ODPOWIEDZ
26 y/o
For good luck!
171 cm
wyrabia i sprzedaje świeczki w crea's candlewick
Awatar użytkownika
skazana na życiowe niepowodzenia producentka sojowych świeczek i innych pięknie pachnących cudów
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Northex Industries nie miało być czymś na stałe. Miało stanowić wyłącznie przystanek w drodze do czegoś na poważnie. Czegoś, czego Cresseida jeszcze nie znała, więc kiedy poprzedni szef zaoferował, żeby spróbowała swoich sił już nie tylko jako naczelna obsługująca ekspres do kawy, bez większego zastanowienia się zgodziła.
I nic nie wskazywało na to, że popełniła błąd, ponieważ prędko okazało się, że na nowym stanowisku radziła sobie d o b r z e. Niektórych rzeczy nadal się uczyła, ale miała wokół siebie osoby, które nie czekały wyłącznie na jej potknięcie. Trafiła do ekipy, która starała się jak najbardziej jej pomóc, dzięki czemu po dobrych dwóch miesiącach na nowym stanowisku rzadko kiedy zdarzały się sytuacje, którym udawało się ją zaskoczyć.
Innymi słowy miała wszystko pod kontrolą.
A przynajmniej tak czuła się do chwili, w której nastąpiły nowe rządy.
Nie do końca wiedziała, czego powinna spodziewać się po Galenie. Był niewiele starszy od niej, ambitny, a momentami sprawiał wrażenie tak zadufanego w sobie, iż Crea szczerze obawiała się, czy uda im się ze sobą dogadać. Nawet jeżeli łączyły ich wyłącznie relacje zawodowe, było to niemniej ważne.
Wydawać by się zatem mogło, że w ciągu minionych kilkunastu dni Albright naprawdę dawała z siebie w s z y s t k o. Wystrzegała się wszelkich potknięć, jednak nie po to, by mu się nie narazić, a raczej dlatego, że chciała zrobić jak najlepsze wrażenie.
Dziwnie jednak czuła się z faktem, że musiała dwoić się i troić, aby zaimponować osobie, która miała więcej od niej, choć wcale nie dotarła tam sama. Galen znajdował się na swoim miejscu tylko dlatego, że poszczęściło mu się w kwestii rodziny. Posiadał spore zabezpieczenie i przywileje, których jej brakowało.
Sama więc musiała odnaleźć swoją drogę na szczyt.
Wróciwszy z przerwy na lunch usłyszała, że w biurze zapanował spory zamęt, ponieważ b r a k o w a ł o jakichś dokumentów. Wysłuchała relacji jednej z koleżanek, przekonana o tym, iż doskonale wiedziała, gdzie się one znajdowały. I nie pomyliła się. Były właśnie w tamtym miejscu, dlatego dźwignęła z szafki spory segregator i razem z nim pomaszerowała prosto do paszczy lwa gabinetu Galena.
Zastukała lekko w drzwi i przekroczyła próg pomieszczenia dopiero po tym, jak usłyszała sygnał, że jej na to pozwolił. — Podobno tego szukałeś — odezwała się, po czym podeszła w stronę biurka, na którym pozostawiła dokumentację.
Nie widziała powodów, dla których miałaby mu być potrzebna, ale nauczyła się już, że takie rzeczy zwyczajnie nie były jej sprawą.

Galen L. Wyatt
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

- 50 -


Kiedyś było jakoś fajniej...
Galen siedział za swoim biurkiem, ale wcale nie musiał się przejmować tym, że inwestorzy chcą zakończyć z nim współprace ze względu na jakieś zwłoki w kontenerach Northexu. Chociaż trzeba wspomnieć, że już wtedy skandal gonił skandal, ale to były drobnostki, pijane modelki wysypujące się z jego nowiutkiego Porsche, albo kokaina... którą później sprostowali i dali jej miano serwetki. Nic takiego, nic co sprawiłoby, że tracił kontrakty. A nawet była w jego inwestorach jakaś dzika ciekawość, jak on to robi, że ma tak dobre wyniki, a jednocześnie jego dział PR to chyba najlepiej opłacana sekcja w tej firmie.
