35 y/o
Mark your calendar for Canada Day
170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresja przy barszczyku
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Scott Letexier

Cynthia rzadko kiedy nie potrafiła wytrzymać ciszy. Wiele się w niej zmieniło, odkąd poznała swojego blond szczeniaka. Tylko że on zniknął, a świat zaczął sypać się pod jej nogami. Akurat teraz gdy tak bardzo go potrzebowała, tego uśmiechu, niebieskich oczu. Nie była w stanie się do niego dodzwonić, była tym cała roztrzęsiona. Zniknął z jej życia, gdy wydało się one dla niego zbyt trudne. Dlatego tak bardzo bała zbliżyć się do innego człowieka. Obawiała się poczuć zawodu. Serce bolało ją bardziej niż zawsze. Może dlatego postanowiła o pierwszej nocy wyjść ze swojego apartamentu, by udać się do Letexiera? Nie chciała być sama, chciała móc poczuć czyjeś wsparcie, obecność. Pewnie nawet od niego tego nie dostanie, ale... wystarczyłoby wspólne wypicie alkoholu, chwila niezręcznych, czarnych żartów. Ta cisza wydawałaby się bardziej znośna. Może dlatego znalazła się pod jego mieszkaniem z czteropakiem piw i dwoma butelkami prosecco. Nie byłaby w stanie zostać sama ze swoimi myślami. Tabletki nic nie dawały, a zarówno Cassian, jak i Lawrence zawiedli ją.
Wzięła głęboki oddech, zanim zadzwoniła dzwonkiem do drzwi. Liczyła na to, że go nie obudzi. Zobaczy ją, krótko się uśmiechnie i zrozumie. Na pewno słyszał o sprawie z Cassianem. Prokurator, który dostał dyscyplinarkę, bo brał swoją ex-narzeczoną jako biegłą. Konflikt interesów. Sprawa na całe miasto. Może by tak mocno tego nie przeżyła, gdyby.... gdyby nie te ponowne spojrzenia troski i litości. Nie potrzebowała nich, a teraz każdy rezydent wpatrywał się w nią tymi wielkimi oczyma. Potrzebowała czegoś zupełnie innego.
Kurwa Scott otwórz — zapukała mocno dłonią, licząc, że to coś da. Teraz mogłaby się zmierzyć z każdym durnym sąsiadem, który będzie mierzył ją wzrokiem. Byle mogła zniknąć w obecności kogoś, kto przynajmniej częściowo potrafił ją zrozumieć. Potrzebowała kumpla, alkoholu i braku współczucia. Od Scotta była pewna, że to dostanie.
Nie spałeś? — spytała chłodnym tonem, wchodząc od razu do środka. Nie interesowało ją, w czym był Scott. Ręcznik, bokserki, uprane dresy. Musiała się z kimś zobaczyć, zwyczajnie posiedzieć — potrzebuję Cię — rzadko wypowiadała takie słowa głośno. Wbiła w niego swoje, chłodne spojrzenie. Coś w nim zaczynało pękać. Jakby cała skorupa Cynthii przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Przymknęła mocniej oczy, próbując doprowadzić się do porządku. Nawet przy kumplu od butelki wolała nie pokazywać swojej rozsypki — nie mam z kim się napić prosecco. Będę pić z butelki, żebyś nie musiał sprzątać — uniosła delikatnie kąciki swoich ust. Przypomniała sobie ich ostatnia rozmowę. Mniej sprzątania, gdy byliby w barze. Tylko nie potrzebowała ludzi dookoła siebie, a ciszy, którą mogłaby kosztować z innym człowiekiem.
Nie chcę siedzieć sama w ciszy — rzadko zdobywała się na takie słowa. Normalnie śmiałaby się z nich głośno bez większego zastanowienia. Nie rozumiała potrzeby siedzenia z drugim człowiekiem, a pierwszy raz od dawna miała ją tak wielką. W jej oczach dało się zobaczyć charakterystyczne mokre, lustrzane odbicie. Mogła nie wyglądać na rozbitą, ale czuła się rozbita, jak nigdy wcześniej.
42 y/o
For good luck!
185 cm
Zastępca komendanta Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
Hard-boiled detective, cop and policeman
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiKe/bab
typ narracjiTypiczny
czas narracjiKażdy
postać
autor

