ODPOWIEDZ
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
śledcza, która lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
postać
autor

001.
Słońce świeciło wysoko na niebie, kiedy Pilar Stewart zaparkowała przy wysokim budynku w centrym miasta. Kawa którą kupiła w miejscowej kawiarni tego popołudnia była już całkowicie zimna. I może by jej to przeszkadzało, gdyby w ostatnim czasie chociaż raz wypiła ją ciepłą. Praca w ciągłym biegu uniemożliwiała spokojne wypicie kawy. Może gdyby pracowała w jednej z tych wielkich korporacji, jakie właśnie mijała przechodząc przez ulicę miałaby czas na spokojną konsumpcję i zebranie myśli, zamiast tego ścigała przestępców i próbowała rozwiązać sprawy od których każdy umywał ręce. I szczerze? Nie zamieniłaby tego na nic innego.
Pewnym krokiem weszła do przedszkolnego budynku. Dźwięk średniej wysokości obcasów obijał się od pozłacanej podłogi, podczas gdy oczy już skanowały całe otoczenie — wielka recepcja, trzy windy i czterech ochroniarzy, analizujących każdego przechodnia. Pilar uśmiechnęła się jedynie do jednego z nich i w ostatniej chwili wskoczyła do już zamykających się drzwi windy, wciskając odpowiednie piętro. Dziewiąte. To właśnie przy tej liczbie widniało niewielkie logo Northex Industries.
Miles ostrzegał ją, żeby tu nie szła. Wielokrotnie powtarzał, że to nie miało sensu, bo on i tak nic nie powie, ale przecież Pilar nie byłaby upartą sobą, gdyby nie postanowiła spróbować. Wyatt wpakował się w całkiem niezłe bagno, a przez to, że praktycznie nic się nie w tej historii nie dodawało, Stewart potrzebowała uzyskać dodatkowych informacji. Nie przyszła, żeby go aresztować. Chciała po prostu zrozumieć.
Dzień dobry — uśmiechnęła się do młodziutkiej recepcjonistki zaraz po wyjściu z winy, przyjmując przesadnie słodki wyraz twarzy. — Jestem umówiona na spotkanie z prezesem Wyatt — wyjaśniła grzecznie, ściągając z oczu okulary przeciwsłoneczne i upijając łyk kawy. Jej ubiór sugerował typowo biznesowe spotkanie — biała koszulka z dekoltem, czarna marynarka i długie eleganckie spodnie z wysokim stanem.
Dzień dobry, oczywiście, już sprawdzam — kobieta odwzajemniła uśmiech i zwróciła się do komputera. Wystukała kilka przycisków, a następnie zmarszczyła czoło. — Przykro mi, ale nie mam wpisanego żadnego spotkania przez następne dwie godziny — oznajmiła dość pewnym głosem, nabierając niechęci i nieco podejrzeń.
Pani chyba nie rozumie — Pilar pokręciła głową, odstawiając kawę na bok i nachyliła się nad ladą, wbijając intensywne spojrzenie w recepcjonistkę. — Pan prezes osobiście mnie zaprosił. Rozmawiał ze mną dosłownie dziesięć minut temu — wyciągnęła telefon i odblokowała wyświetlacz kodem pin. — ..ale skoro Pani nie chce mnie wpuścić, bardzo chętnie zadzwonię do niego i powiem, że mamy tutaj proble—
Oj nie, nie trzeba.
Nie trzeba?
Oczywiście, że nie. Skoro prezes osobiście zaprosił, to proszę bardzo. Brązowe drzwi na końcu korytarza w tamtą stronę — wskazała odpowiedni kierunek nieco rozdyganą dłonią, a Pilar zaczęła się szczerze zastanawiać, czy recepcjonistka tak z zasady bała się konsekwencji, czy może jednak Wyatt miał za uszami o wiele więcej niż transport ciał w kontenerze.
Dziękuje — Stewart uśmiechnęła się już po raz ostatni i łapiąc za kubek, wyzerowała zimną kawę, a następnie wyrzucając puste opakowanie do pierwszego lepszego kosza ruszyła do wyznaczonych drzwi.
Trzy puknięcia.
Delikatne naciśnięcie klamki.
Galen Wyatt? — weszła niepewnie, przyglądając się mężczyźnie za biurkiem. — Można? — uśmiechnęła się kokieteryjnie, pozwalając, by na twarz wypłynęły charakterystyczne dołeczki. Pchnęła drzwi jeszcze szerzej, wchodząc do środka i bez pytania rozsiadła się na jednym z fotelu tuż przed biurkiem.
Wygodne — skomentowała mebel, rozglądając się dookoła, a kiedy natrafiła na zaskoczone spojrzenie Galena, przechyliła głowę. — Śledcza Pilar Stewart — przedstawiła się w końcu, przyglądając mu się uważnie i jego reakcji. — Chciałam pogadać.

