-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Harry oraz Sally, dwa kundelki już w lecimy wieku drzemały sobie na kanapie przykryte kocem w szkocką kratę. Martie, kocurek po przejściach przygarnięty z tymczasowego domu, wylegiwał się na fotelu z pyszczkiem opartym o podłokietnik. Więc wszyscy byli w komplecie, cała mała wataha.
Skończywszy mieszać w kubku, wrzuciła do niego dwa plasterki pomarańczy, dwa kawałki jabłka, kawałek cynamonu i goździki. Na sam koniec dolała trochę soku z czarnego bzu i zimowa herbatka gotowa.
Bardzo ostrożne stawiając kroki w kapciach w Minionki, żeby nie wylać całej tej mieszaniny podeszła do kanapy, a w zasadzie jej lewej strony, ponieważ prawą zajmowały pieski. Postawiła powoli kubek na stoliku, zrobiła to bardzo powoli, by ostatecznie kubek spoczął na podstawce. Dumna z siebie przy końcówce „Summer jem” Underdog Project usadowiła się na kanapie, wcześniej wzięła odłożoną tam, na czas robienia herbaty, książę, a dokładniej drugim tom Harry”ego Pottera. Wstyd się może było przyznać, że znała jedynie filmy, a jakoś nie miała kiedy zabrać się za książki. Tak z czystej ciekawości jak bardzo adaptacja odbierała od oryginału.
Alvaro Salvatierra
-
I wrapped it up and sent it,
With a note saying "I love you" - I meant it.
Now I know, what a fool I've been,
But if you kissed me now I know you'd fool me again.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimieszanetyp narracji3 osobaczas narracjiPrzeszłypostaćautor
Nie był już w stanie wrócić do pracy, powiedział więc przełożonemu, że dzisiaj odbierze sobie kilka tych godzin z miliona nadgodzin, które zdążył już uzbierać i wrócił do domu. Wracał samochodem, co może nie było dobrym pomysłem, bo był nieskupiony na drodze, myślami totalnie gdzie indziej i łatwo mógł spowodować jakiś wypadek, ale i tym razem najwyraźniej los nad nim czuwał, bo do domu dotarł w jednym kawałku.
Wszedł do środka, starając się zachowywać możliwie jak najciszej, bo spodziewał się, że Tiago o tej porze albo śpi, albo ma drzemkę (ostatecznie była jego pora spanka), odwiesił brązową skórzaną kurtkę na wieszak, zdjął buty i skarpetki (uwielbiał chodzić boso) i ruszył do salonu, gdzie z kolei spodziewał się zastać Sandy. Przeczucie go nie myliło, bo kobieta siedziała na kanapie popijając herbatę i czytając książkę.
— Hola, mi bella - rzucił na powitanie, siląc się na lekki uśmiech i usiadł ciężko obok niej, pochylając się, żeby pocałować ją czule w policzek. Widać było po nim, że coś się stało, a kto jak kto, ale Sandy raczej doskonale rozpoznawała jego różne nastroje, ostatecznie znali się już trochę i chyba całkiem dobrze. - Jak sobie dzisiaj radziliście? Mocno dawał do wiwatu? - wysilił się na lekki uśmiech, obejmując ją ramieniem i opierając podbródek o głowę Sandy, zanurzając przy okazji los w jej lokach, co przynajmniej minimalnie poprawiło jego samopoczucie.
Sandy Clark
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
- Witaj przystojniaku - przywitała się ściszonym głosem. Pomiędzy strony włożyła zakładkę, owszem z motywem Minionków, po czym zamknęła książkę. - Wszyscy grzeczni, co do jednego - zapewniła.
Nasłuchała się od koleżanek, że wraz z pojawieniem się w domu dziecka błogie chwile przemijają. Jak na razie, na szczęście, tego nie doświadczyła, co nie oznaczało, że to się jeszcze nie wydarzy.
- Tak się zasiedziałam, że nie podgrzałam obiadu - zauważyła, ale gdy spojrzała na tarczę smartwatcha coś jej się nie zgadzało.