Dla niego ta noc nie różniła się niczym od poprzednich w tym tygodniu. Siedział w pracy do późna, wypełniając stosy papierów, zamykając różne sprawy - te głośne i te mniej. Z nikim się nie umówił, w domu na niego nikt nie czekał, więc bez żalu wyszedł z biura po godzinie 20 i nim znalazł się we własnych czterech ścianach, znalazł godzinkę na to, by wychylić kilka drinków w jednym z bardziej lubianych przez siebie barów na terenie osiedla, na którym mieszkał.
Dość wcześnie (jak na siebie), wrócił do domu i tam dokończył jeszcze butelkę whisky, którą zaczął dnia poprzedniego. Standardowo wlał w siebie dość sporo, jednak dzięki swojemu doświadczeniu oraz byciu niemal ciągle pod wpływem, nie czuł zbyt dużej różnicy. Wywołało to natomiast senność, która objawiła się w najmniej oczekiwanym momencie i Letexier po zdjęciu z siebie ciuchów, runął na łóżko, zasypiając niemal od razu.
Wybudził go dopiero dźwięk pukania. Dość głośnego pukania, które niemal od razu postawiło go w stan gotowości, a jednocześnie dość mocno zirytowało. Choć nie zdawał sobie sprawy z dokładnej godziny, czuł, że jest to środek nocy i nikt o tej porze nie powinien nikogo niepokoić. Chcąc jednak odprawić niechcianego wizytatora, wsunął na swoje pośladki domowe dresy, które walały się gdzieś na podłodze i z gołą klatą wyszedł naprzeciw jegomościa.
Zanim dotarł do drzwi, usłyszał znajomy głos. To była Cynthia, która domagała się od niego otwarcia. Gniew i frustracja ustąpiły miejsca zaskoczeniu oraz niepewności, ponieważ od razu pomyślał, że musi to być coś poważnego. Ward nigdy nie zachowywała się w taki sposób, więc jeśli zdecydowała się odwiedzić go w środku nocy, miała ku temu ważny powód.
Przejechał ręką po twarzy, próbując jeszcze bardziej się pobudzić i otworzył drzwi niemal na oścież, nie przejmując się zbytnio tym, że dla postronnych mogło to wyglądać dość dwuznacznie: seksowna brunetka z czteropakiem piwa i winem stojąca przed drzwiami półnagiego, samotnego faceta.
- Spałem - odparł, jednak tylko informacyjnie, by zdawała sobie sprawę, że go obudziła.
Przepuścił ją w drzwiach i obejrzał się za nią, przechylając lekko głowę. Niedługo potem zamknął i schował jedną rękę do kieszeni spodni, spoglądając na Cynthię z niemałym zaskoczeniem, które z pewnością dostrzegła.
Zatkało go po jej kolejnych słowach. Ward nigdy nie dzieliła się aż tak osobistymi odczuciami nawet wtedy, gdy za dużo wypiła, więc sprawa była naprawdę poważna. Scott tylko skinął głową, zgadzając się na jej pozostanie tutaj, wszak czteropak i butelki wina wybitnie sugerowały, iż brunetka ma co do tej nocy konkretne plany.
- Już masz - rzucił krótko, upewniając ją, że dołączy do niej.
Jako, że nie był fanem wina, przechwycił od niej czteropak i zaniósł go do lodówki, by piwo jak najszybciej się schłodziło. Sam wyciągnął szklankę oraz otworzył nową butelkę whisky, którą mimo bycia zimną samą w sobie, została jeszcze wsparta dwoma kostkami lodu. Nalał sobie podwójną porcję i powrócił do niej również z otwieraczem, gdyby potrzebowała tego do odkorkowania wina.
Widząc jej spojrzenie, przechylił lekko głowę i zrobiło mu się jej naprawdę żal. Cynthia była podłamana, a w jej przypadku takie reakcje świadczyły o czymś bardzo poważnym. Nie mógł więc zbyć jej, nawet jeśli chciał, bo w przyjaźni liczyło się trochę więcej niż tylko te przyjemne chwile, jak ta ich ostatnia w barze.
- Nie będziesz siedzieć sama - na potwierdzenie swoich słów usiadł obok niej na kanapie i położył szklankę z whisky na stolik kawowy.
Pozwolił sobie też na to, by objąć ją i przytulić nieco do siebie, chcąc okazać jej kolejny rodzaj wsparcia, który nie był dla nich czymś oczywistym. Mało tego, wplótł chłodną dłoń w jej włosy, które przeczesał i zaczął drapać ją z tyłu głowy. Jego zmarła żona lubiła tą formę pieszczoty, zawsze ją relaksowała. Może z Cynthią będzie podobnie?
Tematu żadnego nie zaczął, bo i po co? Jeśli będzie chciała, sama opowie, dlaczego tutaj jest. On, choć detektywem był świetnym i informacje potrafił wyciągać, wiedział, że tu nie ma co naciskać, bo chodziło o to, by Ward odzyskała równowagę, nie pękła.

Cynthia A. Ward
35 y/o
Mark your calendar for Canada Day
170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresja przy barszczyku
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Scott Letexier

Weszła do jego mieszkania bez słowa, gdy tylko go zobaczyła. Brak koszulki nie zrobił na niej żadnego wrażenia. Za mocno w głowie kotłowały się jej myśli. Miała dosyć każdego, kto spróbowałby się nad nią użalać, a co gorsze współczuć jej. Nienawidziła tego spojrzenia pełnego troski, zbyt miłych słów, które nie miały żadnego znaczenia. Finalnie wszystko rozpierało się oto, w jaki sposób człowiek się czuł. Wzięła głęboki, próbując uporządkować myśli.
Spał. Czy to jej przeszkadzało? Absolutnie nie. Mogli spać razem. On w łóżku, a ona na podłodze. Byle nie została ze swoimi myślami. Po ostatniej nocy z Cassianem miała ochotę skoczyć z wieżowca, byle nie musieć go słuchać. Użalał się nad sobą. Myślał jedynie o czubku własnego nosa. To krótkie pytanie, jak się czujesz, było zaledwie zasłoną dymną, by mogła wpuścić go do swojego domu. Żałowała tego. Jak każdej sekundy, którą później z nim spędziła.
To już nie śpisz — skwitowała obojętnym tonem, kiedy tylko zapadła niezręczna cisza. Szczerze nie obchodziło ją, czy spał, czy nie. Chciała go świadomego, by móc poczuć obecność drugiego człowieka. Rzadko tak bardzo łaknęła czyjegoś ciepła. Dla niej było to coś nadzwyczajnego, wręcz niecodziennego. Zmarszczyła delikatnie swoje brwi, wpatrując się w Letexiera. Widziała jego zaskoczenie. Nigdy nikogo nie nachodziła. Nie prosiła o czas. Teraz jej życie na tyle było wzburzone przez blondyna, który przebił się przez tę chłodną skorupę, że potrzebowała przyjaciela. Jak dotąd zawsze mogli na siebie liczyć, wspólnie pić i zapominać o trudnych chwilach. Jako jeden z niewielu znał całą jej historię. Każdą kwestię związaną z nowotworem, porzuceniem przez narzeczonego przy końcu leczenia.
Dziękuję — powiedziała krótko i delikatnie jej ciało drgnęło. Czuła rozlewające się po jej ciele ciepło. Mimowolnie uniosła kąciki ust delikatnie do góry — tylko ty nie będziesz mnie oceniał — dodała ciszej, gdy zniknął w kuchni. Za to Ward jak prawdziwy zawodowiec otworzyła sobie butelkę prosecco. Po mieszkaniu Letexiera rozniósł się ten delikatny odgłos otwieranego musującego wina, a po chwili wypiła z niego kilka większych łyków. Nie potrzebowała kieliszka. Teraz jedyne co miała z damy, to czarna długa sukienka.
Rozsiadła się na kanapie, pociągając jeszcze kilka większych łyków alkoholu. Wyglądała żałośnie. W tej czarnej sukience, jeszcze niezdjętych szpikach i z tym musującym winem w ręku. Uniosła delikatnie kąciki ust do góry, kiedy przy niej siadał. Jeszcze nigdy nie była tak emocjonalnie rozbita, tak bezbronna. Jedno słowo byłoby w stanie rozbić ją na milion kawałeczków.
Wystarczyło delikatne muśnięcie jej skóry, by przytuliła się do niego mocno. Przymknęła oczy, czując jego czuły gest. To właśnie on spowodował, że spod jej powiek zaczęły wypływać łzy. Jedna za drugą. Oddech stał się mniej regularny, a cała zaczęła drżeć. Miała dosyć, ale to ciepło, którym ją otoczył, spowodowało, że w końcu się uspokoiła. Otworzyła oczy, przecierając je dłonią.
Słyszałeś, co się stało? — zapytała słabym głosem. Kto by nie wiedział? Na komisariacie pewnie rzucali bluzgami przez Lennoxa — jakaś adwokatka mnie przesłuchiwała i... — głos na nowo jej zadrżał. Nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. Kilka głębszych oddechów, by mogła móc powiedzieć coś więcej — znalazła moje powiązania z Cassianem. Morderca wyjdzie na wolność — jebany konflikt interesów. Tylko dalej nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nikt wcześniej o nim nie powiedział? Ona milczała, bo nie chciała być z nim wiązana, a on? Powinien dopełnić formalności. Była rzetelnym lekarzem sądowym, ale przyparta do muru, traciła cały rezon. Mur budowany na chłodzie został zburzony, przez jedną cegłę, która została rzucona w jego stronę — a na mnie wszyscy patrzą, jakbym znowu była chora — biedna Cynthia, taka chłodna, bo narzeczony ją zostawił. Już słyszała do na uczelni, a za każdym razem miała ochotę zwymiotować, gdy tylko to słyszała — zrównała mój spokój, zniszczyła wszystko... — mruknęła, wzdychając ciężko. Jedną ręką chwyciła po butelkę i pociągnęła z nich kilka solidnych łyków. Połowa butelki już za nią. Odłożyła ją ciut mocniej, aż szkło zatrzeszczało.
Pierdolę to, nawet bąbelki nie smakują dobrze — wymruczała, wracając do ramienia Scotta. Nie wiedziała, co powinna mu powiedzieć. Czuła się winna, ale gorszym winowajcą był pierdolony Cassian Lennox, który miał jaja, by pojawić się u niej w mieszkaniu.
42 y/o
For good luck!
185 cm
Zastępca komendanta Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
Hard-boiled detective, cop and policeman
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiKe/bab
typ narracjiTypiczny
czas narracjiKażdy
postać
autor