Galen L. Wyatt
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

- 24 -





Wyatt wrócił do biura, chociaż wszyscy, nawet dozorca, patrzyli na niego podejrzliwie, był pewny, że cała firma widziała już jego zdjęcie w kajdankach w jednym z brukowców, ciekawe... ile z tych osób później czytało przeprosiny, które wydrukowali. Sam ich nie czytał.
Prawniczka radziła mu nawet żeby ich pozwał za zniesławienie, radziła mu też żeby pozwał tego policjanta od którego dostał w gębę, zrobiliby obdukcję i nie miałby szans się wybronić. Ale Galen nie zamierzał tego robić, nie zamierzał nawet iść z tym siniakiem pod okiem do lekarza. Szedł z nim dumnie przez firmę, z podbródkiem uniesionym wysoko, w tym swoim idealnie skrojonym garniturze, w białej, nieskazitelnej koszuli, bo przecież miał być lwem, obiecał to Cherry. Zresztą powinien się już chyba przyzwyczaić do tego, że o nim gadają. O jego romansie z sekretarką na przykład, a teraz o tym, że robił interesy z mafią. O ile w tym pierwszym było ziarno prawdy, to to drugie było kompletną bzdurą, ale rano znalazł na swoim biurku kilka wypowiedzeń. Właściwie nawet go to nie obchodziło. Śmieci się same wyniosły, czy jakoś tak...

Kilku kontrahentów odwołało też swoje spotkania i chyba to dotknęło go najbardziej, bo w momencie kiedy on już wybielił się z niektórych swoich błędów, kiedy już ta jego reputacja zdawała się wyglądać lepiej, to znowu na niego spadało takie gówno. Czuł w kościach, że na tym straci, a na to sobie nie mógł pozwolić. Od rana wisiał na telefonie, wideokonferencje i umawianie spotkań, jedno za drugim. Spotkań na których będzie się tłumaczył i płaszczył przed nimi, żeby tylko nie zerwali umów. Na samą myśl o tym skręcało go w żołądku. Chyba będzie musiał pogadać ze swoją prawniczką, żeby mu doradziła jak ma się bronić, w końcu nie mogli zerwać umowy z takiego powodu. Nie był oskarżony. Nic na niego nie mieli.
Mimo to czuł się dzisiaj tym dniem wyczerpany, czuł się jakby był winny, albo jakby cały świat chciał, żeby był. Bo tak byłoby prościej. Bo to nawet do niego pasowało. Galen Wyatt i jego kolejne grzechy. Idealny kozioł ofiarny.


