- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor
Chociaż może to właśnie było najbardziej ludzkie zachowanie jakie on mógł z siebie wykrzesać? Że nic jej nie powiedział, że nikomu nic nie powiedział?
Znał Pilar na tyle, żeby być przekonanym, że ona lubi wiedzieć, zupełnie tak jak on. Pod tym względem byli tacy sami, dociekliwi, pragnący poznać odpowiedzi na wszystkie pytania. Dużo ich było.
Ale akurat tym jednym razem nie mógł udzielić jej żadnych odpowiedzi. Może by mógł? Ufał jej. Ale jakby to wszystko wyszło, to już jutro pakowaliby walizki i wracali do Toronto.
Nie chciał jeszcze pakować walizki, dopiero co ją otworzył. Walczył ze sobą, mógł jej coś powiedzieć, POWINIEN.
Powinien w ogóle tutaj nie przyjeżdżać, skoro gdzieś tam głęboko na dnie serca, wciąż nosił sekrety, które mógłby dużo tutaj zburzyć, zniszczyć. Ale ten jebany Ticiano tak go prosił, tak się powoływał na ich przyjaźń i na to, co sobie obiecywali jako dzieci, taki kurwa przyjaciel, ale kutasa w spodniach nie umiał utrzymać.
Kiedy wyszedł z tej łazienki to w pierwszej kolejności kopnął gdzieś pod łóżko tę swoją walizkę. Bo może mógł się spodziewać, że tak to wszystko będzie wyglądało? Że jak zacznie i powie Pilar prawdę, to ona nie odpuści, nigdy nie odpuszczała, ale problem pojawił się w momencie, w którym on nie mógł powiedzieć jej całej prawdy. Kiedy wyszła po te swoje rzeczy to usiadł na łóżku w tym ręczniku, a dopiero jak zatrzasnęła za sobą drzwi, to zanurkował pod to łoże po swoją walizkę, a kopnął ją pod samą ścianę, więc praktycznie musiał się tam wczołgać. Dobrze, że sprzątaczki w tym pięknym domu sprzątały też tam, chociaż kiedy już wyszedł to strzepnął z siebie trochę kurzu.
Wypił w międzyczasie jeszcze trochę rumu, głowa znowu zaczynała go boleć, ale to już chyba nie był kac, tylko po prostu w tej chwili to za dużo myśli już mu się kłębiło pod czaszką, może mógł jakoś inaczej to rozegrać? Po prostu skłamać, umiał kłamać jak z nut, a jednak się przyznał. Wciągnął na siebie czarne jeansy, a na ramiona założył tę kolorową koszulę w złote łańcuchy, taką, która miała w sobie coś z Medellín, tutaj wszyscy chodzili w złocie, Madox nie chciał się wyróżniać, złote łańcuszki spłynęły po jego torsie. Przez chwilę jeszcze siedział w fotelu wpatrując się w drzwi od łazienki. Może też powinien wejść tam do niej do łazienki i powiedzieć jej wszystko, i wtedy zapytać jej co teraz czuje? Bo on czuł się chujowo.
Kiedy Pilar wyszła w tym ręczniku to tylko powiódł za nią spojrzeniem, no i w końcu zaczął zapinać tę swoją koszulę. Założył te swoje eleganckie buty i zegarek, nie tak bajecznie drogi jak Galena Wyatta, a jednak też drogi. Długo podwijał rękawy koszuli i poprawiał mankiety, kiedy Pilar już wyszła, długo starał się na nią nie spojrzeć, ale w końcu spojrzał. Na tę sukienkę z dekoltem i na tego węża między jej piersiami. Chciał go zobaczyć, ale jakoś nie potrafił się teraz za bardzo z tego ucieszyć. Kiedy Stewart stanęła przy drzwiach, to tylko złapał skórzaną kurtkę i ruszył za nią.
- Pięknie wyglądasz - rzucił mijając ją w drzwiach, ale nawet się nie zatrzymał. Nawet nie prześlizgnął się spojrzeniem po jej sylwetce, chociaż... cały czas ją obserwował udając, że walczy z tymi mankietami.
Kiedy ruszyli korytarzem w kierunku schodów, to po drodze wpadli na... Rosę, bo kogo by innego? Wychodziła z jakiegoś pokoju i trochę się zmieszała.
- Pomagałam Marie z sukienką - rzuciła, jakby ktoś ją pytał, a nikt przecież kurwa nie pytał. Madox nawet chciał ją wyminąć, ale zatrzymał się w miejscu, żeby poczekać na Pilar, żeby wyciągnąć do niej rękę, bo wcześniej szedł trochę z przodu.
Rosalinda miała na sobie czerwoną, krótką sukienkę całą w dużych, mieniących się cekinach, które połyskiwały przy każdym jej ruchu, wyglądała trochę jak syrenka, która urwała się z burdelu i podwinęła sobie ogon.
- Zjemy i jedziemy Madox - zarządziła poprawiając kieckę, która podwinęła jej się tak, że prawie było widać jej majtki, albo może to, że ich nie miała?
Noriega to w ogóle nie zwrócił na nią uwagi, dopiero kiedy chciała wbić się przed Pilar, żeby stanąć obok niego, to zrobił jakiś krok w bok.
Z racji tego, że Pilar już trochę mniej chętnie mu tę rękę podawała, albo może Rosa zrobiła na niej takie wrażenie, to Madox objął Stewart ramieniem, żeby odwrócić się do Rosalindy plecami.
- Wiem co mam robić Rosa - rzucił tylko do niej, chociaż na usta mu się cisnęło jeszcze kilka innych epitetów, które chciałby posłać w jej kierunku, ale ugryzł się w język. Zeszli z Pilar po tych wielkich, rzeźbionych schodach, na dole były już nie tylko jego kuzynki, ale też kuzyni i wujowie, całkiem dużo nowych ludzi.
- Teraz się zacznie... - mruknął, a później zaczęły się te wszystkie powitania. Większość z nich dość serdecznych zwłaszcza z wujem, ale kilka razy padło pytanie, czy już spłacił dług, albo czy nie szkoda mu Rosalindy, nawet ktoś powiedział Pilar, żeby uważała.
A na koniec, na deser, chociaż jeszcze przecież nie usiedli do stołu, pojawił się brat Rosy, o tak samo niebieskich oczach jak jego siostra.
- W końcu odważyłeś się wyjść z ukrycia Madox? Mam nadzieję, że tym razem nie spierdolisz tego ślubu, bo podobno Ticiano wziął cię na świadka, tragiczny wybór - tragiczny wybór to było jednak tutaj przyjeżdżać, od razu pomyślał sobie Madox, ale nic nie powiedział, chociaż najchętniej to by po prostu dał mu w ryj, temu całemu Alvaro - bratu Rosy. Zacisnął nawet dłoń w pięść, ale wtedy podeszła do nich cioteczka. Złapała rękę Pilar, którą Madox cały czas przedstawiał jako swoją dziewczynę. Chociaż może już wcale nie chciała nią być? Udawać. Ale teraz to już nie miała wyjścia.
- Chodźcie kochani, Pilar siedzisz koło mnie - i pociągnęła ją za sobą do stołu. Usadziła obok siebie. Przy wielkim, syto zastawionym stole siedzieli obok ciotki, Pilar, po jej prawej Madox, Rosalinda (skąd ona się tutaj wzięła), Ticiano i Maria.
Oczywiście ciotka podała ten bandeja paisa, na który Madox tak czekał, cały talerz, a na nim fasola, sos hogao, ryż, plantany, chicharrones, jajko sadzone, arepas, kiełbaski, mięso mielone i awokado. Dużo wszystkiego, ale pachniało wybornie, aż Madoxowi kiszki zaczęły grać marsza, ale zanim jeszcze podniósł widelec, to pochylił się w kierunku Pilar, zawieszając oddech tuż nad jej odkrytym ramieniem.
- Bandeja paisa to taki kolumbijski talerz, mam nadzieję, że będzie Ci smakowało - szepnął jej to do ucha, a cioteczka uśmiechnęła się - musisz spróbować wszystkiego - powiedziała wesoło, oprócz tego dania głównego to były też inne, na stole już nic by się nie zmieściło. Madox zaczął od fasoli, której pełną łyżkę od razu wpakował sobie w usta. Ten obiad wyglądał zdecydowanie inaczej niż te kolacje u bogaczy, wszyscy ze sobą rozmawiali, dzielili się jedzeniem, po chwili już krążyły półmiski z innymi daniami. Oczywiście Madox dokładał wszystko na swój talerz, aż w końcu miał na nim mały stos. Cioteczka też pilnowała, żeby Pilar spróbowała rzeczywiście wszystkiego, a kiedy już trochę zjedli, a Madox dyskutował o czymś z Ticiano, to ciocia zapytała Stewart.
- A jak się poznaliście z moim niño? - i chociaż Noriega słuchał Ticiano, to jednak zerknął w kierunku Pilar.
Pilar Stewart
- 
				 lepiej strzela niż gotuje. lepiej strzela niż gotuje. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Tak samo jak nie podobała jej się na cisza i zmiana atmosfery między nimi. Była taka… nie ich. Bo przecież oni nie bawili się w milczenie. Kurwa, nawet nad trupem potrafili flirtować. A jednak w tamtej chwili cos ciężkiego zawisło w powietrzu i wszystko jakoś tak naturalnie się zjebało. On był zły. Ona też. Chociaż trochę też na siebie, że tak na niego naciskała. A przecież mogła po prostu odpuścić.
Tak jak w chwili, w której rzucił w jej stronę, że pięknie wygladała. Mogła po prostu skinąć na to głową, albo nie powiedzieć nic. Bo biorąc od uwagę, że kurwa mówiąc to po prostu przeszedł obok niej ze wzrokiem wbitym w mankiety mówił sam za siebie. Mogła odpuścić, ale znowu tego nie zrobiła.
— Nawet na mnie nie spojrzałeś — rzuciła stanowczo z lekkim wyrzutem w głosie. Bo przecież niezależnie od tego jak bardzo chciała się oszukiwać, to jednak wystroiła się właśnie dla niego. Chciała mu się podobać. A potem prychnęła i pokręciła głową jak tak ruszył sobie przodem, nawet się nie oglądając. To teraz tak to będzie wyglądać? Nawet nie będzie w stanie stanąć przed nią i spojrzeć jej w oczy? Wspaniale. Zapowiadał się wyśmienity wieczór. Taki kurwa milutki.
A jakby milutkich rzeczy było im w tamtej chwili mało, to w korytarzu spotkali jeszcze kobietę, od której zaczął się cały ten kwas. Rosa wyglądała jak zwykle… wyzywająco. I przez myśl Pilar przeszłą taka pojedyncza myśl, że idealnie odnalazłaby się w klubie Madoxa. Na parkiecie. Albo też na kolanach tych bogatych mężczyzn, co wciągali koks przez studolarówki w swoich lożach. Może nawet odpaliliby jej działeczkę? Coś tam wymieniła kilka słów z Noriegą, jednak Pilar była za bardzo wciągnięta w swoją głowę, by przejmować się ich rozmową. Faktycznie niechętnie podała Madoxowi swoją dłoń, jednak kiedy objął ją ramieniem, tylko uśmiechała się pod nosem. Sztucznie. Ale równie ładnie.
