-
goodnight, sleep tight, don't let the dead bite. wrap a rope around your head and watch you as you take flight
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiw sumie obojętnie, może być ona/ichtyp narracji3 osobaczas narracjiprzeszłypostaćautor
max vestappen
Sam wyścig miał zacząć się o dwudziestej trzeciej, gdzie w Las Vegas byłaby wtedy dwudziesta. Przegadał z Indie, czy ewentualnie mogą przenocować Kirę na kanapie, bo chociaż ta nie miała raczej z tym problemów, zawsze wolał się upewnić, bo kto wie, może akurat to była ten kiedy chciała sprowadzić do siebie jakichś znajomych, czy może nawet randkę? W przypadku sytuacji numer dwa po prostu by się ulotnił; pewnie poszedłby do Kiry, albo spiknęliby się w jakimś barze, gdzie akurat mogliby obejrzeć formułę, do tego w większym gronie. Dobry sport, spłaszczony do określania go jako bogaci ludzie jeżdżą w drogich samochodach, których nie zobaczysz, bo są takie szybkie, a jednak i tak zbierał spore grono fanów. A skoro było to jedno z jego pozytywnych wspomnień, co je jeszcze z domu wyniósł, jak raz na jakiś czas udało się usiąść z ojcem i obejrzeć pojedyncze wyścigi, to czemu by nie oglądać je dalej. I zarażać ludzi; nadal wierzył, że mieszkająca z nim Caldwell pewnego dnia po prostu z nim usiądzie w salonie, a on będzie mógł jej wytłumaczyć, dlaczego jego imiennik z włoskich koni wygląda tak, jakby go pożarła depresja, czemu wszyscy krzyczą na FIA i dlaczego niezbyt przepadał za Strollem, jednocześnie zawsze trzymając kciuki za Alonso, który przecież jeździł w tych samych barwach. Ale to przecież było tylko mała nadzieja, kompana do wspólnego krzyczenia do telewizora już miał.
I właśnie otwierał jej drzwi, drugie ramię wyciągając tak, jakby już miał jej proponować zamknięcie w niedźwiedzim uścisku, a lecące w tle sara perche ti amo było dedykowane jej, a nie jego depresji i próbie afirmowania jakichś dobrych wyników Ferrari. Wina jeszcze brakowało i żeby pizzę w stylu włoskim robił, ale czy wtedy nie byłoby to już aż za dużo? Co następne, włoskiego zacznie się uczyć? Tylko żeby móc krzyczeć: "ma che cazzo sta succedendo"? — Kira~ — specjalnie przeciągnął drugą samogłoskę w jej imieniu, zamknął drzwi kopniakiem i zamknął ją w uścisku. — Cindy z nami nie będzie, ale kazała cię pozdrowić — co i tak było dla niej dość rzadkie. Jak to, jego dziewczyna pozdrawiałaby inną dziewczynę? Taką, z którą spędzi cały wieczór i której jeszcze zrobi rano śniadanie z kawą? — Rozgość się w salonie, wezmę szklanki z lodem i już do ciebie idę.
kira finch
-
w domu, w głowie, w sercu mam ciemnię
może mnie wywołasz jak zdjęcie?
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Tej nocy nie zamierzała wracać do domu. Nie dlatego, że zakładała, że wyścig skończy się jakoś turbo późno, ale dlatego, że właśnie niosła do Marlowa dwunastoletnią whisky, która spędziła w barku pana Fincha jakieś dziesięć lat, ale wciąż pozostawała dwunastolatką, bo przecież trunek w butelce nie zmienia swoich właściwości, jak ma to miejsce w przypadku tych przechowywanych w beczkach. W każdym razie zamysł był prosty — mieli się najebać. Gustownie, bo tak przystało na dorosłych, poważnych ludzi, którzy zamiast imprezy wybierali siedzenie przed telewizorem. Mogli zrobić to u niej, ale Charlie sam wyszedł z inicjatywą, a Kira nie zamierzała tego negować.race /reɪs/
noun
a competition between runners, horses, vehicles, etc. to see which is the fastest in covering a set course.
"Hamilton started from pole position and won the race"
Ledwo co zdążyła zabębnić pięścią w drzwi, a kumpel już wpuszczał ją do środka i ściskał, jakby nie widzieli się co najmniej rok. W odpowiedzi Kira poklepała go niezręcznie po plecach. Nigdy nie była dobra w okazywaniu czułości, chociaż pewnie zmieni się to po trzecim drinku, kiedy położy się na kanapie i wypierdoli nogi na Charliem, życząc sobie masażu.
