29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Może faktycznie nie wiedziała.
Nie wiedziała jak to jest być Galenem. Jak to jest budzić się codziennie rano w pięknym mieszkaniu, zakładać na rękę złoty zegarek, spotykać się z kontrahentami, udawać, że wszystko jest okej, a potem wracać do domu, do czterech ścian, do miejsca, w którym powinno się czuć komfortowo, a jednak jedyne co tam było to jeszcze więcej niepewności, więcej udawania i ograniczeń, i kobieta, którą już nawet się nie kochało.
Nie wiedziała. Chociaż może co nieco o tym złamanym sercu już tak? Bo przecież to jej również po części było w kawałkach. Co prawda z zupełnie innych powodów, co to Galena, wręcz przeciwnych, bo ona kochała aż za bardzo. Aż do jebanego bólu. I była tego pewna. Jak niczego innego na tym jebanym świecie. Podczas gdy Galen ciągle się wahał. Walczył. Widziała to w jego oczach. W tym intensywnym, błękitnym spojrzeniu. Próbował być idealny, mówić idealne rzeczy, ale przecież każdemu się w końcu przelewa, szczególnie kiedy taka dzikuska jak Pilar się wydziera i domaga prawdy oraz wyjaśnień.
I kiedy jemu też się przelało, kiedy podniósł na nią głos, to ona w końcu to poczuła. Tą szczerość, te emocje, które zaczęły z niego wypływać. Każda ta niepewność wychodziła prosto z jego serca i kuła Pilar gdzieś w duszę. Bo przecież mogła być na niego zła, wkurwiona nawet, ale to wcale nie znaczyło, że nie chciała dla niego dobrze, że jej nie zależało. Bo chyba zależało jej nawet bardziej niż powinno.
Masz rację, nie wiem jak to jest — zaczęła, wtrącając mu się w pół słowa i zaglądając w te rozszalałe oczy, wodzące po jej twarzy. — Ale ukrywając przed nią to wszystko, wcale nie robisz nic dobrego. Bo czego ty oczekujesz? Że nagle obudzisz się jednego dnia i znowu będziesz ją kochać? — patrzyła na niego z jakimś niedowierzaniem, jakby chciała wyczytać z niego odpowiedzi na te wszystkie pytania, jak on to widział już po ślubie, kiedy już teraz wszystko się sypało? Bo przecież nie mógł być tak głupi, żeby ustawiać całe swoje życie na durnej nadziei. — Że tak do usranej śmierci będziesz jej kłamać w żywe oczy, tylko po to, żeby jej nie złamać serca? A co z twoim sercem, co? Ono nie zasługuje na miłość? Nie zasługuje na to, żeby nie tylko ktoś je pokochał ale żeby i ono kochało? Żeby wyrywało się z piersi i szalało? Żebyś mógł naprawdę poczuć, że żyjesz, że jesteś szczęśliwy? Bo jak tak słucham tego, co mówisz, to wcale nie brzmi jakbyś był, Galen — zeszła nieco z tonu i nawet wykonała nieznaczny krok w jego stronę. A kiedy tak zaczął o tym, że to wszystko wina Pilar, że to ona była na tyle bezczelna, żeby wmówić mu, że jest dobry, to Stewart aż przysunęła się jeszcze bliżej, żeby złapać w dłonie jego brodę i nakierować na siebie. Żeby on naprawdę kurwa wysłuchał ze zrozumieniem, co ona do niego mówiła. I żeby skończył pierdolić takie głupoty.
Bo ty jesteś dobry, idioto — mogła sobie darować to idioto, ale przecież oni tu wszystko mówili na takich wysokich emocjach, że czasami po prostu nie dało się inaczej, nie dało się tak łatwo zapanować nad tym, co wychodziło z ust. — Jasne, odpierdala ci czasami i robisz takie durne rzeczy jak przed chwilą, ale to nie znaczy, że nie jesteś dobry — bo przecież był. Przecież to w nim widziała. I nawet jeśli teraz jej mina i ogień w oczach mogły tego nie wyrażać, to ona stała przy tym stwierdzeniu. Galen nie był zły. Był po prostu zagubiony. Kompletnie zafiksowany we własnej głowie pomiędzy tym co powinien, a co chciał.
A dobrzy ludzie tak nie robią, nie rzucają z dnia na dzień kobiety, która...
Mylisz się — nawet nie dała mu dokończyć. Znowu mu przerwała, znowu weszła mu w pół słowa, wwiercając w niego ciemne spojrzenie. — Nie ma czegoś takiego, że ktoś dobry nie zrywa zaręczyn, co to w ogóle za stek, kurwa, bzdur? Ty przede wszystkim powinieneś być szczery. Szczery wtedy ze mną i przede wszystkim szczery z nią. Mówić kurwa na głos co siedzi w tym posklejanym sercu po przejściach — przeniosła dłoń na jego klatkę piersiową, tak żeby poczuć to bijące nierówno serce. — Prawda może boleć i pewnie będzie, ale kurwa przynajmniej to prawda. Twoja prawda. I ona wcale nie powinna siedzieć w tobie, tylko powinna się z ciebie ulatniać. Bo akurat tym, że to przed nią ukrywasz, to też ją ranisz. Bo ona układa sobie życie pod ciebie, a ty głową i sercem jesteś zupełnie gdzie indziej. I siebie przede wszystkim ranisz, Galen — nie miała racji? No oczywiście, że kurwa miała. I on gdzieś głęboko w sobie o tym wiedział, tylko był zbyt zaaferowany tym, co powinien, żeby się do tego przyznać. I to w żadnym stopniu już nie tyczyło się ich dwójki, tylko samego Galena. I jak już to Cherry. Bo to właśnie był rozdział jego życia, który on powinien sobie poukładać. Zastanowić się, co z tym dalej zrobić. Bo dopóki nie zrobi tego kroku, tego może najważniejszego, to przecież nie ruszy do przodu. Z niczym. A już na pewno nie będzie szczęśliwy. Zostaną mu jedynie okruszki szczęścia i te raz do razu zrywy serca, które równie dobrze pewnie można by w ciągu tygodnia zliczyć na palcach jednej dłoni.
A ty jak się z tym czujesz, Pilar?
Chujowo — bo w inne słowa nawet nie dało się tego ubrać. Aż wbiła w niego spojrzenie. — Źle mi z tym, że tobie jest źle — zależało jej na nim, to nie podlegało wątpliwości. Chciała, żeby był szczęśliwy. Chciała mu jakoś pomóc. Ale przecież kim ona była, żeby móc to zrobić? Jedynie marnym przystankiem na całej jego drodze i to jeszcze takim, który przyniósł ze sobą więcej problemów niż pożytku.
I nawet ten kolejny pocałunek, w którym na moment się zatracili, w którym kradli sobie z płuc resztki powietrza, który był wygłodniały, energiczny i pełen pożądania, nawet on tu wszystko utrudniał. Nic kurwa nie pomagał. Bo i on i ona mieli przez to w głowie jeszcze większy mętlik. Dlatego musiała go w końcu od siebie odepchnąć. Nawet jeśli część jej wcale tego nie chciała. Nawet jeśli ciało aż wyrywało się do przodu, by znowu znaleźć się w jego ramionach, a serce waliło jak szalone, próbując znaleźć odpowiedni rytm.
I to serce zamiast się uspokoić, po jego kolejnych słowach zabiło jeszcze bardziej szalenie. Obsesyjnie wręcz. Jak u prawdziwej wariatki. Kiedy on tak bezczelnie i prosto w jej twarz warknął o tym, że Pilar sama się boi zrobić cokolwiek, że boi się pokochać i stracić głowę. Bo to był tak wielki stek kłamstw, że aż znowu cała zawrzała.
W tym właśnie kurwa cały problem — tym razem to ona warknęła. Chociaż nie, ona krzyknęła, odwracając się w jego stronę, gdy Galen już schylał się po koszulkę. — Że ja wcale nie boję się kochać. Bo kurwa pokochałam. Pokochałam na pierdolony zabój, straciłam głowę, rozum, serce, wszystko, co tylko dało się stracić — wyrzucała z siebie słowa jak leciały, aż się zgięła nieznacznie, bo te wszystkie emocje tak kurewsko zaczęły ją przytłaczać. Kiedy tak bezmyślnie obnażała się przed Galenem z czegoś, co wcześniej trzymała tylko w sobie. Zamknięte pod kluczem. Od pierdolonego powrotu. — Że jak o tym myślę, to aż mnie kurwa wszystko boli. Aż nie mogę oddychać — i kiedy złapała to jego niebieskie spojrzenie, tak mocno teraz w nią wwiercone, to miała wrażenie, że aż oczy ją zapiekły. A Pilar nie płakała. Nie przy ludziach. — I tu wcale nie chodzi o ciebie — dodała jeszcze zanim się od niego odwróciła. Tak dla jasności. Żeby kurwa miał świadomość tego, że ona o tej miłości to wcale nie rozwodziła się w jego kierunku. Bo serce Pilar całe i do jebanego porzygu wypełniał Madox.
Całym. Kurwa. Sobą.
I to doprowadzało ją do szału.
Aż musiała się przejść po pokoju, a potem pierdolnąć z całej siły w drewnianą skrzynię, która huknęła o ścianę z impetem.

Galen L. Wyatt
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Może tego właśnie oczekiwał Galen, że to pewnego dnia jakoś zaskoczy, że on znowu coś poczuje? Bo to by było nawet jakieś takie prostsze, jakieś takie łatwiejsze, niż to jego ciągłe miotanie się i wahanie. Tylko chyba to wcale tak nie działało?
A może działało?
Przecież on gówno wiedział o tych uczuciach, o tym jak się je buduje. Bo te jego zawsze były jakieś takie niespodziewane, wybuchały w jednej chwili, ogniem. Zawsze tak było. Z Marcie, która usiadła obok niego w samolocie. Potem z Meeną, która go kusiła czerwoną sukienką. Z Cherry na dzikim Lanzarote. A później z Pilar.
Tylko, że z Pilar to może miało właśnie najwięcej jakiejś głębi? I może dlatego Galen się tak miotał, tak wahał, gotowy zaryzykować. Gotowy dla niej nawet zrobić jakiś kolejny krok.
Mógłby.
Wystarczyłoby jedno jej słowo. I on może nawet by się nie zastanawiał nad tym, żeby nie zranić Cherry. Bo Galen Wyatt ranił. Nie był miły. Nie miał dobrego serca.
Albo miał?
Miał je za dobre?
On teraz nie wiedział. Nic nie wiedział. I było to wszystko widać w tych jego niebieskich oczach. To, że on cały czas walczył z myślami, cały czas się wahał, miotał. I może jakby był bardziej narwany, wybuchowy, to on by teraz krążył po tej salce jak jakiś lew w klatce. W klatce z kurwa niepewności, z myśli i z wahania.