Zamknął laptopa i oparł łokcie na biurku, dotknął skroni, potrzebował kawy, a najlepiej, to żeby ten dzień się wreszcie skończył, ale wtedy klamka opadła, a w drzwiach stanęła TA POLICJANTKA. Jego niebieskie oczy mimowolnie zatoczyły koło. Jeszcze jej mu tutaj brakowało. Uniósł jedną brew i nabrał powietrza w płuca, ale uszło z niego ze świstem, gdy nie wszedł za nią ten jej partner. To już by była przesada i może nawet Wyatt mógłby wezwać ochronę, a później złożyć ten pieprzony pozew, dla świętego spokoju.
- Skoro już tu Pani jest... - rzucił, ale nawet nie podniósł się z miejsca, wyprostował się tylko na tym swoim fotelu prezesa. Jego gabinet był raczej surowy, kilka stalowych rur przy suficie, oszklone ściany, a po środku duże dębowe biurko, po jednej stronie jego fotel, po drugiej dwa, na których rozmawiał z kontrahentami, stolik, ten od podpisywania ważnych dokumentów, i barek. Powiódł za nią spojrzeniem, a na ten jej komentarz na temat fotela, uśmiechnął się krzywo.
- Czarny orzech i włoska skóra licowa, podejrzewam, że nie macie takich na posterunku - rzucił patrząc jej w oczy. Czy był zaskoczony? Może tylko tym, że przyszła tutaj bez swojego goryla?
- Tak, pamiętam Pani nazwisko. A Pani partner... Nie zmieścił się w windzie? - może i Galen nie miał dobrej pamięci do imion, zwłaszcza tych panienek, które przewijały się przez jego apartament, ale ją zapamiętał. Nie wyciągnął jednak ręki na powitanie. Na jej słowa zerknął tylko na ten bajecznie drogi zegarek na swoim nadgarstku. Nadgarstku, na którym jeszcze był ślad po za mocno zaciśniętych kajdankach.
- Mam dziesięć minut do następnego spotkania, ale już wszystko powiedziałem - mówił spokojnie, a przez myśl mu przeszło, czy ma już wzywać adwokata, czy jeszcze nie. Na pewno Lotta nie byłaby zadowolona, że rozmawia ze śledczymi bez niej, ale w zasadzie... co mógł im powiedzieć, skoro sam wiedział niewiele.
- Jakieś postępy w śledztwie? - zapytał w końcu, no bo jednak odrobinę go to ciekawiło, czuł, że ktoś z jego pokładu zawinił. Może nawet dzisiaj złożył wypowiedzenie? Jakoś odruchowo zerknął na te dokumenty na swoim biurku.


Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
śledcza, która lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
postać
autor