Widzieć Cynthię w takim stanie nie było wcale łatwo, ponieważ dotąd postrzegał ją jako osobę, którą naprawdę trudno złamać. W życiu spotkało ją wiele przykrości: poważna choroba czy odrzucenie przez ukochanego, a tymczasem Ward potrafiła cały czas przeć do przodu i nie dać się stłamsić. Letexier podziwiał ją za te pokłady siły, które potrafiła w sobie odnaleźć pomimo nie najszczęśliwszego życia. Sądził też, że kobieta zasługiwała na szczęście, dlatego mocno kibicował jej relacji z rezydentem, którą przybliżyła mu jakiś czas temu. Zastanawiało go, dlaczego nie pojechała właśnie do niego?
Skinął głową, zgadzając się z tym, że nie będzie jej za to oceniać. Znali się od lat, ufali sobie i sytuacja niemal od razu została dość dobrze nakreślona. Wystarczyło zobaczyć rozbitą wręcz Cynthię, by wiedzieć, że było to bardzo poważne i teraz trzeba było uważać na każde słowo, byleby tylko nie dowalić jej jeszcze mocniej.
- Nie jestem od tego, Cynthia - potwierdził tylko spokojnym tonem, czekając w ciszy na to, aż brunetka wyjawi mu cel swojej wizyty.
Kiedy ją przytulił, od razu pękła, co wywołało u Scotta sprzeczne emocje. Z jednej strony chciał ją pocieszyć, stąd też gest przytulenia czy pieszczotliwego drapania jej z tyłu głowy. Z drugiej czuł narastający gniew i frustrację - ktoś doprowadził do takiego stanu jego przyjaciółkę, bardzo ważną dla niego osobę.
Gdy zaczęła mu opowiadać o wszystkim dalej trzymał ją blisko siebie i nie przerywał muskania palcami jej skóry. Sprawa była mu znana, bo nie tylko była głośna, ale również dotyczyła bezpośrednio Cynthii, toteż siłą rzeczy Scott był nią bardziej zainteresowany niż jakimikolwiek innymi. Współczuł jej bardzo, ponieważ miał nadzieję, że miała już ten etap za sobą, tymczasem przeszłość wróciła i to w najgorszym możliwym momencie.
Przeczekał w spokoju na to, aż wyrzuci z siebie tą pierwszą warstwę frustracji i zamiast sięgnąć po alkoho, co zrobiłby raczej w większości podobnych sytuacji, zachował się nieco inaczej. Przekręcił się nieznacznie i tym samym objął ją również drugą ręką, dając jej sposobność do jeszcze mocniejszego zbliżenia się. Zdawał sobie sprawę, że ludzie różnie reagowali na takie gesty, ale skoro w pierwszej chwili nie odrzuciła go, postanowił pociągnąć to dalej, chcąc okazać jej swoje bezwarunkowe wsparcie i zrozumienie.
Przytulając ją, wplótł dłoń we włosy brunetki, które zaczął gładzić i mierzwić między palcami. Nie odzywał się przez kolejną chwilę, dając jej czas na to, by wtuliła się w niego bardziej, szlochała głośniej czy po prostu próbowała się uspokoić. Obiecał, że nie będzie jej oceniać, ani też nie będzie się nad nią litować, bo przecież tego nie znosiła jeszcze bardziej.
W końcu odsunął się nieznacznie i spojrzał na twarz Ward. Kciukiem otarł jedną z jej łez i westchnął cicho, przechylając lekko głowę.
- Nie jesteś ze stali - zaczął. - Masz prawo być zła i czuć się słaba, więc się nie hamuj - poprosił tylko, chcąc uzyskać od niej możliwie jak najszczerszą reakcję. Była jego przyjaciółką, więc musiał stanąć na wysokości zadania i pokazać jej swoje wsparcie. A skoro byli u niego w domu, sami, bez wstrętnych gapiów wkoło, Cynthia mogła w końcu opuścić gardę i zrobić co jej się żywnie podobało.
- Chcesz zostać na noc? - spytał otwarcie. Spodziewał się, że taka prośba może nigdy nie paść z jej ust, więc trochę wyprzedził fakty i sam to zaoferował. Jednym powodem była chęć wspierania jej. Drugim zaś coś innego - chciał mieć na nią oko, żeby nie zrobiła jakiejś głupoty jeszcze dzisiaj, gdy już alkohol uderzy jej do głowy.