Było za wcześnie, ponieważ ustawiła sobie budzik na trzydzieści minut przed powrotem Alvaro do domu. A skoro ten nie zadzwonił, to coś musiało być nie tak. Do tego wyczuła, że coś jest na rzeczy. Za dużo rzeczy na zbieg okoliczności się jej zdaniem nagromadziło, w za którymi czasie.
Zatrzymała lecący utwór Heatha Huntera „Revoluton in Paradise” na smartwatchu, wyciągnęła słuchawkę z ucha. Położyła ją na Kamieniu Filozoficznym.
- To, co tam się wydarzyło? - Zapytała. Rozmowa nie zawsze potrafiła pomóc, ale zdecydowanie lżej było na duszy, gdy się wyrzuciło to z siebie. Zawsze można było wówczas spojrzeć na sprawę z innej perspektywy, świeższym okiem. - Mamy jeszcze chwilę nim się cała wataha obudzi.
Alvaro Salvatierra
-
I wrapped it up and sent it,
With a note saying "I love you" - I meant it.
Now I know, what a fool I've been,
But if you kissed me now I know you'd fool me again.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimieszanetyp narracji3 osobaczas narracjiPrzeszłypostaćautor
Tak, Salva również słyszał od kolegów z pracy, że gdy pojawi się dziecko, to zaczną się bezsenne noce, że będzie się wiecznie kłócił ze swoją przyjaciółką (którą oni uparcie nazywali jego przyszłą żoną, zupełnie jakby trudno było zrozumieć, że są po prostu przyjaciółmi), że przestaną się dogadywać, a w końcu zaczną sobie skakać do oczu i rzucać w siebie talerzami. Nic takiego jednak się nie działo, mimo że spędzali ze sobą sporo czasu - bo tak naprawdę Alvaro każdą chwilę, którą był poza pracą, spędzał w domu Sandy, do którego zresztą jakiś czas temu się przeprowadził; wtedy jeszcze była pod koniec ciąży, ale on uparł się, że przyda jej się pomoc, że nie wiadomo kiedy urodzi, a poza tym reklamował się tym, że ma sprawne dłonie, którymi chętnie umyje jej plecki. Jakimś więc cudem od mieszkali ze sobą już chwilę i jeszcze nic takiego się nie zadziało - żadnych wielkich awantur, żadnych latających talerzy, żadnych kłótni o źle wstawione do lodówki mleko albo nie wrzucone prosto do pralki bokserki. Póki co było wręcz idealnie.
- Mówiłem już, że nie musisz mi zawsze odgrzewać obiadu, gdy wracam z pracy - przewrócił oczami, ale z ciepłym uśmiechem na ustach, przytulając ją do siebie. - I to nie ty się zasiedziałaś, tylko ja urwałem się wcześniej.
Nie widział powodu, żeby ukrywać przed nią rozmowę z pielęgniarką, w końcu planował wyjechać przynajmniej na kilka dni (musiał go zobaczyć, po prostu musiał) i nie było sensu, żeby wyszukiwał na siłę jakichś głupich kłamstw. Zresztą, Sandy wiedziała o Santiago, o jego jedynej miłości, która "umarła" półtorej roku temu, wiedziała też że wcześniej przygarnął Alvaro, gdy ten żył właściwie na ulicy, wiedziała, że zajmował się nim, właściwie go wychował, że dał mu dach nad głową i zapewnił edukację. Nigdy tego przed nią nie ukrywał, więc i teraz nie zamierzał zaczynać.
-Dzwoniła do mnie... cóż, kobieta, która przedstawiła się jako pielęgniarka... Santiago. Tego Santiago - spojrzał na nią znacząco, wzdychając cicho. - Powiedziała, że wcale nie umarł półtorej roku temu, że nie... że nie zginął w tym wypadku, że po prostu jest nieuleczalnie chory, a teraz odmawia leczenia, brania jakichkolwiek leków i zastrzyków. I że mówi właściwie tylko o mnie. I że nie chce beze mnie żyć. - te dwa ostatnie zdania dodał ciszej, jakby samemu nie do końca w nie wierząc.
Sandy Clark
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Już nawet nie starała się tego wszystkiego tłumaczyć, ponieważ szkoda było czasu. Ludzie i tak widzieli to, co chcieli. Więc szkoda było czasu na strzępienie sobie języka.