Pilar nigdy nie zastanawiała się, jak to było prowadzić własny biznes. Ale co się dziwić, przez większość swojego życia, nie posiadała w kieszeni złamanego grosza, więc naturalnie nie musiała zaprzątać sobie myśli jakby tu je zainwestować. Nie uważała jednak, że bycie prezesem było trudne. Jasne, trzeba było dbać o dobry wizerunek i PR, ale przecież i od tego miał się ludzi, czyż nie? Na każdym jebanym kroku. Ludzie chodzili za tobą jak za małpą w zoo, podlizywali się na wszystkich płaszczyznach i próbowali załatwić sobie awans przez łóżko. Co mogło być skomplikowane w tak prostym życiu Cóż, zapewne dziesięć trupów w kontenerze mogło zachwiać nieco opinią publiczną, ale przecież z czym nie radzi sobie odpowiednia ilość pieniędzy?
Podejście Pilar do prezesów i właścicieli wielkich firm było zero jedynkowe. Wrzucała ich do jednego worka z Galenem na czele i nie miała z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Nawet teraz, gdy siedziała na pierdolonym fotelu z czarnego orzecha i włoskiej skóry licowej w fikuśnym gabinecie na dziewiątym piętrze jednego z najwyższych budynków w Toronto miała wrażenie, że Wyatt nie był nawet w najmniejszym stopniu wzruszony tymi utraconymi życiami, które przywiózł z Europy. Dupek.
To prawda, nie mamy takich na posterunku — rozsiadła się jeszcze wygodniej, łapiąc spojrzenie jego intensywnie błękitnych oczu. Dłonie leniwie umieściła na szóstkach oparciach i przejechała po nich opuszkami palców. — Raczej stawiamy na konkret i działanie niż fikuśna elegancję — dodała z błyskiem w oku. Czy była w tej wypowiedzi jakaś dwuznaczność? Cóż, to już postanowiła zostawić jemu do interpretacji.
Przyszłam sama — potwierdziła, to co już zdążył zauważyć. Chociaż przecież Miles mógł równie dobrze czekać za drzwiami i zainterweniować, jeśli byłaby taka potrzeba. Postanowiła jednak postawić na szczerość. Potrzebowała wzbudzić z Galenie zaufanie, a raczej nie mogłaby tego zrobić przy pomocy swojego partnera. — Także proszę się nie martwić o twarz — cmoknęła, nachylając w stronę prezesa i układając łokcie na biurku. — Mam nadzieje, że nie boli za bardzo? — spytała z udawaną troską, przyglądając mu się uważnie. Limo po uderzeniu wciąż było mocno widoczne, a siniak powoli z purpurowego zaczynał przechodzić w odcień żółci. Przez myśli Pilar przemknęła przelotna myśl, dlaczego jedna z tych jego laleczek nie nałożyła mu na tą ładną buzię tonę makijażu. Z pewnością dało się to łatwo zasłonić, a jednak wybrał chodzić z tym dumnie.
Dziesięć minut w zupełności mi wystarczy — wróciła na oparcie, wtapiając się w przeklęcie wygodny fotel. — A postępy… cóż, ciężko cokolwiek o nich powiedzieć, skoro główny podejrzany w żaden sposób nie chce współpracować z policją — wbiła w niego przenikliwe spojrzenie, jakby z jego oczu chciała wyczytać chociaż odrobinę prawdy lub czegokolwiek, co mogłoby pomóc sprawie. Na moment zapanowała intensywna cisza.
Przejdę więc do rzeczy — zaczęła ponownie, prostując się. — Jestem tutaj. Na twoim terenie. Na twoich zasadach. Chociaż równie dobrze mogłabym wezwać cię na komisariat i zrobić to samo w towarzystwie kamery, mikrofonu i trzech innych funkcjonariuszy za weneckim lustrem. Ja, jak widać, nie mam przy sobie nic — rozpięła guzik marynarki i odchyliła materiał, ukazując białą bluzkę na cieniutkich ramiączkach z której nie wystawał żaden kabelek. — Chce prawdy, Wyatt. Skoro to nie ty stoisz za tymi ciałami w kontenerze, to kto? — ponownie nachyliła się w jego kierunku. — Jest ktoś, kto chciałby cię wrobić? Masz jakiś wrogów? Co by to miało na celu?