Bo prawda była taka, że Piłat Stewart, zupełnie jak Madox Noriega, potrafiła kłamać, udawać, że wszystko jest okej i idealnie dostosować się do każdej sytuacji. Dlatego kiedy zeszli w końcu na dół i przedstawiał jej kolejnych członków rodziny, Pilar nawet na sekundę nie dała po sobie poznać, że cokolwiek było nie tak. Że jeszcze pół godziny temu wbijała paznokcie w klatkę Madoxa, wydzierając się na niego na środku łazienki za brak szczerości. Byli dla siebie stworzeni. Para idealnych kłamców.
Dopiero kiedy przyszedł czas na poznanie Alvaro, kimkolwiek był, Pilar starła z twarzy nieco tego uśmiechu, kiedy usłyszała, jak miło powitał Madoxa. Mogła być na niego wkurwiona, ale jednak w sekundę poczuła te jego spięte mięśnie na własnej dłoni i aż mimowolnie, z własnej woli, zacisnęła mocniej palce, by dać mu znać, że była. I chociaż Alvaro wcale nie czuł tego uścisku, jakby jak na zawołanie spojrzał na Pilar. Chociaż spojrzał, to złe słowo. WWIERCIŁ w nią spojrzenie tak intensywne, że aż miała ochotę zrobić krok w tył.
— A piękna amiga to? — uśmiechnął się czarująco, mierząc Pilar od góry do dołu, zatrzymując się zdecydowanie za długo na jej piersiach. Dopiero potem jego spojrzenie zwróciło uwagę na ich splecione z Madoxem dłonie. — Nie mów mi tylko, że jesteś tutaj z nim — to ostatnie słowo powiedział z takim obrzydzeniem, że Stewart w sekundę jakoś tak zachciała mu wyjebać prosto w twarz. — Kiepski gust — wrócił do jej oczu. — Ale da się to jeszcze naprawić — a potem spojrzał na jej usta, na co Pilar wykonała nawet pół kroku do przodu, gotowa, by w końcu zareagować, bo chociaż chciała się grzecznie zachowywać, to przecież mogła mu równie grzecznie dać dosadnie znać, że nie miał szans. Tylko zanim zdążyła zrobić cokolwiek, ciotunia już łapała ją za drugą dłoń i z wielkim entuzjazmem zaczęła ciągnąć do wielkiego, przepięknie zakrytego stołu.
— To wszystko wygląda… niesamowicie — jakoś tak naturalnie wydała z siebie jęk zachwytu, skanując wzrokiem to całe jedzenie, te intensywne kolory potraw i sposób podania. Jednak niesamowite były te wszystkie ciotki. Przygotować coś tak niesamowitego, dla tak wielkiej ilości osób musiało być nie lada wyzwaniem.
— Siadaj kochanie i jedz. Mam nadzieje, że będzie ci smakować.
— Na pewno —dopiero kiedy faktycznie usiadła przy tym wielkim stole, poczuła, jak bardzo była głodna. Przez ostatnie kilka godzin wlała w siebie więcej drinków niż wsadziła faktycznego jedzenia. Bo nawet tego kremu ze szparagów nie można było zaliczyć do normalnego żarcia. Aż w brzuchu jej zaburczało, głośno, co spotkało się z prychnięciem Rosy i szczerym uśmiechem ciotuni.
— Mówi się, że kiedy komuś burczy w brzuchu na sam widok jedzenia, to musi być świetnie przygotowane. Trzeba to traktować jako komplement — pogłaskała ją za dłoń i posłała jakieś takie zadowolone spojrzenie, które znowu przyjemnie pogłaskało dusze Pilar. Ta kobieta miała w sobie tak wiele empatii i życzliwości, że Stewart wcale się nie dziwiła, że Madox ją uwielbiał. Bo ona chyba też była tego bliska, a przecież dopiero co ją poznała.
Chociaż kiedy zadała po chwili to pytanie o to, jak poznali się z Noriegą, to Pilar wstrzymała na moment oddech. Świetnie się przygotowali do tej roli, nie ma kurwa co. Nawet nie wiedziała, czy mogła mówić, że Madox miał swój klub? Wiedzieli tu takie rzeczy? Kurwa. Świetnie. Czyli przefiltrowana prawda. Ta zawsze była najbardziej bezpieczną opcja.
— W klubie — rzuciła w końcu, posyłając cioteczce ciepłe spojrzenie, a potem niewiele myśląc, umieściła dłoń na jego kolanie pod stołem, bo ręce miał zajęte jedzeniem. — Zaprosił mnie do tańca — spojrzała na niego przelotnie. Przefiltrowana prawda. — Co prawda trochę się do tego zbierał, ale w końcu się odważył — i wcale nie dlatego, że chciał ją powstrzymać przed mordem.
— Ahh, la danza es el lenguaje oculto del alma y el amor es su melodía más bella — Taniec to ukryty język duszy, a miłość jest jego najpiękniejszą melodią, rzuciła w odpowiedzi ciotka, chyba jakimś powiedzeniem, przyglądając im się uważnie. Wygladała jakby szczerze cieszyła się jego szczęściem i była zadowolona? A tak przynajmniej wydawało się Pilar, dopóki jej tok myślenia nie został przerwany przez tą obok Madoxa.
— Z każdą zaczyna się tak samo — zaśmiała się Rosalinda, przewracając oczami i zabierając przy okazji nieco więcej ryżu na swój talerz. — Salsa do rana, rum do nieprzytomności i seks do utraty tchu…a pote-
— Rosa — upomniała ją Maria, jednak ta raczej nic sobie z tej uwagi nie zrobiła, wciąż trzymając na ustach złośliwy uśmiech.
— A nie mam racji? — tym razem spojrzała na Pilar. Chyba pierwszy raz odkąd zasiedli przy stole. Wbiła w nią to przeszywające błękitne spojrzenie. I chociaż z jednej strony Stewart wcale to nie ruszało, to jednak gdzieś w środku coś ją ruszyło. Chociaż na twarzy wciąż trzymała tą swoją idealną maskę. Tylko dłoń jakoś tak niezauważenie zabrała z nogi Madoxa.
— Może — wzruszyła ramionami, jakby miała to w dupie i słowa Rosalindy wcale nie zrobiły na niej najmniejszego wrażenia, po czym wzięła się w końcu za jedzenie. Tylko problem w tym, że chyba zrobiły. Bo chociaż cały ten ich związek był jedną, wielką ściemą, to przecież też miała obecną salsę od rana i drinki z palemką. Minus ten seks do traty tchu, ale wciąż. I jakoś tak nagle przez jej głowę przeszło, że może jednak nie powinni bawić się w to całe udawanie pary. A przede wszystkim to nie powinni się wcześniej kłócić. Bo teraz uderzało to wszystko jakoś bardziej niż powinno.
Madox A. Noriega
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor
Kiedy siadał do stołu, to miał wrażenie, że nic nie przełknie, ale minęło z momentem kiedy do jego nosa dotarła woń tych aromatycznych dań. Jemu też burczało w brzuchu, on nawet tej zupki szparagowej nie zjadł, ale ciotka tego nie słyszała, bo jednak siedział od niej dalej. Uśmiechnął się, bardziej do siebie, niż do ciotki, kiedy powiedziała, że burczenie w brzuchu trzeba traktować jako komplement. Ona to jednak była mądrą kobietą i taką ciepłą, aż dziwne, że była siostrą narwanego ojca Madoxa. Nie raz mu powtarzała, że on jest właśnie identyczny jak jej mały braciszek. Może miała dlatego do niego taki sentyment?
Dlatego pewnie też zapytała jak się poznali, bo jednak Madox był dla niej trochę jak dziecko, chyba... cieszyła się jego szczęściem. Szkoda tylko, że takim udawanym. Ale przecież nikt nie przypuszczał, że tak jest, za dobrzy byli w te klocki.
Kiedy Pilar powiedziała, że poznali się w klubie, to zerknął na nią. Tak było, poznali się w klubie, ale wtedy Madox w życiu nie pomyślałby, że będzie z nią tańczył, albo, że zaprosi ją do Kolumbii na takie wesele. Przedstawił mu ją jej straszy kolega z policji, a Madox wtedy do policji miał chyba jeszcze bardziej mieszany stosunek niż teraz. Chociaż... tego jej kolegę szanował, jeszcze zanim facet przeszedł na przedwczesną emeryturę po postrzale, to często razem pracowali. A później wyszło tak, że był bardziej skazany na Pilar, dużo rozmów opierających się na wymianie informacji przeprowadzili. A jednak ta ich relacja zaczęła się zmieniać stosunkowo niedawno, może właśnie przez tę ognistą salsę? Nie wiedział przez co i nie wiedział, w którym momencie jakoś tak po prostu jej zaufał, jakby zupełnie nie było z policji. Albo jakby była mu jakaś... bliższa?
Madox patrzył na profil Pilar, intensywnie i wcale nie sztucznie, bo naprawdę o niej myślał i trochę też o tym co ich łączy. Praca w pierwszej kolejności, czy tego chcieli, czy nie.
Dopiero kiedy odezwała się Rosa to przeniósł na nią wzrok, no tak kurwa, musiała wtrącić swoje trzy grosze, przecież jakby się nie odezwał to byłoby to jakieś święto narodowe. Uderzył ręką o stół obok swojego talerza, aż coś z niego spadło prosto na odkryte uda Rosalindy, ale ona sobie za bardzo nic z tego nie zrobiła, tylko podniosła ten opiekany plantan i zjadła go patrząc wyzywająco na Madoxa, oblizała palec zakończony czerwonym, długim paznokciem i wtedy powiedziała to a nie mam racji.
Madox prawie parsknął, ale zamiast tego tylko odwrócił się w kierunku Rosalindy.
- No tak, bo z naszej dwójki, to Ty byłaś ta święta Rosa - mruknął ciszej, tak, żeby tylko ona to słyszała, może Pilar, może Ticiano, który drgnął jakoś nerwowo.
Rosalinda jeszcze przez chwilę gapiła się na Madoxa, ale on na nią też, prosto w te niebieskie oczy, które kiedyś mu się tak bardzo podobały. Dawno temu.
W końcu Rosa zerwała się z miejsca i poprawiła króciutką sukienkę.
-Zjedliście? To musimy jechać, obiecałam, że będziemy wcześniej w klubie - uśmiechnęła się słodko zerkając na Pilar i Madoxa, chyba bardziej tak na pokaz dla ciotki, która też odwróciła się w ich kierunku. Właściwie Madox sporo zjadł, ale drugie tyle jeszcze zostało na jego talerzu, na tym Pilar również. Zerknął na nią z ukosa, a później odwrócił się do niej.
