30 y/o
For good luck!
162 cm
księgowa, prawnik ds. podatków w Hayward & Co. Legal Advisory
Awatar użytkownika
There is something wrong with me. An emptiness. I'm just... drifting. And I don't have purpose. I thought throwing myself into work was the answer.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracji1os (bio), 3os (reszta)
czas narracjiprzeszły
postać
autor

8.
Kto by pomyślał, że los miał w planach tak obfity we wrażenia dzień. Na dokładkę wciąż daleko było do jego zakończenia i wszystko właściwie mogło się wydarzyć.
Ale, może po kolei. Zaczęło się od niewinnych, zakupowych planów. Nadszedł listopad, czyli miesiąc tych wszystkich śmiesznych promocji i okazji, których nie można było ponoć przegapić. Witryny sklepów krzyczały nie tylko za pomocą szerokiej gamy żarówiastych kolorów, ale również i najróżniejszej maści sloganów. Od tego wszystkiego na raz potrafiły zaboleć oczy. Miało to natomiast nieco lepsze strony i pomogło uporać się Sylvie z dylematem dotyczącym tego, gdzie zabrać Teddy na odstresowanie. Zakupy miały być strzałem w dziesiątkę, ale nie pomyślała o innej, równie ważnej rzeczy. Black Friday zwiastował zazwyczaj jeszcze większy stressing i bitwę o sklepowe skarby, które w dobie wyprzedaży stają się obiektem pożądania nawet pomimo braku zainteresowania klienteli przed wprowadzeniem niższej ceny. Niby mogły liczyć na kupony lub jeszcze większe zniżki w ramach rekompensaty, ale tu nie o to chodziło. Ale po fakcie mówi się trudno, tyle.
Gorzej, bo w drodze do centrum handlowego napotkały kolejną, potencjalnie stresującą przeszkodę – korek. Sylvie słyszała już w porannych wiadomościach o śmiałym łosiu, który zapragnął skorzystać z uroków miejskiego życia, więc teoretycznie mogła się tego spodziewać. Nie sądziła jednak, że sprawdzona przez nią osobiście droga na skróty okaże się równie załadowana po brzegi. Bo, oczywiście, nie śmiała twierdzić że ten korek był efektem łosia we własnej osobie, a spowodowany był przez całe zamieszanie związane z objazdami czy blokadami tras. Mając jednak ograniczony dostęp do informacji na żywo innego wniosku nie miała prawa wymyślić.
Tak czy siak, była sfrustrowana przesuwaniem się do przodu w tempie wolniejszym od żółwiego. Dodatkowo czuła się winna temu, że plany nie układały się jak powinny, a tym samym – Teddy nie mogła się odstresować, bo siedziały w jednym samochodzie i brały udział w tym samym korkowym wydarzeniu. Kolejny ruch o parę centymetrów do przodu sprawił, że Hayward aż prychnęła z rozsierdzenia, włączając samochodowe radio i ustawiając je na miejską stację, by dowiedzieć się, ile to wszystko jeszcze potrwa.
To jakiś cholerny koszmar. — powiedziała na głos, milknąc jednak wraz z momentem, w którym usłyszała głos spikera. Randomowy żart, zupełnie niezwiązany z obecnie panującą na drodze sytuacją sprawił natomiast, że tylko westchnęła i oparła się z rezygnacją o samochodowy fotel. Pewnie i na sensowniejsze newsy sobie poczekają.

teddy darling
Lin (shad0wlin_)
sterowanie moją postacią bez mojej zgody
30 y/o
Mark your calendar for Canada Day
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
easy, tiger, don't you cry
people gonna love you, then thy're gonna leave you
that's just the way of life
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

013.
Od zamachu terrorystycznego w banku minęły dwa tygodnie. Poza drobnym urazem ramienia, które trzeba było zszyć oraz chwilowej utraty słuchu (ten wrócił jeszcze tego samego dnia i choć piski i szumy czasem wracały, lekarze mówili, ze to normalne), fizycznie czuła się całkiem nieźle. Teddy zawsze była w dobrej formie, regularnie ćwiczyła, więc wracała do zdrowia całkiem sprawnie. Psychicznie też nie było tak tragicznie, jakby mogło się wydawać. Stracili jednego z kolegów z jednostki, jednak każdy strażak wiedział, z jakim ryzykiem wiąże się ich zawód. Nie bez powodu Darling podpisała oświadczenie woli o niepodejmowaniu reanimacji, gdyby znalazła się w stanie krytycznym. Wbrew pozorom, to miało dużo sensu — nikt w pełni rozumu nie chciałby skończyć w stanie wegetatywnym.