Galen wiedział komu dać butelkę świetnej whisky, z kim zapalić kubańskie cygaro, a z kim wyjść do najlepszego klubu w mieście. Wiedział jak rozmawiać z inwestorami, a przy tym miał trochę więcej tej energii, jakiegoś świeżego powiewu, otwartej głowy, więcej niż jego ojciec.
Chociaż prawda jest taka, że gdyby stary Wyatt nie stwierdził, że odchodzi na emeryturę, to Galen by tutaj wcale nie siedział, w tym oszklonym gabinecie z tabliczką CEO, za dębowym, ciężkim biurkiem, na fotelu z włoskiej skóry licowej.
Już wczoraj poprosił sekretarkę, żeby przygotowała mu papiery na jutrzejsze spotkanie, a dzisiaj kiedy wszedł do gabinetu ich wciąż tutaj nie było. Czy on naprawdę nigdy nie będzie miał dobrej sekretarki? Czy to takie trudne? A może on wyraża się jakoś niewyraźnie, albo to te jego niebieskie oczy sprawiają, że ciężko jest wyciągnąć sens tych słów, które opuszczają jego usta?
W związku z tymi brakami pogonił już kilka osób i w momencie, w którym ktoś, a Galen jeszcze nie wiedział kto, zapukał do jego biura, to on wertował jakieś papiery odwrócony plecami do drzwi.
- Proszę - rzucił tylko, ale nawet się nie odwrócił, bo w głowie miał właśnie te ciągi cyferek, te wykresy, które dzisiaj miał wyrecytować z pamięci na spotkaniu. Dopiero kiedy padło to podobno tego szukałeś, to odwrócił się w swoim prezesowskim fotelu i wbił niebieskie tęczówki w dziewczynę, która stała przed nim. Prześlizgnął spojrzeniem po jej długich nogach, które w tej krótkiej kreacji wydawały się sięgać nieba. Czy on w ogóle pozwalał zakładać takie krótkie spódniczki? Chwała mu za to!
- Miały być na moim biurku rano - rzucił i złapał za te papiery, żeby przebiec po nich wzrokiem, przesunąć palcem po jakimś wykresie - tak, jak przypuszczałem... - rzucił pod nosem. I blondynka mogła skorzystać z okazji, żeby zniknąć mu z pola widzenia, a jednak Galen był szybszy.
- Stop - rzucił, kiedy ona zaczęła się wycofywać, a jego niebieskie oczy podniosły się znad papierów i spoczęły na jej twarzy - kawa, tutaj... - powiedział i postukał palcem w biurko - w ładnej filiżance - dodał, bo jednak Galen Wyatt miał słabość do rzeczy pięknych, do piękna ogólnie. Poderwał nadgarstek, żeby zerknąć na swój bajecznie drogi zegarek.
- Mam piętnaście minut do spotkania i potrzebuje kompetentnej osoby, która będzie mi towarzyszyć - i chyba to właśnie miała być ona... Może trzeba było się nie wychylać? Ale teraz już chyba nie miała wyjścia. Tylko Galen nie mógł sobie przypomnieć jej imienia, może dlatego te jego niebieskie tęczówki wpatrywały się w nią tak intensywnie?

Crea Albright
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
26 y/o
For good luck!
171 cm
wyrabia i sprzedaje świeczki w crea's candlewick
Awatar użytkownika
skazana na życiowe niepowodzenia producentka sojowych świeczek i innych pięknie pachnących cudów
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie była kluczowym trybikiem napędzającym maszynę tej firmy, względem czego nigdy nie mogłaby się łudzić. Ze stanowiska o niezbyt dumnej nazwie s t a ż y s t a, na którym rzeczywiście trudniła się głównie parzeniem kawy i dostarczaniem do biura szefa wszystkiego, co niezbędne, awansowała na poważniejsze, ale nadal nie aż tak bardzo istotne, by móc uznać, że bez niej przedsiębiorstwo się rozpadnie.
Nie była osobą nie do zastąpienia, a jednak z pewnymi problemami radziła sobie lepiej od innych, co udowodniła w chwili, w której jako jedyna podołała zadaniu, jakim było dostarczenie Galenowi na czas dokumentów, których najwyraźniej potrzebował. I które powinna była dostarczyć mu jego sekretarka, którą nie była ona.
Z tego musiał zdawać sobie sprawę.