- Jak chcesz, to możesz później przyjechać z Marią, Pilar - powiedział spokojnie, bo już w sumie mu było wszystko jedno. Rosa i tak nie da mu spokoju, chociażby Pilar była obok.
- Albo z moim bratem Alvaro - musiała się wtrącić Rosa, ze słodkim uśmiechem, jakby rzeczywiście to był jakiś miły gest z jej strony. Ale Madox poczuł aż za doskonale jej intencje, cios poniżej pasa, Twoje, kurwa, niedoczekanie.
Zanim wstał to jeszcze znalazł rękę Pilar, żeby mocno ją chwycić. Chciał jej dać wybór, ale teraz to bardziej nie chciał dać Rosalindzie tej pierdolonej satysfakcji.
- Chociaż z drugiej strony, Rosa dzisiaj miała problemy z autem, a moja dziewczyna jest świetnym kierowcą, więc Pilar poprowadzisz?... Proszę - naprawdę ją prosił, patrząc jej w oczy, a potem jeszcze podniósł jej rękę, złączoną ze swoją i musnął delikatnie jej knykcie wargami, w jakimś takim romantycznym geście. Na co Rosalinda prychnęła wściekle, odwróciła się na pięcie, zarzuciła włosami i odeszła. Obejrzał się za nią chyba tylko Ticiano.
A cioteczka zaśmiała się.
- Nie daj się mu prosić Pilar - powiedziała, a kiedy Madox wstał, to wyciągnęła do niego rękę, żeby do niej podszedł, zrobił to i ucałował z szacunkiem obie jej dłonie, a ciotka znowu poprawiła mu włosy - ten chłopak nigdy nie umiał prosić, a teraz, ludzie się zmieniają... - stwierdziła i uśmiechnęła się do Pilar serdecznie. Chociaż Madox uważał, że ci w Medellín się jednak nie zmieniali, ale to już postanowił zachować dla siebie. Uśmiechnął się tylko, ale kiedy już ruszyli z Pilar do auta za Rosą, kiedy podawał Stewart kluczyki, to wcale się nie uśmiechał. Rosa, Alvaro, ciekawe kto jeszcze będzie chciał go dzisiaj wyprowadzić z równowagi?
Rosalinda stała przy aucie, opierała się o tylne drzwi od strony pasażera, jakby czekała, aż Madox otworzy jej te z przodu. Otworzył, ale sobie, bo zaraz usiadł z przodu obok Pilar. Rosa przeklęła dość głośno, a kiedy wsiadła do samochodu, to tak walnęła drzwiami, że szyby zadrgały.
- Ale kultura Madox - mruknęła, ale Noriega nawet na nią nie spojrzał, zapiął pasy. Rosalinda oczywiście ich nie zapięła, tylko złapała się za jego siedzenie i przysunęła do przodu, żeby się znowu odezwać.
- Ona na pewno nie będzie umiała tutaj jeździć, nawet nie wie gdzie jechać, bezsensu. Po co dałeś jej kluczyki Madox? Wiesz, że zrobiłabym to lepiej, zresztą jak... - urwała, bo Madox gwałtownie odwrócił się do tyłu przez ramię, aż Rosa się trochę cofnęła, bo może się bała, że zaraz jej się odwinie, tutaj, bez świadków?
- Zamknij się Rosa, nikt cię nie pyta o zdanie, więc zachowaj je, kurwa, dla siebie - warknął, a później odwrócił się do przodu, a gdy Pilar wyjechała z podjazdu, to pokierował ją prosto do klubu. W zasadzie to było blisko, krętymi uliczkami Medellín, jechali może dziesięć minut, w ciszy, przerywanej tylko wskazówkami Madoxa. Rosa nie odezwała się już ani słowem. Świetnie.
Nie odezwała się też kiedy Pilar parkowała pod klubem, wysiadła z samochodu jak oparzona i poleciała pierwsza do tego klubu nawet się na nich nie oglądając.
Madox za to poczekał przy samochodzie na Pilar i dopiero kiedy wysiadła i dołączyła do niego, to ruszył do tego klubu. Wyglądał trochę jak Emptiness, chociaż miał chyba w sobie więcej tej ognistej czerwieni, na neonach, czy obiciach mebli. Kiedy weszli do środka, Rosa już stała przy długim barze też w tym ognistym kolorze i rozmawiała z barmanem. Madox podszedł do nich, żeby też zamienić z nim kilka słów, ale po chwili wrócił do Pilar, która znalazła sobie miejsce przy jakimś wysokim stoliku, postawił przed nią drinka, Cuba Libre, bo jakże by inaczej?
- Może chociaż my moglibyśmy się nie kłócić? - zapytał, czarne, w tym świetle, tęczówki zawieszając na jej oczach. Wystarczyło mu już tych sprzeczek z Rosalindą, z jej bratem, a może po drodze trafi się ktoś jeszcze?
Może Madox wcale nie wyglądał i nawet nie sprawiał takiego wrażenie, ale czuł, że fajnie byłoby mieć chociaż jedną osobę po swojej stronie. Było miło ją mieć. Zdecydowanie bardziej niż teraz, kiedy tak ciągle milczeli, albo wszystko tylko udawali.
Pilar Stewart
- 
				 lepiej strzela niż gotuje. lepiej strzela niż gotuje. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
I kiedy padła propozycja, by pojechała z Marie, faktycznie to rozważyła. Kurwa, nawet chciała się zgodzić, bo po pierwsze to by znaczyło, że będzie mogła posiedzieć w spokoju przy tym idealnie zastawionym stole, z ciotką Madoxa, to jeszcze nie będzie musiała oddychać tym samym powietrzem co Rosa. No talk Noriega to tak zaproponował to tylko dla jebanej zasady, bo już po chwili stwierdził, że przecież ma jechać z nimi. I pewnie gdyby to był ktokolwiek inny, gdyby nie mieli tej wymiany zdań w pokoju, wyszarpałaby się i postawiła na swoim. Ale to był Madox. I kiedy patrzył tak na nią tymi ciemnymi, brązowymi oczami, nie mogła mu odmówić. Jak mogłaby? Jeszcze kiedy nazwał ją świetnym kierowcą, chociaż nigdy nie siedział z nią w aucie jako pasażer. I pocałował tą jej dłoń, jakby faktycznie bo chciał, a nie bo wypadało. I kiedy ta ciotka również się do tego wszystkiego dołączyła…
— Oczywiście — uśmiechnęła się czule, siląc się na nienagannie życzliwy ton. Zupełnie jakby jeszcze chwile temu wcale nie miała ochoty zostać przy tym stole i pojechać do klubu nawet z pieprzonym Alvaro.
Odwróciła się w stronę cioteczki, gdy tak mówiła o tym, że Noriega nigdy nie prosił. Zabawnie. Bo przecież to wcale nie był pierwszy raz, kiedy on ją o coś prosił i Stewart akurat nigdy nie sądziła, że z innymi ludźmi mogło przychodzić mu to z taką trudnością. Może chociaż pozna go lepiej przez ich bliskich, skoro sam Madox nie chciał jej nic więcej mówić?
Z tą myślą zebrała się z miejsca, jednak zanim wyszła NAPCHAŁA sobie jeszcze tego dobrego jedzenia do ust i przy okazji zgarnęła kilka chlebków z nadzieniem do dłoni. Bo Pilar daleko było do damy. I pewnie nigdy nie będzie bliżej.
Przejęła kluczyki od Madoxa i ruszyła na miejsce kierowcy, tylko przewracając oczami na tą cała sytuację z Rosą i drzwiami. Ta to za to była aż za duża damą, a przynajmniej na taką się robiła. Szczególnie w tej krótkiej sukience, którą wiecznie musiała poprawiać, bo podkręcała się na udach. Dobrze, że Pilar to jednak stawiała na wygodne nawet przy wyborze kreacji. Bo chociaż ta jej była odpowiednio powycinana i obcisła na górze, tak od bioder rozpościerał się delikatny i luźny materiał, który idealnie falował w tańcu oraz przy mocniejszych ruchach ciała.
Wsiadła do samochodu, ZAPIĘŁA pasy i umieściła kluczyk w stacyjce. Jeszcze musiała sobie poprawić siedzenie i aż się kurwa zastanowiła jakim cudem Rosa w ogóle dzisiaj tu jechała, skoro były prawie tego samego wzrostu. Wyjechała starannie z terenu domu, a kiedy Rosalinda tak zaczęła nachylać się nad Madoxem i pierdolic od rzeczy na temat umiejętności Pilar, ta rozpędziła samochód i ZAHAMOWAŁA z takim imptem, że gdyby nie siedzenie Madoxa, Rosa wylądowałaby na przedniej szybie, albo w ogóle za nią. Zamiast tego przyjebała z całej siły w oparcie na głowę, szybko łapiąc się za twarz.
— POPIERDOLIŁO CIĘ, IDIOTKO?! — ryknęła z takim impetem, że gdyby mieli tutaj kieliszki, pewnie wszystkie w sekundę by popękały. Pilar tylko uśmiechnęła się pod nosem.
— Pasy się zapina — wzruszyła ramionami, ponownie startując samochód. — Nie są w samochodzie tylko po to, żeby ładnie wyglądać — dodała jeszcze, tak dla podkurwienia koleżanki, która już wyciągała z torebki podręczne lusterko i zaczęła się przeglądać. Była zbyt na lewo, by Pilar mogła zobaczyć przez wsteczne lusterko, czy Rosa bardzo rozjebała sobie makijaż, jednak miała nadzieje, że tak. Chociaż liczyła, że może wybije jej chociaż jednego zęba tym hamowaniem. No nic, trudno. Zerknęła jeszcze w stronę Madoxa, ale tylko przelotnie, jakby chciała sprawdzić, czy był na nią zły za to zachowanie, czy może jednak docenił ten gest małego odwetu. Miała nadzieje, że bardziej na to drugie.
— Jeszcze tego kurwa pożałujesz — odgroziła się Rosalitka, ale po Pilar akurat takie teksty spływały jak po kaczce. Kurwa, gdyby tak miała zliczyć ile razy w życiu ktoś jej groził, nawet śmiercią, to nie starczyło by jej dnia. Uroki pracy w policji — dużo wrogów i jeszcze wszyscy chcieli cię zabić. No tylko Rosa nie mogła tego wiedzieć, bo skąd? I może nawet lepiej. Dla niej samej.
Dojechali na miejsce w miarę sprawnie, bez większych przebojów. Do tego SZYBKO i bez palenia silnika, bo Stewart to przynajmniej wiedziała, kiedy powinno się zmieniać biegi i jak wymijać ciągnące się jak smród po gaciach auta, by nie tracić na prędkości.