Razem z Donovanem i Youngiem zostali wysłani na przymusowy urlop, żeby mogli zregenerować siły, ale mimo to Teddy nie zamierzała siedzieć pośród czterech ścian. Kiedy rzucała się w wir zajęć, przestawała myśleć o tym, co się wydarzyło. Dlatego nie oponowała, jak Sylvie postanowiła wyciągnąć ją na zakupy. Wprawdzie nie była jakąś zapaloną wielbicielką podobnych wypadów, ale wyprzedaże przemawiały do niej wyjątkowo skutecznie. Nie planowała zaglądać do sklepów odzieżowych, bo ubrań miała pod dostatkiem i bardziej liczyła na okazje związane z grami na konsolę albo planszówkami. Wierzyła również, że w sklepie muzycznym uda jej się dorwać jakieś skarby. Może winyle, których jeszcze nie miała w swojej kolekcji? Musiała wpierw sprawdzić kupony i upewnić się, czy te łączyły się z i tak obniżonymi już cenami.
Tak, jak Hayward, jej także nie umknęła poranna informacja o tym, że pewien łoś postanowił zgrywać mieszczucha, najwyraźniej znudzony leśnym życiem. Nie przypuszczała jednak, że tak dużo czasu zajmie specjalnym służbom, żeby go schwytać i zagwarantować bezpieczeństwo.
Nawet nie ma jak zawrócić — zauważyła, spoglądając przez ramię. Wiedziała, żeby wybrać się na te zakupy motocyklem, wtedy mogłyby przemknąć między samochodami, ku niezadowolonym minom innych kierowców. — Komuś chyba puszczają hamulce — dodała, wskazując podbródkiem na boczną szybę, za którą mężczyzna w granatowym Fordzie naciskał na klakson jak opętany. — Też powinnaś spróbować — rzuciła Sylvie rozbawione spojrzenie. — Może to jakiś sposób na magiczną teleportację? Coś w rodzaju sieci Fiuu albo Świstoklika? — parsknęła pod nosem, nawiązując do uniwersum Harry'ego Pottera. Bo przecież każdy znał przygody młodego czarodzieja, a jeśli ktoś ich jakimś cudem nie kochał, Teddy absolutnie nie ufała takim ludziom.

Sylvie Hayward
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
30 y/o
For good luck!
162 cm
księgowa, prawnik ds. podatków w Hayward & Co. Legal Advisory
Awatar użytkownika
There is something wrong with me. An emptiness. I'm just... drifting. And I don't have purpose. I thought throwing myself into work was the answer.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracji1os (bio), 3os (reszta)
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie dało się żyć pod kamieniem i unikać informacji o takiej wadze, będąc w skórze Sylvie i żyjąc jej nieco odbiegającym od typowego życiem. Zapewne słyszała coś o zamachu, może od samej Teddy, może z innych źródeł. Nie miała co prawda pojęcia, z czym konkretnie wiąże się życie strażaka poza oklepaną opinią w stylu „to nie zawód dla miękkich osób”. Mogła jedynie przypuszczać, co Darling wyniosła z tej całej akcji i jak trudno było po tym wszystkim wrócić do normalności. Hayward nie była typem przyjaciółki, która naciskała od samego początku i starała się robić wszystko, by wejść komuś na głowę w celu przyśpieszenia całego procesu rekonwalescencji. Nie musiała być terapeutą by wierzyć, że niektórzy czasem potrzebowali przestrzeni. Gdy natomiast pojawiła się okazja na wspólne zakupy, już po pewnym czasie od tego przykrego wydarzenia, postanowiła zaryzykować i trafiła dość dobrze. Prawie, bo sprawa z łosiem wszystko popsuła, ale to już nie z jej winy.
