ODPOWIEDZ
34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

- dwanaście -



Rum.
Jeszcze więcej rumu, tego potrzebował Noriega, bo po tym całym zderzeniu z rzeczywistością, kiedy wrócił do Toronto pozostawiając za plecami piękne, dzikie Medellin, to on nie mógł nakierować swoich myśli na nic innego, niż pewna brunetka. Chociaż tych brunetek w jego życiu ostatnio było więcej, bo po drodze zaliczył jeszcze spotkanie ze swoją byłą, i ze swoją adwokatką. Ale z tą najważniejszą nie.
I dlatego on tak chętnie sięgał po ten rum. A dzisiaj nawet nie wychodził zza baru, przeszkadzał tylko barmanom i kręcił się pod nogami, ale był u siebie, nikt go przecież nie wyrzuci, nikt mu nie zabroni, chociaż Maddie próbowała. Próbowała też Ruby i nawet ta nowa latynoska barmanka, której Madox imienia wcale nie zapamiętał.
Dopiero kiedy przy ladzie usiadł Eric, a Madox zawiesił na nim wzrok, trochę już swoją drogą podchmielony, bo wypił już chyba trzy drinki, to przystanął przy chłopaku opierając się o ladę, i dopiero przestał przeszkadzać. Więc chwała Stonesowi za to, że się pojawił, bo w przeciwnym wypadku ta nowa, ognista, latynoska barmanka pewnie jednak wyjebała by Madoxa zza baru, bo już mu tym groziła dwa razy.
- Co słychać? Ciężki dzień? - odezwał się do chłopaka, jak taki typowy barman z saloonu na dzikim zachodzie, jak typowy barman wycierał też dwie wysokie szklanki, żeby zaraz im przygotować po drinku. Nawet nie pytał młodego co pije, bo tutaj głównie piło się cuba libre, i te kolorowe drinki dla panienek, ale Madox nawet nie za bardzo się na nich znał. On specjalizował się w tej swojej osobliwej karcie, Santa Muerte, wyjątkowy drink dla specjalnych gości. I chociaż on spojrzeniem wodził po klubie szukając tych specjalnych gości (jednego), to wcale ich dzisiaj nie widział. A bez niej to nawet mu się nie chciało bawić w te płatki złota.
Zasypał szklanki lodem, wlał odpowiednią ilość rumu, dopełnił to colą, sok z limonki, a później tylko zamieszał długą łyżeczka wprawiając w taniec te duże kostki lodu. Na koniec umieścił na szklance po połówce plasterka limonki, bo jednak Madox nie byłby sobą, gdyby tego nie dopieścił. Akurat w jego towarzystwie, to kobiety i drinki były... dopieszczone właśnie.
Przesunął jedną ze szklanek do Erica, a drugą złapał i wylazł wreszcie zza lady, na co barmanki odetchnęły z ulgą. Madox oparł się plecami o kontuar, tuż obok Stonesa i rozejrzał po klubie. Podniósł swoją szklankę, żeby upić z niej łyk, a właściwie to wychylił połowę za jednym razem, bo on dzisiaj to naprawdę potrzebował tego rumu.
- Bo tutaj to dzisiaj jakaś padaka, wszyscy czegoś ode mnie chcą - westchnął ciężko odchylając do tyłu głowę. Ale taka była prawda, jak nie Maddie, to policja, Madox cały czas wisiał na telefonie, miał już dość.

Eric Stones
zgrozo
stania w miejscu
24 y/o
CHRISTMASSY
178 cm
junior software engineer at AG Industries
Awatar użytkownika
Jingle bells, jingle bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

#12

Mimo, że od pomylenia wyjazdu z wjazdem na stację minęło kilka dni, on to wciąż rozpamiętywał, ba! Nawet mu się śniło, że znowu zaliczył taką wtopę tylko co gorsza, nie wyhamował, tylko wjechał w dystrybutor, powodując jeden wielki wybuch. Myśląc, że ten sen może mieć przełożenie w prawdziwym życiu, postanowił tamtego dnia jeździć komunikacją miejską - aczkolwiek z pracy zamówił taksówkę, bo nie chciało mu się czekać na przystanku. Oczywiście nim wszedł do mieszkania, zaszedł do sklepu, by zaopatrzyć się głównie w alkohol - ani trochę go nie obchodziło, że będzie pił któryś z kolei dzień. Uważał, że w tym sklepie gdzie robił zakupy, powinien dostać jakieś zniżki lub kartę stałego klienta (której notabene tam nie było). Po zrobieniu zakupów, a przed wejściem do domu, zaczepił go jakiś nieznajomy typ, bo zauważył, że Eric zapala papierosa i zapytał, czy może jednego. Eric powiedział, że już nie ma więc sorry ale gość tego nie akceptował. Uważał, że Stones go oszukuje i zaczął rzucać dość nieprzyjemnymi oraz wulgarnymi epitetami, a ponieważ Stones w ostatnich dniach miał dość... krótki lont, postanowił po prostu gościowi przywalić żeby się od niego odwalił. Nie wiedział jednak, że tę scenę będzie ktoś obserwował.
A!
I tak naprawdę, to miał w opakowaniu więcej szlugów, tylko nie chciał się nimi dzielić, bo taki miał akurat kaprys.
Siedział właśnie na stołku przy barze, w miejscu, do którego dostał zaproszenie.
- Dzień jak co dzień. - odparł, wzruszając ramionami, choć jego mina faktycznie zdradzała, iż przyszedł po dość... ciężkim dniu. Nawet oczy miał czerwone od komputera i wyglądał prawie jak wampir. W sumie to nawet tak się czuł. Jego życie w ostatnich dniach to był albo zapierdol albo rozpierdol, tworzące piękną sinusoidę.
- Jest okej. Ostatnio mam trochę... gorszy czas. - wyjaśnił, rozglądając się po miejscówce, a gdy już przeleciał wzrokiem od prawej do lewej strony, zaczął obserwować jak Madox kończył przygotowywać drinki. Gdy jeden wylądował przed nim, podziękował skinięciem głowy, uderzył o szkło Madoxa, bez wypowiedzenia toastu, a następnie wziął kilka łyków. To stukanie robił już automatycznie.
- Dobry rum tutaj macie. - powiedział, bo choć już wiele cuba libre wypił, tak to uważał za jedno z lepszych.
- Czyli można powiedzieć, że masz urwanie głowy. - powiedział. - Jak masz coś pilnego to ogarnij, ja poczekam. - dodał, nie chcąc robić kłopotu - a naprawdę mógł poczekać. Aktualnie i tak nie miał nic specjalnego do roboty, szczególnie, że skończył pracę kilka godzin temu. A raczej nie zapowiadało się, by go pilnie wzywano Chociaż kij wie. Może nagle znowu będzie jakiś problem z serwerami.