Wysiadła, zamknęła auto i oddała kluczyki Madoxowi, bo sama nie miała przy sobie nawet torebki. Taka kurwa przygotowana poszła na ten wieczór panieńsko-kawalerski — bez telefonu, błyszczyka do ust i niewielkiego lustereczka, w którym mogłaby się przeglądać co pięć minut, jaka to nie jest piękna. A potem weszli do środka i Pilar od razu skierowała się do wysokiego stolika w rogu. Szczerze mówiąc, nie miała pojęcia, po co zjawili się w barze tak wcześnie i co dokładnie trzeba było jeszcze przygotować, a tym bardziej jak ona mogła się przydać. Więc usunęła się z drogi, tak żeby przynajmniej nie przeszkadzać i czekała na rozwój sytuacji. Ukradkiem trochę też przyglądała się Madoxowi, gdy tak w tej kolorowej koszuli kręcił się przy barze, jakby był u siebie w Emptiness. A kiedy przyniósł im po drinku, wbiła spojrzenie w jego ciemne oczy. Bezpośrednio. Chyba po raz pierwszy odkąd zostawił ją w tej parującej łazience. Przez jej ciało przeszedł prąd. Tylko niekoniecznie taki chłodny, jak wtedy gdy nie chciał jej powiedzieć, a ona była zła. Trochę inny. Bardziej elektryzujący. Bo kiedy tak zaglądała w jego oczy, a wcześniej była światkiem tego nieszczęsnego obiadu, na którym tylko obrywał od Rosy i jej brata gnojem, bardzo szybko doszła do wniosku, że nie była na niego zła. Bo przecież on wcale nie miał tu zbyt łatwo i kolorowo. A jeszcze Pilar sama mu dojebała tymi pretensjami.
— Możemy — odpowiedziała w końcu, nie ściągając z niego spojrzenia. Gestem ręki odebrała od niego szklankę z alkoholem, całkiem intencjonalnie muskając jego palce tymi swoimi. Delikatnie, przelotnie, ale jednak na tyle długo, by dało się to poczuć. Dopiero potem wzięła szkło i uniosła je do ust, pociągając całkiem spory łyk. — Ale musisz mi załatwić chociaż jakiejś frytki — dodała szybko, mrużąc na niego oczy. — Nic praktycznie nie zjadłam na tej posiadówce przez to, że musieliśmy jechać, a uwierz mi, nie chcesz mieć do czynienia z głodną Pilar — no zagroziła mu trochę, to fakt, ale kurwa lepiej, żeby wiedział przedwcześnie, bo potem to już mogło być tylko gorzej. Szczególnie jeśli do tego wszystkiego będzie wlewać w siebie tak mocny alkohol przez resztę wieczoru. Prędzej skończy pod stołem, niż faktycznie będzie z niej jakikolwiek pożytek, czy towarzystwo do imprezowania.
— Po co w ogóle jesteśmy tutaj tak wcześnie? — spytała w końcu, bo wcześniej jakoś nie było okazji. Ciekawe dlaczego. — Mogę jakoś pomóc? — no bo co oni tu mogli musieć zrobić? Podmuchać jakieś balony? Rozwiesić ozdoby? Potestować alkohol? Cokolwiek by to nie było, na pewno nie chciała siedzieć bezczynnie i tylko zapijać się tym smacznym rumem. Chociaż po chwili znowu zgarnęła kolejnego łyka i przyjrzała się Madoxowi. No, zdecydowanie wolała, kiedy był na przeciwko niej, a nie gdzieś z przodu, poprawiając zasrane mankiety i nawet nic sobie nie robiąc z jej obecności. Chociaż on też wcale nie miał chyba aż tak dobrego dnia.
— Wiesz, że możesz na mnie liczyć, prawda? — spytała nagle, bawiąc się szklanką z drinkiem, chociaż to pytanie już wcale nie tyczyło się tego pomagania w przygotowaniach. Bardziej chodziło jej ogólnie. W tym udawanym związku, czy szczerej przyjaźni — w każdej wersji była po jego stronie. Nawet kiedy on nie był gotowy jej aż na tyle zaufać. Bo prawda była taka, że Pilar naprawdę nie chciała się kłócić. Nawet, jeśli niekiedy bywała wrzutem do dupie z tą swoją wścibskością.
Madox A. Noriega
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor
Pewny był za to, że Rosalinda naprawdę się wkurzyła, bo kiedy zerknął przez ramię, niby to na drogę, to zauważył, że się rozmazała, a do tego te jej piękne hollywoodzkie loki odrobinę się zniszczyły. Starała się je poprawić, ale z marnym skutkiem, co się jednak naklęła na tym tylnym siedzeniu, to ich.
Wypadła z samochodu jak burza. Prawie sobie nogi połamała na tych niebotycznie wysokich obcasach jak biegła do łazienki, żeby się poprawić. Dobra w tym była, bo kiedy stała przy ladzie to jednak wyglądała jak gwiazdeczka, co prawda z filmów dla dorosłych, ale jednak.
Madox porozmawiał z barmanem, ale krótko, właściwie dał mu kilka wytycznych, poprosił o te drinki dla siebie i Pilar i wrócił do niej. Bo to, że się nie odzywali jakoś tak go gniotło w środku. Nawet już by chyba wolał jej wszystko powiedzieć, tylko, żeby przerwać tę dziwną atmosferę, która między nimi zapanowała.
Chociaż może uda mu się drinkiem?
Kiedy Pilar powiedziała, że mogą się już nie kłócić, to jeden kącik jego ust uniósł się ku górze, bo jednak na to liczył, nie dość, że w ogóle to był jakiś męczący dzień, jakby wszechświat się na niego uwziął, to jeszcze bez Pilar był sto razy gorszy. Bez tego jej dogryzania, bez jej spojrzenia, prosto w jego oczy. I dotyku też pewnie, trochę bardziej szczerego niż ten udawany przy stole.
Gdy wspomniała o tych frytkach, to już uśmiechnął się szerzej, szczerze.
- Dobrze, że ja się napchałem, słuchałem Ticiano i jadłem wszystko po kolei - stwierdził i parsknął śmiechem, chociaż Madox tego kolumbijskiego żarcia nigdy nie miałby dość i pewnie zjadłaby jeszcze dwa, albo trzy razy tyle. Oparł się łokciami o stolik.
- Coś Ci załatwię - puścił do niej oczko, a później zerknął w kierunku baru. Na pewno coś tam mieli do jedzenia, a jak nie, to ktoś coś przyniesie. Może i Madox nie był u siebie, ale zdążył się już troszeczkę porządzić. Próbowała to zrobić Rosa, ale jednak barmani zdecydowali się bardziej współpracować z nim. Ciekawe dlaczego? Może dlatego, że księżniczce nic nie pasowało.
Na jej pytanie po co są tutaj tak wcześnie trochę wzruszył ramionami.
- Bo Rosa stwierdziła, że trzeba wybrać tancerki i ja to zrobię, bo się na tym znam, ale u mnie w klubie takie rozmowy przeprowadza Maddie - wywrócił oczami - powiedziała, że wie jakie dziewczyny lubi Ticiano i poszła je obejrzeć. Chcesz jej pomóc? - przechylił na bok głowę, ale się uśmiechnął, bo to było raczej pytanie retoryczne, kto by chciał spędzać czas z Rosą? Na pewno nie żadne z nich. Do tego jakaś selekcja tancerek, dla Madoxa wystarczyło, żeby umiały zabawiać gości, on nie był jakiś wymagający w tych względach, chociaż Maddie też nie przyjęłaby byle kogo, bo Maddie powtarzała zawsze, że Emptiness ma najlepsze dupy i najlepszy rum. Madox twierdził, że szefa też miał dobrego, czasem się nawet na ten temat sprzeczali.
- Pójdę pokazać barmanom kilka drinków, możesz iść ze mną - dodał, bo w zasadzie to nie planowali jakiś krzykliwych ozdób oprócz tego, że drinki miały być serwowane na lustrzanych tacach, gładkie tafle, no i kieliszki, czy szklanki były złote, tancerki też podobno na złoto. Dużo złota, trochę tej ognistej czerwieni i pewnie w chuj koksu na tych specyficznych tacach. Nawet Madox rozmawiał już z barmanem na ten temat, a że Ticiano był w miasteczku znany, to nie było z tym jakiegoś problemu. Atmosfera jak w kolumbijskim Emptiness nie ma co. Brakowało tylko jakiegoś trupa, albo jakiś zboków przy jednym ze stolików. Ten pierwszy lepiej żeby się jednak nie trafił, co do tego drugiego można być pewnym, że jakiś się trafi. Madox był tego pewny.
Gdy Pilar powiedziała to, że może na nią liczyć, to przez dłuższy moment przyglądał jej się w ciszy.
- Wiem - powiedział w końcu, bo to czuł. Czuł też wyrzuty sumienia, że jednak jej nie powiedział prawdy, ale może kiedyś jej powie. Może w Toronto na przykład, albo w samolocie, gdy znowu będą prowadzili sobie szczerze rozmówki w pierwszej klasie. Swoją drogą ciekawe jakie miejsce im teraz zapewni Canada Air, po tej całej sytuacji, byle nie w luku bagażowym, jak się wyda, że Madox nie ma tego Touretta…
- Kurwa! Co to jest?! - może jednak miał? Chociaż w zasadzie to jak inaczej można było skwitować to, że jakaś młoda barmanka wskoczyła na ladę i wieszała nad nią wielki transparent z wymalowanymi na nim kutasami i jakimś napisem "ta ostatnia noc Ticiano". Madox zgarnął swoją szklankę, kiwnął głową na Pilar i podszedł do baru.
- Co to jest? - zapytał marszcząc brwi.
- Pani Rosa kazała to wieszać - powiedziała dziewczyna, chociaż minę miała trochę wystraszoną.
- Pani Rosa to niech sobie takiego chuja na czole wymaluje - stwierdził Madox i machnął ręką - ściągaj to - dodał, ale dziewczyna jak mogła dostać, żeby to powiesić, to już ze zdjęciem miała jakieś trudności. Wywrócił oczami, ale co miał zrobić? Podał jej rękę.
- Zejdź - kiedy już zeszła, to postawił ją przed Pilar - to jest Pani Pilar, ona wam powie co macie wieszać, tace pamiętaj o tacach, a ozdób miało nie być - mruknął, a po chwili to już się wspinał na ladę, żeby ten transparent jednak zdjąć. Zeskoczył po drugiej stronie baru i oparł się o niego pochylając w kierunku Pilar i tej barmanki.
- Macie się słuchać Pani Pilar i mnie, a nie Rosy. Rosa jest... - zastanowił się chwilę - chora na łeb - wypalił w końcu, a młoda barmanka trochę parsknęła, bo pewnie już zdążyła poznać Rosalindę z tej chorej strony, jak każdy zresztą - a jak będzie coś mówiła, to wysyłacie ją do mnie - dodał jeszcze, a dziewczyna pokiwała głową, że rozumie. Madox pozginał ten transparent i wcisnął go do kosza za ladą, mrucząc pod nosem coś, że takie gówno w jego klubie. Tylko to wcale nie był jego klub, szczegóły. Bo już po chwili znalazł sobie metalowy shaker, w którym miał zrobić tego drinka, ale coś sobie uświadomił.
