ODPOWIEDZ
22 y/o, 178 cm
Dzielnie studiuje i asystuje w urzędzie miasta
Awatar użytkownika
I can write you a poem but I wanna maed up a story with you
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkipay/pal
postać
autor

Galen L. Wyatt


Życie studenckie czasem opiera się na jedzeniu resztek, ale w takim bardziej społecznym wymiarze niżeli dosłownym. Czyli stołujemy się przy knajpach pod wynajmowanym pokojem późnymi wieczorami, kiedy jakiś zaprzyjaźniony kelner daję nam zniżkę za ładne oczy. Nie dlatego, że razem studiujecie i każdy orze jak może, ale za ładne oczy właśnie, ponieważ ta wersja brzmi urzekająco.
Garfild, oczywiście, do kolacji robił bardzo produktywne rzeczy pierwsza czy tam druga w nocy wymagała od niego pełnego skupienia w odpisywaniu znajomym na reelsy wysyłane masowo, aby się nie obrazili, więc bite trzy kwadranse scrollował chłop sobie telefon, żeby zachować pozory towarzyskie. A gdy wybiła godzina zamknięcia to long-story-short: chłop się znalazł na klatce w swojej kamienicy, kiedy jakiś pijany typ zaczął wyśpiewywać kanadyjski ekwiwalent piosenki Ich Troje. Przez chwilę student czuł się skonsternowany, ale szybko ciekawość wzięła górę. Otworzył okno i przez kilka długich sekund przyglądał się jak typ walczy z grawitacją, co było ciekawę butelka w łapie chwiała mu się jak moja średnia ocen z matematyki w liceum, co budziło pewien respekt - nic nie leciało na chodnik.
Jeszcze gdyby ten najebany typ wyglądał jak szczurzysko z najgłębszego zakamarku lochu, który ludzie nazywają popularnym klubem to Garfild byłby to zignorował, bo typ nie był niski i mordę też miał z jakimś lekkim zarostem.
- Ej, najebany? To do domu - krzyknął w jego stronę przez otwarte okno, chociaż chłopaczek oparł w nim swoją sylwetkę, chcąc wyglądać jak panienka z okienka, czekająca na rycerza czy innego żołnierzyka.
Kreskówkomaniak
Sprawdź mnie
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

osiem?


No cóż, życie Galena Wyatta nigdy nie opierało się na jedzeniu resztek, on nawet nigdy nie dojadł po swojej siostrze, czy coś, bo rodzice by go chyba wydziedziczyli, to przecież poniżej pewnego poziomu, który reprezentowali...

Teraz Galen reprezentował poziom pełnej klasy, kiedy napruty w trzy dupy szedł ulicami Toronto tylko po to, bo umyślał sobie, że dzisiejszej nocy prześpi się z Candy, Dolores, albo Marią Luizą Eleonorą i zamierzał jej to wyznać pod oknem. Nie miłość bo wyznania miłosne są przereklamowane, on zamierzał jej wyznać, że ma ładne oczy, piersi i pośladki, a on się na tym zna, jak nikt inny.

Tym samym nie śpiewał Kanadyjskiej wersji Zawsze z Tobą chciałbym być, a coś bardziej pokroju jakiejś ballady o cyckach. Takich rzeczy na pewno nie uczą na Harvardzie... Ale Harvard nauczył go czegoś innego, na przykład tego utrzymania równowagi i robienia jaskółki w każdym momencie pomimo upojenia alkoholowego. Ivy League też uczyło życia, gdyby ktoś miał jakieś obiekcje.

- … dwa melony! - skończył coś tam śpiewać w momencie, w którym ktoś, bo Galen widział podwójnie, albo nawet potrójnie, a może w ogóle tam nikogo nie było? Stanął w oknie.

- Dolores - bo to ona tu chyba mieszkała? Chociaż wszystkie te budynki bez odźwiernych i ogromnych oszklonych lobby wyglądają tak samo! - zejdź na dół proszę, mam dla ciebie prezent - pomachał na wpół wypitym whiskaczem. Pełna klasa i splendor, prezent w postaci wychlanej do połowy butelki wódki, chociaż z drugiej strony ta butelka kosztowała pewnie więcej niż Dolores zarabiała w dwie godziny... i to z połykiem.