Wypuścił mocno powietrze z płuc wraz z jej kolejnymi słowami.
- Bo nie jestem... - zaczął, ale przecież on to już jej mówił, że nie jest szczęśliwy, że to jego życie to nie jest bajka, a on by się wymienił z każdym - bo z tobą przez chwilę byłem - a to znowu powiedział Cherry, że on przez chwilę, ten krótki, ulotny moment był szczęśliwy z Pilar, wtedy w tym Wendys, przy tych kurczakach, w tej pełnej beztrosce. Chwila szczęśliwości.
Szarpnął się, kiedy ona tak chwyciła jego twarz, ale finalnie te niebieskie tęczówki spoczęły na jej twarzy. Chociaż kiedy to powiedziała, że jest dobry, to on znowu wywrócił oczami.
- To tak nie działa Pilar, że ty mówisz komuś, że jest dobry i on nagle się staje dobry! - aż podniósł głos. Tylko, że właśnie w jego przypadku to tak zadziałało. To on chciał nawet chyba być taki dobry, ale problem tkwił w tym, że dla niej. Nie dla Cherry, która miała to tak głęboko gdzieś. Która nienawidziła biednych ludzi, która wmawiała mu cały czas, że jest potworem. Tylko dla Pilar, która tę dobroć w nim dostrzegła. Bo on może tego właśnie potrzebował, żeby widzieć w nim coś więcej niż Galena Wyatta? Niż tego dupka w nieskazitelnej koszuli i garniturze od Armaniego?
Słuchał jej, a serce biło mu nierównym rytmem, ale wciąż mocniejszym niż przy Cherry, wciąż zdecydowanie bardziej żywym. A te niebieskie tęczówki zawisły na jej brązowych, pięknych oczach, nie spuścił ich nawet na moment, nawet wtedy, kiedy jej ręka znowu wylądowała na jego sercu. Tak jak wtedy, kiedy się żegnali.
- To wszystko nie jest takie proste Pilar, kiedy ja jestem szczery, a wszystko wali mi się jeszcze gorzej na głowę. Wiesz co ona mi powiedziała, jak jej zdradziłem, że byłem przez chwilę z tobą szczęśliwy? Że ja nie mam do tego prawa, bo to ona stoi przy moim boku, bo to ona siedziała przy moim łóżku, bo to ona mnie kocha, a Ty... - aż się pochylił w jej kierunku, aż ta jego głowa znowu zawisła blisko jej twarzy, a te niebieskie tęczówki patrzyły na nią z wyrzutem - a Ty pojawiasz się, robisz mi w głowie chaos i znikasz. I uciekasz... - bo przecież zanim ona się pojawiła, to Galen przez chwilę był szczęśliwy z Cherry. Bo on może wtedy jeszcze nie znał tego smaku normalnego życia? Tego jak to jest kiedy ktoś widzi w tobie coś więcej, widzi, że jesteś dobry. Kiedy ktoś po prostu cię docenia. A potem ona to zrobiła. Nie Cherry, tylko Pilar właśnie.
Przechylił na bok głowę, kiedy powiedziała, że ona też czuje się z tym chujowo, bo chyba oni oboje się z tym tak czuli. Chujowo jakoś, zawieszeni między tym co mogło się wydarzyć, a tym co nigdy się nie wydarzy. Bo może oni przegapili już swoją okazję? Może w innej rzeczywistości, to by się jakoś inaczej potoczyło, bo w tej, w której się znaleźli, czy to jeszcze miało jakiś sens?
Dla Galena może by miało?
Bo może on właśnie doszedł do ściany, może on właśnie potrzebował impulsu, żeby coś zrobić, zmienić. I to mógł być ten impuls, ten pocałunek, to spotkanie. To uczucie.
Wyatt stanął w miejscu, z jakąś pierdoloną nadzieją w oczach, w sercu, kiedy ona zaczęła mówić. Kiedy ten cały ogień palił ją tak, że Galen prawie to widział, to palące ją uczucie. Tylko, że wtedy padło to i tu wcale nie chodzi o ciebie, i to było gorsze niż jakby uderzyła go w twarz. To było jak wiadro zimnej wody puszczone prosto na głowę, aż po plecach przeszedł mu dreszcz. I chociaż Galen nie dał nic po sobie poznać, to te niebieskie oczy nagle straciły cały błysk. I nagle w głowie pojawiły się setki pytań i setki kolejnych wątpliwości.
Bo to zamiast cokolwiek rozjaśnić, zamiast zamknąć jakiś rozdział, to sprawiło tylko, że on aż podszedł do Pilar, stanął przed nią, znowu tak nieprzyzwoicie blisko.
- I kto tu się kurwa bawi czyimiś uczuciami Stewart? Nagle przestały ci wystarczać jednorazowe przygody? Nagle... pokochałaś? A w Wendys wcale jeszcze nie mogłaś. Szybko ci się odmieniło - aż prychnął i on też uderzył ręką w tą drewnianą skrzynię obok nich - oszustka - warknął jeszcze, a potem to już znowu ją wyminął. Aż odchylił głowę do tyłu, wciągając w płuca mocno powietrze, przeszedł się po tej salce. Jak lew, w klatce z kolejnych wątpliwości, z kolejnych pytań.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Przecież ona doskonale wiedziała, że to tak nie działa. Że nie powie komuś, że jest dobry i ten ktoś nagle taki się stanie, nawet jakby był największym chujem. Gdyby to było takie proste, więzienia nie byłyby potrzebne. Wystarczyłoby wziąć tych wszystkich zbirów do kościoła, postawić Pilar na jebitnej ambonie, dać jej mikrofon i ona by im wszystkim po prostu mówiła, że byli dobrzy i żeby nie łamali już prawa, a oni jak te marionety nagle by się tacy stawali i zaczynali robić dobre uczynki na lewo i prawo.
Stewart wiedziała, jak działał świat. Widziała zło w czystej postaci w gwałcicielach, mordercach i pedofilach, którzy nawet nie mrugneli nim krzywdzili swoje ofiary, nim odbierali im ostatnie oddechy i prawo do życia. I tak jak potrafiła zobaczyć to zło, tak samo lubiła wierzyć, że i dobro potrafiła dostrzegać w ludziach. Rozkładać ich na czynniki pierwsze, poznawać, przełamywać te wszystkie stereotypy, w jakie byli odziani, by zobaczyć głębiej, by nie oceniać tych przysłowiowych książek po okładce.
I tak też było z Galenem.
Chciała go poznać. A on jej się dał.
Na tej podstawie wysnuła swoje wnioski i miała pełne prawo do własnej opinii, która skończyła tak a nie inaczej. A on wcale nie musiał się z tym zgadzać.
Chcesz sobie wierzyć w to, że jesteś potworem? Proszę, kurwa, bardzo! — ona również podniosła głos. Do tego samego poziomu, w jakim oscylował ten jego, podczas gdy jej klatka piersiowa zafalowała niebezpiecznie, a oczy wwiercały się w te błekitne. — Ale nie będziesz mi narzucać, co ja mam myśleć — takie rzeczy, to mógł sobie robić z Cherry, ale na pewno nie z Pilar. Ona trzymała sie swoich przekonań i nie zmieniała ich tylko dlatego, że ktoś powiedział jej, by myślała inaczej i na ładne oczy. Nie z jej charakterem. — Ty myślisz, że ja sobie tak rzucam słowa na wiatr, tylko żeby ci się przypodobać? Skoro tak powiedziałam, to tak uważam. Uważam, że jesteś dobry, Wyatt. Nawet kurwa wrażliwy, bardziej niż ci się chyba wydaje. I że masz do zaoferowania o wiele więcej niż tylko ładną buzię, szybkie samochody i kupę forsy — tylko czy to cokolwiek zmieniało, że ona tak uważała? Że dla niej on był jakiś taki.. intrygujący, ciekawy i trochę może nawet wyjątkowy? Poznała w swoim życiu wielu mężczyzn. Właściwie to głownie wokół nich otaczała się na co dzień, jednak takiego jak Galen nie poznała jeszcze nigdy. Był jedyny w swoim rodzaju. I może było to wszystko spowodowane tym, że te ich spotkania też wcale nie były normalne, że to wszystko owiane było tymi zasranymi kontenerami i niebezpieczeństwem no ale tak się stało. Tak czuła. I chuj. A już na pewno nie będzie go za to przepraszać, czy czegokolwiek cofać.
Chociaż kiedy tak zaczął opowiadać o tym, co powiedziała mu ta cała Cherry na to, że w końcu poczuł się szczęśliwy, to Pilar aż wywaliła oczami i prychnęła głośno.
Powiedziała ci, że nie masz prawa być szczęśliwy? — spojrzała na niego z jakimś niedowierzaniem pomieszanym z rozbawieniem. I to nawet nie tak, że ją to bawiło, ale to zdanie było tak kurwa niedorzeczne, że aż Stewart nie mogła uwierzyć w to, że padło z ust kogoś, kto niby go kochał. Bo szczerze? Pilar by W ŻYCIU nie powiedziała czegoś takiego Madoxowi. Nawet jakby chciała go udusić i z jakiegoś powodu znienawidziła. Niezależnie od tego, co by odjebał. Nigdy przez jej gardło nie przeszłoby zdanie, że nie miał prawa być szczęśliwy. Nawet przy innej. — To faktycznie, zajebista jest ta twoja przyszła żona — może zabrzmiała właśnie jak hipokrytka, bo przecież przed chwilą jeszcze ją broniła, ale no kurwa, w tej rozmowie to trochę jak w śledztwie — ciągle wychodziły na światło dzienne coraz to nowe dowody rzeczowe, a Pilar bardziej reagowała na wszystko na bieżąco, niż jakby miałą teraz usiąść i wszystko analizować.
Bo ta cała sytuacja między nimi, która właśnie miała miejsce była w chuj dynamiczna. Impulsywna. Każde z nich wyrzucało z siebie coraz to kolejne żale. A Galen to po chwili z żali przeszedł na prawdziwe pociski. Takie idealnie wymierzone, wycelowane, które trafiały prosto w serce Pilar, które wiedziały gdzie ścisnąć, żeby ją jeszcze bardziej rozjuszyć.