Cynthia A. Ward
35 y/o
Mark your calendar for Canada Day
170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresja przy barszczyku
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Scott Letexier

Rzadko pozwalała sobie na emocje. Krycie ich głęboko na dnie serca pozwalało jej na funkcjonowanie. Potrafiła je wyłączyć, by przez krótki moment nie zastanawiać się nad tym, co będzie dalej. Wtedy mogła spokojnie wyjść do pracy, obrzucać każdego chłodnym spojrzeniem. W ten sposób funkcjonowała bardzo długo. Nigdy nie narzekała. Nieważne, czy chodziło o jej nowotwór, czy rozstanie z Cassianem. Mimika na jej twarzy praktycznie nie istniała, podobnie jak emocje w jej środku. Tylko jeden mężczyzna postanowił ją złamać, pokazać jej uczucia, a ona już zaczęła szaleć. Potem kolejny nieszczęśliwy bieg wydarzeń, to przesłuchanie w trakcie którego wszystkie jej uczucia zostały na nowo otwarte. Tamten żal, niepewność, a wisienką na torcie okazało się być spotkanie z Cassianem. Przyszedł pijany, żalił się na prawo i lewo, a ona mogła... to tylko spokojnie przyjąć.
Wiele rzeczy kobieta była w stanie przyjąć do siebie, wiele ją frapowało i doskwierało jej sercu. W końcu ten chodzący balonik musiał pęknąć. Po wizycie ex-narzeczonego potrzebowała czyjegoś wsparcia. Z najbliższą osobą nie mogła się skontaktować, a Scott... zawsze był przy niej. Mogli być kumplami od kieliszka, tylko właśnie to powodowało komfort i uczucie bezpieczeństwa, którego w tym momencie tak bardzo potrzebowała. Serce biło jej szybko, a łzy powoli nie dawały się zatrzymać. Cokolwiek by nie powiedziała, była żałosna.
Wystarczył jeden czuły gest, by wtuliła się w jego ramiona jeszcze bardziej, mocniej. Przez długi moment nie była w stanie opanować swoich łez. Spływała jedna, po drugiej, po jej policzkach, rozmazując jej delikatny makijaż. Tworzyły się czarne smugi, których nie dałoby się tak łatwo ukryć. Chociaż z każdą minutą coraz bardziej się uspokajała, to pierwszy raz pękła na milion kawałeczków. Znowu będzie musiała wrócić do terapeuty, by poskładać wszystko w całość. Prosecco już jej nie pomoże, chociaż mogłoby. Bardziej pomocna wydawała się być dla niej obecność Letexiera, jego czuły dotyk oraz wsparcie, które jej ofiarował.

Spojrzała mu głęboko w oczy i już nie chciała się hamować. W jej głowie rodziły się coraz to gorsze pomysły. Mogła wypluć cały jad, wypić całą butelkę, a zamiast tego ukryła twarz w zagłębieniu jego ramiona. Krople z jej oczu cały czas wypływały, ale delikatniej. Dalej próbowała się kontrolować, choć przychodziło jej to coraz trudniej, bo musiała opowiedzieć mu dalszą część historii.
I rozumiesz, że ten idiota... — zaczęła mówić dalej drżącym jeszcze głosem. To nie historia w sądzie ją złamała, a słowa Cassiana — postanowił wejść do mojego domu, tylko po to by opowiadać, jak ta adwokatka zraniła mu serce? — oderwała się na moment, by móc spojrzeć Letexierowi prosto w oczy. Mógł w nich zobaczyć prawdziwy ból. Żadna kobieta nie powinna być potraktowana w ten sposób, nie po takim rozstaniu, po którym leczyła się dobre dziesięć lat. Teraz zamknie się jeszcze bardziej na wszystkich ludzi — nawet nie zastanowił się, jak ja się z tym czułam — zresztą pijany nie byłby w stanie tego zrobić, ale ona... miała mu to wszystko za złe. Ciągnął dalej piekło, które poczuła w trakcie rozprawy sądowej — obrzucił mnie najgorszym gównem, będąc pijanym w trzy dupy — odchyliła się na moment, by móc upić kolejne łyki prosecco. Szybko odstawiła je z powrotem. Nie pomogło, dalej czuła rosnącą frustrację — nawet nie mogłam go wyrzucić... — tylko siedział i wylewał swoje problemy wprost na nią. Ona tego nie potrzebowała, wręcz chciała uniknąć za wszelką cenę. Tylko nie była w stanie tego zrobić. Coraz bardziej każdy kawałek ciała zaczynał ją boleć, gdy tylko o tym sobie przypominała.