Właśnie dlatego jedna z jej brwi powędrowała ku górze, kiedy usłyszała jego uwagę. Prawdopodobnie powinna była puścić ją mimo uszu, tym bardziej iż nie miała pojęcia, czy nie był jedną z tych osób, które nie znosiły, kiedy ktoś inny im się stawiał. Prawdę powiedziawszy właśnie na takiego w y g l ą d a ł, jednak Cresseida starała się nie oceniać książek po okładce. — To nie moje zadanie, a jednak gdyby nie ja, prawdopodobnie w ogóle byś tego nie dostał — przypomniała.
Posłała mu przy tym dość wymowne spojrzenie, ale mimo to uśmiechnęła się łagodnie, chcąc nadać swojej wypowiedzi nieco lżejszego tonu. To przecież nie tak, że usilnie chciała mu podpaść, choć nie była w stanie pozbyć się wrażenia, że nie do końca był świadomy tego, jaką rolę teraz pełniła. O tym przekonała się, gdy usłyszała o kawie. Obejrzała się wówczas przez ramię, zatrzymując się z dłonią na drzwiach prowadzących do wyjścia z jego gabinetu.
Nim cokolwiek powiedziała, koniuszkiem języka zwilżyła usta, w myślach po raz ostatni kalkulując, czy aby na pewno było warto. — Przekażę twojej sekretarce — skwitowała. Sama nie zamierzała tracić na to czasu. Nie była tu bowiem po to, żeby mu usługiwać, kiedy czekały na nią inne, o wiele istotniejsze zadania. Być może nie tak naglące, ale odkąd zyskała realną szansę, by udowodnić, że stać ją na więcej, obiecała sobie, że już nigdy nie wróci do parzenia kawy.
I zamierzała tej obietnicy dotrzymać.
Tylko dlaczego, u diabła, oczekując od niej kawy, nagle proponował jej, aby dotrzymała mu towarzystwa podczas b i z n e s o w e g o spotkania? To wywołało w niej jeszcze większe zaskoczenie.
Ściągnęła dłoń z klamki i ponownie obróciła się w jego stronę, dłońmi rozprostowując materiał własnej sukienki, choć on wcale tego nie potrzebował. — Co powinnam wiedzieć? — prosto do sedna. Nie zamierzała pokazywać mu, że było to dla niej pewnego rodzaju w y r ó ż n i e n i e m. Nie zamierzała okazywać radości, ani, co gorsza, wdzięczności. Planowała natomiast stanąć na wysokości zadania, a to oznaczało, że powinna chyba choć trochę się przygotować.
Nawet jeżeli na to zadanie miała zaledwie piętnaście minut.

Galen L. Wyatt
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Prawda jest taka, że Galen może nawet sobie nie zdawał sprawy z tego, kto teraz tak naprawdę był jego sekretarką...
Miał taki dziwny nawyk, że kto by tutaj nie wszedł, to musiał mu tę kawę zaparzyć, zrobić, to co on chciał, no bo przecież... On był tutaj prezesem, czyli był nad wszystkimi, mógł wymagać wszystko, od wszystkich, a przynajmniej on z takiego założenia wychodził. Nawet jakby wszedł tutaj właśnie Arthur z zarządu, to kazałby mu zrobić sobie kawę. Bo przecież Arthur też był gdzieś pod nim, chociaż ostatnio postawił na swoim małym biureczku tabliczkę z napisem dyrektor.
Galena to nie obchodziło i to, że blondynka awansowała z jakieś parzycielki kawy, na podawaczkę papierów też go nie interesowało. Chociaż, kiedy tak się odezwała, kiedy mu odpyskowała, bo mimo jej łagodnego uśmiechu, to wyczuł ten ton, uniósł na nią wzrok.
- No tak... Gdyby nie Ty, to zawaliłbym to dzisiejsze spotkanie i musiał zamknąć firmę... Mam Ci w ramach podziękowania wydrukować dyplom? - wywrócił oczami, bo trochę go to bawiło, to całe gdyby nie ja, jakby była niewiadomo kim. Chociaż Galen nie wiedział, wciąż nie wpadło mu do głowy jej imię, ani nawet nazwisko.
A może powinien je zapamiętać?