Galen się zachwiał, i w tym momencie stracił równowagę lądując na chodniku. Czy obił sobie ten głupi ryj? No ciekawe. Czy Dolores to zauważyła? Na pewno nie, bo może nawet nie istnieje. Czy ten bogu ducha winny chłopaczek z okienka mu pomoże. Oby. Bo jest możliwość, że się wykrwawi, a potem okradną go bezdomni i wrzucą do rynsztoka.

Garfield Harlow
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
22 y/o, 178 cm
Dzielnie studiuje i asystuje w urzędzie miasta
Awatar użytkownika
I can write you a poem but I wanna maed up a story with you
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkipay/pal
postać
autor

Galen L. Wyatt


Wypita do połowy łycha wyglądała jak prezent równie atrakcyjny co warunek z WF-u na studiach. I choć rumiana wódka nie była oferowana Garfildowi, ten mimowolnie się skrzywił, zmarszczył brwi i prychnął z dezaprobatą pod nosem. Zastanawiał się, co kobiety widzą w takich typach. Przypominali nieokiełznane szczeniaki – całe ubłocone, pakujące się pod twoją kołdrę w środku nocy.
A Galen, twz. zapijaczony nieznajomy, zwalił się na ziemię z gracją porównywalną do psa, który nie potrafi wskoczyć na łóżko. Garfild, widząc to, uśmiechnął się z początku, ale zaraz potem sam zsunął się z futryny okna. Ruszył na dół w jakimś odruchu altruizmu, by pomóc facetowi.
Harlow stanął nad zapijaczoną mordą, wzdychając ciężko. Mimo stroju, robiącego wrażenie na takich blacharach jak student, ten bał się bezpośredniego kontaktu z mężczyzną. Może to ten cichy głos, który w młodej główce mówił: a co jeśli ta krew rozlewająca się po chodniku ma HIV? Altruistyczny poryw nie był na tyle silny, żeby ryzykować. Stąd chłopaczek wziął kamień i zrzucił go na tyłek Galena, by ten się jakoś obruszył. Może coś wybełkotał, a może odpaliłaby się w nim instynkt uciekaj albo walcz i nagle wstałby, niczym nowo narodzony. No, czcze życzenia Garfilda mogły zostać wysłuchane, ale z pewnością nie zostały.
- Yy-y, wstaniesz? - dopytał faceta, klepiąc go lekko po policzku, który na szczęście nie zdradzał śladów brunatnej stróżki zwiastującej wirusowe nieszczęście. - Jak masz problem z podniesieniem się to mogą skoczyć po niebieską tabletkę - dorzucił z tonem bardziej cwaniaka z baru z tanim piwskiem niż kogoś, kto naprawdę się przejmuje.
Kreskówkomaniak
Sprawdź mnie
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Coś w tym było, w tym porównaniu Galena do szczeniaczka. Może to te jego niebieskie oczy jak u psiaka, który prosi o smaczka, albo może to ten moment, w którym on udaje, że tak się cieszy na wasze kolejne spotkanie, jak pies, gdy wracasz do domu? Pewne jest jedno, że z łatwością takiego Pimpusia, czy innego Azorka, pakował się (nie zawsze ubłocony, bo czasem pachnący jak droga perfumeria) pod kołdrę jakiejś pannie, a ona nie miała już serca go wyrzucić.

W tej chwili jednak Galen zwalił się na ziemię jak ten stary pies, a nie żaden szczeniaczek, który zawsze wskakiwał na łóżko, ale się postarzał i teraz podwinęła mu się łapa i wylądował na ziemi. A ziemia wydała mu się wtedy jakaś taka bezpieczna, całkiem przytulna, całkiem w jego zasięgu. Może wcale nie musiał się z niej podnosić?

Miała być krew, flaki, może nawet wymiociny... Obyło się bez tego, no chyba, że liczymy to zdarte kolano, albo łokieć, które nawet nie splamiły się szkarłatem. Ale może to i lepiej, bo przynajmniej nie będzie to opowieść z AIDS w tle, trochę za ciężkie klimaty, jak na śpiewane pod oknem zbereźnych piosenki...