-Na kimś muszę potrenować swoje zdolność kulinarne - zapewniła żartem. - Korzystaj póki jeszcze mam czas, siły i chęci na takie rzeczy. Jak młody zacznie ząbkować, to może być ciężko, a jak zacznie chodzić, to już strach się bać.
Obije znali się prawie jak łyse konie, więc historia z Santiago była jej znana. Chociaż osobiście nigdy go nie poznała, bo jak skoro umarł w praktyce. Niemniej jednak była to ostatnia rzecz jakiej się spodziewała usłyszeć. Pamiętała jak rozbity i załamany był jej przyjaciel. A teraz niby powinna się cieszyć, że jednak Santiago żyje, ale jakoś nie bardzo potrafiła.
- To dość nieoczekiwana wiadomość - zaczęła powoli. Słowa raczej trzeba było dobrać ostrożne, starannie. - Nie wydaje ci się to nieco dziwne? Nawet jeśli jest nieuleczalne chory, to nie tłumaczy w żaden sposób powodu, dla którego zninął z twojego życia. Przeżyłeś już żałobę po nim, a teraz inni oczekują, że rzucisz wszystko i się nim zajmiesz, bo on tak chce, a inni sobie z nim nie radzą?
Może i trochę ją poniosło, ale to ona w przeciwieństwie do innych była przy Alvarze, gdy świat mu się zawalił. Dwoiła się i troiła, żeby jakoś go podnieść na duchu. A teraz ot tak burzą ten cieżko zbudowany ich spokojny świat, bo taki mają kaprys.
Alvaro Salvatierra
-
I wrapped it up and sent it,
With a note saying "I love you" - I meant it.
Now I know, what a fool I've been,
But if you kissed me now I know you'd fool me again.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimieszanetyp narracji3 osobaczas narracjiPrzeszłypostaćautor
- Och, a więc będę testerem twoich umiejętności? - parsknął śmiechem. - Cudownie, cudownie... czyli jeśli przygotujesz coś, po czym się pochoruję, to znaczy, że po prostu nie wyszło czy że chciałaś mnie otruć? - popatrzył na nią z uniesionym ku górze kącikiem ust, ewidentnie żartując. Tak naprawdę bardzo lubił jej kuchnię i wiele razy zresztą jej powtarzał, że gotuje przepysznie. A czasem, cóż... po prostu lubił się z nią drażnić.
Potem rzecz jasna spoważniał, bo zaczęli rozmawiać o Santiago. Dla niego nie był to łatwy temat, bo to, że było to "niespodziewane", to i tak spore niedopowiedzenie. Nie wiedział co ma zrobić w takiej sytuacji, czuł się zagubiony i jednocześnie chciał tam pojechać po to, żeby go zabić i przytulić - nie wiedział co kusiło bardziej. Podniósł się z kanapy i westchnął zniecierpliwiony, słysząc słowa Sandy; nie był na nią zły, ale zawsze miał problem z tym, gdy ktoś źle mówił o Santiago. Ewidentnie był przeczulony na jego punkcie i wiedział o tym, ale z drugiej strony nie mógł na to nic poradzić. Nie umiał się z niego wyleczyć, a naprawdę próbował to zrobić od wielu lat.
- Owszem, wydaje mi się to dziwne. - odezwał się po chwili, może zbyt szybko, może zbyt głośno, zbyt ostro, ale zaraz skarcił się za to i wykrzywił lekko, zerkając w kierunku drzwi do sypialni młodego. Nie chciał go obudzić, serio i szybko zrobiło mu się głupio, że podniósł głos, bo na Sandy też nie chciał krzyczeć. - Przepraszam - popatrzył na nią żałośnie i westchnął ciężko, po czym zdjął marynarkę, podwinął rękawy koszuli i zaczął przechadzać się w tę i z powrotem, wciąż w pobliżu kanapy, żeby swobodnie rozmawiać z dziewczyną przyciszonym głosem, bez konieczności podnoszenia go. I tak miał wyrzuty sumienia, że przez chwilę się zapomniał.
