-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskiepostaćautor
outfit
Dużo lepiej odnajdywała się na tego typu imprezach niż na sztywnych prawniczych spotkaniach. Może dlatego, że tutaj to ona… błyszczała. Nikt nie traktował jej jak ładny dodatek do drogiego garnituru męża. Była sobą, była organizatorką i sprawcą całego zamieszania. To ona decydowała o… właściwie wszystkim - co zawiśnie tego wieczoru na ścianach galerii, jakie będzie oświetlenie, jaka będzie grała muzyka, jaki będzie szampan i co podać do jedzenia. Osobiście układała też listę gości, więc nikt nie stanowił dla niej zaskoczenia… znajomi, przyjaciele i wieloletni klienci – ci, którzy mogli pozwolić sobie na zakup wyselekcjonowanych przez nią egzemplarzy. Nikt nie znalazł się tutaj przypadkiem – albo zamierzała go naciągnąć albo chciała, żeby tu był. Odnajdywała się w tym tłumie. Z szerokim uśmiechem na ustach lawirowała między gośćmi… zagadując, dyskutując, śmiejąc się z żartów, które faktycznie ją bawiły i naprawdę dobrze się bawiła. I była wyraźnie zadowolona z siebie, bo wszystko szło zgodnie z planem. Na pewno nie wyglądała jakby czegoś jej brakowało – chociażby męża u boku. Ten od dłuższego czasu nie był zainteresowany udziałem w wernisażach organizowanych w jej galerii. Nudziło go to. No cóż… nikogo do niczego nie zamierzała zmuszać.
- Czyli moje zaproszenia do Ciebie dotarły. – rzuciła pogodnie, docierając do Harolda i pogodnie, szczerze oraz szeroko się do niego uśmiechając – Cieszę się, że zdecydowałeś się z nich skorzystać. Albo z niego… przyszedłeś sam? – rozejrzała się, ale przecież wiedziała… zauważyła, że przyszedł bez osoby towarzyszącej w tym samym momencie, w którym w ogóle zauważyła go w galerii. Nie potrafiła stwierdzić dlaczego, ale… ucieszyło ją to. Dziwne uczucie. Głupie uczucie. I absolutnie absurdalne uczucie. Ale mimo wszystko dobrze było wiedzieć, że nie tylko jej druga połówka nie była zainteresowana szeroko pojętą sztuką – No i najważniejsze pytanie… – zaczęła, ale zanim dokończyła zaczepiła przechodzącego obok kelnera i z jego talerza ściągnęła dwa kieliszki szampana, jeden z nich podając Carnegie – Jak ci się podoba? – uśmiechnęła się pod nosem, bo rzuciła to pytanie z pełną premedytacją, nawiązując do ich rozmowy przy ostatnim spotkaniu. Zapamiętała ją.
Harold Carnegie
Dużo lepiej odnajdywała się na tego typu imprezach niż na sztywnych prawniczych spotkaniach. Może dlatego, że tutaj to ona… błyszczała. Nikt nie traktował jej jak ładny dodatek do drogiego garnituru męża. Była sobą, była organizatorką i sprawcą całego zamieszania. To ona decydowała o… właściwie wszystkim - co zawiśnie tego wieczoru na ścianach galerii, jakie będzie oświetlenie, jaka będzie grała muzyka, jaki będzie szampan i co podać do jedzenia. Osobiście układała też listę gości, więc nikt nie stanowił dla niej zaskoczenia… znajomi, przyjaciele i wieloletni klienci – ci, którzy mogli pozwolić sobie na zakup wyselekcjonowanych przez nią egzemplarzy. Nikt nie znalazł się tutaj przypadkiem – albo zamierzała go naciągnąć albo chciała, żeby tu był. Odnajdywała się w tym tłumie. Z szerokim uśmiechem na ustach lawirowała między gośćmi… zagadując, dyskutując, śmiejąc się z żartów, które faktycznie ją bawiły i naprawdę dobrze się bawiła. I była wyraźnie zadowolona z siebie, bo wszystko szło zgodnie z planem. Na pewno nie wyglądała jakby czegoś jej brakowało – chociażby męża u boku. Ten od dłuższego czasu nie był zainteresowany udziałem w wernisażach organizowanych w jej galerii. Nudziło go to. No cóż… nikogo do niczego nie zamierzała zmuszać.
- Czyli moje zaproszenia do Ciebie dotarły. – rzuciła pogodnie, docierając do Harolda i pogodnie, szczerze oraz szeroko się do niego uśmiechając – Cieszę się, że zdecydowałeś się z nich skorzystać. Albo z niego… przyszedłeś sam? – rozejrzała się, ale przecież wiedziała… zauważyła, że przyszedł bez osoby towarzyszącej w tym samym momencie, w którym w ogóle zauważyła go w galerii. Nie potrafiła stwierdzić dlaczego, ale… ucieszyło ją to. Dziwne uczucie. Głupie uczucie. I absolutnie absurdalne uczucie. Ale mimo wszystko dobrze było wiedzieć, że nie tylko jej druga połówka nie była zainteresowana szeroko pojętą sztuką – No i najważniejsze pytanie… – zaczęła, ale zanim dokończyła zaczepiła przechodzącego obok kelnera i z jego talerza ściągnęła dwa kieliszki szampana, jeden z nich podając Carnegie – Jak ci się podoba? – uśmiechnęła się pod nosem, bo rzuciła to pytanie z pełną premedytacją, nawiązując do ich rozmowy przy ostatnim spotkaniu. Zapamiętała ją.
Harold Carnegie