Spotkanie z Richardem przebiegło sprawnie, chociaż atmosferę, którą zbudowali miedzy sobą Cherry i Galen zdawało się, że można kroić nożem. Jakby powietrze między nimi stało. Może Winston to wyczuł, bo nie rozsiadał się za bardzo. Powiedział tylko, że nie obchodzą go pomówienia i chce mieć ich oboje w zespole, że nie ma z tym dyskusji. Wykładał na ten projekt tak kolosalne sumy, że rzeczywiście oboje skapitulowali. Hajs musiał się zgadzać. Zgadzał się, wszyscy wygrywali.
Po spotkaniu Galen czekał na Cherry w tym oszklonym holu, odwołał kilka spotkań, przełożył je na jutro, a przede wszystkim tę wycieczkę do portu. Przecież kontenery mu nie uciekną. A z drugiej strony... może ta gnida, która się odważyła to zrobić właśnie pakowała walizki? Ale to przecież nie jego sprawa, tylko tych całych de-tek-ty-wów.
Co go to obchodziło?
Teraz w zasadzie nie wiele, bo najbardziej obchodziło go to, co powiedziała Cherry. Ale nie to, że go kocha, bo to... Czuł jakby to całe wyznanie, na niej wymusił. Jego było spontaniczne, na krawędzi snu i jawy, prawdziwe na wskroś, a jej... Nie, stop. Nie mógł tego znowu roztrząsać, bo znowu w głowie będzie miał bagno, a teraz potrzebował się skupić. Charity Marshall spóźniał się okres, tylko, że... No ale przecież nie z gejem? Chodził po tym holu jak lew w klatce, niespokojnie, nerwowo, w jedną i drugą stronę, póki nie wyszła z windy. Od razu objął ją ramieniem i poprowadził do drzwi. Co w zasadzie w budynku firmy mogło być dziwnie odebrane? Co w sumie w całym Toronto mogło być dziwnie odebrane? Bo Galen Wyatt obejmuje Charity Marshall, publicznie? Przy ludziach? Przy świadkach? Przecież ona ma narzeczonego, zaraz będzie brała ślub. A on... on może pójdzie do kicia za handel ludźmi, a zresztą ma na sumieniu tyle złamanych serc, że wypełniłyby cały ten oszklony budynek, z którego wyszli.
Zaprowadził ją do swojego Porsche, otworzył jej drzwi.
Nie jechali w ciszy, szybko, ale Galen z dwadzieścia razy zapytał na ile taki test daje poprawny wynik. A potem dziesięć jak ona się czuje. I pięć czy może nie powinien jej od razu zawieść do jakiejś kliniki.
W końcu jednak parkował przed jej apartamentem i powiedział, żeby poszła na górę, a on przyniesie test ciążowy.
Wyprawa do apteki po test ciążowy mogłaby się równać z tą, którą Frodo odbył do Mordoru, żeby spalić pierścień w jego ogniu. Bo Galen Wyatt kompletnie nie znał się na testach, a do tego stał przed gablotą z jakimiś kremami do pupci niemowlaka i zastanawiał się czy nie spakować jeszcze walizki i nie lecieć do Meksyku pierwszym lotem, na który uda mu się kupić bilet.
Nie zrobił tego, finalnie stanął przed szklanym stolikiem w jej apartamencie i wysypał na niego chyba dziesięć różnych testów ciążowych. Z niektórych patrzyły na nich uśmiechnięte niemowlaki.
- Innych nie było - rzucił i usiadł na kanapie obok Cherry. Czekał aż ona teraz powie mu co dalej. Chociaż po chwili wziął jeden do ręki, odpakował i rozłożył kilometrową instrukcję. Za dużo słów, za mało cyferek, chociaż jedna rzuciła mu się w oczy.
- Trzeba zaczekać pięć minut - rzucił i zerknął na nią znad tej zasypanym drobnym druczkiem białej płachty papieru.
Cherry Marshall

 
				
 
									