ODPOWIEDZ
25 y/o, 191 cm
stażysta od trupów, serio
Awatar użytkownika
najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukę
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
postać
autor

- pięć -


Lawrence wrócił do domu właściwie tylko po to, żeby nakarmić swojego psa, wyprowadzić go i trochę go pogłaskać, co prawda Pomidor miał swoją ulubioną petsitterkę, która do niego przychodziła, ale jednak przyzwyczajony był do tego, że jego człowiek po zajęciach zawsze wraca do domu. Dzisiaj do tego mieszkania tylko wpadł, zajął się psem, zabrał kask i wyszedł. Wiedział, że nie wysiedziałby w miejscu, póki z nią nie porozmawia.
Motocykl zaparkował niedaleko budynku, w którym mieszkała Cynthia, na miejscu parkingowym. Całą drogę, kiedy tu jechał, był wszystkiego pewny, wiedział, co chce jej powiedzieć, wiedział, że nie pozwoli jej tego tak skończyć, poukładał wszystko w swojej głowie, znalazł inne rozwiązania, jakieś wyjścia z tej sytuacji. Ale w pewnym momencie się zawahał, a co jeśli ktoś z uczelni by go tu zobaczył? Ale na tym balu się wcale tym nie przejmowali, ale może właśnie powinni się zacząć przejmować? Może student, który tak często odwiedza swoją profesorkę to coś podejrzanego, niestosownego. Ale przecież nikt nie wiedział, że on tutaj jest, nawet Cynthia.
Stanął gdzieś koło latarni i wyjął z kieszeni pomiętą paczkę papierosów, Lawrence nie palił, popalał, miał w mieszkaniu taką awaryjną paczkę, z której korzystał w sytuacjach kryzysowych i dzisiaj właśnie taka sytuacja była. Odpalił fajkę, a szary dym omiótł jego blond czuprynę. Zaciągnął się i skupił mrużąc oczy. Lepiej mu się myślało kiedy palił, zwłaszcza o rzeczach tak ważnych, jakby dym działał, jak jakiś klucz do zamkniętych do tej pory obszarów jego mózgu. Patrzył na wejście do budynku, a kiedy ujrzał Cynthię idącą z w tamtym kierunku z torbą z zakupami, to serce jakby na moment mu stanęło, żeby zaraz zabić na jej widok szybciej. Lawrence zastanawiał się, czy w ogóle będzie go chciała wpuścić, więc to musiał być jakiś znak od losu, jakieś szczęście i szansa, którą szykowało dla nich przeznaczenie. Wyrzucił papierosa, zdeptał go swoim czerwonym trampkiem i od razu ruszył za nią.
Kiedy otworzyła drzwi, to sięgnął nad jej ramieniem, żeby je jej przytrzymać. I znowu stanął tak jakoś blisko niej, za blisko, i znowu zrobił to specjalnie i z premedytacją.
- Mogę Ci pomóc Cynthio? - zapytał pochylając głowę tak, żeby jego ciepły oddech omiótł jej włosy, a głos dotarł prosto do jej ucha.

Cynthia A. Ward
35 y/o, 170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresyjna lekarka medycyny sądowej, dla której kontakt z trupem jest łatwiejszy niż z człowiekiem.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Lawrence B. Osbourne