Chociaż życie jest pełne niespodziewanych zwrotów akcji, przypadków, których potem trzeba ponieść konsekwencje, jak tutaj na przykład, spodziewasz się pięknej Dolores w nocnej koszulce z satyny, a staje przed Tobą jakiś chłopaczek, a na dokładkę zamiast rzucić Ci linę, czy jak to się mówi, to on rzuca kamieniem. Dostał prosto w kość ogonową, to taka pięta Achillesowa, tylko, że na plecach.

- Dolores...? - wybełkotał Galen patrząc na bruneta jednym okiem, tak łatwiej było złapać zoom w tym stanie. Chyba śnisz Galen Wyatt, no chyba, że Dolores postanowiła zgolić swoje bujne loki i wstąpić do korpusu pokoju. Nie, chyba nawet w takim wypadku nie wyglądałaby tak źle. To nie tak, że Garfield był jakiś brzydki, ładna buzia, taka przyjemna, ciemne oczy, no ale jednak daleko mu było do tych dołeczków w policzkach słodkiej Dolly.

- Jeśli jesteś Dolores, to potrzebuję jeszcze wiadra tabletek, trzech butelek whisky i może nawet opaski na oczy... - mruknął siadając na krawężniku. To jest bardzo ciekawe zjawisko, Galeny Wyatt przed chwilą leżał na ziemi, jak jakiś żul z dworca centralnego, a teraz siedzi na brzegu chodnika znów wyglądając jak milion dolarów, w tej swej nieskazitelnej koszuli.

- Jezu, teraz takie dzieci już dilują, ile ty masz lat, czternaście? - zapytał drapiąc się po brodzie. Skoro tak, to ty masz Galen chyba sześćdziesiąt cztery. No i w ogóle chłopaczyna się z ciebie śmieje, a nie chce ci sprzedawać prochów, geniuszu.

- Czy Dolores jest w domu? Mieszka pod numerem 14 - zdziwiłbyś się Wyatt, kto tu mieszka właśnie pod czternastką. Chyba dzisiaj szczeniaczek oberwie gazetą i będzie musiał iść spać pod fotelem.

Życie, życie jest nobelon...

Garfield Harlow
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
22 y/o, 178 cm
Dzielnie studiuje i asystuje w urzędzie miasta
Awatar użytkownika
I can write you a poem but I wanna maed up a story with you
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkipay/pal
postać
autor

Galen L. Wyatt


Chłopaczek chwilę stał jak ten cień litościwy nad całą tą galenową mizerią mizerności, jakby miał zaraz wyjąć notesik i zrobić notatki do eseju pt. Obserwacja Homo Alcoholicus w środowisku miejskim - profesor na studiach mógłby się z tego ucieszyć (ale nie był jak siostra i nie studiował dziennikarstwa). Garfild naprawdę nie wiedział, czy bardziej go fascynuje fakt, że ten pijany gość wciąż trzyma pion na krawężniku, mimo że jeszcze chwilę temu oddawał się sile grawitacji jak ulubionej kochance, czy może ten nieznośny sposób, w jaki Galen wypowiadał Dolores, jakby mówił o swojej własności a nie o kobiecie.
Pobliżył się do Galena, opierając ręce o kolana, patrząc na typa, niczym by oglądał obraz, który coś w nim porusza.
Po pierwsze – zaczął jak młoda pannica, przeciągając słowa. Uznał swojego odbiorcę za takiego trochę nastolatka, co w uszach ciężki, niemiecki metal. - Piękna Dolores jest zajęta przez Quebo - Skrzywił się lekko, patrząc jak Galen grzebie się z powrotem do pozycji siedzącej (a jak w niej już był to się nie patrzył.) Typ miał w sobie coś z bohatera tragicznego, ale w wersji klubowej – niby wzniosły, niby przegrany, ale ostatecznie śmierdzi mu z ust i ma rozmazaną kreskę na oku. Trochę jak Piotr, na którego mówią Łotr, ale nie wiem skąd ten alians mu się wziął.
Po drugie, Dolores nie mieszka pod czternastką, jak już... – dodał nieco poważniej, wbijając spojrzenie w okna klatki schodowej. -Radzę tam nie pukać - pod tym numerkiem, tuż obok tej trzynastki typu pechowej, kryła się postać tak straszna, że nawet dzieci na HellWin omijają ją bardzo mocno - omija się całe piętro. Kiedyś to domostwo oberwało jajkiem w okno i winowajców nie widziano od tamtej pory. A teraz nawet mety boją się powstawać na tej klatce schodowej. Co jest równocześnie plusem i minusem. Zależy, którego dnia na to spojrzysz.
Studencik wyjął z kieszeni papierosy, wyciągając jednego, bo miał w sumie tylko jednego. Był to szczęśliwy, zielony papierosik, Garfild pogardzał tytoniem. Zaoferował go Galenowi – bardziej z litości niż sympatii, ale jednak. Może ten dym zniweluje chociaż trochę zapach seksklęski.