Przyznał, że celowo mnie wybierał... — powiedziała w końcu Cynthia z widoczną goryczą — ten koszmar mógł trwać w nieskończoność — każdy kontakt powodował u niej ból, którego nigdy wcześniej nie pokazywała. Nawet nie była w stanie, chciała być ponad to, co się działo w jej życiu. Najchętniej zadrapałaby go paznokciami, by został jej pacjentem w trakcie sekcji. Tylko czy to miałoby jakikolwiek sens? Takie wylewanie żalów na drugiego człowieka? — za każdym razem jak go widziałam, miałam ochotę zwymiotować — przegryzła wewnętrzną część policzka, a choć chciała stać, to dotyk Scotta sprowadzał ją jedynie na ziemię. Nie była w stanie przejść obojętnie obok tego, co działo się w jej głowie, a jednak... pierwszy raz zaczynała czuć swego rodzaju spokój — oby go wypierdolili z pracy — standardowa Cynthia nigdy nie byłaby tak dosadna. Rzadko komukolwiek zwierzała się z tego, co faktycznie miała pod głową. Ze Scottem mogła rozmawiać o denatach, o śledztwach i każdym interesującym aspekcie, ale nigdy, przenigdy o jej życiu. To była strefa, którą wolała oddzielać grubą linią aż do teraz. Kiedy była najbardziej bezbronna.
Na jego kolejne pytanie lekko drgnęła. Ona u niego? Przez moment przestała myśleć o Cassianie. Nie było w tej propozycji nic niemoralnego, a jednak... chęć zbudowania skorupy była dla niej zbyt wielka.
Przecież będę dla Ciebie kłopotem — odparła niemalże od razu słabym głosem, bo choć chciała się zgodzić... nie byłaby go w stanie prosić o takie poświęcenie — lepiej, żebym wróciła taksówką — mruknęła, by finalnie móc schować się w załamku jego ramienia. Jakby cała świadomość ciała na nowo jej wróciła.
42 y/o
For good luck!
185 cm
Zastępca komendanta Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
Hard-boiled detective, cop and policeman
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiKe/bab
typ narracjiTypiczny
czas narracjiKażdy
postać
autor

Każdy z ludzi miał swoje problemy, jednak, jak to często w życiu bywało, zazwyczaj jeden z nich generował kolejne i z czasem człowiek kompletnie się w nich zatracał. Nie bez powodu mówiło się o tym, że biednemu wiatr w oczy wieje. Na nieszczęście Cynthii, ona już raz przeżyła taki kataklizm i zanosiło się na to, że przed nią nastał kolejny. Tym razem związany nie tylko z odejściem i chorobą, ale także z powrotem. Powrotem do życia kogoś, kogo za nic w świecie mieć tam nie chciała. Nie zazdrościł jej.
Mimo wszystko była to jednak dla niego dość dobrze znana sytuacja. Sam co prawda nigdy nie pękł, nigdy nie rozkleił się tak przed nikim, ale też nie każdy był kimś z pogranicza socjopaty jak on. Potrafił w jakiś sposób wczuć się w sytuację przyjaciółki i dlatego też wiedział, że jedyne co może zrobić, to wesprzeć ją w tych trudnych chwilach.
Jej łzy, szloch i roztrzęsienie powodowały, że Letexier mimo całego swojego spokoju, którym niemal zawsze emanował, ledwo utrzymywał nerwy na wodzy. Był raczej z tych ludzi, którzy przyjęliby na siebie wszystko, byleby tylko jego bliscy wyszli z tego bez szwanku. A Cynthia niewątpliwie była dla niego kimś bliskim - znali się od lat, była przy nim, gdy dotknęła go największa tragedia życiowa i teraz przyszedł test na to, by się odwdzięczyć.
Trwali w tej ciszy jeszcze przez dłuższą chwilę, a brunet nie przerywał pieszczot. Tulił ją, głaskał, drapał po głowie i czasem nawet dociskał bardziej do siebie, by jeszcze bardziej okazać swoje wsparcie. Ward potrzebowała bliskości i sam fakt, że przylgnęła tak mocno do niego, świadczył, jak trudna jest to dla niej sytuacja.
Nie przejmował się w ogóle tym, że wycierała rozmazany makijaż o jego nagą skórę, stąd też ani mu się widziało jakkolwiek ją puszczać.
- Wypierdolą - przytaknął tylko, wiedząc, że Ward potrzebuje teraz przede wszystkim jedynie potwierdzenia i wsparcia. Nie zamierzał sugerować żadnych rozwiązań, bo i takich w ogóle nie miał, sytuacja była bowiem beznadziejna i trudno było znaleźć coś od razu. Co nie znaczy, że nie powęszy trochę i nie poszuka czegoś na temat Cassiana.
Letexier uniósł lekko brew, spoglądając na nią w nieco karcący sposób.
- Nie będziesz, Cynthia - choć jego spojrzenie było intensywne, tak głos zdecydowanie był lżejszy. - Lepiej, jak wybijesz sobie z głowy głupie pomysły o taksówce i zostaniesz tutaj - poprawił ją i znów zaczął głaskać ją po włosach, kiedy wtuliła się niemal w to samo miejsce, do którego przylegała jeszcze chwilę temu.
- Nie zostawię cię samej - zapewnił ją i mocniej przytulił do siebie, jakby na potwierdzenie swoich słów. Pozwolił sobie też na specyficzny gest cmoknięcia czubka jej głowy. Nie miało to żadnego podłoża romantycznego, a bardziej na celu podkreślenie jego intencji - chęci zajęcia się nią i ukazania opiekuńczej strony, której dawno już nie musiał używać.
- Weź urlop i zostań kilka dni u mnie - zaproponował. - Łóżko mam wygodne, jedzenia w lodówce nie brakuje. Odpoczniesz trochę i zdystansujesz od tego - dodał, bo to w sumie wszystko, co mógł jej na chwilę obecną zaproponować.
Znów zaczesał kosmyk jej włosów za ucho i westchnął cicho, wznawiając drapanie tyłu głowy brunetki.

Cynthia A. Ward
35 y/o
Mark your calendar for Canada Day
170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresja przy barszczyku
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Scott Letexier

Standardowa Cynthia nazwałaby tę sytuację upokorzeniem. Ona nie płakała, nie lamentowała, a na pewno nie trzęsłaby się z bezsilności w ramionach przyjaciela. Mało kiedy okazywała jakiekolwiek emocje, po tym jak została wręcz z nich wypruta pod każdym względem. Wpierw choroba zniszczyła jej ciało, w tamtym okresie praktycznie nie miała włosów na głowie, chodziła w perukach. Wszystko co zjadała, wychodziło z niej. Ciągłe nudności, zmęczenie i to uczucie przerażenia, że byle wicherek jest w stanie zniszczyć twój organizm przez mrugnięcie okiem. Później zniszczona została dusza. Jakim kutasem trzeba być, by udawać miłość w najgorszym okresie? Kiedy odzyskiwała kontrolę, straciła ją do reszty, a tamte uczucia cały czas w niej kiełkowały. Nie zatrzymały się nawet przez krótki moment, a terapia z lekami była w stanie je zatrzymać.
Teraz zatrzymał ją Scott.
Naprawdę? — spytała z widoczną nadzieją w głosie. Skoro jej świat został zniszczony to, to samo powinno spotkać Cassiana. Nigdy nie ukrywała swoich myśli. Nienawidziła go. Wpuściła go do własnego mieszkania, a zamiast jakiegokolwiek pocieszenia, zwykłej rozmowy, dostała przepiękny bagaż jego wymiotów i kału emocjonalnego.

