Lawrence wrócił do domu właściwie tylko po to, żeby nakarmić swojego psa, wyprowadzić go i trochę go pogłaskać, co prawda Pomidor miał swoją ulubioną petsitterkę, która do niego przychodziła, ale jednak przyzwyczajony był do tego, że jego człowiek po zajęciach zawsze wraca do domu. Dzisiaj do tego mieszkania tylko wpadł, zajął się psem, zabrał kask i wyszedł. Wiedział, że nie wysiedziałby w miejscu, póki z nią nie porozmawia.
Motocykl zaparkował niedaleko budynku, w którym mieszkała Cynthia, na miejscu parkingowym. Całą drogę, kiedy tu jechał, był wszystkiego pewny, wiedział, co chce jej powiedzieć, wiedział, że nie pozwoli jej tego tak skończyć, poukładał wszystko w swojej głowie, znalazł inne rozwiązania, jakieś wyjścia z tej sytuacji. Ale w pewnym momencie się zawahał, a co jeśli ktoś z uczelni by go tu zobaczył? Ale na tym balu się wcale tym nie przejmowali, ale może właśnie powinni się zacząć przejmować? Może student, który tak często odwiedza swoją profesorkę to coś podejrzanego, niestosownego. Ale przecież nikt nie wiedział, że on tutaj jest, nawet Cynthia.
Stanął gdzieś koło latarni i wyjął z kieszeni pomiętą paczkę papierosów, Lawrence nie palił, popalał, miał w mieszkaniu taką awaryjną paczkę, z której korzystał w sytuacjach kryzysowych i dzisiaj właśnie taka sytuacja była. Odpalił fajkę, a szary dym omiótł jego blond czuprynę. Zaciągnął się i skupił mrużąc oczy. Lepiej mu się myślało kiedy palił, zwłaszcza o rzeczach tak ważnych, jakby dym działał, jak jakiś klucz do zamkniętych do tej pory obszarów jego mózgu. Patrzył na wejście do budynku, a kiedy ujrzał Cynthię idącą z w tamtym kierunku z torbą z zakupami, to serce jakby na moment mu stanęło, żeby zaraz zabić na jej widok szybciej. Lawrence zastanawiał się, czy w ogóle będzie go chciała wpuścić, więc to musiał być jakiś znak od losu, jakieś szczęście i szansa, którą szykowało dla nich przeznaczenie. Wyrzucił papierosa, zdeptał go swoim czerwonym trampkiem i od razu ruszył za nią.
Kiedy otworzyła drzwi, to sięgnął nad jej ramieniem, żeby je jej przytrzymać. I znowu stanął tak jakoś blisko niej, za blisko, i znowu zrobił to specjalnie i z premedytacją.
- Mogę Ci pomóc Cynthio? - zapytał pochylając głowę tak, żeby jego ciepły oddech omiótł jej włosy, a głos dotarł prosto do jej ucha.
Cynthia A. Ward