A gdzie ja kurwa uciekłam? Gdzie zniknęłam? No gdzie, Galen — aż wyrzuciła ręce w górę. Miała ochotę go walnąć. Autentycznie przywalić mu w tą ładną buzię, którą jeszcze przed chwilą zachłannie całowała. — Czekałam na ciebie, idioto — fuknęła, już kompletnie nie kontrolując tego całego ognia, który z niej wychodził. Nawet nie starała się trzymać odpowiedniego tonu, żeby zaraz ktoś tu nie przyszedł, żeby wyjść z tego wszystkiego jakoś z klasą, żeby przefiltrować te informacje, które mu dawała. Bo na to było już za późno. Stała teraz przed nim ogołocona z emocji i rzucała słowa, których on nigdy miał nie usłyszeć. — Czekałam aż się kurwa zdecydujesz — podeszła bliżej, wwiercajac w niego ciemne spojrzenie. — Myślisz, że wtedy przy aucie… że nie chciałam tego zrobić? — jej wzrok mimowolnie padł na jego usta, tak, że musiał to zauważyć, musiał wiedzieć, o co jej chodzi, chociaż po chwili wróciła do jego niebieskich oczu. — Że wtedy w szpitalu, kiedy przyszłam cię odwiedzić, kiedy pytałam, czy to wszystko.. czy było coś jeszcze, a ty odesłałeś mnie z kwitkiem… Myślisz, że nie czekałam? Że nie chciałam? Ciebie? Oczywiście, kurwa, że chciałam — bo przecież chciała. Chciała go mieć chociaż na moment. Zbliżyć się do niego jeszcze bardziej. Pocałować wtedy przy aucie. Ba, nawet przez jakiś czasu myślała, że on jednak się odezwie, że napisze, przyjedzie, przecież wiedział, gdzie mieszkała. Że może wtedy w szpitalu okaże się, że jednak to z Cherry to nie było to. Ale było. — Ale to ty byłeś w związku, nie ja — i to on rozdawał karty. Pilar była jedynie dostępna.
Ale teraz już nie była.
Bo od tego czasu wydarzyło się tak wiele, że Galen był już przeszłością. I to nie tak, że ona cokolwiek z tego planowała, że wyafirmowała sobie tego cholernego łobuza z tatuażami. To całe dzikie Medellin. Przecież to się po prostu stało. Zmiotło ją z planszy. To uczucie uderzyło ją tak mocno, niespodziewanie, że przecież nawet nie umiała się przed tym obronić. Zjadło ją to i teraz zabijało każdego dnia, kiedy nie mogła mieć go obok.
Tylko te słowa, które wyrzuciła z siebie o kochaniu, o czuciu, chyba zabiły też coś w Galenie. Bo kiedy tak podszedł do Pilar, kiedy stanął przed nią zaraz po tym, jak ona przywaliła w tą dreniwną skrzynie, kiedy spojrzał jej w oczu z tak ogromnym żalem i złością, to aż poczuła to wzdłuż kręgosłupa. Ten chłód.
A potem się odezwał.
I Pilar poczuła tego zimna o wiele więcej.
Aż na moment zamilkła i po prostu na niego patrzyła. Z jakimś takim niedowierzaniem, pomimo tego, że przecież wiedziała, że on umiał używać słów tak, żeby zabolały. Że robił to już od jakiegoś czasu. A jednak to nazwanie ją oszustką jakoś osiadło Pilar na sercu. Aż zrobiła krok w tył.
Chciała mu powiedzieć naprawdę wiele. Chciała wykrzyczeć, że przecież ona nie miała na to wpływu, że też się o to nie prosiła, że wcale się jej to nie podobało.. tylko prawda jest taka, że jemu było gówno do tego. I tak naprawdę był ostatnią osobą, która mogła nazywać innych oszustami. Ten który zawsze przecież mówił prawdę i nigdy mu się nic nie odwidziało. Równie wielki hipokryta jak ona.
Przecież sam mi wtedy powiedziałeś, że to się kiedyś stanie — odezwała się w końcu. Przytoczyła jego dokładne słowa (które wygrzebałam z naszej gry). To się stanie Pilar i wtedy pomyślisz sobie... Kurwa ja? O tak dokładnie powiedział. Prosto w jej twarz. Patrząc jej głęboko w oczy. I miał rację. Stało się. A ona teraz równie intensywnie patrzyła w te jego niebieskie, kiedy podeszła do niego na ten drugi koniec pokoju. — I faktycznie, znalazł się w końcu taki, który to zrobił — a potem wykonała jeszcze jeden krok w przód. — Bo miał kurwa jaja iść po swoje, a nie chować się za kłamstwami i niedopowiedzeniami. Bo się nie poddał, licząc, że wszystko po prostu do niego przyjdzie — bo miał to wszystko, czego wtedy brakowało Galenowi. Bo Wyatt sam nie wiedział, co chciał. A Madox wiedział. Chciał Pilar. I wcale się nie poddał, kiedy zrobiło się ciężko, kiedy ona powiedziała mu, że jest pojebany, gdy wyznał jej miłość, niczego nie odwołał, stał przy tym wyznaniu jak ten lew na jego klacie — dumnie i z zimnągorącą krwią — a przede wszystkim był z nią szczery. Cały. Kurwa. Czas. W przeciwieństwie do Wyatta.
Oszustka — prychnęła jeszcze, przypominając sobie to jego warknięcie z wcześniej, — I co jeszcze? No dalej, Wyatt. Ulżyj sobie — zachęciła go. Bo skoro miał do Pilar tak wielki żal, może chciał ją obrzucić jeszcze innymi wyzwiskami? Mógł. I to był właśnie ten moment. Póki chłonęła to jak gąbka. Może finalnie wyjdzie im to na dobre.

Galen L. Wyatt
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Galen był dobry, gdzieś tam głęboko, i mógł udawać ile chciał, że nie, ale jakby nie był to nie byłby sobą, byłby kompletnie inny. I to właśnie ten pierwiastek, tego dobra, sprawiał, że Wyatt był jakiś taki ludzki. Dupek w drogich garniturach, ale z ludzką twarzą. I to jeszcze taką ładną.
I z tymi niebieskimi oczami, którymi znowu strzelił w sufit, kiedy podniosła na niego głos, kiedy tak mu mówiła, że nie jest potworem.
Bo Galen nim nie był, chociaż czasem się nim czuł, czasem kiedy ta Cherry powtarzała mu po raz któryś, że jest okropny, że się w ogóle nie liczy z jej uczuciami, to on się tak czuł, jakby był jakimś potworem. I trwał przy niej i siebie krzywdził, i zastanawiał się co z nim jest nie tak, że on się tak nie umie poświęcić jak ona?
I tu znowu się pojawiały takie myśli, że może to rzeczywiście w nim tkwi problem, bo z nim zawsze przecież jakiś był. On już za dzieciaka był niewystarczający, a później było tylko gorzej. Bo później jego ulubiona rozrywka to było to szokowanie, robienie wszystkiego na przekór jego rodzicom. Aż zrobił tak na przekór, że prawie się zabił. I to był jakiś przełom, bo oni wtedy w ramach ratowania go, jako to koło ratunkowe rzucili mu ten prezesowski stołek. I to był ten jakiś taki dobry, mimo wszystko, rozdział jego życia, bo on się wtedy starał. Bo on się poświęcał tej firmie, i nawet ktoś go tam zaczął doceniać, bo miał lepsze pomysły niż jego ojciec, był bardziej wygadany, bardziej nowoczesny. Był kurwa lwem. Który zmienia kobiety jak rękawiczki, ale był na szczycie.
A potem pojawiła się Cherry, która go tak stłamsiła, uwiązała i jednocześnie te całe kontenery.
I Galen Wyatt zaliczył bardzo bolesny upadek z samego szczytu. Ale czy ktokolwiek w ogóle zdawał sobie z tego sprawę? No właśnie nikt, bo Galen nie pokazywał słabości. Może tylko przed Pilar ją pokazał, trochę. Wtedy w Quebec gdy opowiadał o swoim dzieciństwie, a potem w Wendys.
- Przestań Pilar oboje wiemy, że jak się żyje tak jak Ty, czy jak ja, to bycie dobrym, czy wrażliwym, to nie są pożądane cechy - bo nie były. Dobry to może być nauczyciel, miły, dobry i kochany. A wrażliwa pisarka, albo jakaś kwiaciarka. A prezes Northex Industries na pewno taki nie może być. Dobry i wrażliwy, nie w świecie, w którym za takie cechy mogliby go zjeść, zniszczyć w jednej chwili. W policji chyba też to nie było tak bardzo wskazane.
Może Galen nie musiał na każdym kroku udawać i czasem nawet pokazanie się z tej lepszej strony było dozwolone, ale jednak to nie było też takie proste. Tak jak proste nie było zmienienie wszystkiego w jednej chwili, ruszenie za porywem serca, nie dla Galena, nie w jego świecie, w którym rodowy pierścionek na palcu Charity Marshall był pewnego rodzaju kontraktem.
A tak się zarzekał, że to ich uczucie nie będzie umową, że nie wezmą ślubu tylko dlatego, że ona miała taką umowę ze swoim ojcem, a sam to zrobił. Sam wsunął jej na palec coś, co wiązało go przy niej jakimiś niewidzialnymi pętami. Bo kurwa w świecie elit, w świecie szybkich samochodów i tej nieprzyzwoitej forsy, to takie zerwanie zaręczyn nie jest wcale takie proste, odbija się echem.
Klatka piersiowa unosiła mu się w niespokojnym oddechu, a oczy wciąż utkwione były w jej twarzy. Cherry taka była, zaborcza, do tego stopnia, że ona naprawdę uważała, że Galen tylko z nią może być szczęśliwy, z nikim innym. A może nawet sam nie mógł być? Bo przecież ona była tym jego szczęściem. Widać teraz było w jego oczach jakim szczęściem. W tym smutnym spojrzeniu.
Te słowa to faktycznie, zajebista jest ta twoja przyszła żona, odbiły mu się echem pod czaszką, a po plecach aż przeszedł dreszcz. Bo może rzeczywiście to nie w Galenie leżał ten cały problem? I on już się nawet zaczął nad tym zastanawiać, ale później padły te kolejne słowa. Kolejne pociski, zrzucone prosto z serca.
I teraz to Pilar się miotała, a Wyatt nie ruszył się z miejsca nawet o milimetr stał przed nią. Stał i jej słuchał.
- No i dlaczego tego nie zrobiłaś? Wiesz, że jakbyś to zrobiła, jakbyś pozwoliła mi wtedy do Ciebie przyjechać, to ja też bym w to wszedł, a Ty... oddałaś kluczyki i się pożegnałaś. Pożegnałaś się tak, jakby to dla Ciebie nic zupełnie nie znaczyło - aż spuścił głowę, zamknął na moment oczy. On wtedy przy samochodzie też chciał to zrobić, chciał ją pocałować, zrobiłby to nie zważając na konsekwencje, ale jak... kiedy ona go wtedy od siebie odepchnęła, kiedy jasno dała mu do zrozumienia, że to koniec. Zanim jeszcze wybuchł ten ogień, to ona sama to zgasiła. I Galena też, zanim on jeszcze zapłonął. A Wyatt z tym swoim szacunkiem do kobiet, no przecież on by jej nie zmusił. Nie błagał jej. Nie prosił się. On uszanował jej decyzję. Nie to nie. On rzucił propozycję, razem z kluczykami swojego Porsche, a ona odmówiła. Dla niego to było proste.
