ODPOWIEDZ
35 y/o, 170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresyjna lekarka medycyny sądowej, dla której kontakt z trupem jest łatwiejszy niż z człowiekiem.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Paige Ellery

W głowie Cynthii rzadko pojawiały się pozytywne myśli. Wszystko wydawało się nijakie. Chmury były uproszone szarością, wiatr lekko powiewał. Do depresyjnej, jesiennej aury brakowało jeszcze odrobiny deszczu, który stukałby w dach ubera. Gdy tak wpatrywała się w przechodniów, nie potrafiła znaleźć odpowiedniego słowa, na to co dokładnie czuła wewnątrz.
Spotkanie z Paige miało przynieść jej jednorazową ulgę. Tylko im dłużej spędzała czasu w aucie tym bardziej chciała uciec. Cynthia nie miała zbyt wielu przyjaciół. Większość z nich omijała dużym łykiem, na tyle ile mogłoby być to tylko możliwe. Byle daleko, byle nie spojrzeć komuś w oczy i byle nie mówić w końcu o problemach. Trudno rozmawiało się jej o sprawach zawodowych. Rzadko kto chciał rozmawiać o martwych pacjentach. Każdy chciał ratować życie, polepszyć je umierającym, a niewielu skupiało się na rozwikłaniu mrocznych tajemnic ludzkiego ciała. Choroby zdaniem Ward były po prostu nudne. Nie było w nich nic tajemniczego. Większość z nich została przebadana wzdłuż i wszerz. Za to każdy nowy temat był tajemnicą, którą trzeba było odkryć. Anonimowi pacjenci wydawali się najbardziej zagadkowi. Musiała odtwarzać całą ich historię wraz z danymi dentystycznymi, by móc odkryć ich prawdziwą tożsamość. Nad nimi najbardziej się głowiła, by mogli wrócić spokojni do domu z całkiem świeżą głową. Każdy potrzebował tego wytchnienia. Uspokojenia nerwów. Znać odpowiedzieć, czy to jego najbliższa osoba została zamordowana.
Właśnie z takimi decyzjami mierzyła się na co dzień Ward. Najgorsze było oczekiwanie na wyniki badań laboratoryjnych. Nie wszystko była w stanie stwierdzić przy zwykłej sekcji. Toksykologia potrafiła trwać jej zdaniem prawdziwe wieki, zanim będzie w stanie skonfrontować się z wynikami badań. Chociaż może bardziej zaczęła frustrować ją relacja z Cassianem. Był on jej ex-narzeczonym. Odszedł od niej jeszcze w trakcie farmakoterapii. Trwał się na tyle długo, by była w stanie nazwać go prawdziwym dupkiem. Czekał, aż się jej polepszy, by nie mieć człowieka na sumieniu. To nie mogło jej odpowiadać. Czuła wewnętrzną zgryźliwość na samą myśl. Wparowywał do jej bezpiecznego miejsca, niczym lekarz prowadzący sekcję. Wyjść musiała z siebie, gdy kazał zdobywać jej sympatię przysięgłych. Niczym między sobą się nie różnili, byli tak samo ponurzy, tak samo skoncentrowani na języku faktu.
Finalnie dojechała pod dom Paige. Wysiadając z auta, poprawiła sobie włosy. Pierwszy raz tego dnia spryskała się perfumami, by przyjaciółka nie czuła od niej zapachu śmierci. Wystarczyło, że wyglądała jak jeden z pacjentów. Tak samo blada, tak samo bez życia. Chociaż na uniesienie kącików ust zdobyła się, gdy Paige otwierała jej drzwi.
— Cześć — rzuciła, podnosząc torbę z zakupami — przyniosłam prossecco — tak jak twierdziła Cynthia, coś tańszego, a równie skutecznego jak terapia — Marka nie ma? — spytała lekko zdziwiona, czemu sims Paige się z nią nie witał. Nie potrafiła nigdy określić własnych uczuć względem mężczyzny. Nie pałała do niego sympatią, ale też niezbyt za nim przepadała.
