- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Nagle zaczął mieć wątpliwości co do tego wszystkiego, a może on wcale nie kocha Cherry?
Akurat co do tego to nie miał wątpliwości.
Ale może oni nie są gotowi na dziecko? Na pewno nie są, bo są piękni, młodzi i bogaci. Po co im dziecko?
Galen tak naprawdę to chciał mieć syna i chociażby się w życiu do tego nie przyznał, to naprawdę przez tą krótką chwilę, kiedy mu o tym powiedziała, to się ucieszył, tylko że teraz z tej radości to pozostał jakiś krzywy wyraz i wątpliwości.
Kiedy zapytała jak ten test, to pokazał jej dwie kreski, ale bez zbytniego entuzjazmu, chociaż serce wciąż mu waliło jak szalone. Czyli tak? Podniósł się nieco, żeby spojrzeć na pozostałe testy. Z tych dziesięciu tylko jeden był jakiś niewyraźny, to i tak było dziewięćdziesiąt procent. Przerażająco dużo. Jakby mu ktoś powiedział, że ma jakiś kontrakt na dziewięćdziesiąt procent, to wiedziałby, że już go ma w kieszeni.
Czyli dziecko też będzie?
Oparł się o oparcie kanapy, a jego wzrok padł na Cherry. Zmarszczył brwi, ściągnął usta, chciał i nie chciał jednocześnie.
- Chcę... - rzucił i oparł ręce na jej dłoniach - a może nie chcę... - zacisnął palce na jej i spuścił wzrok gdzieś nie podłogę - nie wiem Cherry, bo chciałem, ale to jest twoja decyzja i ja nie mogę jej za Ciebie podejmować - każde słowo mówił powoli, spokojnie. Starał się. Ale tak naprawdę nie był wcale spokojny. Galen Wyatt zostanie ojcem? Przecież jak się ludzie dowiedzą, to nikt w to nie uwierzy.
Ale w zasadzie to co go obchodzili ludzie?
- A czego Ty chcesz Cherry? - zapytał w końcu, no bo jednak teraz to ona musiała zadecydować, czy chce przez to wszystko przechodzić, a Galen to mógł... tylko ją wesprzeć. Liczyć na to, że nie ucieknie, gdy znowu coś zacznie się dziać. Ale nie chciał od niej uciekać, już nigdy.
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Słowa Galena były dla niej niczym płachta jak byka. Co znaczyły jego słowa? Pierwszy raz od dawna chciała wpierw usłyszeć jego zdanie, zanim sama zacznie uciekać. Przerażało ją macierzyństwo. Ojciec nie będzie zadowolony z bękarciego dziecka wraz z jej współpracownikiem. Co mogłaby powiedzieć, serce waliło jej zdecydowanie zbyt mocno, kiedy zaczynała zastanawiać się na temat konsekwencji własnej decyzji. Wyatt niczego jej nie ułatwił. Nawet do głowy jej przyszło, że mogłaby przez to wszystko stracić własne dziecko, firmę. Z drugiej strony kiedy o wszystkim się dowiedziała, chciała spróbować. Czy życie nie było łatwiejsze, kiedy zaczynała myśleć jak Wyatt? Wszystko albo nic.
— Jezu, Galen chcesz i nie chcesz? — spytała finalnie dość mocno, marszcząc przy tym brwi. Przechyliła nieznacznie swoją głowę, czekając na jego wytłumaczenia. Potrzebowała ich, by móc przeanalizować sytuację. Postawić plusy i minusy. Chociaż w głowie się jej delikatnie zakręciło, kiedy chwycił jej rękę. Była taka opanowana — dlaczego? — dopytała, unosząc wzrok na Wyatt'a. Kolejne jego słowa budowały w niej dziwną pewność siebie. Dał jej decydować, to dla niej sporo znaczyło — skoro Cię pytam, to zależy mi na twoim zdaniu. To nie może być tylko moja decyzja — powiedziała finalnie bardzo spokojnym głosem, unosząc głowę, by móc spojrzeć mu prosto w oczy. Jedną ręką chwyciła go za brodę, by spojrzał na nią. Przez dłuższy moment siedziała w ciszy, szukając odpowiedzi w jego niebieskich oczach. Znów przypominały dla niej ocean, a nie chłodny lód.