W końcu musiała pójść na zakupy.
Jej ukochane czerwone wino się skończyło, a na półkach książek nie było żadnych nowości. Nie mogła usiedzieć we własnym mieszkaniu. Potrzebowała wina i odrobinę przemeblowania. Wszędzie widziała swojego rezydenta i to tylko w niekoniecznie przyzwoitych scenach. Jak ją brał na blacie kuchennym... Tam postawiła wazon z kwiatami. Wszystko zaczęła porządkować w ten sposób, by jej mieszkanie się zmieniło. Pościel zmieniona, w prysznicu poprzestawiała buteleczki z szamponem. Wszystko byle nie widzieć go u niej.
Tylko nic to nie dało.
Pewnie dlatego wyruszyła na zakupy. Nie było jej dobrych kilka godzin, by wyrzucić wszystkie niepotrzebne myśli ze swojej głowy. Byle przestać zastanawiać się, co zrobić dalej ze swoim życiem. Gdy wracała była spokojna. Kolejne kryminały, w których będzie mogła narzekać na patologów sądowych zakupione. Chociaż gdzieś wśród nich ukryła erotyk, który miała zamiar czytać, byle nie myśleć o tej blond czuprynie. Pewnie jej plan wydawałby się idealny, gdyby nie on. Jego głos, oddech, bliskość. Stał zbyt blisko.
— Powinieneś raczej stąd wyjść — stwierdziła chłodnym tonem, czując na sobie jego oddech. Przez moment zwariowała. Jej relację z rezydentem nie powinny wyglądać w ten sposób. Nie powinien jej nachodzić. Miała ochotę uciec, a zamiast tego poszła do środka. Odwróciła się jedynie, by powiedzieć mu jeszcze jedno — zadzwonię po policje, Lawrence — i tu zdała sobie sprawę, jak bardzo spierdoliła. Ugryzła się w język, zamknęła oczy. Nie miała zwracać się już więcej do niego po imieniu. Pan, Osbourne, Rezydent. W taki sposób miała się do niego zwrócić. Choć jej reakcja wydawała się chłodna, niedostępna. Trzymała telefon, próbując wybrać numer. To przegrała na samym wstępie ten pojedynek. Szybko podeszła do windy, wciskając przycisk na górę. Modląc się, by nie szedł za nią.
25 y/o, 191 cm
stażysta od trupów, serio
Awatar użytkownika
najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukę
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
postać
autor

- Jeszcze nie wszedłem, a Ty już karzesz mi wychodzić Cynthio - powiedział, ale nie cofnął ręki, którą trzymał jej drzwi, bo wcale nie zamierzał sobie iść. Może gdy go wpuści do mieszkania, to wtedy będzie mogła go wyprosić, bo będzie u siebie, ale teraz przecież jeszcze byli w przestrzeni publicznej, co z tego, że ta przestrzeń kiedyś była wypełniona ich szybkimi oddechami, jeszcze zanim weszli do windy, co z tego, że kiedyś stała się tak bardzo intymna. Ciekawe jednak było to, czy jak go wpuści do siebie, to będzie potrafiła go jeszcze wyprosić? A czy on w ogóle da się wyprosić? Lawrence liczył, że nie. Wszedł za nią do budynku, na klatkę, a kiedy odwróciła się do niego i powiedziała o policji, to tylko wzruszył ramionami.
- Dobrze, a czy mogę pomóc Ci z zakupami i poczekać na nich u Ciebie, na dworze robi się zimno - powiedział to jakoś tak spokojnie, znowu z miną tego szczeniaka, który prosi o smaczka, a kiedy Cynthia ruszyła do windy to nawet bez chwili zastanowienia, bez sekundy ociągania, ruszył za nią. Wszedł za nią do środka, tym razem on oparł się o zimną, lustrzaną ścianę i spojrzał na Cynthię. Sam jej widok sprawiał, że serce biło mu szybciej, był nią kompletnie zafascynowany, zapatrzony w nią jak w obrazek. Sam nie wiedział, czy to jest wciąż tylko zachwyt, czy już przechodzi to w coś zupełnie innego.
- Musisz ze mną porozmawiać Cynthio, bo inaczej to jutro na budynku uczelni wywieszę taki właśnie transparent, że musisz ze mną porozmawiać Cynthio Ward - skoro ona groziła mu policją, to on też mógł jej trochę pogrozić, chociaż pewnie czegoś takiego by jej nie zrobił. Ale z drugiej strony... gdyby już nie miał wyjścia? Nie, nie zaryzykowałby jej kariery. Jego nawet mogliby wyrzucić z uczelni, nie obchodziło go to, ale jej kariery nie dałby złamać, za bardzo wiedział jak jej na tym zależy.
- Nie chcę niczego więcej, tylko chwila rozmowy - dodał, chociaż tak naprawdę to marzył, żeby znowu ją pocałować, żeby jej dotknąć, a mimo to trzymał ręce przy sobie. To był dla niego ogromny test samokontroli.