Nie każdy miałby odwagę się tak przy nim odezwać. Więc w jego oczach zyskała jakiś tam maleńki plusik.
Który jednak szybko się ulotnił, kiedy powiedziała to o tej sekretarce. Syknął zniesmaczony, bo tak się nie mówi do prezesa. Może powinien zrobić jakieś wewnętrzne szkolenie, na którym wałkowali by do bólu, że kiedy Galen Wyatt prosi o kawę, to rzuca się wszystko i ją parzy.
- Przerasta Cię obsługa ekspresu? - rzucił przechylając na bok głowę, z tymi błękitnymi tęczówkami utkwionymi w jej sylwetce.
Może ta kawa to był test, którym on sprawdzał czy ona się rzeczywiście nadaje, żeby iść z nim na to spotkanie? A to spotkanie to szansa, bo ona wtedy się mogła pokazać nie tylko przed nim, a przed ważnymi kontrahentami. W pewnym sensie wyróżnienie.
Westchnął ciężko i wstał, poprawił marynarkę, która tego wymagała, zapiął guzik, zanim przeszedł przez gabinet.
- Przede wszystkim to... że jak ktoś na spotkaniu prosi o kawę, to ją robisz - rzucił i stanął przed swoim drogim ekspresem, żeby postawić na kratce ładną, ozdobna filiżankę - czarna, albo espresso? Nie mam tu mleka - zapytał i oparł się o zdobioną komodę, żeby odwrócić się w jej kierunku - przypomnij mi swoje nazwisko - rzucił w końcu beznamiętnie, no nie jest możliwe, żeby on pamiętał wszystkich swoich pracowników. Dobrze, że tych z zarządu pamiętał... Zazwyczaj.
Skrzyżował ręce na piersi i zerknął w kierunku biurka.
- Trzeba uporządkować tamte dokumenty i w odpowiednim momencie, kiedy będę o tym mówił, podsuwać konkretne, to Cię nie przerośnie? - jego sekretarkę czasem przerastało, a przecież tak namiętnie wbijała spojrzenie w jego usta, kiedy to wszystko przekazywał inwestorom, że Galen był pewny, że dociera do niej każde słowo. A tu niespodzianka.
Mógł sobie pogadać.
Czasami miał wrażenie, że nikt go tutaj nie słucha, a potem jest płacz, że on w ogóle ośmielił się na coś zwrócić uwagę. Ale przecież od tego tutaj był, od tego napędzania trybików budujących tę firmę.

Crea Albright
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
26 y/o
For good luck!
171 cm
wyrabia i sprzedaje świeczki w crea's candlewick
Awatar użytkownika
skazana na życiowe niepowodzenia producentka sojowych świeczek i innych pięknie pachnących cudów
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Zwykle wiedziała, kiedy ugryźć się w język. Nie popełniała tak głupich błędów, jak kłótnia o wszystko, byle tylko postawić na swoim. Było to szczególnie nierozsądne, kiedy chodziło o przełożonego w pracy, w dodatku takiego, który był tu poniekąd n o w y i dopiero zaczął wprowadzać własne zasady.
Innymi słowy, miał idealną okazję ku temu, aby znaleźć sobie pretekst, by się jej stąd pozbyć.
Nie była jednak też jedną z tych osób, które bezwarunkowo pozwalały wejść sobie na głowę. Wiedziała przecież, w jakim celu się tu znalazła. Wiedziała, że jej zadaniem nie było już serwowanie mu kawy i dbanie o takie rzeczy jak to, aby niezbędne dokumenty trafiły na jego biurko. A jednak zrobiła to, chociaż nie musiała. Być może uchroniła go przed zacięciem się w momencie, w którym któryś z inwestorów zapytałby o dane znajdujące się w tym raporcie, co u świeżej krwi wypadłoby dość niefortunnie. Nie musiał jej więc dziękować, ale minimum wdzięczności na pewno by mu nie zaszkodziło.
Wykrzywiła usta w łagodnym uśmiechu, wbrew pozorom nie zrażając się jego uwagą. — Żebym mogła powiesić je na ścianie? To nie do końca mój styl — stwierdziła, a kącik jej ust uniósł się jeszcze wyżej, kiedy wymownie zerknęła na jedną z tutejszych ścian, na której znajdowały się wszelkiej maści dyplomy uzyskane przez jego ojca.