- Sora? - zwrócił się do dziewczyny, a ona skinęła głową, Madox to miał jednak dobrą pamięć do imion - możesz załatwić dla Pilar Salchipapa? - zapytał, ale Sora znowu kiwnęła energicznie głową - dzięki - rzucił jeszcze, a dziewczyna powiedziała tylko, że zaraz wraca i zniknęła. Madox oparł łokcie o bar pochylając się w kierunku Pilar.
- Dla pięknej Pani Santa Muerte raz? - zapytał patrząc jej w oczy, ale później jednak spuścił spojrzenie w jej dekolt, żeby zawiesić je na tatuażu tego węża między jej piersiami - ładny, chociaż bardziej spodziewałem się jakiegoś serduszka, albo gwiazdki - powiedział wzrok podnosząc na jej twarz. Prawda jest taka, że na pewno nie spodziewał się gwiazdki, ani serduszka, ale węża też chyba nie.
- Dlaczego wąż? - zapytał, ale teraz to już ruszył się z miejsca, żeby znaleźć sobie rum, syrop z panela i likier kawowy, a później nawet włączył ekspres, żeby zaparzyć sobie espresso. Czy ktoś w ogóle patrzył na niego dziwnie, że on się tutaj tak rządził? Nie, barmanów wysłał jeszcze na przerwę i powiedział, że się tutaj rozejrzy. No to się rozglądał, całkiem nieźle mu szło, bo w końcu sięgnął nawet po tę złotą szklankę i ścierkę, którą ją wytarł, przerzucił ją sobie przez ramię i spojrzał pod światło. Idealna. Postawił ją przed Pilar, znowu opierając się obok niej o ladę.
Pilar Stewart
- 
				 lepiej strzela niż gotuje. lepiej strzela niż gotuje. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Wybrać tancerki? — prychnęła, kręcąc głową i spojrzała na niego z rozbawieniem. Chociaż jakby się nad tym dłużej zastanowić, to chyba jednak nie było w tym nic dziwnego. W końcu miała to być huczna impreza, w dodatku ostatni dzień wolności Tio. Chociaż skoro by tak już iść tą analogią… — A będą jacyś tancerze? — nachyliła się nad stołem, robiąc jakaś taką rozmarzoną minę, chociaż oczy wciąż miała wbite w te ciemne Madoxa. — Najlepiej tacy, którzy zajebiście tańczą salsę — przygryzła delikatnie dolną wargę. Tęsknił za jej dogryzaniem? No to proszę bardzo. Bo chociaż Pilar miała zamiar tańczyć te latynoskie tańce z Noriegą, jakoś nie mogła się powstrzymać, żeby trochę poślinić się na samą myśl o tych innych tancerzach. Tylko potem przypominała sobie, jak ją zostawił w klubie, kiedy tańczyła z tym facetem dla niego i jakoś tak mina trochę jej zrzedła. W ogóle jakby się tak nad tym zastanowić, to Madox w ostatnim czasie dość często ją po prostu zostawiał. Bez słowa. Po prostu odchodził.
Uśmiechnęła się szczerze, gdy powiedział, że wie, że mógł na nią liczyć. Chociaż było to tylko jedno słowo, dało jej jakiś taki wewnętrzny spokój i rozlało trochę miodu na serce. Pilar bardzo mocno ceniła sobie lojalność. A chyba można było spokojnie stwierdzić, że wobec Madoxa właśnie taka była. Miał jej zaufanie. I szczególnie tutaj, w przepięknym Medellin, gdzie co druga osoba na drodze chciała wbić mu nóż w plecy, miała zamiar stać u jego boku. Potrzebowała, żeby to wiedział. Że chociaż w niej miał to wsparcie. I już miała odpowiedzieć, że się cieszy i opleść to jeszcze małą zaczepką, kiedy jego zespół Touretta na nowo się odezwał. A przynajmniej tak z początku myślała, chociaż szybko okazało się, że to tylko zajebiście śmieszny banerek, który drobna kelnerka właśnie wieszała nad barem.
Stewart podeszła do lady zaraz za Noriegą, przyglądając się tym wszystkim krzywym kutasom i jakoś tak nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Głośnego. Takiego, że aż musiała sobie zakryć usta dłonią, żeby pracownica nie popatrzyła na nią jak na idiotkę. Kto by pomyślał, że z Rosy był taki śmieszek? No na pewno nie Pilar, bo odkąd ją poznała, sprawiała wrażenie takiej z kijem w dupie i to osadzonym bardzo, ale to bardzo głęboko. Wiecznie wydawała się niezadowolona i ofuczana, a tu proszę, piękne kutasy. Aż trochę szkoda, że Madox tak je zbeszcześcił, gdy wdrapał się na blat. A zaś gdy zalecał Sorze, żeby od teraz dała Pilar wszystkie plakaty do wglądu, to Stewart chciała mu powiedzieć, że chyba nie jest odpowiednia osobom, bo ją akurat te bazgroły bawiły, ale nie było jej dane, bo wspomniane zostało to jedzenie, które miała obiecane, wiec zamknęła się na moment i pozwoliła Madoxowi załatwić jej szamę. Aż brzuch jej zaburczał. Co prawda trochę mniej niż u ciotki w domu ale wciąż. Trochę zabawne, że była przekonana, że na tego typu wyjeździe to będzie chodzić wiecznie przejedzona, a tu wychodziło na to, że chodziła wiecznie głodna. Tylko piła ten Medelliński rum. I nie zapowiadało się, by to miało ulec zmianie w najbliższej przyszłości, bo on znowu proponował jej drinka.
— Piękna pani to zaraz będzie pijana, zanim zjadą się goście — rzuciła i również umieściła łokcie na chłodnym blacie, nachylając się do przodu. I może było w tym trochę prawdy, ale z drugiej strony nie miała zamiaru odmawiać sobie tego Santa Muerte. Wtedy w Emptiness bez dwóch zdań stwierdziła, że był to jeden z lepszych drinków na rumie, jakie kiedykolwiek przyszło jej pic. Chociaż wtedy robiła go Maddie. I Pilar bała się, że dostanie swojego z melem barmanki. I może dostała? Może dlatego był taki pyszny? — A tak swoją drogą, zdajesz sobie sprawę, że miałeś być na u r l o p i e? W ogóle nie powinno cię być za tą ladą — stwierdziła, gdy tak wodził wzrokiem po jej dekolcie. Stewart doskonale wiedziała, jak to było żyć pracą, tylko że ona to chociaż faktycznie starała się jakoś od tego odciąć, a Madox? A Madox wskoczył sobie od razu za bar jakby był u siebie, rozporządził prace całego personelu i pewnie jeszcze będzie pół wieczór zabawiać gości. Chociaż teraz gości nie było żadnych, a jego wzrok wciąż skupiał się na tym kształtnym wężu, co go miała między piersiami.
— Gwiazdki? — prychnęła, wyciągając się jeszcze bardziej nad tym blatem, tak żeby mógł sobie pooglądać tego węża z jeszcze bliższej perspektywy. A potem podniosła dłoń i przejechała po nim palcami, muskając przy okazji brzegi piersi. Wzrok wciąż miała wbity w twarz Madoxa. — Myślałam jeszcze o jakimś słodkim kwiatuszku, na przykład stokrotce. Chyba bardziej by do mnie pasował niż ten wąż, co? — spytała zaczepnie, bo chyba kurwa żadne z nich nie wyobrażało sobie Pilar z kolorowymi gwiazdkami i serduszkami na środku wielkiej tęczy. To tak jakby posadzić ich dwójkę właśnie w tej kawiarni po środku parku, przy kremówce i jesiennej kawie, do tego z lecącym Michaelem Bubble w tle. Może w jakimś innym życiu.
— Dlaczego wąż? — powtórzyła zaraz po nim, prostując się nieznacznie, ale tylko po to, by usiąść na jednym z obrotowych krzeseł tuż obok. Rozsiadła się wygodnie i patrzyła, jak Madox przygotowuje swój popisowy drink. I kiedy tak wrzucał do blendera odpowiednie składniki, Pilar doszła do wniosku, że pierwszy raz faktycznie widziała go w pracy. Zazwyczaj kiedy przychodziła, Noriega brał ją do loży i to jego pracownicy przygotowywali wszelkie trunki. Ten widok zdecydowanie bardziej się jej podobał. I wcale nie tylko dlatego, że mogła pilnować, czy nikt jej tam nie napoje. Może po prostu Madoxowi do twarzy było z shakerem? No chyba, bo aż zapomniała odpowiedzieć na to pytanie, które jej zadał, tak mocno się zapatrzyła. — Bo to zajebiście mądre zwierzę, z zajebiście dobrą intuicją. Zupełnie jak ja — prychnęła i nawet zarzuciła włosami, tak dla podkreślenia tych wyjątkowo SKROMNYCH słów. — A do tego jakie sprytne — no sprytna to akurat Pilar faktycznie była. Często potrafiła znaleźć rozwiązania, które nikomu innemu nie przyszłyby do głowy, dobrze działała w stresie i umiała odpowiednio podejść. Chociaż może mądra i z dobrą intuicją też była? Pewnie zależy kogo by spytać.
— Zrzucają też skórę. Trochę jakby potrafiły się odrodzić. Na nowo. Zostawiając to co było w przeszłości. — na krotki moment spuściła wzrok na to szkło, w którym finalnie wylądowały wszystkie złączone składniki, myśląc o tym, jak trafne to było w obecnej sytuacji Madoxa. Bo jakby na to nie spojrzeć, on sam zrzucił kiedyś tą swoją przysłowiową skórę i zaczął nowe życie. Z czysta kartą. Jasne, była trochę ujebana przeszłością, ale dawała też nowe perspektywy. I nawet ta sytuacja z Rosą była jak ta zrzucona skóra, pozostawiona gdzieś po drodze, za która już się więcej nie oglądał.
— No i wiadomo… — znowu się odezwała, tym razem wracając ciemnym spojrzeniem do twarzy Madoxa i jego intensywnych oczu. — Symbol pokusy — wsparła się na łokciach i zawisła nad barem do tego stopnia, że musiała oderwać tyłek od krzesła. A potem sięgnęła po szkło, zbliżając się do twarzy Noriegi. — Skłania do grzechu — wyszeptała, tuląc jego skórę ciepłym oddechem. Chwile jeszcze tak na niego spoglądała, nawet urosła na moment krwi ku górze, a potem zacisnęła palce na szklance i zabrała ją dla siebie, by chwile później napić się już siedząc. Drink był w y ś m i e n i t y. Jednak żeby za bardzo nie połechtać jego ego, Pilar jedynie oblizała usta, cała zadowolona. W międzyczasie ktoś zaszedł ja od tyłu i wyrósł tuż obok. A dokładnie Sora. Z plikiem papierów.
— Mam plakaty do weryfikacji — oznajmiła jakimś zlęknionym głosem, jakby właśnie wróciła z jaskini lwa. I chyba trochę tak było, tylko zamiast lwa, pewnie zastała tam pieprzoną hienę.