- Wiem, że to niczego nie tłumaczy - ani tego, że mnie zostawił, ani tym bardziej tego, że pozwolił mi myśleć, że nie żyje. - potarł nos wierzchem dłoni. - Problem w tym, że on nigdy nie był... łatwym człowiekiem. - westchnął, zatrzymując się i znów oparł dłonie na biodrach, stojąc teraz naprzeciwko Sandy i patrząc wprost na nią. - Ale to chyba nie tak, że on chce, żebym się nim zajął. Z tego co mi powiedziała ta pielęgniarka, to było raczej odwrotnie: on nie chciał mieć ze mną kontaktu, nie chciał żeby próbowała mnie szukać, ale to ona uznała, że być może jestem w stanie skłonić go, żeby znowu brał leki. - przygryzł dolną wargę. - Uważasz, że powinienem to olać...? Wiesz przecież ile dla mnie zrobił... bez niego nie miałbym nic. - czuł się teraz bezradnie, niczym dziecko we mgle.
Sandy Clark
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Oczywiście nie obrażała się za tego typu żarty. Lubiła gotować, a miło było móc gotować dla kogoś jeszcze. Będąc na macierzyńskim miała bardzo dużo czas na gotowanko i nawet może jeszcze weźmie się za pieczenie? Pomysłów miała całkiem spoko, ale też nie wszystkie dało się zrealizować.
- Wierze, bo sama go nie znam. Nawet jeśli tyle mu zawdzięczasz, to nie masz obowiązku całego życia mu za to dziękować. I może wypadało uszanować jego decyzję, skoro zdecydował się na zniknięcie z twojego życia - popatrzyła na krążącego w kółko Alvara. - Zrobisz oczywiście jak uważasz, ja tylko mogę wyrazić swoje zdanie.
Nie potrafiła za bardzo patrzeć jak miota się sam ze sobą, ale też prawdę powiedziawszy nie widziała jak ma mu pomóc. Były takie sytuacje, momenty, gdy nie ważnie jak bardzo chciało się pomóc, nie dało się. Bolało ją to bardzo, ale automatycznie nie wiedziała, co jeszcze może dla niego zrobić.
- Ja po prostu nie chcę, żebyś znów przechodził przez to samo - podniosła się z kanapy, Harry i Sally unieśli na chwilę łebki patrząc dokąd pańcia się wybiera. Widząc, że jeszcze michy nie będzie postanowiły nie wychodzić spod kocyka. Podeszła do Alvara i położyła mu dłonie na ramionach.- Może Santiago cię potrzebuje, ale my też, więc pamiętaj też o tym.
Jakby musiała, pewne poradziłaby sobie sama. Niemniej jednak młody miał i potrzebował obojga rodziców i nie raczej to on powinen być priorytetem. Ale to było tylko jej zdanie.
Alvaro Salvatierra
-
I wrapped it up and sent it,
With a note saying "I love you" - I meant it.
Now I know, what a fool I've been,
But if you kissed me now I know you'd fool me again.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimieszanetyp narracji3 osobaczas narracjiPrzeszłypostaćautor
- Wiem, że nie mam obowiązku mu dziękować przez całe życie, to nie o to chodzi. - położył dłoń na swoim karku, jakby sam siebie próbował tym gestem uspokoić. - Ciężko mi też tak po prostu zaakceptować "jego decyzję" - zrobił w powietrzu cudzysłów palcami. - bo... no, cholera, nie spodziewałem się po nim czegoś takiego. Jasne, zawsze lubił dramatyzm, zawsze miałem wrażenie, że powinien występować na deskach teatru i że sam uważał, że jego życie w ogóle jest teatrem albo filmem, w którym on gra główną rolę, ale nigdy nie był wobec mnie okrutny. A czym jest udawanie własnej śmierci przed kimś, kogo zna się ćwierć wieku? Przed kimś, kogo wcześniej się pocałowało?
Zamknął oczy na chwilę, milknąc, bo zauważył, że głos mu znów zaczął drżeć, a nie chciał się rozklejać. Sandy widziała go w naprawdę różnych sytuacjach, załamanego i zapłakanego również, ale nie chciał pozwolić na to, żeby znów musiała go takim oglądać.
