ODPOWIEDZ
29 y/o
For good luck!
157 cm
Head of Creative & Strategy Department
Awatar użytkownika
W te Święta dostałem Od Was w prezencie
12 robaków
11 dzieciaków
sąsiadów okropnych
9 lat bezrobotnych
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Przyłożyła zegarek do terminala i podziękowała skinieniem głowy barmanowi za drinka. Miała się dzisiaj nie upijać, ale ten wieczór zdecydowanie szedł nie tak, jak powinien. Miała spędzić miło czas, nastroić się już na świętowanie nowego roku. Z przyjemnością przyjęła zaproszenie Jacoba na mini imprezę w jednym z ich ulubionych barów. Kumpel świętował awans w pracy i z tej okazji planował chyba przepuścić tutaj całą premię. Myślała, że będzie to bardziej kameralna posiadówka, ale w barze zrobiło się dość tłoczno. Co ciekawe, większość tych osób to faktycznie ziomki Jacoba. Koleś był popularny, to na pewno. Towarzystwo było mocno mieszane, większość pochodziła chyba z kompletnie innych środowisk i musieli radzić sobie z wrzuceniem do jednego gara, w którym wspólnym mianownikiem był świeżo upieczony manager. Wszystkie szoty szły na jego rachunek, więc tłumek szybko zaczynał wrzucać na luz i się między sobą mieszać.
Finch chciała trochę posiedzieć, pogadać, a potem na trzeźwo zmyć się do domu. To się jednak nie sklejało. Miała wrażenie, że przy każdym dialogu robi z siebie kretynkę i jakoś nie może wbić się w żaden dialog. Rozmawianie na trzeźwo z pijanymi ludźmi nigdy nie sprawiało jej większego problemu, ale dzisiaj szło koszmarnie.
Los podpowiadał jej od rana, że będzie źle. Przy robieniu śniadania zacięła się w palec, na którym miała teraz plaster z Bulbasaurem. W pracy oblała się kawą i do końca dnia chodziła w poplamionej bluzce. Rzuciła wyjątkowo nieodpowiednim żartem do gościa, który okazał się przedstawicielem jakieś absurdalnie wielkiej firmy, z którą agencja April miała podpisać kontrakt. Zostawiła w biurze klucze do mieszkania, więc musiała się wracać. Zanim przebiła się przez miasto, ogarnęła, zjadła i przebrała – była oczywiście spóźniona. To ostatnie na szczęście nie okazało się problemem, Jacob nawet tego nie zauważył.
Kręciła się moment po barze, odbijając się od ściany do ściany i sącząc swojego drinka. Chwilę kiwała głową w rytm huczącej z głośników Beyonce, ale taniec też jakoś jej do siebie nie przyciągnął. Nogi skierowały ją z powrotem w okolicę baru, przy którym zauważyła nieznaną jej damską sylwetkę. Dziewczyna stała przy ladzie sama, co było dobrą podkładką do startu rozmowy. Zawsze lepiej zagadać do pojedynczego ogniwa niż całej grupki, nie? A może potem typiara ją w coś wprowadzi.
— Wiedziałaś, że homary sikają sobie nawzajem na twarze, żeby się komunikować przed walką albo schadzką? Obserwuję tę imprezę od dłużej chwili i, jak słowo daję, mam wrażenie że jesteśmy o krok od osiągnięcia tego poziomu ewolucji — palnęła, dumna, że zapamiętała cokolwiek z ostatniej nocki zarwanej przy scrollowaniu YouTuba i skręcaniu nieprzyzwoicie grubych jointów. Oparła się łokciem o ladę obok dziewczyny i nawet się nie ześlizgnęła! Zrobiła to zadziwiająco zgrabnie. Problemem okazał się przód jej ofiary. Ze wszystkich ludzi na planecie musiała zagadać akurat do Abby Wallace? I to przez to, że po prostu nie rozpoznała jej tyłka w tym marnym świetle? O losie.
— Znaczy się no, wcale że nie — Wydukała, próbując wycofać się z tej sytuacji homarem rakiem. Obróciła się w inną stronę i przyssała do rurki, licząc, że jak będzie udawać, że nie widzi Abby, to dziewczyna wyparuje.

Abby Wallace
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Werka
26 y/o
For good luck!
171 cm
rezydentka w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor


001.
we used to have fun.