Na same zakupy natomiast nie miała ustalonych planów. Rzadko kiedy decydowała się iść na żywioł, natomiast odwiedziny w centrum handlowym były doskonałą do tego okazją. I tak przypuszczała, że w głównej mierze rozejrzy się za nowymi ozdobami, być może już stricte pod kątem świątecznym. Przydałoby się również odświeżyć nieco kolekcję bombek, a przedświąteczny szał, trwający już chyba od września, był idealną okazją. Przynajmniej teraz, gdy sklepy ścigały się w tym, kto sprzeda najwięcej przecenionych produktów. O ile nie lubiła tej całej gorączki, zmuszającej ludzi do wyłączenia mózgów i myślenia portfelem, tak przy zachowaniu odpowiedniego umiaru można było wykorzystać okazję, jednocześnie znajdując coś przydatnego.
Niestety, te niewielkie plany i tak musiały poczekać na złapanie łosia, który wciąż pozostawał nieuchwytny. Mogła mieć jedynie nadzieję, że wszyscy z zamiarem kupienia tych samych bombek stali dokładnie w tym samym korku, może nawet daleko za nimi. O ile to coś w ogóle zmieniało.
Świetnie. — prychnęła, wzdychając po raz kolejny. Oczywiście, że w głębi ducha wiedziała o tym od samego początku, ale stwierdzenie tego na głos było niemalże niczym strzał z liścia. — Jakoś mnie to nie dziwi. Komuś może się gdzieś śpieszy, a ktoś inny może ma problemy z cierpliwością. — jej dłonie delikatnie zacisnęły się na kierownicy, gdy przelotnie zerknęła w kierunku wskazanym jej przez Teddy, wracając prawie natychmiast wzrokiem do samochodu tuż przed nimi. Jak można było zgadnąć – nie ruszył się nawet o milimetr. Sylvie daleko było do reakcji pana z innego samochodu, ale jeśli to dalej będzie tak wyglądać… Chyba nie ręczyłaby za siebie. — Ta. Szczerze to przydałoby się jakieś magiczne rozwiązanie tego problemu, bo inaczej będziemy tu stać rok. —skwitowała, zaciskając usta i trochę powstrzymując się przed wciśnięciem klaksonu samodzielnie. Ale co to jej da? Co najwyżej wywoła u nich ból głowy, bo raczej wątpliwe, by zmusiło to kogokolwiek do ruszenia naprzód.

teddy darling
Lin (shad0wlin_)
sterowanie moją postacią bez mojej zgody
30 y/o
Mark your calendar for Canada Day
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
easy, tiger, don't you cry
people gonna love you, then thy're gonna leave you
that's just the way of life
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Była dozgonnie wdzięczna, że Sylvie nie próbowała ciągnąć jej za język i pozwalała dochodzić do siebie w swoim czasie, bez nacisków i ponagleń. Dawała jej potrzebą przestrzeń, ale jednocześnie Teddy zawsze mogła do niej zadzwonić, kiedy tego potrzebowała. Taka przyjaciółka to prawdziwy skarb. Pewnie dlatego też Darling zdecydowała się skorzystać z jej propozycji i wybrać się na te wspólne zakupy, chociaż właściwie w ostatnim czasie nie miała w planach podobnych zakupów, które równie dobrze mogłaby zrobić przez internet. Mimo to doszła do wniosku, zresztą całkiem sensownego, że wyjście z domu to dobry pomysł. A na pewno lepszy niż siedzenie w samotności i zadręczanie się myślami typu co by było, gdyby.
O tej porze nie powinno być korków — zauważyła, spoglądając na zegarek na desce rozdzielczej. Dochodziło południe, więc zwykle drogi były wtedy jeszcze przejezdne. Nawet te w centrum miasta. Ludziom aż tak uderzył do głowy zakupowy szał sugerowane przez sklepy promocje? — Chyba że na przodzie był jakiś wypadek — dodała, dostrzegając kątem oka, jak Hayward zaczyna tracić cierpliwość, o czym świadczyło wzdychanie i zaciskanie ust w wąską linię.
Darling położyła jej rękę na ramieniu.
Hej — zaczęła spokojnie, z tym charakterystycznym dla siebie uśmiechem. — Przynajmniej jesteś tutaj z wyśmienitym towarzystwem — rzuciła, wskazując drugą dłonią na swoją skromną osobę. — Pomyśl o tym w ten sposób. To są naprawdę duże plusy. Powiedziałabym nawet, że same plusy — puściła do Sylvie oko i znów wcisnęła się w swój fotel, przyjmując to coraz dziwniejsze pozycje. Nawet odpięła pas, bo po co ograniczać sobie ruchy, jak i tak poruszały się w tempie konduktu pogrzebowego? Lepiej było poczuć się swobodniej.