— ... Spróbujemy być rodzicami? — spytała powoli, lekko zdenerwowanym głosem. Ta cała sytuacja wydawała się być abstrakcyjna. Tylko nie chciała w tym momencie uciekać od Galena, a na pewno nie chciała usuwać. Co jeśli pojawiłyby się wyrzuty sumienia? Może powinni brać ze świata wszystkimi garściami, którymi mogli.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Jeszcze kilka godzin temu tak właśnie myślał, że to jest proste, kocha go, albo go nie kocha, bo coś się czuje, albo nie czuje, ale teraz galen Wyatt miał już wątpliwości. Bo kiedy w grę wchodzi dziecko, to trzeba podejmować jakieś decyzje za siebie, za to dziecko. A teraz ona jeszcze chciała, żeby on je podejmował za nią?
No przecież to ona będzie musiała przez dziewięć miesięcy nosić pod sercem... jakiegoś małego pasożyta. Bo to już nie jest cud narodzin, małe śliczne bobo, jak te, które się do nich uśmiechają z tych opakowań po testach ciążowych. Galen to teraz sam nie wiedział jak to określić. Wyrzeczenia? Zmiany? Powikłania?
Wbił spojrzenie intensywnie niebieskich tęczówek w stół z tymi testami.
- Chcę - powiedział to pewnym siebie głosem, a później przeniósł spojrzenie na nią - ale nie chcę, żebyś przez to rezygnowała z siebie, czy coś. Bo znowu później będziesz mieć mi za złe, że wymuszam na Tobie jakieś decyzje - jak z tym wyznaniem miłości, w końcu padło, ale nie był usatysfakcjonowany, bo je na niej wymusił. Z dzieckiem też prosto było powiedzieć, że go chce, ale przecież to ona będzie przez to przechodzić. Ona w którymś momencie może pożałować i go za to znienawidzić. Nie chciał, żeby go znienawidziła. Mógł ją wspierać i stać z boku, ale nie mógł jej inaczej pomóc, na dużo rzeczy tutaj Galen nie miał wpływu. A on nie lubił nie mieć wpływu, nie lubił tego braku kontroli. Na który Cherry go wystawiała raz, po raz.
- To właśnie musi być Twoja decyzja, bo Ty poświecisz więcej niż ja, co z firmą? I co z Twoim ślubem? Co z Twoim ojcem? - no tak, nie dawało mu to spokoju, że oprócz tych zmian, to zaważy też na innych życiowych aspektach. Wyatt w tym momencie nie poświęcał wiele... A właściwie co, reputację kobieciarza i dupka? Rezygnował z tych innych panienek, z tego życia od weekendu do weekendu, żeby poimprezować do białego rana? Żeby się spić, naćpać i zabrać do siebie jakąś Cindy, czy Mindy, a na drugi dzień wystawić ją z kwitkiem za drzwi?
Tylko... czy on nie był gotowy z tego zrezygnować dla Cherry już wcześniej? W tym momencie, w którym wyznał jej miłość? Albo jeszcze wcześniej, gdy zaprosił ją na tę wycieczkę na Lanzarote? Przecież mógł zaprosić tę blondynkę, która wpadła mu w oko zanim pojawiła się Marshall. A kiedy powiedziała, że ma wątpliwości też mógł szukać miłości gdzieś indziej. Tylko Galen Wyatt nigdy nie był w tym dobry. Bo jego serce nigdy nawet nie drgnęło, gdy pieprzył w apartamencie jakąś piękną Dolores.
A wystarczyło, że spojrzał w oczy Cherry i serce waliło mu w piersi jak szalone. Utkwił niebieskie tęczówki w jej spojrzeniu, w tych ciemnych, pięknych oczach. Porównanie do oceanu było trafione, ale teraz jakiegoś takiego... wyjątkowo spokojnego.
- Jeśli chcesz, to tak - odpowiedział na jej słowa i sięgnął dłonią do jej policzka, żeby ją po nim pogłaskać, a potem oprzeć palce na jej karku, chciał ją pocałować, ale zamiast tego, oparł czoło o jej skroń - ale zrobiłem coś głupiego... - powiedział i westchnął ciężko.
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Pasożyt to całkiem dobre sformułowanie. Wysysa z organizmu matki wszystko, co jest ważne i potrzebne. Kobieta potrzebuje co najmniej roku, by wrócić do czasu sprzed ciąży. No zdawała sobie z tego sprawę. Całe życie się jej zmieni, a jednak zastanawiała się nad tym stosunkowo poważnie. Nigdy wcześniej nie była w potwierdzonej ciąży. Jeszcze niedawno zastanawiała się, czy Galen od niej nie ucieknie, a ona zostałaby z tym sama.