I chociaż przecież on potem tak dużo o niej myślał, tak się zafiksował na jej punkcie, do tego stopnia, że kiedy on miał ten zawał, a kiedy przed oczami zamiast twarzy jego narzeczonej, to stanęła mu Pilar i te jej pierdolone kurczaki, to przecież o wszystkim powiedział Cherry. Gdyby to nic nie znaczyło, to by nie powiedział. To by o niej nie myślał.
A potem w tym szpitalu, chciał sobie wszystko w głowie poukładać, a ona znowu przyniosła mu tego kurczaka i znowu siedziała przed nim taka, a nie inna. Że chociaż ta cała aparatura nie wywaliła poza skalę, to to jego serce na pewno biło szybciej.
Zawsze przy niej biło. Teraz też.
Tylko, że teraz to już może wcale nie powinno?
Bo Galen już chyba przegapił swoją szansę. Zmarnował ją, bo nie umiał zawalczyć. I chyba to go tak jeszcze bardziej zdenerwowało, rozjuszyło. Bo przecież jak było trzeba to on walczył, umiał. A jeśli o nią chodzi to się tak poddał. To wybrał tą łatwiejszą opcję, wybrał powinność. A nie jakiś poryw serca. Bo jego serce przecież było chore.
Bo jego serce zawsze było niezdecydowane.
Zbrakowane.
I on też był oszustem, ale przede wszystkim, to Galen oszukiwał siebie. I siebie też ranił. Wmawiając sobie pewne rzeczy.
Wmawiając sobie, że może jednak on powinien z Cherry stworzyć ten związek, zostać jej mężem, żeby było jak w bajce, o księciu i księżniczce, o pięknym, wielkim weselu, wielkim domu i dzieciach, całej gromadce.
Aż go zemdliło na te myśli, bo on wcale nie tego chciał. Bo on chciał tę ognistą dziewczynę, która stała przed nim, która dostrzegła w nim coś, to dobro. Tylko, że na to już było za późno, bo on nie umiał o nią zawalczyć. Bo Galen nie był w ogóle jak Madox, bo on wszystko miał podane pod swój książęcy nos, na złotej tacy. Kobiety też. To one przychodziły do niego, a nie on latał za nimi. Bo to był Galen Wyatt w swojej złotej klatce z kłamstw i niedopowiedzeń, na których on budował wszystko. I związek z Cherry też na tym budował, na kłamstwach, na niedopowiedzeniach.
Bo on chyba nie umiał inaczej.
Nie umiał być szczery, bywał, momentami, w krótkich momentach bywał. Jak wtedy kiedy się otwierał przed Pilar. I może jakby on z nią wyjechał na te jebane trzy dni, to też by się otworzył. Ale nie wyjechał.
Ale nie naciskał na kolejne spotkanie. A mógł.
Mógłby, gdyby nie przejmował się tak bardzo Cherry. Aż kopnął w tą skrzynię zanim od niej odszedł, i jeszcze jedno to pełne żalu spojrzenie w jej piękne oczy. Tylko do kogo on mógł mieć teraz ten żal?
Chyba tylko do siebie. I Galen nie był głupi. Wiedział o tym, że to on to wszystko koncertowo zepsuł, że to on przegapił szansę.
Kucnął i oparł łokcie na kolanach, przejechał palcami po tych swoich miękkich włosach. I to była taka chwila, w której on musiał te myśli zebrać, ułożyć je znowu w tym całym chaosie. Uporządkować, zanim wstał i zanim znowu obejrzał się w jej kierunku.
- Powiedz mi tylko dwie rzeczy Pilar. Teraz jesteś szczęśliwa? - zapytał, a jego niebieskie tęczówki, znowu zatrzymały się na jej twarzy.
Bo czy była? Czy jakby była, to by tutaj dzisiaj do niego przyszła? Bo jakby Wyatt był szczęśliwie zakochany to by tego nie zrobił. Ale może nim kierowały jednak zupełnie inne pobudki? On już sam nie wiedział, gubił się. Bo Galen nigdy nie był dobry w uczucia. On zawsze musiał je przetrawić i teraz też to jeszcze wciąż trawił.
- Nie mam już żadnej szansy? - patrzył w jej oczy, jakby to w nich szukał odpowiedzi. Chociaż dla niego wystarczyłoby jedno słowo, jedno tak, albo jedno nie. Tak jak wystarczyłoby mu wtedy, żeby ona powiedziała, tak przyjedź jutro po samochód, zamiast żegnaj Galen.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Galen chociaż potrafił pierdolić od rzeczy, miał w tych swoich wywodach również dużo racji. Jak właśnie w tamtym momencie, kiedy powiedział, że bycie dobrym w ich przypadku nie było pożądaną cechą. Bo może czasami faktycznie nie było. Pilar nie raz złapała się na tym, że podejmowała złe decyzje przez to czasami za dobre serce. Że przekładała bezpieczeństwo innych nad swoje, potrafiłła na moment stracić tą przysłowiową chłodną głowę na rzecz zrywu serca, a potem mogła się tylko dziwić, że wykrwawiała się na rozgrzanym asfalcie po postrzale, bo zamiast gonić zbira, rozbroić go i robić swoją robotę, zaczęła wyciągać przerażone dziecko z samochodu. A przecież to kurwa mogło poczekać. I ona prawie za to dobre serce przypłaciła prawie życiem.
Chociaż z drugiej strony, to samo serce sprawiało, że była tak dobra w swojej pracy. Że ta chęć pomocy i wrażliwość na krzywdę innych budowały w niej tą wielką desperację do walki z tym skurwiałym światem i przestępcami. Więc chyba nie było na to jednego wyjścia. Nie można było być dobrym albo po prostu złym. To wszystko trzeba było wyważyć, spotkać w jakimś złotym środku i łudzić się, że to wystarczy. Że kiedy przyjdzie taka potrzeba, to człowiek będzie umiał podjąć odpowiednią decyzję.
I nawet wtedy, gdy oddawała mu te cholerne kluczyki, to przecież walczyła. Walczyła ze sobą cały, kurwa, czas. Toczyła tą wielką batalię pomiędzy tym co wypada, a co chciała zrobić. Bo kiedy rozum mówił, że nie powinna, że to nie miało prawa bytu, bo przecież prowadziła jego sprawę, była to zaangażowana, bo on miał już swoje poukładane życie, to to dzikie serce wyrywało się w przodu, by chociaż spróbować. By choćby na moment dać się w tym zatracić, by po prostu wpić się w jego usta i zobaczyć, gdzie to zaprowadzi, bez większego kalkulowania. Poznać go lepiej. Zahaczyć chociaż o jego świat, skosztować. Doświadczyć.
Ale tego nie zrobiła.
Bo prawda jest taka, że nie tylko Galen był tchórzem.
I ona mogła sobie wmawiać ile tylko chciała, że to była tylko i wyłącznie jego decyzja, mogła nawet w to przez chwile uwierzyć, ale przecież to nie była prawda. Bo ona też podjęła wtedy pewną decyzje, też się poddała. I teraz kiedy patrzyła w te jego pełne pretensji oczy, czuła to gdzieś w środku.
Wzięła głębszy oddech, jakby chciała dać sobie jeszcze te kilka sekund na zebranie myśli. Tylko to wcale nic nie pomogło, bo jej myśli były kurwa wszędzie. Porozrzucane po całym pokoju, chaotyczne, bez najmniejszego sensu.
Nie wiem — rzuciła w końcu, wypuszczając z impetem to całe powietrze, które przed chwilą nabrała. Ale jej kurwa pomogło. Wiedziała tylko tyle, że nie wiedziała nic. A to jego przeszywające spojrzenie też w niczym nie pomagało. — Nie wiem, Galen. Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Nie wiem czemu oddałam ci te zasrane kluczyki — i znowu podniosła głos poirytowana, tylko chyba teraz była już bardziej zła na samą siebie niż na niego. — Nie wiem, bo się, kurwa, bałam — tylko czego? Tego, że nie wypada, że nie powinni? Czy może właśnie bardziej tego, że ona się faktycznie mogła w nim zakochać? Że mogła na dobre przepaść w tych niebieskich oczach i bujnych włosach? Że nie potrafiłaby tego skończyć po dwóch razach? Że chciałaby więcej? No chyba tak. I chyba wolała to przedwcześnie ukrócić, nim miało szansę się jeszcze rozwinąć. Tak samo, jak zrobiłaby z Madoxem, gdyby mogła. Gdyby wciąż byli w Toronto. Zrobiłaby wszystko żeby zostali przy tych swoich gierkach i kuszeniu. Wtedy przynajmniej nie byłoby w tym wszystkim tak wiele cierpienia. Niczego by nie było. Nawet tego, co oni tu z Galenem odprawiali — cokolwiek to było.
Bo kiedy ona tak zachodziła w myślach nad własnymi błędami i tym, co można było zrobić inaczej, to on chyba też, bo pierdolnął w tą biedną, niczemu niewinną skrzynię w prawie tym samym momencie, co chciała to zrobić Pilar. Ze złości. Z żalu. Z tych wszystkich niewykorzystanych szans. Bo ona się bała, on nie walczył. I tak się minęli. Razem.
Oboje zjebaliśmy — rzuciła w końcu, już o wiele spokojniej i zamiast sama pierdolnąć w tą skrzynie, bo przecież przed chwilą miała na to ogromną ochotę, to na niej usiadła. Z jakąś taką spuszczoną głową. — Najwyraźniej tak miało być. Nie było nam pisane — no bo co innego? Mogli tak przerzucać się winą do usranej śmierci, albo do momentu, w którym nie przyszedłby Karrion z tekstem, że miał wynajętą salkę zaraz po Pilar i mają wypierdalać.
Czy naprawdę był sens to teraz tak mocno rozgrzebywać? Przecież to wszystko już i tak poszło za daleko. Ona zjebała z kluczykami, on wtedy w szpitalu. Obopólna wina. On miał Cherry, a ona…
Teraz jesteś szczęśliwa?
Aż zamarła na tej skrzyni, po raz pierwszy czująć jej chłód. A może to był jeden zimny dreszcz, który przeszedł po jej kręgosłupie z powodu tego pytania i przeszywającego spojrzenia Galena?