Niejednokrotnie wraz z ekipą z remizy przejeżdżali tędy wozami strażackimi, co oczywiście szła znacznie sprawniej ze względu na sygnalizacje świetlne i dźwiękowe, ale nawet wtedy trudno było mówić o korkach, kiedy do godzin szczytu było jeszcze daleko. Dlatego dużym prawdopodobieństwo, że w pobliżu coś się wydarzyło. Pewnie jakaś stłuczka albo mały karambol. Teraz wystarczyło nasłuchiwać i wypatrywać, aż zjawią się odpowiednie służby, którym trzeba będzie zrobić miejsce, zjeżdżając na bok.
No dobrze — Teddy poprawiła sobie włosy i przekręciła głowę w kierunku przyjaciółki, przyciskając policzek do oparcia fotela. — Lepiej powiedz mi, co tak właściwie planujesz kupić? Bo skoro już tutaj sterczymy, to musisz jakoś odreagować — oczywiście Darling znała o wiele więcej fajniejszych sposobów na odreagowanie, ale nie będzie składać ich niezainteresowanej Hayward. A przynajmniej niezainteresowanej w ten sposób, który miała na myśli.

Sylvie Hayward
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
30 y/o
For good luck!
162 cm
księgowa, prawnik ds. podatków w Hayward & Co. Legal Advisory
Awatar użytkownika
There is something wrong with me. An emptiness. I'm just... drifting. And I don't have purpose. I thought throwing myself into work was the answer.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracji1os (bio), 3os (reszta)
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Sylvie zawsze kierowała się w życiu zasadą, która głosiła coś w stylu: „nie rób komuś tego, czego sam nie chciałbyś doświadczyć”. Wiadomo, każdy człowiek był inny, ale w jej przypadku sprawdzało się to praktycznie zawsze. Nie wszyscy przepadali za atencją po jakimś trudnym, psychicznie wymagającym wydarzeniu. Sama potrzebowała czasu po śmierci męża. Dodatkowo, znała Teddy na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy się wycofać a kiedy zacząć działać. A zakupy spadły jej niczym z nieba – w idealnym momencie.
Też tak myślałam. Dzisiaj najwidoczniej jest dzień pełen niespodzianek. — choć wzruszyła ramionami, zmarszczka na jej czole wcale nie zniknęła. Skoro znalazła się w korku, a nie wracała tradycyjnie z pracy w trakcie jego trwania, miała nadzieję że w centrum handlowym jakoś sobie to wynagrodzi. O ile w ogóle tam dotrą. — Albo ten łoś coś kombinuje. — stwierdziła lekko gorzkim tonem. Mogła lubić zwierzęta, ale ten łoś był niczym zwiastun pecha na cały dzień. Najpierw objazdy, potem to. Nie zdziwiłaby się, jakby zaraz sobie przeszedł, może jeszcze wskakując na maskę jej samochodu.
Gest przyjaciółki nie uspokoił jej całkowicie, natomiast skutecznie powstrzymał ją od sięgnięcia dłońmi do własnych włosów, by z nerwów zacząć sobie je wyrywać.
To prawda. — parsknęła cicho, ale zdołała uśmiechnąć się pod nosem. — Jeśli chodzi o stricte plusy stania w korku to owszem. Masz absolutną rację. — sama natomiast dzielnie siedziała wyprostowana i w pasach, jakby licząc na nagły zwrot akcji i rozpłynięcie się korka w powietrzu. Naprawdę nie lubiła, jak coś nie szło według jej planów. Niestety jednak niewiele mogła poradzić na los, który lubił czasami rzucić wypadkiem na autostradzie w najmniej oczekiwanym momencie.
Albo łosiem w centrum miasta.
O, rozmowa. Dobrze, czas nam zleci. — pokiwała głową z aprobatą, odwracając twarz w stronę Teddy tak, by jednocześnie mieć pogląd na jakikolwiek ruch na pasie przed nią. — Myślałam o lekkiej zmianie wnętrza, więc nastawiłam się na dekoracje. No i bombki. Choinka też potrzebuje odświeżenia, a teraz jest idealna pora na takie zakupy. — i tak długo wytrzymała, skoro dopiero w listopadzie myślała o świętach. — A ty? Masz jakieś większe plany czy pójdziesz na żywioł? — nawet nie kryła nutki ciekawości we własnym głosie.