Za to on chciał tego dziecka. Nie potrafiła go zrozumieć. Wydawał się tego pewny, a jedyne jego wątpliwości dotyczyły jej. Znowu zobaczyła inne oblicze Galena. Tym razem to dobre, w którym martwi się o nią i jej świat.
— A będziesz mnie w tym wspierał? — spytała, spoglądając na niego badawczo. Potrzebowała mieć jakiegoś zapewnienia, że nie zostanie w tym wszystkim sama. Coraz bardziej przepadała w objęciach Galena, jego świat wydawał się tak prosty i banalny. Albo czegoś chciał, albo wręcz przeciwnie. Ciekawe, co na to jej koleżanka, do której miał zadzwonić? Może Cherry powinna wyczyścić, niektóre znajomości — ale wiesz, że teraz nie chcę słuchać o mnie tylko twoje zdanie? To będzie też twoje zobowiązanie — powiedziała miękkim tonem, obserwując jego mimikę twarzy. Zaskakujący był dla niej brak jakiegokolwiek zawahania. Naprawdę przejmował się jej ciałem. Ciekawe, co by powiedział, gdyby usłyszał, że w trakcie porodu mogłaby umrzeć. Takie sytuacje też się przecież zdarzają. Kiedyś dla kobiet poród mógł równać się ze śmiercią. Opieka medyczna na szczęście poszła do przodu, a Cherry z Galenem mogli pozwolić sobie na własny zespół lekarzy.
— Będę pracowała z domu, a mój brat... — ciężko jej to przechodziła przez usta, aż zadrżała z zniesmaczenia. Cyrus i Corey nigdy nie byli zainteresowani prezesurą, za to... ten ostatni tak. On byłby w stanie pokierować firmą — najwyżej chwilowo przejmie obowiązki prezesa — tymczasowego! Aż Cherry nie wróci na nogi, choć wolałaby oddać firmę Galenowi. Jego oskarżenia go z niej wykreślały. Handel ludźmi, cudowny kandydat na ojca dziecka — nie chcę teraz myśleć o ślubie i ojcu. Przecież ten ślub to i tak tylko podkładka — mruknęła, marszcząc brwi i wbijając spojrzenie w Galena. Wszystko każdy na niej wymuszał, a teraz chciała postąpić... po prostu dobrze, tak jak należało to zrobić od samego początku — nie mam z niego radości — nawet tamta sukienka nic jej nie dała. Nabrała odrobinę powietrza do płuc. Powoli oddychała. Trudno było jej to tak bezpośrednio komunikować. W jej głowie panował chaos, a im dłużej myślała... tym bardziej była na tak. Jakby organizm sam podjął za nią tę decyzję.
— To spróbujmy, zrobię test krwi... i mamy czas — odpowiedziała spokojnym, miękkim tonem, przymykając oczy. Nie musieli tej decyzji podejmować dzisiaj. Mieli jutro, pojutrze, może zmieni się im to wraz z czasem? Ważniejsze, że mogli razem podejmować tę decyzję — co zrobiłeś? — spytała poważnym tonem, wbijając w niego chłodne spojrzenie. Cała spoważniała, odsuwając się na niego na moment. Potrzebowała usłyszeć, co się dzieje, bo miała już różne scenariusze w głowie.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Uniósł jedną brew na jej pytanie, jego dłoń głaskała jej plecy, z czułością, a jednak delikatnie.
- Jeśli mi powiesz jak, to oczywiście - bo w tej chwili Galen nie wiedział, co mógłby zrobić. Może przynieść jej o północy ramen, bo taką miała zachciewajkę? Mógłby.
Wiedział, że chciał ją wspierać, że na pewno jej z tym samej nie zostawi, bo mimo wszystko Galen brał odpowiedzialność za to co robił. No może nie licząc tych jego spontanicznych spotkań, ale to była zupełnie inna bajka.
W firmie był odpowiedzialny, dotrzymywał zobowiązań. O rzeczy ważne umiał zawalczyć, umiał się uprzeć. W tej kwestii też był uparty.
