ODPOWIEDZ
27 y/o, 164 cm
primabalerina | The National Ballet of Canada
Awatar użytkownika
part me from my heart, my fate is sealed. offering my soul for something real
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

o u t f i t
you will never leave a trace where you walk
Linia między czujnością a paranoją zawsze bywała cienka, ale lubiła myśleć, że balansuje na niej całkiem dobrze.
Zaczęło się niewinnie - od obcego samochodu zaparkowanego naprzeciw jej schowanego od głównej ulicy bloku. Jej okolica była daleka od standardów, do których nawykła w młodości ale jednocześnie idealna dla kogoś, kto zwykł oglądać się przez ramię. Znała wszystkich swoich sąsiadów i nawet ci groźniejsi mieli w zanadrzu co najwyżej saszetki z białym proszkiem. Wiedziała jakimi autami jeżdżą i zwykle nie spodziewali się gości. Dostrzegła więc obce blachy, model nieco zbyt wyszukany na jej rejony. Zanotowała je w głowie, karcąc siebie z góry na dół za podejrzliwość i nawyki, które przez ostatnie lata zdążyły wejść jej w krew.
W Toronto miała być bezpieczna.
Skłamałaby mówiąc, że kiedykolwiek tak się poczuła. Ulice wciąż wydawały jej się obce, cienie w nieznanych alejkach zbyt głębokie. Zwracała uwagę na każdy, drobny szczegół, każde przeciągłe spojrzenie, akcent w rozmowach podsłuchanych na ulicy.
.Gdy samochód wrócił następnego wieczoru, zaparkowany naprzeciw jej zasłoniętego okna, irytująca świadomość zagnieździła się u podstawy jej czaszki. Takie auta były nieodzowną częścią jej przeszłości. Widywała je na randkach, na które udało jej się wyrwać z własnej posiadłości. Na treningach, które kończyły się późną nocą. Występach, po których obsada miała spotkać się z publicznością.
W jej oczach te auta były wizytówką każdego, nadopiekuńczego samca o Włoskich korzeniach. Tolerowała to, gdy wysyłał je ojciec - lecz gdy to samo począł robić jej brat, zwymyślała go z góry na dół. Nawet w prętach złotej klatki była w stanie odnaleźć upragnioną przez siebie wolność i obserwujący ją z samochodów mężczyźni przekraczali jej już rozległą granicę tolerancji.
Z pewnością nie zamierzała pozwolić Giovanniemu Salvatore na wystawianie swoich pachołów przed jej mieszkanie.
Gdy irytacja przekształciła się we wściekłość, solidne kilka przekleństw później zdołała opanować się na tyle, by wcisnąć się do łóżka i spróbować zasnąć. Matka nauczyła ją w jaki sposób załatwiać tego typu sprawy - delikatnie. Toteż ochłonęła całkowicie nim następnego dnia zjawiła się u progu jego drzwi.
- Giovanni! - uśmiechnęła się szeroko, zbliżając do mężczyzny i wspinając na palce by złożyć na jego policzku serdeczny pocałunek. W jej dłoniach tkwił bukiet kwiatów - burgundowe dalie wybrała własnoręcznie, plotąc z nich wspaniały prezent dla tej zdradzieckiej szui. - Dawno się nie widzieliśmy - dodała niewinnie, starając się ignorować otaczający posiadłość ogród, który tak bardzo przypominał jej ten własny.
Dopiero gdy mężczyzna ustąpił choćby o pół kroku, uznała to za bezpośrednie zaproszenie do wejścia do środka. Nie zamierzała rozpoczynać rozmowy z nim krzykiem, choć nie wątpiła, że w ten sposób ich pogawędka miała się skończyć.
- Masz wspaniały dom - westchnęła z przekonującym zachwytem, wciskając kwiaty w jego dłonie nieco zbyt mocno, niż chciałaby tego jej świętej pamięci matka. - Uznałam, że będą do niego pasować.

Giovanni Salvatore
meow
nuda
ODPOWIEDZ

Wróć do „#105”