Cynthia A. Ward
35 y/o, 170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresyjna lekarka medycyny sądowej, dla której kontakt z trupem jest łatwiejszy niż z człowiekiem.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Lawrence B. Osbourne

Wywróciła oczyma. Cynthio. Każesz już wychodzić. Chociaż jedno z nich musiało trzymać fason, cokolwiek by się nie działo. Nie skomentowała tego, licząc, że mężczyzna zrozumie. Nie mogła go poprawiać, nawet w życiu codziennym. Nie przepadała za swoim krótkim imieniem. Wolała nazwisko. Przymknęła na moment oczy, licząc, że odejdzie. Wzięła głęboki oddech, licząc, że nie usłyszy kroków. Los bywał przewrotny. Słyszała.
— Proszę — rzuciła krótko we windzie, wciskając mu swoje pakunki. Skoro tak bardzo chciał je nosić, to proszę bardzo. Wzrok spuściła, skupiając się jedynie na tym, by nie spoglądać mu w oczy. Za bardzo ją łamały. Mogłaby utonąć w głębi jego niebieskich oczu. Kiedy tylko zaczynała je analizować, przepadała i to za każdym razem. Wstrzymała oddech, tylko po to by usłyszeć jego. Ciekawiły ją nieznacznie jego myśli. Po co wkraczał do jej życia z buta? Nie wyraziła się zbyt jasno? Nie chciała go w swoim życiu. Nawet prosektorium było dla niej za małe dla ich dwójki. Wiecznie głośny, gadający, atencyjny, a przede wszystkim męczący. Potrzebowała od niego odpocząć. Widocznie przez własny błąd, nie będzie w stanie zrobić tego nawet we własnym mieszkaniu. Serce biło jej głośno, a ona? Wpatrywała się w swoje czarne trampki. Tak, chodziła w trampkach, gdy nie była w pracy. Były wygodne, tanie i nie musiała ich rozchodzić.
W windzie nie powiedziała ani słowa. Rozmowa z nim wydawała się zbyteczna. Nie będzie przyznawała mu się do myśli na jego temat. Nie wspomni o tych wizjach, które prześladowały ją w mieszkaniu. Nie powie słowem o tym, jak gorąco robiło się jej, gdy dotykała blat swojej kuchni. To wszystko pozostanie w jej głowie. Jedyne co mogłoby ją złamać to jego dotyk. Na to nie przewidywała żadnych szans. Kiedy winda się zatrzymała, spojrzała, mierząc go wzrokiem.
— To wejdź. Wysłucham Cię, ale nie obiecuję rozmowy — stwierdziła, idąc finalnie w stronę własnego mieszkania. Znał drogę. Nie musiała mu jej pokazywać. Za dużo porównywała w swojej głowie. To wejście przez drzwi wydawało się dla niej zbyt łatwe. Nie mogła spojrzeć mu w oczy, wtedy mogłaby finalnie zmięknąć. Zamknęła za nimi drzwi, a sama ubrała swoje czarne, puchate laczuszki. W ciszy odebrała od niego zakupy i położyła je na blacie. Próbując zawczasu, zabezpieczyć każdy najmniejszy kawałek jej mieszkania. Z torby wyjęła wino. Na szczęście z zakrętką, a nie korkiem. Z szafki wyjęła swój ulubiony kieliszek i upiła sobie z niego łyka.
— Słucham. — powiedziała w końcu, odwracając się w stronę Lawrence. Musiała finalnie spojrzeć mu w oczy. Wzięła głęboki oddech, czekając na jego słowa.
25 y/o, 191 cm
stażysta od trupów, serio
Awatar użytkownika
najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukę
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
postać
autor