teddy darling
Lin (shad0wlin_)
sterowanie moją postacią bez mojej zgody
30 y/o
Mark your calendar for Canada Day
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
easy, tiger, don't you cry
people gonna love you, then thy're gonna leave you
that's just the way of life
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Obracała się wśród ludzi, którzy tak jak ona, cenili sobie własną przestrzeń. I chociaż Teddy była ekstrawertyczką z krwi i kości, to nawet ona czasami potrzebowała chwili do siebie. Zwłaszcza w podobnych sytuacjach. Zwykle sama po jakimś czasie odzywała się z informacją, że było już lepiej i że nie chce dalej spędzać czasu pośród czterech ścian. Kiedy inni odsuwali się na bok, tylko sporadycznie upewniała się, czy aby na pewno nie są jeszcze gotowi na rozmowę albo towarzystwo, ale bez zbędnego nacisku. Wynikało to po prostu ze zwykłej, szczerej troski.
Łoś-kombinator? Ok, jestem skłonna w to uwierzyć — parsknęła pod nosem, bo zwierzę nie zachowywało się tak, jakby wyszło z lasu i przypadkowo zabłądziło w mieście. Na pewno miał ku temu swoje powody. Trudno stwierdzić jakie, ale żaden ostrożny zwierzak nie zapuszczałby się w głośnym, ruchliwym centrum Toronto.
Darling miała świadomość, że los bywał przewrotny i że na niektóre rzeczy nie miało się wpływu. Na przykład na uciążliwe korki, których nijak nie dawało się obejść. Ale nawet w takich momentach starała się dostrzegać jakieś pozytywy. W końcu i tak nigdzie im się nie spieszyło, a godzina była na tyle wczesna, że zdążą zrobić zakupy, nawet jeśli będą stać tutaj dłużej, niż przewidywały.
Jednak dopiero kolejne słowa Sylvie uświadomiły jej, że święta były już za pasem. Choler, kiedy ten rok tak zleciał? Przecież dopiero co witała z chłopakami z remizy nowy rok.
Zmiana wnętrza w zimowym klimacie czy jeszcze coś innego? Bo jak potrzebujesz przemalować ściany albo zrobić przemeblowanie, to wiesz, że ja zawsze chętnie — przypomniała, gdyby coś podobnego przyszło Hayward do głowy. Nie bez powodu Teddy znana była wśród znajomych jako złota rączka. Uwielbiała nie tylko naprawiać rzeczy, ale również pomagać w fizycznych pracach domowych, jak skręcanie mebli czy podłączanie elektryk. — Chcę się rozejrzeć za grami na konsolę i za winylami, którymi powiększę moją kolekcję gramofonową. Ale wcale nie jest powiedziane, że jeżeli zobaczę coś, coś, co szczególnie wpadnie mi w oko, to tego nie kupię — zastrzegła, bo i tak jechała na te zakupy bez większego planu. Ale kto wie, może dorwie jakieś fajne, podwieszane lampki, bo chociaż święta i tak spędzała u rodziców i zwykle nie dekorowała swojego loftu w tym klimacie, to kolorowych światełek nigdy za wiele. — Czekaj, co tam się dzieje? — zapytała, bo nagle kierowcy z samochodów przed nimi zaczęli wysiadać ze swoich pojazdów, więc Darling również automatycznie nacisnęła na klamkę.

Sylvie Hayward
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
30 y/o
For good luck!
162 cm
księgowa, prawnik ds. podatków w Hayward & Co. Legal Advisory
Awatar użytkownika
There is something wrong with me. An emptiness. I'm just... drifting. And I don't have purpose. I thought throwing myself into work was the answer.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracji1os (bio), 3os (reszta)
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Dopóki ktoś pamiętał, by samodzielnie dać znać o lepszym samopoczuciu to nic nie stało na przeszkodzie z tym, by pozwolić mu odsapnąć. Sylvie, nawet wymagając nieco dłuższej przerwy po śmierci męża, ostatecznie też zaczęła się powoli odzywać do znajomych w momencie, gdy uznała to za słuszne. Najlepiej samemu dojść do takiego wniosku niż pozwolić na naciski innych, bo przecież nie można się cały czas smucić czy dołować. Owszem, można, ale trzeba pamiętać, by w odpowiednim momencie wrócić do normalności. Powoli, stopniowo.