Pewnym zaskoczeniem było dla niej to, że Galen jeszcze się ich nie pozbył. Nie wywrócił tego miejsca do góry nogami, czego Cresseida spodziewała się po nim. Może jednak oceniła go w sposób niewłaściwy, choć kiedy tak zaczął upierać się przy tej kawie… Może wcale się nie pomyliła?
Wyglądało na to, że był po prostu rozpieszczony.
Zacisnęła usta w wąską linię i nieznacznie pokręciła głową. — Nie, nieszczególnie. To chyba przychodzi dopiero z funkcją, a ja… — wzruszyła lekko ramionami. Nie, nie była nikim szczególnie istotnym, ale miała na swoich barkach zajęcia o wiele istotniejsze, niż gnanie do jego biura tylko po to, aby wcisnąć odpowiedni guzik na ekspresie.
Bo tak, skoro znajdował się w tym pomieszczeniu, była przekonana o tym, że był w stanie zająć się tym samodzielnie. Zaprzęganie do tego kogoś innego było wyłącznie bezsensownym marnotrawstwem czasu i próbą pokazania przewagi, którą wyraźniej mógł okazać na inne sposoby. Wydawało jej się, że był dostatecznie inteligentny, aby o tym wiedzieć.
Albrigt, Cresseida, ale Crea też będzie w porządku — odparła, wbijając spojrzenie w tę szaleńczo ozdobną filiżankę. Sama miała wrażenie, że prędzej przerzuciłaby się na cukierki z kofeiną, niż napiłaby się z czegoś takiego. — I piłam już kawę — dodała, nie zamierzając korzystać z jego oferty, jeśli tym właśnie była.
Prędko zresztą okazało się, że stało przed nią istotniejsze zadanie. Bez słowa ruszyła się z miejsca i zatrzymała się dopiero przy jego biurku. — Wprowadziłeś jakieś zmiany w prezentacji? — zapytała, potrzebując punktu odniesienia, względem którego miała to wszystko uporządkować. — Nie mamy wiele czasu, ale Cindy powinna zdążyć wykonać kserokopie i zaznaczyć najważniejsze elementy — zasugerowała, kiedy chwilę później uciekła spojrzeniem do zegarka.
Tylko na chwilę, moment po tym przenosząc spojrzenie na Galena. Koniec końców to on był tutaj decyzyjny. A kiedy klamka zapadła, Crea również powędrowała w stronę ekspresu do kawy. — Musisz po prostu nacisnąć tutaj — odezwała się, wciskając odpowiedni guzik, podczas gdy grymas na jej twarzy przybrał nieco bardziej zaczepnego wydźwięku.
Gdyby miał ją przez to zwolnić, zrobiłby to już w momencie, w którym wspomniała o sekretarce, prawda?

Galen L. Wyatt
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

- Możesz też go sobie poskładać i nosić w portfelu, albo kłaść na nim filiżankę z kawą - wzruszył ramionami, jakoś nieszczególnie go obchodziło, co ona by sobie z tym dyplomem zrobiła. Galen też nie wieszał swoich na ścianie, a te jego ojca... Jeszcze ich nie zdjął, jeszcze w ogóle nie wszystko było tutaj tak pod niego, chociaż ten bajeczny ekspres już był jego i fotel, robiony na specjalne zamówienie. Do tych dyplomów na ścianie miał jakiś dziwny sentyment, bo pamiętał je jeszcze z czasów, kiedy był dzieciakiem, przychodził tutaj i ojciec sadzał go na tym biurku, a ona wtedy podziwiał te metalowe pręty nad sufitem, mocne, stalowe konstrukcje. Podziwiał te dyplomy w złoconych ramach i mówił - kiedyś będę taki, jak ty tato.
Ale był zupełnie inny.
- A ja? - pociągnął ją za język, chociaż tego się spodziewał, jakiejś odpowiedzi pokroju, mam ważniejsze rzeczy do roboty. Jakby widział to w jej błękitnych oczach, że ona sobie wyobrażała, że jest tutaj niezastąpiona, a prawda jest taka, że niezastąpiony był Wyatt. Bo bez niego żadne spotkanie by się nie odbyło, a gdyby się nie odbyło, to te wszystkie stalowe konstrukcje leżały by sobie w dokach, w magazynach i nikt by ich nie stawiał. I ta cała machina by się nie kręciła, nie produkowała pieniążków. To on tutaj miał ważne rzeczy do roboty. A zamiast tego stał przy ekspresie chcąc jej zaparzyć kawę. Prezes Wyatt.