Patrzyła mu prosto w oczy, dalej lekko pociągając nosem. Nie potrafiła tego zrozumieć. Nie była na tyle pijana, by móc ulec. Spojrzenie, choć karcące, nie miało na nią żadnego, sensownego przyłożenia. Zadarła delikatnie głowę ku górze, zastanawiając się, co tak właściwie mogłaby odpowiedzieć. Chciała, a jednocześnie nie chciała.
Przełożyła swoją głowę na ramię, tak by być w stanie spojrzeć mu prosto w oczy. Jakby coś w nich faktycznie miała do znalezienia.
Nie zrobię Ci tego, Letexier — mruknęła Ward, bo choć chciała, to nie było w jej stylu... Szczytem, który osiągnęła, był płacz, a nawet to trwające właśnie objęcie. To jak mocno się do niego przytulała, jak mocno uspokajał ją zapach jego żelu pod prysznic oraz ciepło ciała. Ten spokój ciągle przez nią reprezentowany, widziała też w mężczyźnie, trzymającym ją w objęciach.

Oczy na nowo jej zabłysnęły od łez. Nikt nigdy nie wypowiedział w jej stronę takich słów. Narzeczony ją zostawił, rezydent też, a Wyatt wyjechał na wakacje życia. Została sama z własnymi problemami. Miała jedną przyjaciółkę, ale bała się ją mieszać we własne sprawy sercowe. Każdego bała się wpuszczać. Letexierowi pozwoliła. Może dlatego ten czuły gest tyle dla niej znaczył? Przełknęła nerwowo ślinę.
Wystarczy, że jesteś teraz — to już było dla niej wystarczające. Chwilę posiedzi, napije się i pojedzie do siebie. Słysząc kolejną propozycję, aż otworzyła szczerzej usta i zaśmiała się. Brzmiało to wręcz kuriozalnie. Na tak zniszczoną wyglądała? Ale faktycznie była.
Wiesz... przy martwych naprawdę jestem zrelaksowana, oni nie mówią — to najbardziej uwielbiała w pracy. Z nikim nie musiała rozmawiać, lepszego odpoczynku nigdzie nie zyska, a przynajmniej będzie w stanie gromić na nowo ludzi wzrokiem — te słowa brzmią prawie jak wakacje — odkąd zmarła jej szwagierka, Ward nie wzięła ani jednego dnia wolnego. Pracowała tyle, ile mogła, by jej mózg nie myślał. Tylko tyle mogła dla siebie zrobić, doceniała propozycję, ale... nigdy by się na to nie zdobyła.

Może dlatego odsunęła się kawałek od niego. Ostatnią osobą, którą wkładał jej kosmyk włosów za ucho był Lawrence. Nogi dalej miała na jego kolanach, ale musiała się opanować. Bardziej nad sobą zapanować. Dotyk nie powinien wzbudzać w niej takich emocji, a jednak... bała się, że nie będzie w stanie zbudować na nowo muru.
Piłeś przed moim przyjście, Scott? — zagadnęła, chwytając za butelkę. Pociągnęła z niej kilka większych łyków. Naprawdę potrzebowała tego do życia w tym momencie — bardzo jestem do tyłu? — dopytała, unosząc jedną ze swoich brwi ku górze i znowu się napiła. Jeszcze trochę i może Cynthii... przyjdzie ochota na taniec? Kiedyś tańczyła, zanim całe życie się jej zawaliło — zmień temat, chcę... — poprosiła go, odkładając butelkę i niemalże od razu wracając w jego objęciu — przestać myśleć o tej sprawie i o nim — najlepiej, jakby dostała świeże zwłoki na stół sekcyjny, ale... rozmowa ze Scottem też się nada.
42 y/o
For good luck!
185 cm
Zastępca komendanta Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
Hard-boiled detective, cop and policeman
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiKe/bab
typ narracjiTypiczny
czas narracjiKażdy
postać
autor