Komentarz Teddy skwitowała rozbawioną, ale krótką salwą śmiechu. Łoś to łoś, ale nawet jemu nie wybaczyłaby, gdyby to on odpowiadał za ten korek tutaj. Przez niego wykupią jej najlepsze bombki i co wtedy?
Pozytywy istniały, to fakt, ale każda minuta spędzona w aucie, które poruszało się wolniej niż żółw przez stagnację w ruchu nie napawało jej lepszym nastrojem. Rozmowa z przyjaciółką na szczęście zdawała egzamin na tyle, by nie walić czołem o kierownicę za każdym razem, gdy znowu stawała w miejscu po przesunięciu się o ledwie milimetr.
W zimowo-świątecznym klimacie, ale tak. — pokiwała głową, decydując się na krótką pauzę, którą przeznaczyła na niedługie przemyślenia. — Szczerze to myślałam o remoncie, ale chyba bliżej wiosny jeśli już. Jak coś to dam ci znać. — przekazała jej tę obietnicę wraz z uśmiechem, który można było uznać za odznakę wdzięczności. Doceniała taką znajomość, a także chęć do pomocy, o którą jeszcze nie miała okazję poprosić. Co prawda stać ją było na fachowca i tak czy siak nie musiałaby się tym martwić, ale przyjemniej było robić remont z osobą znaną i zaufaną, z którą podczas całej procedury można było usiąść i pogadać na błahe tematy. — Ooo, ciekawie to brzmi. Może się uda dorwać jakąś perełkę. — odpowiedziała, śmiejąc się cicho przy ostatnich słowach koleżanki. Dość szybko jednak jej ekspresja przeszła płynnie z rozbawionej w skonsternowaną, zauważając to, jak z aut tuż przed nimi ludzie zaczynają wychodzić na ulice. — Nie mam zielonego pojęcia... — sama nie kwapiła się za bardzo do wyjścia, chcąc raczej wydostać się z tego skupiska za pomocą trasy, nie własnych nóg, ale po kilkunastu sekundach zadumy zgasiła silnik i wychyliła się z auta. Sznur samochodowy i tak przestał się właściwie poruszać, może właśnie przez to nagłe wysiadanie.
Widzisz coś? — krzyknęła do Teddy, samej mając problem z zauważeniem czegokolwiek na przedzie. Może faktycznie miał miejsce jakiś wypadek tuż przed nimi? A może komuś puściły nerwy i teraz bił się z inną osobą na autostradzie? I jedno, i drugie mogło wyjaśnić, dlaczego każdy widoczny dla Hayward człowiek zaczął wyciągać telefon, najwidoczniej chcąc coś uwiecznić.

teddy darling
Lin (shad0wlin_)
sterowanie moją postacią bez mojej zgody
30 y/o
Mark your calendar for Canada Day
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
easy, tiger, don't you cry
people gonna love you, then thy're gonna leave you
that's just the way of life
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie chciała się narzucać, ale wolała uświadomić Hayward, że gdyby ta potrzebowała pomocy, to chętnie odmalowałaby ściany w jej domu. Albo mogłaby nawet jakąś wyburzyć, gdyby zapragnęła mieć więcej przestrzeni. Kto wie, może na wiosnę Sylvie obudzi się z całkiem nowymi pomysłami i wizjami na zagospodarowanie swojej rezydencji? Teddy poddawała swój loft renowacji średnio dwa razy w roku i jeśli kogokolwiek obchodziło, jak spędzała urlopy, to właśnie tak.
Teraz jednak miały inną zagwozdkę dotyczącą sytuacji na drodze. Na drodze, gdzie wszystkie samochody jak jeden mąż sterczały w korku na dwa kilometry.