Madox A. Noriega
Ostatnio zmieniony czw gru 11, 2025 10:38 pm przez Eric Stones, łącznie zmieniany 1 raz.
OIIA OIIA
do ustalenia/dogadania
34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Kiedy Madox chlał któreś z kolei już cuba libre, stwierdził, że pójdzie się przewietrzyć, zapalić, albo po prostu popatrzeć w nocne niebo, które nad Toronto wyglądało dość ponuro. Ale on też był dzisiaj ponury. Opierał się o metalową barierkę niedaleko wejścia do klubu trzymając w ustach papierosa, ręce mu marzły, więc włożył je do kieszeni, tego peta paląc po żulersku trzymając go w zębach. Zanim jeszcze zdążył wypluć niedopałek, to na jego oczach rozegrała się dość ciekawa scena. Chociaż może gdyby Madox nie był podchmielony, to miałby to głęboko gdzieś, ale, że był, to wbił spojrzenie, w młodego chłopaka, który dał w zęby jakiemuś żulowi. I znowu Madox aż parsknął, bo on wiecznie zapominał, że normalni ludzie przecież nie umieją się bić. Wypluł tego peta, a później pomachał do tego chłopaka, żeby zwrócić na niego swoją uwagę krzycząc - ej młody wpadnij na drinka, bo Madox to uważał się za jakiegoś speca od bicia chyba i uwielbiał na ten temat robić wykłady, no cóż. Do żula też pomachał, ale jemu kazał wypierdalać spod klubu, bo jak nie to sam tam zejdzie i mu nakopie. No nie będą mu jacyś łachmaniarze stać pod całkiem ekskluzywnym lokalem!
Madox wrócił sobie za ten bar i przez moment to nawet zapomniał, że on tutaj zaprosił tego chłopaka, ale później mu się przypomniało. A kiedy ten dzieciak powiedział dzień jak co dzień, to Noriega uniósł jedną brew, odwrócił się w jego kierunku.
- Codziennie napierdalasz się z żulami o fajki? Nie mów kurwa, że pod moim klubem... Bo ich powybijam - rzucił dość poważnie, ale zaraz uśmiechnął się lekko. Przełożył sobie szklankę do drugiej ręki, a prawą wyciągnął do chłopaka, żeby uścisnąć tę jego - Madox - przedstawił się. Bo mogli do siebie mówić per stary, czy ty, ale mogli też po imieniu. Zwłaszcza, że to Noriegi znał tutaj każdy. Już nawet jakaś barmanka jęczała mu coś nad uchem, ale on tylko pomachała na nią ręką.
- No... ten cios też wyglądał na gorszy, ja bym się brzydził dotknąć go ręką, wypierdolił bym o tak z łokcia - powiedział bez ogródek i nawet się zamachnął nad barem ręką demonstrując to chłopakowi, ten cios, który by wyprowadził Noriega. I prawie tego biednego Erica uderzył, ale jednak zatrzymał rękę przed jego twarzą.
- Co ty młody nie umiesz się zasłonić? - zapytał jakoś poważnie - umiesz się w ogóle bić? - bo Madox podejrzewał, że nie, a on w jego wieku to już pewnie umiał. Ale on się urodził w najniebezpieczniejszym miejscu na świecie, a nie w Toronto... Ale jak widać nawet w Toronto może się coś wydarzyć.
Wyszedł zza tej lady i usiadł od razu na jakimś wysokim stołku obok Erica.
- Najlepszy, lepszego w Toronto nie uświadczysz - akurat to pochwalenie rumu z Emptiness to było dla Madoxa jak jakiś miły komplement, bo on przecież tak o to dbał. Tak jakby Eric mu powiedział, że jest ładny na przykład. Chociaż... dobrze, że mu tego nie powiedział, bo Noriega był narwany i mógłby mu jeszcze wtedy wyjebać.
Na te kolejne słowa chłopaka uniósł obie brwi.
- Pojebało? Przecież... niech sobie radzą, ja piję właśnie drinka - no i wychylił tego drinka do dna, a potem odstawił szklankę na ladę z hukiem. Ten chłopak mu się wydawał jakiś taki grzeczny. Aż ten Madox stojący koło niego od razu był chyba sto razy bardziej niegrzeczny. Prawdziwy łobuz.
- A ty gdzie pracujesz? - zapytał, bo go to trochę zaciekawiło - czekaj... W szkole? Albo na poczcie? W szpitalu? - strzelał, ale Madox to nawet lubił zgadywanki, a jeszcze do tego był już troszeczkę wstawiony, to mógł jeszcze to ciągnąć.