37 y/o, 165 cm
chirurg ogólny | mount sinai hospital
Awatar użytkownika
oh I do believe in all the things you say what comes is better that what came before
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Otworzyła drzwi i przez krótką chwilę po prostu patrzyła na przyjaciółkę, jakby chciała wyczytać z jej twarzy coś więcej niż powitalne „cześć”. Było w niej to dobrze znane napięcie - cienka warstwa uśmiechu, który miał przykryć wszystko, co nie powinno się wydostać na powierzchnię. A jednak Paige, jak zawsze, widziała więcej. Zbyt długo żyła wśród ludzi, którzy maskowali zmęczenie i ból, by dać się zwieść takim drobnym gestom. W jej pracy każda twarz, każdy drobiazg mógł decydować o tym, czy pacjent przeżyje – nauczyło ją to dostrzegać prawdę tam, gdzie inni widzieli tylko pozory. Nie skomentowała tego jednak od razu. Po prostu uchyliła szerzej drzwi i przepuściła Cynthię do środka. W domu panowała cisza – tej wieczornej, przytłumionej atmosfery nie zakłócał nawet krok Marka. Paige zdążyła już przywyknąć do tego, że jego nieobecności nie trzeba tłumaczyć. Był jak cień, który raz pojawiał się, raz znikał, a ona coraz rzadziej czuła potrzebę nadawania temu znaczenia. Wystarczyła jej obecność Cynthii – pełna surowości, ale też dziwnie kojąca.
Kiedy zamknęła drzwi i spojrzała na przyjaciółkę raz jeszcze, ogarnęła ją myśl, że Cynthia wygląda tak, jakby właśnie wyłoniła się z innego świata – zimniejszego, cięższego, przesiąkniętego czymś, czego Paige nigdy nie chciała poznać do końca. Wiedziała, że praca Cynthii wymaga obcowania z tym, czego ludzie się panicznie bali: ze śmiercią, rozkładem, z nieodwracalnością. A jednak za każdym razem, gdy ją widziała, czuła, że największy ciężar wcale nie leży w samej pracy, tylko w tym, jak bardzo potrafi ona rozciągnąć się na resztę życia. Jakby wślizgiwała się pod skórę i pozostawała tam długo po wyjściu z prosektorium.
Mark ma dziś dyżur — Odpowiedziała w końcu tonem neutralnym, spokojnym, choć wewnętrznie miała ochotę odetchnąć z ulgą, że nie musiała być świadkiem ich wymuszonej uprzejmości. — Zresztą… chyba dobrze, że nie ma go w domu. Dzisiaj — Dodała ciszej, jakby chciała zostawić między nimi przestrzeń na szczerość, na słowa, które nie musiałyby być filtrowane przez obecność kogokolwiek trzeciego. Przez chwilę, w jej myślach mignęło stwierdzenie, że mogłoby go nie być częściej niż tylko dzisiaj. Może nawet zawsze.
Popatrzyła na torbę z butelką, którą Cynthia trzymała w ręku, i uśmiechnęła się lekko - tym razem szczerze, choć krótko. Nie chodziło o sam alkohol, a o gest - o to, że Cynthia, pomimo własnego przytłoczenia, zawsze znajdowała sposób, by przynieść coś w zamian za swoją obecność. Jakby bała się, że jest ciężarem, że samo jej przyjście to za dużo. Paige znała tę tendencję aż za dobrze, bo sama przez lata uczyła się nie przepraszać za własne istnienie. W duchu czuła coś jeszcze - subtelny ból wynikający z faktu, że jej przyjaciółka cierpiała na tę samą przypadłość co ona - brak umiejętności mówienia wprost o tym, co w duszy gra. Paige domyślała się, że to, co słyszy czasem między wierszami - o badaniach, o czekaniu, o rozczarowaniach - to tylko fragment większej całości. A jednak nie zamierzała naciskać. Wiedziała, że ludzie otwierają się wtedy, gdy są gotowi, a przyjaźń nie polegała na rozrywaniu ran na siłę.