Oszaleję zaraz — mruknęła, jeszcze zanim wysiadła z samochodu. Tylko z tej odległości nie dało się niczego dostrzec. Za to dźwięki klaksonów autentycznie doprowadzały ją do spazmów, bo słuch Darling jeszcze w pełni nie wrócił do formy i teraz była wyczulona na wysokie tony bardziej, niż zwykle. — Nic nie widzę! — zwróciła się do Sylvie, próbując przekrzyczeć trąbiących kierowców. — Poczekaj, muszę... — urwała, robiąc coś, co z pewnością niespecjalnie spodobało się przyjaciółce. A mianowicie zaczęła włazić na dach jej auta. No i wlazła, a i tak musiała wspiąć się na palcach, żeby zobaczyć, o co cały ten szum. — To łoś! — krzyknęła, bo na początku nie zakodowała, że Hayward również wyszła na ulicę. Wyciągnęła telefon z kieszeni kurtki i przybliżyła obraz w aparacie najbardziej, jak było to możliwe. — No łoś — potwierdziła i przykucnęła na dachu, aby pokazać jej fotografie. — Autentyczny łoś. To wiele wyjaśnia, dlaczego tu sterczymy. W sumie to wyjaśnia wszystko — westchnęła ciężko. Ale co właściwie miały teraz zrobić? Nie dało się ruszyć do przodu, ani cofnąć. Utknęły na amen.
Teddy sunęła się z pojazdu i stanęła obok Sylvie, krzyżując ramiona. Zaplanowały dzień zakupów, a były w kropce. Chyba nie pozostawało nic innego, jak poczekać aż odpowiednie służby okiełznają zwierzę. I rozgonią towarzystwo.
Chciałam zapytać, czy masz jakiś sensowny pomysł, ale chyba wiem, co powiesz — posłała przyjaciółce pokrzepiający uśmiech. — Tylko się nie piekl, ok? To nic takiego — rzuciła swobodnie, chociaż podskórnie czuła, że Hayward trudno było zachować, mimo że sytuacja wcale nie była zależna od niej.

Sylvie Hayward
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
30 y/o
For good luck!
162 cm
księgowa, prawnik ds. podatków w Hayward & Co. Legal Advisory
Awatar użytkownika
There is something wrong with me. An emptiness. I'm just... drifting. And I don't have purpose. I thought throwing myself into work was the answer.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracji1os (bio), 3os (reszta)
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Kobieta zmienną jest, więc całkiem prawdopodobne, że Sylvie zmieni jeszcze swoje plany odnośnie renowacji domu. Miała natomiast jedną zagwozdkę, którą będzie musiała rozwiązać. Dom należał w przeszłości do jej zmarłego męża, a zatem był powiązany w pewnym stopniu z jego rodziną. Niby w spadku przypadł jej, a pozostałe osoby nie miały nic przeciwko temu, natomiast ona sama cały czas żyła w tym dziwnym przeświadczeniu, że powinna takie rzeczy konsultować z nimi. Trochę tak, jakby jej mąż dalej był częścią jej życia, a jego rodzina w tym wypadku również. W rzeczywistości byli to natomiast obcy ludzie, którzy oddalali się od niej z miesiąca na miesiąc. Ona też nie kwapiła się, by poza obowiązkami odpowiednio o to zadbać. Tym samym tworzyła się sprzeczność, ale teraz nie była pora, by należycie ją rozstrzygnąć. Prędzej czy później nadejdzie czas, w którym będzie musiała się z tym zmierzyć.
Absolutnie nie dziwiła się swojej przyjaciółce, bo sama była blisko tej cienkiej granicy, za którą już traciła panowanie nad swoim typowym, spokojnym zachowaniem. I tak nie była już w stanie ukryć własnej irytacji zaistniałym korkiem, który przedstawiał się doskonale za pomocą ściągniętych brwi i nietęgiej miny.
Co ty... — choć też starała się przekrzyczeć całą kakofonię składającą się z odgłosów klaksonów, wolno poruszających się samochodów i innych nałożonych na to wszystko dźwięków, tak urwanie w połowie zdania pewnie zadecydowało o tym, iż była zupełnie niesłyszalna. Nie przejęła się tym jednak absolutnie, zamiast tego koncentrując całą swoją uwagę na Teddy wdrapującą się na jej samochód. — Co? — była w szoku przez sam tego odważnego czynu w wykonaniu Darling że nie od razu dotarło do niej, co ta do niej powiedziała. Dopiero zdjęcia uświadomiły ją, że przyczyną tego całego zamieszania był właśnie łoś. I choć podejrzewała, że to może być przyczyna, nie spodziewała się że będzie to pierwszorzędny powód, dla którego utknęły w pokaźnym korku. Sądziła, że było to raczej następstwo czegoś, co łoś mógł zrobić w nieco innym kawałku miasta. A tu proszę. Aż pokręciła głową, gapiąc się na zdjęcie z lekko rozdziawionymi ustami. — Kto by pomyślał... — mruknęła z niedowierzaniem dalej kryjącym się w jej głosie. Nie była nawet pewna, jak się z tym czuć.