Tak — rzuciła lekko, prostując się nieznacznie i nawet posyłając w jego kierunku uśmiech. Pilar umiała kłamać. Udawać. Mogłaby mu tu teraz wyśpiewać setki kłamstw o tym jak dobrze jej było… tylko po co? Czy ta cała ich relacja nie spierdoliła się właśnie przez brak szczerości? Przez niedopowiedzenia? Przecież ona zawsze była z nim szczera. Czemu teraz miałoby być inaczej? — Nie — poprawiła się i aż opadała do tyłu, by mocno uderzyć plecami o ścianę. — Nie jestem — podkuliła nogi i przeczesała nerwowo włosy, zupełnie jak on jeszcze przed chwilą. A potem zamknęła oczy, jakby chciała zebrać myśli. Czy mogła mu cokolwiek powiedzieć? Czy chciała? Czy był w tym jakikolwiek sens, biorąc pod uwagę o co oni się tutaj przed chwilą kłócili? — To nie jest takie proste… — westchnęła, spoglądając za okno na zaśnieżone Toronto. Wszędzie, byle nie na Galena. — My… nie możemy być razem. Na razie — chociaż to na razie powiedziała jakoś niepewne. Bo ta nadzieja, że jakoś to będzie, że się uda też w niej powoli umierała. Ale wciąż tam była i Pilar wierzyła w to, że kiedyś im się uda. Chociaż na razie to oni nawet się nie widzieli od powrotu. Stewart kilka razy łapała za telefon, dwa razy już nawet zaparkowała przed Emptiness, podeszła nawet do drzwi, tylko finalnie robiła taktyczny odwrót i odpuszczała. Może to po prostu potrzebowało czasu.
Nie mam już żadnej szansy?
Dopiero wtedy na niego spojrzała. Tymi swoimi zamyślonymi, smutnymi oczami, kiedy na moment przeniosła się myślami tam, gdzie nie powinna.
Nigdy jej nie mieliśmy, Galen — jakoś ciężko jej to przechodziło przez gardło, ale przecież taka była prawda. I chociaż Pilar i Galen nie mieli pojęcia, że to siła wyższa im te szanse odebrała już na starcie, to można to było przecież zwalić na zwykły los. Na te ich odmienne światy. — I chyba tak to trzeba już zostawić — aż coś ją zabolało w środku. Już kurwa wolała, kiedy się po sobie wydzierali. Wtedy przynajmniej czuła ogień, kiedy teraz jedynie pustkę i chłód. Pojebane było to wszystko. To jak bardzo jej na nim zależało, jak nie chciała go skrzywdzić. I też to jak kurewsko tęskniła za Noriegą.
Westchnęła ciężko, prostując się i schodząc w końcu ze skrzyni. by podejść bliżej Galena. Wbiła w niego swoje ciemne spojrzenie.
Zasługujesz na coś lepszego, Wyatt. Na wszystko, co najlepsze nawet — odezwała się w końcu. I Pilar naprawdę nie chciała, żeby to wyszło jak jakaś ckliwa scena z kiepskiego filmu, ale chciała mu też jakoś pokazać, że wcale nie był jej obojętny. Że zależało jej na nim. Ale nie w takim sensie, w jakim on by chyba chciał. — Ale ja nie mogę ci tego dać — bo serce Pilar już było zajęte. Wypchane po brzegi miłością. Odwzajemnioną. Chyba. I ta miłość nosiła tylko jedno imię. I nie było ono Galena. — I myślę, że Cherry też nie.

Galen L. Wyatt
Ostatnio zmieniony ndz gru 07, 2025 9:29 pm przez Pilar Stewart, łącznie zmieniany 1 raz.
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Galen też nie wiedział, bo on to wtedy tak dogłębnie poczuł, do szpiku kości, poczuł to w tym swoim popsutym sercu, że jakby nie oddała mu tych kluczyków, to mogłoby się zupełnie inaczej potoczyć. Mogłoby.
Tylko, że oni oboje się tego bali, bo to wcale nie było proste. Bo oni przecież żyli w dwóch różnych światach. Może nie po dwóch różnych stronach, ale jednak w świecie Galena Wyatta, nie było dobrych ludzi, rozmów nad kurczakami o szczęściu. W ogóle nie było szczęścia. I on chyba też się trochę bał tak po nie sięgnąć. Bo Galen Wyatt tę swoją wrodzoną pewność siebie to potrafił tak stłamsić, tak jak Cherry to robiła z nim. Potrafił się wahać godzinami, zastanawiać, nie umiał w ogóle podejmować decyzji, już zwłaszcza jeśli chodziło o jakieś porywy serca. Jak można się na tym znać, kiedy przecież wiecznie wybiera się źle, raz za razem. Chociaż to też nie tak, że Galen miał w swoim życiu dużo partnerek, bo nie miał. Ale teraz, jedna za drugą, kiedy on myślał, że to już będzie to, to jakoś tak go zbywała. Kasowała ze swojego życia, że on już naprawdę w pewnym momencie, był z tym złamanym sercem. I teraz też ono chyba trochę pękło, kiedy to do niego dotarło, że oboje zjebali.
Przegapili swoją szansę.
Tylko czy na pewno?
Skoro ona wcale nie było szczęśliwa? Aż przechylił na bok głowę, bo Galen nie było dobry w uczucia, nie umiał w emocje, ale za to był dobry w kojarzenie faktów. W jakieś łączenie kropek. A może teraz to też był dobry w jakieś wykorzystywanie swojej drugiej szansy. I może tą z Pilar też mógłby wykorzystać. Drugą szansę.
Bo przecież chyba na tym polega miłość, żeby być szczęśliwym. A skoro ona nie była i Galen też nie był. A razem byli. I nikt temu nie zaprzeczy, że oni wtedy w tej beztrosce, przy tych kurczakach byli szczęśliwi.
Stanął w miejscu, odwrócił się do niej, a te niebieskie oczy znowu spoczęły na jej twarzy, na tym spojrzeniu, które wbiła za okno. Przez chwilę się zawahał, jedną krótką chwilę. Ale przecież to właśnie wszystko miedzy nimi spierdoliło, to wahanie, ten strach, wiec zaraz znowu do niej podszedł, do tej skrzyni, żeby zatrzymać się obok, żeby dać jej przestrzeń. Odrobinę przestrzeni dla tych myśli, które Wyatt znowu chciał w niej zasiać.
Bo chciał.
Bo wbił w nią znowu te niebieskie tęczówki.
- A nie chciałabyś... żeby to po prostu było... proste? Bycie z kimś, bycie szczęśliwym... Proste, bez zbędnych komplikacji - powiedział powoli. Pozostawiając wciąż odpowiednią ilość przestrzeni na kolejne niedopowiedzenia.
Ale przecież niedopowiedzenia właśnie ich zniszczyły, zniszczyły to, co mogło między nimi być.
- Mogłoby być Pilar - musiał to jej dopowiedzieć, że to mogłoby być proste, z nim, a nie z kimś tam, z kim nie mogła być. Na razie. Galen tego nie kupował.
- Dlaczego nie możecie? - zapytał, ale chyba nie dlatego, że go to tak bardzo interesowało. A może?
Pilar go zawsze interesowała, to co siedziało w jej głowie, gdzieś pod skórą.
Ale teraz chyba po prostu badał grunt, analizował, czy on naprawę nie ma tej szansy? A może miał?
Bo może Pilar też była zamknięta w jakiejś klatce z toksycznej relacji? Ach. Tak bardzo w tej chwili chciał wiedzieć.
- A to co Ty teraz budujesz ma większe szanse? Uda się wam pokonać te przeszkody? - może nie powinien drążyć, ale to był Galen, kiedy on się na czymś zafiksował, to przecież... Przecież on nie umiał się zatrzymać. Nie umiał przestać dociekać.
I teraz też nie umiał, mimo tego, że powiedziała, że nigdy jej nie mieli. Bo może teraz był ten czas? Jakaś druga szansa? Teraz, kiedy on już postanowił na dobre oderwać ten plaster w postaci swojej narzeczonej? Kiedy postanowił z nią skończyć i zacząć jakiś nowy rozdział swojego życia. Drugi rozdział, w którym chciał więcej tego szczęścia. Jakiegokolwiek szczęścia. Uczucia.
Chciał, żeby wreszcie ktoś, go wziął i pokochał takim jakim jest, nie żadnym innym. Nie wyimaginowanym obrazkiem księcia z bajki. Tylko Galenem Wyattem z tymi wszystkimi swoimi wadami, ale zaletami też. Tymi, które siedziały gdzieś w nim głęboko, a które ona potrafiła dostrzec.
Tylko ona.
- Znowu się poddać? - zapytał, kiedy powiedziała to, że trzeba tak to zostawić, a te błękitne oczy opadły gdzieś na podłogę. Bo teraz Galen znowu w głowie miał mętlik. Zawsze miał, ale teraz jakoś bardziej niż zwykle. Poddać się, tak jak wcześniej. Odpuścić, skoro ona była zakochana. Ale nie była szczęśliwa. On też nie był.
Mogli być, razem.
Ale jak skoro tak trzeba było to zostawić. Bo oni nigdy nie mieli szansy, bo ciążyło nad nimi jakieś fatum. A może już nie ciążyło?
Kiedy przed nim stanęła, to aż wypuścił z płuc powietrze ze świstem, a te niebieskie tęczówki znowu przesunęły się po jej sylwetce, po jej twarzy, na oczy, ciemne, błyszczące, jedyne w swoim rodzaju. Bo tylko, te jej oczy potrafiły w nim zobaczyć coś innego, to... dobro.
I kiedy się odezwała, kiedy wypowiadała do niego te wszystkie słowa, że zasługuje na coś lepszego, to słuchał jej. Wiedział, że zasługuje. Tylko, że oni oboje na to zasługiwali. Pomimo tego, że powiedziała, że ona nie może mu tego dać, to sięgnął do jej policzka, lekko, delikatnie muskając palcami jej skórę, zdejmując z niego tych kilka niesfornych kosmyków.
- I Ty też Pilar zasługujesz na coś lepszego... Najlepszego - znowu te jego niebieskie oczy zabłyszczały, bo kto był lepszy od Galena Wyatta? No nikt.
Przesunął palcami po jej żuchwie, żeby ułożyć je na jej podbródku, żeby znowu pochylić się nad nią tak, jakby chciał ją pocałować. Ale przecież miał już tego nie robić.
I nie zamierzał.
- A ja myślę, że tylko Ty możesz... A ja mogę Tobie, ale jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy - powiedział wolno, tak, żeby czuła te słowa na swoich wargach, każde jedno i ten smak jego ust, który przecież już znała. Jeszcze przez chwilę te niebieskie tęczówki wpatrywały się intensywnie, z tak bliska, w jej brązowe, piękne oczy. Ale w końcu Galen się odsunął, zrobił krok w tył. Sięgnął do tych owijek, które miał na dłoniach.
- To co? Wracamy do treningu, czy jednak na dzisiaj wystarczy i umówimy się na wtorek? - bo akurat wtorek po weekendzie miał wolniejszy. A zresztą jakby rzuciła mu w tym momencie każdym innym dniem, to by się zgodził bez gadania.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Oczywiście, że chciałaby, żeby to było proste. Żeby można było kogoś tak po prostu kochać, bez zbędnych komplikacji, bez problemów i potrzeby ukrywania się. Tylko życie takie nie było. Nie było kurwa proste, a już na pewno nie to Pilar.