Zamiast tego poprowadziła ją do salonu, gdzie w powietrzu unosił się jeszcze zapach świec, które zapaliła wcześniej, chcąc przełamać ciszę domu. Drobiazg, który sprawiał, że przestrzeń stawała się mniej chłodna. Myśli Paige krążyły jednak gdzieś indziej - wokół pytania, ile jeszcze w sobie pomieści ta kobieta, zanim zacznie pękać. I ile ona sama może zrobić, by jej towarzyszyć, by nie pozwolić jej rozpaść się w ciszy, w której nikt nie usłyszy krzyku. Była chirurgiem, przyzwyczajonym do naprawiania, do działania - a tutaj pozostawało tylko trwać obok. A to, wbrew pozorom, bywało trudniejsze niż najcięższy dyżur.
Skinęła głową na torbę z butelką i odezwała się spokojnie: — Pójdę po kieliszki — Po tych słowach przeszła do kuchni, gdzie z wiszącej szafki wyciągnęła szkło. Z szafki obok sięgnęła po miskę i wsypała do niej gotowe przekąski, które kupiła wcześniej w piekarni. Nie była najlepszą panią domu i wiedziała, że Cynthia nie spodziewała się niczego więcej - cokolwiek będzie w porządku, byle zaspokoić chwilowy głód.

Cynthia A. Ward
35 y/o, 170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresyjna lekarka medycyny sądowej, dla której kontakt z trupem jest łatwiejszy niż z człowiekiem.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Paige Ellery

Problem tkwił w tym, że Cynthia uwielbiała swoją pracę. W niej była w stanie zachować wewnętrzny spokój, na który mogła liczyć. Kiedy do jej uszu nie docierały inne dźwięki, finalnie była spokojna. Mogła się odprężyć i przestać myśleć o świecie. Odnajdywała radość w obcowaniu z martwymi ludźmi. Choć nie było to zbyt radosne zajęcia, miało swoje plusy. O martwych nikt już nie opowie historii, a jej praca bardzo na to pozwalała. Mogła powiedzieć, że to co wyglądało na zawał, było otruciem, że dany temat wcale nie utonął przez przypadek. Nie była prokuratorem, czy policjantem, ale jej praca pozwalała na polepszanie warunków innych ludzi.
Tyle mogła zrobić. Cynthia wbrew pozorom nie była złą osobą. Miała w sobie pierwiastek dobra, w którym realizowała się w prosektorium. Tylko niewiele osób było w stanie jej nie zdenerwować. Do nielicznych z nich należała Paige. Obie miały za sobą niezbyt udane związki. Jak można by nazwać ten Ward? Zachorowała na nowotwór żołądka, walczyła by nie mieć stomii, a chwilę po farmakoterapii narzeczony zerwał z nią zaręczyny. Żaden człowiek nie byłby w stanie odnaleźć się w takiej rzeczywistości. Mrok nie wychodził z jej pracy, a z tego jak życie potrafiło ją przeczołgać. Do nie tak dawna siedziała przecież na fotelu, gdzie podawana była chemia. Za dzieciaka utonęła, a uratował właśnie ją brat. Musiał przeprowadzić na niej RKO. Narzeczony był wisienką na torcie. Chociaż nie... potrącenie jej psa przez auto nią było. Z takim szczęściem człowiek nie może być szczęśliwy.