Galen L. Wyatt
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Właściwie... wiele osób widziało Wyatta przez dokładnie taki sam pryzmat jak Pilar, a on jakoś wcale nigdy nie starał się tego swojego wizerunku ocieplić, właściwie to można by dać mu koronę króla dupków i posadzić go na tronie z tej włoskiej licowej skóry. Wszystko by się zgadzało. Romanse, imprezy, życie proste i przyjemne, za pieniążki ojca. Tak chyba o nim pisali na jakimś kanadyjskim pudelku?
Prawda była jednak zgoła inna i tylko sam zainteresowany wiedział, jak wypruwał sobie nie raz żyły, żeby ojciec nie spojrzał na niego i nie powiedział, dostałeś firmę i zawaliłeś, tego się spodziewałem.
Nie mógł zawalić, bo nie mógł dać staremu Wyattowi tej satysfakcji. Odkąd prowadził ten cały syf, to podpisał kontrakty z Teksasem, z Tokio, a teraz chciał również zawojować Europę. Szkoda tylko, że teraz najprawdopodobniej tam będą kojarzyć Northex z trupami w kontenerach na statku. Walczysz o każdy kontrakt, zachwalasz tę swoją stal, jakby była darem od Boga, a tu ktoś pakuje do Twojego kontenera jakieś biedne kobiety i to nie jedną, tylko dziesięć. Żałował ich, ale co miał zrobić? Usiąść i płakać nad ich losem? W jego firmie pracowały setki, może tysiące ludzi, nie w samym Toronto przecież, może w jakimś Tokio małe japońskie dzieci właśnie czekały na ojca, który miał im przynieść do domu worek ryżu z pensji, którą wypłacał mu właśnie Wyatt, przecież nie mógł ich zawieść.
- Na posterunku macie okropne krzesła - wiedział coś o tym bo siedział na takim prawie dwie doby, jeszcze czuł na plecach te rurki, które wbijały mu się w kręgosłup - czy te najgorsze dajecie kryminalistom, żeby ich złamać? - znowu zawiesił na niej spojrzenie, na jej ciemnych tęczówkach. Uśmiechnął się delikatnie, kiedy powiedziała, że przyszła sama, cieszył się, że rzeczywiście nie ma jej partnera? A może to było ukłucie satysfakcji spowodowane tym, że wyczuł, że ktoś tutaj boi się pozwu?
Albo jeszcze gorzej... teraz ona będzie przed nim zgrywać dobrego glinę?
Zmarszczył brwi, kiedy powiedziała o tym jego siniaku, nie bolał, ale za każdym razem gdy spojrzał w lustro, a w tym gabinecie ściany były z pierdolonego szkła, to przypominał sobie o tym dlaczego zarobił. A zarobił właściwie słusznie. To nawet było gorsze niż jakby znęcał się nad nim jakiś walnięty przemocowy glina. Chociaż z drugiej strony słyszał już w holu, jak jakieś recepcjonistki żałowały go, więc... Coś za coś.
- Nie złożyłem pozwu, czy to jest cel Pani wizyty, śledztwo na temat mojej skargi? - znowu strzelił oczami. Galen miał hopla na punkcie swojego wyglądu, na punkcie swojego wybujałego ego, więc to wytykanie mu tego ciosu, było... ciosem poniżej pasa, zirytowało go. Znowu zerknął na zegarek, dziesięć minut może wytrzyma.
Ściągnął usta w wąską linię...
- Już powiedziałem Pani koledze, że gdybym miał do zakopania trupa, to na mogile nie zostawiałbym swojej wizytówki - może nie tymi słowami to wtedy powiedział, może brzydszymi i za to dostał w ryj? Ale sens był ten sam. Po cholerę miałby wkładać zwłoki do swojego kontenera. Tę ciszę, która między nim zapanowała przerywało jedynie ciche brzęczenie wibracji w jego telefonie, na biurku, przed nim. Dobijali się do niego, ale Galen był jednak słowny, obiecał jej to przeklęte dziesięć minut, więc tyle czasu jej da.
Na to czekał, aż przejdzie do rzeczy, nawet w pierwszej chwili chciał ją pospieszyć gestem ręki, tym, którym pośpieszał tych swoich podrzędnych pracowników ze słowami: czas to pieniądze Cal. Ale jednak tego nie zrobił, uniósł tylko jedną brew słuchając jej słów. Podrapał się po brodzie pokrytej kilkudniowym, ale idealnie przyciętym zarostem.
- Teraz mam się poczuć bezpiecznie? Bo Pilar Stewart weszła do klatki lwa bez broni i bez podsłuchu i liczy, że teraz będzie się z nim bawić jak z potulnym kotkiem? - pokręcił głową z udawanym niedowierzaniem, a potem nabrał powietrza w płuca ze świstem - sam chciałbym to wiedzieć, ale chyba Ty tutaj jesteś gliną Pilar? - znowu utkwił w niej te niebieskie tęczówki. Jak tak będą prowadzić śledztwo to szybciej on sam do tego dojdzie. Na to pytanie o wrogów parsknął gorzkim śmiechem, krótko, potem oparł łokcie na biurku i pochylił się w jej kierunku.
- A kto ich nie ma? Każdy ma jakiś wrogów, a im więcej masz pieniędzy, tym jest ich więcej, możesz mi wierzyć. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile osób chciałoby żebym zdechł - lista była długa... jak paragon z biedronki. Ale taka praca, żeby Northex wygrywał przetargi, to ktoś musiał je przegrać. A do tego jeszcze te wszystkie desperatki, którym Wyatt dał kosza. Dochodzili też ich zazdrośni kochankowie. Dwa paragony z biedronki i to takie na kilka stówek, jak nic.

Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Kanadzie”