Nie wiem czy istnieje jakiś inny sensowny pomysł niż powrót do samochodu, tak szczerze mówiąc. — odpowiedziała, wzdychając ciężko. Mogło ją to denerwować, nawet cholernie bardzo, ale niewiele mogła zdziałać z łosiem. Zaraz jednak przewróciła oczyma, wlepiając oczy w przyjaciółkę. — Dlaczego miałabym się pieklić? Nawet dobrze, jeśli jestem czasami przewidywalna. — mimo to na sam koniec wzruszyła ramionami, jakby nie była do końca pewna swojego zdania.

teddy darling
Lin (shad0wlin_)
sterowanie moją postacią bez mojej zgody
30 y/o
Mark your calendar for Canada Day
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
easy, tiger, don't you cry
people gonna love you, then thy're gonna leave you
that's just the way of life
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Podekscytowanie z Teddy mieszało się z niepokojem. Ekscytacja brała się z odkrycia, co dokładnie było przyczyną korków, a z kolei niepokój wiązał się z obawą o zwierzę. Łoś na pewno musiał być przerażony gwarem i gapiami, mimo że nie dawał niczego po sobie poznać. Na zdjęciach wyglądał na całkiem niewzruszonego, ale Darling nie miała pojęcia, jak miałby zachowywać się, gdyby był poruszony. Staranowałby samochody i kierowców, którzy cykali mu fotki? Uciekł w miasto, bo w pobliżu nie znajdował się żaden las? Swoją drogą dalej nie mogła uwierzyć, jakim cudem zwierzę znalazło się w centrum Toronto i dlaczego wciąż nikt nie interweniował. Gdzie byli ci wszyscy obrońcy zwierząt, a przede wszystkim, gdzie podziewały się służby? Może powinna przedzwonić do chłopaków z remizy, żeby chociaż po części opanowali sytuację?
Kto by pomyślał — powtórzyła po Sylvie i pokręciła głową. Chyba łoś nie mógł wybrać sobie lepszego momentu na przechadzkę środkiem ulicy. I to akurat wtedy, gdy one wypuściły się w miasto na zaplanowane zakupy.
Powrót do samochodu był jedynym słusznym pomysłem. Niewiele mogły zaradzić na zaistniałą sytuację. Wszystko wskazywało na to, że utknęły tu na dobre, a przynajmniej do momentu, aż droga się nie stanie się luźniejsza, aby ruszyć dalej. Dlatego Darling wcisnęła telefon do kieszeni i spojrzała pobłażliwie na przyjaciółkę.
Przewidywalna? — uniosła z uśmiechem brwi. — I to jeszcze jak! Jakbyś była facetem, to drgałaby ci grdyka na samą myśl, że spędzimy tu jeszcze dobrą godzinę — puściła do niej oko, obeszła samochód i władowała się z powrotem do środka w oczekiwaniu, aż Hayward zrobi to samo. A gdy ta do niej dołączyła, Teddy westchnęła teatralnie. — Wyciągnęłaś mnie z domu, to teraz musisz mnie zabawić — stwierdziła bez namysłu. — No co? Zafunduj mi jakąś rozrywkę. Nie wiem, samochodowe karaoke albo jakąś grę? Nudzę się, Hayward — westchnęła ciężko, przywierając plecami do oparcia fotela. — Nawet nie lecisz na laski, wtedy przynajmniej wymyśliłabym nam jakieś ciekawe zajęcie — poruszyła znacząco brwiami, chociaż Sylvie musiała wiedzieć, że żartowała. W pobliżu było zbyt wiele ludzi, żeby pozwolić sobie na jakieś macanki. Teddy nie była aż taka. Potrafiła zachować jakieś resztki przyzwoitości i trzymać ręce przy sobie. A portki na tyłku.
Automatycznie sięgnęła do przycisków w radio, żeby znaleźć całodobową stację informacyjną 680 News. Może przynajmniej stamtąd dowiedzą się czegoś sensownego, bo mimo że były na miejscu zdarzenia, to i tak niczego to nie zmieniało. Miały pewność, że przyczyną korków był łoś, ale nic poza tym.


Sylvie Hayward
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
ODPOWIEDZ

Wróć do „Yorkdale Shopping Centre”