— Mhm. Cudownie, bo moje baterie socjalne się przy nim kończą — skwitowała krótko Cynthia. Nie przepadała za osobami, które za dużo mówiły i były sztuczne. W ten sposób widziała obecnego partnera przyjaciółki, chociaż poprzedni wcale nie był lepszy. Nie miała zbyt dużego szacunku do facetów. Miała nosa do ich przedziwnych zachowań. Unikała ich jak ognia, gdy tylko mogła. — coś się stało? — spytała, spokojnie lustrując ją wzrokiem. Tylko Ellery bardzo przypominała ją samą. Obie lubiły ciszę. Mogłyby pić i nic do siebie nie mówić. To je obie koiło. Tylko nie w przypadku, w którym od środka obie miały ochotę eksplodować.
— Jasne — kiwnęła głową, rozsiadając się na kanapie. Nie spodziewała się fajerwerków. Wino dla nich obu wydawało się wystarczające. Mogły przymknąć oczy i o nic innego się nie martwić — to co u Ciebie Paige? — spytała, otwierając butelkę i rozlewając jej zawartość do obu kieliszków. Brakowało jeszcze lodu. Schłodzone prosecco było najlepsze i najładniej uciekały z niego bąbelki.
37 y/o, 165 cm
chirurg ogólny | mount sinai hospital
Awatar użytkownika
oh I do believe in all the things you say what comes is better that what came before
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Skinęła głową, jakby w geście porozumienia, choć w środku czuła to samo drżenie, które od tygodni nie dawało jej spokoju; to samo drżenie, które rozrywało ją na pół, gdy wychodziła z mieszkania Milesa. Wzięła od Cynthii kieliszek, obracając go przez chwilę w dłoniach, jakby ciepło szkła mogło ją uspokoić. Prosecco połyskiwało w świetle lampy stojącej w kącie, drobne bąbelki wspinały się ku górze z cichą determinacją, której jej samej brakowało.
Wiesz… czasem mam wrażenie, jakbym była... workiem! I ktoś ten worek bierze do góry nogami i wysypuje z niego mnie. Połamaną, roztrzaskaną — Odezwała się dopiero po chwili, kiedy pierwsze łyki rozgrzały jej gardło i znieczuliły gardzący w środku głos rozsądku. Spojrzała na kobietę, wzrokiem szukając zrozumienia w swoich słowach. Dla kogoś może dziwnych, ale miała nadzieję, że dla Cynthii będą normalneJakby... wysypał wszystkie moje strachy na podłogę. A ja je, wiesz, zamiatam, zamiatam, udaję, że ich nie ma, aż w końcu się potykam.
Oparła się ciężej o oparcie fotela, a włosy, rozpuszczone w pośpiechu, opadły jej na ramiona. Nie poprawiała ich, pozwalając, by żyły swoim życiem. Cynthia miała dar, którego nie miała żadna inna osoba w życiu Paige - jej obecność nie domagała się niczego, nie wymagała uśmiechów ani wyznań, a jednak sprawiała, że Ellery chciała mówić. Może właśnie dlatego potrafiły siedzieć razem w milczeniu i w tym milczeniu odnajdywać ukojenie.
Mark… — Zaczęła, lecz urwała, jakby imię, które padło, miało dziwny, niepasujący ciężar. Przełknęła kolejne łyki, jakby bąbelki mogły rozpuścić gorycz. — On jest dobry. Za dobry. Czasem mam wrażenie, że aż nazbyt. I wiesz… ja nie wiem czy potrafię to znieść. Nie potrafię być wiecznie uśmiechniętą Paige, która na pytanie „jak się czujesz?” odpowiada „świetnie”.
Odwróciła twarz w stronę przyjaciółki, a w jej oczach błysnął ten cień, którego tak bardzo starała się unikać. Zapadła cisza. Przez moment obie mogły usłyszeć tylko delikatne pyknięcia lodówki w kuchni i szum miasta za oknem. Paige westchnęła cicho, pozwalając, by jej ciało osunęło się głębiej w fotel.