Eric Stones
zgrozo
stania w miejscu
24 y/o
CHRISTMASSY
178 cm
junior software engineer at AG Industries
Awatar użytkownika
Jingle bells, jingle bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Eric, słysząc pytanie, pokręcił głową - chociaż nie od razu, bo musiał sobie przypomnieć, ilu żulom i gdzie przywalił za zbytnią natarczywość.
- Codziennie to nie - pokręcił głową. - Chociaż ostatnio mam ochotę przypierdolić każdemu, kto mnie wkurwia. - dokończył - ogólnie mając wrażenie, że powinien udać się na jakieś wakacje, gdzie mógłby naładować baterie, tylko z drugiej strony… szkoda mu było marnować urlop.
Widząc demonstrację uderzenia, Eric zrobił wielkie oczy, choć gdzieś tam w środku ucieszył się, że to nie jemu Madox chciał wpierdzielić, bo prawdopodobnie straciłby prawie wszystkie zęby - a tego nie chciał, bo potrzebował zębów (a implanty były bardzo, bardzo, bardzo drogie). Poza tym każda głupia wizyta u stomatologa była w ciul droga - nieważne, że ostatnio wydał sporo na drinki oraz alkohol, bo wolał na takie rzeczy wydawać, niż płacić stomatologom za szukanie na siłę czegoś, co nadawałoby się do naprawy Wystarczyło, że płacę za wizyty kontrolne. Właśnie… ciekawe kiedy powinienem się na nią umówić.
- Co? Że ja? A… nie no, umiem. - odparł, bo wpierw musiał powrócić do rzeczywistości po myśleniu o zębach i musiał też zrozumieć, iż kierowane przez Madoxa pytanie, było skierowane stricte do niego. Słysząc pytanie, czy umiał się bić, Stonesa to trochę… zaskoczyło, bo nie spodziewał się go.
- Za dzieciaka przez dwa miesiące trenowałem karate… a poza tym nie wiem… nie zastanawiałem się jakoś szczególnie nad tym. Jak walnąłem to walnąłem i tyle. - odpowiedział, wzruszając ramionami. Oprócz krótkiego epizodu z karate nigdy nie ćwiczył jakiejś szczególnej sztuki walki. Czasami zdarzyło mu się uderzać w worek treningowy podczas wizyt na siłce, ale niestety, gdyby właśnie uzupełniał jakąś ankietę lub test, przy takim pytaniu postawiłby poziomą kreskę.
- Wierzę. - odparł, biorąc kolejne kilka łyków drinka i czując ten charakterystyczny dla cuba libre smak. Coś czuł, że nim wyjdzie, jeszcze kilka razy zechce wypić to samo.
- Racja…- racją było, iż Madox faktycznie pił drinka, a ekipa niech sobie radzi W sumie dobre podejście. stwierdził w myślach. Co się przejmować… są rzeczy ważne i ważniejsze.
Usłyszawszy pytanie o pracę oraz szybkie strzały, na każdy pokręcił przecząco głową.
- Pracuję w korpo. W AG dokładniej. Dział IT. - powiedział zgodnie z prawdą.
- W sumie lekarzem też trochę jestem… bo ratuję kompy. To dodatkowa praca. - dodał, zastanawiając się, czy naprawdę wyglądał na pracowników wymienionych przez Madoxa miejsc pracy; a po minucie lub dwóch, opróżnił swoją szklankę, wypijając całego drinka.
- Mogę jeszcze raz to samo? - spytał, będąc gotów zapłacić jeśli będzie taka potrzeba. By mieć pewność iż miał przy sobie hajs, zaczął sprawdzać kieszonki i dostał prawie zawału, bo nic nie wyczywał.
No bez jaj....