- Na ile będę mógł to Ci pomogę Cherry, bo... - nabrał w płuca powietrze, a jego dłoń wylądowała miękko na jej policzku - chcę mieć z Tobą dziecko - powiedział to patrząc jej prosto w oczy. Żeby tylko znowu nie za szybko, nie zbyt dosadnie? Jak ją znowu wystraszy? Pogładził kciukiem jej policzek.
- Ale to wiesz, to nie jest jakaś wiążąca umowa. Możesz zmienić zdanie, zadecydować inaczej, tylko, żebyś wiedziała - dodał zaraz, a te niebieskie tęczówki wciąż utkwione były w jej oczach. Przesunął dłonią niżej na jej szyję, a później na ramię, gdzie oparł rękę w jakimś takim pokrzepiającym geście.
- Jeśli Twoi bracia będą potrzebować pomocy, to ja im pomogę ze wszystkim. Wystarczy, że wiesz, ktoś podpisze dokumenty, ale ja je mogę przeglądać. Panele fotowoltaiczne nie mogą tak bardzo różnić się od stalowych konstrukcji - różniły się, zupełnie inny rynek, chociaż miał też sektory wspólne. Ale w zasadzie jeśli chodzi o takie rzeczy, to Galen nigdy nie miał z tym problemu, i tu, i tu były cyferki, były pieniądze, a na tym się znał. Kiedy wspomniała o ślubie, to jego dłoń znowu zsunęła się niżej, na jej talię, przyciągnął ją do siebie mocniej, wtulił się w nią.
- Ale... Cherry będziesz musiała pomyśleć o ślubie, tylko takim, nieudawanym? Nie wiem, może będzie z niego trochę radości? - wtulił się w nią i spojrzał tak z dołu. Był pewny, że zrozumie co sugeruje, ale akurat w pewnych względach Galen Wyatt był staroświecki, a to, że chciał mieć z nią dziecko równało się temu, że chciał się z nią ożenić. Nie będzie dawał dziecku bez ślubu swojego nazwiska. Zrobiłby to. Ale jednak skoro już się na tyle określił, na takie kroki zdecydował, to mógł wrócić temat ślubu... I pierścionka, który wyrzucił.
Skinął głową, kiedy powiedziała, że spróbują, że mają czas. Ale Galen czuł, że wcale tak dużo czasu nie ma, bo teraz musi się jej oświadczyć, a potem ślub, a potem trzeba jeszcze zdecydować gdzie zamieszkają, w willi jego rodziców na przykład? A potem trzeba się zastanowić nad wieloma kwestiami dotyczącymi wychowania dziecka! Wcale nie mieli tak dużo czasu. Ale najpierw to musiał znaleźc ten pierścionek.
Na jej pytanie ściągnął usta w wąską linię.
- Wyrzuciłem zaręczynowy pierścionek mojej babki... - powiedział i skrzywił się. Ale to był impuls, Cherry dała mu kosza, a on... On wiedział, że żadnej kobiecie nie będzie chciał go dać, więc nie był mu potrzebny.
Posadził ją obok siebie na kanapie.
- Muszę go znaleźć. Ile w okolicy może być lombardów? Tylko, że mogli go sprzedać nie w okolicy. Może zgłosić to na policję? - wstał i wyjął z kieszeni telefon, albo chciał wpisać w google te lombardy, albo dzwonić do znajomej pani detektyw, albo zapytać chat gpt co teraz ma zrobić, zerknął jednak na Cherry, bo może mu coś doradzi?
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
— Ale wiesz, że ja nic nie wiem? — spytała, robiąc wielkie oczy i wzdychając ciężko — może zacznijmy od trzymania mnie za rękę w trakcie pobierania krwi i... wspólnej wizyty u ginekologa? — już sama wizyta u lekarza wydawała się być dla niej dużym przekroczeniem pewnej bariery. Była przyzwyczajona do corocznej cytologii, USG piersi, a potem wracała w następnym roku. Teraz miała się to zmienić. Będzie spędzała miesiąc w miesiąc na klozetce ginekolożki, by mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Aż nabrała powietrza w płuc, bo stresowało ją to. Była silna, ale gdy przychodziło do lekarzy i medycznych procedur nogi się jej uginały ze strachu.