Byłam ostatnio u Milesa — Jej głos był ledwie słyszalny, prawie wtopiony w nadciągającą noc. —Znowu wypił... ale tym razem - nie wiem. On chyba faktycznie chce to zakończyć.
Uniósłszy kieliszek do ust, spojrzała na przyjaciółkę i uśmiechnęła się blado, niemal przepraszająco. Zamilkła. W tej ciszy było więcej prawdy niż w całych tygodniach spędzonych u boku mężczyzny, który chciał jej szczęścia, a którego szczęścia przyjąć nie potrafiła.

Cynthia A. Ward
35 y/o, 170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresyjna lekarka medycyny sądowej, dla której kontakt z trupem jest łatwiejszy niż z człowiekiem.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Paige Ellery

Ja tak się czuję cały czas — stwierdziła Cynthia, upijając łyk chłodnego prosecco. Mogło nie być idealne schłodzone, nie miało w sobie nic wyjątkowego, jednak gasiło jej pragnienie. Alkohol koił jej głowę, gdy nikt nie był w stanie tego zrobić. Konfrontacja z Cassianem nie należała do najlepszych. Pierwszy raz od dawna próbował zachować się jak człowiek, a ona odsunęła go. Nie chciała na nowo analizować całą ich sprawę — dlaczego udajesz, że ich nie ma? Ja poszłam na terapię — spytała finalnie, próbując wysłuchać w stu procentach przyjaciółki. Miała kilka sesji. Nie wszystkie poszły zgodnie z planem. Może dlatego jej ulubionym cytatem było: prosecco jest tańsze i lepsze niż terapia. Po sesjach wydawała się mieć jeszcze mniej życia, z kolei alkohol nie zadawał trudnych pytań. Koił nerwy, wyciszał. Sama tego potrzebowała, by finalnie móc zamknąć oczy i nie zastanawiać się nad niczym. Podobnie funkcjonowała dla niej praca. Zagadka martwego ciała była idealnym rozpraszaczem, by nie myśleć o problemach życia codziennego. Funkcjonowanie w ten sposób wydawało się najprostszą alternatywą na całej kuli ziemskiej. Tylko bywały momenty, w których serce zaczynało tonąć, a alkohol nie pomagał. Jedynie pogarszał.
To dlaczego się przed nim nie odsłonisz? — spytała, próbując zrozumieć przyjaciółkę. Dla niej takie kwestie były obce. Ostatnio dotykała mężczyznę dziesięć lat temu i nie planowała więcej do końca swojego życia. Czuła się obrzydzona własnym życiem miłosnym. Potrzebowała od niego konkretnej przerwy. Nawet jeśli oznaczała ona trwać do końca życia. Ward wypowiadała słowa łatwo, ale sama nigdy nie odsłoniła się przed Cassianem. Dopiero ich ostatnie spotkanie wzbudziło w niej jakiekolwiek emocje — z jakiegoś powodu się z nim związałaś — stwierdziła finalnie, spoglądając na Paige. Cynthia nigdy nie rozumiała ich związku. Uważała go za jeden z gorszych błędów. Mark był nijaki. Za to wyglądali razem ładnie na zdjęciu.
Przecież tym miał dla Was rozwód — Cynthia rzadko kiedy potrafiła być empatyczna. Nie do końca rozumiała, nagle podjęcia tego tematu. Potrzebowała chwili, by móc przemyśleć to, co lekarka do niej mówiła. Tylko miała w sobie za mało współczucia, by coś faktycznie dać jej od siebie — nie rozumiem Cię Paige. Masz Marka, rozwód. Co Cię do niego ciągnie? — skoro zdecydowali się na rozwód, musiał być jakiś powód. Tylko Ward nigdy nie wgłębiała nosa, tam gdzie ktoś go nie chciał. Nawet każde zdanie próbowała odpowiednio wyważyć. Nie była typem przyjaciółki, który wspierał za każdym razem.
ODPOWIEDZ

Wróć do „#21”