– Wiesz, że w sumie jakiejkolwiek logiki w twoim marszu przez życie dziś nie ma? – W głosie Garfilda było coś jak echo niedowierzania, coś jak chłód, który pojawia się, gdy człowiek zda sobie sprawę, że oto właśnie spotkał kogoś, kto miał kiedyś (trzy godziny wcześniej) wszystko, a teraz nie ma nawet zapiętego guzika przy mankiecie (albo rozporka) I coś w tym było... pociągającego - niestety. - Bo wyglądasz jakbyś uciekł z jakiegoś ekskluzywnego spotkania anonimowych egotopów.- Zamilkł na chwilę. Wiatr zawiał chłodno między budynkami, przynosząc ze sobą zapach miejskiej letniej nocy: pełnej betonu, rozlanego piwa oraz porażki o nutach podobnych do Dior Sawasz.
W momencie, kiedy Garfild chciał odpalić papieroska, z wyższych pięter budynku spadło pudełko kartonowe. Zwaliło się na chodnik z dziwnym hukiem, w środku są dziwne rzeczy: plastikowa korona, pocztówki z Dubaju a jedna z nich jest podpisana: dla Jacka, który wie więcej niż udaje. I nie byłoby to nic dziwnego, ale w tym momencie student podpalił sobie palec zamiast skręta.
Kreskówkomaniak
Sprawdź mnie
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Zdecydowanie Galen był idealnym przykładem Homo Alcoholicus in Habitat Urbano, ale to chyba bardziej podchodziło pod jakąś biologię, obserwacja gatunku w naturalnym środowisku? Chociaż dziennikarze też lubili go czasem obserwować. Zwłaszcza kiedy tak się upodlił, wtedy najładniej pozował do zdjęć. Wtedy fotki wychodziły najciekawsze, ale teraz jakoś w pobliżu nie było żadnych hien z brukowców i Galen mógł sobie siedzieć spokojnie i patrzeć na tego chłopaczka i zastanawiać się co on właściwie tutaj robi. Co obaj tutaj robią? I czy ten ton oznacza, że zaraz pogrozi mu palcem, żeby Galen poczuł się jak w podstawówce na dywaniku u dyrektora.