— Dobra — upiła jeszcze łyka, a potem ostawiła w końcu tego niebezpiecznego drinka na blat. — Pokaż, co tu masz — odebrała od pracownicy te wszystkie plakaty i zaczęła przeglądać jeden po drugim. Kurwa każdy kolejny był gorszy od poprzedniego, chociaż niektóre były tak złe, że aż bawiły Pilar. Jak na przykład jeden, napisany brokatem na różowym papierze, gdzie widniał tekst ostatni dzień na darmowe lodziki i znowu dookoła były te wielkie, krzywe kutasy. Odwróciła go w stronę Madoxa.
— To chociaż ten może zostawimy? — zaśmiała się, zastanawiając co dokładnie Rosa miała w głowie produkując te KREATYWNE plakaciki. — Tylko pytanie od kogo te lodziki? Tio czy Marie? Czy może jednak Rosy? — bo w sumie nie było sprecyzowane. A pewnie dla niektórych mogło to jednak robić różnicę.
Madox A. Noriega
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor
- Tutaj każdy zajebiście tańczy salsę Pilar - uśmiechnął się, a potem zerknął na bar - zapytaj któregoś barmana, to porwie Cię do tańca - przez chwilę patrzył tylko w jej oczy, ale w końcu jeden kącik jego ust uniósł się do góry - to jeszcze zanim ci zajebiści tancerze ustawią się do Ciebie w kolejce, to rezerwuję sobie chociaż jeden taniec - puścił do niej oczko. Bo jednak obiecał jej tę salsę do rana, chociaż może to nie dzisiaj? Może jutro? Albo może i dzisiaj i jutro? Madox nie miałby nic przeciwko temu. Bo on jednak lubił spędzać czas z Pilar. Rzeczywiście jej ufał, mało komu ufał tak jak jej. Nikomu właściwie. On tylko czasem udawał, że ufa ludziom, a prawda była taka, że... ciężko mu to przychodziło. Może po tej całej sytuacji, która spotkała go te ponad dziesięć lat temu w Medellín, a może złożyły się na to jeszcze inne rzeczy?
Kiedy Pilar tak się roześmiała z tego banneru to Madox spojrzał na nią z jakimś takim teatralnym wyrzutem, ale też się uśmiechnął, tylko, że wcale nie dlatego, że mu się ten plakat podobał. Tylko jemu się chyba podobał uśmiech Pilar.
Albo może w ogóle Pilar? Kiedy tak się pochylała nad blatem w jego kierunku, a on w jej. Znowu ta odległość między ich twarzami to było te marne kilka centymetrów, za mało, żeby nie czuć swoich ciepłych oddechów na policzkach, albo zapachu perfum, a jednak wciąż jeszcze... za dużo.
- Śmiem twierdzić, że nikt tego nie zauważy, bo za chwilę wszyscy będą pijani i naćpani - powiedział ciszej jeszcze odrobinę się do niej przysuwając, ale wtedy Sora przyniosła te Salchipapa, czyli frytki wymieszane z kiełbaskami, kiedy tak stanęła z tacką obok lady, to rzuciła jakieś krótkie przepraszam, postawiła to danie i zniknęła. Madox je przysunął do Pilar, ale nie mógł się powstrzymać, żeby jednak nie skubnąć jej jednej kiełbaski, chociaż sam był najedzony.
- W zasadzie dawno nie stałem za barem, więc może to jednak jak urlop, albo miła odmiana? - zastanowił się. Jak otwierał klub to często zarywał nocki na barze, trzeba było wszystko ogarnąć, obsłużyć gości i jeszcze rano zrywać się o świcie, żeby jechać po zamówienia, a później to jakoś tak się potoczyło, że coraz więcej ludzi zatrudniał i rezygnował z różnych rzeczy. Już nie pamiętał kiedy stał za barem, a nawet to lubił swego czasu. Nawet go to bawiło jak zaczęli do niego wpadać pierwsi policjanci z jakimiś układami, a on wtedy robił za takiego dobrego barmana. Bo teraz to już robił za złego właściciela. A może za złego człowieka w ogóle?
A jak na złego człowieka przystało, to mógł się trochę bezczelnie pogapić w jej dekolt, w tego węża, gdzieś miał odhaczyć ten pierwszy tatuaż, który u niej zobaczył?
- Stokrotka i słodki miś, albo jednorożec - dodał podnosząc spojrzenie na jej oczy. Nie no tego sobie jakoś nie wyobrażał. Jednak pasował jej ten wąż.
Uniósł jedną brew, kiedy powtórzyła jego pytanie i zabrał się za mieszanie tych składników drinka. Właściwie to nawet nic nie odmierzał, na oko, jakby miarkę miał w ręce, a może trochę improwizował? Pewnie tak, bo to był Madox.
Nasypał do shakera lód, zamknął go i wstrząsnął nim kilka razy, też na takie jakieś wyczucie.
Na te jej słowa jakim wąż jest zajebistym zwierzęciem, zupełnie jak ona, podniósł na nią spojrzenie z uśmiechem.
- Wydaje mi się, że tę węże to też są takie zajebiście skromne, zupełnie jak Ty Pilar - rzucił i jeszcze raz wstrząsnął drinkiem, żeby zaraz go jej przelać do złotej szklanki i ozdobić listkiem mięty - musisz sobie wyobrazić tutaj płatek złota, takie dodajemy w Emptiness - powiedział i oparł palce na szklance, już miał ją przesunąć w jej kierunku, ale kiedy powiedziała o tym zrzucaniu skóry i zostawianiu przeszłości, to na moment wstrzymał oddech. To był taka chwila, ale trochę go to dotknęło, bo on dzisiaj cały czas myślał o tej przeszłości i tym co w niej zostawił. O tym, czy powinien to tak zostawić. A kiedy powiedziała o tym symbolu pokusy, to nawet podniósł na nią wzrok, na jej ciemne, piękne oczy, ale ta szklanka wciąż stała pod jego nosem. Nawet się nie ruszył, kiedy Pilar tak się do niego pochyliła, znowu, tylko spojrzenie zawiesił gdzieś na jej policzku, który znajdował się tak blisko niego.
- Będziesz dzisiaj tym wężem kogoś skłaniała do grzechu? - zapytał jeszcze zanim wróciła na miejsce. Jego ciemne tęczówki utkwione były tym razem w jej ustach, które oblizała po tym drinku. Dopiero z tego zamyślenia i zapatrzenia, wyrwała go Sora z tymi plakatami. Zdjął z ramienia ścierkę i wycierał ją kolejne szklanki, kiedy Pilar z Sorą oglądały te plakaty, zerkał tylko na nie kątem oka, a gdy Pilar pokazała mu ten różowy, to aż parsknął śmiechem.
- Obstawiam, że od Rosy jednak - rzucił kiedy Pilar zaczęła się zastanawiać od kogo te lodziki. Kurwa lodziki od Rosy.
- Możecie go powiesić w kiblu - rzucił tak na odczepnego, ale Sora się jakoś tak ucieszyła.
- Mamy w toalecie taką ścianę wstydu, tak ją nazywamy, zawsze wieszamy tam durne plakaty, bo to ściana pod którą... - nie skończyła tylko się zaczerwieniła, bo Sora to jednak była taka młodziutka, że może w wieku Ruby, ale wydawała się szczera - chodź pokażę Ci ją Pilar, to znaczy... Pani Pilar - poprawiła się zaraz, a potem wzięła ten plakat - powiesimy go tam? - zapytała, a Madox nawet sięgnął pod ladę, żeby wyjąć spod niej taśmę klejącą i podać ją Pilar. Przecież chciała pomagać. Madox został za barem, bo wróciła reszta załogi, no i miał im w końcu wytłumaczyć tego drinka, który miał dzisiaj być gwiazdą wieczoru... Chyba.
Korytarz prowadzący do łazienek był długi i ciemny, a Sora całą drogę nawijała o czymś Pilar, albo o klubie, albo pytała jak jest w Kanadzie, to tutaj - powiedziała w końcu i nacisnęła na klamkę, a jak weszły do środka, to...
Niespodzianka! Bo nagle okazało się, że ten plakat, to powinien wisieć tam już dużo wcześniej, bo pod tą sławetną ścianą wstydu klęczała Rosalinda z włosami upiętymi z tyłu w wysoki kucyk i dławiła się kutasem jakiegoś barmana. Dosłownie.
To już wiadomo od kogo te lodziki, Madox miał rację. Coś wygrał? Chyba talon, na kurwę i balon.
Sora aż krzyknęła i uciekła szybciutko z tej łazienki, bo chyba tego się nie spodziewała, że jeszcze przed imprezą będą tutaj odchodziły takie ekscesy. Rosa się cofnęła, chłopak jęknął, a jakby tego jeszcze było mało... to za plecami Pilar wyrósł Madox, tak blisko, że mogła się o niego oprzeć, zajrzał do środka ponad ramieniem Stewart.
- Jebana... - syknął i może nawet gdyby nie stał przed nim Pilar, której tak łatwo nie mógł w tych drzwiach wyminąć, to by tą Rosę złapał za łeb, bo miał już jej dzisiaj tak serdecznie dosyć. A to jemu wszyscy zarzucali psucie imprezy. Śmieszne.
Pilar Stewart
- 
				 lepiej strzela niż gotuje. lepiej strzela niż gotuje. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Na informacje, że za chwile i tak wszyscy będą pijani i naćpani, jedynie przewróciła oczami. Pewnie nie mijało się to bardzo z prawdą, ale jednak na razie gości wcale nie było, a Pilar już czuła rozluźniające się pod wpływem rumu mięśnie.
— Planujesz dzisiaj ćpać? — spytała go po chwili. Jej ton wcale nie brzmiał pretensjonalnie ani oceniająco, bardziej po prostu ciekawsko. Chciała wiedzieć, czego mogła się po tym dzisiejszym wieczorze spodziewać. Nie miała nic przeciwko, jeśli chciał, to przecież mógł sobie ćpać, a ona nie powiedziałaby mu na to ani słówka. W końcu i tak pewnie robił to na porządku dziennym, kiedy przesiadywał w Emptiness.
Może jakby się naćpał, to rzucił by jej jeszcze więcej takich świetnych pomysłów na tatuaże jak ten jednorożec i słodki miś? Bo skro na trzeźwo szło mu tak dobrze z kreatywnością, co mogłoby się stać, gdyby faktycznie sobie jebnął krechę? A może gdyby ona się naćpała, to nawet umiałaby zobaczyć oczami wyobraźni ten PŁATEK ZŁOTA, którego tak bardzo brakowało mu w tym fikuśny drinku. Bo na trzeźwo to tylko zamrugała i prychnęła radośnie, spoglądając mu w oczy. Chociaż musiała przyznać, że było w tym coś wyjątkowo uroczego, w tej pasji, jaką Madox miał do tych swoich drinków i jego dbałość o szczegóły. Nawet się jej to podobało.