Pociągnął nosem i wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić i jednocześnie obserwując jak kobieta podnosi się z kanapy i podchodzi do niego. Uniósł nieco podbródek, jakby próbując pokazać, że jest dzielny i nic mu nie jest, ale gdy położyła mu dłonie na ramionach na pewno poczuła, że lekko drżały.
- Wiem, bella - skinął głową i wydął lekko usta, wzruszony tymi słowami; jakoś trafiły go wyjątkowo mocno w czułe miejsce w klatce piersiowej i było to widać po lekko iskrzących się oczach Argentyńczyka. - Ja też was potrzebuję, mam nadzieję, że o tym wiesz. - objął Sandy w pasie i oparł głowę o jej ramię, przytulając ją. - I nie zamierzam was zaniedbywać na rzecz mojej niespełnionej miłości, słowo. A jeśli zacznę to robić, to masz moje pozwolenie na to, żeby dać mi solidny opierdol.
Sandy Clark
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
- Nie mam najmniejszego pojęcia co mu się działo w głowie. Możemy jedynie zgadywać a i tak nie mamy stuprocentowej pewności, że trafimy. Może po prostu będąc chorym, nie chciał żebyś wiedział bo w takim zdanie? Zwłaszcza, że widziałaś go w lepszej formie i kondycji - jedynie zgadywała. Nie była wróżką, żeby z fusów wywróżyć mu, co siedziało w głowie Santiago. - W tej konkretnej sytuacji, nie jestem w stanie ci czegoś sensownego doradzić.
Zdawała sobie sprawę, że raczej nie tego od niej oczekiwał. Ale też nie chciała udawać mądrzejszy niż było. Nawet jeżeli postawiłaby się w jego sytuacji, i określiła jakby się zachowała, toteż nie wiedziała czy w rzeczywistości faktycznie by tak postąpiła.
- Będę o tym pamiętać, i w razie czego naprawdę nie omieszkam prowadzić tego w życie - Zapewniła jak najbardziej poważnie i szczerze mając w tej kwestii pozwolenie od samego zainteresowanego. - Ostatecznej decyzja i tak należy do ciebie
Prawdę powiedziawszy, byłoby jej zdaniem zdecydowanie lepiej, gdyby Santiago faktycznie nie żył. Nie życzyłam nikomu śmierci, ale dobrze jej było bez tej wiedzy. Zwłaszcza pod kątem tego, jak Alvaro ciężko przeżywał tą informację. Diego był śmiertelnie chory to prędzej czy później i tak umrze i będzie miała powtórkę z rozrywki.
Alvaro Salvatierra
-
I wrapped it up and sent it,
With a note saying "I love you" - I meant it.
Now I know, what a fool I've been,
But if you kissed me now I know you'd fool me again.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimieszanetyp narracji3 osobaczas narracjiPrzeszłypostaćautor
Przygryzł dolną wargę, słuchając Sandy, z dłońmi na jej plecach, przesuwającymi się powoli i łagodnie, właściwie czule. Czasem traktował ją tak, jakby faktycznie byli razem, ale nie widział w tym nic złego, w końcu mieli razem dziecko i w jakimś sensie się kochali, nawet jeśli nie była to miłość klasyczna.
- Tak, pewnie masz rację, że nie chciał, żebym widział go chorego. On zawsze był... dobry w udawaniu, że wszystko jest w porządku i w maskowaniu swoich słabości tak, żeby nikt ich nie dostrzegł. - westchnął ciężko, patrząc na Sandy i przesuwając spojrzeniem po jej twarzy. Czasem kojarzyła mu się z aniołem, bo nie dość, że wyglądała tak słodko i pięknie, to jeszcze w dodatku dosłownie ocaliła go przed samozagładą. - Zupełnie jakbym nie mógł zakochać się w kimś normalnym, do cholery - parsknął śmiechem, a w jego oczach pojawiły się pierwsze tego dnia iskierki czegoś ciepłego.
- Wprowadź to w życie, gdy zacznę popadać w obsesję - uśmiechnął się do niej i cmoknął ją w czoło. - Kocham cię, wiesz? Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.
Sandy Clark