- Cresseida - powtórzył po niej, przymknął na moment oczy - czyli złota z Ciebie dziewczyna? - bo Galen to miał jakiegoś hopla na punkcie znaczenia imion, przywiązywał do tego ogromna wagę, chociaż to jego oznaczało - cichy. A Wyatt taki nie był wcale, to już bardziej do niego pasowało ten odważny Leopold, ale może jednak dobrze, że rodzice nie dali mu na pierwsze imię Leopold.
Kiedy powiedziała, że piła już kawę, to tylko wzruszył ramionami. Chociaż na język cisnęło mu się, że kiedy ktoś wyżej postawiony proponuje kawę, to z grzeczności jej się nie odmawia. Galen nie odmawiał, kawy, szklaneczki whisky, czy ciastka, które na pewno smakowało wybornie jak tektura, ale zrobiła je małżonka jego kontrahenta.
Już podniósł palec, żeby nacisnąć przycisk i zrobić sobie kawę, ale wtedy Albright zapytała o tę prezentację i Galen się zawiesił, znowu odwracając w jej kierunku.
- Tak. Dwie, uwzględniając te raporty, które przyniosłaś, tylko nie byłem ich pewny, ale w zasadzie to dobrze strzeliłem - stwierdził, a przy okazji przyznał się, że strzelał, a nie wiedział, ale może dziewczyna nie zwróci na to uwagi?
Galen nie dał nic po sobie poznać, również tego, że on wcale nie pomyślał o tych kserokopiach i zaznaczeniu najważniejszych elementów, bo on myślał tylko o tym swoim oryginale i żeby dobrze to przekazać. Może jednak powinien w końcu znaleźć jakąś rozgarniętą sekretarkę, która będzie mu przypominać o takich rzeczach?
- To może niech Cindy to szybko zrobi? - zapytał jeszcze.
A zanim zdążył myślami znowu wrócić do kawy, to jednak Crea była szybsza i już naciskała ten guzik. Wyatt tylko zmrużył oczy zerkając w jej kierunku.
- Jesteś niezastąpiona - rzucił z przekąsem i znowu oparł się o komodę obok ekspresu czekając aż kawa mu się zrobi. W powietrzu unosił się jej mocny zapach, ale też mocny zapach perfum Galena, kiedy Albright stanęła bliżej, z powodzeniem mogła go poczuć. Niebieskie tęczówki zawiesił na jej twarzy i dopiero, kiedy kawa się zrobiła to odwrócił się, żeby wziąć tę fikuśną filiżankę z chińskiej porcelany i wrócić z nią do biurka, usiąść w swoim prezesowskim fotelu.
- A gdzie w ogóle jest Cindy? - zapytał nagle, świetnie, że Galen nie wiedział. Ale pewnie Crea też nie wiedziała, więc Wyatt chciał, czy nie, musiał znowu wstać, żeby wyjrzeć z tego swojego przeszklonego biura, oczywiście, że Cindy sobie siedziała jakby nigdy nic i piła kawkę.
- Skończyłaś? Zapraszam... - zwrócił się do niej, kiedy ta nierozgarnięta Cindy weszła do gabinetu, a Galen zdjął z marynarki jej blond, długi włos, chociaż jeszcze do niego nawet nie podeszła.
- Cresseida powie ci co masz skopiować i zaznaczyć, a ty tylko obsłużysz kserokopiarkę, może cię to nie przerośnie - wywrócił oczami, kiedy znowu siadał przy swoim biurku - na spotkanie pójdzie ze mną Crea, może powie coś mądrzejszego, niż E... i Y... - Wyatt jeszcze poprawił coś w prezentacji i dał ją Cindy, a ona jakoś krzywo spojrzała na Albright, spod tych swoich długich, czarnych, gęstych rzęs tak bardzo kontrastujących z jej blond czupryną.

Crea Albright
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
26 y/o
For good luck!