— Jesteś kochany — odpowiedziała, słysząc jego słowa. Nie znała, jak dotąd takiej strony Wyatt'a. Chyba zaczęła rozumieć, dlaczego tak szybko wyleciał do niej z uczuciami. Był jak ogień. Trawił wszystko, ale jednocześnie płomieniami chronił to, co należało do niego. Bardzo cudowne uczucie, nawet dla niej samej — ja też chcę mieć z Tobą dziecko — powiedziała lekko nerwowym głosem, dalej bojąc się jego reakcji. Tylko naprawdę to czuła. Jakby świat nagle przewrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, a ona nagle poczuła niewyobrażalne szczęście. Ta rozmowa przyszła im tak naturalnie, że nie byłaby w stanie wydusić z siebie nic innego.
— Tak wiem, że to moje ciało, ale brzmisz, jakbyś to ty był niezdecydowany — zaśmiała się nerwowo Cherry, czując jego rękę na własnym ramieniu. Cała sytuacja wydawała się bardzo patetyczna, chyba czas ją zepsuć? Nie samym dramatem ludzie żyją — to teraz uciekniesz, czy ja mam Cię odepchnąć? — zażartowała Marshall, wpatrując się w jego oczy z entuzjazmem. Jeszcze tak niedawno nawzajem to sobie wyrzucali. Teraz? Siedzieli wtuleni w siebie, mówiąc, że chcą mieć ze sobą dziecko. Dziwne jest ironia życia.
— Różnią się — odpowiedziała, wbijając w niego wzrok. Tym razem całkiem poważny, bo tylko w ten sposób mogła traktować firmę — poradzą sobie, ale jeden może chcieć przejąć firmę — wyrzuciła to z siebie, wzdychając ciężko. To właśnie ten brat był powodem jej ślubu. Takiej decyzji. Gdyby miała przepychać się łokciami tylko z Cyrusem i Cordianem na spokojnie dałaby radę. Całą sobą przechodziłaby między nimi, niszcząc ich w międzyczasie. Z tym trzecim nie mogła. Był on jej jedyną wątpliwością, kiedy chodziło o ciążę.
— Galen, jeśli w ten sposób się oświadczasz, to moja odpowiedź brzmi: nie. — odpowiedziała, wtulając się w niego mocniej. Wręcz kurczowo. Mocniej ścisnęła go za koszulę — ale może nawet bym się cieszyła, gdybym kochała mojego narzeczonego — dodała po chwili, mając nadzieję, że nie wyrwie się jej z objęć. Drażniła się delikatnie z nim. Musiał zdawać sobie z tego sprawę. Nie przyjmie tej sprawy tak prosto, zaledwie machając na nią ręką. Dalej chyba lubiła te słowne przepychanki z nim. Nie mogło być zbyt pompatycznie.
— Co zrobiłeś? — spytała, otwierając szczerzej buzię i unosząc wysoko brwi. Takie pierścionki kosztowały krocie. Można by mieszkanie za nie kupić. Może pierścionek zaręczynowy jej matki nie był tak drogi, ale wiedziała, ile kosztuje jej własna biżuteria. — możesz to zgłosić na policję... Dlaczego go wyrzuciłeś? — znała odpowiedź: przez nią. Nie zadowalała go jego wypowiedź. Czas. Naprawdę się dla nich liczył, ale jakby właśnie przyśpieszył.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- No to... Przejdziemy przez to razem po kolei, ten ginekolog chyba powie co trzeba dalej robić? - wiadomo, że Wyatt i tak to sprawdzi w Internecie dwadzieścia razy i pewnie skonsultuje z każdym możliwym modelem sztucznej inteligencji, a może nawet zatrudni sobie prywatnego konsultanta do spraw ciąż i porodów. To też byłoby w jego stylu.
Na to stwierdzenie, że jest kochany uniósł jedną brew. Nigdy nie słyszał czegoś takiego. Jesteś dupkiem, jesteś wkurwiający, albo jesteś nienormalny. Jesteś przystojny, jesteś gorący, jesteś wyuzdany. No dużo różnych określeń, więcej tych negatywnych. Ale kochany? Co to znaczy? Że taki, że da się go jednak kochać?
Na jej kolejne słowa uśmiechnął się jednak szeroko, trochę jakoś inaczej niż zazwyczaj, może tak jak się uśmiecha facet kochany, a nie taki pewny siebie dupek?