A kiedy spytał o to skłanianie do grzechu, momentalnie złapała w płuca nieco więcej powietrza. Coś jakby chciała zabrać sobie trochę na zapas, gdyby Madox w następnej chwili nagle skradł jej oddech. I może nawet trochę na to liczyła? Kiedy tak wodził spojrzeniem po jej rozchylonych wargach.
— Może będę — zaczęła cicho, ale przecież nie musiała się silić na pełny ton, skoro jego twarz znajdowała się milimetry od tej Pilar. Usłyszałby ją nawet gdyby mówiła szeptem. — Może jakiś barman uzna, że jestem warta tego grzechu? — spytała wyzywająco, przyglądając mu się uważnie i przechyliła głowę nieco w lewo. Bo skoro taką przyjemność sprawiało mu stanie za barem i miał zamiar pobawić się w barmana przez jednej dzień, to może i Pilar by się do jakiegoś wtedy zalecała? Takiego z ciemnymi oczami najlepiej i nieskazitelnym uśmiechu, od którego miękły kolana. Może zerowałaby te wszystkie Santa Muerte w kilka łykach, by już po chwili znowu pojawić się przy ladzie? By nachylić się nad blatem, zupełnie tak jak teraz i może… może coś. Bo teraz to na pewno nic, skoro trzeba było przeglądać plakaciki i rozmawiać o kutasach i robieniu loda.
A skoro już mowa o tym robieniu loda, to Pilar naprawdę szła za Sorą z niemałym entuzjazmem. Ta cała ściana żenady brzmiała zdecydowanie jak coś, co Pilar BARDZO chciałaby zobaczyć. Bo skoro rzeczy które tam wisiały były chociaż w małym stopniu tak zabawne jak te plakaty Rosy, to Stewart aż nie mogła się doczekać.
- Ukrywanie treści: włączone
- Hidebb Message Hidden Description
Rosa obok aż fuknęła ze złości. Już otwierała usta żeby coś powiedzieć (zapewne, że Pilar była głupią zdzirą i zaraz ja rozszarpie) i nawet drgnęła z tych kolan (pewnie właśnie żeby ją rozszarpać), ale Stewart w tempie ekspresowym ewakuowała się z pomieszczenia i zatrzasnęła za sobą drzwi, przyciskając do nich plecy, tym samym umieszczając się zaraz przed Madoxem.
Uniosła na niego spojrzenie. Trochę nie była w stanie wyczytać z jego twarzy, co go tak wkurwioło — czy fakt, że Rosalinda zabawiała się w kiblu podczas gdy mieli przygotowywać się do przyjazdu gości, czy może jednak sam widok swojej byłej w takiej uroczej scenerii. Cokolwiek to było, nie powinien sobie tym w ogóle zawracać głowy, a tym bardziej nerwów.
— Miałeś nie dać się wyprowadzić z równowagi — przypomniała mu, nachylając się nieco w jego stronę, a za zamkniętymi drzwiami wybrzmiał jakiś niezidentyfikowany huk. — Zawsze możemy ich tam zamknąć na cały wieczór. Przystawić jakimś stołem, czy coś — zaproponowała rozbawiona, wspinając się do jego ucha, chociaż pewnie było to tylko marzenie ściętej głowy. Za piękne by to było, gdyby Rosę można było tak po prostu zamknąć. Bo ta opcja nie wchodziła w grę, a do tego wszystkiego to Pilar chyba nieco przegięła z tą kartką na klacie barmana o darmowych lodzikach. Bo te krzyki za drzwiami sugerowały, że zapowiadało się na rozlew krwi. I to jeszcze zanim impreza w ogóle się rozpoczęła. A przecież Pilar zdążyła wypić zaledwie jedno Santa Muerte...
Madox A. Noriega
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor
- Ja nigdy nie planuję, ale różnie wychodzi - taka jest prawda, że Madox już trochę wyrósł z jakiegoś takiego planowania imprez i myśli, idę tam się najebać, czy naćpać, ale to nie znaczy, że sobie odmawiał, kiedy nadarzała się jakaś okazja - ale tutaj mają na pewno lepszy koks niż w Toronto, żal byłoby nie spróbować - stwierdził, bo koks w Toronto mógł przychodzić właśnie z Kolumbii, Kolumbia zaopatrywała w kokainę pewnie cały świat, więc co się dziwić? Tylko wiadomo, co port i co pośrednik to była po prostu chrzczona, a tutaj prosto u źródła. Aż strach pomyśleć co to była za kokaina, aż przyjemny dreszcz przeszedł mu przez plecy wzdłuż kręgosłupa.
Taki sam poczuł, kiedy Pilar się tak do niego przysuwała.
- Jesteś warta każdego grzechu Pilar - jeszcze w tej wyzywającej sukience, z wyeksponowanym tatuażem węża między piersiami, rozchylonymi, gorącymi wargami i tymi dużymi, błyszczącymi oczami, w których odbijały się te światła nad barem. Madox aż przełknął ślinę i może by to zrobił, pocałował ją w końcu, bo jego wargi już były tak blisko tych jej, że mogła je poczuć, nie w pocałunku jeszcze, ale ich ciepło, tylko, że przyszła Sora.
Kiedy one sobie tak gawędziły po drodze do łazienek, to Madox pokazał ekipie tego drinka, składniki, pokazał im te złote szklanki i jak mają przygotować tace pod koks, żeby na każdej było coś do kruszenia, bo nie mają po osiemnaście lat i nie będą tego robić dowodami, ale to przecież była Kolumbia, tutaj pewnie częściej waliło się koks niż paliło skręty. A może i to i to? Dopiero gdy Sora wypadła jakaś zmieszana z tej toalety i od razu wyskoczyła na zewnątrz, to Madox wyszedł zza lady, a po chwili to już był w tej łazience, tuż za plecami Pilar.
Wcale go nie zdziwił ten widok, wkurwił owszem, ale bardziej dlatego, że Rosalinda… że była jaka była, a wszyscy i tak potem powiedzą, że Madox chuj zostawił ją przed ołtarzem, a prawda była taka, że to Rosa zamiast klękać przed Bogiem, to klękała przed każdym innym, zawsze.
- Mogłaś chociaż poczekać z tymi darmowymi lodami aż się impreza zacznie, zacząć od młodego, czy coś - rzucił w odpowiedzi na to wypierdalać Rosy. Może nie powinien tego mówić, na pewno nie powinien, ale są pewne granice wytrzymałości i Madox też je miał, a teraz to już balansował na tej granicy z jedną nogą, kurwa, nad przepaścią.
Powiódł wzrokiem za Pilar, a jak powiesiła ten plakat, a właściwie przykleiła go do klaty tego barmana, to aż parsknął śmiechem, chociaż może nie powinien?
Ale z drugiej strony co miał zrobić? To już nie była jego sprawa, nie jego interes, mogła sobie nawet obciągnąć całej załodze barmańskiej po kolei, może tak sprawdzała sobie kto jest dobrym pracownikiem, czy coś, Madox miał to w dupie.
- Pasuje jak ulał - rzucił jeszcze na ten plakat, a potem to wycofał się z tej łazienki. Wypuścił głośno powietrze patrząc na Pilar, która opierała się o te drzwi. Miał jakieś pierdolone flashbacki z Wietnamu... Nie z Wietnamu właściwie, tylko z tego swojego ślubu, gdzie Rosa dała bardzo podobny popis. I te wspomnienia tak go chyba wkurwiły, chociaż przecież sam mówił, że po co wracać do przeszłości, po co rozdrapywać rany? Ale czy ta cała wyprawa nie była właśnie jakimś takim nostalgicznym powrotem do przeszłości? Chyba była.
- No przecież nie dałem, jestem pierdoloną oazą spokoju Pilar - mruknął i znowu nabrał powietrze do płuc, żeby je wypuścić ze świstem. Dziesięć oddechów, czy jak to leciało?
Był zły, ale też trzeba wspomnieć, że nie wściekły, bo jakby Madox się wściekł to by pewnie tę Rosę wyszarpał za włosy. Na ślubie ją wyszarpał, dlatego jak ona potem przed tym ołtarzem zanosiła się rzewnymi łzami, taka rozmazana i potargana, to mogłaby dostać jakiegoś Oscara za role takiej biednej, porzuconej kobiety, a Madox owacje na stojąco, jako jakiś jej kat. Piękny obrazek w kolumbijskim kościółku, ale w zasadzie te mury nie takie rzeczy widziały. Mury tego klubu pewnie zresztą też.
- Możemy też nie zwracać na to uwagi, bo kurwa niczego innego się po Rosie nie spodziewałem - mruknął kręcąc głową. Obiecywał sobie, że nie będzie się nią przejmował. Ale to chyba ci wszyscy ludzie, którzy nakładali na niego jakąś presję. W ogóle czuł pod skórą jakby ta przeszłość jednak go dogoniła, jednak wracała. A miała nie wracać. Potrzebował drinka, a może od razu koksu, żeby poczuć się jak pan tego świata i swojego życia też. Bo teraz to trochę czuł, jakby to życie wymykało mu sie spod kontroli.
Kiedy za drzwiami dało się słyszeć to poruszenie, to Madox zdążył tylko pociągnąć do siebie Pilar, tak, że chciała, czy nie, to znalazł się w jego ramionach, ale bardzo dobrze, bo jakby tego nie zrobił, to na pewno dostałaby drzwiami, które Rosalinda to chyba otworzyła z kopa, bo walnęły o ścianę tak, że prawie wypadły z zawiasów. Darła w rękach ten plakat, znowu wyglądała dobrze, ale w oczach miała prawdziwy ogień, a dookoła niej sypał się brokat z tych brokatowych kutasów, miała już go na twarzy, na włosach i na rękach.
- Co Ty sobie wyobrażasz... - zaczęła i zrobiła krok w kierunku Pilar - przyjeżdżasz tutaj jako jego szmata i myślisz, że masz jakiekolwiek prawa?! Nie masz żadnych! - krzyknęła i zamachnęła się, jakby chciała uderzyć Pilar, tylko, że zareagował Madox, który stanął przed Stewart i złapał rękę Rosy. Zacisnął na niej palce chyba trochę mocniej niż powinien, pokręcił głową.
- Powinienem to zrobić już dawno temu - może by ją uderzył? Ale nie zrobił tego, bo nagle w tym ciemnym korytarzyku pojawił się Ticiano. Czyli goście zaczęli się już zjeżdżać.
- Co tu się dzieje? - zapytał, a Noriega od razu puścił Rose, chociaż trochę nią szarpnął w jego kierunku.
- Spóźniłeś się Tio bo Rosa już zaczęła rozdawać lodziki - rzucił. Powinien się ugryźć w język? Może powinien, ale teraz to już nie był zły, tylko wściekły. Ticiano coś tam zaczął, że bracie...