I kiedy Galen z taką pewnością mówił, że przecież mogłoby być, ona patrzyła się mu głęboko w oczy i chociaż widziała w nich tą pewność, to wcale w to nie wierzyła. Bo prawda jest taka, że relacja z Galenem też nie byłaby prosta. Wcale ich droga nie byłaby usłana kolorowymi różami i tęczą. Przecież jakby na to nie spojrzeć ona prowadziłą sprawę, w której on był głowym podejrzanym. Przecież gdyby ktokolwiek dowiedział się, że się z nim spotyka, odsunęliby ją od sprawy, jak nie gorzej, mogli jej przecież odebrać za to odznakę i sama mogła trafić przed sąd za naginanie śledztwa. On kompletnie o tym nie myślał, a jednak Stewart tak. Bo jej mózg sam działał przyczynowo-skutkowo, miała to już we krwi, że musiała być kilka kroków do przodu. Nie wspominając nawet o sytuacji z Cherry po jego stronie. Może teraz, kiedy był daleko od niej, kiedy trwali w tej zamkniętej sali treningowej, było mu łatwo z taką łatwością rzucać te wszystkie piękne słowa, ale przecież za kilka godzin znowu stanie twarzą w twarz ze swoją narzeczoną i to też nie będzie proste. Nawet jakby postanowił to jednak skończyć. Nawet wtedy.
Zupełnie jak to wszystko, co działo się między nią a Madoxem. Chociaż to to akurat było k u r e w s k o trudne. Nawet nie trochę.
Dlaczego nie możecie?
To pytanie wwierciło się gdzieś w tył jej głowy, sprawiając, że znowu zapatrzyła się na okno, przyciskając mocniej kolana do klatki piersiowej. Myślenie o Noriedze sprawiało jej ból, chociaż nie do końca. Było to połączenie słodko-gorzkie, którego nie dało się ubrać nawet w słowa. Bo jego osoba rozlewała w jej ciele najczulsze, ogniste wręcz uczucia, ale jednak ten cały syf dookoła, który zabraniał im być razem gasił to raz za razem przyprawiając o wręcz fizyczny ból. Aż skrzywiła się pod nosem i zagryzła policzek od środka.
No po prostu nie możemy — rzuciła w końcu w odpowiedzi na jego pytanie. Przecież nie mogła mu powiedzieć, że nie mogli być razem, bo ona była psem a on zadawał się z mafią. Tylko ta zdawkowa odpowiedź zdawała się wcale nie urabiać Galena. Przeniosła na nieco ciemne spojrzenie. — Mówiłam ci już kiedyś, że przy mojej pracy to wcale nie jest takie proste — to zaś musiało mu wystarczyć, bo Pilar nie miała zamiaru mówić nic więcej. Potrafiła trzymać tajemnice, robiła to praktycznie przez całe życie i żaden Galen Wyatt z obłędnymi oczami tego w niej nie zmieni. Nawet gdyby chciała się wygadać. Gdyby chciała w końcu wyrzucić wszystko z siebie i może w końcu zdetonować tą bombę, która lada moment była gotowa w niej wybuchnąć.
Tyle że Pilar już i tak powiedziała mu za dużo.
Obdarła się przed nim z tych uczuć po kolacji u Seeleya, powiedziała mu prosto w twarz, że coś do niego poczuła, że bała się tego uczucia, że on przecież na tą krótką chwilę naprawdę zawrócił jej w głowie. I teraz, kiedy on to tak podłapał, kiedy mówił jej te wszystkie ładne rzeczy, że ona też zasługiwała na coś lepszego, znowu niwelując ten dystans, po części żałowała, że to zrobiła. Bo może gdyby zachowała to wszystko dla siebie, stłamsiła w zarodku, to ta rozmowa wcale nie byłaby tak kurewsko trudna. A była.
Pozwoliła mu się do siebie przysunąć, chociaż wciąż była w gotowości. Stewart nie rzucała słów na wiatr i jeśli powiedziała mu jasno i wyraźnie, że jeśli jeszcze raz spróbuje ją pocałować, to dostanie w twarz, to miała zamiar się tego trzymać. Tylko on wcale jej nie pocałował. Zamiast tego osadził kolejny zestaw pięknych słów na jej ustach. Aż przymknęła na moment oczy, próbując uspokoić rozszalałe serce. Był tak blisko, że musiał to czuć.
Galen — tym razem to ona ułożyła jego imię na miękkich wargach, otulając go swoim oddechem. — To wcale nie jest takie proste, jak ci się wydaje — zaczęła spokojnie, również unosząc dłoń do jego policzka. Przystawiła palce do rozgrzanej skóry, czując pod opuszkami delikatny zarost. — Ja… mam naprawdę ciężki charakter. Nic we mnie nie jest proste. Tobie się tylko wydaje, że życie ze mną wyglądałoby jak te kurczaczki w Wendy’s, ale to była tylko jakaś jedna dobra chwila na tysiąc tych ciężkich — jej ton był spokojny, nie krzyczała, chciała, żeby te słowa faktycznie do niego dotarły. Galen był delikatny, schludny, potrzebował stabilności, a Pilar była tego kompletnym przeciwieństwem. Była narwana, brudna i agresywna. I jakoś nie mogła wyjść z przekonania, że ona by go finalnie wyniczyła. Że była by dla niego po prostu za bardzo, że nie miał na tyle silnego charakteru, żeby ją sprowadzić na ziemię. — A ty już wystarczająco się nacierpiałeś i nadszarpałeś ten organ o tutaj, żeby znowu wystawiać go na wyniszczenie — drugą dłoń umieściła na jego lewej piersi, czując pod skórą jego mocno bijące serce. Niebezpiecznie nierówno, zważając na jego stan zdrowia. — Nie wspominając o tym, że wciąż jakaś inna kobieta ma pierścionek od ciebie na palcu — to też był kolejny powód, dla którego to, co tu się działo było złe i nie na miejsu. Bo prawdziwa miłość (nawet gdyby tutaj taka między nimi miała być) nie powinna rodzić się w cierpieniu innych. Wtedy nigdy nic dobrego z tego nie było, bo już na zawsze z tyłu głowy zostawał ten pierwiastek zdrady. Przesunęła rękę na jego włosy. Wplotła w nie palce, czując tą obłędną miękkość, podczas gdy jej oczy były mocno wpatrzone w te błękitne, o kolorze bezchmurnego nieba.
Uporządkuj pierwsze swoje życie, Zrób w nim porządek i dopiero potem porządnie zastanów się czego chcesz — lepszej opcji nie było. Dla niego. Bo to wszystko, co teraz mówiła Pilar było w stu procentach bezinteresowne. Gdyby chciała go wykorzystać, z pewnością mogłaby to zrobić, ale jej kurwa naprawdę zależało na jego szczęściu, nawet jeśli on w tamtej chwili tego nie zauważał. Nawet jeśli miał zamiar ją za to wszystko znienawidzić. — Uwierz mi, z podejmowania impulsywnych decyzji i pod wpływem chwili nie ma kurwa nic dobrego — tym zdaniem zakończyła swój wywód, patrząc mu głęboko w oczy, bo to akurat znała z autopsji. Bo gdyby ona w Medellin nie była taka impulsywna, nie dała się tak bardzo ponieść, teraz wcale nie cierpiałaby całymi dniami tęskniąc za kimś, kogo nie mogła mieć. Bo jebanego bólu.
Nie wiedziała, czy cokolwiek z tego do niego dotarło, czy może jednak zupełnie się z tym nie zgadzał, ale kiedy Galen wykonał ten krok w tył, Pilar również zlustrowała jego gest i tym sposobem znaleźli się w bezpiecznej w końcu odległości.
Przyjrzała mu się dokładnie, kiedy zapytał, czy jeszcze będą trenować.
Chyba wystarczy walki na dziś, nie sądzisz? — tylko ona chyba wcale nie mówiła o biciu się na pięści, a może właśnie bardziej na słowa i emocje, z których oni tutaj się tak namiętnie rozdzierali? A to chyba było jeszcze bardziej męczące niż fizyczna walka. Złapała za bandaż na swojej dłoni i powoli zaczęła go odwijać. Po chwili podniosła na niego spojrzenie. — Ale jak chcesz się jeszcze wyżyć i rozładować emocje, to w pokoju obok są rzutki... ewentualnie piłki lekarskie — i chociaż jej ton był wciąż poważny, tak dało się zauważyć, że jej usta drgnęły delikatnie w górę. Minimalnie.

Galen L. Wyatt
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

To życie Galena też wcale nie było proste, ono się takie wszystkim wydawało, piękne, proste życie, bajka, a prawda jest taka, że wciąż coś stawało na jego drodze do szczęścia, a to owocowało tym, że w tym jego życiu… tego szczęścia nie było prawie wcale.
Z Pilar go trochę było, i może właśnie on dlatego tak bardzo do niej ciągnął, bo dała mu coś, czego on nie miał, czego nie dostawał na co dzień, ani nawet od święta. Ulotna chwila szczęścia. Która jednak z każdym jej słowem stawała się jakaś bardziej odległa. Chociaż może jakby dała mu jeszcze jedną szansę, tę drugą szansę, to on tym razem by zawalczył, by spróbował?
Ale ona mu jej chyba nie chciała dać, a on może nawet nie chciał nalegać. Albo chciał?
Zawalczyć.
Sam nie wiedział, bo te myśli teraz rozsypały się w jego głowie jak ten śnieg, milionem niekształtnych niepasujących do siebie elementów. A Galen jeszcze nie umiał ich jakoś do siebie poskładać, dopasować, dlatego pytał, chociaż przecież widział jej spojrzenie wbite w jakąś choinkę za oknem.
- A Ty mówiłaś, że on się wcale nie bał o ciebie zawalczyć, a teraz się poddał? Czy Ty się poddałaś Stewart? - zapytał dość poważnie, bo jednak Galen to lubił drążyć, lubił dociekać. A teraz to może też jeszcze liczył trochę na to, że jednak Pilar przejrzy na oczy. Że jednak może do niej dotrze, że najlepszą opcją, to był Galen Wyatt.
- Przy żadnej pracy to nie jest proste, to w ogóle nie jest proste - westchnął ciężko, bo coś w tym było, on jako prezes też miał kiedyś problemy, kiedy umawiał się ze swoją sekretarką, z Cherry później też, dwoje prezesów rywalizujących ze sobą firm. Może to nie było tak nie na miejscu jak gangus i policjantka, ale też wcale nie było proste. I jego relacja z Pilar też by nie było, ale przecież... kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, Galen doskonale sobie zdawał z tego sprawę, że czasem trzeba zaryzykować. Tylko dlaczego on wtedy nie zaryzykował?
Tego wciąż nie wiedział. To wciąż spędzało mu sen z powiek.
Dlatego on teraz postanowił znowu to ryzyko podjąć, jeszcze czegoś spróbować. Jeszcze kilku tych pięknych słów, w które on przecież był taki dobry. Galen był dobry w słowa, w delikatne gesty, jak ten gdy jego dłoń znowu spoczęła miękko na jej policzku. A kiedy jej usta ułożyły się w jego imię, to było jak jakiś najlepszy prezent, to Galen, z jej pełnych warg brzmiało tak dobrze...