Ach, no tak piękna (zapewne nieszczególnie znając upodobania Galena, zwłaszcza te okraszone wódą) Dolores. Ale kim był Quebo?
- Cómo carajos pasó esto y quién diablos es Quebo? - zapytał, bo przez chwilę mu się wydawało, że rozmawiając po hiszpańsku, Dolores, Quebo, a ten tutaj to może jakiś Miguel? Trochę przypominał brata Dolores, chociaż Galen go wcale nie znał. Właściwie to nawet nie wiadomo, czy Dolores miała brata... Czy miała mieszkanie, bo skoro nie mieszkała pod czternastką? To może była w ogóle wymyślona?
- A kto mieszka pod czternastką? - zapytał, chociaż właściwie to nawet nie oczekiwał odpowiedzi, skoro nie Dolly to już go to średnio obchodziło. Chociaż z drugiej strony mogła tam mieszkać przecież jakaś Paloma, Rosalinda, czy inna egzotyczna dziewka. Galen lubił latynoski, bo po pierwsze miały temperament, a po drugi często nie mówiły za dobrze po angielsku, a on wtedy udawał, że nie zna hiszpańskiego.
Już miał się podnieść, zebrał w sobie moc, żeby się dźwignąć na równe nogi, ale wtedy brunet zapalił tego papierosa, a zapach od razu uderzył w nozdrza Galena. Ganja, ganja, marihuana.
Sięgnął po blanta i zaciągnął się dymem, oj tak, tego potrzebował, od razu napięcie w czaszce odrobinę zmalało.
- Jednak dobrze, że dilujesz - wymruczał i zaciągnął się znowu, trochę po żulowsku chowając skręta w ręce, no i do tego w słowiańskim przykucu, bo zdążył się już podnieść do takiej pozycji. W końcu oparła rękę na kolanie i stanął na równe nogi, trochę się zachwiał, ale udało się utrzymać pion, oddał chłopakowi skręta.
- A to ja tu przyszedłem? - obejrzał się dookoła, cholera, to ciekawe gdzie jest Porsche, może sprawdzi to na telefonie... Sięgnął do kieszeni, nie miał telefonu, właściwie nie miał tam nic oprócz jakiegoś śmiecia z baru, w którym najprawdopodobniej się schlał.
- Ego... Co? - Galen nie czaił tych nowoczesnych powiedzeń, więc może nawet wziął to za komplement. Spojrzał na to pudełko, które spadło z balkonu, a później na Garfilda, bo zgasł mu blancior, a zamiast niego chłopak odpalał sobie palec. Nawet chwilę się zastanowił, czy mu nie pomóc, ale sam widział podwójnie, no ale przecież był ekskluzywnym egotypem, czy coś tam, powinien pomóc. Sięgnął do tylnej kieszeni eleganckich spodni i wyjął zapałki. Oldschoolowo.
- Czekaj, czekaj - połowę rozsypał, ale w końcu wyjął jedną i ją odpalił! Nawet ją zasłonił ręką, żeby te podmuchy Dior Sawasz mu jej nie zgasiły i przysuwa do chłopaka.
- Masz, tylko ciągnij! - zawołał trochę nazbyt głośno. Zapalił, czy nie zapalił? Nieważne, bo Galen i tak oparzył się w palca i wywalił zapałkę, a później znowu sięgnął do kieszeni spodni, bo właściwie to miał koszulę i spodnie, czegoś mu brakowało.
- A gdzie moja marynarka? Klucze i telefon? Okradłeś mnie? Diler i złodziej? - spojrzał na bruneta trochę podejrzliwie, ale nie wyglądało na to, że ma jego marynarkę. Musiał ją zgubić już wcześniej.
- Zaczekaj - zrobił krok w kierunku tego pudełka, bo przecież może tam jest jego marynarka! No na pewno tak. Zatoczył się, ale później z pełną gracją przykucnął i wyjął te rzeczy, korona, szarfa, pocztówki, jakaś laleczka voodoo i dziwne zawiniątko.
- To do Ciebie - dał pocztówkę chłopakowi, on nie był Jack, to jednak musiał być tamten, Jack, Miguel, czy jak mu tam. Plastikową koroną podrapał się po brodzie.
- A może jest w samochodzie... - zaczął się zastanawiać nad losem tej swojej kapoty, a koronę odruchowo z miną filozofa, który właśnie odkrywa doktryny tego świata, włożył na głowę. No pięknie, pasowała mu.
- Plan jest taki - powiedział w końcu i klasnął w dłonie, bo wymyślił, teraz już pójdzie z górki, najważniejszy jest plan! - Najpierw znajdziemy moją marynarkę, później sprzedasz mi więcej zioła. Zapalimy w samochodzie i odwieziesz mnie do domu - genialny plan Galen, jednak Ty jak coś wymyślisz...

Garfield Harlow
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
ODPOWIEDZ

Wróć do „Mimmo's Place”