171 cm
wyrabia i sprzedaje świeczki w crea's candlewick
Awatar użytkownika
skazana na życiowe niepowodzenia producentka sojowych świeczek i innych pięknie pachnących cudów
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie zamierzała dać mu tej satysfakcji i się z nim licytować. Nie zamierzała podkreślać, jak ważna była w tym miejscu jej rola, ponieważ nie była na tyle naiwna, aby wierzyć, że była tym trybikiem, bez którego maszyna przestałaby się kręcić.
Gdyby nie jego ojciec, prawdopodobnie dalej podawałaby tę kawę i robiłaby to bez zająknięcia, ponieważ jakiś czas temu należało to do jej obowiązków. Teraz jednak uległo to zmianie i choć nie była n a j w a ż n i e j s z ą jednostką w budynku, ba, nie była nawet jedną z w a ż n i e j s z y c h, to jednak miała świadomość tego, że nie powinna tracić czasu na takie błahostki. Nie, kiedy sama była zawalona robotą, którą chciała wykonać jak najlepiej, ponieważ taka już była.
Kiedy stawała przed jakimś wyzwaniem, chciała sprostać mu jak najlepiej.
Nie jestem pewna. Nie potrzebujesz jeszcze mojego znaku zodiaku, żeby to sprawdzić? — zapytała przekornie. Prawdę powiedziawszy… ona też wierzyła w takie rzeczy. Była przekonana o tym, że takie drobnostki jak to, pod jaką gwiazdą człowiek się urodził, miało przeogromne znaczenie, jednak przyzwyczaiła się do myśli o tym, że o takich rzeczach nie mówiło się w pracy, jeśli chciało się wypaść choć trochę poważnie. A przecież na tym właśnie jej zależało. Chciała, aby postrzegano ją w tym miejscu jako kogoś, komu stary Wyatt słusznie zaoferował szansę. Musiała jednak rozszyfrować, co takiego w pracowniku cenił sobie jego syn.
Może rzeczywiście była to umiejętność parzenia kawy?
Rozchyliła usta, kiedy wspomniał o swoim s t r z a l e, jednak tym razem zamknęła je w porę, by móc powiedzieć, że ugryzła się w język. Nie była ślepa i dostrzegała, że igrała z ogniem, ale najwyraźniej nie brakowało jej rozsądku, by powstrzymać się przed ewentualnym przeholowaniem. O ile tego przypadkiem już nie zrobiła.
Uśmiechnęła się, może nieco sztucznie - zbyt sztucznie, niż wypadało w stronę pracodawcy, ale miała to szczęście, że Galen myślami i tak uciekł już w stronę Cindy. Tej, która powinna stać teraz koło ekspresu, zamiast popijać własną kawę. A choć wydawało się to oczywiste, Cresseida zdecydowała się nie wspominać o tym na głos. Ostatecznie to nie ona odpowiadała za dobór pracowników, a ta dziewczyna nie zrobiła jej nic poza irytowaniem jej bezustannym lenistwem.
Ten problem musiał jednak rozwiązać Galen.
Przystanęła bliżej wyjścia, skłonna wyjść i przekazać sekretarce powierzone jej zadanie, ale nim zdołała to zrobić, Wyatt zawołał dziewczynę do środka. Crea nie musiała na nią spoglądać, aby domyślić się, że kompletnie niezamierzenie znalazła się właśnie w oku cyklonu. Nie żeby jakoś szczególnie zależało jej na sympatii Cindy. Bez niej zdecydowanie mogła się obejść.
Kiedy dziewczyna wymaszerowała z gabinetu, Albright koniuszkiem języka zwilżyła dolną wargę. — Nie jestem pewna, czy masz tego świadomość, ale po tym k o m p l e m e n c i e rozpowie wszystkim, że jestem twoją ulubienicą, a na kopiach dla klientów mogą znaleźć się jakieś niewybredne rysunki — z tym drugim trochę przesadzała. Nie sądziła, że rozjuszona blondynka skłonna byłaby ryzykować w ten sposób pracą, w której wiele nie robiła, ale pewnie płacili jej całkiem dobrze. W kwestii plotek nie można jednak powiedzieć tego samego.
Jutro całe biuro pewnie będzie huczało.

Galen L. Wyatt
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ W czasie”