Madox A. Noriega
OIIA OIIA
do ustalenia/dogadania
34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Madox strzelił oczami w sufit na te słowa Erica, że ostatnio ma ochotę przypierdolić każdemu, kto go wkurwia, bo Noriega miał tak cały czas. A najczęściej to on się nawet nie zastanawiał, a to robił. A teraz też było w nim dużo tak różnych emocji, że tylko szukał jakiegoś pretekstu, żeby je z siebie wyrzucić. Tylko, że on znał na to pewne sposoby, aż się pochylił do Erica nad tym barem.
- A wiesz co jest najlepszym sposobem, żeby rozładować takie emocje młody? - zapytał, ale nie czekał na odpowiedź, bo Stones nie wyglądał jakby wiedział. I to Madox miał mu tę tajemną wiedzę przekazać, aż mu się te ciemne oczy zaświeciły.
- Boks, jak sobie tak ponapierdalasz w worek - i on znowu zacisnął dłoń w pięść i machnął nią w powietrzu, może rzeczywiście on powinien iść się wyżyć na jakimś worku? - Albo kobiety... - dodał i tym razem to spojrzał w kierunku tej nowej, ślicznej, latynoskiej barmanki, a nawet puścił jej oczko, na co ona tylko wywróciła swoimi. Laura była ładna, tylko, że Madoxowi po głowie to chodziły trochę inne kobiety, jedna właściwie.
- O kurwa, to może kiedyś jakiś sparing? Nie walczyłem nigdy z nikim, kto trenuje karate. Pokażesz mi jakiś ninja chwyt, a ja ci pokażę jak się napierdala żuli - zaproponował, bo dla Noriegi to był świetny pomysł. On lubił w zasadzie poznawać jakieś nowe chwyty, a krav maga, czy boks to już były takie oklepane. Jak w Kolumbii okładali się w jakimś podziemnym fight clubie, to zawsze można było nauczyć się czegoś nowego, a w Toronto było nudno.
- Ale to i tak bez porównania do tego kolumbijskiego, tylko, że się skończył, ale kiedyś po dostawie cię poczęstuję młody - powiedział Madox żywo przy tym gestykulując, bo on w ogóle był dość żywy, nadpobudliwy nawet, a jak mówił o Kolumbii, albo rumie, to szczególnie.
Kiedy Eric powiedział gdzie pracuje, to Madox zmrużył oczy, pokiwał głową.
- Brzmi jakoś kurewsko mądrze, u nas nie ma takiego działu - stwierdził, bo jedyny komp który oni tutaj mieli to leżał gdzieś walnięty na zapleczu - a właśnie, mamy taki komputer i chyba jest tam jakiś wirus, bo w co nie kliknę, to wyskakują gołe baby - powiedział nagle Madoxa - może byś spojrzał? - i już się odwrócił do lady, żeby się o nią oprzeć i zawołać do siebie śliczną Laurę, a wtedy Eric zapytał czy może jeszcze jednego drinka, na co Noriega walnął go w ramię, może trochę za mocno, ale to był Madox on lekko nie umiał - no kurwa, ile chcesz, na mój koszt - rzucił, a potem te ciemne tęczówki utkwił w śniadej twarzy barmanki - Laura, ¿puedes mandar a alguien a la parte de atrás a buscar la computadora? Y ya que estás, prepáranos dos Cuba Libres. Este joven me invita a beber esta noche. Mira qué buen tipo es - Laura możesz kogoś wysłać na zaplecze po komputer? A przy okazji zrób nam dwa cuba libre, ten młody dzisiaj pije na mój koszt. Zobacz jaki porządny chłopak, powiedział szybko po hiszpańsku i strzelił oczami w kierunku Erica. Laura wzruszyła ramionami, ale jej ciemne oczy spoczęły na twarzy Stonesa.
- Probablemente no sea mi tipo - chyba nie w moim typie, powiedziała dziewczyna, ale Madox tylko uśmiechnął się szeroko i szturchnął łokciem Erica - chyba wpadłeś jej w oko - rzucił do dzieciaka ciszej. Taka była z Madoxa dobra swatka. Może nawet jak Eric dobrze zagada to Laura da mu swój numer?
W międzyczasie jakaś kelnerka przyniosła Noriedze jego komputer, a on chciał go rozłożyć na barze, tylko nie za bardzo miał miejsce, bo pchał się na niego jakiś typ starając się zamówić piwo. I kiedy on go drugi raz szturchnął, to Madox nie wytrzymał, wywrócił oczami i odwrócił się do gościa, i tym razem on go ściągnął z bara, a kiedy facet spojrzał w jego ciemne oczy, to od razu rzucił.
- Wypierdalaj - i zrobił krok do przodu - już - warknął Madox, a gość chyba widział, że on nie żartuje i rzeczywiście się ulotnił. Ale to dobrze, bo zrobił Madoxowi miejsce, żeby mógł rozłożyć na barze ten komputer i wpisać hasło, pewnie Madox123, albo jakieś Pilar69. Przesunął laptopa w kierunku Stonesa i wszedł na jakąś randomową hiszpańską stronę, a tam rzeczywiście zaatakowały ich same reklamy hot mamusiek w twojej okolicy. A Madox nigdy nawet nie szukał hot mamusiek, bo on nie lubił przecież dzieci.