Wziął od niej zakupy bez żadnego słowa, właściwie Lawrence wciąż się zastanawiał co ma jej powiedzieć. Wiedział co, ale nie wiedział jak, jak to wszystko ubrać w słowa tak, żeby nie wyszedł z tego melodramat. Przecież nie powie jej, że ją kocha, ale złapał się na tym, że o tym myśli. Jego serce biło zdecydowanie zbyt szybko, słychać było te uderzenia w windzie. Uderzenia jego serca i oddech, przerwany od czasu do czasu westchnięciem, bo w głowie tego młodego chłopaka w tym jednym momencie było więcej pytań niż odpowiedzi. Pierwszy raz w życiu czuł coś takiego, i pierwszy raz chyba nie wiedział kompletnie co ma powiedzieć. Bo czuł, wiedział, że dzisiaj nie może paplać bez sensu, tylko, że to co powie musi mieć odpowiedni wydźwięk. Kiedy wychodziła z windy, to spojrzał na jej czarne trampki, i na swoje czerwone. A może to był jakiś znak, że oni do siebie pasowali, chociaż tacy różni, to jednak...?
- To mi wystarczy - odpowiedział na jej słowa, a później poszedł za nią do jej mieszkania. Nie spodziewał się, że znowu tutaj trafi, właściwie nawet nie spodziewał się, że Cynthia Ward postanowi go wysłuchać. Mógł się bardziej zastanowić co jej powie, a on tylko myślał o tym, żeby znowu spojrzeć jej w oczy, żeby znowu znaleźć się blisko niej, przy niej, żeby poczuć jej zapach, smak jej usta, ciepło jej ciała. Zerknął na blat, na którym stał teraz jakiś wazon, wcześniej go nie było. Kiedy wyjęła sobie kieliszek i nalała wina to jego spojrzenie utkwione były w jej dłoniach, chciałby znowu poczuć ich dotyk na swojej skórze. Zrobił krok w jej kierunku i spojrzał jej prosto w oczy. On też za każdym razem w nich tonął, w tych ciemnych, chłodnych tęczówkach.
- Cynthio ja... - zaczął, ale słowa więzły mu w gardle, sam skarcił się w myślach, że nie powinien jej tego mówić - Cynthio Ty... - Lawrence uwielbiał jej imię, mógł je powtarzać na okrągło. Cynthio. Cynthio. Cynthio.
Nabrał powietrza w płuca.
- Nie możesz mi tego robić, bo mi na Tobie zależy Cynthio - powiedział to na wydechu i wyciągnął do niej rękę, żeby oprzeć ją na tej dłoni, w której trzymała kieliszek z winem. Kciukiem dotknął jej knykci zaciśniętych na szkle.
Milczał przez chwilę tylko patrząc jej w oczy, dłoń trzymając na jej ręce.
- Nie zależy mi na żadnej karierze, tylko na Tobie - dodał finalnie. Dla niej mógłby porzucić ten cały staż, on się nie liczył, bo liczyła się tylko ona. W tej chwili Lawrence czuł, że naprawdę mu na niej zależy, tylko na niej.

Cynthia A. Ward
35 y/o, 170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresyjna lekarka medycyny sądowej, dla której kontakt z trupem jest łatwiejszy niż z człowiekiem.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Lawrence B. Osbourne