Ale to tylko jeszcze bardziej wkurwiło Madoxa, bo brat bratu takich rzeczy nie robi, ruszył tym ciemnym korytarzykiem w kierunku Ticiano, jakby chciał go walnąć, jak wtedy na tym weselu, ale tego nie zrobił, ściągnął go tylko z bara, kiedy go mijał, na co Ticiano nawet nie zareagował. Stał w miejscu i patrzył się zmieszany na Rosę, która wciąż była wściekła, wciąż jej pierś falowała pod zbyt szybkimi oddechami, które łapała.
Madox za to przeszedł przez klub, jakby rzeczywiście był u siebie i wyszedł tylnym wyjściem, tym, którym barmani wychodzili na papierosa, trochę zostawił Pilar znowu z tyłu, ale jakby tego nie zrobił, to w końcu ktoś by oberwał, albo Rosa, albo jeszcze Ticiano, a jak wyglądałby pan młody z obitą mordą na własnym ślubie? Kiepsko chyba.
Może jakby nie Rosa, która była jak jakaś taka zapalna iskra, to z Tio by wcale do tego nie wracali, dali sobie już kiedyś za to po mordach, mogli o tym zapomnieć. Ale ta pieprzona Rosalinda już od samego początku szukała sposobu, jak mu dowalić. Dowaliła. Teraz to mogła się czuć usatysfakcjonowana.
Pilar Stewart
- 
				 lepiej strzela niż gotuje. lepiej strzela niż gotuje. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Kiedy Rosa wyważyła drzwi, bo przecież otwarciem nie dało się tego nazwać, to Pilar poczuła jedynie wiatr. Tylko nie wywołany wcale tym jej kopnięciem, a szarpnięciem Madoxa, który właśnie przed tymi drzwiami ją uchronił. I jakoś tak mimowolnie wylądowała w jego ramionach, w sekundę czując przyjemny zapach, atakujący zmysły. Do tego stopnia, że zaciągnęła się nim mimowolnie i aż przytrzymała materiału kolorowej koszuli. I przez ułamek sekundy było jej jakoś tak dobrze, zdążyła może mrugnąć, a zaraz potem wyrosła przed nimi Rosalinda z absolutnym wkurwem wymalowanym na twarzy. Tylko tym razem był on o wiele większy niż wtedy w domu czy chociażby w samochodzie, kiedy Pilar zepsuła jej makijaż mocnym hamowaniem. Ona aż kipiała ze złości. Stewart znała to spojrzenie aż za dobrze. Często widywała je w oczach bandziorów, których zakuwała w kajdanki w wsadzała za karty.
Rosa uniosła wysoko dłoń, jakby gotowa się była na nią zamachnąć i Pilar nawet chciała wyjść jej naprzeciw, chętnie stanąć z nią w tym pojedynku. Ciekawe kto by kurwa wygrał, bo patrząc na ten jej kąt planowanego uderzenia, to nawet nie trudno byłoby zrobić przed tym unik, a co dopiero go skontrować. Była na to gotowa. No tylko że całą zabawę oczywiście musiał popsuć pan maruda, niszczyciel dobrej zabawy i uśmiechów dzieci, Madox, który nim cokolwiek się zadziało, złapał nadgarstek swojej byłej niedoszłej żony. Czy Pilar żałowała, że się za nią wstawił? No kurwa trochę tak, bo po pierwsze umiała sama o siebie zadbać, a po drugie nie chciała, żeby zrobił się między nim a ludźmi z Medellin jeszcze większy kwas. Może i nie znała za dobrze chociażby Alvaro, ale była przekonana, że gdyby tylko usłyszał, że Noriega przywalił jego siostrze, to przyszedłby szukać zemsty. A gdyby przywaliła jej Pilar? Może właśnie wtedy wcale nie byłoby z tego takiej aftery, bo dwie bijące się kobiety, to już pewnie była dla nich jakaś taka może nawet rozrywka? Chociaż Stewart była akurat przekonana, że powaliłaby ją w dwóch ruchach, to nawet nie byłoby na co popatrzeć.
Finalnie i tak i tak nie było, bo w przejściu pojawił się Tio, a Madox i Rosa odskoczyli od siebie jak oparzeni. On spuścił rękę, a ona zaś wymalowała na swojej twarzy jakąś taką nagłą skruchę, tylko nie w kierunku Pilar czy Noriegi, a bardziej właśnie Ticiano, jakby chciała zrobić z siebie ofiarę tej całej sytuacji. Pilar aż prychnęła i wywaliła oczami. No chyba tego nie kupi? Nie wydawał się przecież głupcem. A jednak jakoś tak spojrzał na Madoxa z żalem, szczególnie gdy ten zacytował tekst z plakatu, który teraz leżał w kawałeczkach i wtedy to nawet Pilar się wkurwiła. Niby wszyscy tutaj podobno byli po jednych pieniądzach, a jednak łapali się na takie żałosne zagrania.
— Madox! — tyle zdążyła krzyknąć, gdy Noriega ruszył w stronę swojego rzekomego brata z podobnym impetem jak wcześniej Rosy i Pilar przez moment naprawdę myślała, że mu przywali. Tylko kurwa za co? Przecież Tio wcale nic takiego nie zrobił. No chyba, że to właśnie było wszystko powiązane z tą ich tajemniczą przeszłością?
Pytania znowu zaczęły mnożyć się w jej głowie, ale nie miała czasu na rozkmnianie, bo w tym cholernym klubie wszystko działo się jakoś twa razy szybciej i Madox już uciekał wgłąb ciemnego korytarza. Znowu zostawiając ją za plecami. Tylko, że Pilar tym razem nie miała zamiaru dać mu się tak po prostu ulotnić bez słowa. Zanim jednak ruszyła w jego stronę, szturchnęła Rosę ramieniem i nachyliła się do kibla, po czym WYSZARPAŁA z niego za białą koszulę tego barmana, któremu Rosalinda jeszcze chwile temu obciągała. Może i chuja miał w spodniach, ale za to rozporka wcale jeszcze nie zdążył zapiać, jak i również paska, który wisiał bezwiednie na szlufkach.
— Jego spytaj — rzuciła oschle w stronę Ticiano i cisnęła w jego stronę tym biednym chłopaczkiem, który jedyne czego chciał tego wieczoru, to pewnie zgarnąć świetne napiwki, porobić trochę drinków i może dostać właśnie małego lodzika od jakiejś ładnej latynoski. Zamiast tego znalazł się w epicentrum dram i krzyków, jeszcze z tym rozjebanym rozporkiem i rumieńcem na twarzy. — Jemu strzelała tego darmowego loda — doprecyzowała jeszcze na odchodne, jakby przypadkiem Rosa wymyśliła kolejną żałosną wymówkę, która zapewne wcale nie trzymała się kupy, a i tak ci ludzie połknęliby to w sekundę (jak ona wcześniej tego…no, wiadomo). A potem ruszyła tym długim korytarzem śladami Madoxa.
W klubie zaczęli pojawiać się już pierwsi goście i Pilar przez moment wcale go nie widziała, jednak w ostatnim momencie zlokalizowała jego kolorową koszulę, kierującą się na tyły klubu. W pierwszej kolejności chciała za nim krzyknąć, ale przecież to tylko zwróciłoby uwagę już obecnych nie tylko na nią ale i na niego, a tego nie potrzebowało żadne z nich. Dlatego przebiegła ten długi odcinek, pozwalając sukience zafalować z gracją w powietrzu, a chwile później już otwierała ciężkie drzwi prowadzące na zewnątrz.
Na wewnątrz było jeszcze widno, chociaż słońce już składało się do snu. Rozejrzała się taka zdyszana. Przez głowę nawet przeszła jej myśl, że dosłownie ją tutaj zostawił. Że poszedł załadować się do samochodu z zamiarem pojechania Bóg wie gdzie. Jednak gdy tak z ciężko unoszącą się klatką spojrzała w drugą stronę, w końcu zobaczyła jego sylwetkę kawałek dalej.
— Hej — krzyknęła nieco ostrzej niż planowała, ale jakoś tak wyszło. A potem skierowała się w jego stronę. — Skończysz w końcu przede mną uciekać? — wyrosła tuż przed nim, zaglądając w ciemne oczy, które jednak przy zachodzącym za horyzontem słońcu wcale nie były takie ciemne. Było to coś pomiędzy kolorem piwnym a ciepłym pomarańczem. Równie piękne i równie rozpraszające jak te wszystkie inne odcienie, jakie miała okazje już oglądać. — To już trzeci raz dzisiaj, kiedy mnie zostawiasz, Noriega — przypomniała mu. Nie chciała mu nic wypominać, ale jednak nie podobało jej się to zachowanie. Pilar zdecydowanie wolała najtrudniejszą konfrontacje niż ucieczkę. Bo kurwa uciekać bez słowa było najgorszym, co mogło się zrobić. Wtedy człowiek mógł się tylko zastanawiać i zachodzić w głowę, co zrobił nie tak, co właściwie się stało i jak to naprawić. I chociaż Stewart wiedziała, że to nie ona była tego powodem, to i tak gdzieś ją to godziło. Nie chciała, żeby przed nią uciekał. Nawet nie musiał mówić. Już wolałaby kurwa żeby milczał, ale po prostu był. Tylko Madox chyba był innego zdania.
Chociaż gdy tak przyglądała mu się uważnie, była w stanie zauważyć, że walczył gdzieś z samym sobą, będąc myślami w jakiś ciemnych stronach własnego umysłu.
— Wszystko okej? — wydusiła w końcu, już o wiele bardziej łagodnie. Tak po ludzku, bez oceniania i do tego z czystej troski. Nawet nie zakodowała za bardzo momentu, w którym dłonią mimowolnie sięgnęła do tej jego i zacisnęła palce na jego ciepłej skórze. — Jak mogę pomóc? — mogła na przykład wrócić się do klubu i wyjebać tej Rosie prosto w ryj, gdyby tylko ją o to poprosił. Ba, mogła nawet wyjebać temu barmanowi, któremu obciągała. W ogóle wszystkich mogła pobić, gdyby chciał. Jakby serio była taka potrzeba. Bo te jego zamyślone i odległe oczy wcale nie były mu do twarzy. O wiele lepiej nosił te radosne i beztroskie. — Wolisz pobyć sam? Mogę pójść, jak chcesz — zaproponowała, bo przecież skoro wiecznie od niej uciekał, to może potrzebował pobyć sam? Czasami ludzie musieli poukładać sobie wszystko w głowie na własną rękę, bez natrętnych głosów, które wiecznie przeszkadzały w procesie myślenia. Nie miałaby mu za złe, gdyby chciał. Serio. Po prostu poszłaby opierdolić sobie w ciszy kolejne Santa Muerte i nawet nie pisnęła słowa, grzecznie czekając, aż już będzie chciał z nią rozmawiać. Kurwa, i pomyśleć, że Pilar myślała, że to w Emptiness było ciężko o spokój i dłuższą chwile beztroski. A prawda była taka, że Emptiness przy Medellin to był chuj.
Madox A. Noriega

 
				