Eric Stones
zgrozo
stania w miejscu
24 y/o
CHRISTMASSY
178 cm
junior software engineer at AG Industries
Awatar użytkownika
Jingle bells, jingle bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Jak tak dłużej się nad tym Eric zastanawiał, tak dochodził do wniosku, że Madox miał rację - takie przypierdolenie w worek faktycznie byłoby dobre aby się wyładować, dać upust emocjom i wyobrazić sobie, że tam gdzie worek, tam wisi ktoś, kto go wkurwił. Może na poważnie powinien rozważyć zakup takowej rzeczy i zamontować sobie... No właśnie, gdzie? Zapewne będzie myślał o miejscu gdy wróci do siebie.
- Wiesz co... masz gdzieś tu worek? - spytał, choć nie nastawiał się, że będzie on tutaj dostępny.
- Jedna kobieta to mnie właśnie unika... ale nie chce o tym gadać. Przepijam to. - powiedział zgodnie z prawdą, bo odkąd został zghostowany, co wieczór sięgał po jakiś alkohol - traktował go niczym plaster na ranę, mając nadzieję, że po prostu zapomni. Że procenty stworzą coś a la dziurę w pamięci lub zwyczajnie wypłuczą niektóre wspomnienia. Aż zacisnął pięść, a drugą ręką sięgnął po drinka by wziąć kilka łyków.
Parsknął śmiechem słysząc propozycję Madoxa - chociaż możliwe, że po prostu rozbawiło go, iż mógł nauczyć się napierdalać żuli.
- W sumie, czemu nie. - stwierdził, wzruszając ramionami i przypominając sobie zajęcia z karate z tymi wszystkimi chwytami, kopnięciami i blokami ciosów. Pamiętał, jak jednego kolegę kopnął zbyt mocno, przez co tamten zrezygnował z zajęć.
- Daj tylko znać kiedy Ci pasuje. - dodał Eric, a poprzez daj znać miał na myśli obojętnie którą drogą, czy smsową/z wykorzystaniem jednego z social mediów, podczas rozmowy telefonicznej, czy gdy znowu na siebie wpadną - aczkolwiek najszybciej zapewne będzie ustalić dogodny termin przez telefon. Chyba, że Madox już wiedział kiedy ma wolniejszą chwilę. bo przecież tak też mogło być.
- W ogóle wiesz, że istnieje gra symulator żula? Ja nie grałem ale mój znajomy mi pokazywał. Mam wrażenie, że zaraz będzie symulator wszystkiego, nawet srania. - powiedział całkowicie poważnie. Był symulator kozy, skały, chleba… w sumie Eric może faktycznie powinien pomyśleć nad stworzeniem jakiejś absurdalnej gierki, to przynajmniej niezły hajs by z niej dostał.
Uśmiechnął się w odpowiedzi dotyczącej kolumbijskiego rumu.
- Zatem nie mogę się doczekać, by go spróbować. - odparł bo po pierwsze był zaintrygowany oraz zastanawiał go smak wspomnianego przez Madoxa trunku. Ciekawe, czy odczuję większą różnicę, no ale skoro Madox tak chwali... to byłbym zaskoczony, gdyby okazało się inaczej.
Parsknął śmiechem i przeczesał dłonią włosy.
- Pewnie nie macie na nim zainstalowanego antywirusa, co nie? - spytał, wcześniej kiwając głową na znak, iż może spojrzeć na laptopa.
- Czy mogę wyczyścić dane przeglądarki? - zapytał, bo w sumie nie był pewien, czy dawano mu pełną swobodę tzw. full pakiet, czy ograniczony - wolał nie brać na siebie odpowiedzialności zbyt szybko, by zaraz nie skończyć z podbitym okiem, wybitymi zębami lub ze złamanym nosem.
Ucieszyła go odpowiedź Madoxa, która równała się temu, iż nie musiał się przejmować zapłaceniem za wypicie kolejny raz tego samego - co nie oznaczało, że będzie musiał poszukać portfela. Przed rozpoczęciem naprawy, słuchał jak Madox razem z Laurą rozmawiają po hiszpańsku i nic kompletnie nie rozumiał Ale na pewno coś o drinku, skoro padło Cuba Libre między słowami.
- Serio? - spojrzał na Laurę i posłał jej lekki uśmiech.
Eric był pod wrażeniem, kiedy widział zachowanie obcego typa, który kulił ogon niczym pies i grzecznie wykonał tył zwrot po rozkazie wypowiedzianym przez Madoxa. Stones przez chwilę patrzył się… w sumie w pustą przestrzeń, bo procesował całą tą sytuację. Gdy powrócił do rzeczywistości, rzucił:
- Zaraz wracam. - zszedł ze stołka i popędził do wyjścia, ponieważ musiał poszukać portfela a sądził, że wypadł mu podczas konfrontacji z żulem. A może mnie okradł…. bo przecież to też było możliwe. Rozglądał się uważnie, lecz nigdzie nie widział tego, czego szukał.
- Kurwa mać! - i wkurwiony wrócił do klubu.
- Szukałem portfela. - wyjaśnił, zastanawiając się, czy powinien już dzwonić do banku by mu zablokowali kartę. Wtedy przypomniał sobie potencjalne miejsce, gdzie mogło dojść do zostawienia zguby.