Czerwone wino zawsze ją ratowało. Smakowało w ten sam sposób, nieważne, czy piła je prosto z butelki, czy z drogiego kieliszka. Mogła na nie liczyć, zanurzając usta. Było jej grzechem. Tamtej, wspólnej nocy. Gdyby nie ono, nie rozmowa, którą razem dzielili, nic ich by nie połączyło. Staliby obok siebie, jakby nic się nie stało, pracując dalej w prosektorium. Nie myślałaby o cieple jego ciała, o tym jak bardzo lubi, gdy na nowo wymawia jej imię, o tym, by ten paskudny wazon zniknął z tego blatu. Nie potrzebowała go w swojej kuchni. Maskowanie obecności mężczyzny nie przynosiło żadnych rezultatów. Finalnie myślała, tylko o tym, by móc skosztować jego ust.
Powtórzyłaby jeszcze raz jego imię.
Tylko nie w tych okoliczność, a słuchanie własnego powodowało u niej wywrócenie żołądka na drugą stronę. Wzdrygnęła nieznacznie, kiedy jej dotknął. Poczuła na nowo jego ciepło. Byłaby w stanie rozpłynąć się w mak. Kolejne słowa uderzyły ją jak nic innego. Spojrzała na niego. Pierwszy raz nawiązała z nim kontakt wzrokowy. Dało się w nim zobaczyć rozczarowanie. To właśnie czuła w tym momencie. Spędził najlepsze lata swojego życia, by móc spotykać się ze smętną profesorką? Nawet dla niej to było za dużo. Wtedy jej myśli mimowolnie zmieniły bieg. Musiała być suką. Zimną suką. Inaczej zawiedzie jako prowadząca. Miał przed sobą całą przyszłość, a ona nie mogła mu jej zabierać.
— Myślisz, że taka osoba jak ja będzie spotykała się z chłopakiem, co pakuje zamówienia w maku? — spytała finalnie chłodnym tonem, unosząc wzrok do jego oczu. Nie bała się utkwić w nim wzroku. Dziwna miłość szczeniaka mogła robić na niej wrażenie, ale miała swoje lata. Seks nie był dla niej wszystkim. Miała własne ambicje. Nie chciała mieć dziecka, a tym bardziej utrzymanka na swojej głowie. Namiętność była chwilowa, w końcu ile mogłaby się ona utrzymywać? Ktoś z ich dwójki musiał mieć na tyle rozumu, by coś powiedzieć.
Choć jego oczy, dotyk ją przekonywały. Chciała mu się na nowo oddać, to nie była w stanie. Miał przed sobą całe szczęśliwe życie. Nie mogła tego zrobić, nawet jeśli chciała skosztować na nowo jego ust. Tylko one były w stanie ją przekonać.
25 y/o, 191 cm
stażysta od trupów, serio
Awatar użytkownika
najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukę
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
postać
autor