Scott widział już wiele osób, które przeżywały załamania nerwowe, więc był bardzo doświadczony w kwestii obserwacji. Inną sprawą było natomiast pocieszanie kogoś w takim stanie, co nie zdarzało się zbyt często. Letexier odgradzał się od ludzi i choć wiele osób go szanowało, na palcach jednej ręki mógłby zliczyć osoby, które potraktowałby w podobny sposób jak Cynthię. I to też wzmacniało wyjątkowość całego tego zdarzenia, bo tak jak ona zachowała się w sprzeczny sobie sposób, tak i on zachował się nie tak jak zawsze. Wyszło całkiem dobrze.
Przytaknął, byleby tylko potwierdzić jej to, co sam zasugerował. Nie miał pewności co do tego, że Cassiana wypierdolą z pracy i zostanie przykładnie ukarany, jednak chciał w to wierzyć. Tym bardziej, że osobiście zamierzał zająć się tą sprawą, poruszając różnej maści dojścia... niekoniecznie tylko te policyjne. Ale o tym Ward wiedzieć nie musiała, nikt nie musiał.
- To nie jest sugestia - odparł spokojnie. - To jest prośba - dodał i spojrzał na nią, przechylając lekko głowę. - Będę spokojniej spał wiedząc, że nie robisz nic głupiego - przyznał, choć nie do końca planował wyjawiać swoje rzeczywiste intencje, tak wyczuł, iż duma nie pozwoli Cynthii zgodzić się zbyt szybko na zaproponowany przez niego nocleg.
Objął ją mocniej i kontynuował głaskanie, przymykając na moment oczy i wdychając głośno powietrze nosem. Wcześniej tego nie zarejestrował, jednak teraz wyczuł jej delikatne perfumy, które w jakiś sposób działały na niego kojąco i sama Ward także mogła to usłyszeć, ponieważ rytm bicia serca Scotta zwolnił.
Odsunął się po chwili nieznacznie i pokiwał przecząco głową.
- Praca nie ucieknie - odparł.
Urlop tylko w części miał być dla odpoczynku. Drugim, ważniejszym powodem było bezpieczeństwo Cynthii. Cassian wiedział, gdzie ją znaleźć, więc mógł ją nachodzić nawet w miejscu pracy i choć sam Scott wątpił w to, nie mógł tego wykluczyć. Nie był w głowie tego typa i nie wiedział, jakie procesy tam zachodzą. Równie dobrze mógłby uprzykrzyć życie brunetce jeszcze bardziej.
Kiedy Ward się odsunęła od niego, spojrzał na nią zastanawiająco. Następnie przechylił głowę i bardziej skarcił ją wzrokiem za próbę wykorzystania jego własnej broni przeciw niemu - nagłej zmiany tematu.
- Nalegam, żebyś została u mnie - rzucił poważniejszym tonem. - Proszę - dodał łagodniej i położył dłoń na jej wolną rękę, delikatnie ją ściskając.
Puścił ją po chwili i westchnął cicho, zgadzając się z brunetką, że zmiana tematu nie zaszkodzi. I tak nie wymyślą niczego kreatywnego, więc mogą zająć się czymś innym. Zaskoczyło go natomiast to, że pomimo tego odsunięcia się chwilę temu, Cynthia ponownie się w niego wtuliła, co było dość naturalne w geście, a nienaturalne w ich relacji.
Scott spojrzał na jej włosy i uśmiechnął się lekko, obejmując ją oraz wracając do głaskania jej po głowie. Od czasu do czasu wsuwał delikatnie palce pod jej czuprynę, gładząc ją opuszkami palców po skórze głowy oraz w przyjemny sposób drapiąc ją po karku i okolicach.
- Oszukałaś mnie - rzucił i zachichotał cicho. - Mieliśmy się widzieć u ciebie, z jedzeniem z dowozem - zaśmiał się lekko, starając się w jakiś sposób zmienić temat, co średnio mu wychodziło, ale się starał.
Kiedy uniosła delikatnie głowę i spojrzała na niego, Letexier przez moment patrzył jej w oczy, trochę się w nich zatracając. Pozwolił sobie nawet na to, by ponownie zaczesać kosmyk włosów za jej ucho.
- Zostaniesz? - spytał spokojnie, jednak z pewną dozą niepewności. Zupełnie jak nie on.

Cynthia A. Ward
35 y/o
Mark your calendar for Canada Day
170 cm
lekarz medycyny sądowej Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Depresja przy barszczyku
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Scott Letexier

Zamrugała kilka razy oczami. To nie była sugestia? Przechyliła delikatnie swoją głowę, zastanawiając się, co właściwie powinna powiedzieć. Prośba. Patrzyła mu głęboko w oczy. Pierwszy raz tak długo. Niebieskie. Piękne, głębokie, że przez moment się zapomniała. To był jej przyjaciel, a przez chwilę chciała zobaczyć w nich coś więcej. Pokręciła głową i uniosła brodę wyżej, by nadać swoim słowom jakiejś pewności, stabilności. Delikatnie uśmiechnęła, słysząc jego kolejne słowa. Nie jak jakaś psychopatka, a raczej... nie spodziewała się z jego ust takich słów. Przymknęła na moment oczy, zastanawiając się, w jaki dokładnie sposób powinna postąpić. Tyle że nie wiedziała. Samo przyjście do Letexiera wydało się dla niej czymś głupim, wręcz nieoczywistym. Nie odpowiedziała mu. Usta zacisnęła we wąską linię, a sama ponownie położyła głowę na jego torsie, skupiając się na wolnym biciu jego serca.
Zastanawiała się, czy tak właśnie powinno bić. Wyatt, jej brat, na pewno by wiedział. Tylko ona zajmowała się tymi martwymi, nienawidziła tego napięcia, odliczania, by pacjent przeżył. Jednak serce Scotta działało na nią kojąco. W końcu mogła uporządkować własne myśli i wiedziała... że potrzebowała jeszcze więcej alkoholu.
Ucieknie — powiedziała cicho Ward. Znikną jej najciekawsze przypadki, a i tak z pewnością, i ona, zostanie ukarana za konflikt interesów. Mogła przecież wszystko zgłosić, przyznać się do byłej relacji z Lennoxem. Życie wydawałoby się wtedy dużo lepsze, szczęśliwsze. Nawet ona zdawała sobie z tego sprawę, przecież nie była głupia — nikt nie zrobi jej lepiej — dodała, unosząc kącik ust wprost do góry. Była perfekcjonistką, pracoholiczką, która nie wyobrażała sobie dnia bez pracy. Dnia niespędzonego w prosektorium, wdychając do nozdrzy zapach rozkładu martwych ciał.
Wywróciła oczyma, widząc karcące spojrzenie. Znała je. Jego taktyki tak samo. Tylko tej nocy chciała przez jeden moment poczuć się nieodpowiedzialną, a z każdą kolejną jego prośbą jej bariera słabła. W standardowych warunkach nawet by się nie zastanawiała, nie pomyślałaby... a może jednak tak? Teraz wpatrywała się w niego z dużą dozą niezrozumienia. Każdy jego dotyk przekonywał ją jeszcze bardziej do podjęcia takiej decyzjo. Aż pociągnęła kolejne łyki z butelki. Połowe już wypiła, a w cieple rozlewało przyjemne alkoholowe ciepło.
Odchyliła się z tego uścisku, by móc mu spojrzeć w oczy.
Oszukałam? — spytała, unosząc obie brwi do góry w niezrozumieniu. Dopiero po paru sekundach, słysząc jego słowa, zaśmiała się krótko. Wbiła mu palec między żebra, kręcąc przy tym głową — jedzenie możemy zamówić, jakaś paskudna pizzernia na pewno dowozi — a miejsce nie miało znaczenia, skoro byli we dwoje, razem. Znów się oparła na jego ramieniu, a palcem zaczęła robić kółka na jego torsie — następnym razem nic mnie nie złamie, Scott — powiedziała pewniejszym głosem i po chwili była w stanie dodać — wolę być spokojna, wiesz? — przy Scottcie była. Mogła wybrać Marę, swoją najlepszą przyjaciółkę, mogła dobijać się do byłego rezydenta, a wybrała bezpieczne ramiona przyjaciela. Wtedy spojrzał w jej oczy, a ona na nowo zatraciła się w jego błękitnych tęczówkach.
Kolejna prośba.
Dobrze, zostanę — powiedziała finalnie, dalej patrząc mu prosto w oczy — ale... — dodała po sekundzie — dasz mi ręcznik? — bo śmierdziała trupem. Przyszła do niego z pracy, nic dziwnego, że nią pachniała. Miała na sobie czarne spodnie, golf. Ubranie praktycznie zakrywało jej ciało i nie było zbyt wygodne — i coś do przebrania? — spytała jeszcze, czując się bardziej zakłopotana, niż sama sądziła.
42 y/o
For good luck!
185 cm
Zastępca komendanta Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
Hard-boiled detective, cop and policeman
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiKe/bab
typ narracjiTypiczny
czas narracjiKażdy
postać
autor