Madox A. Noriega
OIIA OIIA
do ustalenia/dogadania
34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Madox się uśmiechnął, kiedy Eric zapytał go o ten worek, nie miał go w klubie, a przecież mógł, zamontować sobie taki gdzieś, wtedy mógłby się na nim w każdej chwili wyżyć, aż zmrużył oczy i pokiwał głową.
- Nie mam, kurwa, ale to jest dobry pomysł, nie trzeba zapierdalać do klubu - bo Madox to się pewnie bił w jakimś klubie krav maga, albo bokserskim, chociaż... znając jego to mogła być też jakaś podrzędna speluna, gdzie po prostu dawali sobie po mordach, dla zabawy. Na te słowa chłopaka o kobiecie, która go unika, uniósł jedną brew. Mogli sobie zbić piątkę.
- Baby są pierdolnięte, mnie też jedna unika, ale ja... I tak będzie moja - oczywiście, że mówił o Pilar i tym jak go spławiała od tego przyjazdu z Madellin, tylko, że Madox to akurat nigdy się nie poddawał, musiałaby go chyba pobić, żeby on odpuścił. Chociaż... to by pewnie go jeszcze bardziej do niej przekonało, bo Noriega to był rzeczywiście jakiś walnięty.
Uśmiechnął się szeroko i nawet szczerze, kiedy Eric powiedział, że mogą się zgadać na jakiś sparing, bo to zawsze coś nowego, coś innego niż okładanie się z karkami z klubu. Wyjął swój bajerancki telefon i dał go chłopakowi.
- Masz, zapisz mi swój numer, to do ciebie napiszę, ale napierdalamy się we wtorki, albo czwartki - bo on trenował regularnie, no musiał jednak, skoro tutaj w tym klubie tak często wdawał się w bójki, zresztą nie tylko w klubie. On nawet na jarmarku się pobił z Mikołajem, wariat.
Na kolejne słowa Erica zamrugał kilka razy. Madox to w ogóle chyba nie grał w gry, może w jakieś farmerskie czasem, ale o symulatorze żula nigdy nie słyszał, aż otworzył usta i uniósł jedną brew.
- No i co tam robisz? Sępisz szlugi? Żulisz dwa dolce? - zapytał, bo trochę go to zainteresowało, ten symulator srania też - a w symulatorze srania? wybierasz co zjadłeś, a on ci losowo wali klocka? - Madox trochę nie ogarniał takich rzeczy, o tej kozie to może słyszał, ale chleb? Skała? To dopiero by się zdziwił.
- Pali jak ogień - tak dodał jeszcze odnośnie tego rumu z Medellin, może nie każdemu to pasowało, ale akurat Madox to lubił ten żar, w każdej postaci, nawet tego mocnego rumu. Kiedy już leżał przed nimi ten komputer, to Noriega podsunął go Ericowi, a na to pytanie o antywirusa znowu uniósł jedną brew.
- A to trzeba instalować antywirusa? - zapytał głupio, ale on się naprawdę nie znał, jakby go Stones zapytał jak złamać nos, albo wykręcić bark, to by mu zaraz dał instrukcję, ale kompy to była dla niego czarna magia.
- Możesz wszystko, tylko mi nie usuwaj tam zdjęć - pokazał mu jakiś folder ze zdjęciami, pewnie tymi z Medellin, bo z telefonu bezpieczniej było je pousuwać. Może z laptopa też swoją drogą? Ale to Madox już nie miał pomysłu co z nimi zrobić, bo jednak chciał je zachować.
Laura mimo wszystko, mimo, że Eric może nie był w jej typie, to też uśmiechnęła się do niego ładnie. A uśmiech to miała śliczny, aż jej się takie dołeczki w policzkach robiły. I nawet Madox się na nią spojrzał, gdzieś pomiędzy tym, jak wygonił tego typa od lady, a tym jak powiódł spojrzeniem za Ericiem. Potem zerknął na Laurę i wzruszył ramionami, bo nie wiedział o co chłopakowi chodziło. Dopiero, kiedy Stones wrócił i oznajmił, że szuka portfela, to Madox się zastanowił.
- Myślisz, że ten żul ci go zajebał? - no bo przecież to bardziej prawdopodobne niż to, że go skroili w klubie, jednak tutaj kręciło się kilku tych goryli, Madox aż się odepchnął od lady i wyprostował tę swoją kolorową koszulę - chodź, sprawdzimy - rzucił, a potem znowu wyszedł z Ericiem przed klub i podszedł do tego żula. Tylko, że pewnie jakby ukradł ten portfel, to już by się stąd zawinął, ale Madoxowi i tak to nie przeszkadzało w tym, żeby podejść do menela i kopnąć w niego śniegiem.
- Zajebałeś młodemu portfel - stwierdził, nie pytał - dawaj, bo ci nakopie - dodał od razu. A facet coś zaczął, że nie, że jak, że on tylko chciał fajkę, tylko, że Madox to go wcale nie słuchał i tak jak mówił Ericowi, to walnął tego menela łokciem w nos, a potem to mimo, że się przecież brzydził, chwycił go za kark.
- Dawaj portfel - powtórzył. A menel znowu zaczął, że on nie, że on by przecież nigdy.
Tylko, że zaraz się okazało, że jednak gościu rzeczywiście kradł portfele, bo kiedy Madox go szarpnął, to wypadło mu spod pazuchy kilka, różnych. Może Erica też, a może wcale nie, ale jeden na pewno należał do jakiejś starszej pani, bo akurat się otworzył i jej zdjęcie z kotkiem wylądowało na śniegu.

Eric Stones
zgrozo
stania w miejscu
24 y/o
CHRISTMASSY
178 cm
junior software engineer at AG Industries
Awatar użytkownika
Jingle bells, jingle bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