Tylko to co mówiła później już mniej.
Aż westchnął, a jego ciepły oddech osadził się na jej ramionach, na dekolcie i na twarzy, niebieskie oczy za to utkwione były w tych jej. Wtulił twarz w tą jej dłoń, która spoczęła na jego policzku, lekko, ale jednak żeby to poczuła, to jak on bardzo łaknął tego dotyku, jakiegokolwiek czułego gestu.
- Ale ja uwielbiam Twój charakter, to jak umiesz ludziom współczuć, jak umiesz o nich walczyć, ale też to jak umiałabyś naprawdę dać komuś w twarz w obronie swoich przekonań - powiedział na jednym wydechu, ale później zamilkł, słuchał jej. Bo on wcale nie był tego taki pewny, że ona ma taki ciężki charakter, Galen widział ją raczej z tej dobrej strony. Z tej gdzie ona pokazywała to swoje współczucie, to dobro, które przecież go tak urzekło, wtedy przy Marie, później u Seeleya.
W szpitalu, gdy do niego przyszła. Może jakby mu wtedy wykrzyczała wszystko, co leżało jej na sercu odebrał by to zupełnie inaczej, zmienił o niej zdanie, stwierdził, że jest dla niego zbyt loca chica.
Ale póki co Galen widział ją w samych superlatywach, wszystko mu się w niej podobało. Kiedy tak oparła dłoń na jego piersi, na sercu, zrobił znowu krok do przodu, tak, że teraz dzieliła ich tylko ta jej dłoń, a ta jego zjechała po jej żuchwie, na szyję, na której oparł lekko palce, delikatnie.
- Już jutro nie będzie go miała - powiedział z taka pewnością siebie w głosie, jakiej dzisiaj chyba jeszcze nie mogła w nim uświadczyć. Bo teraz to był ten moment, w którym Galen Wyatt przestał się wahać, w którym chciał walczyć. Zawalczyć o siebie może najpierw. A później może i o nią? Tylko, że on wcale jeszcze nie wiedział z kim.
Te jego niebieskie tęczówki znowu intensywnie wpatrzone w jej piękne, brązowe, duże oczy, znowu zatliły się jakimś ogniem, a Galen uniósł jedną brew, w jakimś takim zaczepnym geście.
- A jeśli wciąż będę chciał... Ciebie? - musnął kciukiem jej obojczyk, lekko, przejechał po nim palcem, po tej ciepłej, gładkiej skórze, ale nie zabrał ręki, nie cofnął dłoni. Chociaż na te jej kolejne słowa o tym, że z podejmowania impulsywnych decyzji nie ma nic dobrego, to te jego błękitne oczy znowu zatoczyły koło, omiótł nimi chyba tę całą salę. Bo Galen też się przecież na tym przejechał, na tym, że on w jednej chwili spłonął tym uczuciem do Cherry, i przecież od razu wyznał jej miłość, ale to czuł.
Galen też nigdy jakoś nie umiał walczyć z uczuciami, wręcz przeciwnie, one umiały cały jego świat wywrócić do góry nogami. On też umiał, mimo wszystko dać się ponieść tym porywom serca. Może teraz z Pilar też by umiał? Bo może już do tego dojrzał?
Tylko, że co jeśli oni naprawdę przegapili swoją szansę?
- A może czasem jest? Tylko... my zawsze do tej pory podejmowaliśmy złe? Te złe decyzje - i znowu spojrzał jej w oczy marszcząc brwi, ściągając je do siebie, i nawet przez chwilę znowu jej chciał powiedzieć to, że może dobra właśnie stoi przed nią, ale ugryzł się w język. Ale zachował te myśli dla siebie.
Jeszcze nie w tej chwili. To jeszcze nie był ten moment. A Galen to był też dobry w jakimś odpowiednim wyczekaniu momentu, cofnął się do tyłu. Sięgnął do swoich owijek i zaczął je rozwijać w momencie, w którym powiedziała to, że wystarczy walki na dziś, może coś w tym było i może rzeczywiście dzisiaj powiedział już wszystko, co mógł, co powinien jej powiedzieć.
- Na dzisiaj tak... Ale mam nadzieję, że jeszcze do tego wrócimy - zerknął na nią na moment ponad tą swoją dłonią, z której tak ładnie ten bandaż zwijał, który tym razem wcale mu się nie rozwinął. Wypuścił mocno z płuc powietrze, bo to rzeczywiście było męczące, te wszystkie uczucia, te wszystkie słowa, które wciąż jeszcze układały się w głowie i w sercu, które szukały odpowiedniego miejsca. Dopiero kiedy powiedziała o tym rozładowywaniu emocji, o rzutkach i piłkach lekarskich, to znowu spojrzał na nią, znowu te niebieskie oczy jakoś błysnęły zadziornie, a jeden kącik jego ust uniósł się ku górze.
- Piłki lekarskie? A co się z nimi robi? Rzuca w ścianę? - zapytał i nawet na moment przerwał to zwijanie bandaża - znam jeszcze kilka innych sposobów rozładowywania emocji, ale pewnie nie będziesz zainteresowana... - teraz to puścił do niej oczko. A kiedy w końcu zwinął te oba bandaże, to znowu stanął obok niej i oparł się o tą skrzynię.
- No i wiesz... Mogłabyś jeszcze zaliczyć... - przechylił na bok głowę znowu patrząc w jej ciemne, piękne oczy, znowu z tym nonszalanckim, zaczepnym uśmiechem - lambo, jakbyś chciała - dokończył, bo w zasadzie czemu nie? To też był jeden z takich ulubionych sposobów Galena na rozładowywanie emocji, na wyżycie się, usiąść za kółkiem swojego bajecznego, szybkiego samochodu i dać sobie na chwilę zapomnieć o bożym świecie.
Może mogli sobie pozwolić, oboje, na tę chwileczkę zapomnienia?

ta, która zobaczyła w nim dobro
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Oddychała ciężko, gdy mówił o tym uwielbieniu. Ciężko było jej oglądać go tak bardzo pewnego. Tak przekonanego o tym, że Pilar była w sam raz, dla niego. Jakby kompletnie odrzucił na bok jej wszystkie wady albo — co gorsza — je zaakceptował. Pogodził się z nimi i pomimo tego, że była narwana, że potrafiła wybuchnąć w ułamku sekundy i niekiedy zachowywała jak ostatnia hipokrytka, on wciąż by ją chciał. I Stewart chcąc nie chcąc, zawędrowała t a m myślami. Do alternatywnej rzeczywistości, w której cokolwiek było między nimi, faktycznie miało prawo bytu. Na krótki moment pozwoliła sobie wyobrazić to życie u jego boku, to jak on mógł pokazać jej zupełnie inny świat, tak bardzo przez nią nieznany, niepożądany a jednak intrygujący na swój sposób, podczas gdy ona mogła mu dać nieco tej normalności, której na co dzień u niego brakowało. Pokazać mu, jak żyło się na luzie, bez presji otoczenia, żeby wszystko wiecznie było idealne, że nawet ta pomięta koszula z Wallmartu była jak najbardziej w porządku, że czasem warto było się ubrudzić i zrobić coś beztroskiego, by chociaż na moment poczuć się znowu jak dziecko, by zaznać szczerej radości i móc poczuć, że życie wcale nie kończyło się na pracy. Że w najprostszych chwilach, jak to ich cholerne jedzenie kurczaków w Wendy’s można było spędzić wyjątkowe chwile.
Na moment faktycznie przepadła. Zakręciła się we własnej głowie, rozmyślając nad tym, co nigdy i tak nie będzie prawa mieć miejsca. Dopiero jego kolejne pytanie sprowadziło ją na ziemię.
A jeśli wciąż będę chciał... Ciebie?
Przeniosła spojrzenie z jego obłędnie błękitnych oczu na obojczyk, na którym on już delikatnie osadził palce. Muskał go z taką gracją i precyzją, że w każdej innej scenerii nawet nie zwróciłaby na to uwagi, nie poczuła. Ale to czuła. Jego dotyk sprawiał, że skóra pulsowała energicznie, a ciepły prąd rozlewał się po ciele, wywołując dreszcze. Naprawdę musiała się w sobie spiąć, by nie dać po sobie poznać jak skutecznie na nią działał. A przynajmniej na jej ciało, bo przecież głowa była już dawno zdecydowana.
Wtedy porozmawiamy — odezwała się w końcu, unosząc powoli dłoń, a następnie sama osadziła palce na jego skórze. I chociaż chciała być tak delikatna jak on, tak ostrożna, to przecież Pilar wcale tak nie umiała, dlatego wbiła palce w wierzch dłoni i chociaż ogryginalnie chciała go od siebie odsunąć, przetrzymała ten gest kilka dobrych sekund, zaglądając mu w oczy. — Wiesz czemu te decyzje były złe? — przysunęła się pół kroku w jego kierunku, by jego dłoń docisnęła się mocniej w jej obojczyk. By mogła ją tam poczuć, a nie tylko delikatne łaskotanie. — Bo były podjęte pod wpływem chwili. Przypływu szczęścia, jakiegoś takiego, nie wiem, zrywu i wtedy ona wydawały się jedyną opcją… a jakby tak usiąść i się nad tym zastanowić, to wcale one nie były dobre. To tylko ta chwila była dobra — mówiła o sobie? Może bardziej o nim i Cherry? Może ogólnie? Cokolwiek było powodem chyba oboje mogli się pod tym podpisać i przyznać, że sami takie decyzje podejmowali. On bo przecież nie znał Cherry na tyle, by mieć stuprocentową pewność, że chce z nią spędzić resztę życia. Bazował swoją decyzje na kilku lepszych chwilach, na szybszym biciu serca, a potem to serce równie szybko się zepsuło. I Pilar też kilka takich decyzji podjęła. Też mogła zabić się w pierś. Tylko czy teraz był w tym jakikolwiek sens? Na takie rozpamiętywanie? Powinna ruszyć dalej, Galen również i przede wszystkim powinien pobyć na moment ze sobą, a nie wskakiwać w kolejną skomplikowaną relację nawet nie kończąc tej obecnej. Bo to po prostu nie miało prawa się udać. Dlatego finalnie zdjęła z siebie jego dłoń, a sama odsunęła się kilka kroków, by po chwili również zabrać się za ściąganie bandarzy.
Uniosła na niego rozbawione spojrzenie gdy spytał o piłki lekarskie i czy się nimi rzuca.