- No to... naprawdę się cieszę Cherry - cieszył się. Cieszył się jak dziecko, tak jak wtedy kiedy dostał kluczyki od Porsche, albo wtedy kiedy na tych szklanych drzwiach do jego gabinetu grawerowali - Prezes Galen Wyatt. Mało było takich chwil w życiu Galena, a tym bardziej mniej takich, w których chodziło o rzeczy inne niż te materialne.
- Ale to ciało bardzo mi się podoba, i bardzo bym chciał o nie zadbać - spojrzał na nią z ukosa trochę zaczepnie. Czy to, że Charity Marshall zostanie matką jego dziecka powinno go jakoś nakręcać? Bo chyba tak właśnie to działało, że ona z Bogini awansowała na jakiś, Cud?
Wywrócił oczami na jej kolejne słowa, ale finalnie się uśmiechnął, tym swoim specyficznym uśmiechem, pewnego siebie Galena Wyatta.
- Zaczekaj sprawdzę w tabelce czyja teraz kolej, zrobiłem ją w Excelu - rzucił, ale nie uciekał, zamiast tego musnął wargami skórę na jej ramieniu. Chyba lubił jak Cherry się tak z nim drażniła. Sam też lubił te ich docinki. Jeszcze bardziej go nakręcała.
- Nie... przejmie jej. Nie pozwolimy mu - powiedział z poważną miną. No taka fuzja Charity Marshall i Galen Wyatt to naprawdę mogła być nie do pokonania. Nawet przez tego najlepszego z braci. A teraz Galen naprawdę mówił o jej firmie, jakby miał do tego trochę jakieś prawa. Chociaż to nie o to chodziło, po prostu on teraz już z niczym jej nie zostawi samej, nawet z tym zaciętym bratem, który chciałby przejąć firmę.
Jej kolejne słowa sprawiły, że parsknął śmiechem, podrapał się po brodzie.
- Mówisz jakbyś mnie nie znała... - rzucił, bo akurat z tej strony to chyba zdążyła go poznać, Galen był wybuchowy i czasami działał impulsywnie, zazwyczaj, ale jeśli chodziło o jakieś takie wzniosłe sytuacje, to wszystko miał zaplanowane od A do Z. I uwielbiał robić wrażenie. Jak ta wycieczka na Lanzarote, kolacja na plaży, wycieczka do winnicy. Jak obserwowanie gwiazd z starej, zjawiskowej willi Wyattów.
Ciekawe co wymyśli na zaręczyny.
- Teraz Ty mi musisz dać czas... Żebym znalazł ten pierścionek - powiedział, kiedy sadzał ją na kanapie. Na jej pytanie zatrzymał się tuż obok.
- Odzyskam go, to przecież nie jest taki zwykły pierścionek, nie spieniężą go w pierwszym lepszym lombardzie... - powiedział, ale trochę go to przerażało, bo może w ogóle go nie spieniężą, kto ma tyle siana, żeby go kupić? Gorączkowo myślał do kogo może zadzwonić, może ten jubiler, który go stworzył, może ktoś będzie chciał go tam wycenić? Ale czy on w ogóle jeszcze żyje?
- Bo nie był mi potrzebny. Ty go nie chciałaś, to co miałem z nim zrobić? - to było proste. Nie spodziewał się wtedy takiego obrotu spraw. Schylił się, żeby oprzeć obie ręce na jej policzkach, pocałować ją w czoło.
- Cherry, muszę iść, znajdę go i wrócę - powiedział, spotkania i tak dzisiaj odwołał, albo poprzekładał na jutro, więc mógł na to poświęcić trochę czasu, bo jutro nie będzie go miał wcale. Zamyślił się.
- Albo Ty przyjedź do mnie, bo ja jutro muszę być w biurze o czwartej - powiedział i z kieszeni wyjął kartę do apartamentu. Pewnie wpuściłby ją odźwierny, ale jej nie znał, mógłby się zastanawiać, bo Galen jednak dawał mu dobre napiwki za to, żeby nie wpuszczał tych wszystkich panienek, które o niego pytały.
- Przyjedziesz? Z Koko? - zapytał patrząc jej w oczy. Karta do apartamentu i to pytanie... Czy to też był jakiś nowy level ich relacji? Dla Galena tak jakby. Bo on nigdy żadnej kobiety do siebie nie zapraszał. Zawoził je tam, a potem... to je wypraszał, i tyle.
Cherry Marshall
/koniec -> jedziemy do galena