- Nie trzeba zapierdalać i walisz kiedy tylko masz ochotę, w dodatku płacisz raz i masz na zawsze. - stwierdził, wymieniając same pozytywy posiadania takiego worka. A przecież jeśli się przestawało korzystać, to można było gdzieś zanieść - Eric pewnie by zawiózł do domu rodzinnego i tam oparł o ścianę w garażu lub wyniósł na strych (chociaż ten i tak był nieźle zagracony, bo były tam jeszcze kartony z przeprowadzki z Litwy, jakieś stare rzeczy mamy Erica z Korei i wiele innych, łącznie ze starym laptopem Erica).
- Ja ich chyba nigdy nie ogarnę... a mam siostrę, więc jednak powinienem co nieco wiedzieć. - powiedział, wzdychając. - Ale Tobie życzę powodzenia. - dokończył, unosząc dłonie zaciśnięte w pięści, co miało oznaczać, iż naprawdę trzymał za Madoxa kciuki. Każdy zasługiwał na swój happy end, lecz Eric coraz bardziej zaczynał wątpić, iż jemu będzie on pisany. Z drugiej strony, był wolny. Nie musiał znosić scen zazdrości, tłumaczyć się z różnych rzeczy (w tym picia alkoholu), mógł łazić gdzie chciał, kiedy chciał i nikomu nic było do tego.
Skinął głową, a następnie po otrzymaniu telefonu Madoxa, wpisał swój numer.
- Wtorki lub czwartki, zapamiętam. - znaczy tak mu się wydawało - bo przecież dwa dni raczej nietrudno zapamiętać.
- Jak wieczorami lub późnymi wieczorami to dla mnie spoko. - dodał zgodnie z prawdą. Zazwyczaj wolne miał po 17, chyba, że akurat wyrobił się z robotą, to czasami nawet koło 16 mówił współpracownikom na razie!.
Parsknął śmiechem, słysząc co zdaniem Madoxa robiło się w symulatorze żula, o którym wcześniej wspomniał.
- Zbiera się puszki lub inne rzeczy, by zdobyć pieniądze i za te pieniądze kupuje się np. piwo, śpi się w losowych miejscach, gada z innymi żulami, dba o podstawowe potrzeby i unika policji. - wyjaśnił w bardzo dużym skrócie, przypominając sobie opis gierki oraz jak jakiś czas temu oglądał ziomka, który to przechodził i wrzucił filmik z rozgrywki na YouTube.
Wybuchnął śmiechem gdy usłyszał kolejne słowa Madoxa - tak się śmiał, że poczuł, jakby miał się zaraz rozpłakać.
- A nie wiem, nie wgłębiałem się, ale możliwe, że tak. Nie zdziwiłbym się, gdyby był bonus za dłuższe posiedzenie oraz czytanie etykiet... o ile w danej toalecie byłyby środki czystości. - stwierdził, bo o ile rozgrywkę z grania żulem obejrzał, tak jednak o kupie jakoś odpuścił. Może kiedyś coś z tej gry obejrzy.
- Czyli prawidłowo. - stwierdził, odnosząc się do rumu, naprawdę nie mogąc się doczekać aż go spróbuje.
- Nie trzeba, ale można i warto. – odpowiedział, bo czasem antywirusy nie dawały sobie rady z groźniejszymi wirusami albo błędnie oznaczały bezpieczne pliki jako niebezpieczne (co nie raz i nie dwa wkurzało Stonesa, dlatego wyłączał firewalla).
Skinął głową, dając do zrozumienia, że otrzymał zielone światło na pracę przy laptopie Madoxa - z jednym wyjątkiem - po czym natychmiast spróbował usunąć problem (lub chociaż w niewielkim stopniu). Pierwsze co, to zresetował ustawienia wraz z historią przeglądarki, a następnie przejrzał listę zainstalowanych programów i dodatków do przeglądarki. Kilka kliknięć wystarczyło, by pozbyć się podejrzanych rozszerzeń, a po krótkim skanowaniu anty-malware (bo w międzyczasie pobrał też antywirusa) liczba wyskakujących reklam spadła.
- Powinno być już lepiej. - powiedział, odsuwając się od laptopa i biorąc łyka drinka. Nie pierwszy raz miał do czynienia z taką sprawą Dobrze, że laptop w ogóle działał, bo niektórzy do takigo stopnia doprowadzali, należało od nowa stawiać cały system.
Jakoś tak milej mu się zrobiło, kiedy Laura również się uśmiechnęła. Cóż, może Stones będzie jednak częściej wpadał do Emptiness.
Usłyszawszy pytanie, Eric wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Wydawało mi się, że nie miał zbytnio kiedy.... - odrzekł, próbując w myślach wrócić do tamtej sceny i ją sobie zwizualizować, lecz Madox zaraz już się podnosił z krzesła i wychodził na zewnątrz, więc Stonesowi nie pozostało nic innego, jak tylko ruszyć za nim. Stanął obok Madoxa i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- To chyba nie.... - nie dokończył, ponieważ zauważył spadające portfele.
- O kurwa.... - tego się kompletnie nie spodziewał. Czym prędzej kucnął, bo musiał przyznać, że menel sobie niezłą kolekcję uzbierał, a najbardziej szkoda mu się zrobiło starszej pani, która również została ofiarą kradzieży.
- Jest. - powiedział, podnosząc swoją zgubę i sprawdzając, czy wszystko się zgadza.
- Brakuje pięcdziesięciu dolców. Co powinniśmy zrobić, żeby więcej go nie kusiło do takich akcji? - sam nie wiedział, czy pytał samego siebie, czy Madoxa. Czy był wkurwiony? Owszem. Czy chciał dzwonić po gliny? Czuł, że powinien, tylko czy wpierw sami nie powinni mu dać nauczki? Nie wiedząc kiedy, sam zaczął uderzać menela, aż w pewnym momencie zauważył, że gość krwawi. Spojrzał na swoje knykcie i schował ręce do kieszeni spodni.
- Ludzie muszą odzyskać swoje zguby. - nieważne jak, ważne by je odzyskali.