— Nie miałam pojęcia, że zdążyłeś się tak za mną stęsknić — rzuciła ironicznie, wchodząc w głąb mieszkania. — Cindy mnie pozdrawia? — powtórzyła, nawet nie starając się ukryć zaskoczenia. — Wszystko z nią w porządku? Nie jest jakaś chora? Czy w końcu uświadomiła sobie, że jestem lesbijką i nie lecę na jej chłopaka? — spojrzała przez ramię i posłała Marlowowi rozbawione spojrzenie. — To bardzo dobroduszne z jej strony, pozdrów ją również — dodała, a zanim jeszcze przeszła dalej, stanęła w progu do salonu. — Twojej współlokatorki nie ma? — upewniła się, ale nie, żeby miała wobec Indie jakieś niecne zamiary. Jakoś nigdy nie złożyło się, żeby mogły się bliżej poznać. Poznały się przelotnie, jeszcze podczas przeprowadzki Charliego i w sumie to na tyle byłoby z ich znajomości.
Posłusznie zajęła miejsce naprzeciwko telewizora, wykładając na stół butelkę Jim Beama. Ojciec nawet nie zauważy, że coś zniknęło z barku, bo ten cały obładowany był alkoholem. Jako prawnik, klienci wielokrotnie znosili mu różne trunki w ramach podziękowań. Albo przekupstwa. Zwał jak zwał.
— Co jemy? — zapytała, kiedy kumpel wrócił do salonu ze szklankami wyłożonymi lodem. — Bo nie ukrywam, że opierdoliłabym coś smacznego. Nie wolno pić na pusty żołądek — zaznaczyła, unosząc palec w filozoficznym geście. Mogła być to pizza, zajebisty burger, a nawet sushi, chociaż to ostatnie nie było chyba najlepszym połączeniem z whisky.
Charlie Marlow
-
goodnight, sleep tight, don't let the dead bite. wrap a rope around your head and watch you as you take flight
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiw sumie obojętnie, może być ona/ichtyp narracji3 osobaczas narracjiprzeszłypostaćautor
— Dobra, to skoro obydwoje mówimy, że Maks będzie na pierwszym, — Niderlandczyk miał przecież tak dobrą passę, że aż przyjemnie się go oglądało — to jak widzisz podium? Russell, co nic nie robi, znowu się losowo tam załapie? — przecież się nie łudził, że Ferrari będzie wysoko. Serce mogło mu się krajać, sam mógł wewnętrznie płakać, ale czarne konie z Włoch ostatnimi czasy nie oddawały. Kiedyś to były czasy, Ferrari jak kobyły, teraz to nie było czasów, jak oponiarz nawet tutaj narzekał, że mu nie pasuje to, jak się jeździ. I jak żyć, kiedy człowiek chce tylko zobaczyć czerwone barwy na podium i usłyszeć hymn Monako, chociaż ten jeden jeszcze raz? Im dłużej oglądał formułę, tym bardziej miał wrażenie, że depresja to mu się tak samo, jak Leclercowi powiększa. — Żeby tylko padało, bo tak to za nudno będzie.
kira finch
-
w domu, w głowie, w sercu mam ciemnię
może mnie wywołasz jak zdjęcie?
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Zakodowała, że współlokatorka przyjaciela nie wróci na noc. Nie, żeby jej obecność jakoś jej wadziła, ale zawsze, kiedy Kira wbijała komuś na chatę, to odnosiła wrażenie, że nie była zbyt mile widziana. Może to przez jej wyraz twarzy, a może przez wrodzony brak empatii. Poza tym miała na tyle duży dom i to swój własny (naturalnie ufundowany przez rodziców i dziadków), że zdecydowanie bardziej wolała zapraszać gości do siebie.
— Poleję! — odkrzyknęła, a na wieść o domowym kfc i przekąskach pomyślała, że w sumie to ten Charlie to był złoty chłopak i Cindy powinna nosić go na rękach. Jej by się nie chciało. To znaczy, nie chodziło o noszenie go na rękach, bo mogłaby, a przygotowywanie żarcia. Na co dzień miała catering, a przy podobnych okazjach po prostu coś zamawiała.
Kiedy Marlowe wrócił do salonu ze wspomnianym jedzeniem, od razu złapała za kawałek kurczaka i pochłonęła w całości. Chwilę jednak potrwało, zanim zdążyła odpowiedzieć, ale w końcu przepiła to łychą i skinęła głową.
— Max pierwszy, drugi Leclerc — odparła od razu, bo przecież Russell nie zasługiwał nawet na podium. Zawsze przeciskał się jakoś fartem i nikt nie wiedział dlaczego. — No co? — uniosła wysoko brwi. — Ferrari na zawsze w moim sercu. Ty sobie obstaw jak tam chcesz. Myślałam jeszcze o Antonelli, bo ten dzieciak to jest chodzący talent. Ile on ma lat? Dziewiętnaście? Wróżę mu świetlaną przyszłość. Tylko mógłby zmienić zespół, chociaż jak na zastępstwo Hamiltona, to i tak wow — ile Kira dałaby, żeby być na jego miejscu. I dlaczego seria wyścigów kobiecych nie cieszyła się żadną popularnością? — Stary, chyba za słabo modliłeś się o ten deszcz — dodała, bo na razie nic nie zapowiadało opadów. — Poczekaj, doleję ci! — poderwała się z kanapy i sięgnęła po butelkę whisky, żeby zapewnić Charliemu wielką dolewkę, normalnie jak kfc.
Charlie Marlow