Scott trochę sam po sobie nie spodziewał się takich słów, ale na pewno ich nie żałował. Cynthia była mu bardzo bliska i świadomość, że ktoś ją skrzywdził, doprowadzała go do szału. Nie byłby więc spokojny, gdyby musiał żyć z myślą, że puścił ją w takim stanie w świat i tym samym nie wie do końca, co teraz się z nią dzieje. Niby mógł ją kontrolować, wypisywać do niej wiadomości, dzwonić, żądać wręcz zapewnień, że wszystko jest ok, ale czy dałoby to satysfakcjonujący efekt? Nie. Co innego pozostanie u niego i pilnowanie Ward.
Uśmiechnął się kącikiem ust, po czym pokiwał głową.
- W to nie wątpię - olał pierwszą część jej odpowiedzi, dalej utrzymując narrację, że praca nie zając. Natomiast nie wątpił w to, że mało kto przyłożyłby się do niej tak skrupulatnie jak Cynthia, która znana była nie tylko ze swojego dystansu, ale też wyspecjalizowania w pracy. Nawet na tle innych lekarzy medycyny sądowej się wyróżniała, co tylko świadczyło o jej wyjątkowości.
Musiał ją jakoś rozluźnić, a że sama również prosiła o zmianę tematu, nie pozostało mu nic innego jak przywołać ich ostatnie spotkanie. Wydawało mu się to być adekwatne oraz przede wszystkim znalazł jakiś sposób, by przedstawić to w zabawnej formie, która jak widać się udała. Świadczył o tym jej śmiech - naturalny i melodyjny.
- Papa Vincenzo na pewno - odparł, bo już nie raz nie dwa zdarzało mu się zamawiać pizzę w podobnych godzinach, głównie przez wzgląd na tryb życia, który prowadził. Miał zatem pewność, że jedna z lokalnych pizzerii jest w stanie dowieźć im placek. - Nawet nie najgorsza - dodał, choć jakimś wielkim koneserem pizzy nie był. Lubił ją jak zapewne każdy, wszak była na tyle uniwersalnym daniem, że można było je dostosować pod siebie.
Kiedy znów się do niego przytuliła, tym razem bardziej opierając się o jego ramię głową, niż faktycznie potrzebując bliskości, Letexier wznowił pieszczotę i dalej ją głaskał. Widział, że powoli przynosiło to efekty i w połączeniu z rozmową o błahostkach oraz kilku dowcipach, atmosfera zelżała. Na tym mu zależało - nie chciał widzieć Cynthii podłamanej.
- Nie wątpię w to - odparł, choć było to w pewnym sensie kłamstwo. Wychodził z założenia, że każdego dało się złamać i to wielokrotnie, więc kwestią czasu będzie, nim Ward przeżyje to ponownie. Miał jednak nadzieję, że to tylko podbuduje ją i pozwoli wyciągnąć lekcje na przyszłość.
- Też wolę, jak więcej żartujesz - uśmiechnął się lekko i odsuwając ją nieznacznie od siebie, spojrzał jej w oczy. Kciukiem przejechał po policzku Ward, ocierając na ten moment ostatnią z jej łez, wymieszaną dodatkowo z tuszem. Na szczęście nie rozprowadził go po jej twarzy, a wytarł ją i choć makijaż dalej miała rozmazany, tak chociaż ta jedna łza została zażegnana w odpowiedni sposób.
Zrobiło mu się cieplej na sercu, gdy w końcu zgodziła się zostać, na co zareagował nie tylko uśmiechem, ale też pogładzeniem jej dłonią po policzku, tym razem wyłącznie dla pieszczoty.
- Coś się znajdzie - odparł krótko w odpowiedzi na obie jej prośby. Mimo tego, że przyszła do niego z pracy, nie czuć było od niej trupem. Może trochę uniewrażliwił się na te zapachy przez swoją przeszłość, wszak zdarzało mu się bywać w prosektorium dość często, a może to wynik jej perfum, które dalej się utrzymywały? Pracując w takim miejscu musiała mieć porządne, by trzymały zapach, a jednocześnie nie wprowadzały dyskomfortu u innych.
Znów zaczesał kosmyk włosów za jej ucho.
- Koszulka wystarczy, czy potrzebujesz jeszcze spodenek? - był od niej większy i znacznie masywniejszy, toteż nie miał wątpliwości, że spora część jego koszulek była wystarczająca, żeby Cynthia mogła zakryć również pośladki. Jeśli jednak była zbyt skrępowana, by paradować przed nim wyłącznie w majtkach na biodrach, dał jej jeszcze możliwość założenia spodenek. Jakieś ciaśniejsze pewnie znajdzie, ewentualnie sama wyreguluje je z pomocą gumki.
On jednak zastanawiał się nad inną kwestią... dlaczego żałował, że zaproponował owe spodenki?

Cynthia A. Ward
ODPOWIEDZ

Wróć do „#15”