Madox A. Noriega
OIIA OIIA
do ustalenia/dogadania
34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Im dłużej Madox o tym myślał, tym bardziej mu się to podobało, mógłby gdzieś w klubie urządzić sobie taką salkę do ćwiczeń przecież. Albo jeszcze lepiej, urządzić tutaj jakiś podziemny Fight Club, to by dopiero było, aż mu się te ciemne oczy zaświeciły na takie myśli. Co prawda to chyba nie było legalne, ale Noriega się tym wcale nie przejmował, kiedy on zresztą przejmował się tym, czy coś jest legalne, czy nie?
Nigdy.
Tak jak Eric chyba nigdy nie ogranie kobiet, chociaż Madox zaraz go walnął w ramię, pewnie mocniej niż powinien.
- Młody jesteś, jeszcze życie przed Tobą - stwierdził, a na te kciuki to nawet się uśmiechnął, ale może nawet nie dlatego, że Eric tak je za niego trzymał, tylko on sobie pomyślał o Pilar, że z nią to mu się to przyda, powodzenia, i nawet może te kciuki, bo ona była naprawdę loca chica.
I dopiero na ziemię sprowadziły go kolejne słowa chłopaka, że zapamięta, wziął od niego telefon i wsunął go do kieszeni spodni, skinął głową.
- Różnie, bo ja znowu często pracuje na nocki - wzruszył ramionami, bo jak on miał w klubie pracować? Najczęściej siedział do ostatniego klienta, a rano ogarniał już dostawy, czy inne rzeczy. Cały dzień tutaj siedział.
- Ale może uda mi się wyskoczyć wieczorem - bo z drugiej strony, przecież ten klub powinien jakoś funkcjonować bez niego. Powinien, ale ostatnio to tyle rzeczy go tutaj zawodziło, że to aż strach.
Straszne też było, że ktoś naprawdę wymyślił symulator żula, jakby ktoś chciał być żulem w ogóle, aż Madox otworzył na moment usta, kiedy tak słuchał Erica, co się w takim symulatorze robi.
- A jakby żul grał w symulator żula, to wtedy jak jakiś matrix, nie? - zastanowił się na głos, ale później już rozmawiali o symulatorze srania i Madox aż strzelił oczami - teraz to najgorsze gówno się sprzeda - rzucił tak odnośnie tego srania.
Kiedy Eric stwierdził, że prawidłowo, że rum pali ogniem, to Madox się uśmiechnął, bo on przecież się z tym zgadzał w stu procentach, musi palić, żeby było dobre. Chociaż niektórzy gustują przecież w łagodnych alkoholach, no ale nie on. Tak samo jeśli chodzi o tego antywirusa, to Madox wcale go nie instalował, może on po prostu lubił ryzyko? Bez antywirusa, bez zabezpieczenia?
Przyglądał się jak Stones sprawnie mu tam coś instaluje i klika, tylko, że Noriega to na pewno nic nie zapamięta i za kilka dni znowu będzie to samo, chociaż... obiecał sobie, że postara się już jednak bardziej o to zadbać, a jak nie to znowu będzie musiał dzwonić po Erica, ale teraz przynajmniej miał już numer.
Oczywiście, że Madox jak dostał kompa, to od razu wszedł na jakąś kolumbijską stronkę z memami, żeby sprawdzić czy działa, działało i nie zaatakowały go te reklamy z gołymi babami, więc chyba rzeczywiście Stones naprawił, aż klepnął go w ramię.
- O, dzięki młody, to ile się należy? - zapytał od razu i jeszcze sobie coś tam poklikał na maila wszedł, madox.pritiboi@hotmail.com, czy coś w ten deseń.
Potem już wszystko potoczyło się szybciutko, bo Madox nawet się nie zastanawiał, tylko wypadł z tego klubu, żeby sprawdzić czy to jednak nie żul ukradł ten portfel. A kiedy go szarpał to się okazało, że tak i Noriega naprawdę przez chwilę chciał temu żulowi nakopać, ale nagle rzucił się na niego Eric. I z jednej strony to Madoxowi szczęka opadła do podłogi, bo jednak Stones pokazał, że ma jaja, ale z drugiej to go zaskoczył i w pewnym momencie, to Noriega odciągnął Erica, bo on by w tej złości jeszcze tego żula zabił!
No może nie, ale jednak Madox go odsunął, żeby sobie rączek nie pobrudził i sam też sobie nie chciał brudzić, tylko się jeszcze na odchodne zamachnął i kopnął menela w dupę, odgrażając się.
- Jeszcze raz cię tu kurwa zobaczę, to zabiję! - pogroził mu pięścią, a potem jeszcze raz się wyrwał do przodu, żeby go kopnąć, kiedy żul już się podnosił, ale jakby ktoś pytał (Pilar na przykład), to Madox go nie bił, tylko życie mu uratował, temu menelowi.
Kiedy już facet uciekł zostawiając na miejscu swoje puszki i kartony, to Madox się skrzywił.
- Ja jebię, ktoś to musi posprzątać - rzucił, ale na pewno nie będzie tego robił on, bo jednak miał od tego ludzi, tylko jeszcze zanim poszedł po kogoś, to stanął w miejscu i spojrzał na te portfele, pozbierał je do siebie i dał Ericowi - chyba musisz to zanieść na policję młody, bo mnie tam nie lubią za bardzo... - stwierdził, ale taka była prawda, że na komisariacie za Madoxem wcale nie przepadali, chociaż miał tam swój prywatny stołeczek. Wolał się jednak nie wychylać.
- Jak coś to pytaj o taką policjantkę Stewart, ona ci pomoże, tylko nie mów, że się znamy - jeszcze poklepał Erica po ramieniu na pokrzepienie, żeby dać mu zastrzyk energii do działania - bo ja muszę to ogarnać, rozumiesz? - głową wskazał na ten syf, który zostawił po sobie żul - ale się zdzwonimy, jak coś, na trening - dodał jeszcze, a potem to już szedł do klubu machając Ericowi na pożegnanie. Chociaż pewnie pod nosem to przeklinał, że takie menele siedzą pod jego klubem, będzie musiał tutaj postawić jakiś karków, żeby ich wyganiali.

Eric Stones
Spoiler
Przepraszam, że tak to kończę, ale teraz będę miała taki słaby czas na posty przez ten okres świąteczno-noworoczny, chcę sobie zostawić po jednym wątku, żeby to ogarnąć, mam nadzieję jednak, że po nowym roku sobie jeszcze zagramy!
A nie chcę tak zostawiać rozgrzebanego na dwa tygodnie wątku, bo potem ciężko się do takich gier wraca.
Przepraszam i lovki! :christmaslof:
/koniec (chyba, że chcesz coś odpisać, to wal do mnie na pw)
zgrozo
stania w miejscu
ODPOWIEDZ

Wróć do „Emptiness”