Jak można sprawić, że ktoś rozsypie się na milion kawałków w jednej sekundzie? Właśnie tak.
Zimne spojrzenie i te słowa, która wbiły się w jego serce jak milion zaostrzonych szpilek, jakby Cynthia Ward właśnie wzięła skalpel, rozcięła nim jego klatkę piersiową i wyjęła serce, a potem jak na smoczycę przystało, zgniotła je w pył. Tak właśnie poczuł się Lawrence, kiedy wypowiedziała do niego te słowa. Osbourne miał dwadzieścia pięć lat, jego życie wkraczało dopiero na odpowiednie tory, wciąż jeszcze szukał drogi, wciąż jeszcze żył jakby jutra miało nie być. Jakby cały świat mógł się zatrzymać tylko dlatego, że on się zakochał w swojej profesorce. Ale najwidoczniej jej nie mógł, jej pędził na przód i nie było w nim miejsca, dla chłopaka, który mógłby poświęcić dla niej wszystko.
Był ambitny, był pracowity, to, że gotowy był dla niej rzucić studia nie oznaczało, że nie będzie się starał. Bo dla niej mógłby się starać po tysiąc kroć bardziej, dla niej to właśnie robił. Nie rozumiał, że ona tego nie wiedziała. Spuścił wzrok, te niebieskie oczy spochmurniały, jakby nagle ciepły błękit letniego nieba zmienił się w zimny lód.
Zrobił krok w tył, zabrał dłoń. Miał odwrócić się na pięcie i odejść. Zostawić ją samą sobie, z winem, z wazonem na blacie, z chłodem w oczach i sercu, ale się zawahał.
- Wiem, bo taka kobieta jak Ty zasługuje na wszystko co najlepsze - rzucił cicho, ze zrezygnowaniem, z wyrzutem i z czymś jeszcze. Z tym uczuciem, że został wykorzystany, że dla niej był tylko tą jedną nocą i niczym więcej. Chłopakiem, który mógłby pakować zamówienia w maku. Jakimś gościem, którego uczucia nie są warte nawet najmniejszego drgnienia ust zwiastującego chwilę niepewności.
Poczuł, że w ogóle nie powinno go tu być, wtedy, i teraz.
- Dobrze Doktor Ward, to... - zaczął, ale wtedy znowu pchnął go jakiś impuls, to serce, które biło w jego piersi coraz wolniej, bez odrobiny energii, ale wciąż jeszcze tylko dla niej. Wyjął z jej ręki kieliszek i przysunął się tak blisko, że ich ciała się znowu stykały, przyjemne ciepło i iskry, mogły przejść z niej na niego. Z niego na nią. Pochylił się, żeby ją pocałować, długo i namiętniej, tak jakby jutra miało nie być, jakby zaraz miał skończyć się świat.
Jego właśnie trochę się kończył, bo po tym pocałunku, Lawrence się odsunął.
- Żegnaj Cynthio - i odwrócił się na pięcie, a potem wyszedł szybkim krokiem z jej mieszkania.

/zt
35 y/o, 170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresyjna lekarka medycyny sądowej, dla której kontakt z trupem jest łatwiejszy niż z człowiekiem.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Lawrence B. Osbourne

Nie była w najbardziej komfortowej sytuacji. Szczerze mówiąc, całość doprowadzała ją do szału. W głowie szumiało od nadmiaru myśli, które wydawały się być całkowicie nieistotne. W końcu ona nie mogłaby być z Lawrencem. Od początku była wobec niego szczera, mówiła, że to nie mogło się powtórzyć, a jednak stał teraz w windzie. Tej, w której dzieliły namiętne pocałunki, w której dotykali się, jakby miało nie być jutra.
Przez niego w jej głowie wyłącznie narastały wątpliwości. Wzięła głęboki oddech, wchodząc do mieszkania. Wszystkie wspólne elementy, łączce ich zostały bardzo skrzętnie przed nim ukryte. Dom na nowo stał się sterylną fortecą, do której nie da się w żaden sposób wejść do środka.
Usilnie unikała jego spojrzenia. Nie chciała jeszcze raz, ponownie zanurzyć się w jego oczach. Tym błękicie oceanu. Nie potrzebowała tego wzroku. Doskonale wiedziała, jaką będzie miał minę, co chciał jej powiedzieć. Tylko że nie pozwoliłaby sobie na skreślenie jego kariery. Przecież nie oto jej chodziło. Któreś z nich musiało zachować się jak na dorosłego przystało. Może kiedyś... za kilka lat zrozumie, że zrobiła to dla jego dobra. Gdyby myślała jedynie o sobie, już pewnie znajdowałaby się z nim na blacie. Wytłumaczyła mu. Nie zachowała się jak Cassian wobec niej.
Mimo to czuła się winna.
Każde jego słowo wydawało się być obuchem uderzającym ją w głowę.
Marzyła, by zniknął z jej życia.
Wtedy na nowo poczuła go przy sobie. Choć nie chciała odwzajemniać pocałunku, odepchnąć go. Na samym jego końcu musnęła jeszcze raz jego wargi. Mogła nie rozumieć własnego zachowania. Tak to wyglądało w jej głowie.
Jednocześnie, gdy wyszedł z jej oczu spłynęła jedna łza.
Miała dosyć, ale nie mogła inaczej.

z/t
ODPOWIEDZ

Wróć do „#22”