Nie, łapiesz nad głową i kręcisz się aż się nie wypierdolisz — wyjaśniła z pełną powagą, zupełnie tak samo jak w Wendy’s opowiadała mu o nieistniejących robotach serwujących kurczaki. — No raczej, że rzucasz — aż cisnęła w niego jednym z bandaży, które odwinęła z łapy. Wyatt czasami był tak zamknięty w tym swoim bogatym świecie, że nawet najprostszymi, najbardziej normalnymi rzeczami można go było zainteresować. Jak tymi kurczaczkami, czy kioskiem do składania zamówień. I jak zawsze wywołało to uśmiech na twarzy Pilar, chyba pierwszy szczery od dłuższego czasu, bo te ostatnie kilka minut to przyniosły im więcej bólu i wkurwu niż pozytywnych emocji. Ale chyba sytuacja powoli wracała do stanu pierwotnego, bo nie minęło kilka sekund, a Galen już ciskał dwuznacznymi tekstami jak z rękawa.
Czy to ten moment, w którym ja pytam jakie znasz te sposoby rozładowania napięcia, a ty mówisz… — podeszła krok bliżej w jego kierunku i leniwie zawinęła skrawek czarnej koszulki na palec. — Może lepiej jak ci pokaże? — starała się jak tylko mogła najlepiej odwzorować jego ton głosu i chyba wyszło jej to całkiem nieźle. Aż sama sobie pokiwała głową z aprobatą, a potem jeszcze przewróciła oczami, bo Wyatt był chwilami aż za bardzo przewidywalny. — Serio, zaskoczyłbyś czymś nowym — mruknęła i odsunęła się od niego, nie kryjąc rozbawienia.
Przeszła na drugi koniec pokoju, gdzie leżała jej torba z rzeczami i nie zważając nawet na to, że on wciąż stał w pomieszczeniu i najpewniej się na nią patrzył, zrzuciła z siebie koszulkę, zostając przed nim w samym staniku. Może powinna się powstrzymać? Może było to mało kulturalne? Z drugiej strony Pilar nie miała problemu z pokazywaniem ciała, poza tym przecież to nie tak, że wywaliła na wierz całe piersi. Chciała jedynie zmienić koszulkę, a przecież nie będzie szła tylko po to do szatni. Jedyne czego w tym świetnym planie nie przemyślała, to że w pewnym momencie stanęła do niego tyłem i jeśli faktycznie na nią patrzył, mógł zobaczyć te wszystkie okropne, zaczerwienione szramy na całych plecach po drzewie mango, przy których w niektórych miejscach wciąż zbierała się krew. Wyglądało to co najmniej jakby ktoś ciął ją nożem w wielkich katuszach.
Całe szczęście w następnej sekundzie założyła nową bluzkę, taką, która nie była przesiąknięta potem i wspomnieniami tego, co miało miejsce na macie, a potem odwróciła się do Galena.
No co? — uniosła brew w górę, podchodząc bliżej. — Przecież nie będę zaliczać w śmierdzącej koszulce — wyjaśniła i uśmiechnęła się do niego wymownie. — …lambo, oczywiście — tak, jakby to jeszcze nie było oczywiste. Złapała jego błękitne spojrzenie już z o wiele bliższej odległości. — To idziemy? — dopytała zniecierpliwiona, ale również podekscytowana. Bo Pilar k o c h a ł a szybkie samochody i jeśli miała wybór między lambo a piłką lekarską, ten wybór był żałośnie prosty.

Galenek
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

- Moja terapeutka powiedziała mi ostatnio, że podstawa relacji, to komunikacja - powiedział poważnie, na te jej słowa, że wtedy porozmawiają, może coś w tym było, że jednak rozmowa była w związku... W każdej właściwie relacji, ważna, i szczerość, to sam już sobie dodał Galen. Ważne też było, być przede wszystkim szczerym ze sobą. I on chyba teraz chciał, kiedy znowu te niebieskie tęczówki wodziły po jej twarzy. Bo przecież Galen coś do niej niezaprzeczalnie czuł, mogła to zobaczyć w tych jego niebieskich oczach, które przy niej miały taką zupełnie inną barwę.
Może jak on sobie to wszystko poukłada w głowie, to dojdzie do tego, że nie chce się tutaj pchać między nią i kogoś, w kim podobno była zakochana. A może nie? Bo może jednak górę weźmie to, że przecież nie była szczęśliwa. Oboje nie byli.
A razem trochę tak.
Tylko, że Galen to przecież opierał się na tym porywie serca wtedy w Wendys i wcale sobie nie zdawał sprawy z tego, że Stewart miała trochę więcej tych porywów. Ale to nic, skoro sobie nie zdawał, to mógł zawalczyć. Mógł jeszcze spróbować.
Kiedy zrobiła krok w jego kierunku, kiedy te jego długie palce mocniej wbiły się w jej obojczyk, to też wcale nie cofnął ręki, przejechał po jej skórze opuszkami, tak, żeby rzeczywiście to poczuła, jego delikatne, prezesowskie palce na swojej gładkiej, gorącej skórze.
- Jakby tak usiąść i nad wszystkim się zastanawiać Pilar… to człowiek w ogóle nie byłby szczęśliwy, bo czasem to, co daje nam szczęście jest właśnie porywem, przypływem chwili, decyzją podjętą w trzy sekundy - powiedział powoli z niebieskimi tęczówkami wbitymi w te jej piękne, brązowe oczy. Może miała trochę racji, że czasami emocje nie były dobrym doradcą. Ale czasami coś spontanicznego, jakieś podjęte ryzyko, teraz, w tej chwili, po czasie okazuje się przecież najlepszym co nas w życiu spotkało. I Galen coś o tym też wiedział, bo czasem ryzykował. Może nie tak nagminnie, może nie tak głupio, a jednak jemu też się to zdarzało.
Z Cherry też, no i może to był ciężki związek, który rozsypał się z hukiem, ale jednak... Mieli kilka tych dobrych momentów i nich Wyatt nie żałował.
Człowiek uczy się na takich złych decyzjach, i on też zamierzał coś z tego wyciągnąć, a nie ich żałować, bo to było bez sensu. Trzeba niepowodzenia przekłuć na własną korzyść, z takiego założenia wychodził Galen.
Kiedy się odsunęła, to on też zabrał się za swoje owijki, a później zapytał o te piłki, a słysząc jej odpowiedź, to znowu strzelił oczami w sufit.
- W szkołach dla bogaczy nie mają piłek lekarskich... to jakaś zabawa dla tych biedniejszych, takie kręcenie się z piłką nad głową, aż się wypierdoli? - zapytał poważnie, ale nie wytrzymał, i zaraz się uśmiechnął, a później uchylił przed tym jej bandażem, który poleciał sobie gdzieś tam hen i cały się rozwinął. Ciekawe kto to będzie sprzątał? Karrion pewnie.
Te swoje bandaże położył równiutko zwinięte na miejsce, zanim jeszcze powiedział o tych sposobach na rozładowywanie emocji, tych swoich. Znowu niebieskie tęczówki spoczęły na jej twarzy, a potem nawet zamrugał dwa razy, kiedy zaczęła go naśladować, jeden kącik jego ust skoczył do góry, bo rzeczywiście wyszło jej to dobrze. Za dobrze.
A potem tym tonem, który ona przedrzeźniała, odezwał się.
- Ale mi chodziło o to ciskanie piłkami w ścianę, a Tobie tylko jedno w głowie Stewart... Nieładnie - pokręcił głową z uśmiechem. Chociaż prawda jest taka, że tak, Wyatt był przewidywalny.
Kiedy Pilar zaczęła się rozbierać, to Galen tylko na moment zerknął na jej plecy, na te zadrapania, nawet chciał coś powiedzieć, może zapytać jej co się stało, ale finalnie spuścił spojrzenie gdzieś na podłogę. Bo jednak Galen mimo tego swojego bycia "niegrzecznym", tych dwuznacznych tekstów, tych spojrzeń, to był przecież też dobrze wychowany. Nie będzie się stał i gapił na nią, kiedy ona po prostu się przebierała. Sam też chyba powinien to zrobić, tylko, że on te swoje ubrania miał gdzieś w szatni, tutaj miał tylko te ładne, nowe buty, pozbierał je.
- Najlepiej się zalicza po długim prysznicu, widziałem taki w szatni, z napisem koedukacyjny - tak, na pewno, chociaż... u Karriona może taki właśnie był (XD)? Jeden prysznic dla wszystkich.
Jeszcze raz spróbował, ale później ruszył do drzwi salki, żeby otworzyć je przed nią. No i oczywiście musiał ją poprosić, żeby dała mu dwie minuty, a tak naprawdę to jakieś dziesięć, bo on jednak w tych Karrionowych gaciach by stąd nie wyszedł.
Ale kiedy już się ogarnął, to miał na sobie tą swoją nieskazitelną, białą koszulę, a te jego włosy to wyglądały jak z reklamy szamponu z jednorożca, a przecież nic z nimi nie robił, tylko przeczesał je palcami. Na palcu miał zawieszoną tą swoją torbę sportową, bo tą, którą dała mu Pilar oczywiście jej oddał. Później zanim założył ten swój elegancki płaszcz, to oczywiście pomógł Pilar z jej kurtką, bo to był Galen, musiał odprawić cały ten rytuał, otworzyć przed nią drzwi, kiedy wychodzili na zewnątrz.
I dopiero przy samochodzie się zatrzymał, sięgnął w pierwszej chwili do drzwi pasażera, ale zatrzymał się w pół kroku, wsunął rękę do kieszeni, po te swoje kluczyki, wyjął je i wyciągnął dłoń w jej kierunku.
- Będę tak głupi, żeby dać Ci drugi raz poprowadzić? - zapytał bardziej sam siebie, a później zawiesił te kluczyki gdzieś dalej od jej ręki - to chyba kolejna decyzja podjęta pod wpływem chwili... - wywrócił tymi niebieskimi oczami, ale w końcu umieścił te ładne kluczyki na jej ręce, którą oczywiście jeszcze musnął palcami. Już tych drzwi od kierowcy jej nie otworzył. Rzucił za to swoją torbę gdzieś do tyłu, a później usiadł na siedzeniu pasażera, też było wygodne, chociaż jakoś dziwnie się czuł w tym miejscu. Dziwnie się też poczuł, kiedy zerknął do tyłu rzucając tę swoją torbę i przypomniał sobie, co tutaj robił z Cherry. Akurat Lamborghini Urus Performante miało dużą tylną kanapę, ta to dopiero była wygodna. Zresztą takie samochody to jednak były wygodne. A to Lambo dochodziło do setki w 3.3 sekundy, tak jakby Pilar postanowiła sobie to sprawdzić.
Galen sięgnął do pasa, ale mimo, że był przecież całkiem trzeźwy, to znowu szarpnął go za mocno, a może on po prostu nie umiał się zapinać jak siedział na fotelu pasażera? Albo... przyciął ten pas drzwiami, to też było możliwe, aż wypuścił mocno powietrze z płuc i spróbował jeszcze raz, powoli...

Pilar nie rozbij lambo
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kingsway Boxing Club”