieka? Będzie w tym zajebista, niczym tajna agentka na misji specjalnej.
Zgromiła go wzrokiem, kiedy parsknął śmiechem. Lista-srista, bo teraz nie miała ona żadnego znaczenia. Cenniejsze powinny być jej mokre pocałunki, którymi schodziła z linii jego żuchwy, na szyję. To bardziej wybrzmiewało w jej głowie, było dużo bardziej przekonujące. Smak jego skóry, zapach zbyt mocnych perfum, za którymi tęskniła, gdy tylko puszczała jego dłoń.
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

- Współczuję im - powiedział, chociaż Galen tak naprawdę nie był do końca pewny jak Cherry traktowała innych ludzi. Swojego ojca się bała, o swoich braci dbała, a jego matkę to chętnie by pewnie pogrzebała żywcem gdzieś w lesie, albo w tych wodach stojących, które zasiedlały wywłoki, akurat miałaby wokół siebie przyjaciółki.
Ale nie widział jej na przykład w kontakcie z jej pracownikami, przy inwestorach była milutka, Lucitę też traktowała w porządku, a innych? Aż się zaczął nad tym zastanawiać, ale nie trwało to długo, bo wtedy ona powiedziała o tych chorobach i Galen odchylił do tyłu głowę. No tak, czego mógł się spodziewać? Kiedy ona uwielbiała takie tematy, jakieś okropne, i dla samego Wyatta dość makabryczne, choroby, porody, i takie tam. Do tego te obrazowe opisy, które działały na jego wyobraźnie w jakiś najgorszy sposób.
Az wywrócił tymi niebieskimi ślepiami.
- Ale czasem możesz kupić masło na promocji... Podobno - rzucił i uśmiechnął się, bo tak słyszał, bo on w przeciwieństwie do Cherry, to czasami rozmawiał ze swoimi pracownikami na jakieś prozaiczne tematy, pokroju masła z supermarketu. Bo przecież nie pytał ich czym można się zaraz w Wallmarcie. To by brzmiało źle. Z tym barberem też mu to tak zabrzmiało, ale jednak Galen tyle za to płacił, że ten jego to mógł mieć specjalne złote narzędzie zarezerwowane dla Wyatta i trzymać je w sejfie. Mógłby, albo mógłby w ogóle mieć jednego klienta Galen Wyatta, z tymi mięciutkimi włosami i by wyżył.
- Nie wątpię w to - mruknął, bo akurat jeśli chodzi o wygrywanie, o bycie najlepszą, to to wiedział, że Cherry to uwielbiała. Z nią trudno w ogóle było dyskutować, ona musiała mieć rację, jej musiało być na wierzchu. To nawet Galen, który też był uparty, i który też uwielbiał wygrywać, się poddawał. A ciężko jest sprawić, żeby on się poddał.
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


Cherry Marshall
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
30 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
Pani Prezes Northland Power
Awatar użytkownika
Ho, ho, ho
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjityp narracji
czas narracjiPrzeszły
postać
autor

Galen L. Wyatt

Trudno było z nią zadzierać. Większość ludzi traktowała z szacunkiem. Całą rodzinę kochała, ale gdy Corvin deptał po jej piętach, miała ochotę go zgnieść w pierwszej, lepszej sekundzie. Go nienawidziła. Jeśli Galen przyjrzałby się jej relacji z TYM bratem, to zrozumiałby, jak to jest mieć Charity za wroga. Tylko on też zniknął. Cała trójka jej braci wydawała się być kompletnie nieobecna, a jej powoli zaczynało to przeszkadzać. Chciała mieć rodzinę, chociaż nową zaczęła tworzyć z Galenem.
Już daj spokój — prychnęła Cherry, bo miała jeszcze jedną zasadę. Nie po to jest bogata, by cokolwiek kupować na promocjach. Zawsze najlepsze było najdroższe. Chyba że ojciec odciął ją od pieniędzy i musiała kupować najtańsze wino na studiach. Jego smak poznała, ale dalej kopało w ten sam intensywny sposób, który znała wcześniej. Taki wyjątkowy, intensywny — kupowanie czegoś na promocji oznacza, że wypadło z obiegu — wymruczała, bo u kobiet dużo bardziej się to zmieniało niż u mężczyzn. Wielka premiera najnowszej kolekcji projektanta i musiała już ją mieć. Nawet się nad tym nie zastanawiała, po prostu brała co najlepsze. Miała ubrania, w których chodziła kilka sezonów. Tylko były to zwykłe basic'y, pasujące do wszystkiego. Nawet jako pani prezes ubierała się w zgodzie z panującymi trendami.
Nawet jeśli użytkowniczka za cholerę ich nie znała.
A dla Ciebie nie mam zamiaru się poddać — bo nigdy tego nie robiła. Tylko dla Galena zrobiłaby to z całą świadomością. Mogłaby się nawet z nim założyć, że wytrzyma cały wyjazd bez narzekania. W głowie leciałyby przekleństwa na prawo i lewo, a ona pozostałaby niewzruszona. Chyba że zobaczyłaby owady w miejscu, gdzie miałaby spać. Chodziło o pluskwy. Ich by nie przeżyła. Pierwsze, co zrobiłaby po wejściu do domku, to sprawdziłaby go na prawo i lewo. Byle mieć pewność. By nic nie przeszło do ich drogiego apartamentu.
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description
ODPOWIEDZ

Wróć do „#13”