Abby Wallace chociaż nie była imprezową bestią, lubiła po ciężkim dyżurze skończyć dzień w barze, przy kolosalnym kuflu piwa — odprężyć głowę, wyciszyć się i uspokoić szalejące w piersi serce.
Od początku tygodnia wiecznie dostawała zmiany na intensywnej i chociaż nie przerastał jej nadmiar roboty, tak przypadki, które się trafiały, potrafiłyby ruszyć nawet człowiekiem o najbardziej stalowych nerwach. Abby nie miała stalowych nerwów nawet w pięciu procentach. Wciąż wszystkiego się uczyła — głównie panowania nad emocjami — co drugi dzień kończąc w kiblu dla personelu, rzygając jak kot.
I chociaż dzisiaj wcale nie wyzbyła się obiadu ani zajebistej kanapki z tuńczykiem, którą dostała od Tommiego za to, że pobrała za niego krew pacjentowi z łóżka numer siedem, wciąż mogła zaliczyć ten dzień do ciężkich. Nie było więc nic dziwnego w tym, że kolejny wieczór z rzędu wylądowała w barze. Sama. Przy wysokiej ladzie, obracając się raz po raz na obrotowym stołku.
Obcowanie wśród lekarzy i tworzenie znajomości z ludźmi związanymi z medycyną wiązało się z tym, że kiedy ty miałeś wolne, inni pracowali, a synchronizacja kalendarzy była najzwyczajniej w świecie niemożliwa. A dzisiaj wszyscy oprócz niej robili dwunastkę.
To co miała zrobić? Iść do domu?
A skąd.
Zamiast tego sączyła już drugie piwo, zagadując barmana. Bo akurat w gadaniu Abby nie miała sobie równych. Po pięciu minutach już wiedziała, gdzie facet mieszkał i chodził po bułki z samego rana, a po pół godziny potrafiła wymienić jego ulubione seriale i imiona ciotek od strony ojca. I może wciąż by sobie tak zawzięcie dyskutowali, gdyby facet nie musiał iść obsłużyć większego zamówienia. Dziwne, co najmniej jakby był w pracy.
Rozsiadła się więc wygodnie, chowając twarz w telefonie, sunąc palcem po Instagramie. Dopiero kobiecy głos wyrwał ją ze stanu zamyślenia, a słowa, które dziewczyna z siebie wyrzuciła, sprawiły, że z gardła Abby wybrzmiał miękki, szczery śmiech.
Czyli mówisz, że jesteśmy o krok od sikania sobie po twarzach? — podłapała temat praktycznie od razu, wciąż jeszcze śmigając palcem po ekranie, by wyłączyć zbędną aplikacje. — Nie wiem jak ty, ale mnie osobiście wystarczy… — nie dokończyła. Głos ugrzązł jej w gardle w sekundzie, w której ciało przekręciło się nieznacznie w lewo, a oczy napotkały doskonale znajome, ciemne spojrzenie. Serce zabiło mocniej w piersi, chociaż na twarz Abby wymalowało się jedynie zaskoczenie.
April? — spytała głupio, bo przecież doskonale wiedziała, kogo miała przed sobą. Jak mogłaby zapomnieć? Dobra, może ktoś z alzheimerem albo wrodzoną prozopagnozją faktycznie by mógł, jednak Wallace nie należała do żadnej z tych grup. I pamiętała ją doskonale, razem z całym zestawem randek, na jakie się wybrały. Pamiętała również tą ostatnią, po której Abby bawiła się tak dobrze, że kiedy wróciła do domu… usunęła jej numer.
Dlaczego?
Prawdopodobnie z czystej głupoty. Tępego przeświadczenia, że tylko ją zrani, szczególnie gdy widziała, jak bardzo Finch była zaangażowana. Wallace stwierdziła wtedy, że dziewczyna zasłużyła na coś więcej niż laska, która ucieka do pracy na całe dwanaście godzin, a potem odsypia drugie tyle w ciągu dnia.
Miały się nigdy nie spotkać.
Cóż, los jednak bywał przewrotny.
Chociaż sądząc po reakcji April, wcale nie miała zamiaru do niej zagadywać i przełamywać ich rozłąki, biorąc pod uwagę jak odwróciła się nagle na pięcie i zaczęła kierować się w przeciwnym kierunku.
Ej, gdzie idziesz? — Abby w momencie zerwała się z krzesła. Z walącym w piersi sercem doskoczyła do dziewczyny, torując jej drogę. — Przychodzisz tutaj mówić mi o sikaniu po twarzach, a teraz sobie idziesz? — wbiła w nią piwne spojrzenie, przy okazji wykonując krok w przód, by nie zniwelować dzielący ich dystans. Tylko raz zrobiła taktyczne półtora w tył, bo może April wcale sobie nie życzyła?

April Finch
kasik
to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Woody's and SAILOR”